Rozdział 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam w drugim rozdziale! jak wasze wrażenia?


- To było do przewidzenia, że tu będziesz. - Alec podniósł wzrok, kiedy zza rogu wyłonił się Magnus, przewrócił oczami i powrócił do czytania jednej ze stron podręcznika do historii.

Rozsiadł się w swoim ulubionym miejscu w bibliotece. Raczej nikt tutaj nie zaglądał, bo wokół niego na półkach znajdowały się jakieś książki o historycznej tematyce, z których licealiści nie korzystali, bo wszystko można było znaleźć w internecie. Dlatego ten kąt między półkami był takim małym safe space Alexandra. Przychodził tu podczas okienek czy przerw na lunch. Uczył się tam, czytał lub rozmyślał.

Pamiętał, jak przyszedł do biblioteki pół roku temu. Pani bibliotekarka była zdziwiona, że ktokolwiek w ogóle zainteresował się tym pomieszczeniem. Ale Alec przechodził się między półkami, znalazł kilka książek i je wypożyczył. Wrócił po tygodniu, porozmawiał z bibliotekarką o ich tematyce i stał się jej ulubieńcem.

Wiele razy słyszał od Camille, że dziewczyna nie rozumie, jak on tak szybko wdał się w łaski tej starszej pani. Bowiem ona próbowała od kilku lat i się nie udawało. Alec odpowiedział w swojej głowie, że bycie fałszywą pindą jej pewnie przeszkodziło.

Ale czy chłopak był jej ulubieńcem? No może trochę? W końcu mógł jeść i pić na swoich poduszkach, które przytaszczył, a pani Smith (bibliotekarka) wyraziła natychmiastową zgodę i poparła jego pomysł. Nie mógł mówić też innym, ale kobieta pozwalała mu wypożyczać więcej książek, niżeli pozwalałby limit.

- Nie odzywasz się do mnie teraz? - Magnus usiadł obok i oparł o ścianę, z której odchodziła farba.

Czy pani Smith zgodziłaby się na małe malowanie?

- Uczę się, pajacu, nie widzisz? - odpowiedział, jak najbardziej obojętnie umiał, ale w ogóle nie potrafił się skupić i czytał to samo zdanie pięć razy.

- Izzy powiedziała, że się źle czujesz.

- Izzy lubi dramatyzować.

- Więc wszystko w porządku? Mogę wracać do reszty? - Alec przełknął ślinę, a ból w klatce piersiowej się wzmógł.

- Jak chcesz. - mruknął.

Magnus zaczął się zbierać, kiedy nagle zastygł i spojrzał na ciemnowłosego. Alexander uniósł wzrok na Azjatę.

Przez rok Bane się zmienił. Cały czas był piękny i perfekcyjny, ale jakby bardziej? Jeśli się w ogóle dało - pomyślał Alec. Jego umiejętności w makijażu się poprawiły. Na swoich powiekach Magnus zawsze miał eyeliner, maskarę i brokatowy cień. Jego włosy trochę urosły, dlatego stawiał je do góry, a ich końcówki pofarbował na czerwono pod koniec wakacji. Alexander podziwiał Bane'a za jego odwagę w wyrażaniu siebie. On nie baczył na nieprzychylne komentarze czy krzywe spojrzenia. Był sobą w pełni. Królował nad szkołą i był prawdopodobnie głównym bohaterem swojego życia, Aleca chyba także. 

- Co się z tobą ostatnio dzieje, Alec? Unikasz nas, nie wychodzisz z nami, nie odpisujesz na wiadomości... - ciemnowłosy przewrócił oczami. - Nie rób tego, okej? Po prostu się martwię. A gdyby tego było mało, w ogóle nie jesz i pewnie mało śpisz. Widzę, że Izzy stara ci się pomóc z podkładem, ale dalej mogę zauważyć, że jesteś bardziej zmęczony niż zawsze. Co się dzieje?

- Nic mi nie jest, Magnus. Mam ciężki czas.

- Dlaczego? Powiesz mi w końcu dlaczego? Jesteśmy przyjaciółmi, powinniśmy sobie ufać, mówić o swoich problemach i w ogóle. Ale ty ciągle się izolujesz tak jak na początku.

Magnus miał rację. Po tamtej imprezie Alec udawał, że wcale nie poznał grupki znajomych. Może rozmawiał z Catariną, ale reszty unikał, aż w końcu pewnego dnia na bok wziął go Bane i zapytał, czemu Alexander traktuje go i resztę jak powietrze. Niebieskooki odpowiedział, że nie wie. Bo nie wiedział! Wydawało mu się, że w ogóle nie pasuje, a życie, jakie prowadziła reszta - nie jest dla niego. Z trudnością wytłumaczył Magnusowi, że nie umie się dopasowywać i pewnie by odstawał od jego paczki. Wtedy Bane odpowiedział, że nie musi się dostosowywać, może być sobą, ale żeby chociaż nie ignorował ich istnienia.

I stało się tak, że Alec zaczął spędzać z nimi czas. Rozumiał się z Magnusem, Tessą i Catariną. Z Ragnorem zamieniał tylko kilka słów, z Jemem nie rozmawiał prawie wcale, a imprezy słynęły z tego, że Alec i Raphael kłócili się na temat swoich poglądach w różnych, często nietypowych, sprawach.

- Magnus, daj spokój. Mówię ci wszystko. - zamknął podręcznik.

Tak czy siak... Niczego nowego się nie dowiedział.

- Czyżby? Jakoś ci nie wierzę, Alec. Ale okej. Zostawię cię samego. Pływaj w swojej bańce smutku i samotności. Będę na ciebie czekał po szkole. Pa.

I Bane zniknął, a Alexander poczuł się źle.

Może Magnus miał racje, ale co Alexander miał mu powiedzieć?

"Hej słuchaj! Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i nie potrafię przestać się zakochiwać, ale niestety masz dziewczynę, którą niesamowicie mocno kochasz i pewnie ze wzajemnością. Chociaż może nie? Myślę, że Camille nie jest dla ciebie, w sensie tak, jesteście idealną parą, znacie się od dziecka, wspieracie i w ogóle. Ale ona jest zbyt perfekcyjna i no, powinieneś być ze mną. Wielką kupą nieszczęścia!"

Tak to brzmi cudownie.

Alec odchylił głowę i oparł potylicę o ścianę. Spojrzał w popękany sufit i przymknął zmęczone oczy.

Magnus miał rację co do sprawy ze spaniem i jedzeniem. Ostatnio ciemnowłosy nie mógł zasnąć. Najpierw zrzucał to na szkołę i stres, ale przez całe wakacje chodził spać nad ranem i budził się około ósmej i nie potrafił ponownie oddać się w objęcia tego tam, no. Wracając, ciemne kręgi pod oczami i opuchlizna to stali goście na jego twarzy.

Jeśli chodzi o sprawę z jedzeniem. Sam nie wiedział, od czego się zaczęło. Może od tego, że zaczął się porównywać do Camille? Chyba tak. Czasem siedział u siebie w pokoju i marzył, żeby być jak taka dziewczyna, bo prawdopodobnie wtedy Magnus zwróciłby na niego uwagę. Jednak nigdy nie miał takiej szansy, więc zaczął męczyć swój organizm. Odmawiał małych przekąsek, później całych posiłków, a czasem zdarzało mu się nic nie jeść przez dwa dni. Wiedział, że to, co robi, jest głupie i nieodpowiedzialne, i ma opłakane skutki, ale nie potrafił przestać. Wiele razy chciał z tym skończyć, ale w głowie miał głos, który powtarzał mu, że Belcourt jest lepsza, że to ją woli Bane, że to ona jest tam, gdzie powinien być Alexander.

Głośne westchnięcie opuściło jego malinowe wargi. Wrzucił podręcznik do swojej czarnej torby. Podniósł się ociężale i zarzucił pasek na ramię.

Czy był gotowy wrócić i wtopić się w tłum nastolatków?

Prawdopodobnie nie.

Ale nie miał wyjścia.

Reszta lekcji minęła mu w miarę szybko. Może tylko dlatego, że jego myśli w ogóle nie przebywały w sali ani od biologii, ani od historii. One krążyły gdzieś wysoko nad niebem i skupiały się na Magnusie. Co za zaskoczenie.

Tak naprawdę Alexander rozważał jego słowa. Oczywiście, że miał rację. Magnus zawsze miał rację, nawet jeśli Lightwood nie chciał mu jej przyznawać, jednak unikanie go było łatwiejsze, niż zmierzenie się z rzeczywistością. Czy Alec był tchórzem? Zdecydowanie. Czy się tego wstydził? Bardzo. Czy miał zamiar przestać tchórzyć? Nigdy. Odpuszczanie było łatwiejsze niż walka. Zostawiało mniej ran. A im mniej ran, tym mniej blizn i mniej niedobrych wspomnień. Alexander był najlepszy w odpuszczaniu wszystkiego, co go przerastało. Może dlatego jego życie było nudne i niekolorowe, ale przyzwyczaił się do szarej barwy codzienności.

Po czternastej wyszedł ze szkoły i skierował się w stronę dużej, czarnej bramy, przy której stał Magnus. W swojej delikatnej dłoni trzymał swojego iPhone'a i stukał palcami w jego ekran. Brwi miał ściągnięte, a wargi zaciśnięte w wąską linię. Alec wyłapał od razu, że Magnus nie ma raczej dobrego humoru.

Podszedł do niego powoli i stanął obok. Oczyścił gardło, aby dać o sobie znak.

Bane uniósł na niego swoje wściekłe spojrzenie, ale jego wzrok trochę złagodniał na widok przyjaciela. Najwidoczniej ich poranna sprzeczka poszła w zapomnienie. Alexander posłał mu lekki uśmiech i kiwnął głową w stronę telefonu w jego rękach.

- Coś się stało? - Bane ścisnął mocniej telefon i pokręcił głową.

- Miałem spotkać się dzisiaj z Camille, ale moi rodzice postanowili, oczywiście bez uzgadniania tego ze mną, że jadą do jakichś znajomych na obiad i nie zabierają Michaela, więc muszę z nim siedzieć. - Azjata schował telefon do kieszeni spodni. - Idziemy?

- Um, tak. - Alec poprawił pasek od torby i ruszył za przyjacielem. - Jeśli chcesz, mogę się dzisiaj zająć Michaelem, a ty spotkasz się z Camille. - słowa przeszły mu przez gardło ciężko i pozostawiły w jego sercu gigantyczny ciężar.

- Nie chcę ci nakładać tego obowiązku, Alec. - westchnął. - Poza tym już i tak zajmujesz się nim w inne dni. Nie mogę ci dokładać kolejnego.

- To nie problem. - odparował natychmiast ciemnowłosy. I faktycznie miał to na myśli. Brat Magnusa oczywiście był od niego dużo młodszy, ale był zabawny i bystry. Do tego nie lubił Camille, co Alexander uważał, za wielką zaletę. - Lubię Michaela, a poza tym i tak nie mam, co robić. A ty masz plany, więc to nie problem.

- Na pewno? - Magnus spojrzał na niego z nadzieją w oczach.

Takie wydanie Bane'a bardzo podobało się Lightwoodowi. Alec uśmiechnął się lekko, a jego serce zabiło szybciej. Był tak nieszczęśliwie zakochany w tym szalonym chłopaku i nic nie mógł począć.

- Na sto procent. - odparł. - O której mam przyjść?

I Alec mógł robić wszystko, tylko żeby Magnus uśmiechał się w jego stronę w ten sposób.

- O szesnastej. Wtedy jadę po Camille. - Alec kiwnął głową.

- Gdzie ją zabierasz? - dobry humor z niego spłynął, tylko na myśl, że ta dwójka będzie się dobrze bawić, całować, przytulać.

Alexander oczyścił gardło z wielkiej guli, która tam zaległa.

- Wymyśliłem, żebyśmy poszli do restauracji, a potem na spacer, może po Promenadzie.

- Fajnie. 

Czemu to tak cholernie go bolało? Jakby Magnus właśnie go spoliczkował, ale on tylko wypowiedział głupie słowa, głupie słowa o randce, o której Alec marzył od tak dawna. Spojrzał na Bane'a i na jego szeroki uśmiech. Magnus był szczęśliwy z Belcourt, nigdy nie byłby szczęśliwy z nim.

- Jest też coś jeszcze. - Magnus odrobinę zwolnił. - Chciałem pokazać ci to w szkole, już rano. Ale nie mogłem cię złapać, a potem w tej bibliotece. Nieważne. Chodź tu na chwilę.

Zeszli z chodnika i weszli na mały trawnik pod drzewem. Alec oparł się plecami o korę, a Azjata zaczął grzebać w swoje torbie. Z jego ust co chwilę wychodziły przekleństwa, a Alexander mimowolnie się uśmiechnął. Ten Magnus też mu się podobał. Zagubiony, trochę zdenerwowany i podekscytowany w tym samym czasie.

- Weź, czekaj. - mruknął.

Przechylił torbę do góry dnem, a po chwili na ziemię obok ich stóp wypadły książki, zeszyty, piórnik i kilka innych dupereli, które Magnus przynosił do szkoły. Alec nie był do końca pewien, co robiła tam mini suszarka do włosów, ale nie pytał. Bane miał swoje dziwactwa.

- Czego ty szukasz?

- Moment.

Pusta torba również wylądowała na ziemi, a Magnus zaczął przeszukiwać rzeczy. Odstawił książki, zeszyty i pojedyncze kartki na jedną kupkę. Pozostałe przedmioty porozwalał jeszcze bardziej na trawie.

- Pomóc ci?

- Nie, Alec, nie, czekaj. - Magnus wyprostował się i rękoma zaczął przeszukiwać kieszenie. - Mam! - krzyknął i w szybkim tempie wyszarpał z kieszeni małe pudełeczko.

Pudełeczko, które przypominało...

Nie.

- Czy to..?

- Nie, jeszcze nie, to byłoby za wcześnie. - Magnus otworzył przedmiot, a w jego wnętrzu znajdował się srebrny pierścionek, wysadzony brokatowymi motylami. Alec przełknął ślinę. - To promise ring.

- Oh, wow. - Alexandrowi jakby zabrakło powietrza.

Oczywiście wiedział, co taki pierścionek oznacza, wiedział, że to nie to samo, co oświadczyny, ale to i tak forma zapewnienia, że Magnus bardzo kocha Camille, że jest w stanie walczyć o związek w razie czegoś złego i że jest gotowy być dla swojej dziewczyny. Alec w to nie wątpił. Bane był wierny i bardzo zakochany w Belcourt. Jednak Lightwood nie potrafił się w tamtej chwili w ogóle cieszyć ze szczęścia przyjaciela. Jego żołądek skręcił się w supeł, a on poczuł, jakby wpadł do zimnej wody, a zewsząd otaczała go ciemność. Chyba tonął w smutku. Mógł w ogóle w nim tonąć? Nieważne czy było to możliwe, bo tak właśnie się czuł. Jego serce po raz kolejny zostało złamane.

- Podoba ci się?

- T-tak, jest piękny. - głos mu się zachwiał.

Magnus podał mu pudełko, a Alexander mocno je ścisnął. Przejechał koniuszkiem wskazującego palca po motylach, a do jego głowy od razu napłynął obraz tego pierścionka na jego ręce. To było niedorzeczne.

- Mam nadzieję, że jej się spodoba.

- Na pewno. - mruknął Alec i odgonił łzy. 

Oddał pudełko przyjacielowi. Ten znowu chwilę wpatrywał się w biżuterię, a Alexander, żeby kompletnie się nie rozkleić, zaczął zbierać rzeczy Magnusa do jego szkolnej torby. Ułożył książki od największej do najmniejszej, a resztę rzeczy poupychał do odpowiednich kieszeni. Zapiął torbę i wytarł niezauważalnie policzek z samotnej łzy, która postanowiła uzewnętrznić jego smutek. Podniósł się i podał torbę Bane'owi. Ten szybko zamknął pudełko i schował je do kieszeni.

- Trochę się stresuję. - ruszyli ponownie w stronę swoich domów.

- To zrozumiałe. - jego głos był słaby.

- Wszystko w porządku?

- Tak, j-ja... Po prostu się źle czuję. - a kiedy zauważył zaniepokojony wzrok Magnusa, natychmiast go uspokoił. - Spokojnie, dam radę zająć się twoim bratem.

- Nie o to mi chodzi.

- Nie?

- Nie, Alec, nie. Martwię się o ciebie. - Alexander uniósł pytająco jedną brew. - Mówiłem ci to wcześniej. Wydajesz się być smutniejszy. Jakbyś gasł. Alec, ty się wypalasz.

- Daj spokój. - mruknął.

- Nie, nie dam, bo jesteś moim cholernym przyjacielem i nie chcę widzieć, jak znikasz! - uniósł głos, przez co kilka mijających ich osób spojrzało na dwójkę. - Nie macie życia, że się gapicie? - zwrócił się do nich Bane i prychnął na widok ich dziwnych min. - Powiesz mi, o co chodzi? - zwrócił się ponownie, już trochę spokojniej, do ciemnowłosego.

- To nic.

- Tak, to nic i zaraz ciebie nie będzie. Odpowiedz mi na pytanie, Alec. Nie uwierzę w wymówki z nauką. Mamy kilka zajęć razem, masz kilka zajęć z Catariną i wiem, że my nie mamy, aż tak dużo zadanego materiału i wiem, że Catarina również. Więc o co chodzi? Coś z mamą? Izzy?

- Nie, nie chodzi o nie. Nie chcę o tym gadać. - dopowiedział.

- Alec... - zatrzymali się pod domem Bane'a.

- Nie, Magnusie, nie, to nie. Poradzę sobie. Do zobaczenia, później. - odwrócił się na pięcie i ruszył żwawym krokiem w stronę swojego domu.

Zielone tęczówki mierzyły Alexandra spojrzeniem jeszcze przez chwilę. Później usta Magnusa opuściło ciężkie westchnięcie. Jego ręka powędrowała do pudełeczka w jego kieszeni. Przejechał po nim opuszkami swoich palców. Może Alecowi nie podobał się ten pomysł? Może pomyślał, że to coś zmieni w ich relacji? Że Magnus będzie poświęcał mu mniej czasu? Może uważał, że on i Camille są za młodzi na to? Za głupi?

A Alec nie mógł powstrzymać już cisnących się do jego oczu łez, które po prostu popłynęły strumieniami po jego policzkach. Jego serce boleśnie obijało się o klatkę piersiową i zrobiło mu się niedobrze. Wiedział, że prędzej czy później jego serce złamie się przez nich bardziej, ale nie sądził, że ten dzień nadejdzie tak szybko.

Brakowało mu powietrza, kiedy przekroczył próg domu. Przetarł łzy wierzchem swojej ręki. Skopał buty z nóg, a cichy szloch opuścił jego gardło.

- Alec? - z wnętrza domu doszedł do niego głos Isabelle, która najwidoczniej skończyła wcześniej lekcje lub po prostu zrobiła sobie wagary. - Alec, to ty? - wyszła na korytarz, ale kiedy jej ciemne oczy zobaczyły, w jakim stanie jest jej brat, nie zastanawiała się dwa razy i po prostu podeszła do niego jednym krokiem i przytuliła do siebie.

Lightwood wybuchnął płaczem i mocniej przycisnął do siebie siostrę. Ta gładziła uspokajająco jego trzęsące się plecy. Jej drugą ręką powędrowała do tyłu jego głowy. Przyciskała ciało swojego brata do siebie i zachodziła w głowę, co takiego mogło się stać. Alec dawno nie przyszedł zapłakany do domu ze szkoły. No, może bardzo dawno, bo ostatnio zrobił to w podstawówce, ale Izzy w ogóle ostatnio nie widziała, żeby Alexander płakał. I albo to dobrze ukrywał, albo złe emocje kumulowały się w nim i dopiero dzisiaj postanowiły znaleźć swoje ujście, w jej ramionach. 

Ciemnowłosy szlochał okropnie. Nie wiedział, naprawdę nie miał pojęcia, że tak boli pogrzebanie ostatniej nadziei. Zgaszenie ostatniego płomyka. Wyrwanie bijącego serca.

- Chodźmy do ciebie do pokoju, okej? - wyszeptała Isabelle, a Alec pokiwał głową, dławiąc się łzami.

Siostra oplotła rękę w jego pasie i zaprowadziła go do góry do jego sypialni. Alexander był wdzięczny za to, że ta go prowadziła, bo łzy zasłaniały mu widok i potęgowały ból głowy. Ciemnowłosa otworzyła przed nimi drzwi i puściła Aleca przodem. Chłopak zrzucił z ramienia torbę i cisnął ją na podłogę obok łóżka. Sam rzucił się na materac i objął rękoma poduszkę.

Izzy zamknęła za sobą drzwi i chwilę stała plecami do drewnianej powłoki, wpatrując się w płaczącego brata. Zagryzła wargę i podeszła do łóżka. Usiadła obok Lightwooda i położyła swoją rękę na jego plecy, robiąc jakieś dziwne wzorki.

Oboje siedzieli cicho, a cisza przerywana była tylko wykończonym oddechem Aleca. W końcu, po kilku minutach, chłopak się uspokoił, ale jego twarz dalej wciśnięta była w poduszkę, której uczepił się jak koła ratunkowego.

- Chcesz o tym pogadać? - Isabelle zapytała cicho.

- Nie ma o czym. - jego głos był zachrypnięty i stłumiony przez materiał na jego twarzy.

- Chodzi o Magnusa?

- Zawsze o niego chodzi, Izzy. - Alec westchnął i przewrócił się na plecy, wlepiając wzrok w sufit obklejony gwiazdkami fluorescencyjnymi, które przykleił kiedyś razem z siostrą.

Izzy przeskanowała twarz Alexandra. Wyglądał marnie. Był zapłakany, policzki miał czerwone i mokre od łez. Na jego czole odgniotła się poduszka, a oczy miał ledwie otwarte.

- Co się stało tym razem?

- Zawalił mi się świat, Izzy. Jakby runął. Wszystko, w co kiedyś wierzyłem. - jego głos drżał. - Ma zamiar dać jej promise ring. Ma zamiar wziąć ją na randkę do jakiejś restauracji, potem na spacer na promenadę i pewnie da jej wtedy ten głupi pierścionek, a potem po szkole się zaręczą, wezmą ślub i będą mieli piękne dzieci. A ja będę najpierw samotnym świadkiem na ich ślubie, a później chrzestnym jednego z dzieci. I nigdy nie znajdę sobie nikogo, bo najwyraźniej nie jestem miłością jego życia. On jest moją, ale ja niestety jego nie. - kolejne łzy spłynęły po jego policzkach, a Alec je wytarł i pociągnął nosem.

- Alec... - westchnęła Izzy. - On, Magnus... i Camille, oni...

- Nie musisz się produkować, Isabelle. Są idealni. Stworzeni dla siebie. Ja jestem tylko piątym kołem u wozu. Niepasującym puzzlem do ich idealnej układanki. Pewnie jestem tu tylko przez przypadek.

- Alec, nie możesz tak myśleć.

- Ale to prawda. Trudna i łamiąca mnie prawda. Ale prawda. - spojrzał w jej oczy. - Może powinienem w końcu ją zaakceptować i nie robić sobie zbędnych nadziei? Tak, prawdopodobnie tak powinienem zrobić.

I Isabelle poczuła, jakby ktoś ją uderzył. Jej brat właśnie rezygnował ze swojego szczęścia, żeby miłość jego życia mogła cieszyć się uczuciem z kimś innym. Ciemnowłosa wiedziała, że ona nigdy nie mogłaby się tak poświęcić. Może wynikało to z samolubności? Albo po prostu w jej mniemaniu nie należało się jej cierpienie? Skoro nie należało się jej, to czemu miało należeć się Alexandrowi? On był Aniołem. Aniołem pośród wielu Demonów, które i nigdy nie zdołały odciąć jego skrzydeł, bo zawsze był ponad nimi wszystkimi i to w dobrym znaczeniu tego słowa. Alec był odważny, najodważniejszy ze wszystkich otaczających ją ludzi. Ale niestety był również bardzo samokrytyczny i poświęcenie swojego szczęścia mogło wynikać z waleczności jak i ogromnej autokrytyki, którą karmił się Alec codziennie.

Byłby lepszy dla Magnusa. Isabelle to wiedziała, nawet jeśli oboje uważali inaczej.

- Alec, Magnus kiedyś ujrzy... Kiedyś zauważy, to co, do niego czujesz i zrozumie.

- Daj spokój. - zmierzył ją morderczym spojrzeniem i westchnął. - Możesz zostawić mnie samego? Proszę? - dodał, kiedy wzrok Izzy zrobił się bardziej troskliwy. - Muszę odrobić zadania, a później idę się zając Mikiem.

- Nie zajmujesz się nim w środy.

- Magnus mnie poprosił.

- Alec...

- Muszę się uczyć, proszę cię. - Isabelle pokręciła głową i wstała z łóżka, zatrzymała się jeszcze przed drzwiami z ręką na klamce. - Wiesz Alec, że nie musisz udawać? Że możesz powiedzieć mi, jak się czujesz w każdym momencie? - spojrzała na niego, a ten kiwnął głową. - Pamiętaj o tym. - i wyszła z pomieszczenia.

Alexander przejechał dłonią po twarzy i westchnął cicho. Musiał zebrać dużo siły, żeby podnieść się ze swojego wygodnego łóżka i doczłapać do torby. Chwycił ją do jednej ręki i ruszył w stronę biurka. Odsunął nogą krzesło i usiadł nim. Położył torbę na blacie i wyciągnął wszystkie rzeczy potrzebne do zrobienia zadań. W połowie pustą torbę odłożył na łóżko i zabrał się za obowiązki, mając nadzieje, że natrętne myśli dadzą mu spokój. 


Za pięć szesnasta stanął pod posiadłością państwa Bane. Wyglądała tak samo, jak wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczył ją na imprezie u Magnusa, rok temu. No może krzaki przy płocie były trochę wyższe, a kolor ścian trochę zmatowiał, ale dom dalej robił na nim wielkie wrażenie.

Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Usłyszał przytłumioną muzykę, a po chwili szczęknięcie zamka, a sylwetka Magnusa wyłoniła się zza drewnianej powłoki.

Wyglądał po prostu zjawiskowo. Alecowi prawie wyrwało się małe "wow".

Bane, jak to on, miał pomalowane oczy. Kreski, "jego znak rozpoznawczy" pięknie łączyły się z niebieskim, brokatowym cieniem do powiek. Włosy postawione miał do góry, a samotny kosmyk opadł mu na czoło. Na sobie miał granatową marynarkę, a pod nią bordową koszulę odpiętą na kilka guzików u góry, tak że widać było jego karmelową skórę, na której świeciły liczne naszyjniki. Na nogach miał, również granatowe, dopasowane spodnie.

- Ale się odstrzeliłeś. - mruknął tylko Alec.

Nie potrafił cieszyć się szczęściem przyjaciela i czuł się z tym podle.

- Wyglądam okej? - zapytał, kręcąc się w koło.

Alec mógłby wyśpiewać mu litanię czy inne gówno jak idealnie wygląda!

- Tak, trochę za kolorowo w mojej opinii, ale pasuje do ciebie.

- Wygląda jak clown. - doszło z wnętrza domu.

- Dziękuję za twoją opinię, kochany, młodszy braciszku! - odpowiedział Magnus, przewracając oczami.

Alec zaśmiał się.

- Nie ma za co, niekochany, stary ośle. - zza pleców Azjaty wyszedł Michael. - Hej, Alec! - pisnął i przytulił się do brzucha Lightwooda, na co ten uśmiechnął się szerzej. - Tęskniłem za tobą!

- Widzieliśmy się w niedzielę, Mike. - odpowiedział roześmiany.

- To szmat czasu! Chodź do mojego pokoju, pokażę ci, co ostatnio dostałem od taty! - zawołał podekscytowany chłopiec, łapiąc ciemnowłosego za rękę i ciągnąc go w stronę schodów.

- I nie będziecie życzyć mi powodzenia? - odezwał się Magnus.

- Powodzenia w niszczeniu sobie życia! - odkrzyknął w połowie drogi Michael, a Alexander parsknął śmiechem. Uwielbiał tego dzieciaka.

Michael zaprowadził go do swojego pokoju, a Alec od razu zajął swoje stałe miejsce na pojedynczym łóżku okrytym kołdrą z samochodami z filmu "Auta". Pokój Mike'a był duży. Mieścił w sobie łóżko, biurko ze stacjonarnym komputerem, ogromną szafę, regał na książki i gry, wielką pufę we wzór piłki nożnej, telewizor na ścianie i Xbox. Bane'owie nie próżnowali.

- Mam coś dla ciebie. - odezwał się Alec, odpinając swoją torbę i wyciągając z niej paczkę kwaśnych żelek.

Matka Michaela i Magnusa nie pozwalała im jeść słodyczy i w sumie to miała świra na punkcie zdrowej żywności. Czego Alec nie mógł pojąć swoim łakomym na słodkości umysłem, więc kiedy pierwszy raz zajmował się chłopcem, przyniósł paczkę ciastek i od tamtego momentu mieli swoją tajemnicę. Alexander raz w tygodniu, potajemnie dostarczał jakieś przekąski Mike'owi, a ten wielbił go za to, całym sercem.

- Kwaśne? - jego oczy zaświeciły się milionem świateł.

- Nie inaczej. - Alec rzucił paczką w stronę chłopca, ten wypuścił dotychczas trzymany ołówek na biurko i złapał opakowanie. Zabrał się za otwieranie. - Masz lekcje? - wskazał brodą w stronę otwartych książek.

- Taa... - mruknął, pakując sobie słodkości do ust. Przełknął je, a jego twarz wykrzywiła się przez kwaśność. - Wcześniej pomagał mi Magnusa. Matma. - westchnął. - Ale musiał się szykować dla tej głupiej małpy i zostawił mnie samego. Co z niego za brat? Zostawił mnie dla dziewczyny! Głupia małpa. - mruknął, jedząc kolejnego żelka.

- Nie możesz tak mówić, Mike. To niegrzeczne. - upomniał go Alexander.

- Ty też tak mówisz.

- Wcale nie.

- Może i nie, ale tak o niej myślisz. - Lightwood przewrócił swoimi niebieskimi oczyma. - Ha! Wiedziałem. - Michael zakręcił się na obrotowym krześle, żując słodycz. - Szkoda, że musi być z tą Camille. Jest głupia i niemiła i po prostu głupia. - Alec cicho przyznał rację dziesięciolatkowi. - Wolałbym już, żebyś to ty był chłopakiem mojego głupiego brata. 

- Co?

- No tak. Ciebie lubię, jej nie znoszę! Jest denerwująca. Magnus to, Magnusa tamto. A w szkole to ona dostała super oceny i dostała się na jakiś konkurs dla cheerleaderek, bla, bla, bla... Nuda! - przedrzeźniał Belcourt, a Alexander zachodził w głowę czy to on stworzył z niego takiego potwora, bo pamiętał jeszcze początki ich relacji i jak bardzo nieśmiały był wtedy Michael.

- Twój brat jest zakochany.

- Chyba ślepy i głupi. - rzucił paczką na biurko i złapał ołówek. - Pomożesz mi w matmie? - zmienił wątek, patrząc maślanymi oczami na Aleca.

Alexander był w szoku, jak szybko jego uwaga skacze z jednego tematu do drugiego.

- Pewnie.

Po półgodzinnej walce z matematyką, oboje przenieśli się do salonu na parterze, gdzie Michael włączył na telewizorze jedną ze swoich ulubionych kreskówek, która jakoś niedawno stała się ulubioną bajką również i Lightwooda. Położyli się na skórzanej kanapie i przegryzając chrupki, które przytaszczył Alec, oglądali Niesamowity Świat Gumballa.

- Alec? - po jakimś czasie milczenia odezwał się młodszy.

- Hm?

- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że chcę ci pokazać, co ostatnio kupił mi tata?

- Mhm. - mruknął ciemnowłosy, uśmiechając się szerzej na jednej ze śmieszniejszych scen.

- Kupił mi książkę o Sherlocku Holmesie.

- Brzmi ciekawie. - odparł, wrzucając kolejnego chrupka do buzi, kiedy nagle ekran telewizora zrobił się czarny. - No ej! Ja to oglądałem!

- Chciałem, żebyś mnie posłuchał!

- Słuchałem! - Mike uniósł jedną brew do góry. - No może nie bardzo, ale no oglądałem toooo! - jęknął niezadowolony.

- Zachowujesz się jak dzieciak. - Alec wystawił do niego język. - Możesz mnie po prostu wysłuchać? To ważne. - podkreślił chłopak.

- Jeśli to ważniejsze niż Gumball, to dawaj.

- Jest ważniejsze, nawet bardziej niż kwaśne żelki.

- Okej, czyli to poważna sprawa. - Alec poprawił się na kanapie i zwrócił w stronę dziesięciolatka. - Zamieniam się w słuch.

- Jak już mówiłem, tata kupił mi książkę o Sherlocku. I nie rób tej miny, bo to nie chodzi o nią, ale to ważny element. Więc mi ją kupił i ja ją przeczytałem, i wiesz, mówiono o nim jako o mistrzu dedukcji. Wiesz, zwracał uwagę na małe rzeczy. I... Kiedy ostatnio była u nas ta głupia małpa, postanowiłem trochę po szpiegować. - ciemne brwi Alexandra uniosły się wysoko w górę. - Zacząłem się jej przyglądać i zawsze wiedziałem, że coś jest z nią nie tak, ale wtedy zauważyłem, że dziwnie się zachowuje. Uśmiecha do Magnusa i rodziców, żeby potem odwrócić się i zrobić minę, jakby miała rzygnąć...

- Słownictwo!

- Nie przerywaj mi! - Alec oberwał poduszką w twarz. - No i wtedy ona spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Trochę się przestraszyłem, no bo ona jest straszna, ale potem zdenerwowałem. Nie ma prawa tak na mnie patrzeć, ani na rodziców, nawet na Magnusa. Więc oblałem ją sokiem. Niby niechcący...

- Naprawdę oblałeś ją sokiem? Co miała na sobie i jaki sok?

- Biała koszula i porzeczkowy. - Alec zakrył usta ręką.

- Dlaczego ty jeszcze żyjesz? - Mike wzruszył ramionami, ale jego uśmiech trochę zmizerniał.

- Rodzice byli źli i odesłali mnie do pokoju. Magnus zaprowadził Camille do łazienki i dał jej ubrania na przebranie i zszedł do rodziców. Nie wiem po co, ale słyszałem zza ściany, jakby ona z kimś gadała, więc starałem się podsłuchać. Na początku mówiła chyba do siebie i wyzywała mnie od gnojów, ale potem zadzwonił telefon. I to było dziwne.

- Co masz na myśli?

- Magnus nie dzwoniłby do niej gdyby znajdowali się w tym samym domu, co nie? Bo po co? A on mówiła do tego kogoś, te słówka, które mówiła zawsze do niego. "Kochanie", "Skarbie" i tym podobne. Wspomniała coś, że zaraz wychodzi i się spotkają. Później już nic nie słyszałem, bo puściła wodę. - Michael złapał trochę więcej powietrza do płuc. - Myślisz, że ona go zdradza?

A Alexander musiał zebrać szczękę z podłogi. Camille? Ona? Idealna dziewczyna, córka, przyjaciółka, uczennica? Ta Camille, której Magnus pewnie w tym momencie daje promise ring? Tylko dlaczego? Przecież Magnus był idealny... Byli stworzeni dla siebie.

- J-ja nie wiem. Przecież... Wydawało mi się, że ona jest w nim zakochana. W końcu chodzą ze sobą już cztery lata, a znają się jeszcze dłużej.

- Może kiedyś była. Ciebie tu nie było, kiedy oni dopiero, co zaczęli ze sobą być. Może i miałem sześć lat, ale pamiętam, że Camille była miła. Przynosiła mi słodycze i bawiła się ze mną. Wtedy było fajnie. Później zaczęła się zachowywać dziwnie. Jakby coś jej odbiło. Nie wiem. Może Magnus się jej znudził albo jest z nim, żeby wyciągnąć od niego kasę?

- Skąd taki pomysł?

- Nie wiem, na filmach tak zazwyczaj jest. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze, czy coś.

- Słyszałeś lub widziałeś coś podobnego później?

- Nie słyszałem, ale widziałem, że często przy Magnusie odrzuca telefony. - Alec kiwnął głową, a miliard myśli płynęło przez jego umysł. - Powiesz mu? Magnusowi? On musi się dowiedzieć, jeśli to prawda. Jesteś jego przyjacielem, ciebie posłucha.  

Ale Alexander nie odpowiedział na postawione mu pytanie. I przez cały wieczór siedział cicho, zatopiony w swoich myślach.

Wyszedł z posiadłości państwa Bane, kiedy ci przyjechali od znajomego i zajęli się Michaelem. Podziękowali mu i dali trochę owsianych ciastek, które matka Magnusa uwielbiała piec. Był to jedyny słodycz dozwolony w tym domu, więc Alec zawsze wracał z pełnymi rękami. Cóż, był łasuchem jeśli chodzi o słodycze.

Wszedł do domu po cichu, aby niezauważalnie przebrnąć do swojego pokoju i rzucić się na łóżko. Nie musiał się martwić tym, że matka będzie miała problem o jego niezameldowanie się, dlatego, że Maryse bardzo mu ufała i wiedziała, że Alexander zawsze wraca na noc do domu, a jeśli tak nie jest, wtedy ją informuje.

Ciemnowłosy rzucił się na łóżko i westchnął głośno. Burza myśli szalała w jego głowie, ale nie mógł wyłapać żadnej specyficznej. To go męczyło. Chaos, a zarazem pustka. Chociaż... Takie było jego życie? Zamieszanie, które powodowali jego przyjaciele i jednoczesna pustka, bo Alexandrowi kogoś brakowało. Brakowało kogoś, kto miał być nieosiągalny. A teraz co? Okazuje się, że być może nie. Że być może wszyscy źle oceniali Camille i wcale nie była taka idealna, jak wszystkim się zdawało?

Odblokował swojego smartfona i włączył internet, a jego telefon zalał wodospad powiadomień.

Od Camille, która chwaliła się pierścionkiem na wszystkich social mediach. I Alec może powinien się skupiać na biżuterii, ale jego spojrzenie uciekało na przystojną twarz Magnusa, która pojawiała się na kilku ze zdjęć.

Był szczęśliwy. 







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro