[3] Rozdział 26 "Patrzy... na mnie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


        Po wszystkich przemowach przyszedł czas na taniec pary młodej. Goście rozstąpili się, tworząc puste, okrągłe pole, na którego środek z powabem weszło świeże małżeństwo. Pojedynczy snop światła skierowany został na ich sylwetki, a suknia Alyi rozświetliła się krystalicznym blaskiem. Muzyka rozbrzmiała. Chwilę później para młoda zaczęła poruszać się w rytm z gracją i lekkością. Tańczyli walca wiedeńskiego. Zdawać by się mogło, że będzie to nieco za dużo dla niezdarnego Nino, który zresztą wyglądał na niezwykle zdenerwowanego, ale mężczyzna poruszał się jak zawodowy tancerz. Każdy ruch wykonał w porę i niemal bezszelestnie. Prowadził swoją małżonkę, która przelewała się w jego ramionach w sposób niesamowicie piękny. Gdy para skończyła tańczyć, po sali rozeszły się oklaski, a nawet wiwaty. Zestresowany Nino wreszcie podniósł wzrok na tłum, a w nim odszukał oczu Adriena. Blondyn uśmiechnął się do niego szeroko, dając mu tym znać, że mulat niczego nie zepsuł. Nino wyraźnie odetchnął.

Wesele oficjalnie rozpoczęło się.

       Adrien nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Ciągle spacerował wzdłuż stołu szwedzkiego, raz na jakiś czas nerwowo rozglądając się po sali, a potem wychodził do toalety, gdzie przemywał twarz i udawał, że nic go wcale nie obchodziło, po czym znowu wracał do stołu. Po kilku takich rundach sprawdził godzinę. To są chyba jakieś jaja, pomyślał, odkrywając, że minęło dopiero czterdzieści minut. Szukał wśród gości Kima czy Ivana. Pierwszy co chwilę zagadywał jakąś nieznaną Adrienowi młodą kobietę, a drugi nie wypuszczał z rąk Mylene. Blondyn pozostał sam jak palec. Napił się drinka i jeszcze raz rozejrzał po sali. Nie przyszła, przebiegło przez jego myśli. Nie kontaktował się z Aurore od ich zerwania, więc nie miał zielonego pojęcia, czy kobieta zjawi się na ślubie. Na sali zyskał jednak pewność, że blondynka nie przyszła i nie wiedział, jak powinien się do tego ustosunkować.

Gdy tak rozglądał się dookoła, jego wzrok mimowolnie wodził w kierunku pary tańczącej na uboczu. Marinette zawiesiła dłonie na szyi nieznajomego bruneta, a oczy lekko przymknęła tak, jakby wsłuchiwała się w muzykę. Mężczyzna zaś wpatrywał się w jej twarz z ogromną czułością w oczach. Dłonie mocno zaciskał na jej talii i prowadził swoją dziewczynę z wielką gracją. Adrien dłuższą chwilę przypatrywał się sylwetce Ethana, choć nie czuł za wiele. Chłodno analizował jego prezencję, każdy ruch i spojrzenie. Ładnie razem wyglądają, skwitował w myślach, po czym obrócił się i nalał sobie pączu. Nie zamierzał psuć tego wieczoru parze młodej.

Przyszedł na ślub z jasnym planem. Cieszyć się szczęściem przyjaciela i dotrwać do północy, po czym iść do domu. Nic więcej, nic mniej.

      Goście powoli ustawiali się przy parze młodej, składając im gratulacje i wręczając prezenty. Adrien postanowił dołączyć do kolejki. W końcu musiał to odbębnić, a przynajmniej czas mu trochę zleciał. Kilka minut później stał już przed małżeństwem.

- Jak już wiecie, nie jestem w tym dobry, więc nie spodziewajcie się jakichś gratulacji, ale...- mówił drapiąc się po głowie, a drugą ręką podał Nino kopertę.- uważam, że te pierwsze tygodnie powinniście zapamiętać dobrze i... Właśnie. No, otwórz.- dodał, ponaglając zdezorientowanego Nino.

Mulat otworzył kopertę, spodziewając się pieniędzy. Alya już miała mu prezent wyrwać i mówić, że nie mogą tego przyjąć, ale w porę zobaczyła wielki napis „Rodos".

- Wycieczka?!- wyrwało jej się.

Adrien uśmiechnął się szeroko, bo tak, jak przypuszczał, Alya była wniebowzięta.

- Dwa tygodnie na Rodos.- czytała, analizując wycieczkę.- All inclusive, klasa biznes, lot już... w poniedziałek?! Ja nie mam ciuchów!

Nino wstał i przytulił Adriena po przyjacielsku.

-Dzięki.- rzucił wdzięcznie.

Blondyn wzruszył ramionami.

- To nic takiego.

- Musimy za to wypić.- Nino powiedział, ciągnąc za sobą Adriena w stronę baru.

Kompletnie zignorował zirytowaną małżonkę, która teraz musiała sama przyjmować wszystkie gratulacje i prezenty.

- Dzięki ci, stary.- mulat stwierdził, gdy już trzymali w dłoniach kieliszki.- Ale tak naprawdę DZIĘKI. Nie tylko za tę wycieczkę, ale za ten barek, za załatwienie sali, za to wystąpienie...– nagle głos Nino zaczął drżeć – za to, że zawsze dla mnie jesteś... Adrien, kurwa, stary, kocham cię.- dodał, pociągając nosem.

Blondyn poczuł się nieswojo. Widok rozklejającego się, wdzięcznego Nino był dość szokujący.

- Przestań, ludzie patrzą.- mówił.- Już dzisiaj ryczałeś. Poza tym to trochę... gejowe. Zachowaj te łzy dla Alyi.

- Tak, tak. Masz rację.- powiedział, wycierając nos w marynarkę.- Wracajmy, bo mnie zabije, jeżeli będzie musiała sama obsłużyć ciotkę Klotyldę. Straszna baba, mówię ci.

Kiedy tylko obrócili się z powrotem w stronę sali, Adrien poczuł nagły ścisk w gardle. W kolejce stała już Marinette wraz z Ethanem i mieli zostać właśnie obsłużeni. Tymczasem on wracał tam obecnie z Nino. I nie mógł ot tak zboczyć z toru, idąc sobie gdzieś indziej. No, a na pewno nie po tym, jak przyjaciel przed chwilą zalał się łzami z jego powodu. Cholera.

-Oo! Ty musisz być Ethan.- Alya rzuciła ochoczo, po czym wstała i przytuliła bruneta tak, jakby znała go już pół życia.- Miło mi cię poznać. Marinette dużo o tobie mówiła!

Adrien stał obok w towarzystwie Nino. Nie potrafił nawet określić tego, co właśnie czuł. Było to zwyczajnie dziwne. Dziwne i nieprzyjemne.

- Nie mówmy dzisiaj o mnie.- Ethan powiedział, sięgając po dłoń mulatki.- To wasz dzień.- dodał, delikatnie całując rękę Alyi.

Nino cały nastroszył się.

- Nino jestem.- rzucił szybko, wchodząc pomiędzy dwójkę rozmawiających.- To moja żona.

Ethan zaśmiał się mimowolnie.

- Myślę, że zauważył.- Marinette wtrąciła, obejmując bruneta za ramię.- Mamy dla was prezent.

Nino ochoczo sięgnął po kopertę, dalej patrząc na Ethana nieco spode łba.

- To bon do sklepu meblowego.- brunet powiedział.

Alya już doskakiwała do przyjaciółki, żeby jej podziękować, podczas gdy Nino obrócił się przez ramię do Adriena.

- No, Rodos to to nie jest.- powiedział rozbawiony, a blondyn odpowiedział mu zakłopotanym wzrokiem.

Adrien jednocześnie zdał sobie sprawę z tego, że Marinette dopiero teraz go zauważyła. Jej zachowanie uległo diametralnej zmianie. Puściła ramię Ethana. Wzrokiem jak ratunku poszukiwała Alyi.

- Dziękuję kochani.- Panna młoda powiedziała, z rozczuleniem patrząc na parę.- Nasze mieszkanie potrzebuje odświeżenia. A ty Ethan, powiedz mi, jak z tymi twoimi wystawami?

Oczy bruneta nagle zalśniły. Jego pasja, ta...- Adrien pomyślał kąśliwie, jednocześnie przypominając sobie, że sam go niegdyś wychwalał, wybierając salę z Marinette.

- Wspaniale.- odparł podekscytowany.- W przyszłym tygodniu mam wystawę w Wiedniu wraz z austriackimi fotografikami, a wczoraj dostałem maila z pewnej galerii w Seulu. Idzie mi naprawdę dobrze. Dzięki mojej muzie.- dodał, przyciągając zmieszaną dziewczynę do siebie.

Adrien zrozumiał, że Marinette prawdopodobnie nie chciała oddawać się żadnym czułościom na jego oczach. Przypominała kukłę wciśniętą w ramiona Człowieka Sukcesu, bo tak blondyn nazwał w myślach Ethana.

- Oooo!- Alyi wyrwało się.- Jesteście tacy uroczy! Prawda, że są?- powiedziała, obracając się w kierunku Adriena i Nino.

Blondyn przełknął głośno ślinę.

- Tak, Alyo. Moja żono. Kobieto, która wyszła za mnie. Z miłości.- Nino odparł śmiertelnie poważnie.

Gdy oczy rozbawionej mulatki spoczęły na Adrienie, bo najwyraźniej oczekiwano od niego zabrania głosu, zielonooki zmieszał się.

- Przepraszam.- rzucił cicho, po czym odszedł w kierunku toalety.

Adrien wiedział, że zachował się irracjonalnie i podejrzanie, ale nie mógł tam dłużej stać, słuchając tych wzajemnych pochwał. „Jesteście tacy uroczy!" – brzmiało w jego głowie, a on czul, że zaraz od tego tekstu zwariuje. Oparł się ciężko na umywalce i zaczął uspokajać oddech, który z jakiegoś powodu zaczął mu szaleć. Idealny pan fotograf, myślał, odtwarzając w pamięci obraz Marinette wtulonej w jego ramię. Dostał nagłych napadów gorąca. Odruchowo poluzował muchę i podwinął rękawy koszuli. Starał się uspokoić, ale przychodziło mu to z ogromnym trudem. Nie był tak dobry w udawaniu, jak innym mogłoby się wydawać. Przegrałem właśnie z nim. W głowie analizował każdy centymetr prezencji Ethana. Był przystojnym, wyrafinowanym mężczyzną, któremu prawdopodobnie mało która by się oparła. Szarmancko ucałował Alyę w rękę, a Marinette z ogromnym pokładem czułości w głosie nazywał muzą. Adrien poczuł się jak zakompleksiony dzieciak. Wszystko nagle wydawało mu się w Ethanie absurdalnie idealne. Z drugiej jednak strony wyczuwał w tym farsę. Owszem, może i Marinette odrzuciła go, i to nie raz, ale przecież od razu zmieniła swoje zachowanie na widok Adriena. Nie oparła się jego pocałunkowi w Chinach. Wytyczyła grubą granicę, która jednak do tego obrazka idealnego związku z Człowiekiem Sukcesu kompletnie nie pasowała. Adrien wiedział, że wariował. Że znów wyobrażał sobie za dużo i bardzo sobą za to gardził.

       Kiedy wyszedł z łazienki, a przy barze zobaczył samotnie siedzącego bruneta, nie wytrzymał. Czuł, że musiał z nim zamienić kilka słów. Poznać go. Zrozumieć to wszystko. Odkryć, dlaczego Marinette tak bardzo chciała z nim być. Zresztą to była jego jedyna okazja. Wiedział, że ta cudowna para wkrótce zmyje się z Paryża na drugi kontynent, a on zostanie sam z niedopowiedzeniami.

- Cześć.- rzucił, siadając obok bruneta.- Gdzie zgubiłeś Marinette?

- Poszła z dziewczynami cykać foty.- odparł spokojnie.

- Foty bez fotografa?- Adrien zapytał tonem, z którego nie można było wywnioskować, czy mówi to na żarty, czy z przekąsem.

Ethan uśmiechnął się mimowolnie.

- Masz mnie. Selfie na szczęście nie są moją specjalnością.- powiedział, kończąc drinka.

Adrien rozejrzał się po barze.

- Polecam osiemnastoletnią Yamazaki Single Malt. Ma fajny brzoskwiniowy finisz.

Ethan pokręcił głową.

- Wolę Mitcher's Bourbon.- odparł, jednocześnie składając w ten sposób swoje zamówienie.

Adrien przygryzł policzki. Nie sądził, że Ethan znał się na alkoholach.

- Ty jesteś Adrien, mam rację?- brunet niespodziewanie zapytał.

- Tak.- odpowiedział mechanicznie.

- Skromnie jak na najmłodszego multimilionera we Francji.- Wypił i zaśmiał się.

- Nie lubię się afiszować.

Zapadła chwila ciszy. Oboje pili alkohol, wzrok wciskając w szklanki.

- Dobrze się znacie? Ty i Marinette?

Adrien skrzywił się. Po pierwsze, zrozumiał, że nie tylko on czuł potrzebę konfrontacji. Po drugie, Nic mu o mnie nie mówiła?

- Wnioskuję po zdjęciach.- Ethan dodał, widząc zmieszanie blondyna.

- Tak. Od gimnazjum.- odpowiedział po chwili.- Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

Adrien poczuł się rozerwany. Z jednej strony informacja o tym, że Marinette nic o nim nie mówiła Ethanowi, była przygnębiająca, ale z drugiej... Dlaczego chciała to ukryć? Czyżby się czegoś bała? Blondyn nagle zaczął widzieć w tym wszystkim swoją przewagę. Przewagę, której tak bardzo potrzebował.

- Dziwne. Nic mi nie mówiła.

- Naprawdę? Nic o mnie nie wspomniała? – napił się – A wszyscy w gimnazjum zakładali się o to, kiedy zostaniemy parą.- dodał rozbawiony.

Adrien wiedział doskonale, że był niemiły. Nie potrafił się jednak w żaden sposób uspokoić. Z każdym zdaniem zyskiwał pewność, że Ethan o Marinette nic nie wiedział. Że też mi śmiała powiedzieć, że jej nie znam.... Gorzka ironia rozrywała go od środka.

Postawa Ethana jak na zawołanie zmieniła się. Był teraz pewniejszy siebie, nastawiony wręcz wrogo.

- Wnioskuję, że zakłady były na nic?

Adrien odwrócił wzrok i momentalnie zamilkł. Pierw poczuł się nieco głupio, wyczuwając tę subtelną dawkę jadu w zdaniu Ethana, lecz szybko znów odkrył w tej rozmowie swoją przewagę.

- Gdybym wtedy znał prawdę, to dzisiaj byłby to nasz ślub.- powiedział pod nosem, niekoniecznie zdając sobie sprawę z tego, jak mocny zadał cios swojemu rozmówcy.

Oczy Ethana nagle rozszerzyły się, choć dalej był opanowany. Nie był typem osoby, która zareagowałaby gwałtownie. Jego złość przejawiała się w drobnostkach, paradoksalnie wcale nie robiąc mniejszego wrażenia niż jej nagły wybuch. Powoli obrócił się w kierunku Adriena i spojrzał na niego agresywnie. Blondyna bardzo ta subtelność zirytowała. Nie wierzył, że można nawet denerwować się w sposób... idealny.

- Czy chciałbyś mi coś powiedzieć?

Adrien mimowolnie zaśmiał się pod nosem, bo już nie wiedział, jak powinien zareagować. Był to jednak śmiech pełen żalu.

- Myślę, że to nie ja powinienem ci coś powiedzieć.

- Co masz na myśli?- Ethan zapytał wyraźnie poirytowany, a z jego oczu zionęło wściekłością przemieszaną z zainteresowaniem.

- To, że ty nic nie wiesz o swojej dziewczynie.- powiedział kończąc whisky, po czym obrócił się w stronę rozemocjonowanego Ethana.- Nie zrozum mnie źle. Ja nic do ciebie nie mam. Uważam, że jesteś naprawdę dobrym chłopakiem. I widać, że mocno kochasz. Ale z Marinette...- pokręcił głową- to się nie uda.

Ethan otworzył lekko usta tak, jakby chciał coś powiedzieć. Nie zabrał jednak głosu. Przełykając głośno ślinę, pozwolił blondynowi w ciszy odejść.

        Adrien nie czuł triumfu. To, że odkrył, jaką farsą był „cudowny" związek Marinette z Człowiekiem Sukcesu, z którym ponoć wyglądała uroczo, niewiele zmieniało. Ciągle była jego. Nawet się temu nie dziwię, blondyn myślał gorzko.  Pozostało mu czekać na północ, snując się między stołem a toaletą. Dodatkowo co chwilę wodził wzrokiem po roztańczonej sali, wśród której migały Ich sylwetki. Marinette zdawała się niczego nie zauważać, lecz Ethan kątem oka spoglądał na Adriena mrożącym krew w żyłach wzrokiem. To wszystko jest chore, niewłaściwe, myślał, walcząc z ogarniającą go rozpaczą i bezsilnością.

        Nagle muzyka ustała, a z głośników wydobył się głos Rose.

- Raz, dwa, raz dwa. Dzień dobry.- powiedziała podekscytowana.- Aby tradycji stało się zadość, musicie się państwo rozstąpić, bo panna młoda rzuca bukietem. Wszystkie panny zapraszam tutaj, pod podest. Będziemy łapać kwiatki!

Zgodnie z rozkazem Rose goście utworzyli wąskie przejście na środku sali, a kobiety zebrały się pod podestem. Adrien miał dobry widok na całe widowisko. Dziwnym przypadkiem stał bowiem w pierwszym rzędzie. Bez problemu dostrzegł w tłumie panien zdezorientowaną granatowowłosą. Wiedział doskonale, że nie czuła się dobrze w takim ścisku. Stała niepewnie, a ręce uniosła jakby od niechcenia, kiedy Alya porządnie zamachnęła się.

Bukiet zaświdrował w powietrzu, robiąc parę kółek niczym piłka. Jasnoróżowe wstążki z jego wiązań tańczyły, odbijając światła i przy okazji oślepiając kilku gości. Zdaje się, że podobnie było z pannami, z których znaczna część całkowicie rozminęła się z trajektorią lotu kwiatów. Alya pisnęła jak poparzona, gdy stało się jasne, że bukiet wylądował w dłoniach kompletnie zmieszanej Marinette.

To są jakieś jaja, przebiegło przez myśli Adriena. Już miał stamtąd uciec, bo w głowie jawiła mu się wizja rychłego ślubu z Ethanem, na którą zresztą poczuł niemiłosierne zawroty głowy, gdy granatowowłosa nagle podniosła wzrok ze swoich wplecionych w bukiet rąk. Patrzyła wprost na niego.

Cały świat zdawał się stanąć w miejscu. Obraz krzątających dookoła świadkowej panien rozpłynął się jak farby olejne, a pisk Alyi przytłumił. Adrien czuł swoje serce aż w gardle. Fiołkowe oczy nieprzerwanie wpatrywały się w niego wzrokiem, który zdawał się komunikować wszystko to, co mężczyzna chciał usłyszeć. Boże, nie. Tonął w jej źrenicach, czując ogarniającą go zakazaną rozkosz. Niedługo na policzki dziewczyny wstąpił róż, a usta otworzyły się lekko w geście jakiegoś niesłychanego zamyślenia.

Nie patrzy na niego, patrzy... na mnie.

W końcu oderwała wzrok od Adriena, a cały świat znów powrócił do życia. Tylko blondyn stał otępiały, podczas gdy Alya już dawno doskoczyła do przyjaciółki, niemalże podrzucając jej drobną figurą. Mężczyzna nie wiedział, co myśleć. Powinna spojrzeć na niego. Głowa mu się gotowała już od tych wniosków. Złapała bukiet ślubny i patrzyła na... mnie. Nie na niego. Na mnie. Mało tego, patrzyła zupełnie inaczej. To nie był ten pełen chłodu i powściągliwości wzrok, który komunikował Adrienowi każdy argument za tym, że nie mogli mieć między sobą żadnej relacji. Że się nie znali. To było spojrzenie pełne... czułości? Nigdy tak na niego nie spojrzała. Czy to możliwe, że...?

        Wesele powróciło do normalnego trybu. Goście śmiało ruszyli na parkiet, a para młoda wznosiła kolejne toasty, nie odrywając się od siebie na moment. Adrien stał tyłem do tańczących. Nie chciał przypadkiem zobaczyć ciemnowłosej wtulonej w Ethana. Nie teraz. Nie, kiedy całe serce mu się ściskało dziwnym uczuciem. Ciągle widział spojrzenie Marinette. Jej zakłopotaną minę, dłonie z bukietem i oczy przepełnione... Czym? Co to było? Adrien kręcił odruchowo głową. Wiedział doskonale, co to było, a jednak nie dopuszczał do siebie tej myśli. Zdawał sobie bowiem sprawę z ryzyka.

Po którejś z rzędu piosence znowu poszedł do łazienki. Znowu przemył twarz i znowu ciężko oparł się na umywalce. Odzyskiwał resztki spokoju. Do północy zostało zaledwie dziesięć minut, co oznaczało, że mógł niedługo opuścić ten męczący go teatrzyk. Kiedy wrócił na salę, wszystko jednak szlag trafił.

Ujrzał Marinette stojącą przy pączu. Samą. Nie wytrzymał. Który to już raz? Cały ten wieczór był chyba głupim balansem między trzymaniem się na wodzy i niszczeniem tego w sekundę. Adrien nawet przez moment pożałował, że nie potrafił zareagować tak idealnie jak Ethan. On pewnie spojrzałby tylko chłodno, a wszelkie działanie pozostawił w domysłach. Z Adrienem było jednak inaczej. Wiedział, że musiał działać. Teraz. Zresztą w wzroku ciemnowłosej widział dokładnie to samo. Zakomunikowała mu swoim spojrzeniem przyzwolenie. Zdawała się mówić: Tak, działaj. Trzymam ten bukiet, ale nie, nie spojrzę na swojego chłopaka.

         Szybkim, nieco chwiejnym krokiem podszedł do stołu z pączem. Pierw stoickim gestem sięgnął po kubek i nalał sobie odrobinę. Wyglądało to tak, jakby dwójka obcych sobie ludzi przypadkiem natrafiła na siebie przy nalewaniu alkoholu. Dopiero, kiedy Marinette skończyła i miała już odchodzić, Adrien zabrał głos.

- Za pięć minut w altance.

Mówił cicho i szybko, ale zarazem niezwykle pewnie siebie, choć przecież wcale się tak nie czuł. Nie podniósł też wzroku na dziewczynę, która zdawała się najpierw zastygnąć w bezruchu, a potem ruszyła w głąb sali bezszelestnie. Co ja zrobiłem? – myślał odrętwiały.

Odłożył chochlę i jak gdyby nigdy nic odszedł od stołu. Udał się w przedsionek między wejściem dla personelu a wyjściem do ogrodu. Jednym haustem wypił poncz. Czuł jak krew mu buzowała, a ciśnienie nienaturalnie rosło. Giętkimi nogami wyszedł na dwór, a tam półprzytomne oczy podniósł na altankę. Działał jak w transie. Przecież to głupie. Ona nie przyjdzie. Czuł, że po raz kolejny zrobił z siebie idiotę. Gdy stanął w wyznaczonym miejscu, nie wiedział już nawet, czy naprawdę jej to powiedział. Raz po raz jego ciałem wstrząsały dziwne dreszcze. Wmówiłem sobie, jak ostatni debil, że ona jakoś na mnie patrzyła, a teraz będę tu stał i robił z siebie idiotę. Adrien nie pozostawiał na sobie suchej nitki. Prawdę mówiąc, miał już dość samego siebie i swoich nieprzemyślanych decyzji.

      Gdy kątem oka zauważył jej drobną postać wychodzącą do ogrodu, zamarł. Momentalnie zapomniał jak oddychać, a jego serce wbiło się jeszcze głębiej w gardło. Niemożliwe. Kiedy stanęła przed nim, zmieszana, z tym tajemniczym wzrokiem, który miała trzymając bukiet, poczuł napływające łzy. Ze szczęścia. Spojrzał głęboko w jej fiołkowe źrenice, lśniące teraz nocnym blaskiem, a w nich ujrzał coś, czego jednocześnie potwornie bał się i niemożliwe pragnął. Nie potrafił wypowiedzieć żadnych słów. Marinette zresztą też milczała, stojąc i tylko nieco niepewnie i nieśmiało wpatrując w jego sylwetkę. Przyszła. To było już wystarczającą odpowiedzią.

Adrien wyciągnął szyję. W tej samej sekundzie złożył pocałunek na miękkich ustach Marinette. Wargi dziewczyny niemal natychmiast zareagowały. Ugięły się pod naciskiem czułości blondyna, a chwilę potem odpowiedziały im tym samym. Oboje mieli wrażenie, że brali właśnie udział w sennym mirażu. Nie był to pocałunek namiętny, długi czy gwałtowny. Był to delikatny, pełen subtelności pocałunek, który sygnalizował tylko jedno – miłość.

Kiedy Adrien odsunął się od ciemnowłosej i ujrzał jej rozżarzone policzki, poczuł, że sam właśnie oblewał się rumieńcem. Całe ciało zdawało mu się buchać gorącem, a serce waliło jak oszalałe. Dodatkowo te jej oczy. Jakby przydymione, rozmarzone... szczęśliwe? Choć przerażone. Blondyn czuł, że sam wyglądał na równie przerażonego. Wkrótce Marinette bez słowa obróciła się i szybkim krokiem wróciła do budynku. Adrien stał jeszcze chwilę całkowicie otumaniony. Nie potrafił ubrać tego w słowa, ale wiedział, że to nie było ot tak, zwykłe zetknięcie ust. To było połączenie czegoś więcej. Doświadczenie wręcz metafizyczne. Miał wrażenie, że wreszcie zyskał dostęp do serca lub duszy Marinette i gwałtownie to nim wstrząsnęło.

Nie, nie zostawię tego tak, pomyślał nagle i ruszył biegiem w stronę sali. Lustrował wzrokiem każdy zakamarek parkietu, miejsca przy stołach, bar, wszystko. Marinette jednak nigdzie nie było. Gdy już miał gnać w stronę toalet, niespodziewanie coś do niego dotarło. Ethana również nie było.


Myślicie, że Marynata pękła na dobre czy jednak nie? Co może się teraz stać? Chętnie usłyszymy teorie! 


Mini zwiastun:

Rozdział 27 "Albo teraz, albo już nigdy"

"Adrien poczuł, że grunt uciekał mu spod stóp. Spóźniłem się, pomyślał przerażony. Wyszedł z piekarni i rozejrzał się po ulicy. Nie mógł uwierzyć w to, że było już za późno." 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro