Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– „Nie mówiła mi nic na ten temat, skąd masz takie informacje?"... „No ale czy jest pewien? Nie mogę jej o to spytać, bo się domyśli że coś ukrywam."... „Łatwo Ci mówić, to nie zdolności Twojego dziecka zależą od powodzenia."... „Nie wiem, spróbuję."... „Nic nie obiecuję, ona jest jeszcze dzieckiem."... „Do zobaczenia." – Spencer odłożył telefon, a Mikie odsunęła się od drzwi gabinetu i teleportowała do kuchni. Tam przestraszona Michelle prawie spadła z krzesła kiedy jej córka pojawiła się znikąd.

– Mogłabyś w domu poruszać się bardziej... ludzko? – zaśmiała się.

– Przepraszam mamo. – Ucałowała policzek długowłosej naturalnej blondynki. – Cały czas ćwiczę i naprawdę świetnie mi idzie – powiedziała zadowolona.

– No właśnie widzę, że opanowanie Twojego daru jest dla Ciebie nadzwyczaj proste – wtrącił wchodzący do kuchni ojciec.

– Może nie proste, ale praktyka czyni mistrza. – Teleportowała się najpierw na kanapę, potem obok okna i obok Spencera. Zajmowało jej to sekundy albo i krócej, wokół niej nie tworzył się już też wir powietrza.

– Doskonale – ucieszył się jej tata. – Może chcesz spróbować czegoś nowego?

– Tak właściwie tato to już czegoś próbowałam – pochwaliła się i stanęła obok mamy trzymając jej ramiona. Zamknęła oczy i skoncentrowała się na niewidzialnej nici powiązania ich ciał. Kiedy tylko ją poczuła przeniosła się do salonu zabierając ze sobą mamę, która z przerażenia bezgłośnie krzyknęła.

– Jak to odkryłaś? – spytał zdumiony.

– A jakoś tak z Marie – odpowiedziała wymijająco.

– W takim razie możemy trochę pokombinować. – Zabrał córkę na tył domu.

– Zrobiłem to zdjęcie przed chwilą. – Pokazał jej fotografię wnętrza ich starej altanki.

– Do czego mi to? – spytała udając, że nie zna jego zamiarów.

– Mam pewną teorię i chciałbym żebyś to sprawdziła. Spróbuj się skupić na tym miejscu i przenieść się tam.

– Ale ja przecież znam to miejsce więc zdjęcie nie jest mi potrzebne.

– Wiem, dlatego właśnie na razie spróbujemy w ten sposób. Skup się na zdjęciu, a nie na tym co pamiętasz. Nie mogę pozwolić, żeby stała Ci się krzywda jeśli nie trafisz tam gdzie chcesz – wytłumaczył.

– No dobrze. – Spojrzała na kartkę błyszczącego papieru i skupiła się wyłącznie na tym co widzi. Kilkanaście sekund wytężała umysł, ale nie chciał z nią współpracować, co wprawiało ją w gniew wobec samej siebie.

– Tylko się nie denerwuj – uspokajał ją.

Wzięła głęboki oddech i pomyślała o tym, że może w końcu dowie się o co chodzi wampirom z tym całym Sercem. Zamknęła oczy i wypuszczała powoli powietrze z płuc. Jeszcze raz popatrzyła na zdjęcie i wyobraziła sobie siebie na tym zdjęciu pośród zniszczonych czasem mebli. Kiedy mrugnęła oczami w jednej chwili znalazła się w altance, przewracając krzesło stojące obok niej. Spencer podbiegł tam i poczuł wielką ulgę, że jej się udało, ale był to dopiero jeden mały sukces w drodze do tego czego od niej oczekiwał.

– To co teraz? – spytała zadowolona z siebie.

– Musimy poćwiczyć.

Postanowili teleportować się do szkoły, nie było tam nikogo i znajdowało się tam sporo miejsc których ona nigdy nie widziała. Trafili na główny korytarz i Spencer zostawił córkę na chwilę samą, żeby w jednej chwili wrócić ze zdjęciem wydrukowanym z polaroida. Dla Mikeyli wydawało się to dość zabawne, no ale jej ojcu zależało na dostaniu się do miejsca przechowywania Serca Wampira.

Skupiła się na zdjęciu intensywnie myśląc o tym, żeby się tam znaleźć. Nie było to łatwe zadanie, pomieszczenie było zagracone i nie mogła do końca zobrazować sobie siebie pośród tego wszystkiego. W końcu dostała się tam, ale siła która towarzyszyła jej pojawieniu się rozrzuciła kilka rzeczy dokoła robiąc przy tym niemały hałas.

– Zaraz to pozbieram, a Ty możesz być naprawdę dumna z siebie – uśmiechnął się kiedy tylko zobaczył, że córce się udało.

– Dziękuję tato.

Wróciła do domu nie czekając na ojca, twierdził że i tak ma kilka spraw do załatwienia, domyślała się o co chodzi. Poszła do pokoju i postanowiła trochę poczytać, nie robiła tego już długi czas a bardzo jej tego brakowało. Rozłożyła się na parapecie i zagłębiła w lekturę. Strony mijały błyskawicznie i całkowicie pochłonęły jej wolny czas. Dopóki nie skończyła czytać była oderwana od realnego świata i dopiero zamykając książkę usłyszała wibrujący telefon.

Blaid:

„Hej Słońce :*"

„Kochanie?"

„Odezwij się..."

„Coś się stało?"

„Martwię się, proszę daj znak życia"

„Mikeyla!"

Było też kilkanaście nieodebranych połączeń od niego. Wyłączyła dźwięki zanim wyszła z tatą i zapomniała całkowicie sprawdzić telefon. Blaid na pewno zachodził w głowę, wcześniej zawsze odpisywała od razu. Natychmiast oddzwoniła.

– No hej.

– „No hej?! Co się stało? Myślałem, że tu zwariuję." – W jego głosie słychać było zmartwienie i wściekłość.

– Przepraszam, tata ćwiczył ze mną teleportację a potem zasiedziałam się w książce – mówiła szybko tłumacząc się.

– „I zapomniałaś o mnie? Zaraz tam jestem" – Rozłączył się nie czekając na jakąkolwiek reakcję.

Robiło się ciemno i nie minęło nawet pół godziny kiedy usłyszała hipnotyzujący dźwięk motoru Blaida. Zaraz potem zadzwonił dzwonek i do jej uszu dotarł głos chłopaka i jej mamy. Wstała i otwierała drzwi kiedy wparował do jej pokoju i zatrzasnął je za sobą. Przytulił Mikeylę mocno do siebie i pocałował tak namiętnie jak nigdy przedtem. Poddała się mu i oparła o swoje drzwi. Objął jej twarz i łagodnie pociągnął jej włosy żeby odsłonić szyję, którą obsypał kolejnymi pocałunkami.

– Nie rób mi tego więcej – powiedział łagodnie patrząc w jej złotobrązowe oczy.

– Już przeprosiłam.

– Na prawdę się martwiłem.

– Wiesz, że nie jestem taka całkiem bezbronna? – uśmiechnęła się delikatnie.

– To nie jest śmieszne – łagodny ton zniknął a zastąpiła go lekka irytacja.

– Już dobrze, jestem tu cała i zdrowa. – Spojrzała mu w oczy i obejmując dłońmi jego twarz subtelnie cmoknęła jego usta.

***

– Cudowna pogoda – mówiła Marie leżąc na rozłożonym kocu. Wygrzewała się w nieprzesłonionym chmurami słońcu. – To fajne, że nie musisz się chować przed słońcem.

– Tak, ale nie masz pojęcia ile rodzice wydają na filtry przeciwsłoneczne. – Zaśmiała się Mikie smarując ciało.

– Zawsze to lepsze niż zimne lochy. – Parsknęła śmiechem. – Adrien się odzywał? – spytała.

– Nie – odpowiedziała lakonicznie.

– Na pewno się odezwie.

– Nie byłabym tego taka pewna.

– Normalnie mnie denerwujesz – wtrąciła – Myślisz, że on tak po prostu się podda? – Podniosła się na łokcie i spojrzała zirytowana na przyjaciółkę. – Mikeyla on Cię kocha, kiedy to w końcu do Ciebie dotrze? Możesz tego nie widzieć, albo udawać że nie widzisz, ale on będzie o Ciebie walczył. Może nie znam go zbyt dobrze, ale wiem to doskonale.

– No chyba trochę przesadzasz. Dlaczego w takim razie się nie odzywa? Skoro tak bardzo mu zależy to nie może wysłać chociaż jednego głupiego SMS-a? – pytała równie zirytowana.

– A co Ty byś zrobiła na jego miejscu? Niespodziewanie dowiedział się, że żyje w otoczeniu wampirów i jego ukochana też do nich należy, w okolicy są też wilkołaki, aha i jeszcze facet, którego twierdzi że prawie nie zna, tak naprawdę go kocha. Nie uważasz, że to trochę za dużo jak dla niego?

Mikeyla nic nie mówiła, czym przyznała rację przyjaciółce. Była zmieszana, ale wciąż na niego wściekła. „Muszę dać mu czas, może kiedyś zrozumie" pomyślała.

– Tak bardzo mi go szkoda, a najgorsze że nie mogę nic z tym zrobić – powiedziała w końcu zawiedziona.

– Daj mu tylko czas, tyle wystarczy. Zawsze będziesz miała jakąś alternatywę. – Puściła jej oczko.

– Ej. – Potrąciła jej ramię swoim śmiejąc się.

– No co?

W tej chwili Mikeyla wyjęła wibrujący telefon z kieszeni. To Blaid.

– „Cześć Mała" – przywitał się.

– No cześć.

– „Mam nadzieję, że będziesz dziś w domu?"

– Dlaczego? Teraz jestem z Marie i raczej nieprędko się zwiniemy – powiedziała zdziwiona.

– „Chyba zapomniałaś, że jest pełnia i nie możesz tak po prostu sobie siedzieć nad jeziorem" – ostrzegał ją.

– Nic mi nie będzie, wrócimy przed zachodem słońca.

– „Nie rozumiesz jakie grozi Ci niebezpieczeństwo? One nie będą się z Tobą bawić, bez wahania Cię zabiją jeśli tylko staniesz na ich drodze." – tłumaczył jej.

– Blaid ja rozumiem co mi grozi, ale nie mogę się chować przez cały dzień.

– „Jeśli chcesz żyć to będziesz, a jeśli sama się nie schowasz to ja tam przyjadę i zabiorę tam gdzie Cię nie znajdą." – Rozłączył się.

– Jest naprawdę słodki jak się tak martwi, ale mógłby trochę wyluzować – powiedziała patrząc w ekran telefonu i przyglądając się ich wspólnemu zdjęciu na tapecie.

– A co się stało? – Marie była zdziwiona.

– Prosił, żebym schowała się przed wilkołakami. Jakby zapomniał że przy nim też ryzykuję życiem.

Marie otworzyła szeroko oczy i momentalnie wstała na równe nogi. Wampirzyca zorientowała się, że ona jeszcze nie wie wszystkiego o jej chłopaku.

– Co!? Jak to? – Nie wiedziała co powiedzieć. – Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że Twój facet to wilkołak? – Oburzyła się. – Najpierw ukrywasz, że z nim jesteś a teraz jeszcze to? – krzyczała. – Mikeyla co się z Tobą dzieje? Nie myślałam, że tak bardzo się zmienisz.

– Właściwie to nie powinnaś o tym wiedzieć. Nikt nie powinien o tym wiedzieć.

– Kiedyś mówiłaś mi wszystko, nie ukrywałaś nawet że jesteś wampirem a ja zaufałam Ci mimo że mogłaś mnie przecież zabić. – Była zawiedziona i nie chciała słuchać tłumaczeń. – Miałam nadzieję, że Ty także mi ufasz. Wracam do domu.

– Żartujesz sobie?

– Nie żartuję!

– No ale zrozum, że nie wszystko mogę Ci mówić.

– No proszę, widzę że teraz musimy coś przed sobą ukrywać?

– To nie tak.

– A jak? – Stanęła z założonymi rękami.

– Przepraszam – próbowała jakoś załagodzić sytuację.

– Wiesz co? Zawiodłam się na Tobie Mikie. – Spakowała się i ruszyła do domu siadając na rower.

– Odprowadzę Cię.

– Nie trzeba, poradzę sobie – odpowiedziała stanowczo.

Mikeyli zrobiło się przykro, ale rozumiała ją. Nie powiedziała jej o spotkaniu wilkołaka, o tym że jest z Blaidem i że to właśnie on jest tym wilkołakiem. Dotarło do niej, że strasznie dużo tajemnic wiąże się z nim samym. Zaczęła się zastanawiać dlaczego tak się dzieje i mimo próśb Blaida została nad jeziorem.

Straciła poczucie czasu i otrząsnęła się dopiero kiedy do jej nosa dotarł rdzawy zapach ludzkiej krwi rozbudzający jej zmysły. Mimowolnie wstała i podążała za jej zapachem. Poznała go, należał do Adriena. Była tego pewna i to ją przeraziło.

Kiedy zapach stawał się coraz bardziej intensywny rósł jej głód. Na chwilę zatrzymała się i starała stłumić ochotę na krew. Zamknęła oczy i odpychała od siebie myśl o polowaniu.

– Mikeyla? – zdziwił się chłopak. – Nie myślałem, że Cię tu spotkam.

Otworzyła oczy i spojrzała na przystojnego chłopaka.

– Cześć – odparła krótko. Na jego widok oniemiała i nie wiedziała czy to zasługa jego pociągającego wyglądu czy bardziej jego pulsującej w żyłach krwi.

Szybko zauważyła, że musiał skaleczyć się w kostkę bo małe krople krwi pobrudziły mu białe buty.

– O kurcze musiałem o coś zahaczyć – powiedział widząc jak Mikeyla przygląda się jego nodze.

Jej oczy nabrały niemal złotego koloru i patrząc wciąż na nogę poczuła jak jej kły się powiększają.

– Wszystko w porządku? – zdziwił się Adrien.

– Przepraszam. – Odwróciła się od niego na chwilę. – To przez krew.

– Aha – powiedział szybko kiedy zrozumiał o co chodzi. Ogarnęła go lekka panika i nie wiedział jak się zachować. – Powinienem uciekać?

Odwróciła się i zaśmiała.

– Nie dałbyś rady.

– Dla mnie to raczej nie jest śmieszne. – Czuł się zmieszany.

– Przepraszam, nie chce żebyś przede mną uciekał. – Spojrzała na niego z troską.

– Mam nadzieję, że mogę się czuć bezpiecznie? – Spytał z nadzieją.

– Ostrzegę Cię jeśli będzie Ci groziło niebezpieczeństwo.

– Dobrze. Więc może porozmawiamy?

– Myślałam, że nie chcesz mnie już znać. – Zasmuciła się.

Przyglądał się jej chwilę nic nie mówiąc. Jej piękne oczy i wachlujące rzęsy przyciemnione czarnym tuszem i delikatną kreską sprawiały, że zapominał o całym świecie. Patrząc na jej dziewczęce rysy twarzy zastanawiał się jak taka wyjątkowa i zdawać by się mogło delikatna dziewczyna może być w rzeczywistości kimś zupełnie innym.

– Oczywiście że chcę i mimo że instynkt każe mi się Ciebie bać nie mam zamiaru go słuchać. Moje uczucia do Ciebie tak po prostu nie znikną.

Słońce powoli znikało za horyzontem i rozświetlało niebo magicznymi kolorami. Czerwone i pomarańczowe refleksy odbijały się od tafli wody tworząc na niej niezwykły pejzaż.

Rozmawiając zupełnie zapomniała o zbliżającej się pełni księżyca i podążającym za nią niebezpieczeństwie. Srebrny glob zaczął zajmować miejsce słońca i teraz tylko on oświetlał jej ukochane miejsce. Cieszyła się, że po długim czasie może tak zwyczajnie z nim porozmawiać i pewnie przesiedziałaby tak kilka godzin więcej gdyby nie dochodzący do jej uszu przerażający dźwięk. Wycie wilkołaków.

Zerwała się z miejsca i nasłuchiwała, a Adrien nie miał pojęcia co się dzieje. Z jej wyrazu twarzy wyczytał panikę.

– Złap mnie za rękę – rozkazała mu.

– Co? Dlaczego? – Ogarnął go tylko strach i szybko chwycił jej dłoń.

Stała w skupieniu i starała się przenieść razem z nim w bezpieczne miejsce, ale wtedy kiedy naprawdę tego potrzebowała, jej moc nie chciała współpracować.

– Mogę wiedzieć co się dzieje? Przerażasz mnie – pytał stojąc skonsternowany.

– Musimy stąd uciekać i to natychmiast – mówiła patrząc mu prosto w oczy.

– Uciekać przed czym? – Adrien nadal nie pojmował o co chodzi.

– Przed wilkołakami.

– Jak to? Przed Blaidem? – zdziwił się.

– Nie. Przed innymi, on nie jest jedyny w Lake Charles.

– Nie możemy pojechać moim autem?

– Nie zdążymy, są niedaleko i zrobią wszystko żeby mnie zabić.

Adrien przestraszył się niezmiernie, nie chciał sobie nawet wyobrażać co mogłoby się stać jeśli zdążyłyby do nich dotrzeć.

– Jeśli zauważą , że jestem tu z człowiekiem bez chwili wahania się na mnie rzucą i wystarczy że drasną kłami moją skórę a zginę – mówiła błyskawicznie i zanim on zdążył poukładać wszystko w swojej głowie, ledwie mrugnął oczami i znalazł się w swoim pokoju.

Mikeyla stała obok niego oddychając szybko. Jej klatka piersiowa unosiła się i upadała w nierównym rytmie. On, choć nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co się stało, albo bardziej z tego co mogło się stać, również był przerażony. Spojrzał na nią pytająco. Mikeyla rozejrzała się po pokoju i zasłoniła wszystkie okna w nadziei, że pomoże jej to się ukryć. Nawet nie zauważył jej ruchów, poruszała się w sposób niewidoczny dla ludzkiego oka.

– Mikeyla zatrzymaj się i wytłumacz mi o co chodzi. – Chwycił jej ramiona.

– Wybacz.

– Dlaczego twierdzisz, że zabiją Cię jeśli będziesz ze mną?

– Wilkołaki żyją po to żeby chronić ludzi przed wampirami. Ich jad jest dla mnie zabójczy.

– Zabójczy? To dlaczego jesteś z jednym z nich? Przecież on może w każdej chwili Cię skrzywdzić! – zdenerwował się.

– On nigdy by tego nie zrobił – zapewniała go.

– Skąd możesz być tego taka pewna?

– Adrien serio, doceniam to że się o mnie martwisz, ale nic mi nie będzie. Na razie. Miło było tak pogadać. – Pomachała do niego uśmiechając się zadowolona i w następnej chwili była już u siebie.

Wyjęła z kieszeni telefon, który w tym samym momencie zaczął dzwonić.

– „Jesteś w domu?" – pytał zmartwiony Blaid.

– Oczywiście.

– „Od kiedy?"

– Jakiś czas – skłamała.

– „To znaczy od minuty?"

– Czy Ty mnie śledzisz? – zdziwiła się i zaczęła zaglądać przez okno na ulicę. Jego motor stał oparty na nóżce, ale jego nigdzie nie było.

– Tak – odpowiedział stojąc w drzwiach jej pokoju z czarnym kaskiem w jednej ręce i telefonem przyłożonym do ucha w drugiej. – Jak widać muszę. Gdzie byłaś? Wiesz która jest godzina?

– Hej Kochanie mnie też miło Cię widzieć. – Uśmiechnęła się na jego widok zupełnie ignorując jego poddenerwowanie.

– Przestań się teraz uśmiechać – powiedział stanowczo i przez moment miał wrażenie, że jego zęby się zaostrzają, ale wziął głęboki oddech i powstrzymał się.

Momentalnie spoważniała.

– Wiesz, że się o Ciebie martwię? – Podszedł do niej i mówił już spokojnie.

– Wiem – wyszeptała patrząc w jego oczy, onieśmielał ją w tym momencie. Miał na sobie jeansy, które swobodnie wisiały mu na biodrach, a rozpięta czarna skóra zasłaniająca delikatnie luźną koszulkę z wyciętym dekoltem dodawała mu zabójczego uroku. Patrzyła na niego jak na obrazek i całą sobą cieszyła się, że jest tuż obok niej chociaż nie mogła mu tego pokazać. Przygryzła minimalnie wargę co nie umknęło jego uwadze.

– Mikeyla ja mówię poważnie. Przecież mogły Cię zabić – mówił do niej zmartwiony.

– Przepraszam. Chciałam się wcześniej zbierać, ale przyszedł Adrien i już długi czas nie rozmawiałam z nim tak swobodnie. Straciłam poczucie czasu – tłumaczyła się.

Spojrzał na bok wyraźnie przybity, nie był typem zazdrośnika, wiedział że w niczym mu to nie pomoże, chciał tylko żeby była bezpieczna. Stał i nic nie mówił.

– Jesteś zły, że byłam z nim? – spytała.

– Nie zabronię Ci się z nim spotykać, wiem że Ci na nim zależy – powiedział cicho i spokojnie nie patrząc w jej oczy. Wiedziała, że nie jest do końca zadowolony. – Proszę Cię tylko żebyś na siebie uważała. – Chwycił jej twarz i obejrzał czule. – Jesteś taka piękna, nie zniósłbym myśli że ktoś mógłby Cię skrzywdzić. Kocham Cię Maleńka. – Pocałował ją namiętnie i wyszedł.

– Też Cię kocham Blaid – odpowiedziała chociaż jego już nie było.

Leżała na łóżku i chciała przespać tą niebezpieczną noc, co niestety jej nie wychodziło. W jej głowie ciągle pojawiał się obraz Blaida i nie dawał jej spokoju. Chciała żeby był teraz przy niej, ale doskonale wiedziała że tej nocy nie może. Pomimo tego, że panuje teraz nad swoją naturą nie mógł mieć pewności że księżyc nie zapanuje nad nim. Nie zaryzykowałby jej życiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro