Bilet 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gregory otworzył drzwi i podstawił pod nos fazwatch. 

- Freddy, gdzie jesteś? - słysząc imię przyjaciela, uniosłam na niego wzrok pełen nadziei, a po chwili utkwiłam go w zegarku. Czy to naprawdę mógł być on? Czy on też pomaga Gregory'emu?

- Obecnie jestem w atrium - Freddy... Uniosłam się chwiejnie i podeszłam bliżej, nadstawiając uszu. - A ty gdzie obecnie jesteś Gregory? - chłopak ewidentnie wahał się przed odpowiedzią. Spojrzał na mnie i widząc moje podekscytowanie, rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, które natychmiast dało mi do myślenia, że mam trzymać pysk zamknięty i trzymać na dystans.

- Jestem w Bakey's Bakery Station - powiedział po chwili, a po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Dusząca cisza, gdzie mogłam się tylko modlić, by Freddy coś o mnie wspomniał, bym wiedziała, że jeszcze o mnie pamięta. Lecz chyba niedoczekanie.

- Nie wolno tam przebywać - mruknął słabym głosem. Moje oczy zmrużyły się we współczuciu, bo jeszcze nigdy nie słyszałam, by Freddy mówił tak depresyjnym głosem. Może oni wszyscy też za mną tęsknili, tak jak ja za nimi.

- Ale dlaczego? - spytał Gregory.

- To miejsce przeznaczone na rozbiórkę. Nie wolno tam przebywa-

- Freddy - upomniał go Gregory, bardzo dobrze widząc że ten próbuje się wymigać od odpowiedzi, a animatronik miśka westchnął.

- W środku może być jeszcze jeden animatronik - mruknął Freddy. - Osobiście nie uważam żeby była niebezpieczna, jednak mechanicy mówili co innego i że muszą ją odizolować. Jednak minęło już dużo czasu - animatronik zamilkł na chwilę i znów odezwał po dłuższej chwili: - Tylko oficer Vanessa tam wchodzi. Z tego co słyszałem.

Ale czemu nie wypowiadasz mojego imienia Freddy? Czy to naprawdę takie trudne? Złość zagotowała się we mnie i ścisnęłam ręce w pięści, wciąż nasłuchując rozmowy. 

- Freddy.

- Tak Gregory? - odezwał się jego miły głos.

- Wiesz może dlaczego zamknięto to miejsce? Nie wygląda groźnie - rozejrzał się po żółtych wystawach i fioletowych serpentynach porozwalanych na podłodze. Coś mignęło mi przed oczami. Jakiś obraz. A Freddy zawahał się przed odpowiedzią.

- 5 lat temu, gdy pizzeria zaczynała swoją działalność, stał się... pewien wypadek - kolejne obrazy zaczęły pojawiać się przed moimi oczami, a ja próbowałam się je wyostrzyć i dostrzec co na nich jest. Scena, tłumy tańczących dzieci, młodzieży i dorosłych. Freddy, Bonnie, Chicka i Roxane na scenie śpiewali kolejne utwory. A ja i Moon chodziliśmy z tacami z jedzeniem i napojami pomiędzy tłumem jako kelnerzy - takie było nasze zadanie podczas występów. Moje palce zaciśnięte były jednak mocno na tacce i nie ruszyłam z miejsca tak jak zwykle. A mój wzrok padł wtedy na scenę.

Też umiem grać na gitarze. Też umiem śpiewać. 

Więc, dlaczego nie ja?

Upadłam na podłogę w kuchni, czując jak robi mi się słabo.

Podeszła do mnie dziewczyna. Nastolatka, o blond włosach, niższa ode mnie o głowę. Była naprawdę piękną dziewczyną. Ocknęłam się wtedy z rozmyślań i podsunęłam do niej tackę, po czym zeskanowałam ją swoim wzrokiem i wyszukałam w bazie danych naszych gości. - Witaj w Freddy Fazbear's Mega Pizzaplex, mam nadzieję, że dobrze się bawisz Vanesso! - dziewczyna wzięła z tacki babeczkę i uśmiechnęła się do mnie promiennie.

- Dziękuję Bakey! - odpowiedziała, a ja dopiero po chwili zauważyłam, że nosi koszulkę z moim wizerunkiem. Nieco się zdziwiłam, a Vanessa natychmiast to wyłapała. - Ah, tak - zaśmiała się, również spoglądając na wizerunek. - Jestem twoją fanką, można by tak powiedzieć - zaśmiała się zawstydzona, lecz ja wciąż się nie poruszyłam, ze wzrokiem utkwionym w koszulce.

- Miło mi Vanesso - spojrzałam w końcu na nią, a moje oczy błysnęły szczęśliwym światełkiem w ciemnościach sali koncertowej, szczęśliwa, że mam fankę. Po tym spotkaniu, Vanessa odwiedzała mnie co tydzień w piątki po szkole. Była promyczkiem, który rozświetlał każdy mój piątek. Mało czasu było trzeba, by ta przywiązała się do mnie, a ja do niej. Pamiętam, jak razem jeździłyśmy na wrotkach po korytarzach zabawiając ludzi i śmiejąc nawzajem ze swoich żartów. Pomagała mi w mojej fabryce słodyczy, ubrana w identyczną fioletową sukienkę jak ja. Dyrektor pozwolił więc Vanessie pracować u nas na pół etatu, widząc jak ta lubi to miejsce, mimo, że wcale takim małym dzieckiem już nie była.

Oh, pamiętam też jak potem razem jeździłyśmy na wrotkach, żegnając ludzi wychodzących z sali koncertowej. Vanessa wyszła za nimi przez drzwi, odprowadzając do reszty atrakcji, a ja zostałam, czekając aż reszta dzieci czekających na autograf od zespołu również wyjdą i oferowałam im ciastka, gdy przechodzili obok mnie. 

Aż w sali zostałam tylko ja i śmiejący się na scenie zespół.

Ah... no tak. Pamiętam.

I wtedy był wypadek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro