32 - Tabu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ferie w Dolinie to było to, czego potrzebowałam. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko Roberta, ale Aga z Markiem dbali o to, żebym miała dostęp do Internetu i mogła do woli gadać ze swoim chłopakiem, kiedy oni spędzali czas ze sobą.

Zatrzymałam się u Agnieszki. Jej rodzice przywitali się ze mną ciepło, więc domyśliłam się, że ta mała wojna między nami była przed nimi dobrze ukryta. Ja zaś czułam się u nich jak u siebie w domu, bo zdarzało mi się już nocować u mojej przyjaciółki nie raz. Natychmiast przypomniały mi się nasze imprezy piżamowe z dawnych czasów. U mnie nigdy nie było warunków na „pyjama party", więc korzystałyśmy z mieszkania Agi i luksusu w postaci pokoju tylko dla siebie bez konieczności dzielenia go z dwiema siostrami.

– A gdzie Marek? – zagadnęłam Agnieszkę podczas rozpakowywania.

– Przyjdzie później. Zapowiedziałam mu, że muszę się z tobą nagadać. Jak dziewczyna z dziewczyną. Zanim wpuścimy tu jakiś testosteron.

– Czyżbyś miała jakieś dziewczyńskie tematy do obgadania, które nie są przeznaczone dla uszu faceta?

– Czy ty właśnie świntuszysz, czy mnie się tylko wydaje? – Aga spojrzała na mnie zaskoczona, a ja zaczęłam się śmiać. Jeszcze nie tak dawno temu pewnie bym się spaliła ze wstydu i nadal nie był to dla mnie temat szczególnie komfortowy, więc obrócenie tego w żart można by nazwać ogromnym postępem.

– Wydaje ci się. Nie wiem, czy chciałabym rozmawiać o intymnych szczegółach waszego pożycia... – Skrzywiłam się. – Bądź co bądź, znamy się od pieluch. I pewne sprawy powinny pozostać tajemnicą.

– Jesteś pewna, że nie chcesz posłuchać, co... – Zaczęła Agnieszka, ale zatkałam sobie uszy.

– Cokolwiek Marek ma w spodniach, nosił to kiedyś w pieluchach!

Aga zaczęła się skręcać ze śmiechu.

– A co twój chłopak ma w spodniach? – zapytała po chwili, kiedy już się uspokoiła.

Zaczerwieniłam się okropnie. A dopiero co pochwaliłam się za postępy w tym temacie! Postęp? Guzik, nie postęp!

– Przypominam ci nieśmiało, że znaliśmy się dość krótko. A spotykaliśmy przez jakieś dwa tygodnie. Jeśli myślisz, że wiedziałabym po tym czasie, co on ma w spodniach, to chyba pomyliłaś mnie z kimś innym!

– Ach, racja... Wy będziecie czekać do ślubu... Pamiętam, jak mówiłaś...

– Co mówiłam?

– Że cnotę oddasz tylko swojemu mężowi.

– No, rzeczywiście mówiłam kiedyś coś takiego... – przyznałam. – Ale czy muszę z tym czekać do ślubu, jeśli poznam go wcześniej?

– Ty świntuszysz! – Ucieszyła się moja przyjaciółka.

– Tylko się z tobą drażnię.

– Nieprawda! Nie miałabyś nic przeciwko, gdyby ten twój Robert...

– Jesteś nie do zniesienia! – Przerwałam jej ze śmiechem.

Ale gdzieś z tyłu głowy zasiała mi się myśl o tym, czy w ogóle brałabym pod uwagę taki scenariusz. Nie, żebym coś planowała! Po prostu nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Nie pierwszy raz – odkąd poznałam Roberta – łapałam się na myśli o czymś, co kiedyś nawet nie postało w mojej głowie. Nigdy wcześniej nie pozwoliłam żadnemu chłopakowi wziąć się za rękę ani pocałować, nie wspominając już o zaproszeniu na randkę! A przy Robercie wszystko stawało się takie naturalne i normalne.

– Zaczęłaś myśleć o jego spodniach, prawda? – Agnieszka wdarła się w moje rozmyślania.

– Odczep się od jego spodni! – żachnęłam się.

– Czuję się jak matka, której córka wreszcie zaczęła dostrzegać w chłopcach mężczyznę... – oznajmiła z dumą. – Moja mała, kochana Elka dojrzewa... Jeszcze trochę i zaczniesz sobie fantazjować. A potem on wróci i puszczą ci wszystkie hamulce.

– I zgodnie z zapowiedzią będziemy zmieniać pieluchy podczas nauki do matury. Jasne! Mowy nie ma!

– Dlaczego zakładasz, że od razu byście wpadli?

– Dlaczego mam tego nie zakładać? Antykoncepcja nie jest stuprocentowo skuteczna. Jak się bawisz w dom, musisz brać pod uwagę ewentualne tego konsekwencje.

– Serio ktoś przewidział wam te pieluchy przy maturze?

– Robert powiedział coś w tym stylu na pierwszej randce.

– Rozmawialiście o pieluchach na pierwszej randce?! – Aga parsknęła śmiechem. – I on nadal z tobą jest? No, kochana... Powiem ci, że to naprawdę musi być twoja druga połówka! Inny raczej by uciekł, gdzie pieprz rośnie. No, chyba że chciał na tej pierwszej randce przejść do działania...

– Wręcz przeciwnie. Zapewnił mnie, że z dziećmi poczekamy.

– I słusznie. Nie wiem, jak miałabym sobie poradzić z opieką nad niemowlęciem i z nauką jednocześnie. Jeszcze do matury.

– Rany boskie! Z jakim niemowlęciem?! – Odezwał się w progu przerażony głos.

Spojrzałyśmy na stojącego tam Marka, który blady jak ściana wpatrywał się w Agnieszkę. No, to by było na tyle, jeśli chodzi o zwierzenia na temat pożycia moich najlepszych przyjaciół... Ktoś tu najwyraźniej już bawił się w dom.

– Elki – odparła Aga i szybko podeszła do niego. – Przecież nie naszym!

– Ty mnie kiedyś wreszcie zabijesz!

– Dobrze wiedzieć, jak przyjmiesz wiadomość o ewentualnym dziecku... – mruknęła sarkastycznie.

– Wstrzemięźliwość jest najskuteczniejszą metodą antykoncepcji – wtrąciłam. – Tak słyszałam.

Aga i Marek spojrzeli na mnie z niesmakiem, jakbym właśnie zabroniła im jeść słodycze. Roześmiałam się z ich min.

– Śmiej się, śmiej... – burknęła Agnieszka. – Ale zobaczysz, zadzwonię do ciebie w lipcu i spytam, jak się ma twoja wstrzemięźliwość!

– Z pewnością będzie się miała świetnie! – odparłam ubawiona. – Jeśli znów pojedziemy na wakacje do cioci nad morze, to wstrzemięźliwość sama nam wyjdzie.

– Chyba bokiem! – skomentował Marek.

– Myślę, że ciocia z wujkiem będą strzec mojej cnoty. I nici z zabawy w dom.

– Czy to nie jest ta ciocia, która musiała wychodzić za mąż, bo zaciążyli?

– Dokładnie ta sama.

– Cóż za hipokryzja!

– Może doświadczenie życiowe? – Broniłam swojej rodziny. – Może to wcale nie było takie różowe mieć bobasa w wieku, kiedy samym się jest jeszcze trochę dzieckiem? Wyobrażasz sobie teraz latać z wózkiem na spacery?

– Nie bardzo.

– Sama widzisz... Dobra, skończmy już o moich nieślubnych dzieciach! Jakie mamy plany na ferie?

– Poza odwiedzeniem wszystkich naszych ulubionych miejsc? – Zastanowił się Marek.

– I nagadaniem się na zapas? – dodała Agnieszka.

– Jakbym mogła coś dorzucić... To miałabym małą prośbę... – Zaczęłam. Uśmiech Agi zwiastował złośliwy wykład na temat seksu, więc żeby uniknąć jej komentarza, spytałam szybko Marka: – Masz jeszcze rozszerzoną wersję „Władcy pierścieni"?

– No, ba! Innej nie uznaję! A co? – Zainteresował się natychmiast. – Chciałabyś obejrzeć?

– Chciałabym.

– Czy ty wiesz, że to trwa jakieś dwadzieścia godzin? – Agnieszka skrzywiła się z niesmakiem. Ona nie podzielała obsesji swojego chłopaka na punkcie tego filmu.

– Nie dwadzieścia! – Zaprzeczył od razu Marek. – Coś koło dwunastu. I nie musimy tego obejrzeć na raz. Jutro przyniosę filmy i możemy zacząć wieczorem oglądanie.

– Ale najpierw idziemy w miasto! – Zastrzegła Aga. – Zobaczysz, co się zmieniło przez te półtora roku. I koniecznie musimy wypić kawę w naszej kafejce. Ale to jutro... I nie martw się, wieczorem zostawię ci pokój do dyspozycji, żebyś mogła poświntuszyć sobie z Robertem. A my pójdziemy bawić się w dom gdzie indziej.

– Uszy mi więdną od samego słuchania tego, co opowiadasz!

– Jeśli chcesz, mogę ci podsunąć kilka rad... – Uśmiechnęła się do mnie znacząco.

– Marek... Czy mógłbyś uciszyć swoją dziewczynę? – Skrzywiłam się.

– Się robi! – Zgodził się od razu i zaczął ją całować.

Przewróciłam oczami. Chyba wolałam ich subtelne czułości z dawnych czasów. Ale z drugiej strony, po pół roku siedzenia przy Emilii i Rafale w radiowęźle jakoś uodporniłam się na widok obściskującej się pary.

Kiedy wieczorem moi przyjaciele zostawili mi pokój do dyspozycji, zadzwoniłam do Roberta. Nie zamierzałam wspominać o przyjacielskich docinkach na temat zabawy w dom. Czułam, że to nie miejsce ani czas na poruszanie tych spraw. Nie wszystko jednak ułożyło się po mojej myśli.

– Miło z ich strony, że dali ci przestrzeń, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. – Ocenił Robert.

– Mówiłam ci przecież, że znamy się od pieluch!

– Tak, tak... Pamiętam nawet, że próbowałaś mi wmówić, że ten przyjaciel to jakby twój brat!

– Kiedy to prawda! Jutro wieczorem możemy się zdzwonić i sam możesz go zapytać. Żebyś tylko widział, jak Aga się dzisiaj śmiała z tego, z jakim obrzydzeniem patrzyliśmy z Markiem na siebie.

– Z obrzydzeniem? – Zdziwił się Robert.

– No tak! Bo zeszło nam na „Władcę pierścieni". Jak pewnie pamiętasz z naszej pierwszej rozmowy o Tolkienie, bo mam nadzieję, że pamiętasz, to mówiłam ci, że oglądałam filmy. Marek ma fioła na punkcie tej ekranizacji i kiedyś zmusił nas obie do obejrzenia wszystkich trzech części. Agnieszka poddała się, bo była już jego dziewczyną i nie wypadało jej odmówić. A ja byłam w mniejszości. I też obejrzałam.

– Ach, więc to dlatego oglądałaś, a nie czytałaś... – Zrozumiał nagle. – Ale co to ma do obrzydzenia?

– Zapytałam, czy w ramach mojego pobytu możemy obejrzeć wersję rozszerzoną...

– O tak! – Ucieszył się. – Też bym sobie obejrzał...

– Oni wiedzą, że to ty dałeś mi książki. I Marek powiedział coś w stylu, że musi ci kiedyś za to podziękować. A potem się zdziwił, że jemu się nie udało mnie namówić na czytanie „Władcy...", a film ledwie przełknęłam. I Aga mu uświadomiła, że ty mnie podrywałeś na tę książkę. A Marek nie próbował.

– Spróbowałby! – Roberta aż podniosło, ale ja przerwałam mu ze śmiechem:

– Właśnie, że nie spróbowałby. Bo kiedy Aga to powiedziała, to popatrzyliśmy z Markiem na siebie z autentycznym obrzydzeniem. Ja naprawdę widzę go w pieluchach! I mogę się założyć, że on ma podobnie. Ponoć nasze miny były przekomiczne. Już wystarczyło, żeby mi Aga wcześniej opowiadała o... – Urwałam nagle speszona. Przecież miałam się nie zapędzać w te rejony!

– O czym?

– Ech...

– Powiedziałaś „A", to musisz powiedzieć „B".

– O pożyciu... – mruknęłam niewyraźnie.

– Pożyciu?! – Zaśmiał się.

– Niech ci będzie! O seksie. Lepiej?

Roberta zatkało. Gapił się na mnie bez słowa. Chyba się nie spodziewał, że dam się sprowokować. Szczerze mówiąc, sama też się tego nie spodziewałam po sobie...

– Pouczająca ta twoja wycieczka krajoznawcza... – skomentował po chwili, odchrząknąwszy wcześniej. – Aż chętnie bym posłuchał, co ci naopowiadała twoja przyjaciółka...

– Pytała, co masz w spodniach! – odcięłam się, zła na siebie, że dałam się wciągnąć w ten temat.

– Mam ci pokazać? – Uśmiechnął się łobuzersko, a ja miałam ochotę się schować.

– Ja się zaraz rozłączę i nie zadzwonię więcej! Nie będziesz mnie tu peszyć!

– Ale to ty zaczęłaś...

– Czy możemy wrócić do tematu kiedyś? Nie wiem... Za dziesięć lat albo coś koło tego...

– Nie ma mowy. Mogę ci obiecać, że możemy wrócić do tematu w lipcu.

– Nie będziesz mi nic w lipcu pokazywał!

– Chyba że będziesz nalegać.

– Rozłączam się! – Zagroziłam.

– Dobra, już się z tobą nie droczę. Chyba po raz pierwszy jesteś taka... nie wiem, jak to określić... Na luzie... Jeszcze cię takiej nie widziałem.

– Wpływ tutejszego powietrza, jak sądzę... – mruknęłam. – Tu jest moje naturalne środowisko. No i jest tu moja Mareszka.

– Mareszka?

– Od Marka i Agnieszki wzięła się kiedyś Mareszka. Moje bliźnięta syjamskie.

– Raczej tryźnięta syjamskie.

– Tryźnięta?! – zaśmiałam się.

– No, jest was troje, a bliźnięta to dwójka. Więc na logikę, trójka to będą tryźnięta.

– Mówi się trojaczki.

– Tryźnięta brzmią lepiej...

– Niech ci będzie. Mogą być tryźnięta. Z nimi naprawdę mogę pogadać o wszystkim. Z nikim innym nie mam takiej relacji...

– A ja?

– Myślałam, że wolisz być moim chłopakiem, a nie moim przyjacielem...

– A nie mogę być jednym i drugim?

– Możesz. Jesteś. Jak tylko nie próbujesz mnie zakłopotać...

– Obiecuję więcej cię nie zakłopotywać.

– Nie ma takiego słowa!

– Ty wymyśliłaś „iście", ja mogę wymyśleć „zakłopotowywanie".

– Już wymyśliłeś „tryźnięta"! – Przypomniałam mu. – Teraz „zakłopotowywanie"... Zaraz napiszesz słownik wyrazów nieistniejących...

Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Agnieszka wróciła z randki, co oznaczało, że powinnam kończyć rozmowę, zanim moja przyjaciółka pogrąży mnie jeszcze bardziej.

– Aga przyszła. Muszę kończyć albo zaraz się tu wtrąci i zacznie cię przepytywać z fantazji na mój temat...

– Serio? – Roześmiał się.

– Nie znasz jej. Potrafi zamęczyć na śmierć. Mnie już o fantazje pytała i mogę się założyć, że nie będzie miała oporów przez wypytaniem ciebie.

– Masz fantazje na mój temat?

– Bez komentarza! Dobranoc!

– Czekaj, Elka! Nie żegnaj się teraz, kiedy zaczęło być ciekawie!

– Jutro pogadamy. Dobranoc, kochanie!

– Dobranoc... – Westchnął z rezygnacją.

Rozłączyłam się w samą porę. Agnieszka tylko rzuciła na mnie okiem i już wiedziała. Znałyśmy się jak łyse konie...

– Powiedziałaś mu, co? – Odgadła od razu.

– Zniszczyłaś mi życie! – odparłam żartobliwym tonem. – On teraz będzie miał fantazje na mój temat!

– No i o to chodziło! – Ucieszyła się. – Czas zrzucić ten habit i zacząć czerpać z życia garściami!

– Jesteś nieznośna!

– Ale i tak mnie kochasz! No, to śpijmy! A jutro mi opowiesz ten swój erotyczny sen o Robercie.

– Weź się odczep!

– Nigdy! – Zaśmiała się, umykając przed poduszką, którą w nią rzuciłam.

Roześmiałam się. Powietrze w Dolinie naprawdę mi służyło. Było mi tu dobrze i bezpiecznie. Nigdzie nie czułam się tak swobodnie. Nawet Robert to zauważył. I sama podświadomie też to wiedziałam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro