31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie spodziewałem się, że po przyjeździe do hotelu wujostwa zastanę na recepcji rodzącą Aubrey. Nie mogłem jej wtedy zostawić. Od razu zaproponowałem, że pojadę z nią do szpitala, żeby ciotka mogła zadzwonić do męża i ogarnąć wszystko w hotelu.

Starałem się nie panikować, żeby nie denerwować Abi, która rozpłakała się na porodówce. Zapewne wolała, żeby był z nią w tamtej chwili tatuś jej dziecka. Też bym wolał. Nie chciałem uczestniczyć w porodzie, ale kuzynka prosiła, żebym jej nie zostawiał. Potrzebowała mojego wsparcia i nie mogłem jej zostawić. Słuchałem zaleceń lekarza i pielęgniarek, starając się jakoś ulżyć Aubrey. Musiałem sprawić by skupiła się tylko na dziecku. Nic innego się w tamtej chwili nie liczyło.

O tym, że urodzi córeczkę, dowiedzieliśmy się na ostatnim badaniu, tuż przed porodem, już po przewiezieniu do szpitala. Abi po prostu nie wytrzymała i zapytała o płeć dziecka. Na szczęście wszystko przebiegło prawidłowo i mała przyszła na świat zdrowa. Poza tym była śliczną dziewczynką, którą mogłem zobaczyć jako pierwszy. Mała będzie moją ulubienicą. Będę ją traktował jak własną córkę i oby Emma nie miała z tym żadnego problemu. Na pewno nie, przecież lubiła dzieci.

Dałem Abi chwilę, żeby nacieszyła się córką i zadzwoniłem do wujostwa, żeby się martwili. Ciotka zdążyła już wysłać mi kilka SMS-ów. Poszedłem również porozmawiać z lekarką, żeby dowiedzieć się, co będzie potrzebne teraz Aubrey, żeby rodzice mogli te rzeczy przywieźć. Oprócz tego dowiedziałem się, że poród przebiegł prawidłowo, a mojej kuzynce bardzo dobrze poszło. Jej rodzice na pewno zjawią się niedługo w szpitalu, żeby powitać swoją pierwszą wnuczkę.

Po drodze do sali kuzynki, na korytarzu spotkałem nawet Emmę, która właśnie zaczynała swoją zmianę. Poinformowałem ją wcześniej, że będę u Abi, ale nie miałem okazji dać jej znać, że dziewczyna zaczęła rodzić. Nie było kiedy. Wszystko działo się zbyt szybko. Gdy już byliśmy na porodówce, nie myślałem o niczym innym, żeby w jakiś sposób pomóc Aubrey. Nie wiedziałem, czy moja obecność tam coś dała.

– Coś się stało? - Spojrzała na mnie zmartwiona.

– Abi urodziła.

– Nic jej nie jest? To dziewczynka czy chłopczyk? - Uśmiechnęła się. – Rodziła naturalnie? Dała radę? Pewnie, że tak.

Oczywiście moja dziewczyna miała nadzieję, że gdy Aubrey zacznie rodzić, będzie miała okazję być przy niej. Może wtedy mniej by się stresowała i nie prosiła, żebym uczestniczył w porodzie z nią. Niestety, nie udało się, ale teraz Emma na pewno zadba, żeby Abi i jej córeczka miały najlepszą opiekę. Tym bardziej że właśnie zaczęła swoją zmianę. Będę mógł spokojnie wrócić do domu. Musiałem odpocząć. Poza tym Aubrey zaraz odwiedzą rodzice, a później przyda jej się trochę spokoju.

– Emma – zaśmiałem się – urodziła córeczkę. Śliczną. Opowiem ci wszystko później. Jestem zmęczony.

– Ty? - Zdziwiła się. – Czym?

Wrażeniami. To dla mnie za dużo. Jeśli teraz się stresowałem, to nie chciałem sobie nawet wyobrażać, co będzie się działo, gdy kiedyś na świat przyjdzie moje dziecko. Oszaleję chyba. Dobrze, że w naszym związku Emma zadba o zdrowy rozsądek. Będzie wiedziała, co robić podczas porodu i nie będę musiał jej uspokajać. Po prostu będę przy niej. I miałem nadzieję, że do czasu aż zajdzie w ciążę, będę przygotowany na narodziny naszego dziecka. Jeszcze kilka lat, bo to, że chciałem kiedyś malucha z Emmą, było pewne. Ona była kobietą, z którą zamierzałem spędzić resztę życia i założyć rodzinę.

– Później. - Pocałowałem ją w policzek. – Zajrzysz do nich?

Aubrey na pewno się ucieszy. Nie będzie musiała się martwić, że nie poradzi sobie z maluszkiem sama. Emma na pewno wszystko dokładnie jej wyjaśni. I oczywiście moja dziewczyna będzie bardzo zadowolona, że zajmie się dzieckiem Abi nie tylko podczas swojej pracy, ale i później, gdy dziewczyny wyjdą do domu, bo to, że będziemy odwiedzać je często, było bardziej niż pewne. Polubiłem tego malucha od pierwszej chwili. Może córka Abi nie będzie wystawiać mojej cierpliwości na próbę.

– Jasne. Za godzinkę na pewno. - Pogłaskała mnie po ramieniu. – Są pod dobrą opieką.

W końcu dotarłem do sali kuzynki. Jej córeczka leżała grzecznie w łóżeczku przy łóżku. Podszedłem do niej od razu. Naprawdę była śliczna i nie twierdziłem tak, tylko, dlatego że była dzieckiem mojej przyjaciółki. Nie zauważyłem jeszcze podobieństwa do Halla, ale to wcale nie znaczyło, że nie był ojcem. Gdybym był wścibski, od razu zajrzałbym do aktu urodzenia małej i dowiedział się, co podała Aubrey w rubryczce z imieniem ojca. Mogła być zła na Aarona, ale nigdy nie zrobiłaby mu świństwa, pozbawiając dziecko jego nazwiska. Zamierzałem na razie odpuścić ten temat. Za jakiś czas może Abi pójdzie po rozum do głowy. Może, gdy zda sobie sprawę, że wychowywanie dziecka w pojedynkę wcale nie było łatwe. Potrzebowała kogoś, kto będzie przy niej i córeczce codziennie. Najlepiej jej tatuś.

– Witaj, mała. - Spojrzałem na siostrzenicę.

– Lily. - Usłyszałem za sobą.

– Co? - Odwróciłem się do Abi, dokładnie jej się przyglądając, bo nie bardzo zrozumiałem, co powiedziała.

– Nazwałam ją Lily.

Nie rozmawialiśmy wcześniej na ten temat. Moja kuzynka uznała, że na pewno znajdzie jakieś ładne imię, gdy dziecko się już urodzi. I znalazła. Lily bardzo mi się spodobało. Pasowało do tej ślicznotki. To, że Aubrey wcześniej nie znała znać płci dziecka i nie wybrała mu imienia, nie znaczyło, że kochała je mniej niż inne matki. Chyba do samego końca nie mogła uwierzyć, że wkrótce zostanie matką i będzie odpowiedzialna za kogoś więcej niż siebie samą. Poza tym może rozmyślała, że do porodu porozmawia z tatusiem dziecka i powitają je na świecie razem.

Ostatnio zauważyłem na Facebooku zdjęcie Aarona z jakąś dziewczyną. Nie wiedziałem, czy było aktualne. Jednak nie wspomniałem o tym swojej kuzynce. Nie zamierzałem jej denerwować. Może wcale nie chciała wiedzieć, że układał sobie życie z inną dziewczyną i w ogóle nie tęsknił za nią. Abi powinna skupić się teraz tylko na swojej córeczce. Resztą zajmiemy się za jakiś czas, bo tatuś Lily będzie się musiał o niej w końcu dowiedzieć.

– Ok. Jak się czujesz?

– Zadziwiająco dobrze. - Uśmiechnęła się.

– Czyli poród był lekki? - Uniosłem brew.

– Ani trochę, ale to było kilka godzin temu.

Nadal wpatrywałem się w Lily. Na jej małej główce zauważyłem kilka ciemnych maleńkich loczków. To oznaczyło, że odziedziczyła je po Aubrey.

Nie naciskałem w kwestii ojcostwa. Liczyłem, że gdy moja kuzynka będzie gotowa, sama powie mi prawdę. Wiedziałem, że ściemniała i to Hall był ojcem tyle, że chciałem wiedzieć, co między nimi zaszło, że się rozstali. Dopóki nie miałem pewności, nie mogłem nic zrobić. Aaron musiał dowiedzieć się o dziecku od Abi. Zasłużył na to, po tym, jak odebrała mu możliwość cieszenia się z oczekiwania malucha i jego przyjścia na świat. Byłem rozdarty między tym, czy powinienem uszanować decyzję Aubrey, nawet jeśli się z nią nie zgadzałem. Widocznie dziewczyna miała jakiś powód, żeby nie wspomnieć Aaronowi o dziecku. Jednak jakikolwiek by nie był, to, że została sama, było jego winą. Nie powinien na to pozwolić. Jeśli mu zależało, mógł się bardziej starać. Odnosiłem wrażenie, że olał swoją dziewczynę i liczył, że będzie na jego każde zawołanie, co na pewno wkurzyło Aubrey.

– Co zrobisz? - Spojrzałem na kuzynkę. – Nie możesz wychowywać jej sama. Nie dlatego, że nie dasz rady, ale oboje doskonale wiemy, że Lily potrzebuje ojca.

Jaki by nie był Aaron, byłem pewny, że nigdy nie skrzywdziłby swojego dziecka. Zadbałby, żeby miała lepsze dzieciństwo niż miał on. Pewnie chciałby być obecny w życiu córki, nawet jeśli miałby nie być z jej matką. Aubrey na pewno też by to pasowało. Lily musiała mieć obojgu rodziców, którzy by ją kochali. Moja kuzynka potrzebowała pomocy. Zawsze mogła liczyć na mnie, Emmę i rodziców, ale nikt z nas nie zastąpi maluchowi ojca.

– Wiem. - Westchnęła. – Landen, muszę to sobie uporządkować.

Oby jak najszybciej. Zmarnowała wystarczająco dużo czasu. Powinna porozmawiać z Hallem wcześniej. Przynajmniej wiedziałaby teraz, na czym stoi, a on miałby czas, żeby oswoić się z myślą, że będzie ojcem. Może przez te kilka miesięcy wyjaśniliby sobie wszystko i nadal byli razem. Powinni. Przynajmniej Lily byłaby szczęściarą, gdyby mogła wychowywać się w pełnej i kochającej się rodzinie.

– Nie naciskam. Będę przy was, dopóki nic nie wymyślisz. - Znowu stanąłem przy łóżeczku i złapałem malutką dłoń siostrzenicy, zaciśniętą w piąstkę.

– Emma nie będzie zadowolona.

Rozmawiałem na ten temat ze swoją dziewczyną kilka dni temu. Uznała, że Abi i jej dziecko będą mnie potrzebować przez najbliższe kilka tygodni. Zaproponowała, żebyśmy wynajęli pokój w hotelu u mojego wujostwa. Uznałem to za głupi pomysł. Nie po to kupiliśmy nowe mieszkanie, żeby teraz siedzieć w hotelu. Jeśli Aubrey będzie mnie potrzebować, wystarczyło, że napisze. Poza tym będę ją odwiedzać prawie codziennie, żeby upewnić się, że u niej wszystko w porządku. Liczyłem, że ciotka będzie zdawać mi raporty.

– To jej pomysł.

– Co? – pisnęła zaskoczona.

Każda inna dziewczyna byłaby zła, że jej facet wolał poświęcać więcej czasu kuzynce. Jednak Emma była bardzo wyrozumiała. Czasami za bardzo.

– Dziwne, nie? - Zaśmiałem się. – Ma kilka spraw do załatwienia. Jakieś problemy w pracy, a podobno ją rozpraszam. Jesteście na mnie skazane przez najbliższe tygodnie.

– Czyli mogę cię wykorzystywać, ile chcę?

Nigdy w życiu. Chodziło o Lily. To przy niej będę pomagał. Mogłem ją nosić na rękach, wozić w wózku, zabierać na spacery. W ostateczności mogłem nawet przebrać jej pieluchę, ale o tym nie zamierzałem wspominać. Może uda mi się tego uniknąć.

– Nie ty tylko twoja córka.

– Nie wierzysz w to, co mówisz. - Pokręciła głową.

– Nie boję się twojego dziecka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro