39 - Elf i Meduza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Zanim zaczniemy, trzeba się zdecydować na jakiej platformie chcecie utworzyć ten blog – oznajmił Kamil, kiedy już rozsiedliśmy się wygodnie w salonie.

Po drodze ze szkoły zdążyłam mu przedstawić pokrótce nasz pomysł na blog. Emilia od czasu do czasu dorzucała jakieś szczegóły, więc zanim dotarliśmy do mojego domu, Kamil poznał wstępny zarys całej akcji marketingowej.

Zaproponowałam salon jako miejsce pracy, bo mój pokój nie wydawał mi się wystarczająco pojemny dla trzech osób. Jakby nie było, miał tylko cztery, no może pięć metrów kwadratowych! Kamil z Emilią rozgościli się więc w znacznie bardziej przestronnym pomieszczeniu, a ja zadbałam o zapas paliwa w postaci przekąsek i dzbanka herbaty z cytryną i miodem.

– W tym zakresie zdajemy się całkowicie na ciebie! – oświadczyłam. – Ja się nie znam.

– Powiem w skrócie. Szkolny blog jest na Wordpressie i mam większe doświadczenie z tym CMSem. – Wyznał Kamil.

– To postanowione! – Ucieszyłam się.

– Ale Blogger chyba jest prostszy... – Kontynuował, a mnie mina zrzedła. – Nawet laik sobie poradzi. A nie wiem, czy chcecie sobie komplikować...

– No i namieszałeś... – skomentowała kwaśno Emilia.

– Bo myślę na głos. – Wytłumaczył się chłopak. – Nie wiem, co będzie dla was lepsze. Z drugiej strony, jak blog stanie się popularny, to może lepiej byłoby wykupić domenę... Sam już nie wiem.

– Które bebechy są mniej skomplikowane? – spytałam, kierując się stroną praktyczną. – Nie zamierzam co chwilę do ciebie dzwonić, że nie wiem, co mam zrobić.

– Dobra. Weźmy Bloggera. Poza tym, jeśli któraś z was ma konto na Google, to założenie tam blogu zajmie parę minut.

– Ale że jak? Że już zakładamy? – Wyrwało mi się.

– No nie bardzo! – Kamil się roześmiał. – Nie macie kontentu, to co dacie na stronę? Warto od razu czymś zapchać blog. Co tam chcecie dawać?

Wymieniłyśmy z Emilią zaniepokojone spojrzenia. Miałyśmy tylko luźny pomysł na blog, a nagle się okazało, że już trzeba napisać pierwsze posty na stronę. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak by to wszystko miało wyglądać.

– Chcecie widok dynamiczny? Menu z podstronami? Czy po prostu blog z postami jak leci po kolei?

– Zadajesz za dużo pytań, ja nic już nie rozumiem... – jęknęłam.

– Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy z tego, że się nad nami znęcasz teraz... – wycedziła Emilia w stronę chłopaka. – A jeśli to robisz rozmyślnie, to zabiję!

– Dobra... – Westchnął i potarł czoło. – Małymi krokami... Jedno popołudnie chyba nam nie wystarczy...

– Czekaj z pomysłami i pytaniami! – Zerwałam się na równe nogi. – Lecę po pomoce plastyczne! Jak tego porządnie nie rozrysujemy, to będziemy się kręcić w kółko i nic z tego nie będzie. Zaraz wracam!

I pobiegłam na górę do swojego pokoju. Wyszarpnęłam z biurka kartki, notesy, kredki i pisaki – co mi wpadło w ręce. Nie wiedziałam, co się przyda, więc na wszelki wypadek wolałam wziąć więcej niż lecieć na górę po raz kolejny.

Tak obładowana wróciłam do salonu. Emilia uniosła brwi na mój widok i mruknęła:

– Napadłaś na sklep papierniczy, czy co?

– Super! – powiedział w tym samym czasie Kamil. Odłożył kubek z herbatą i zrobił na stole miejsce na materiały, które przyniosłam. – Zaraz sobie zwizualizujemy ten wasz projekt!

– Nie ciesz się, bo będziesz musiał powtórzyć te wszystkie dziwne pytania! – Zastrzegłam. – Muszę sobie zanotować, na co mamy zwrócić uwagę przy tym blogu.

Kamil uśmiechnął się pod nosem i wziął ode mnie kilka białych kartek. Już po chwili rysował po jednej z nich pierwszy projekt naszej strony, pytając nas, gdzie chcemy umieścić poszczególne jej elementy. Choć początkowo ani ja, ani Emilia nie miałyśmy pojęcia, o co nas pytał, po jakimś czasie jego pytania brzmiały dla nas coraz bardziej logicznie. A może po prostu to nam coś się przestawiło w mózgu, że zaczęłyśmy rozumieć ten cały internetowy slang?

Byliśmy w trakcie dość ożywionej dyskusji na temat położenia menu strony głównej, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe. Na widok stojącej w korytarzu Oliwii, zamilkliśmy w pół słowa, a Kamilowi pisak zadrżał w dłoni, przez co na naszym projekcie pojawił się niezdarny zygzak. Moja kuzynka obrzuciła nas zaskoczonym spojrzeniem, po czym odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni. Zerknęliśmy na siebie niepewnie. Emilia poznała już Oliwię od najgorszej strony, ale dla Kamila zachowanie mojej krewnej mogło wydawać się szokujące. Czułam, że policzki palą mnie ze wstydu, choć przecież nie byłam winna tej sytuacji. Mimo wszystko jednak głupio było ujawniać osobie postronnej, że w mojej rodzinie nie było tak idealnie, jakby się mogło wydawać.

Kamil odchrząknął zakłopotany.

– Na czym stanęliśmy? – Emilia ratowała sytuację.

– O rany! – Wyrwało się naszemu koledze. – Zniszczyłem makietę!

– Nie przejmuj się... – Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. – Wszyscy się wzdrygnęliśmy. Wracajmy do projektu.

– Czyli definitywnie chcecie menu na górze? – Upewniał się Kamil, próbując poprawić pokreślony rysunek.

– Tak! – Przytaknęłyśmy obie z Emilią.

– I najlepiej, żeby zostawało na górze, jak się będzie scrollować w dół. – Dodałam.

– A co dajemy do niego?

– Na pewno krótką historię zamku. – Zaczęła wymieniać moja przyjaciółka, a Kamil szybko zanotował hasło na naszym projekcie. – I może osobno dać legendę o Katarzynie? I może galerię zdjęć? I oczywiście posty blogowe!

– Kontakt? – podpowiadał Kamil.

– A trzeba? – Zaniepokoiłam się.

– Jakby się jakiś sponsor zainteresował...

– Ha-ha! – Nie rozbawił mnie ten żart.

– Dobra... Zastanowimy się jeszcze nad tym. – Zapisał sobie notatkę na marginesie i zerknął na listę naszych propozycji. – Galerię chcecie? – pytał dalej. – Macie jakieś zdjęcia?

– Jeszcze nie. Ale zawsze można jakieś zrobić.

– Trzeba zadbać o ich jakość – poinstruował nas. – Nie mogą być byle jakie! I trzeba je skompresować, bo to wpływa na wydajność witryny. Najlepiej, żeby to była grafika bezstratna.

– Czy możesz wrócić do języka polskiego? – syknęła Emilia. – Zanim cię zabijemy?

– Tak wyrażacie swoją wdzięczność za pomoc? – Zaśmiał się. – No, ale tak poważnie... Macie jakieś zdjęcia?

– Nie. Trzeba by się wybrać na zamek i pstryknąć parę fotek. Nie wiem... Telefonem?

– U nas zdjęcia robi Marzena. Mam ją poprosić?

– Och, już dajcie spokój! – Oliwia wparowała nagle do pokoju. – Ale z was sieroty! Zrobię te zdjęcia. Poza tym co wy chcecie osiągnąć tymi smartfonami? Tu trzeba lustrzanki!

Patrzeliśmy w nią zbaraniałym wzrokiem. Nie podejrzewałam mojej kuzynki o podsłuchiwanie, a już na pewno o zainteresowanie tym, co robiliśmy w salonie. Tymczasem ona musiała się przysłuchiwać naszej dyskusji od dłuższej chwili.

– Masz lustrzankę? – spytał Kamil, na co Oliwia tylko prychnęła lekceważąco.

– I nawet umiem nią robić zdjęcia! – odparła ironicznie.

Wymieniłyśmy spojrzenia z Emilią, nasz kolega z kolei spuścił wzrok. Nie byłam pewna, czy poczuł się dotknięty atakiem mojej kuzynki, czy może celowo wycofał się z konfrontacji. Tym bardziej zaskoczył mnie jego rzeczowy ton, kiedy robiąc adnotację na naszym projekcie strony, skomentował:

– No to mamy zdjęcia. To teraz kontent. Czyli mięso... – Uśmiechnął się szeroko do mnie i wziął kolejną kartkę. – Co zamierzacie tam pisać?

Spodziewałam się, że Oliwia po swoim wtrąceniu pięciu groszy straci zainteresowanie tematem. Jednak ona rozsiadła się na podłodze przy stoliku, na którym rozłożone były nasze rysunki, i zerknęła ciekawie na wizualizację strony.

– Plan był taki, że zaczniemy pisać posty o doniesieniach, że duch istnieje naprawdę... – Zaczęła Emilia, wytrącona nieco z równowagi obecnością mojej kuzynki. – Wiesz... Taka sensacja, że się pani Alicja, znaczy się mama Elki, dokopała do katakumb i znalazła grób Katarzyny. Czy coś w tym stylu...

– Musicie się zdecydować czy to będzie jakieś science-fiction, czy jednak idziecie w rzetelne informacje – stwierdził Kamil. – Bo taka sensacja długiego życia mieć nie będzie.

– No, chyba że ktoś napisze opko fantasy z tym duchem... – wtrąciła Oliwia niedbale. – Jest tego na pęczki w sieci.

– Można rzetelnie i można dorzucić zakładkę z takim mniej poważnym opowiadaniem... – myślał głośno Kamil. – Zastanowicie się jeszcze... Musicie sobie zrobić plan regularnego publikowania postów. To bardzo ważne. Na przykład raz w tygodniu lub co drugi dzień. Byłoby super, jakbyście wrzucały wpis codziennie, ale domyślam się, że to może być dla was zbyt duże wyzwanie.

– Codziennie?! – powtórzyłam zszokowana. – Skąd weźmiemy pożywkę do pisania codziennie?!

– Są różne sposoby. Możecie opisywać postępy prac twojej mamy. Możecie pokazywać, co się dzieje na zapleczu. Możecie wrzucać anegdoty historyczne. Może być wywiad z twoją mamą. Może być wywiad z mieszkańcami. Jest dużo możliwości...

– Zapisałaś to wszystko? – spytałam z nadzieją Emilię, która notowała jak szalona.

– Można też zmontować jakiś film... – wtrąciła Oliwia.

– Super! – skomentował Kamil i dopisał ten pomysł na makiecie. – Zakładam, że filmy też umiesz kręcić? – rzucił ironicznie.

– Phi! – Moja kuzynka wzruszyła ramionami. – Cóż to za filozofia!

– Film też będzie można wrzucić. Ale zostawcie to sobie może na później. – Poradził. – Na początku ważna jest regularność publikacji i ciekawy kontent. Skupcie się na zebraniu materiału. Ja poszukam jakichś ciekawych szablonów i możemy się umówić za tydzień na stawianie blogu.

– I co? I już? – Zdziwiła się Emilia.

– A na co czekać? Wiecie, co chcecie. Rozrysowaliśmy sobie wstępny projekt. Poszukam wam szablonu i pokażę wam jak go sobie dostosować. Za tydzień akurat pierwszy dzień wiosny, to możecie sobie jakoś to powiązać z inauguracją blogu. A potem już będziecie się bawić same. Chyba że będziecie potrzebować jeszcze wsparcia. To dajcie znać.

– Nie wiem, jak ci dziękować! – Podsumowałam radośnie. – To naprawdę zaczyna wyglądać profesjonalnie. Bez ciebie z pewnością by się nie udało!

– Nie przesadzaj, Elka... Poradziłybyście sobie.

– Na pewno... – mruknęła z przekąsem Oliwia, ale wszyscy puściliśmy tę uwagę mimo uszu.

– W ramach wdzięczności... – Zaczęłam, ale Kamil przerwał mi machnięciem ręki. Mimo jego gestu dokończyłam pod wpływem impulsu: – Może chciałbyś się wybrać z nami na zamek?

Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem wzrok mu uciekł w stronę kartki z projektem. Siedział chwilę w milczeniu, a potem kiwnął głową i powiedział:

– To na pewno byłoby coś. Wiesz... nie wolno było chodzić na zamek, dopóki nie przyjechała twoja mama. A teraz też nie można, bo trwają prace... Całe życie mieszkam w Zielonym i jeszcze ani raz tam nie byłem...

– Och... – Wyrwało mi się niezbyt inteligentnie. – Nie wiedziałam, że nie wolno chodzić na zamek!

– Nie mówiłam ci? – Zdziwiła się Emilia. – Zanim przyjechaliście do Zielonego, to ruiny były otoczone płotem i pełno było tabliczek z ostrzeżeniami, że teren niebezpieczny i grozi śmiercią czy kalectwem.

– Ale ja tam ciągle chodzę! – wykrzyknęłam zdumiona, przypominając sobie mimochodem, że owszem, jakieś tabliczki i taśmy widziałam wokół zamku, ale zupełnie je zignorowałam.

– Bo masz chody u szefowej robót renowacyjnych, konserwatorskich, czy Bóg wie jeszcze jakich! – wyjaśniła Emilia. – Na szczęście my mamy znajomości u córki tej szefowej, więc liczę na to, że mnie też zabierzesz! – Wyszczerzyła się w uśmiechu. – Też tam jeszcze nigdy nie byłam!

– Chyba że sobie zaplanowałaś romantyczny spacer z facetem na wzgórze zamkowe... To nie będziemy przeszkadzać! – wtrąciła złośliwym tonem Oliwia.

Kamil natychmiast się zaczerwienił, a ja poczułam, jak serce we mnie zamiera. Emilia znów miała ten sam zszokowany wyraz twarzy co w sylwestra, kiedy zderzyła się z humorkami mojej kuzynki po raz pierwszy.

– Nie miałaś robić tam jakichś zdjęć? – spytałam, a sarkazm wyszedł mi przypadkiem.

Kątem oka zauważyłam, że Kamil poderwał głowę. Teraz i on przyglądał nam się zdumiony. No i pięknie! Nasze rodzinne animozje wychodziły poza cztery ściany tego domu! Uświadamiając sobie tę dulszczyznę, prawie wybuchnęłam śmiechem.

– Czyli że to ja mam iść z nim na romantyczny spacer?! – wykrzyknęła Oliwia takim tonem, jakby ta perspektywa była dla niej co najmniej odrażająca.

– Dlaczego ktokolwiek ma z kimkolwiek iść na romantyczny spacer? – odparł Kamil, a ja znów nie mogłam się nadziwić, że potrafił to powiedzieć tak spokojnie, skoro chwilę wcześniej moja kuzynka z pewnością go obraziła swoim wzburzeniem. Chyba nikt nie lubi być odrzucany w tak ostentacyjny sposób.

– Też nie bardzo to kumam... – Emilia po raz kolejny podjęła wysiłek ratowania sytuacji.

– Czyli postanowione! – Ucięłam dyskusję. – Pogadam z mamą i może uda nam się wybrać tam w sobotę. Mam nadzieję, że będzie ładna pogoda i Oliwia zrobi wystarczająco dużo zdjęć. A my z Emilią siadamy do pisania postów na blog. Jakieś obiekcje?

Pozostała trójka pokręciła głowami na znak, że nie widzą przeszkód w realizacji tego planu. Odetchnęłam z ulgą. Obecność mojej kuzynki w naszym zamkowym projekcie zwiastowała kłopoty. Oliwia była nieobliczalna i wiedziałam, że może mnie zaatakować złośliwościami w najmniej spodziewanej chwili. Musiałam się mieć na baczności. Ale... Czy można trwać w stanie ciągłej gotowości na odparcie ataku? A jeśli już, to na jak długo starczy mi siły, żeby utrzymać czujność?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro