Rozdział 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej wszystkim? Jak tam u was? Miałam sporo pracy z tym rozdziałem, bo ostatnio mam dużo na głowie i żyje tak aktywnie, jak nigdy. Ah ta kochana szkoła. A co tam u was? Jak minął weekend? Jaki humor na następny tydzień? Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania (błagam, ja uwielbiam je czytać)!!


Następny dzień był piekłem na ziemi. Ale ktoś kiedyś powiedział, że nie można się w nim zatrzymać i żeby wyjść wolnym, trzeba brnąć przed siebie.

Tak zrobił Alexander.

Wstał ze skwaszoną miną. Głowa bolała go od łez wylanych w nocy, a plecy strzykały przy każdym ruchu, bo zasnął w nieludzkiej pozycji. Nie miał pojęcia o której godzinie i w jaki sposób, ale dolegliwość przypominała mu, że w jakiś sposób jednak to zrobił.

Nie miał siły na rozmowy z Isabelle, więc machnął jej tylko szybko ręką na korytarzu w ich domu, kiedy mijali się w drodze do łazienki. Później Alec zamknął się za białymi drzwiami i próbował utopić. Może nie dosłownie, ale odkręcił lodowatą wodę i włożył twarz pod jej strumień. Ciecz powoli rozluźniała jego mięśnie szczęki i zabierała ze sobą wypieki na jego policzkach. Ale to i tak było za mało, żeby pozbyć się myśli w jego głowie.

Nie miał też siły na rozmowy z matką. Kiedy zszedł na parter, już ubrany z torbą na ramieniu, powiedział jej tylko ciche "Dzień dobry". Kobieta oczywiście zmartwiła się i zaczęła wypytywać o jego stan, ale on raz skutecznie posłał jej zimne spojrzenie i tym samym zakończył krótkie przesłuchanie. Ale mimo to przez cały jego pełnowartościowy posiłek (tak naprawdę nie, to były zwykłe czekoladowe płatki z mlekiem), otrzymywał zmartwione spojrzenia ze strony Maryse.

Nie miał siły, żeby iść do szkoły. Oczywiście prawie każdy uczeń, student nie idzie do niej z uśmiechem na twarzy, ale Alec był tak bardzo pozbawiony siły, że ledwo poruszał nogami. Po skończonym posiłku założył buty i bez słowa pożegnania wyszedł przed dom. Stał tam chwilę i zmrużonymi oczami lustrował otoczenie. Czuł, jakby wszystko na około nachodziło na niego i zamykało w klatce. Czuł się spętany, jakby zaczęło mu brakować powietrza.

Po dziesięciu minutach stania bez celu zwrócił swoje kroki w stronę garażu, z którego wziął swój stary rower i miał nadzieję, że jeszcze umie na nim jeździć. Wytarł siedzisko i ramę starą szmatą, która leżała na jednej z zakurzonych półek. Sprawdził powietrze w oponach i kiedy upewnił się, że nie umrze (dalej istniało ryzyko), ruszył w stronę szkoły.

Automatycznie wybrał inną trasę niż tą, którą przemierzał z Magnusem. Po pierwsze nie chciał spotkać Bane'a, a po drugie nie chciał, żeby wspomnienia z wczorajszego popołudnia zaatakowały go jak głodne lwy. Bronił się przed nimi pół nocy i nie chciał robić tego znowu, w drodze do szkoły, gdzie każdy mógł go zobaczyć.

Wiatr uderzał w jego szarą skórę i rozwiewał nieułożone włosy. Torba obłożona książkami ciążyła mu na ramieniu, a nogi zaczęły boleć. Alec nie był przyzwyczajony do wysiłku fizycznego. Szczerze powiedziawszy, on unikał go jak ognia. I to było głupie, jeśli chodzi o jego "odchudzanie się". Mógł zrobić to zdrowo - jeść wystarczająco i trochę się poruszać, ale on wolał jeść za mało, leżeć w łóżku i płakać do późnej godziny.

Taki obraz Aleka. Żałosny, samotny i niewystarczający.

Podjechał pod szkołę piętnaście minut przed pierwszą lekcją. Słońce grzało już na niebie, a większość uczniów spędzała jeszcze chwilę wolności na dworze. Alexander wyłapał kilka spojrzeń wycelowanych w niego, ale próbował się nimi nie przejmować mimo wszystko. Odstawił rower do przeznaczonego miejsca, poprawił torbę i ruszył do budynku, gdzie czekał go cały chaos jego uczuć.

Przy szafkach szkolnych było zamieszanie. Słyszał chichoty dziewczyn i głośne rozmowy, a w centrum zainteresowania znajdowała się osoba, której Alec wolał nie widzieć przez następne milenium. Jednak Camille, jak to Camille, zauważywszy go, z piskiem wystartowała do przodu. Na jej twarzy widniał szeroki, cukierkowy uśmiech. Wyglądała ładnie, co Alexander przyznał ze zgrozą.

Była idealna. Piękniejsza od niego.

- Alec! - pisnęła i przytuliła go, a Lightwood skrzywił się, nawet tego nie kryjąc przed hordą innych nastolatek, które próbowały przypodobać się Belcourt. - Hej! Hej! Heeeej! Widziałeś? - jej palec razem z pierścionkiem został podstawiony mu pod sam nos.

- Trudno byłoby nie zauważyć. - mruknął, a Camille znowu pisnęła, wieszając się na jego szyi.

Kolejna skrzywiona mina i myśli o morderstwie w głowie. Czy to byłaby zbrodnia w afekcie? Zdenerwował się przez jej zachowanie, poniosły go emocje i zabił? Czy sędzia poszedłby mu na rękę?

- Ale on piękny, czyż nie? - zrobiła krok do tyłu i zaczęła przyglądać się biżuterii.

Oczywiście, że był piękny, był idealny, ale w głowie Aleka zaczęła świtać jedna ważna myśl. Alexander wykorzystał to, o czym mówił Michael i zaczął obserwować jej mimikę. Uśmiech, ale ściśnięta szczęka i stukanie stopą o betonową posadzkę. Była zdenerwowana, ale dobrze ukrywała to pod kurtyną szczęścia i ekscytacji.

- Tak, jest cudowny. - odparł, a jego myśli zaczął zalewać obraz Camille i jakiegoś innego chłopaka.

- Tak bardzo się cieszę, że Magnus mi go dał i no wiesz, co to oznacza, prawda? - Alec zmarszczył brwi. Oczywiście wiedział, ale nie o to chodziło. Czuł, jakby Camille grała z nim w swego rodzaju grę. - Że będziemy ze sobą do końca naszych żyć. I nic, ani nikt nas nie rozdzieli. - ostatnie zdanie wypowiedziała chytrze, ale dalej z uśmiechem na ustach.

Alec odwzajemnił fałszywy gest.

- Jestem pewien, że tak będzie. W końcu kochacie się od tylu lat. - pokiwał głową. - Gratulacje. - Camille zmrużyła na niego oczy.

- Dzięki, Alec. Jesteś takim dobrym przyjacielem. Najlepszym. - podkreśliła ostatnie słowo, a wtedy chłopak powoli się wycofał i odszedł w stronę swojej szafki, cały czas mierzony przez oczy Camille, która prawdopodobnie zabijała go na milion sposobów.

Ona prawdopodobnie podejrzewała, że Alec wie, albo że Alec czuje, więcej niżeli by mógł do Magnusa. Pierwsza opcja nie wydała mu się taka straszna, ale druga sprawiła, że jego serce zabiło mocniej i oblał go zimny pot. Gdyby Bane dowiedział się o uczuciu w sercu Aleka, znienawidziłby go i zakończył przyjaźń. A Alexandrowi zależało na nim jak na nikim innym. Oddałby za Azjatę życie.

A Camille mogłaby go szantażować. Masz siedzieć cicho albo powiem wszystko Magnusowi.

Wzdrygnął się na tę myśl.

Otworzył swoją szafkę i wypakował niepotrzebne podręczniki, żeby wziąć ze sobą jak najmniej i nie nadwyrężać swojego ciała. Już zamykał metalowe drzwiczki, kiedy ujrzał brokatową kopertę, którą ktoś prawdopodobnie wrzucił przez mały otwór na górze. Gdy wziął przedmiot do rąk, od razu skojarzył mu się on z Magnusem. Mieniło się, było różowe i ładne.

Rozerwał papier i wyciągnął ze środka małą kartkę, która zapraszała go na imprezę urządzaną przez Camille i Magnusa z okazji przed-zaręczyn, która odbywa się w tę sobotę. Alexander połknął gulę w gardle i zgniótł papier w swojej dłoni. Palce mu posiniały z siły, z jaką wyżył się na świstku. Zacisnął zęby. Jednym zdecydowanym ruchem zatrzasnął drzwiczki szafki i ruszył do koszy na śmieci, stojących nieopodal. Podszedł do jednego i wyrzucił z mocą zaproszenie. Odwrócił się i wtedy ujrzał Camille, która stała naprzeciwko Magnusa. Jednak on skierowany był tyłem do Aleca, więc go nie widział, nie to, co Belcourt, która posłała mu triumfalny uśmiech. Alexander odwzajemnił gest, ale włożył w niego tyle jadu, ile znajdowało się w nienawiści do blondynki i ruszył na lekcje, ignorując przywitanie Magnusa i fałszywe nawoływanie jego dziewczyny. 

Pierwszą lekcją Aleka była biologia, na której w ogóle nie uważał. Uchodził za ambitnego i inteligentnego ucznia według nauczycieli, więc takie rozdrażnienie nie było czymś częstym. Zazwyczaj chłopak uważał, słuchał, notował i zadawał pytania, ale tym razem siedział w ostatniej ławce i bazgrał jakieś głupoty na marginesie swojego zeszytu. Gdyby pokazać to jakiemuś specjaliście, mógłby on być zaniepokojony, a reżyser z jakiegoś horroru z chęcią zabrałby kartki i rozwiesił w pokoju dziecka opętanego przez jakiegoś demona.

Biologia była jedynym przedmiotem, którego nie dzielił z żadnym znajomym, dlatego nikt go nie rozpraszał i mógł zatopić się w myślach.

Zaczął zastanawiać się nad planem. Takim, żeby nie wyszły na jaw jego uczucia do Magnusa, ale żeby ten dowiedział się o tym, co robi Camille. Jeśli to prawda, skoro chciał to przekazać przyjacielowi, to musiał mieć dowody. A gdzie je znaleźć? W telefonie, laptopie lub pokoju dziewczyny. Pierwszy przedmiot byłby zbyt ryzykowny, ale reszta wydawała się prostsza. A okazję na sprawdzenie tego miałby na sobotniej imprezie w domu blondynki.

Nagle rozdzwonił się dzwonek, a uczniowie natychmiast wstali ze swoich miejsc, wrzucając w biegu swoje rzeczy do plecaków. Alexander wstał za to ociężale, zabrał swoją własność i kiedy już miał wychodzić z sali, zatrzymał go głos nauczyciela:

- Wszystko w porządku, Alec? Wydajesz się rozkojarzony.

- Nie, wszystko jest w porządku, panie profesorze. Po prostu źle dzisiaj spałem. - uśmiechnął się, jak najszczerzej umiał i miał nadzieję, że nauczyciel zostawi go w spokoju.

- Rozumiem. - zmierzył go jeszcze jednym podejrzliwym spojrzeniem - Pamiętaj, że jeśli masz jakiś problem, zawsze możesz z tym przyjść do mnie, do wychowawcy lub do szkolnego psychologa.

- Pamiętam i dziękuję. Do widzenia. - kiwnął głową na pożegnanie.

Wycofał się z klasy i złapał więcej powietrza do płuc, przymykając zmęczone oczy. To dopiero pierwsza lekcja, a czekało go jeszcze pięć tyle. Nagle zapragnął pójść na wagary, ale nie potrafił chodzić na nie sam. Zawsze robił to z Magnusem, a dzisiaj nie miał w ogóle ochoty go widzieć. Wiedział, że tylko jedno spojrzenie na jego uśmiech, złamałoby mu serce. Alec czuł się źle. Nie potrafił świętować tak ważnej rzeczy dla jego najlepszego przyjaciela. Więc czy w ogóle nim był? Czy to źle, że uważał, że Camille i Magnus to błąd?

Ruszył w stronę sali od angielskiego, przeklinając w duchu, że dzieli tę lekcję z Catariną i Belcourt. Nie miał ochoty na żadne rozmowy, ani na docinki ze strony Camille, która uważała, że ma nad nim przewagę. I może Alec miał przez chwilę takie wrażenie, ale zdał sobie sprawę, że to ona będzie przegrana w tej walce.

Wszedł do klasy kilka minut przed dzwonkiem. Reszta uczniów siedziała już w swoich ławkach. Dziewczyny zajmowały miejsce w drugim rzędzie od strony drzwi, więc kiedy się pojawił od razu, zarejestrowały jego obecność.

- Hej, Alec! - głos Catariny przedarł się przez szmery rozmów.

- Hej. - mruknął i uniósł rękę trochę do góry.

Minął ich ławkę, wyłapując spojrzenie Camille, i podążył do swojego miejsca w ostatnim rzędzie od okien. Chwycił pasek od torby i rzucił nią na stół. Odsunął drugą dłonią krzesło i usiadł. Jego wzrok powędrował do znajomych sylwetek. Catarina zapisywała coś w zeszycie, a Camille bardzo szybko stukała palcami w ekran telefonu.

Alexander zaciekawił się, do kogo pisze. Do Magnusa, a może do tego drugiego chłopaka? Zagryzł wnętrze policzka i wypalał w jej plecach dziurę.

W końcu zadzwonił dzwonek. Uczniowie, którzy nie zajmowali swoich miejsc i wcześniej rozmawiali ze znajomymi, szybko rozbiegli się do ławek, a obok Alexandra usiadła Rebecca, starsza siostra Simona.

Kiwnęła do niego głową, a on odwzajemnił gest, wyciągając z torby potrzebne przybory. Otworzył zeszyt na właściwej stronie i położył na środku długopis. Po chwili do klasy wpadł nauczyciel, pan Green. Jego włosy były rozwiane, a okulary lekko przekrzywione. Wyglądał w sumie jak każdy nauczyciel angielskiego. Koszula w kratę, beżowe spodnie z czarnym paskiem, jakieś brązowe buty i czarny neseser.

- Witajcie uczniowie! - krzyknął, poprawiając swoje okulary i układając trochę włosy. - Dzisiaj kontynuujemy Wertera. Nie marnujmy więc czasu. -klasnął w dłonie. -  Proszę, otwórzcie swoje książki na stronie dwudziestej szóstej! - uczniowie wykonali rozkaz, a po chwili mężczyzna zaczął czytać.

Na początku Alec skupiał się na tekście przed oczami, ale jego oczy zaczęły się zamykać, więc rozglądał się po pomieszczeniu. Większość uczniów z jego klasy zagłębiała się w czytanie, ale były wyjątki takie jak Lightwood. Chłopak na lewo bazgrał coś w zeszycie, a kilka rzędów przed nim ktoś zasłonił stosem książek telefon i grał w Candy Crush. Alexander spojrzał na Camille i wtedy okazało się, że ona również używa telefonu, dalej wypisując wiadomości. Skoro to robiła, znaczyło to, że nie pisała z Magnusem. Jak Alec dobrze pamiętał, Azjata miał lekcję z nauczycielką, która nie tolerowała nowinek technicznych. 

- Co ty tak na nią patrzysz? - usłyszał szept obok i natychmiast spojrzał na Rebeccę, która tak jak ona spoglądała na Camille. - To przecież nie nowość, że korzysta z telefonu.

- Nie o to chodzi. - mruknął. - Myślisz, że z kim pisze?

- Pewnie ze swoim narzeczonym. - parsknęła cicho, a Alec się skrzywił. - Dla mnie to głupie. Te całe promise ring. Nie wiem w ogóle, co Magnus w niej widzi. Jest jej całkowitym przeciwieństwem. Może jest ładna, może ma dobre oceny, dzięki ściąganiu oczywiście i podlizywaniu się nauczycielom, ale tak naprawdę jest fałszywa i tylko udaje miłą. - spojrzała na Aleca. - Sorry, mówię o dziewczynie twojego najlepszego przyjaciela. 

- Nie przepraszaj. - pokręcił głową. - Nie mów nikomu, ale też jej nie lubię. Nawet bardzo. - Rebecca rozszerzyła oczy.

- O matulo, tego się nie spodziewałam. Myślałam, że dobrze się dogadujecie. To przynajmniej mówił mi Simon.

- Jak widać nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Ona udaje. Ja też. Ona udaje, że mnie lubi, a ja udaję, że w ogóle znoszę jej obecność. - westchnął. - Idzie mi chyba zadowalająco dobrze, skoro nikt nie zauważył.

- Chyba tak. Rozmawiałeś o tym z Magnusem? - Alec zrobił wielkie oczy i pokręcił energicznie głową. - Dlaczego?

- Kocha ją, nie będę się między nich mieszał. - skłamał.

- Może powinieneś? - podsunęła dziewczyna i wróciła do czytania, a Alexander nie skupił się na lekturze do końca lekcji.

Później miał jeszcze dwa przedmioty, z których dużo nie zapamiętał. Dzielił podczas nich ławkę z Catariną, która, wyczuwając jego zły humor, nie zawracała mu głowy, za co chłopak był jej bardzo wdzięczny.

W trakcie przerwy na lunch nie udał się na stołówkę, ani na zewnątrz, gdzie pewnie znajdowali się jego znajomi. Swoje kroki skierował do biblioteki, gdzie znajdowało się jego małe schronienie. Przekroczył wejście i od razu wyłapał uśmiech bibliotekarki. Odwzajemnił gest, cicho się przywitał i poszedł w swoją stronę. Skręcił w odpowiedni rząd i rzucił się na siedzenie. Torba wylądowała obok jego nóg, a on odchylił się do tyłu, dotykając głową zimnej ściany. Na chwilę przyniosło mu to ukojenie, jakby ktoś przyłożył lód do poparzonego miejsca, ale kiedy przyzwyczaił się do uczucia, myśli wróciły i nie miały zamiaru odchodzić, pewnie na długo.

Alec westchnął, schylił się do torby, z której wyciągnął swój szkicownik i ostry ołówek. Otworzył na przypadkowej stronie, gdzie oczywiście znajdował się rysunek Magnusa. Tym razem znajdował się w powietrzu, jakby latał. Jedną rękę trzymał przed sobą, a drugą wymierzał cios w stronę piłki siatkowej. Jego koszulka podwinęła się, ukazując karmelkowy brzuch. Jego mięśnie były napięte, a twarz skupiona. Alec pamiętał, jak uwiecznił to dzieło na WF-ie. Nie za bardzo lubił ten przedmiot, więc niećwiczenie było czymś, z czego był znany wśród nauczycieli.

Chłopak przewrócił stronę, na której, a to niespodzianka, też znajdował się Bane. Ten rysunek narysował od zdjęcia, które wylądowało na Instagramie Azjaty. Zadziwiające było to, że znajdował się tam też Alec, otoczony ramieniem Magnusa. Pamiętał ten dzień. Wakacje, gorąc i basen za domem państwa Bane. On, Magnus i reszta, ale bez Camille, która w tamtym momencie przebywała u swojej cioci w Europie.

Tessa bawiła się swoim nowym aparatem, który otrzymała od rodziców i zrobiła im zdjęcie. Alec siedział wtedy przy basenie, mocząc stopy, a w wodzie pływali Isabelle, Clary, Catarina, Ragnor i Simon. Tessa biegała wokół i ich fotografowała, a wtedy podeszła do Aleka. Ten wzbraniał się i zasłaniał rękami, a Magnus, który zauważył to, wychodząc z domu z napojami, od razu je porzucił i podbiegł do Aleka. Objął go ramieniem i krzyknął do Tessy. Ta zrobiła zdjęcie, za nim zdziwiony Alexander w ogóle zdążył się zareagować. 

Nie był fanem zdjęć, a w ogóle zdjęć, gdzie ktoś uwieczniał go, ale zgodził się, aby Bane dodał je na swojego Instagrama. Oczywiście Magnus wyszedł cudownie, Alec może był trochę zszokowany, ale to nie było najgorsze zdjęcie.

Oczywiście Alec, rysując, dodał kilka szczegółów. Dorysował sobie uniesione kąciki ust, a Magnusowi ulepszył trochę mięśnie. Uśmiechnął się lekko do siebie. To było dobre wspomnienie. Przejechał po rysunku palcem. Alexander to pokolorowania szkicu wykorzystał akwarelę. Magnus był pokolorowany ciepłymi kolorami, a Alec zimnymi.

Przewrócił kolejną kartkę, ale na niej nie znajdował się żaden rysunek, tylko setki słów napisanych czarnym długopisem. Alexander przełknął ślinę. Tego wstydził się najbardziej, nawet jeśli nikt oprócz niego tego nigdy nie przeczytał, ani nie przeczyta, to dalej widok tych liter, tego bólu sprawiał, że chciał zapaść się pod ziemię. Nienawidził pisać, ale często czuł potrzebę wyrzucenia z siebie zbędnych myśli, więc z odrazą przelewał je na papier.

Niebieskie oczy skupiły się na dwóch słowach:

"Drogi Magnusie."

Nie czytał dalej, otworzył szkicownik na czystej stronie i przyłożył granit do kartki, ale jego głowa stała się wielką pustką. Krążył spojrzeniem po otoczeniu, ale żadna inspiracja nie nadeszła. Przycisnął ołówek do strony. Dalej nic. Narysował prostą kreskę, a w jego ciało wstąpiło zirytowanie. Zaczął kreślić mocno po kartce i bazgrać, jak pięciolatek. Zdenerwowany zamknął z hukiem szkicownik i rzucił nim przed siebie. Ten upadł na podłogę, a ołówek poturlał się kilkanaście centymetrów dalej.

Alexander schował twarz w dłoniach. Był żałosny.

- Tak jak zwykle powitam cię słowami... Wiedziałem, że tu jesteś! - ciemnowłosy uniósł wystraszony wzrok w stronę Bane'a, który stał i uśmiechał się w jego stronę. - Cześć.

- Hej. - sapnął słabo Alec, a zimny pot go oblał. Spojrzał na szkicownik przed sobą i szybko podniósł go i wepchnął do swojej torby. - Hej. - powtórzył, a Magnus przechylił głowę. Jednak zignorował to i usiadł obok chłopaka, który czuł się, jakby zabrakło mu powietrza.

- Znowu omijasz posiłki, więc przyniosłem ci sałatkę. - wyciągnął przed siebie plastikowe opakowanie, podając je Alekowi.

- J-ja... Ja nie chcę.

- Alec, proszę cię. Musisz coś zjeść. Chociaż to. Kilka kęsów. - podsunął opakowanie jeszcze bliżej. - Mam też dla ciebie coca-colę. Dietetyczną. - wyciągnął napój drugą ręką i podał ciemnowłosemu. - Proszę.

Alec przyjął podarunek i podziękował niemal bezgłośnie.

Postawił colę obok swoich stóp i otworzył sałatkę. Do jego nozdrzy od razu napłynął zapach kurczaka, świeżej sałaty i przypraw. Chwycił plastikowy widelec przyklejony do wieka opakowania. Nabił trochę jedzenia i powoli wsadził je do buzi. Był bacznie obserwowany przez Magnusa, co sprawiało, że trudno było mu w ogóle przełknąć posiłek. Zrobił to z trudnością. Ogromną.

- Jeszcze przynajmniej pięć takich widelców, Alec. - odezwał się cicho Magnus. Niebieskooki spojrzał na niego, a mina Bane'a wyrażała niemal błaganie. - Proszę. - szepnął.

Alexander przełknął ślinę. Wziął łyka coli i nabił posiłek na widelec. Kolejna dawka wylądowała w jego buzi. Znowu popił i wziął kolejną. Dobił do trzech, kiedy zrobiło mu się niedobrze. Od jedzenia, presji i wszystkich emocji w nim szalejących.

Alec przymknął oczy.

- Wszystko w porządku? - zapytał Magnus, kładąc rękę na kolanie Alexandra.

Przez to posłał małą iskierkę, którą rozgrzała jego ciało.

- Nie dam rady więcej. - zagryzł wargę i zamknął opakowanie. - Przepraszam. - dopowiedział, nie patrząc na Magnusa.

Bane natomiast dalej nie ściągał ręki z jego kolana. Z jednej strony chciał, żeby trzymał ją tam wiecznie, a z drugiej pragnął, żeby ją zabrał i nie parzył go swoim dotykiem.

- Na pewno? Mogę cię nakarmić. - Alec pokręcił głową. - No dobra. - westchnął Magnus i zabrał posiłek z rąk Alexandra, tak samo jak swoją dłoń z jego kolana.

Alec poczuł ulgę, ale i pustkę, która może nie wiązała się tylko z obecnością dłoni Bane'a na jego kolanie, ale z dziurą, którą czuł w swoim sercu.

- Jak się czujesz? - zapytał po chwili Magnus.

- Jest okej.

- Wiem, że nie jest, Alec. - mruknął. - Możesz na mnie spojrzeć? - Alec ścisnął wargi w wąską linię. - Proszę cię, Alec. Mam wrażenie, że robię coś źle, że przeze mnie nasza relacja się rozpada, a nawet nie wiem, co takiego zrobiłem. Powiedz mi, proszę. Nie chcę cię tracić. - szeptał zbolałym głosem, a w oczach Lightwooda stanęły łzy. - Proszę cię, Alec.

Alexander w końcu na niego spojrzał, a łzy zaczęły spływać po jego czerwonych z zawstydzenia policzkach.

- Oh, Alec. - Magnus zgarnął go w objęcia, a ciemnowłosy ulokował swoją głowę w zagłębieniu jego szyi, kwiląc cicho.

- Tak bardzo cię przepraszam, Magnus. - powtarzał bez pamięci.

I Bane myślał, że Alec nie ma za co, bo przecież nic nie zrobił. Jednak nie wiedział, że Alexander tak naprawdę przepraszał go za uczucie, które rozpaliło się w jego sercu. Magnus nie wiedział, że ten przepraszał go za to, że Alec go kocha.

Za miłość nie powinno przepraszać się nigdy. Prawda?


Była sobota i Alec siedział właśnie wśród pijanych nastolatków. Wszystko pachniało tanim alkoholem i papierosami, muzyka dudniła mu w uszach, a kolorowe światełka raziły go w oczy. Czy powtórzenie, że miał dość ma sens? Oczywiście, że miał. 

Jego wzrok powędrował do Magnusa, który, pijany,  w sumie bardzo pijany, wysysał malinki na bladej szyi Camille na środku parkietu. Udawali, że tańczą, bo tak naprawdę obijali się o ludzi wokół, pożerali swoje twarze i macali ciała, chichocząc pod nosem.

Alexandrowi zrobiło się niedobrze i chciało mu się wymiotować, nawet wtedy, kiedy nie wypił nic z procentami. Miał misje (uwielbiał tak to nazywać. Czy może się nazywać tajnym agentem?) i musiał pozostać trzeźwy.

Oczy znowu, mimowolnie, pofrunęły do Bane'a, teraz ten trzymał ręce pod koszulką swojej dziewczyny. Alexander odwrócił wzrok i się wzdrygnął. Do jego pamięci napłynął obraz Magnusa w bibliotece w czwartek, kiedy ten się o niego martwił i tulił do siebie z całej siły. Przypomniał sobie też piątek, gdy Bane znowu znalazł go w bibliotece, ponownie przyniósł mu lunch i spędzili czas we dwoje. Sami. A przez cały czas Alec czuł się, jakby był najważniejszą osobą dla Magnusa.

Teraz?

Teraz był gościem na imprezie tak jak połowa liceum. Magnus pogadał z nim przed trzy minuty na początku i odszedł. Alexander nie widział go na oczy przez jakieś dwie następne godziny, a kiedy go dostrzegł, ten zajmował się Camille. Już był wstawiony. Śmiał się głośno i miał gdzieś wszystko wokół. Przez kolejne półtorej godziny Lightwood miał jeszcze nadzieje, że ten do niego podejdzie, ale nic takiego się nie zdarzyło.

Po kolejnych trzydziestu minutach stracił nadzieję i usiadł na kanapie na środku salonu, wśród pijanych rówieśników. Gdzieś tam była Isabelle ze znajomymi i paczka Bane'a. A on był tu sam jak palec.

Chociaż powinien się chyba przyzwyczaić w końcu.

Niesamowicie.

Napił się coca-coli ze swojej szklanki i przełknął napój, a zimno orzeźwiło jego organizm. Wziął kolejnego łyka, a w tłumie wyłapał Catarinę i Ragnora, którzy dobrze się bawili. Wyglądali razem pięknie i Alec poczuł wielką ochotę narysowania ich w tańcu. Chciał uwiecznić rozwianą sukienkę Loss, zmierzwione włosy Fella, rumieńce na ich twarzach i iskierki miłości w wesołych oczach.

Przyłożył szklankę do ust i kiedy miał wziąć kolejnego łyka, na kanapę rzuciła się para dwóch dziewczyn, która trwała w pocałunku. Zrobiły to, nie zważając na Alexandra, więc zawartość szklanki rozlała się na jego klatkę piersiową.

- Kurwa mać! - syknął, ale nikt nawet nie zareagował na jego złość.

Zmierzył morderczym wzrokiem dwie dziewczyny i podniósł się z kanapy. Ruszył w stronę korytarza, najpierw przeciskając się przez spocone ciała nastolatków, którzy, o ironio, jak najbardziej przeszkadzali mu w wydostaniu się z pomieszczenia. Raz dostał nawet z łokcia w brzuch i prawie nakrzyczał na jednego z chłopaka, ale ten posłał mu przepraszające spojrzenie, a Alec nie chciał robić awantury, więc to zignorował, robiąc tylko morderczą minę w jego stronę.

Pustą szklankę odłożył na jakiś mebel po drodze, nie interesując się tym czy zostanie zbita, czy nie.

Kiedy w końcu wypełzł na korytarz, wziął głębszy oddech, ale to i tak mało pomogło. Tu też stało kilka osób. W większości były to pary, które, jak to pary na imprezach, zajmowały się sobą na "prywatności" (jeśli prywatnością można nazwać korytarz, przez który każdy może przejść i ich zobaczyć).

Skierował swoje kroki na pierwsze piętro, gdzie skręcił na lewo i wszedł do łazienki. Tutaj były tylko pojedyncze osoby, bo Camille zakazała wchodzić na górę (Tak, na pewno Alec się jej posłucha). Zapalił światło i przed jego oczami ukazała się łazienka w niebieskich kolorach z prysznicem i wanną. Była wielka, większa chyba trzy razy niż ta, z której w swoim domu korzystał Lightwood.

Podszedł do lustra i spojrzał na swoje odbicie. Wyglądał jak trup. Skóra szara, a policzki wydawały się zapadnięte. Nie wiedział, czy to omamy, czy prawda, ale miał to na tę chwilę gdzieś.

Wziął do rąk ręcznik, który wisiał obok umywalki i namoczył jego koniec. Potem zaczął ścierać napój ze swojego ubrania. Koszulka kleiła się do niego, a woda wcale nie pomagała. Zaklął pod nosem i zmoczył ręcznik jeszcze raz. Powtórzył swoje ruchy i przynajmniej brązowa plama w połowie zniknęła. Mokry materiał przykleił się do jego skóry nie przyjemnie.

Alec odłożył ręcznik obok i pochylił się nad umywalką, nabrał wody w ręce i zmoczył nią twarz. Oddychał trochę ciężko. Nie wiedział czemu. Ze stresu? Prawdopodobnie... Prawdopodobnie tak. Uniósł spojrzenie. Jego dłonie opierały się o umywalkę, a z twarzy skapywała woda. Był blady.

Oczyścił gardło, zakręcił wodę i wytarł skórę w drugi, suchy ręcznik, który też wisiał obok. Spojrzał ostatni raz na siebie i popędził się w myślach.

- Dasz radę. - szepnął, zamykając oczy przed zgaszeniem światła.

Zrobił to powoli i wyszedł z łazienki. Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po korytarzu. Tu pachniało perfumami i jakimś zapachem do pokoi. Muzyka ciągle dudniła, ale była przytłumiona. Wokół nie było żadnej żywej duszy, więc ruszył wzdłuż ściany do pierwszych białych drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę, ale te były zamknięte.

- Kurwa. - sapnął i zawrócił.

Spróbował otworzyć kolejne, ale te również ani drgnęły. Spojrzał na ostatnie, modląc się do wszystkich bóstw w duszy. Ruszył powoli, po cichu, jakby ktoś miał go zaraz przyłapać na złym uczynku. Położył rękę na klamce, przymknął oczy i prawie się zaśmiał, kiedy ta ustąpiła.

Najpierw wsadził przez otwór głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Bingo! - szepnął i wsunął się do pokoju.

Ten urządzony był w typowo nastoletnim stylu. Na środku stało ogromne łóżko z masą kolorowych poduszek i pluszaków na nim. Obok znajdował się mały stolik z jakimiś przypadkowymi przedmiotami. Naprzeciwko posłania był biały regał z książkami i tego samego koloru biurko z laptopem, drukarką i jakimiś papierami na wierzchu. Z jego prawej stała toaletka z kosmetykami, a naprzeciwko Alexandra znajdowała się mała garderoba w połowie zasłonięta ruchomymi drzwiami. Wszystko spętane było w różowym świetle ledów rozwieszonych nad jego głową. 

Nie zastanawiał się dwa razy i szybko powędrował do biurka. Odsunął jedną szufladę i przejrzał w niej rzeczy. Były w niej przybory do pisania, zszywacze i inne szpargały. Zasunął szufladę i odsunął kolejną, a ta znowu zasłana była jakimiś markerami i pisakami. Dlaczego dziewczyny miały na punkcie tego takiego bzika? Otworzył szafkę na samym dole, gdzie znajdowały się zeszyty poukładane w stos. Alec zgarnął jeden, ale był pusty, kolejny również, następny też. Zaklął pod nosem.

- Daj mi jakieś dowody, Camille. - mruczał i przeszedł na drugą stronę biurka, gdzie w tej samej kolejności były dwie szuflady i szafka na dole.

Tym razem też nie znalazł nic godnego uwagi. Podręczniki do szkoły, kolejny rzeczy "DIY" (czy jak to się tam nazywa, dodał w myślach Alec) i jakieś bzdety.

Wtedy wziął się za laptopa. Poruszył myszką, a ekran się rozświetlił, ukazując otwarte okno Spotify.

- Tak, tak, tak. - Alec zajął miejsce na obrotowym krześle i zminimalizował aplikację.

Kliknął ikonkę Google Chrome, która też była otwarta. U góry znajdowały się pootwierane karty. YouTube, Twitter, Pinterest i jakiś blog. Alexander kliknął ikonkę niebieskiego ptaka i po chwili miał dostęp do profilu Camille. Wszedł w DM-y i powoli zaczął przeglądać konwersacje. Kilka pierwszych było nudnych, ale piąta rozmowa okazała się trafieniem w dziesiątkę.

- "Do zobaczenia, słońce", "Kocham cię najmocniej na świecie", "Nie mogę się doczekać, aż w końcu cię pocałuję". - szeptał do siebie Lightwood, czytając konwersacje. Tylko że Belcourt pisała do osoby, której profilu nie poznawał.

Chłopak, jak Alec wywnioskował, miał mało obserwujących i sam obserwował trzy osoby. Na ikonce miał postać z Anime, a user nic mu nie mówił.

Ciemnowłosy wyciągnął z kieszeni telefon i zrobił zdjęcia wiadomości. Jak największej ilości zdołał. Potem sprawdził Pinterest i bloga, ale tam nie znalazł nic ciekawego. Wszedł w historię przeglądania, a tam pojawiła mu się często odwiedzana strony poczty. Kliknął link, a ten przeniósł go w odpowiednie miejsce. Hasło było zapisane, więc od razu miał dostęp do maili.

Pierwsze były jakimiś reklamami, ale im dalej się zagłębiał, tym więcej wiadomości było odczytanych i większość z nich nosiły tytuły w stylu: "Zadanie z matematyki" lub "Ściągi na sprawdzian z chemii". Alec zmarszczył brwi. Scrollował dalej i znalazł odpowiedź Belcourt na jedną z takich wiadomości:

"Podaj numer konta. Ile za to chcesz?".

Alexander otworzył szerzej oczy? Oszukiwała? Brała kasę za zadania, a potem oddawała je na lekcji, nazywając je swoimi? Oczywiście, Alec często korzystał z pomocy internetu, czy kolegów, ale nikt nigdy nie robił za niego praktycznie wszystkich zadań tak jak za Camille!

Zrobił kolejne zdjęcia i wyszedł ze strony. Zminimalizował okno Google Chrome i otworzył ponownie Spotify.

Ruszył w stronę ogromnego regału wysadzonego książkami. W większości były to romanse pokroju "Zmierzchu", ale na szczycie znajdowało się pięć segregatorów w kwiecistym motywie. Alexander stanął na palcach i wziął dwa z nich. Znajdowały się tam materiały z poprzednich klas. Odłożył je i chwycił dwa kolejne. Te tak samo, jak wcześniejsze, miały w sobie tematy, które przerabiali na lekcjach. Kiedy już znajdowały się na miejscu, Alexander sięgnął po ostatni. Cięższy niż reszta. Otworzył go, a jego szczęka prawie opadła mu na podłogę.

Segregator wysadzony był pracami pisemnymi. Było ich mnóstwo i większości z nich były esejami na lekcje pana Greena, który miał obsesje na punkcie ich zadawania i często mieli ze dwa lub nawet trzy do napisania w tygodniu.

Jednak nie to go zdziwiło najbardziej, a nazwisko, które widniało w rogu kartki na samej górze. Nie, nie było tam Camilli Belcourt, tylko Clarissa Fairchild. Wszystkie prace w segregatorze należały co Clary. Od pierwszej klasy liceum, aż do eseju, który został zadany im w tym tygodniu. Oprócz prac na lekcje, po krótkim przejrzeniu Alec zorientował się, że były też tam te, które pan Green wysyłał na konkursy lub ogłaszał jako wzory esejów, którymi reszta powinna się wzorować. Chwalił podczas tego Belcourt, kiedy zasługa należała się Clary!

Alexander zagryzł wargę.

Ale dlaczego Clary by to robiła? Dla pieniędzy? Przecież... Skoro ma taki talent... Alec pokręcił głową i wyciągnął sześć prac i zgiął je na pół. Sam musiał się dowiedzieć. Zamknął segregator i odłożył go na miejsce. Spojrzał jeszcze raz na laptopa, gdzie ekran znowu stał się czarny. Potem rozejrzał się po pokoju, ale nic innego, godnego przeszukania, nie znalazł. Schował eseje za pasek od spodni i już miał się kierować w stronę wyjścia, kiedy o drzwi ktoś uderzył.

Huk rozszedł się po pokoju, a Alekowi zmroziło krew w żyłach. Serce zatrzymało się w piersi i spanikował. Szybko wybrał pierwszą lepszą kryjówkę i wskoczył do garderoby, zasuwając do końca drzwi. W tej samej chwili do pokoju weszły dwie osoby, które całowały się bez tchu i rozbierały w drodze do łóżka.

Drzwi od szafy skonstruowane były w ten sposób, że Alec widział, co dzieje się w pokoju, ale osoba w pomieszczeniu nie miała pojęcia, że ten siedzi w szafie. (Jaka śmieszna gra słów).

W jednej z osób poznał od razu Camille, ale chłopak, z którym wymieniała ślinę, nie był Magnusem. Jego włosy były w kolorze blond postawione do góry w Quiffa. Na sobie miał czarną skórzaną kurtkę i tego samego koloru spodnie. Jednak Lightwood nie potrafił skojarzyć jego sylwetki z kimkolwiek, kogo mógł znać. Gdyby tylko się odwrócił i pokazał twarz...

Para wylądowała na łóżku, dalej pożerając sobie twarze. Camille wspięła się na ciało blondyna i wplątała w jego włosy palce. Ten umiejscowił swoje dłonie na jej talii i powoli zjeżdżał nimi na jej tyłek lub pod jej bluzkę. Wydawali z siebie jęki i sapnięcia, kiedy Belcourt, w końcu, oderwała się od kochanka z mlaśnięciem.

- Drzwi. - powiedziała, a Alec dostał chwilowego zawału.

Idzie tu? Jezus, Maria, koniec z nim. Koniec z tym wszystkim. Czy będzie jeszcze żył? Czy to życie było dobre? Jednak, na jego szczęście, skierowała się w stronę drzwi wejściowych i przekręciła klucz w zamku.

- Szkoda, że zapomniałam zamknąć ich wcześniej, jeszcze kto by mi tu wszedł. - odwróciła się do chłopaka z uśmiechem i zaczęła wolnymi ruchami ściągać z siebie koszulkę.

Alec omal nie zwymiotował.

- Oj, słońce. - odezwał się chłopak znajomych głosem, a Alexander nie mógł przypasować go do nikogo. - Ten twój przygłup nie przyjdzie?

- Coś ty, jest zalany w trupa. - podeszła powoli do łóżka i znowu wspięła się na ciało chłopaka. Alec skojarzył, że mówi o Magnusie. Duże ręce jej kochanka oplotły ją w pasie. - I nie mów mi o nim teraz. - zaczęła dwoma palcami krążyć po jego ręce. - Teraz chcę, tylko żebyś mnie pieprzył. - wpili się sobie w usta, a Alexander zamknął mocno oczy, aż rozbolała go głowa.

Zza drzwi dochodziły do niego jęki, sapnięcia i dźwięki ubrań rzucanych na podłogę.

Lightwood ponownie otworzył oczy, kiedy Camille była całkowicie naga i bawiła się bokserkami swojego kochanka, który pojękiwał cicho w swoją rękę. Alexander chciał wykąpać swoje oczy w wybielaczu albo uciec z krzykiem, ale pozostał cicho. 

Za to wyciągnął z kieszeni telefon i dziękował niebiosom, że ma nawyk wyciszania go, bo miał włączony pakiet danych i co chwile napływały do niego powiadomienia. Alec wyłączył internet i wyszukał ikonkę dyktafonu. Włączył urządzenie i przyłożył je stroną mikrofonu jak najbliżej zasuwanych drzwi.

Potem znowu spojrzał przez szparę w momencie, w którym Camille nabijała się na penisa.

Zamknął natychmiastowo oczy i modlił się do niebios, żeby to wszystko się skończyło. Słyszał dźwięk obijanej o siebie skóry, słyszał jęki, sapnięcia i zduszone słowa. Był nawet taki moment, kiedy Alec zatkał sobie dłońmi uszy i kołysał się do przodu i do tyłu.

Będzie miał traumę. Jak nic.

Skupiał się na swoim oddechu, kiedy Camille wykrzyczała imię. Alec uniósł głowę do góry, rozszerzając oczy. Wlepił spojrzenie w łóżko i wtedy przypomniał sobie, skąd zna tego chłopaka. Przełknął ślinę. Może jednak mężczyznę? Albo pana?

Blond włosy, czarna skóra (idealna na motor), zarost, głęboki głos, który zawsze krzyczał na ociągających się uczniów

Camille Belocourt pieprzyła się właśnie z jego nauczycielem od WF-u. Z Hodgem Starkweather. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro