Rozdział 21 „Będziecie pod stałym nadzorem"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Kompletnie nie rozumieli, dlaczego chwilę później otoczono ich z niemal wszystkich stron. Policjanci nawet mierzyli w ich kierunku swoje bronie. Kot prawdziwie się tym zirytował. Biedronka wciąż tkwiła na kolanach, nieporadnie wycierając łzy, a oni otoczyli ich jak przestępców. Podobne odczucia miała oburzona Rena.

– Co wy robicie? Przecież oni uratowali Paryż setki razy! – krzyknęła, tupiąc nogą.

W tym momencie naprzód wyszedł jeden z policjantów i wylegitymował się.

– Niestety muszę państwa poprosić o pójście z nami. To rozkazy z góry – powiedział.

W ten oto sposób cała czwórka została eskortowana na komisariat w towarzystwie absurdalnej ilości policjantów. Kot tylko dziękował losowi, że wraz z Biedronką znajdowali się w innym aucie niż Rena i Mei. Przecież czekała go przemiana zwrotna, co na szczęście uszanowali również policjanci. W ostatniej minucie zatrzymali kolumnę i wysiedli z samochodu.

– Macie chociaż resztki szacunku – Plagg docinał, jedząc swój ser. – Traktują was jak przestępców, ale przestępców z przywilejami.

– Plagg, proszę cię.

– Jasne, jasne.

Kiedy tylko mógł, transformował się z powrotem, a kolumna ponownie ruszyła. Kilka minut później byli już w środku komisariatu. Wtedy stanął przed nimi grubawy mężczyzna w garniturze.

– Najmocniej państwa przepraszam – zaczął. – To jednak sprawa rządowa. Muszą państwo chwilę poczekać aż kolega minister przybędzie na miejsce.

– Ale o co tutaj chodzi? – Kot warknął, gdy wskazano im miejsce w pokoju na rodzaj poczekalni.

Mężczyzna odchrząknął.

– Naprawdę sądzi pan, że nie ma tutaj nic do wyjaśniania?

– My też musimy odpocząć, wie pan? – Rena wtrąciła.

– Czy to naprawdę nie może poczekać? Przecież – Kot kontynuował, lecz przerwano mu.

– Przepraszam państwa. Jestem świadom państwa zasług dla Paryża i dla mnie to też nie jest przyjemność – powiedział srogo. – Muszą państwo jednak z nami tutaj zostać.

Nie mieli wyboru. Cała czwórka posłusznie zajęła miejsca i czekała. Wkrótce zrozumieli, że nie chodziło o kilka minut a o godziny. Kot i Rena irytowali się już niezmiernie. Zwłaszcza, że nikt nawet do nich nie przyszedł, nic nie wyjaśnił, wody nie zaproponował. Czuli się jak w areszcie. Biedronka była natomiast zbyt zblazowana, aby denerwowała ją ta sytuacja. Mei siedziała zaś w ciszy, jakby była przyzwyczajona do oczekiwania.

Po trzech godzinach do środka wszedł ten sam mężczyzna co wcześniej.

– Biedronko i Czarny Kocie, proszę za mną. Panie — spojrzał na Renę i Mei — zaraz zostaną poproszone przez kolegę.

          Zabrano ich do pokoju przesłuchań. Kot miał już swoje powiedzieć, lecz Biedronka chwyciła go za nadgarstek. Chciała mieć to już za sobą. Wrócić do domu. Odpocząć. Uważała zatem, że małżonek powinien się powstrzymać i zamilczeć.

Przy stole siedział kolejny mężczyzna w garniturze, który wstał, gdy tylko Biedronka i Kot weszli do pomieszczenia. Podał im rękę, niczym prawdziwy dyplomata, i przedstawił się jako przedstawiciel Departamentu Bezpieczeństwa.

– Sprawa jest niezwykle poważna – zaczął, gdy zajęli miejsce. – Chodzi o tajemnice państwowe i liczę na państwa współpracę. W tym celu — wyjął z kieszeni marynarki mały dyktafon — rozmowa będzie nagrywana. Wyrażają państwo zgodę?

Biedronka tylko trzepnęła ręką. Kot odpowiedział ciche „tak".

– Dobrze — mężczyzna poprawił krawat — Muszę państwa uświadomić, że rząd monitoruje każdy ruch superbohaterów. To nie jest tak, że wszystko leży w waszych rękach. Niedawno dostaliśmy informacje o waszych... poczynaniach w innych krajach. W obu przypadkach były niefortunne.

– Żebyśmy jeszcze mieli na to wpływ... – Adrien wymamrotał pod nosem.

Mężczyzna westchnął.

– Doszliśmy do wniosku, że takie rzeczy nie mogą się dziać bez naszej wiedzy – stwierdził poważnym tonem. – Dzisiaj w nocy zostanie przyjęta ustawa regulująca status superbohaterów we Francji. Od tej pory będziecie musieli nas o wszystkim informować. Na niektóre rzeczy możemy również nie wyrazić zgody.

– Ale że co? Że jesteśmy teraz rzeczą? – Kot zaśmiał się. – Za te wszystkie lata tym nam się odpłacacie?

– Tutaj chodzi o pokój na świecie – mężczyzna uciął monolog Kota. – Musicie zdawać sobie sprawę z tego, że to, co robicie, może wpłynąć na cały świat. Dzisiaj zaatakowały nas Chiny, jutro może być gorzej. Jasne?

Biedronka nagle ożywiła się.

– To... to wy wiecie?

– Wiemy – powiedział, opadając na oparcie krzesła. – Chiny i nie tylko Chiny kontaktują się z nami w waszej sprawie. Ten atak był tylko groźbą. Mogą zrobić więcej, jeżeli będziecie nieostrożni.

– Nie no, ja mam chyba deja vu – Kot znów zabrał głos. – Może jeszcze mamy im oddać miracula, bo zaraz będzie wojna i

– Nie. Nie zamierzamy powtarzać błędów pana Andre Bourgeois.

Małżeństwo drgnęło.

– Nie chodzi o to, że macie być własnością Chin – mężczyzna kontynuował. – Francja nie zamierza się nikomu poddawać. Chodzi jednak o rozsądek. O życie wielu ludzi. Dlatego musicie działać w porozumieniu z rządem. Jasne?

– Dobrze – niespodziewanie Biedronka zabrała głos.

Kot przytaknął.

– Kwestia Chinki na razie jest rozwiązana – mężczyzna mówił, a bohaterowie zdziwili się, że temat Mei w ogóle poruszono. – Na razie przebywa na terenie Francji legalnie, ale na tych samych zasadach co wy. Musi nas o wszystkim informować. I jest jeszcze jedna sprawa.

Małżeństwo bało się, że zaraz usłyszą coś strasznego, że będzie to ich gwóźdź do trumny tego koszmarnego dnia. Odetchnęli jednak trochę z ulgą, gdy mężczyzna dokończył.

– Nie możecie zmieniać miejsca zamieszkania w najbliższym czasie. Będziecie pod stałym nadzorem.

– Czyli już doskonale wiecie, kim my – Biedronka zaczęła, lecz przerwano jej.

– Zostawmy to bez komentarza – mężczyzna odpowiedział z uśmiechem. – To wszystko. Jesteście już wolni.

* * *

– Ostateczne dane mówią o trzystu rannych i siedemnastu zmarłych. Przy bliższemu przyjrzeniu się tym statystykom można zauważyć, że wszystkie zgony nastąpiły w wyniku zawalenia biurowca należącego do firmy GHS. Temu wydarzeniu przypisuje się również dwustu sześćdziesięciu, przypominam, z trzystu poszkodowanych. Reszta rannych to wynik zniszczeń dokonanych w centrum za pomocą kotaklizmu należącego do Czarnego Kota. Wielu ludzi zwraca uwagę na fakt, że właściwie nikt nie ucierpiał w wyniku wybuchów, których użyli wrogowie na samym początku zdarzenia. Mówi się, że szkody w cywilach nie były zatem ich celem.

Mei podciągnęła kolana pod brodę i skupiła wzrok na pasku informacyjnym. Drugi dzień wszystkie stacje telewizyjne mówiły tylko o jednym. Skupiano się na szukaniu winnych, liczeniu poszkodowanych i szacowaniu strat. Nie zabrakło też paneli dyskusyjnych o tym, czy można jeszcze ufać superbohaterom. Wszystko to niezmiernie smuciło Chinkę, chociaż ktokolwiek by ją obserwował, nie poznałby tego po jej minie.

Jakkolwiek jej relacje z Biedronką i Kotem się nie rozwinęły, ciągle miała do nich ogromny szacunek. Ponadto znała sprawę od podszewki. Dlatego też wieszanie na nich psów wydawało jej się czymś kompletnie niesprawiedliwym. Zresztą jak wszystko. Wzdrygnęła się z odrazą na wspomnienie niesprawiedliwości, których sama doświadczyła i które przywiodły ją do tego punktu w życiu.

Źle mi robią już te programy informacyjne, pomyślała, wciskając pierwszy lepszy numer na pilocie. Znalazła się teraz na czymś dalekim polityce bo na stacji celebryckiej. Mei wychowywała się z dala od wielkiego świata show biznesu, więc kompletnie nie rozumiała, kim była Aurore Beaureal i dlaczego kogokolwiek interesował kolejny film z jej udziałem. Fenomenu nowej gitary Jaggeda Stone'a również nie pojmowała. Gdy miała już przełączać, stacja rozpoczęła właśnie materiał o kimś, kto od razu przykuł jej uwagę. Kojarzyła bowiem jego imię.

– Adrien Agreste. Najmłodszy milioner Francji – rozbrzmiało w telewizorze. – Idealny mąż. Doświadczony model. Kilkukrotnie uznany za mężczyznę roku. Jaki jest jednak prywatnie? Pytamy jego współpracowników na corocznym balu charytatywnym marki Gabriel.

Mei zerwała się na równe nogi i natychmiast pobiegła do wielkiej szafy nieopodal. Raz jeszcze przejrzała wszystkie ubrania, które obejrzała tylko pierwszego dnia w tym mieszkaniu. Niemożliwe, pomyślała, nerwowo zaglądając pod każdy kołnierzyk. Wszystkie sygnowane były nazwiskiem Agreste.

Z przerażeniem odeszła od szafy i pognała w kierunku niewielkiego biurka. Na samym środku ciągle walało się kilka nieźle już zakurzonych wizytówek. Wszystkie należące do Adriena Agreste'a. Przeszły ją zimne dreszcze.

Giętkimi nogami wróciła na kanapę, w głowie odtwarzając słowa Kota.

– Kim jest Adrien Agreste?

– To mój przyjaciel.

– Adrien jest niezwykle wyrozumiały i potrafi rozbawić każdego w biurze. Nawet jak kolekcja nam płonie i nic nie jest zrobione dobrze, on zadba o nasze poczucie komfortu – mówiła jakaś kobieta, której właśnie udzielono głosu. – Dobrze, że często odwiedza go żona, która przywraca go do pionu. Bo mam wrażenie, że czasami śmiechu w biurze nie byłoby końca.

W międzyczasie non stop pokazywano zdjęcia wysokiego, blondwłosego mężczyzny. Raz wprost z pokazu, raz w trakcie pracy. Zawsze wyglądał olśniewająco, lecz Mei nie poczuła z tego powodu zachwytu. Była raczej przerażona. Zielone tęczówki mężczyzny patrzyły na nią i zdawały się mówić, że odkryła sekret, którego nie powinna nigdy nawet dotknąć. 

Mini zwiastun:

Rozdział 22 „Może to przypadek?"

"Stali więc tak w ciszy, patrząc na siebie, jak na duchy, i oboje szukali jakiegokolwiek ratunku. Ratunek jednak nie nadchodził. Cisza tylko przytłaczała bardziej, a oddechy stawały się płytsze. Gdy Adrien zauważył, że oczy Mei zabłysły łzami, natychmiast oprzytomniał."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro