Rozdział XXIV- Sowiarnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nic się nie zmieniło. Przede mną w odległości kilku metrów stał Syriusz razem ze swoim młodszym bratem- Regulusem. Rozmawiali bardzo głośno i chcąc nie chcąc słyszałam ich wymianę zdań.
- Dlaczego taki jesteś?- wrzasnął młodszy z Blacków.
- Jaki? Że nie liczy się dla mnie czystość krwi i bycie w Slytherinie? O to ci chodzi!?- pierwszy raz widziałam Syriusza tak rozwścieczonego. Wymachiwał rękoma we wszystkie strony patrząc złowrogo na brata.
- Nie, o to, jak traktujesz rodzinę, jak łamiesz tradycję, bo tobie się tak podoba!
- Nie dzielę ich poglądów, po prostu zrozum, że ja szanuje wszystkich, no może z wyjątkiem Smarkerusa, a tak to od charłaka po czystą krew, nie ma lepszych i gorszych. Poza tym dlaczego pytasz się mnie o to w każdą niedzielę, już ci mówiłem.- Syriusz opuścił ręce i wbił wzrok w podłogę.
- Nawet nie będę próbował tego zrozumieć.- Regulus równie zrezygnowany obdarzył starszego brata jeszcze jednym niezrozumiałym spojrzeniem, po czym dodał; Do zobaczenia za tydzień! I wyszedł.
Minął mnie przy drzwiach, a Syriusz podszedł do okna. Korzystając z szansy wślizgnęłam się do sowiarni.
- Nie będę kłamać.- zaczęłam, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Co takiego?- brunet szybko się odwrócił.
- Słyszałam twoją rozmowę z bratem.- krzywo się uśmiechnęłam i zaczęłam przyczepiać list do nóżki mojej sowy.- Darliście się tak głośno, że ciężko było nie usłyszeć spod drzwi.
- Tak, co niedzielę widuje się z Regulusem i co niedzielę próbuje wbić mu do głowy że nasi rodzice mają straszne urojenia.- chłopak wzruszył ramionami, ale wargi drgały mu niepokojąco.
- Spokojnie nikomu nie powiem.- odwróciłam się od chłopaka żeby wypuścić Kai przez okno.
Sówka poleciała, a ja wpatrywałam się w jej malejący zarys.
- Dzięki.- usłyszałam za sobą głos i machinalnie się odwróciłam.
Chłopak stał uśmiechnięty opierając się o okno. Rzuciłam mu przyjazne spojrzenie, po czym wyszłam z sowiarni. Nie przeszłam kilkunastu kroków, kiedy usłyszałam za sobą;
- Lara, zaczekaj!- Syriusz biegł w moim kierunku.
- Tak? O co chodzi?- zapytałam unosząc brwi. Byłam dość zaskoczona.
- Przejdziesz się ze mną jeszcze raz na Błonia za dwa tygodnie? Na przykład we środę? Co ty na to?- uśmiechnął się swoim firmowym uśmiechem ukazując rząd równych zębów.
- Niech Ci będzie.- potrząsnęłam głową, po czym dodałam- Tylko wyjaśnij Jamesowi, że jesteśmy jedynie znajomymi, okej?
Chłopak pokiwał twierdząco głową i razem udaliśmy się do Pokoju Wspólnego śmiejąc się i ustalając godzinę spotkania. Kiedy już przeszliśmy przez dziurę pod portretem zauważyłam Pottera rozwalonego na kanapie, a w fotelach Remusa z książką i Petera trzymającego w garści czekoladową żabę.
- O! Państwo Black przyszli.- walnął James na powitanie.
- Dokładniej Panna White i Pan Black.- skwitowałam robiąc kwaśną minę.
- No właśnie, pomyliłeś się bracie.- powiedział Syriusz, ale w jego głosie słychać było rozbawienie.
- Chcesz jedną? Peter wyciągnął całe opakowanie czekoladowych żab.
- Nie, dzięki Peter.- uśmiechnęłam się krzywo.
James i Syriusz rzucili się na słodycze, a ja przysiadłam się do Remusa.
- Co czytasz Remek?- zapytałam przyglądając się książce.
- O magicznych stworzeniach.- chłopak zamknął książkę by pokazać mi okładkę.
Porozmawiałam z nim chwilę. Nagle usłyszałam za sobą głośne;
- AŁŁŁ- obróciłam się i ujrzałam widok, który nadzwyczaj w świecie mnie rozbawił- Pamela przeskoczyła przez oparcie sofy lądując na brzuchu Jamesa, który dopiero co pochłonął 4 czekoladową żabę.
- Hej Pam!- rzuciłam beztrosko do dziewczyny, która tylko się uśmiechnęła i ruchem ręki pokazała, że mam iść na górę. Udałam się więc za nią. Weszłyśmy do dormitorium,  siedziała tam Lily, a w rękach trzymała obszerne pudełko.
- Co to jest?- zapytałam na wejściu.
- Sama chciałabym to wiedzieć. Nawet nie wiem od kogo.- rudowłosa popatrzyła na mnie niezbyt inteligentnie.
- Otwieraj!- krzyknęłam nawet nie przemyślając swojej wypowiedzi.
Ręce Lily drżały, ale otwarła tajemnicze pudełko, w którym znajdowała się książka i ładna bransoletka. A na dole liścik głoszący;
,,Myślę, że Ci się spodoba :)"
- Severus!- pomyślałam na głos wciąż wpatrując się w zawartość opakowania.
- To taki dobry przyjaciel.- Lily się uśmiechnęła.
Współczułam Severusowi, bo na pewno znajdował się w tak zwanej strefie przyjaźni.
Pamela popatrzyła na mnie spojrzeniem oznaczającym, że wie o czym myślę i po jeszcze jednej kikugodzinnej rozmowie nadeszła pora spania.
I tym sposobem w mgnieniu oka minęło dwa i pół tygodnia, w międzyczasie zrobiliśmy imprezę urodzinową dla Pameli, która bardzo jej się spodobała, tak jak prezenty i nadszedł dzień spotkania z Syriuszem. Dopiero rano tego dnia zorientowałam się, że nic nie powiedziałam dziewczynom. Całą czwórką łącznie z Silver rozmawiałyśmy po wspólnej lekcji zaklęć na wszelkie tematy, kiedy w pewnym momencie podeszli chłopcy i Syriusz rzucił;
- Czyli 18?- pokiwałam twierdząco głową i wtedy ujrzałam spojrzenia moich przyjaciółek. Pamela zaczęła się psychicznie śmiać, powieka Lily drgała niespokojnie, a Silver weszła w ścianę, tym samym nabijając sobie siniaka na policzku.
Nagle wszystkie trzy jak na przycisk wrzasnęły;
- CZEMU NIC NAM NIE POWIEDZIAŁAŚ!- mogłabym przysiąc, że usłyszeli ją nawet na wieży astronomicznej.
Wzruszyłam tylko ramionami rzucając krótkie;
- Wypadło mi z głowy, to nic takiego, zwykły kumpelski wypad i nic więcej.- uśmiechnęłam się, ale chyba nie do końca je przekonałam.
- Coś tu śmierdzi randką.- Silver pomachała brwiami.
- No chyba Cię coś boli.- popatrzyłam na dziewczynę z wyrzutem.
- No ja nie wiem.- Evans zamrugała szybko.
Ją również obdarzyłam wymownym spojrzeniem.
- Pamela?- zapytałam z nadzieją w głosie.
- No co ja? Ja tam nie wiem, nie wnikam.- dziewczyna nagle stwierdziła, że ma bardzo interesujące buty i zaczęła się w nie wpatrywać.
- Super, nie wierzcie mi, okej. To ostatni raz kiedy gdzieś z nim wychodzę, udowodnię wam to.- odeszłam szybkim krokiem w stronę kolejnej sali.
Było mi głupio i dziwnie zarazem. Moje przyjaciółki znały mnie bardzo dobrze, doskonale wiedziały, że nie zadaje się z Blackiem, a jednak mi nie wierzyły. Z drugiej strony sama nie wiedziałam czemu zgodziłam się żeby gdzieś z nim iść, chyba już mu wyjaśniłam, że mnie nie interesuje, a przyjaźń z nim to byłoby raczej jakieś nieporozumienie. Poza tym ja na głos tak bardzo nie swatałam Lily z Severusem, ani Pameli z Remusem, nie robiłam tego, a one owszem. Chociaż wcześniej się tym nie przejmowałam to nie miałam pojęcia dlaczego zrobiłam się taka markotna. Po skończonych lekcjach odrobiłam pracę domową i przebrałam się w luźnejsze ubranie. Ubrałam prostą bordową sukienkę dresową i trampki. Zrobiłam swojego klasycznego niechlujnego koka i zabrałam się za czytanie książki. Kiedy spojrzałam na zegarek zostało mi jedynie 3 minuty do umówionej godziny. Rzuciłam książkę na łóżko i zbiegłam na dół, przecinając na kreskę pokój wspólny i zbiegając z wszystkich możliwych schodów. Magicznym sposobem znalazłam się przed wejściem do zamku po jedynie 4 minutach. Tym razem ja byłam druga.
- Przepraszam, zaczytałam się.- rzuciłam odgarniając włosy z twarzy.
- Nic się nie stało, przecież to tylko minuta.- szarooki spojrzał na mnie zdziwiony.
Tym razem założył zwykłe jeansy, szarą koszulkę i adidasy, a włosów nie ułożył idealnie.
- Idziemy tam gdzie ostatnio?- zapytałam.
- Możemy.- odeszliśmy więc niżej.
Kiedy usiedliśmy zaczęłam;
- Wiesz co? Moje przyjaciółki uważają, że z tobą kręcę. Rozumiesz? Ja, absurd.- popatrzyłam na niego rozbawionym wzrokiem.
- Przecież wiesz co robi James.- chłopak popatrzył na mnie wymownie.
- No właśnie, James. A ja mówię o moich TRZECH przyjaciółkach, łącznie z Lily.- skrzywiłam się.
- Do czego zmierzasz?
- Do tego, że dalej tak będzie jeśli będziemy się sami widywać, to przecież takie dziwne. Właściwie dlaczego to robisz, dlaczego zapraszasz mnie na spacery skoro wiesz, że nie jestem tobą zainteresowana, i nie dam ci się omamić, hm?- popatrzyłam na niego świdrującym spojrzeniem.
- Bo lubię twoje towarzystwo i tyle. Skoro ci to nie pasuje to nie musisz przychodzić.- zrobił obojętną minę, ale gdzieś z jego oczu mogłam wyczytać, że mogło go to zranić.
Reszta spotkania przeleciała w bardziej rozluźnionej atmosferze i kiedy wróciliśmy do swoich dormitorii miałam ochotę tylko spać, nawet nie odpowiedziałam na pytania moich kochanych przyjaciółek. Czułam się lekko obrażona, ale moje fochy szybko przeminęły.

Nadszedł ostatni dzień maja. Było ciepło i słonecznie, zaczęły się przygotowania do ostatniego miesiąca nauki, ostatnich testów i popraw, a Gryffindor był na drugim miejscu w tabeli domów i nic nie wskazywało na to, że mógłby być wyżej. Zamyślona siedziałam na dziedzińcu z ciekawą książką o drużynach Europy w quidditchu w ręce i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Nagle ktoś zakrył mi oczy dłonią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro