Zjazd Absolwentów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Lucien, błagam cię, zejdź z tych drabinek albo ja do ciebie tam wejdę i skończy się zabawa! Nigdy nie wrócimy na ten plac zabaw! - chłopczyk zatrzymał się, kiedy miał stawiać kolejny krok na stromym schodku.

- Ale wujku!

- Nie wujkuj mi tu i złaź! Raz, dwa! - Lucien prychnął, przewrócił brązowymi oczami i powoli schodził z metalowej atrakcji.

- W ogóle się nie umiesz bawić, Alec. - zeskoczył, mijając dwa szczebelki, a Alexander poczuł, jak jego serce stanęło na niebezpieczny moment. Potem ruszyło w zastraszającym tempie, sprawiając, że oblał go zimny pot.

- Ja nie umiem się bawić? Myślę, że twoja matka będzie miała świetną zabawę, kiedy przyjdzie do niej wniosek o zapłatę tysięcy dolarów za pozszywanie twojej buźki.

- Dramatyzujesz. - podszedł do ciemnowłosego i stanął naprzeciwko. - Daj mi pić.

Ach, te dzieci i szybkie zmienianie tematu.

Jakim cudem Alec się na to zgodził? Nie miał pojęcia. Wiedział, że Clary nie ma łatwo jako samotna matka, ale jego wieczór nie miał wyglądać w ten sposób! Miał wrócić z biura, walnąć się na zimną sofę w swoim zimnym mieszkaniu, wyciągnąć zimne wino i zapić się nim do nieprzytomności, bo w końcu jutro miał dzień wolny. Więc co poszło nie tak?

Otóż Clary zaczęła randkować poprzez Tindera. Ojciec Luciena został już dawno temu zapomniany, ale rudowłosa czuła się trochę samotna. Oczywiście miała swojego kochanego, młodego chłopaka i Aleca, ale żaden z nich nie potrafił zapełnić jej pustki, którą czuła w swoim sercu. Dlatego postanowiła skorzystać ze znanej aplikacji i poznać kogoś, komu nie przeszkadzałoby to, że ma kilkuletniego syna i przyjaciela geja, który jest samotny cały czas i w sumie mieszka u niej, kiedy w planach nie ma zapijania się drogim winem.

W taki sposób poznała Tony'ego, który wydawał się nawet miły. Uwielbiał dzieci i wydawał się nawet lubić Aleca. Po kilku luźnych spotkaniach chłopak stwierdził, że zabierze Clarissę na poważniejszą randkę. Alexander może był trochę temu nieprzychylny, ale to tylko dlatego, że bał się, że Tony zabierze mu Clary i Luciena i wtedy zostanie sam. Oczywiście miał rodzeństwo, ale to mieszkało po drugiej stronie świata. A reszta znajomych? Cóż po tamtym wydarzeniu wiele się zmieniło.

Wracając, Alec nie bardzo cieszył się na ich poważną randkę, dlatego wykorzystał możliwość, jaką mu daje bycie prawnikiem i prześwietlił Tony'ego od góry do dołu. Oprócz mandatów za złe parkowanie wszystko wydawało się być w porządku, dlatego też wtedy Lightwood odpuścił i pozwolił, aby relacja się rozwijała.

Wiedział o poważnej randce, ale nie wiedział dokładnie kiedy. Jednak po poznaniu tej informacji, był zmuszony odwołać plany i zająć się małym smarkiem.

Jak słodko.

- Nie chcę wody, chcę colę. - tupnął nogą.

- Zęby ci wypadną, pij wodę albo już nigdy nie przyniosę ci ciastek. - Lucienowi zaświeciły się oczy, to przypomniało ciemnowłosemu o Michaelu.

Po tej całej akcji w ostatniej klasie liceum dostatecznie zrezygnował z opieki nad chłopcem. Nie chciał widywać Magnusa ani w sumie nikogo z nim powiązanego. Był zmuszony cierpieć w szkole, nie musiał być w swoim wolnym czasie. Oczywiście było mu przykro i tęsknił za młodym Banem, ale takie zadanie przerosłoby go psychicznie. I tak ostatnia klasa była piekłem. Przebrnął przez nią w jakiś sposób, ale nie pamiętał tak naprawdę połowy wydarzeń.

W jego głowie wszystko zaczynało się od tego feralnego dnia, potem była szara, smutna masa, a potem odbieranie dyplomów, kiedy wpatrywał się w uśmiechniętą twarz Magnusa, gdy ten odbierał swoje świadectwo. Potem źle się poczuł i sam nigdy nie wszedł na scenę. Zamknął się w łazience i pogrążył w rozpaczy, kiedy wyszedł z pomieszczenia, znalazła go Isabelle i Clary. Wypytywały o szczegóły, a on patrzył tylko za nie, gdzie cała rodzina Bane'ów zbliżała się do ich samochodu i odjechała, a on już więcej z nimi nie rozmawiał.

Nie rozmawiał, ale widział ich. Michael często podchodził pod bramę jego domu, ale on nigdy nie miał odwagi do niego zejść. No cóż, już raz to ustaliliśmy, był tchórzem. Potem rodzice Magnusa przyszli kilka razy na kolacje do jego matki. Błagał na kolanach mamę, żeby się nie spotykali, a jeśli już muszą to gdzieś indziej, ale nie ustępowała. Nieraz wpadł na mamę Magnusa, ale witał się tylko cicho i uciekał do swojej samotni.

A co z Magnusem? Ten nigdy nie przewinął się pod jego domem, Alec nie widział go, wychodząc do sklepu, ani na miasto, kiedy Izzy go tam zaciągnęła. Od Maryse dowiedział się, że chłopak dostał się na swoje wymarzone studia projektanckie i zamierza rozwijać się w tej karierze. Potem nie słyszał o nim kilka lat, skupiając się na swoich studiach prawniczych, a w czasie szukania kancelarii, w której mógł pracować znowu usłyszał o Bane. Poprzez jedną z aplikacji w mediach społecznościowych wybił się ze swoimi projektami i różne marki się o niego biły. W końcu zaczął współpracę z Gucci, a jego twarz lub jego nazwisko pojawiało się co chwilę w gazetach, telewizji, billboardach czy w innym środku masowego przekazu. Więc tak naprawdę Alec nie mógł od niego uciec, a kiedy tylko patrzył w te oczy na jaskrawym ekranie, demony przeszłości zjadały go od środka.

Alec wyrwał się zza mgły myśli i spojrzał w stronę chłopca, który bawił się z jakąś dziewczynką w piaskownicy.

Powoli się ściemniało, a zimny wiatr zrywał się coraz częściej i przeczesywał ciemne kosmyki włosów Aleca.

- Lucien, wracamy już!

- Wujku, jeszcze trochę! - odkrzyknął chłopak, nawet nie podnosząc wzroku na Alexandra.

Ciemnowłosy wstał z okupowanej przez siebie ławki i podszedł do piaskownicy.

- Idziemy, młody.

- Alec, no... Chcę się bawić. - zmarszczył brwi i zrobił minę do płakania.

- Idziemy. 

- Nienawidzę cię! - syknął, rzucając plastikową łopatką i tupiąc nogą.

Potem spuścił głowę i złożył ręce na piersi, idąc obrażony za Aleciem. Ciemnowłosy westchnął ciężko i przygryzł wnętrze policzka.

Tak, dzieci są słodkie.

W chuj.

Kiedy Lucien w końcu usnął, Alexander usiadł w salonie Clary i włączył telewizor na pierwszym lepszym kanale. Odłożył pilot na kanapę obok siebie, westchnął i ruszył do kuchni, aby wyjąć z lodówki zimne piwo. Otworzył je nożem z szuflady, ponieważ rudowłosa nie posiadała otwieracza. Alec usiadł z powrotem w salonie, pociągnął długi łyk trunku i spojrzał na ekran telewizora.

Niesamowity Świat Gumballa — ulubiona bajka Luciena i Michaela. Alexander przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu na oparciu kanapy.

Żałował, że zerwał kontakt z Michaelem. W tym momencie chłopak pewnie kończy liceum i będzie wybierał kierunek college'u. Jest w tym momencie w życiu, w którym Alexandrowi się wszystko posypało. Lightwood miał nadzieję, że u niego jest lepiej, że ma kogoś u swojego boku, ma pasje, jest zadowolony ze swojego życia. Oby, bo Mike na to zasługiwał.

Przyłożył zimną końcówkę butelki do ust i pociągnął kolejny łyk. W tym samym momencie usłyszał chrzęst klucza otwierającego zamek w drzwiach, a po chwili do mieszkania wpadła Clarissa. Po dźwiękach z holu rozpoznał, co dziewczyna robi po kolei. Zamyka za sobą drzwi, ściąga płaszcz i buty. Rzuca klucze na szafkę, przekręca klucz w zamku, ubiera na nogi kapcie i zmierza w stronę salonu. Po chwili pojawiła się w jego zasięgu wzroku. Opadła na kanapę obok niego i wzięła od Aleca butelkę piwa, pociągnęła łyk i oddała mu trunek.

- Jak było? - zagadał Lightwood po chwili ciszy.

- Jest cudowny, ale boję się, że stracę go jak wszystko inne. - Alexander spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- Co masz na myśli?

- Jace? Ralph? Victor? I wielu innych?

- Nie wygaduj głupot. Nie straciłaś ich dlatego, że byłaś chujowi, to oni na ciebie nie zasługiwali.

Clary przytuliła się do jego boku. - Kłamiesz, żeby poprawić mi humor?

- Nigdy bym w tej sprawie nie skłamał. Jebać ich wszystkich, skoro nie widzą, jak cudowną osobą jesteś. Zasługujesz na wszystkie skarby tego świata i wiele, wiele więcej. Jeśli oni tego nie dostrzegają, to znaczy, że nie są warci ciebie. Jeśli Tony to ten jedyny, nie stracisz go. Zostanie na dobre i na złe. - Alexander objął ją ramieniem i ścisnął lekko.

Po chwili ciszy Clarissa się odezwała:

- Ale wiesz, że to tyczy się też ciebie? Wiem, że było ci ciężko, wiem, że dalej coś do niego czujesz, ale chyba pora ruszyć, jego już dawno nie ma. Owszem byłeś w kilku związkach, ale zawsze szukałeś kogoś, kto chociaż jednym aspektem przypominałby go. On jest w przeszłości, Alec. On już się nie liczy. - Lightwood kiwnął głową, ale wątpił, że te słowa go w jakikolwiek sposób przekonają.

Magnus wydawał się być jego bratnią duszą. Więc odrzucenie i nieodwzajemnione uczucie, były jak wyrok skazujący go na samotne życie w tym niemiłym świecie. I to naprawdę niemiłym skoro zmuszały go na codzienne oglądanie twarzy Bane'a.

- Masz rację. - skłamał, prostując się. Clary spojrzała na niego z pytaniem w oczach. - Chyba będę leciał.

- Nie zostaniesz?

- Mam wrażenie, że Lucien powoli ma mnie dość. - postawił butelkę piwa na małym kawowym stoliku zawalonym kredkami i papierem.

- Ciebie? Przecież jesteś jego ulubionym człowiekiem na świecie.

- Chyba już mu się odwidziało. Dzisiaj powiedział, że mnie nienawidzi. - Clary uniosła wysoko brwi, a Alexander pokiwał głową.

- To do niego niepodobne. Pogadam z nim.

- Nie musisz-

- Muszę. Jest moim synem, a ty moim najlepszym przyjacielem. Zrobiłeś dla mnie więcej niż moja cała rodzina razem wzięta. Chcę, żeby uczył się szacunku.

- Jak chcesz... - Alec mruknął. W sumie to przyzwyczaił się, że wszyscy wokół go nienawidzą. - Będę się zbierał. - wstał i ubrał na siebie swoją skórzaną kurtkę.

- Weźmiesz Ubera?

- Mhm. - mruknął i ruszył do holu. Ubrał się i po tym jak zawiązał buty, wyprostował się i spojrzał Clarissie prosto w oczy.

- Wszystko w porządku? - upewniła się, krzywiąc głowę.

- Jak najlepszym. Baj, buziaki. - objął ją jedną ręką i po kilkunastu sekundach już go nie było.

Clary stała w tym samym miejscu i zastanawiała się, czy los kiedykolwiek uśmiechnie się do Lightwooda. Był jednym z najlepszych ludzi, jakich znała, a cierpiał na każdym kroku przez siebie stawianym.

Alexander za to wyskoczył z kamienicy i ruszył chodnikiem w zimną noc. Włożył ręce głęboko w kieszenie, a powietrze, które wypuszczał ustami, tworzyło mały obłok siwej pary, który unosił się wysoko i znikał w ciemności.

Nie miał zamiaru wzywać Ubera, ani inne taksówki. Nie chciał nawet jechać autobusem. Stwierdził, że teraz najlepszą możliwością jest nachlanie się w trzy dupy w najbliższym barze, który znajdzie. No dobra może nie najbliższym, bo minął pierwsze cztery, przez to, że wyglądały jak kompletne speluny.

Dopiero piąty wyglądał na przyzwoity, a kolejka przed drzwiami była względnie krótka. Po dziesięciu minutach pokazał dowód ochroniarzowi, a ten bez problemu wpuścił go do środka.

Od razu uderzył w niego odór alkoholu, głośna muzyka i wszechogarniający gorąc. Zdjął z siebie kurtkę i przewiesił ją przez przedramię. Przepchał się przez tłum ludzi i usiadł na jednym z niewielu wolnych miejsc przy barze. Kurtkę położył na swoich kolanach, a przed siebie na blat wyciągnął swojego smartfona.

- Coś dla pana? - uniósł wzrok z urządzenia, lokując go na mulatce za barem. 

- Tak, poproszę whisky z colą.

- Się robi. - odwróciła się od niego, a w tym czasie Alexander odblokował swój telefon i zaczął przeglądać social media.

Nie robił tego często, ale czasem zdarzyło mu się zagłębić w życiu innych ludzi. Co miał na to poradzić? Inni dobrze się bawili, a on upijał się samotnie, próbując zapomnieć o czymś, co stało się lata temu i dalej trzymało w garści jego duszę.

- Proszę cię bardzo. - postawiła przed nim szklankę, a on wyciągnął z kieszeni spodni brązowy, skórzany portfel. Wyjął banknot.

- Bez reszty. - kiwnął głową. Schował swoją własność i powrócił do przeglądania Instagrama.

I tak jak zawsze, wszedł w wyszukiwarkę, wklepując dobrze mu znany user. Kiedyś zdjęcia, które się tutaj znajdowały, przedstawiały go i grupkę jego znajomych. Teraz te obrazki zastąpiły jakieś fotografie profesjonalnych sesji lub pięknych modeli z wybiegu.

Alexander pociągnął łyk whisky, a wtedy przyszło do niego powiadomienie z jego prywatnej poczty. Zmarszczył brwi. Zazwyczaj nikt do niego nie mailował o tej porze. Cenił sobie swój wolny czas i wszyscy dookoła wiedzieli, że po pracy nie pisze się do Alexandra o niczym związanym z prawem, sądem i rzeczami podobnymi do tego.

Kliknął powiadomienie i to automatycznie przeniosło go do skrzynki odbiorczej. Mail nosił tytuł: "Zjazd Absolwentów i Stulecie Szkoły". Lightwood zmarszczył brwi i kliknął treść wiadomości, kiedy przeczytał wszystko, co tam widniało. Jednym łykiem wypił whisky i postawił pustą szklankę z impetem na drewnianej powierzchni.

- Poproszę jeszcze jedną. - zakomunikował, kiedy złapał kontakt wzrokowy z barmanką.


Gdy Alec tylko otworzył oczy, miał ochotę zabić siebie, zniszczyć Słońce i całą rasę ludzką. Wszystko go bolało. Poczynając od głowy, a kończąc na stopach. Oczy szczypały, jakby ktoś rzucił w nie garścią piasku, a gardło było suche niczym pustynia. Alexander dalej ubrany był we wczorajsze ubrania, a całą noc spędził jedną połową ciała na kanapie, a drugą na podłodze.

Tak naprawdę nie wiele pamiętał z wczorajszego wieczoru. Wszystko urywało się na tym, że wszedł do klubu i usiadł przy barze. A potem? Potem jest pasmo mglistych wspomnień. Barmanka, telefon, alkohol i przystojny facet o azjatyckiej urodzie i pięknym brokatowym makijażu. Wiadomo dlaczego. Ciemnowłosy pomyślał nawet, że gdyby wypił jeszcze więcej, wstałby pewnie z przekonaniem, że spotkał Magnusa w klubie i ocierał się o niego podczas tańca na parkiecie. Czy robił z tym gościem coś jeszcze? Nie miał zielonego pojęcia.

Odkaszlnął i próbował zwilżyć gardło, ale suchość dalej pozostawała i mu dokuczała. Powoli wstał z niewygodnej pozycji, a wszystkie jego kości zaczęły trzeszczeć. Miał wrażenie, że połamał wszystko w trakcie nocy i obecnie był tylko workiem na kościska. Wraz z uniesieniem się do siadu głowa rozbolała jeszcze bardziej, a w biodro wbił mu się telefon, który wpakowany był w przednią kieszeń dżinsów.

Alec wyciągnął go i rzucił na kanapę obok, nie bardzo przejmując się tym czy ten się nie odbije i nie spadnie na ziemię.

Chłopak odetchnął chwilę i się podniósł. To wymagało od niego wiele wysiłku i samokontroli, żeby nie zwymiotować tego, co wczoraj spożył. Kiedy opanował mdłości, ruszył do kuchni, gdzie wyciągnął z szafki szklankę i napełnił ją kranówką. Żałował teraz, że nie ma w mieszkaniu żadnych elektrolitów, bo te zapewne pomogłyby mu na odwodnienie i może wtedy poczułby się choć troszkę lepiej.

Po wypiciu napoju ruszył do łazienki. Tam ściągnął z siebie ubrania, które po spaniu, czuć było jak druga skóra. Wszedł pod prysznic i puścił gorącą wodę, aby ta pomogła rozgrzać połamany organizm.

Po wymyciu się Alec wrócił do salonu. W samym ręczniku usiadł na kanapie i wziął do ręki telefon. Miał kilka powiadomień z Instagrama, co było zadziwiające, bo były to polubienia jego zdjęcia, a on nie przypominał sobie, żeby cokolwiek dodawał. Były też jeszcze dwa nieodebrane połączenia od Clarissy i kiedy miał już oddzwaniać, telefon zadzwonił jeszcze raz. Alec przesunął zieloną słuchawkę i przystawił urządzenie do ucha.

- Um, hej. - mruknął.

- Hej, śpiochu. Zdajesz sobie sprawę, że jest godzina czternasta?

Um, więc Alexander oczywiście nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Oczywiście, że tak. Byłem zajęty całą noc. - skłamał w połowie, bo w końcu robił coś po zmierzchu.

- Obściskiwaniem obcych facetów w klubie, którzy przypadkiem wyglądają całkiem jak on?

- Co? Skąd wiesz?

- Instagram.

- Co? 

Clary opowiadała coś jeszcze, a Alexander włączył tryb głośno mówiący i wszedł w ikonkę aplikacji. Faktycznie na jego profilu wisiało zdjęcie z typem z klubu. Było to selfie, oboje wyglądali bardzo szczęśliwie a ich źrenice były rozszerzone.

Alec natychmiast skasował post.

- Chyba już nigdy więcej nie wypiję. - przyznał, przerywając dalej trajkoczącej dziewczynie.

- Taaa... - westchnęła Clary. - Pewnie do następnego razu, kiedy zrobisz to ponownie. - Alexander westchnął. - Ale nie dzwonię tylko w tej sprawie, chociaż śmianie się z twojego kaca jest zajmujące, ale chciałam się dowiedzieć czy dostałeś maila?

- Jakiego maila?

- Zjazd Absolwentów.

I wtedy z odmętów myśli wyłoniło się wspomnienie, kiedy Alexander otworzył wiadomość, przeczytał ją i to ona była powodem jego późniejszej popijawy.

- A tego maila. Tak widziałem. Nie mam zamiaru iść.

- Co? Czemu nie? - Clary się zdziwiła.

- Czemu miałbym? Wszystko, co kojarzy mi się z tym liceum to zawód miłosny i upokorzenie przed całą szkołą.

- Myślisz, że ludzie dalej o tym pamiętają? Nie bądź śmieszny, to było lata temu.

- Ta... Lata temu, ale dalej boli jak diabli. - Alexander przygryzł wargę. - Poza tym nie chcę go tam spotkać.

- Daj spokój. - zaśmiała się Clary. - Myślisz, że taka gwiazdka, jak on ma po co zawitać w naszej szkole? W końcu jest celebrytą, pewnie nawet nie pamięta imion ludzi, z którymi chodził do klasy. Nie będzie go. Jestem pewna.

- Ugh, może...

Zapadła chwilowa cisza, a Alec drugą ręką stukał o nagie kolano.

- Więc jedziemy? - zapytała w końcu Clary.

Alexander pomyślał o tym wszystkim jeszcze raz. Może ludzie już zapomnieli? Przecież to niemożliwe, że pamiętają o czymś takim, co nie? Ale z drugiej strony był to jeden z większych skandali. Na całą szkołę, wszystkie klasy. Czy możliwe jest, że zapomnieli? A może pamiętają i będą z niego kpić lub wydorośleli i mimo wspomnień o tym wydarzeniu go nie upokorzą?

- Niech będzie. - Lightwood się zgodził, a Clary pisnęła do słuchawki.

- Będzie cudownie, obiecuję! - i po chwili się rozłączyła.

Alexander spojrzał na wyświetlacz komórki. W co on się wpakował?

Chłopak przymknął oczy i przetarł twarz. To będzie ciężkie. I kiedy tak kontemplował nad tym wszystkim, usłyszał dźwięk powiadomienia z portalu z wiadomościami. Uchylił jedno oko i ujrzał nazwisko Magnusa. Od razu wszedł w artykuł i zabrał się za czytanie.

W tekście zawarte było, że Magnus zaprojektował kolejną kolekcję dla Gucci. Tym razem letnią i po pierwszym pokazie mody, okazało się, że to jedna z najlepszych na przestrzeni wszystkich lat. Autor spekulował, że Bane może być kolejnym wielkim projektantem i że można go stawiać na równi z Christianem Dior czy z Coco Chanel.

Clary pewnie miała rację. Nie było opcji, że Magnus przybędzie na Zjazd Absolwentów. Po pierwsze, po co miałby się tam pojawiać? Pewnie ma lepsze zajęcia, niżeli ciśnięcie się na małej auli ze starymi kolegami ze szkoły i rozpamiętywanie chwil w budynku. A po drugie nie można zapomnieć o tym, że Magnus też był ważną postacią w tej akcji w ostatniej klasie. O nim też rozmawiano, jego też wytykano palcami, on też nie miał łatwo. Więc dlaczego miałby wracać?

Alec wyłączył telefon i wstał. Czas zabrać się za życie — pomyślał i powędrował do sypialni, gdzie położył się na łóżku i zasnął. Może za kilka godzin.

Dokładnie pięć tygodni później, czyli czternastego czerwca, Alec podjechał swoim samochodem pod starą placówkę edukacji. Oczywiście w międzyczasie okazało się że Clary nie może dojechać, ale nakazała Alecowi trzymać się planu i wziąć w tym wydarzeniu udział.

Tak naprawdę wiele się nie zmieniło. Szkoła z zewnątrz wyglądała tak samo. No może ktoś posadził więcej kwiatków i małych drzewek przed wejściem, a boisko do kosza odmalowano, ale dalej wyglądała tak samo. Do Alexandra napłynęły wspomnienia. Kiedy przesiadywał pod drzewem i obserwował swoją grupę znajomych, a tak naprawdę skupiał się na Magnusie i rysował wszystko, co z nim związane w swoim szkicowniku. Ławki, przy których siedzieli dalej stały. Drzewo nie zostało wycięte. Lightwood pomyślał, że w sumie mógłby wrócić do tych beztroskich dni. Nawet teraz. Usiąść pod pniem, zamknąć oczy, potem je otworzyć i przenieść się w czasie, żeby rozkoszować się piękną pogodą i równie pięknym Banem.

Alexander wyłączył swój samochód i wyjął kluczyk ze stacyjki. Włożył go do kieszeni swojej marynarki i wysiadł z samochodu. Dziedziniec zapełniony był ludźmi w różnym wieku. Byli jego rówieśnicy, ludzie starsi i młodsi. Wszyscy, którzy uczęszczają lub uczęszczali do szkoły.

Jak na razie Alec nie widział nikogo znajomego, więc ruszył do środka.

Wszystko wyglądało tak, jak zapamiętał. Po wejściu do budynku na prawo znajdowało się biuro ochroniarza. Po lewej stronie wisiały plakaty. Potem korytarz się rozwidlał, a po każdej ze stron znajdowały się szafki lub drzwi. Na końcu obu rozwidleń znajdowały się schody na pierwsze piętro, gdzie panował podobny układ. Był też korytarz naprzeciwko. Tam znajdowały się takie pomieszczenia, jak hala sportowa lub biblioteka, w której Alexander kochał przebywać.

Alec ruszył niepewnym krokiem w stronę swojej starej szafki. I wtedy uderzyło w niego to, co nie chciał dopuszczać do swoich myśli przez wiele lat. Wspomnienia tamtego dnia, które cięły jego duszę na kawałki.

Hej wszystkim! Z tej strony Camille Belcourt. Wasza przewodnicząca... Mój przyjaciel jest bardzo utalentowany. Mogliście zauważyć to przy wystawie, którą urządziłam na początku przerwy przy jego szafkach. Jest tam wiele pięknych rysunków, naprawdę polecam zobaczyć. Oprócz rysowania potrafi pisać, więc chciałam pokazać naszym uczniom, jak niektórzy z nas są utalentowani. Zapraszam do wysłuchania wiersza.

"Drogi Magnusie...chcę, żebyś był mój chcę podejść do ciebie powoli, położyć rękę na twoim policzku i połączyć nasze usta w pocałunku..."

"trucizna atakuje moje serce osuwam się na podłogę więź pomiędzy nami pęka ale to nic na języku czuję słodycz leżę tam na ziemi umieram ale jestem szczęśliwy mogąc doświadczyć śmierci z twojej ręki. Twój Alexander."

Czuł to dosłownie, jakby znowu cofnął się do tamtego dnia, jakby to wszystko, całe jego życie po liceum było tylko chwilą odpłynięcia, a on dalej stoi na tym korytarzu obśmiewany przez wszystkich wokoło.

Podchodzi do swojej szafki i patrzy w jej niebieską powłokę. Musieli je odmalować na nowo, bo miały przyjemny, świeży kolor. Jednak ich widok również przywołał wspomnienia.

- J-ja... - spróbował wytłumaczyć, ale nie potrafił

- To prawda? Te rysunki, ten wiersz? - wskazał na "wystawę".

- Nie rozumiem z tego nic, Alec. Jakim cudem? - ciemnowłosy był cicho. - No jakim? - warknięcie opuściło usta Magnusa, a Lightwood się wzdrygnął.

- N-nie wiem, nie potrafię tego wyjaśnić. - powiedział cicho, zachrypniętym głosem.

- Jak to kurwa nie potrafisz?

- C-co?

- Clary. Pieprzona Clary Fairchild mi powiedziała, bo widocznie mój najlepszy przyjaciel postanowił zrobić sobie ze mnie żarty.

- M-miałem ci powiedzieć.

- Daj mi kurwa pieprzony spokój, Alec. Nie odzywaj się do mnie i o mnie kurwa zapomnij.

Alexander powraca do rzeczywistości. Ludzie go mijają, a on stoi na środku ze zbolałą miną. Łzy zebrały się w jego oczach i chciały znaleźć ujście, ale Lightwood nie pozwolił sobie na rozklejenie się. Przełknął gulę w gardle i odgonił łzy. To nie był czas na to.

Rozejrzał się po wszystkich twarzach i kilka z nich mógł poznać. Były to osoby z równoległych klas lub o kilka lat młodsze, które pamiętał, jak wkraczały do szkoły. Jego jednak chyba nikt nie rozpoznał, było to co najmniej dziwne, ponieważ ciemnowłosy tak naprawdę się dużo nie zmienił. Alec przynajmniej miał takie wrażenie.

Alexander odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego ulubionego miejsca. Z biblioteką miał związanych najwięcej szczęśliwych wspomnień. Uwielbiał to miejsce i czuł się tam tak naprawdę jak w ciepłym, kochającym domu. 

Lightwood podszedł pod drzwi i wtedy zauważył, że wisi na nich kartka.

"Pomieszczenie nieczynne. Zapraszamy do biblioteki w pokoju nr 006"

Alec zmarszczył brwi. Likwidowali bibliotekę? Nagle ścisnęło mu się serce. Może nie był już uczniem tej szkoły, ale świadomość, że tak ważne miejsce nie będzie istniało, napawało go smutkiem. Dlatego ciemnowłosy chciał jeszcze raz usiąść w swoim ulubionym miejscu. Nacisnął klamkę i zdziwił się, że ta ustąpiła. Rozejrzał się wokoło, jakby ktoś miał go przyłapać na włamaniu, ale nikogo nie było w pobliżu.

Alexander przekroczył próg i zamknął za sobą delikatnie drzwi. Dźwięki z korytarza ucichły, a chłopak był w stanie rozejrzeć się po wnętrzu, które wyglądało tak samo jak zawsze. Regały dalej stały na swoim miejscu, a na nich książki, ale te starsze, o zżółkniętych kartkach. Dalej było miejsce na komputery przy drewnianych biurkach ustawionych pod ścianą. Następnie na środku stał mały stolik, na którym zawsze można było się poczęstować czymś słodkim. Potem stało tam biurko bibliotekarki, przy którym ta witała go z uśmiechem.

Alec poszedł wzdłuż regału i skręcił w lewo. Jego kącik dalej tam był! Prawie że podskoczył ze szczęścia i od razu rzucił się na poduszki. Kurz wzleciał w powietrze i sprawił, że niebieskookiemu zakręciło się w nosie, po czym kichnął.

Usadowił się wygodnie i przymknął oczy, odchylając głowę. To dalej było czuć tak jak kiedyś.

Lightwood spojrzał w bok i nie mając, co zrobić ze swoimi dłońmi sięgnął po pierwszą lepszą, zakurzoną książkę. Otworzył ją na pierwszej stronie i zaczął studiować zdania bez żadnego większego celu. Sens zapisanych słów nawet do niego nie docierał, robił to po to, tylko żeby wyłączyć się od myśli i w sumie to nie skupiać się na niczym konkretnym. Taka umiejętność była jedną z najlepszych cech Aleca. Pozwalała mu odetchnąć od trosk życia i zapomnieć o pesymistycznym nastawieniu do wszystkiego.

Alexander przewracał strony i skupiał się na uczuciu, jakiego doświadczał pod opuszkami palców. Obracanie stron starych, często przeżółkniętych książek, było jednym z najlepszych uczuć na świecie. Alexander mógłby to robić w nieskończoność, gdyby nie przerwało mu głośne trzaśnięcie drzwiami, walka z klamką i jeszcze głośniejsze przekleństwa jakiejś osoby.

Osoby, którą Alec dobrze znał i której się tutaj nie spodziewał.

Lightwood zamarł w jednej pozycji. Jego myśli nagle zniknęły i pojawiły się ponownie, pędząc tysiące kilometrów na godzinę. Co miał robić? Co? Dlaczego? Co on w ogóle tu robił? Miało go nie być!

- Cholera jasna! Gówniane drzwi! - potem był chyba dźwięk kopania drewnianej powierzchni. - Halo! - mężczyzna walił teraz pięścią. - Halo! Jest tam kto? Utknąłem, pomocy! - walenie powtórzyło się jeszcze kilka razy. - Ja pierdolę. - westchnął.

Alexander w ogóle się nie ruszał. Postarał się nie oddychać, albo ograniczyć cyrkulację powietrza do minimum. Z całych swoich sił modlił się do Boga lub Bogów nad nim, aby drugi chłopak nie odkrył, że został zatrzaśnięty tu z Lightwoodem. Błagał, żeby ktoś otworzył mu drzwi i pozwolił wyjść, ale mimo sekund, które minęły, nic się nie zmieniło.

Jednak druga osoba była tym razem cicho. Aleca oblał zimny pot, kiedy usłyszał ciche kroki, zmierzające w jego stronę. Miał przesrane. To był koniec. To był totalny koniec i wtedy zza regału wyszedł Magnus. Widocznie wystraszył się widoku Alexandra, bo odskoczył do tyłu z krzykiem, kiedy go zarejestrował. 

Pierwsze, co Alec mógł o nim powiedzieć, było to, że na pewno wydoroślał. Dalej miał farbowane włosy i makijaż na twarzy, ale widać było dojrzałość i dumę, którymi emanował. Lightwoodowi zrobiło się nawet głupio, że on sam za dużo nie dorósł. Być może pracował w kancelarii i przeżył wiele, ale dalej czuł się jak nastolatek crushujący swojego najlepszego przyjaciela. Tak, tego, który właśnie patrzył na niego wielkimi, zielonymi oczami.

- Alexander? - szepnął Magnus, a ciemnowłosy pomyślał, że rozleci się na kawałki. Po tym czasie i po tym wszystkim, jego imię w ustach Bane'a brzmiało jak muzyka, jakby wypowiedział je sam Anioł. Gdyby się upierać, może Magnus..? - To naprawdę ty? O kurde!

Alec zaśmiał się nerwowo i szybko podniósł się do pionu. - Taa... To ja. - znowu się zaśmiał i miał ochotę uderzyć głową o ścianę.

Magnus chciał go jakoś przywitać, ale nie bardzo potrafił to zrobić. To samo z Aleciem. Dlatego wymienili niezręczny uścisk dłoni i pomiędzy nimi zapadła niewygodna, bardzo niewygodna cisza.

- Um... - przerwał nagle Bane. - Zatrzasnąłem za sobą drzwi i nie wiem, czy szybko stąd wyjdziemy. - powiedział zawstydzony.

Alec kiwnął głową i sam postanowił sprawdzić, czy aby na pewno nie można uciec z tego pomieszczenia. Nacisnął klamkę, ale ta nie ustąpiła. Zrobił to jeszcze raz i jeszcze raz i potem raz jeszcze, ale nic z tego. Zaczął walić pięścią w drzwi i wykrzykiwać różne hasła, ale dalej cisza. Pewnie apel się już dawno zaczął i wszyscy znajdowali się na auli i wysłuchiwali mowy dyrektora czy kogokolwiek innego, kto mógł przemawiać na takiej uroczystości.

- To na nic. - westchnął Magnus. Stał za Aleciem z ramionami zaplecionymi na piersi, opierając się o jeden z regałów.

- Mhm. - mruknął Alexander i powrócił na swoje wcześniejsze miejsce.

Bane nie ruszał się ze swojego jeszcze przez chwilę, ale i tak po jakimś czasie zdecydował się na zajęcie jednej z zakurzonych poduch naprzeciwko Lightwooda.

- Nie masz telefonu? - zapytał, a Alec pokręcił głową.

- Zostawiłem go w samochodzie. Nie wiem, zapomniałem zabrać ze sobą. - zwiesił głowę, a paznokciem jeździł po wierzchu dłoni, wbijając go co chwilę w skórę, żeby poradzić sobie ze stresem. - A ty nie masz swojego?

- Zostawiłem w kurtce, a kurtkę wcisnąłem... Nie mam pojęcia gdzie. - Azjata wypuścił powietrze z płuc. - Mamy przejebane. - Alec kiwnął głową w milczeniu, a niezręczna cisza znowu przyszła, usiadła pomiędzy nimi i zalegała jak trucizna. Nawet oddychanie nią było ciężkie, jakby ktoś próbował połknąć coś wielkiego i twardego, coś, czego postaci nie dało się  zmienić.

Alexander wbił paznokcie w skórę jeszcze mocniej i prawie syknął, kiedy poczuł promieniujący ból. Przynajmniej potrafił jeszcze czuć i to, co się działo było prawdziwe. Ale chyba nie bardzo ucieszył się z tego faktu. Wolałby żeby wszystko było w jego głowie, w jednym z jego koszmarów sennych.

Magnus za to przepełniony był miliardem myśli. Rozstał się z Aleciem w niezgodzie, ale przez te wszystkie lata tęsknił za przyjacielem. Żałował, że to wszystko się tak potoczyło, że powiedział do niego, to co powiedział na oczach wszystkich i że złamał mu jego serce. Magnus wiele razy myślał o uczuciach Lightwooda i wtedy zaczął zauważać szczegóły, które powinny wcześniej podpowiedzieć mu, że nie jest obojętny Alexandrowi, niestety Bane był zbyt oślepiony i głupi. Wierzył komuś, kto oszukał go i zdradził z pracownikiem szkoły, do której razem chodzili. Magnus żałował spędzenia tylu lat z Camille. Ciekawe, co wtedy przygotowałby mu wszechświat? Jakby się to wszystko potoczyło? Jakby potoczyła się sprawa z niebieskookim? 

Pokręcił głową, odpędzając myśli. Może teraz los postanowił ich zesłać do tej biblioteki, zablokować drzwi i zmusić do rozmowy? Kto wie?

Magnus spojrzał na Aleca. Wyglądał lepiej niż w liceum. To już nie był ten przestraszony, chuderlawy nastolatek. Teraz był wysokim i silnym mężczyzną. Bane pomyślał, że ten pierwszy Alexander odszedł wtedy na korytarzu, kiedy Belcourt obwieściła wszystkim o uczuciach Lightwooda, a Magnus kazał się od siebie odwalić.

Spojrzenie Azjaty zjechało niżej, na dłonie Aleca, które cały czas się poruszały. Robił sobie krzywdę. Szczypał się, drapał, wbijał paznokcie w skórę. Magnus zmarszczył brwi. Czyli umartwianie siebie jednak pozostało i poczuł łzy napływające do oczu. Pamiętał, jak po incydencie obserwował czasem chłopaka w szkole. Widział, jak schudł, jak wory pod oczami rosły z każdym dniem, a policzki się zapadały. Było mu przykro.

- Znowu jesteśmy w tej bibliotece, hę? - przerwał Magnus. - To było twoje ulubione miejsce. - dodał.

- Tak, było. - dodał cicho Alec. Rozpoczęcie konwersacji sprawiło, że już nie ranił się w swoje dłonie. - Pamiętam, jak chciałem namówić bibliotekarkę na przemalowanie tej ściany albo na namalowanie czegoś fajnego, ale nigdy nie zapytałem.

- Pewnie by ci pozwoliła. Ona cię uwielbiała. Zawsze jak przychodziłem tu sam, pytała, gdzie jesteś ty. - oboje się uśmiechnęli. - Na pewno by ci pozwoliła. - spojrzał mu w oczy.

Alec zmarszczył brwi i skierował spojrzenie na sufit. Wzrok Magnusa nie był czymś, co kiedykolwiek widział. Oczy Bane'a były smutne i pełne błagania. I choć Alexander domyślał się dlaczego, nie chciał dopuścić tego do swojej świadomości.

- Być może. Pozwoliła mi ściągnąć tu te poduszki, mogłem jeść, pić. Teraz mam wrażenie, że byłem za bardzo uprzywilejowany.

- To twoje ulubione miejsce, Alexander. Dobrze, że czułeś się tu okey. - zauważył Bane. - Gdybym uwielbiał bibliotekę, jak ty pewnie też bym tu przesiadywał. Bardzo często.

- Też tutaj ze mną czasem siadałeś.

- Tak, to prawda. Miło było tutaj spędzać z tobą czas.

- Z tobą też, Magnus. - a imię Azjaty na jego języku było ciężkie i obce. Kiedyś wypowiadał je lekko. Codziennie zwracał się w stronę samego chłopaka lub innych, ale przez ostatnie lata bał się tego słowa i tego, że wspomnienia powrócą.

- Gdzie poszedłeś po liceum? Opowiedz mi trochę. - Alec przygryzł wnętrze policzka i zebrał myśli.

- Więc... Dostałem się do szkoły prawniczej, tutaj w Nowym Jorku. Było fajnie. Dużo miłych ludzi, masa imprez i jeszcze więcej nauki. Po szkole odbyłem aplikację w kancelarii znajomego mojego ojca. W sumie dzięki niemu zdołałem utworzyć własny biznes i jakoś to tak idzie.

- Wow. Ambitnie. Chociaż nie sądziłem, że wybierzesz prawo. Kojarzyłeś mi się z czymś bardziej artystycznym. Rysowaniem, pisaniem albo nawet jeśli nie cos artystycznego to chociaż psychologia.

- Um, szczerze nigdy nie miałem całkowitego planu, a w ostatniej klasie... - głos mu się nagle zaciął. Co chciał powiedzieć? W ostatniej klasie? Po incydencie? Po tym jak chciałem się zabić, poszedłem na coś, co nie dawałoby mi możliwości wyrażania tego co czułem? Oczyścił gardło. - Um, w ostatniej klasie musiałem wybrać i pomyślałem, że dobrze będzie pójść na prawo. Większe pieniądze i w ogólne. - mruknął.

- Rozumiem. - odpowiedział Magnus, ale myślami był przy zacięciu się Aleca ze sprawą związaną z trzecią klasą. Co chciał powiedzieć? Czy chodziło mu o tamto? Pewnie tak. - Ja dostałem się na studia projektanckie w Kalifornii. Była wielka konkurencja, ale jakimś cudem się udało.

- Jesteś utalentowany, Magnus. Jestem pewien, że nie dostałeś się tam, tylko cudem. Widziałem twoje kolekcje, twoją współpracę z Gucci. Może nie znam się na modzie i ubieram się jak dwunastolatek, ale wiem, że odwalasz kawał dobrej roboty. 

Magnus uśmiechnął się przez komplement, ale swoje myśli skupił na tym, że Alec gdzieś widział lub coś czytał o nim w swoim wolnym czasie.

- Widziałeś? - rzucił.

- Tak, czytałem artykuły. Wiele artykułów. - Bane uniósł jedną brew do góry.

- Naprawdę?

- Tak. W końcu byłeś moim najlepszym przyjacielem, zawsze życzyłem ci dobrze i byłem przekonany, że masz talent.

Azjata chciał się cieszyć z tego, co wyznał mu Lightwood, ale nie potrafił. Słowo "byłeś" krążyło po jego głowie i odbijało się, niosąc coraz większe echo. Jakby ktoś rzucił piłkę w środek ogromnego dzwonu. Ale czego mógłby się spodziewać? Byli przyjaciółmi. Już nimi nie są. Za dużo się wydarzyło.

- Przepraszam. - rzucił nagle Magnus. Alexander uniósł głowę, myśląc, że źle usłyszał.

- Co?

- Przepraszam za tamto. Za tamto w ostatniej klasie. Za to jak ośmieszyłem cię przy wszystkich, jak kazałem ci wynosić się z mojego życia. Przepraszam, że nakrzyczałem na ciebie i przepraszam... - zniżył głos. - Przepraszam, że złamałem ci serce, Alexandrze. Wiem, że na przeprosiny jest późno, że to było lata temu, ale ja dalej o tym myślę i kiedy widzę tę niezręczność pomiędzy nami, jest mi niedobrze. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, dzieliliśmy się ze sobą wszystkim, a ja przez swoją złość i przez zdradę tamtej suki, odrzuciłem ciebie i nigdy nie miałem odwagi, żeby z powrotem zaprowadzić cię do mojego życia. Powinienem to zrobić. Naprawdę. Powinienem powiedzieć... zrozumieć, że chciałeś dobrze i dzielenie się twoimi uczuciami było w cholerę trudne. Powinienem to zrozumieć.

- Magnus... - zaczął Alexander, ale jego głos się załamał.

- Wiem, Alec. Jest za późno na tę rozmowę, ale nigdy sobie nie wybaczyłem i pomyślałem, że będę w stanie to zrobić, kiedy i ty mi wybaczysz. Oczywiście nie oczekuję tego, bo możesz dale razić urazę i ja to rozumiem. Po pro-

- Magnus, ja nigdy nie miałem ci tego za złe. - przerwał mu Alexander. - Oczywiście było mi smutno z tym i czułem się jak wrak człowieka, ale to nie było coś, przez co bym cię znienawidził. Nienawidziłem tylko Camille. Ciebie nigdy nie mógłbym znienawidzić.

- Ale wyrządziłem ci taką krzywdę..?

- Powiedziałeś tamto w złości. I rozumiem to. Sam dowiedziałeś się o czymś, co powinienem ci powiedzieć sam, jak tylko się o tym dowiedziałem. Mogłem nie czekać. Zasługiwałeś na prawdę i nie dowiedziałeś się o niej ode mnie, tylko od osoby trzeciej. Mogłem ci powiedzieć. - Alec powtórzył

- Szczerze? Nie wiem, czy bym uwierzył... - westchnął. - Camille miała mnie owiniętego wokół jej palca i tańczyłem, jak mi zagrała. Clary powiedziała mi o dowodach. Myślę, że gdyby nie one, nie uwierzyłbym ci na słowo... Myślę, że byłbym zdenerwowany jeszcze bardziej i pewnie wytknąłbym ci jeszcze więcej niemiłych słów. - Bane zwiesił głowę. Było mu wstyd tego wszystkiego. Przez swoje niekontrolowane uczucia stracił przyjaciela. - Naprawdę żałuję, że cię straciłem, Alexandrze.

Oczy ciemnowłosego się zaszkliły.

- Nigdy mnie nie straciłeś, Magnus. Zawsze byłem, jestem i będę dla ciebie. Mimo to wszystko, co się zdarzyło i to, co może się stać. Nigdy tak naprawdę nie odszedłem i może nie było mnie fizycznie przy tobie, ale myślami... Myślami ciągle wracałem do ciebie. - łzy spłynęły po jego policzkach. Magnus też zaczął płakać.

Tak długo musieli czekać, aby los z powrotem ściągnął ich do siebie. Bane wytarł łzy i wstał z siedzenia. Podszedł do Alexandra i usiadł obok. Potem rozpłakał się jeszcze bardziej i zgarnął Lightwooda w ramiona. W tym samym czasie więcej łez spłynęło i po policzkach niebieskookiego.

Kiedy wpadli sobie w ramiona, poczuli się, jakby znowu znaleźli się w domu. Jakby wędrowali przez stulecia i dopiero teraz znaleźli schronienie. Jakby przebywali w ciemności i nagle odnaleźli ogień, który rozpalił i rozjaśnił ich rzeczywistość.

Płakali sobie w ramionach. Alexander zaciągnął się zapachem Magnusa. Był taki, jak zapamiętał. Drzewo sandałowe z nutką cytryny.

- Tęskniłem i kocham cię. - wyszeptał Alexander w ubrania Bane'a.

Mówił z głębi serca, a to wyznanie miłości nie było czysto platoniczne. To dalej była ta miłość romantyczna, którą Alexander wyznał Bane'owi w swoim wierszu.

- Ja też tęskniłem... I kocham cię. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. - odpowiedział chłopak.

I mogło się wydawać, że z jego strony to było czysto przyjacielskie, tak jak lata temu. Jednak nie... To nie było to samo. To uczucie było żywsze, młodsze i rozpalało ogień w jego sercu. On kochał Alexandra tą samą miłością, którą Lightwood darzył go. 


Kolejne półtorej godziny spędzili na opowiadaniu sobie o wszystkim, co wydarzyło się pod nieobecność tego drugiego. Magnus wypytywał o Isabelle i Clary, a Alec o Mike'a i resztę ich paczki. Okazało się, że Michael nie wybrał tego liceum, do którego chodzili Alec i Magnus, ale uczęszczał do szkoły bliżej centrum. Catarina została pielęgniarką — i w sumie Alexander się nie dziwił, bo dziewczyna lubiła pomagać i po prostu była idealna do tego zawodu. Izzy wyjechała do Paryża, żeby tam próbować swojej mocy w modelingu. Reszta rozproszyła się po świecie i zajęła tym, w czym byli najlepsi.

- Chcesz mi powiedzieć, że Clary ma syna? - zapytał Magnus, nie dowierzając.

- A no. - Alec się zaśmiał. - Lucien to diabeł wcielony.

- O mój boże... Czuję się staro. - Bane zrobił zszokowaną minę, a Alec zachichotał.

- Jest od ciebie tylko rok młodsza!

- Ale to dalej dziecko! - zaśmiali się obaj, a w tym samym czasie usłyszeli otwieranie drzwi.

Spojrzeli się na siebie w tym samym momencie i wstali na równe nogi. Wybiegli zza regału, zauważając zszokowaną Catarinę.

- Cat! - wykrzyknął Magnus. - Dzięki Bogu, zatrzasnęliśmy się.

A Loss się w ogóle nie odezwała. Skanowała wzrokiem jednego i drugiego i mało brakowało, żeby otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia. Alec i Magnus razem w pomieszczeniu? Nie spotykane.

- Co tu się stało?

- No już mówiłem, zatrzasnęliśmy się.

- Nie. - wystawiła rękę. - Co się stało między wami? - wskazała na nich.

- Pogadaliśmy. - odezwał się Alec. - I wyjaśniliśmy kilka spraw, więc teraz wszystko jest okej.

- Naprawdę? - zdziwiła się dziewczyna, ale kiedy w odpowiedzi dostała kiwnięcie głową, natychmiast skoczyła w stronę chłopaków z piskiem i przytuliła ich do siebie. - Tak się cieszę! Jezus Maria, jestem taka szczęśliwa.

- Wow, wow, wow. Cat puść mnie, bo mnie udusisz. - rzucił Magnus. - Aleca też.

- Wybaczcie. - zrobiła krok w tył. - Ale jestem taka szczęśliwa.

- Zrozumieliśmy, Cat. - zaśmiał się Magnus, a Alec uniósł kącik ust do góry. - Już po atrakcjach, co nie?

- Niestety, wszystko przegapiliście, ale jestem pewna, że ktoś organizuje imprezę u siebie.

- To cudownie! - Bane razem z Cat ruszyli do drzwi, ale Alexander pozostał w tyle. - Alec, idziesz?

- Um, ja powinienem się zbierać. Mam jutro od rana być w kancelarii i obiecałem Clary, że zajmę się Lucienem pod wieczór. - Nie obiecał. - Więc, no... Będę się zbierał.

- Ale szkoda... - westchnęła Catarina. - Chodź, chociaż cię odprowadzimy. Jesteś samochodem?

- Mhm.

- To chodźmy.

I ruszyli, ale jeszcze moment przed słowami Loss spojrzenia chłopaków się spotkały. Mogli czytać z siebie jak z otwartych książek. Magnus był smutny, że Alec jedzie, ale zauważył, że ten kłamał, coś było na rzeczy. Za to Alexander był przerażony tym wszystkim, tym, że znowu zbliży się do Magnusa i wszystko zepsuje przez uczucia, które nigdy nie umarły. Dlatego postanowił odpuścić. Pozwolić mu odejść. Teraz po wyjaśnieniu sobie tego wszystkiego, miał większe szanse na to, że to uczucie do Bane'a nie będzie aż tak silne, a ból ustąpi.

Przy samochodzie wymienił uściski z Catariną i potem stanął przed Magnusem.

- Mam nadzieję, że się zobaczymy niedługo. Dalej mamy dużo do nadrobienia. - rzucił Bane.

- Jasne... - uśmiechnął się smutno Alec i przytulił Magnusa, zaciągając się jego zapachem. Być może po raz ostatni. - Pa. - szepnął i wszedł do samochodu. Po czym odjechał, ścierając łzy z policzków.

- Co się tam stało, Magnus? - Cat spojrzała na chłopaka, który wpatrywał się w odjeżdżający samochód.

- Myślę, że mogę czuć do niego coś więcej. - brwi Loss powędrowały w górę. - Ale nie mam pojęcia, co z tym zrobić.



Alexander myślał, że czas leczy rany, ale chuj prawda. Dobra może nie tak wulgarnie. Gówno prawda. Może być? Wracając... Czas wcale nie leczył ran, a po trzech miesiącach rysa na sercu, stała się Rowem Mariańskim. Alec próbował nie myśleć o Magnusie, ale dalej do tego wszystkiego powracał. Może gdyby znowu nie stchórzył, czekałoby go szczęście? Może los chciał, żeby spotkali się w tej bibliotece i żeby potem Lightwood w końcu pogadał z Banem? Jednak tchórz Alec dalej potrafił to spieprzyć.

Wrócił właśnie z kancelarii, rzucając swoją aktówkę na podłogę, nie przejmując się, że papiery się rozsypały. Poluzował krawat, skopał obuwie i ruszył do lodówki, z której wygrzebał butelkę piwa. Otworzył ją o kant stołu i rzucił się na kanapę w salonie.

Ach, to żałosne życie.

Pociągnął łyk piwa i włączył telewizor, zagłębiając się w fabułę Deadpool'a. Przynajmniej film potrafił go jeszcze rozbawić. Albo to był śmiech przez łzy? To może być opcja.

Śmiał się głośno i właśnie kończył piwo, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Zmarszczył brwi i zastanowił się, kogo licho niesie o tej porze. Odłożył butelkę na stolik, zmniejszył głośność w telewizorze i ruszył do drzwi. Nie kłopotał się z patrzeniem przez wizjer i od razu z pełnej pary otworzył drzwi na oścież i prawie krzyknął, kiedy zobaczył Magnusa z kwiatami przed swoim progiem, co jest kur..?

- Alexandrze, posłuchaj. Wiem, że zraniłem cię lata temu, wiem, że przeszedłeś przez piekło i wiem, że izolujesz się ode mnie, mimo że się pogodziliśmy, bo chcesz zapomnieć o swoich uczuciach. Domyśliłem się tego, bo jesteś moim przyjacielem i potrafię czytać z ciebie jak z otwartej książki. I wiem, że to, co robię, może wydawać się głupie, ale przez te trzy miesiące ciągle rozmyślałem o tobie, o naszej rozmowie w szkole i o naszym "kocham cię". Sprawa jest taka, że miałem to na myśli i nie w sposób platoniczny... - złapał powietrze. - Ale w sposób romantyczny. Długo mi zajęło przyznanie, że coś do ciebie czuję, ale czuję i chcia-

Przerwał mu Alexander, który rzucił się na niego, atakując swoimi ustami te jego. Odrzucił swoje "jestem tchórzem" i poszedł na całego, robiąc coś, co chciał zrobić, kiedy tylko pierwszy raz ujrzał Magnusa. Przelał w ten pocałunek wszystkie uczucia: miłość, tęsknotę, smutek, złość, radość, a Azjata odwzajemnił się tym samym, obejmując jego szyję i zapominając o kwiatach, których płatki zdobiły podłogę. Ten pocałunek nie był tylko zwykłym gestem, był obietnicą i nowym początkiem.

Alec oderwał się od ust Bane'a i oparł czoło o to jego.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, od kiedy na to czekałem. - Azjata uśmiechnął się szeroko. - Kocham cię, Magnusie.

- A ja ciebie, Alexandrze.

I znowu połączył ich usta w gorącym pocałunku. 


HEEEEEJ! nie mogę uwierzyć, o mój boże. Mamy happy end! Jak wam się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro