24- Koniec?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marinette próbowała zapobiec temu, co chciał jej zrobić blondyn. Skrzyżowała ręce na swojej klatce piersiowej, by mu przeszkodzić. Chłopak jednak nic sobie z tego nie robił. Nie zamierzał przestawać. Był mocno podniecony, a jego wewnętrzny zwierz chciał z niego wyjść. Ignorując zaparcie Mari, położył swoją dłoń na jednej z jej piersi i mocno złapał. Były idealne, jakby stworzone dla niego. Szczypiąc jej delikatną tam skórę, usłyszał kolejny jęk, wydobywający z jej gardła.

-Przestań Adrien! - powiedziała stanowczo, odpychając blondyna od siebie

Chłopak, oszołomiony tonem Marinette, podniósł się i oparł na nogach. Czarnowłosa nie wyglądała tak, jak Adrien sobie wymarzył. Zamiast podnieconego i pełnego pożądania wzroku ujrzał... strach. Najprawdziwszy strach. Bała się go, był zbyt nachalny, zbyt szybki. Ta sytuacja nie powinna mieć teraz miejsca. Nie była na to gotowa. Przecież dopiero co nie potrafił jej wybaczyć, a teraz? Teraz próbował rozpocząć jakąś łóżkową zabawę. To nie tak że tego nie pragnęła... po prostu to nie czas i nie miejse na takie rzeczy. Zniechęciła ją także agresywność blondyna. Nie zachowywał się normalnie. Jego wzrok był pełen żądzy. Wyglądał niczym głodne zwierze, które szykuje się do zjedzenia swojej ofiary. Chłopak po chwili wpatrywania się w Mari, zrozumiał, że to było wbrew jej woli. Nie powinien tak na nią napierać. 'Co ja wyprawiam? Czemu zachowuję się... tak?' zapytał sam siebie. Czuł, że jego serce pęka, widząc przerażoną i bliską płaczu Marinette. Jej kosztem chciał ukoić własne smutki. Zapomniał o jej uczuciach i pragnieniach. Nie chciał źle... jednak kiepsko to rozegrał. 'Jestem straszny' pomyślał i poczuł bolesny ucisk w klatce piersiowej.

Z oka Marinette wypłynęła łza, która zleciała na czerwoną narzutkę łózka, robiąc małą, mokrą plamkę. Adrien ujrzawszy to, poczuł się jeszcze gorzej. Jak on mógł ją tak zranić. Przed chwilą błagała go o wybaczenie, a teraz pewnie nie chciała go znać. Ucieknie, zacznie go ignorować i już nigdy nie będą mieli okazji porozmawiać. Bujna wyobraźnia blondyna zdziałała cuda i wywołała u niego takie myśli oraz wielkie przerażenie. Poczuł jak jego serce pęka.

Prawda była taka, że ranił ją co chwila. Narażał i wykorzystywał jej dobre serce. Gdyby nie on, nie musiałaby prowadzić zawziętej walki sama ze sobą na temat własnych uczuć. Nie musiała mieć tego potwornego poczucia winy. Nie doznałaby agresji ze strony Wild Wolfa. Nie poległaby w walce z Władcą Ciem, gdyby nie zapragnęła go uratować. Gdyby był dla niej nikim... byłaby bezpieczna. Adrien wiedział, że Marnette jest zakłopotana i rozdarta. Wszystko to było jego winą. Dlaczego ona błaga go o wybaczenie? Przecież robiła to, by go chronić. Wiedziała, że miłość jest słabością. Sama była przykładem, jak to uczucie może zgubić człowieka. Próbowała zrobić wszystko, by blondyn nie był zagrożony... żeby nigdy nie przyszło mu na myśl, poświęcanie własnego życia za nią... chociaż ona była do tego zdolna.

To on jest tu problemem.

-Marinette - zaczął Adrien z zakłopotaniem. - Ja.. Przepraszam.. - przerwał

Jego słowa były pełne uczuć. Od cierpienia, przez smutek, aż do troski. Mari wyczuła w nich prawdziwą skruchę. Pomimo tego, jak zareagowała i na jaką przerażoną wyglądała, w głębi duszy nie była zła. Wiedziała, że ich miłość tak na niego działa. Pragnęła stać się tylko jego, pragnęła poczuć ciepło jego ciała, jednak... jeszcze nie teraz. Nie czuła się gotowa do tego kroku. Bała się, że blondyn nie przestanie. Obawiała się, że i w niej narodzi się to, kipiące w nim pożądanie. Jej oddech się uspokoił. Łzy z oczu zniknęły, poprzez nadmierne mruganie. Patrzyła teraz na siedzącego przed nią Adriena, którego ewidentnie to męczyło. Marinette była pewna, że chłopak niepotrzebnie zaprząta sobie głowę i wymyśla rozmaite teorie. Chciała go jakoś uspokoić.. dać do zrozumienia, że w zupełności rozumie jego pragnienia. Podniosła się lekko i usiadła wygodnie na pośladkach, zbliżając się odrobinę do poruszonego blondyna. Położyła własna rękę na jego ramieniu, masując nią jego gładką koszulę. Poczuła jak chłopak się prostuje i napina nagle mięśnie, na dotyk ręki. Co jest nie tak?

-Nic się nie stało - powiedziała spokojnie dziewczyna

Adrien był krok od potoku łez. Próbował powstrzymać je jak może. Chociaż do czasu, aż Marinette wyjdzie. Postanowił powiedzieć jej coś, czego może żałować do końca swojego życia, ale też uwolni ją od problemów. Nabrał powietrza i uspokajając się, spojrzał tak, by nie patrzeć czarnowłosej w oczy. Była zdziwiona, że aż tak unika jej spojrzenia. Patrzył w odrębną stronę. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak.

-Nie o to chodzi Mari - przerwał, by powstrzymać, zbierające się łzy - Przepraszam, ale to koniec. Między nami nic nie będzie. Nie ma dla nas szans

-Że co? O czym Ty mówisz? - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko.

Uśmiech, który nasunął jej się na usta nie był spowodowany radością z usłyszanych słów. Był to odruch obronny. Teraz, próbowała nie dopuścić do siebie tego, co powiedział Adrien. Pragnęła tego w ogóle nie usłyszeć.

-Wybacz Marinette - szepnął blondyn, odrzucając z ramienia dłoń dziewczyny - Nie możemy być razem. Nasza historia dobiegła końca.

-C..Co Ty mówisz? - wyjąkała - Nie żartuj sobie. Błagam Cię

-Nie żartuję.

-Adrien, ja naprawdę przepraszam. Jeśli nadal boli Cie to, co zrobiłam to - przerwała i poczuła nowy natłok łez - Ja naprawdę nie chciałam Cie zranić. Adrien - załkała - Przepraszam. Błagam. Wybacz mi

Blondyn poczuł opór w gardle. Trudno mu było się wysłowić.

-To nie o to chodzi. Nie pasujemy do siebie. To nie ma sensu Marinette. Zrozum to.

-Nie mów tak! Ja Cie kocham! - krzyknęła

Adrien, słysząc jej desperacji krzyk, odwrócił ku niej głowę. Była cała zapłakana. Jej oczy był czerwone i opuchnięte, co było spowodowane pewnie wcześniejszymi łzami. Wyglądała strasznie. Była zraniona... Chłopak wiedział, że ona będzie próbować... będzie walczyć, jednak to nie mogło trwać nadal. Czuł, że jest dla niej zbyt wielkim ciężarem. Ranił ją.. Zaczęła się go bać. Nie mógł jej obiecać, że podczas kolejnych spotkań nie rzuci się na nią, jak tym razem. Sam nie wiedział do czego jest zdolny, a każda sekunda z nią mu to utrudniała. Jeśli to dalej będzie się tak ciągnęło, to Marinette w końcu go znienawidzi. Nie chciał jej ranić i wprawiać w zakłopotanie. A szczególnie nie chciał widzieć jej przerażonej twarzy, spowodowanej jego gestami. Nie mógłby tak żyć. Widząc w jakim stanie jest jego miłość, poczuł jak serce pęka mu na miliard kawałków. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić.

-Co Ty wiesz o miłości? - zapytał, starając się brzmieć oschle - Jesteśmy tylko nastolatkami. To koniec. Zrozum to Mari

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję dziewczyny, wstał i podszedł do okna. Był na tyle daleko od niej, że pozwolił sobie na chwilę słabości. Otwierając jedną ręką wielką szybę, drugą przetarł łzę, spływającą po jego policzku. Tak bardzo piekła. Tak bardzo bolała. Poczuł ból w klatce piersiowej. Co to za uczucie? Czy to rozpacz? Czy coś mówi mu, że postąpił źle?

Nie ważne były teraz jego uczucia. Najważniejsze było, by nie ranić więcej Marinette.

Wiedział, że jest teraz jeszcze bardziej załamana. Słyszał jak szlocha. Słyszał jej histeryczny płacz. Był pewien, że teraz do reszty go znienawidziła... jednak był też pewien jednego. Teraz ją to boli, ale już niedługo o nim zapomni. Zapomni i będzie mogła żyć bez tych wyrzutów sumienia czy obawy przed jego dziką stroną. Będzie wolna.

-To chyba Ty nic nie wiesz o miłości Adrien! Ja wiem sporo! - krzyknęła, zeskakując z łóżka w jego kierunku - Jeśli się kogoś kocha, to się go nie zostawia! Nie zamierzam tak po prostu zniknąć z Twojego życia. - poczuł jej delikatną dłoń na swoim ramieniu - Adrien, co Ci się nagle stało?

Chłopak był na skraju wytrzymałości. Jej słowa trafiły go prosto w serce. Nie mógł jednak wydać, że boli go ta sytuacja. Musiał być twardy i nieugięty. W tym momencie nie było miejsca na uczucia i słabości. Musiał przywdziać maskę Biedronki. Otworzył okno na oścież i odchodząc od Marinette, odwrócił wzrok. Słyszał jej niepewne kroki, które zbliżały się w jego kierunku. Zauważył, wyłaniającą się przed jego oczami, zdruzgotaną Mari.

-Adrien - szepnęła i dotknęła jego twarzy - Kocham Cie

Jego oczy nie były takie, jakie by sobie wyobrażała. Jego białka były lekko czerwone, co wskazywało na płacz.. jednak sam wzrok miał niewzruszony. Przeraziło ją to. Nie wyglądał jak ten miły chłopak, którego widziała kilka dni temu... jego kamienny wyraz twarzy nie wyrażał żadnych emocji. Czyżby nie radził sobie z informacjami, którymi został zasypany w ostatnim czasie? Czyżby nie mógł zrozumieć swoich uczuć?

-Wyjdź Marinette, proszę. - nakazał, nadal nie ukazując żadnych emocji.

Dziewczyna poczuła się bezradna. Co ma teraz zrobić? Jak na niego wpłynąć? Miała w ogóle jakiekolwiek szansę, by zmienić jego decyzję? Chyba nie. Mogła tylko czekać, aż Adrien poukłada sobie wszystko w głowie i będzie gotowy na rozmowę. Przecierając łzy, Mari wypowiedziała swoje słowa przemiany i już po chwili stała przed blondynem w swojej drugiej postaci. Zauważyła jak chłopak odwraca wzrok. Nie mógł na nią patrzeć?

ADRIEN

Widok Marinette, gotowej, by wyskoczyć z mojego okna i opuścić mnie raz na zawsze, zniszczył mnie doszczętnie. Nie mogłem powstrzymać łez. Zapragnąłem, by jak najszybciej stąd wyszła. Nie chciałem, by widziała jak się rozklejam. Nie chcę mącić w jej głowie. Muszę stać się dla niej obojętny, musi przestać darzyć mnie jakimkolwiek uczuciem. Dopiero wtedy będzie bezpieczna. Nigdy jej nie zranię, nie przestraszę, nie wykorzystam.. Nie mogę patrzeć ciągle tylko na swoje potrzeby. Muszę dać jej wolność, jakiej potrzebuje.

Usłyszałem cichy głos Marinette. Życzyła mi dobrej nocy. Nie odpowiedziałem nic. Wiedziałem, że nawet gdybym spróbował, mój głos by się załamał. Rozkleiłbym się.

Od teraz muszę ją chronić. Już nigdy nie zostanie zraniona.

MARINETTE

Wyleciałam z jego mieszkania przy użyciu mojego jojo. Nie mogłam tam dłużej zostać, muszę dać mu czas. Czas na uspokojenie się i odnalezienie swojego prawdziwego ja. To będzie mnie potwornie boleć, jednak... będę musiała to wytrzymać.

Nie chciałam wracać do domu. Vhociaż mówiłam rodzicom, że wrócę po godzinie, zapragnęłam pozostać na świeżym powietrzu.. popatrzeć i rozkoszować się pięknem Paryża.. Tylko to mi pozostało.

Przystanęłam na najwyższym budynku w okolicy. Tym samym, na którym spotykałam się z Czarnym Kotem na patrole. Tym samem, na którym podarował mi on fioletową różę, odznakę miłości od pierwszego wejrzenia. Tym samym, na którym wyznał mi swoją miłość. Gdzie podział się ten kocur? Ten, w którym się zakochałam? Ten, któremu oddałam swoje serce?

Przepadł na zawsze?

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie hałas, dobiegający zza moich pleców. Usłyszałam ciężkie, męskie kroki, zmierzające w moim kierunku. Nie ruszałam się. Obserwowałam swoje miasto, przyglądając się każdemu szczegółowi.

Kto mógłby tu być o tej porze?

Kto mógłby dostać się na tak wysoki budynek?

Na pewno nie zwykły człowiek.

Poczułam silną, męską dłoń na swoim ramieniu, a po chwili usłyszałam ten miły dla ucha, barwny głos.

-Nocne rozmyślenia piękna? Mogę się przyłączyć?

Przytaknęłam i przysiadłam na ziemi. Spojrzałam na chłopaka, który usiadł tuż obok mnie. Był już zapatrzony w te widoki, które zawsze mnie urzekały. Tylko z tego miejsca widać wszystko tak pięknie. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Myślałam, że pojawił się na chwilę i zniknął z życia nas wszystkich na zawsze. Jego szarawe uszka sterczały jak u prawdziwego zwierzaka. Poczułam wewnętrzną potrzebę porozmawiania i wygadania się. Zapragnęłam zrozumienia i rady. Nie czekając długo, by trwająca cisza nie stała się niezręczna, otworzyłam usta:

-Co tu robisz o tej porze Erick?

WIEM WIEM, JESTEM STRASZNA! ALE WIEM TEZ, ZE I TAK MNIE KOCHACIE! Nexcik pewnie w weekend, nie obiecuję, że uda mi się dodać go jutro:(

KORZYSTAJĄC Z OKAZJI ZAPRASZAM WAS NA MOJE !NOWE FF! O MIRACULUM, KTÓRE ZNAJDZIECIE NA MOIM PROFILU! (LINK MOGĘ WAM DODAĆ W KOMENTARZU)

CHCECIE WIĘCEJ?

GWIAZDKA? KOMENTARZ?
TO MOWYTUJE!!!

Opis: Drugi rok liceum. Marinette przenosi się wraz ze swoimi rodzicami do stolicy Francji, pięknego Paryża, gdzie zaczyna naukę w nowej szkole. Już pierwszego dnia, zostaje zauważona przez tutejszego "playboya" Adriena, którego miała okazje spotkać już wcześniej. Nie wywarł na niej dobrego wrażania, przez co dziewczyna postanowiła się z nim nie zapoznawać. Na jej nieszczęście, zostaje jego kolejnym celem.
Czy uda jej się dotrzymać obietnicy danej samej sobie? Czy zacznie coś czuć, do uwziętego na niej blond chłopaka? Czy uda jej się go zmienić?
Tego dowiecie się czytając 'Życie pełne grzechu'

Zaznaczam, że to opowiadanie nie ma w sobie wątku samej mocy Miraculum. Postanowiłam wykorzystać te postacie i zrobić z Adriena lekko innego chłopaka. Mam nadzieję, że wam się spodoba

ZAPRASZAM SERDECZNIE, BO WYDAJĘ MI SIĘ, ŻE WAM SIĘ SPODOBA!
ROZDZIAŁY BĘDĄ TA DODAWANE CZĘŚCIEJ, GDY SKOŃCZY SIĘ ODKRYCIE, ALE NA RAZIE MAX 1 DZIENNIE. KOCHAM WAS, PRZECZYTAJCIE CHOCIAŻ JEDEN ROZDZIAŁ ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro