[3] Rozdział 29 "Szaleństwo"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


         To było prawdziwe szaleństwo. Wtulała się w jego ramiona i delikatnie przymykała oczy, wiedząc doskonale, że robiła coś niezwykle nieodpowiedzialnego. Po raz pierwszy w życiu miała to jednak gdzieś.

- Nie powinnam wrócić do domu?- spytała w połowie drogi.

Blondyn uśmiechnął się zawadiacko, a Marinette uderzyło to ze zdwojoną siłą. Poczuła, jak żołądek jej się mocno zacisnął, bo nagle zrozumiała, że od zawsze uwielbiała ten rodzaj uśmiechu na jego twarzy.

- Ale ty właśnie wracasz do swojego domu.- odparł z wyraźnym zadowoleniem w głosie.

Szaleństwo, raz jeszcze pomyślała i mocniej zacisnęła dłonie na ramionach Czarnego Kota. Wodziła wzrokiem po majaczącym, paryskim krajobrazie, czując ogarniający ją spokój. Całe życie kierowała się zdrowym rozsądkiem, a teraz dała się nieść Adrienowi wprost do jego domu. Dosłownie minuty po tym, jak wreszcie wpadli w swoje ramiona. Szaleństwo. Dziewczyna przez całą drogę uśmiechała się do siebie pod nosem.

       Gdy wniósł ją przez próg swojego mieszkania, Marinette natychmiast uderzyła silna woń Adriena, która nosiła się po całym pomieszczeniu. Zaciągnęła się tym zapachem niezwykle głęboko, a jej ciało niemal natychmiastowo odpowiedziało dreszczami.

Adrien postawił ukochaną na podłodze i przyjrzał jej się uważnie. Z jednej strony chciał z ciemnowłosą porozmawiać o tych wszystkich latach, które zmierzały do tego wieczoru, a z drugiej miał ochotę wpić się w jej usta i łapczywie smakować każdego centymetra jej ciała. Wyczerpał jednak pokłady pewności siebie na ten wieczór. Ona. W jego domu. Ona w jego domu odwzajemniająca jego pieszczoty. To było wręcz za dużo. W najśmielszych snach nie układał takiego scenariusza. Nieświadomie zarumienił się.

- Będziemy tak...- zaczęła cichutko.

- Nie, nie.- odparł, machając głową.- Przepraszam.

Zachichotała.

- Tak... Dziwne jest to wszystko, wiem.- wymamrotała, kręcąc stopą kółeczka po podłodze.

Urocza, przebiegło przez jego myśli.

- Może... zjemy coś?- zaproponował, drapiąc się po głowie.

Marinette przytaknęła, a Adrien zestresowany ruszył w stronę kuchni, co chwilę zerkając, czy dziewczyna poszła jego śladami.

Ciemnowłosa usiadła przy blacie, a blondyn zanurzył się w rzędzie szafek, poszukując czegoś w miarę treściwego. Pamiętał, kiedy Marinette była ostatni raz u niego i z przerażeniem odkrył, że do tej pory nie poddał zawartości kuchni większym rewolucjom. Stres sięgał już zenitu.

- Niech zgadnę, tylko zupki chińskie?- usłyszał nagle.

Obrócił się w stronę rozbawionej ukochanej.

- Jakby to...- wyszeptał, spuszczając wzrok.

Tego, co go chwilę później spotkało, absolutnie się nie spodziewał. Gdy poczuł drobne dłonie Marinette oplatające jego łopatki, cały zadrżał i zagotował się od środka. Nie zdążył tych uczuć jeszcze przetrawić, a dziewczyna naparła na niego swoim ciepłym ciałem, ustami muskając jego wargi. Przełknął głośno ślinę.

- Łał.- wymsknęło mu się.

Marinette odpowiedziała mu zadziornym chichotem.

Stali chwilę, wpatrując się w swoje twarze. Marinette triumfowała dzięki wprawieniu Adriena w niemałe zmieszanie. Blondyn natomiast przyglądał się jej zadowolonym, iskrzącym oczom, wiedząc, że całe jego życie mieściło się w tym fiołkowym blasku. Po sekundach konsternacji poczuł nagle narastające w nim napięcie. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Zupełnie, jakby miał w swoim organizmie inną osobę, która zaczęła pociągać za sznurki, kompletnie nie licząc się z jego barierami. Krew zdawała się krążyć w jego żyłach z podwójną prędkością.

Przyciągnął Marinette do siebie zręcznym i szybkim ruchem. Nim ciemnowłosa zdążyła odpowiedzieć jakimkolwiek gestem, wpił się w jej usta. Nie wytrzymał. Cokolwiek nim kierowało, potrzebowało upustu. Po raz pierwszy pocałował dziewczynę dziko i namiętnie. Tak, jak całuje się osobę, której się ponad wszystko pragnie. Pragnienie. Tak, to było to. Adrien pragnął granatowowłosej i z lupą by szukać u niego zahamowań. Poddawał się rosnącej w jego organizmie żądzy. Z kolei policzki dziewczyny topiły się teraz na tle ceglastej ściany, a serce wywijało fikołki w jej gardle. Nigdy nie przeżyła takiego pocałunku i jej ciało doskonale zdawało sobie z tego sprawę. Marinette odwzajemniła każdy delikatny ruch języka Adriena, starając się odzyskać resztki inicjatywy, lecz szybko zrozumiała, że było to niemożliwe. Przelewała się przez ramiona blondyna jak bezwładna szmaciana lalka. I uwielbiała to.

       Gdy Adrien poczuł, że Marinette powoli traciła władzę nad swoim ciałem i półświadomie zaczęła się słaniać, przerwał pocałunek. Cokolwiek by nim nie kierowało, ani na moment nie zapomniał, kto był w tym wszystkim najważniejszy. Zajrzał swojej Pani głęboko w przydymione oczy, szukając odpowiedzi.

Przytaknęła nieśmiało, a Adrien nie czekał już ani chwili.

- Plagg, chowaj pazury.- rzucił, chwytając Marinette w pasie.

Trzymał ją teraz w powietrzu i niósł w stronę łóżka, zdając się kompletnie zapomnieć o całym świecie. Kwami na ten widok z odrazą pognało do kuchennej szafki z camembertem, z hukiem zamykając za sobą drzwiczki. Marinette absolutnie nie zwróciła na to uwagi. Wodziła teraz wzrokiem po sylwetce Adriena, który właśnie delikatnie usadowił ją na swoim łóżku. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Że zaraz to wszystko skończy się jej utratą przytomności i w ten sposób zrujnuje najlepszy dzień w swoim życiu. A jednocześnie przecież przełykała głośno ślinę, oddając się wszelkim pieszczotom. Ulegała każdemu gestowi Adriena. Ulegała bez zastanowienia i bezwzględnie. Och, jak ona bardzo chciała mu ulegać.

Adrien denerwował się. Nie dlatego, że wątpił w swoje zdolności, ale dlatego, że po raz pierwszy trzymał w ramionach kobietę, którą naprawdę kochał. To była przecież księżniczka. Ta jedna jedyna. Najważniejsza. Mrużyła delikatnie oczy, gdy całował ją po odsłoniętej szyi i bał się, że nie jest dla niej wystarczający.

Wodził dłońmi po ciele ukochanej, badając każdą, nawet najmniejszą jego reakcję. Starał się przejąć kontrolę nad tymi ciepłymi centymetrami mlecznej skóry, jednocześnie badając je zafascynowanym wzrokiem. Rysował ustami kolejne drogi po jej ramionach, piersiach, a wreszcie po biodrach, przez szlaki wytyczone pieprzykami i znamionami, i czuł, że dotykał ósmego cudu świata. Jego Pani wydała mu się aż za piękna. Sama bogini leżała teraz pod nim, odpowiadając cichutkimi pojękiwaniami i drobnymi dłońmi zaciśniętymi na pościeli. Odsłaniając kolejne partie ciała ciemnowłosej, czuł się jakby rozpakowywał prezent, a towarzysząca mu mieszanka uczuć robiła się powolutku niezdrowa. Strach. Niewyobrażalna radość. Rosnące do granic możliwości pożądanie. A wszystko to należało stłumić, aby Ona była najważniejsza. Aby jego Księżniczka otrzymała należyte traktowanie. Było to nie lada zadanie, które sprawiało mu autentyczną przyjemność.

Co chwilę spoglądał głęboko w oczy Marinette. Szukał w nich protestu albo zwątpienia. Za każdym razem znalazł tylko te lekko opadające powieki i rozkosz lśniącą fiołkowym blaskiem. Jakże on szalał od tego spojrzenia! Jakże on topniał na jego widok... Momentalnie tracił kontakt z rzeczywistością, tonąc w tym zjawisku, lecz potem wzdychał głęboko i wracał do cudownej gry, której uczył się na nowo. Miał zresztą wrażenie, że odkrywał cały świat na nowo. Że woń, barwy i dźwięki były teraz inne, utworzone od podstaw, lepsze, intensywniejsze. Mógłby swoje życie spędzić na studiowaniu Jej ciała i chłonięciu tych zmysłowych piękności.

- Marinette...- wyszeptał, odrywając się od jej rozgrzanych ud, a ciemnowłosa zajrzała mu w oczy tak głęboko, że czuł się, jakby patrzyła w sam środek jego duszy. Przeszły go dreszcze.

- Tak?- wymamrotała niemal niedosłyszalnie.

Zdziwiła się, że w ogóle jakikolwiek dźwięk wydobył się z jej gardła. Cały czas odnosiła wrażenie nieco otępiałej. Wielka gula tkwiła w jej przełyku, a policzki zdawały się żarzyć. Do tego zielone tęczówki Adriena nie przestawały śledzić każdej jej reakcji, co niezwykle dziewczynę zawstydzało. Bała się, że jej ciało było rozczarowujące dla niego.

- Kocham cię.- odparł i szybko zanurkował w zgłębieniu między obojczykiem ukochanej, nieuczesanymi włosami a nagim ramieniem i mleczną szyją.

Marinette mimowolnie jęknęła na to doznanie, nie zdając sobie bowiem sprawy z tego, że Adrien krył właśnie łzy szczęścia napływające mu do oczu. Ciemnowłosa ospałymi ruchami zaczęła gładzić ukochanego po plecach. Gdy niespodziewanie poczuła pod dłońmi jego nagą skórę, przeszły ją gwałtowne, przyjemne dreszcze. Powolutku uniosła powieki ku górze tak, jakby chciała rozkoszować się tą chwilą niepewności. Adrien dalej składał pocałunki na całym jej ciele, ręce nieprzerwanie trzymając na rozgrzanej kobiecości Marinette, ale nie miał już na sobie koszulki, a jego wyraz twarzy był teraz nieco inny. Pewniejszy siebie. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Zwariuję.

- Jesteś taka piękna.- rzucił, z zachwytem wodząc wzrokiem po ciele Marinette.

Dziewczyna przygryzła wargi, czując dziwne, duszące uczucie w płucach. Patrzyła na Adriena, odczuwając coś na rodzaj psychicznego głodu. Ten zaś zaspokajał ją kolejnymi pieszczotami, kompletnie jednak nie zwracając uwagi na siebie. Marinette z trudem wytrzymywała te wszystkie gry, które choć były cudowne, to niewystraczające. Przecież najbardziej na świecie chciała właśnie jego.

Nie panując nad sobą, podniosła się do siadu i przywarła nagim ciałem do torsu blondyna. Adrien zdawał się być pierw prawdziwie zdziwiony, lecz szybko odczytał intencje Marinette wodzącej językiem po jego podbrzuszu. Uśmiechnął się zawadiacko, po czym odepchnął ukochaną, a ta chichocząc padła z powrotem na łóżko.

Następna godzina upłynęła pod znakiem miliona gestów, których potrzebowały przede wszystkim nie ich ciała, ale serca. Zdawać by się mogło, że każde z doznań wraz z dreszczami, niebezpiecznie wysokim ciśnieniem krwi i czerwonymi polikami, trafiały gdzieś głębiej niż w ich rozedrgane połączenia nerwowe. Działało to jak magiczny lek na wszystko. Na każdą wątpliwość. Na każdy niepokój. Na każdą bolączkę minionych lat. I tak właśnie łączyli się w jedność, usypiając ostatnie chwile pełne trwogi i bezsilności, i czuli, że byli o krok bliżej do poznania nie tylko samych siebie, ale przede wszystkim raju. W ich gorących oddechach było coś więcej ponad powietrze, a w knykciach wbitych głęboko w pościel coś więcej ponad rozładowanie napięcia. Zdawali się wić w bezczasie. W jakimś mitycznym miejscu, w którym prawo bytu przyznano tylko ich miłości. Paryż już nie istniał. Nie istniało też rozgrzane słońce padające na ich sylwetki. Był tylko Adrien i Marinette, i ich dusze tańczące w przedziwnym tańcu miłości, którego pośrednikiem stały się doznające rozkoszy ciała.

Byli szczęśliwi.


(˵ ͡~ ͜ʖ ͡°˵)ノ⌒♡*:・。.


Mini zwiastun:

Rozdział specjalny "Artysta skończony"

"Zdawać by się mogło, że wszystkich przeszły dreszcze w tym samym momencie. Przerażone pary oczu patrzyły teraz wprost na artystę, który niszczył własne dzieła. Mężczyzna wyrwał się bowiem z objęć ochroniarzy i przerwał na pół najważniejszą fotografię wieczoru. Zaraz potem, jakby zlękniony, bo zdaje się, że dotarły do niego resztki rozsądku, ruszył biegiem w stronę wyjścia." 

Ethan zasługuje na swój rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro