1- Jak to się zaczęło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Marinette, jak to często robiła po szkole, siedziała w swoim pokoju z nosem w książkach. Chciała mieć dobre oceny, żeby jej kochani rodzice mogli być z niej dumni. Gdy rozwiązywała zadania z matematyki z kuchni dobiegł głos jej mamy:

-Marinette! Chodź na chwilkę kochanie!

-Już idę mamo! -odkrzyknęła i zeszła po schodach, które prowadzą do jej pokoju i poszła do kuchni, gdzie stała mama z różowym dosyć dużym pudełkiem

-Marinette, skarbie. Tata pojechał do sklepu po składniki na ciasta, a klientce trzeba dostarczyć tort, mogłabyś to zrobić? -spytała

Rodzice dziewczyny od lat prowadzili cukiernie, która ostatnimi czasy nabrała dużych obrotów -co za tym idzie, było więcej zamówień, stałych klientów i dostaw.

-No jasne, zapisz mi adres, a ja szybko się ubiorę

Czarnowłosa dziewczyna przeczesała swoje dwa kitki po czym założyła kurtkę i buty. Mama dała jej kartkę z adresem klientki. Marinette wzięła do ręki duży karton i lekko się zachwiała przez jego ciężar.

-Na pewno sobie poradzisz? Może jednak poczekamy na tatę, zadzwonię do tej pani i...

-Nie, nie, nie. Poradzę sobie -przerwała mamie

Dziewczyna wyszła i poszła w kierunku wyznaczonego adresu, chciała załatwić tę sprawę jak najszybciej, ponieważ jutro miała dużą klasówkę z matematyki. Idąc przez pasy zobaczyła na murku plakat nowych perfum. Same perfumy nie zaintrygowały Marinette. Był to model na plakacie, jej kolega z klasy- Adrien. Podoba się jej odkąd zobaczyła go na rozpoczęciu roku. Pomimo tego, że rozmawiała z nim tylko kilka razy, to wyczuła, że jest to świetny chłopak. Bardzo sympatyczny i pomocny. Kiedy tak rozmyślała o swoim koledze niefortunnie potknęła się o krawężnik. Z rąk wyleciał jej kartonik z tortem, a sama poleciała na ziemie.. Pudełko właśnie miało uderzyć o chodnik, kiedy złapały je jakieś duże, męskie dłonie. Marinette ucieszyła się, że ktoś uratował zamówienie, ujrzała wyciągniętą do niej rękę chłopaka, złapała ją i wstała z chodnika otrzepując się z brudu. Spojrzała na swojego wybawce, żeby mu podziękować i zaniemówiła.. To był Adrien! To było jak sen, czyżby go magicznie przywołała?

-Dz-dz-dziękuje baardzo hehe, uratowałeś mnie, znaczy tort, wiesz te no pudełko -wybełkotała Marinette

-Nie ma problemu, trochę ono ciężkie. Jestem pod wrażeniem, że dałaś radę go aż tu unieść -odpowiedział chłopak szeroko się uśmiechając

Dziewczyna wystawiła dłonie dając znak, żeby Adrien oddał jej paczkę, lecz ten jakby nigdy nic zrobił dwa kroki, odwrócił się i powiedział:

-To co? Idziemy? Podaj adres

-A-a-ale że co? Czemu Ty mi.. co? N-Nie masz jakiś ważnych spraw?

-Chyba mocno upadłaś, jeśli myślisz, że pozwolę koleżance z klasy nieść taki ciężki karton samej

Marinette zrobiło się ciepło w sercu. Ruszyli w stronę domu klientki, raz po raz wymieniając zdania na jakiś temat. Dziewczyna była bardzo szczęśliwa, że może z nim porozmawiać. Klientka ucieszyła się z tak szybkiego dostarczenia ciasta, podziękowała i zapewniła, że jeszcze nie raz skorzysta z usług mamy czarnowłosej. Adrien miał za chwilkę sesję w parku, więc postanowili, że rozdzielą się na miejscu

**

W tej samej chwili, gdzieś wysoko w niebie, dwa Kwami przemierzały kilometry, żeby dostać się na czas w wyznaczone miejsce.

-Plagg, czuję ich! Są już blisko, lądujemy! -krzyknęła Tikki

**

-Dziękuje Adrien za pomoc, gdyby nie Ty to miałabym duże kłopoty -powiedziała Marinette i podrapała się po głowie

-Ah nie ma sprawy i tak miałem wolną chwilkę -odpowiedział

-Mogę Ci się jakoś odwdzięczyć?

Adrien miał właśnie odpowiedzieć, gdy nad głową Marinette dostrzegł jakieś lecące kolorowe przedmioty. Chłopak otworzył szerzej oczy i krzyknął.

-Padnij!

Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, co to za dziwna prośba? Blondyn objął ją w talii i zrobił unik upadając na ziemię. Lecąc, Marinette zauważyła dziwne kulki kilka centymetrów od jej głowy, Adrien ją uratował, niesamowite!
Z rozmyślania wyrwał ją jakieś wysokie głosiki.

-Ja biorę dziewczynę!

-No nieee, znowu?

-Trzeba było myśleć Plagg!

Adrien wstał trzymając Marinette. Oboje ujrzeli 2 kolorowe kulki poruszające się przed nimi z niebezpieczną prędkością.

-Lepiej uciekajmy -nastolatkowie krzyknęli prawie w tym samym momencie

Czarnowłosa puściła rękę chłopaka i pobiegła w stronę muru ogradzającego park. Adrien pobiegł w przeciwnym kierunku, obejrzał się szukając wzrokiem Marinette i miał nadzieję, że to coś jej nie goni. Wielu ludzi w około wpadło w panikę i uciekało razem z nimi. Ta dziwna sytuacja wzbudziła w chłopaku wielką ciekawość. 'Ehh nie czas na badania naukowe' pomyślał. Gdy park był już zupełnie pusty obejrzał się ostatni raz i ujrzał jak czarna smuga światła leci prosto na niego. Nie mógł już tego uniknąć, było za blisko.

Marinette w tym czasie chowała się za jednym z drzew, raz po raz patrząc czy w okół jest bezpiecznie. Nagle usłyszała nad sobą szelest drzew. Gdy spojrzała do góry zobaczyła różowego stworka, kulkę, cokolwiek, sama wtedy nie była pewna co to jest. To COŚ  spadało prosto na nią. Nie ucieknie.

Adrien został uderzony przez te czarne coś, ale nic praktycznie nie poczuł. Stał zdziwiony i szukał wzrokiem jakiś śladów uderzenia. Jedyne co zauważył to dziwny biały pierścień na palcu. Co to może być? Jakby znikąd ktoś szepnął mu do ucha "powtarzaj za mną blondasku: wyciągaj pazury"

-wyciągaj pazury? -Adrien mimowolnie to powtórzył z lekkim zdziwieniem

Pierścień zrobił się czarny. Jakby w jednej sekundzie poczuł, że znika jego ubranie, a na jego miejsce pojawia się coś innego. Wzrokiem dostrzegł czarny kombinezon. Poczuł też coś na twarzy, jakby maskę? Spojrzał na swoje ciało, odwrócił głowę do tyłu i dostrzegł ogon, a nad nim kawałek jakiegoś srebrnego badyla. Rękoma dotknął twarzy i już był pewien, że to maska zasłania kawałek jego twarzy. Na głowie poczuł jakieś lekkie obciążenie, dłońmi wyczuł dwa stojące uszka, podobne do kota. 'Halo chwila, kota?' pomyślał Adrien. Jeszcze raz przeleciał wzrokiem cały kostium i krzyknął na cały głos:

-Jestem kotem?!

W tym samym czasie Marinette walczyła ze ściągnięciem kolczyków z uszu, które pojawiły się znikąd po uderzeniu w nią różowej kuleczki. Jej ręce bardzo się trzęsły, więc nie była w stanie tego zrobić.. Podobnie jak Adrien usłyszała jak ktoś do niej szepcze. Bez zastanowienia powtórzyła usłyszane hasło:

-Kropkuj

Jej ubrania w ułamek sekundy zniknęły, a w ich miejscu pojawił się czerwony kostium w czarne kropki. Maska pojawiła się na twarzy. Na biodrze, gdzie wcześniej była torebka Marinette pojawiło się coś w kształcie przenośnego lusterka z pudrem lub jojo. Zdziwiona dziewczyna zaczęła dotykać sie po całym ciele, nie wiedziała co jest grane. Te kolory, kostium, maska..

-Jakiś superbohater czy co? Prawie niczym bohater komiksów Marvela -powiedziała do siebie

Przestraszona dłuższym patrzeniem na swój strój, Marinette wybiegła z parku i czym prędzej chciała się dostać do domu. Coś w jej umyśle, sercu powiedziało 'użyj jojo'. Dziewczyna czuła, że wie co robić, chociaż to ją przerażało. Zahaczyła jojo o najbliższy słup i dostała się się do domu niczym spider-man, przez balkon.

W tym momencie Adrien bawił się jak dziecko wcześniej wspomnianym srebrnym kawałkiem badyla. Odbijał się od ziemi, skakał i robił najróżniejsze fikołki. Bał się tego, co się z nim stało, ale chciał się trochę zabawić. 'Co mi szkodzi' pomyślał. Po godzinie, na dachu jednego z okolicznych budynków poczuł, że jego ubranie znika, tak jak wcześniej. Jego dłonie są wolne od dusznego materiału, z głowy zniknęło obciążenie uszek, a on sam powrócił do swojej normalnej postaci. Zdezorientowany upadł na podłoże, a przed jego oczami pojawił się dziwny stworek.

W tym czasie Marinette siedziała w pokoju histeryzując i wymyślając najgorsze scenariusze. Podczas rozmyślania nad kolejnym poczuła lekki wiatr, który muska ją w twarz. Uczucie przewiewu szybko minęło, a gdy minęło Marinette zorientowała się, że na twarzy nie czuje maski, a jej dłonie są wolne od kostiumu. Spojrzała w dól i zobaczyła swoje normalne ubranie, myślała że to sen. Podejrzewała, że już na zawsze taka zostanie.

-Co to w ogóle było.. -powiedziała szeptem do siebie

Jakby na jej zawołanie, zmaterializowała się przed nią różowa kuleczka z parku. Rozciągnęła się i można było zobaczyć jej oczka oraz małe kończyny.

-Cześć Marinette, jestem Tikki. Wiem, że dziwne powitanie z mojej strony, ale inaczej się nie dało -powiedziawszy to kuleczka zaśmiała się- A może powinnam powiedzieć 'Cześć Biedronko'?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro