Rozdział XXVII- Problemy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się wcześnie jak zawsze 1 września. Zbiegłam na dół do kuchni żeby coś zjeść. Przygotowałam sobie grzanki i już miałam się zabierać do ich skonsumowania kiedy usłyszałam głos taty;
- Nie pojedziesz dzisiaj do Hogwartu.- powiedział to z bardzo poważną miną, a w jego głosie nawet na chwilę nie dało się wyczuć klasycznej nutki rozbawienia. Musiało się stać coś bardzo poważnego.
Grzanka wypadła mi z rąk i wylądowała na podłodze.
- Co...oo takiego?- zapytałam czując jak drżą mi ręce.- Jak to nie pojadę?
- Mama jest chora, w nocy zawiozłem ją do szpitala.- kiedy to mówił oczy nabiegły mu łzami.- Dopiero za kilka dni wsadzimy Cię do Błędnego Rycerza i pojedziesz do szkoły. Dyrektor już wie. Nie ma żadnych ale, ubieraj się szybko i jedziemy do mamy.
Tata wyszedł szybkim krokiem z kuchni, a ja stałam z niemożliwą do opisania pustką, tak jakby na dno żołądka spadła mi jakaś lodowa kula. To niepojęte, jak to mama chora? Przecież wczoraj było normalnie, nic nie wskazywało na jej chorobę, a jednak. Pobiegłam do swojego pokoju, ubrałam pierwsze lepsze ubrania i napisałam szybki list do Lily, w którym jej opowiedziałam o całym zdarzeniu i poprosiłam ją o przekazanie tej informacji Pam i Silver.
Pojechaliśmy do mamy, faktycznie była w fatalnym stanie. Cała blada, podłączona do kroplówki, spała. Usiadłam na krzesełku koło niej i zapytałam lekarkę;
- Co się dzieje? Wyjdzie z tego?- czułam, że łzy napełniają moje oczy.
- Twoja mama jest bardzo przepracowana, jeśli nie zacznie odpoczywać to będzie źle, ale kiedy będzie stosować się do zaleceń.- kobieta uśmiechnęła się lekko.- Będzie dobrze.
Wyszła z pomieszczenia a ja spojrzałam na zegarek. Pociąg Hogwart Express właśnie odjechał, beze mnie. Poczułam się jakby mi coś zabrano.

Następne dni pełne były dziwnej pustki, ciszy. Nie było dogadywania czwórki przyjaciół, nie było nauki, a przecież miałam nowe przedmioty, na które tak długo czekałam. Mama wróciła już do domu, ale wciąż była słaba, musiałam jej wiele pomagać. Kiedy poczuła się lepiej rodzice stwierdzili, że czas na powrót do szkoły. Pierwszy raz w życiu jechałam sama Błędnym Rycerzem i nie należało to do najprzyjemniejszych przeżyć. Kiedy dowlokłam się już do Hogwartu przed zamkiem czekała na mnie Profesor McGonagall.
- Witaj White. Mam nadzieję, że z mamą już lepiej?- uśmiechnęła się subtelnie i zaczęła iść w stronę zamku. Poszłam za nią i odpowiedziłam:
- Tak już lepiej.- uśmiechnęłam się krzywo po czym weszłyśmy do zamku.
Hagrid pomógł mi wytachać kufer na 7 piętro, a wcześniej McGonagall podała mi nowe hasło. Po cichu weszłam do Pokoju Wspólnego. Był późny wieczór i wszyscy już spali, pomyślałam ile lekcji musiało mnie ominąć skoro nadeszła już połowa września. Weszłam po cichu do swojego dormitorium, położyłam swój kufer, przebrałam się w pijamę i położyłam do łóżka. Miałam takie szczęście, że jutro wypadał weekend, więc mogłam się wyspać i nadrobić zaległości.

-LARA!- usłyszałam rano głos, a bardziej krzyk Pameli. Kiedy tylko się podniosłam dziewczyna się na mnie rzuciła i zaczęła przytulać.
- Cześć dziewczyny!- uśmiechnęłam się szeroko i wstałam żeby przytulić Lily.
Ubrałyśmy się szybko i zeszłyśmy na śniadanie. Na wejściu do Wielkiej Sali spotkałyśmy Silver, przywitałam się z dziewczyną i po odpowiedzeniu na charakterystyczne pytanie "jak tam mama?" wzięłam się do jedzenia, jak zawsze było przepyszne. Jadłam właśnie zacną jajecznicę kiedy usłyszałam za sobą:
- Larcia!- ten głos w pewności należał do Syriusza.
Wstałam od stołu i odwróciłam się w stronę skąd usłyszałam głos. Ujrzałam całą paczkę (bez Petera, który tylko mi pomachał i wziął się do jedzenia). W pierwszej kolejności przywitałam się z Remusem, moim najlepszym przyjacielem. Przytuliłam go i wymieniłam z nim kilka zdań. Następnie przywitałam się z Jamesem, zdziwiłam się, bo chłopak sam z siebie mnie przytulił, ale nie przeszkadzało mi to ( z Lily było trochę gorzej). Dopiero na końcu doszłam do autora wypowiedzianych przed chwilą słów.
- Cześć Syriusz!- uśmiechnęłam się szeroko do bruneta i wiedziałam, że ten zaraz mnie przytuli. Tak się oczywiście stało, chłopak przytulił mnie i mogłam stwierdzić, że znów urósł kilka centymetrów. Potem wszyscy wzieliśmy się do jedzenia.

Po skończonym śniadaniu zabrałam się do nadrabiania zaległości, okazało się, że nie było tego kosmicznie dużo, ale trzeba było wziąć się do roboty. Dowiedziałam się też, że Pam jest najlepsza z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, co nie zdziwiło mnie ani trochę, bo dziewczyna uwielbiała zwierzęta.
Kiedy skończyłam pisać ostatni esej, rzuciłam się na łóżko i przymknęłam powieki. Tak dobrze było poczuć, że jest się już w domu, poczuć zapach dormitorium (połączenie zapachu wszystkich możliwych perfum i drewna) i wiedzieć, że właśnie tutaj jest się w pełni sobą.
Po kilkunastu minutach przyszła Lily i uśmiechnęła się szeroko.
- Skończyłaś?- zapytała podając mi czekoladową żabę.
- Tak, w końcu. Która godzina?- zapytałam niepewnie, przy odrabianiu lekcji straciłam rachubę czasu.
- 17, siedzisz nad tym 8 godzin, czas na obiadokolację.- dziewczyna potrząsnęła głową.
Zeszłyśmy więc ponownie do Wielkiej Sali, na schodach spotkałyśmy Severusa.
- Cześć Sev!- uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Hej Lara!- chłopak odwzajemnił uśmiech i po wymianie kilku zdań udaliśmy się na posiłek. 
Kiedy rozmawiałam z Severusem, na wejściu poczułam na sobie wzrok. Wzrok Blacka. Lustrował nas od przekroczenia progu Wielkiej Sali z ogromnym skupieniem, a w oczach  błyszczały mu iskierki. Zaczęło mnie to irytować. Rozstałam się ze Ślizgonem i usiadłam przy stole Gryfonów, posyłając Syriuszowi sarkastyczny uśmiech, na który zareagował swoją tradycyjną obrażoną miną.

Mijały kolejne dni września i robiło się coraz chłodniej. Coraz częściej padało, liście pożółkły i zmieniły swoją barwę, a ja wpatrując się w taki krajobraz spędzałam czas na Błoniach, sama z książką do transmutacji. Siedziałam sama, bo Lily poszła na jakieś dodatkowe lekcje, Pam i Silv coś knuły, a ja poczułam się znów dziwnie pusta, jak w dzień kiedy dowiedziałam się o chorobie mojej mamy. Problemów było sporo, byłam coraz bardziej rozdrażniona, zachowanie chłopaków jeszcze bardziej mnie irytowało,  a na lekcji często nie mogłam się skupić. Coś było wyraźnie nie tak.  Nigdy wcześniej nie siedziałam taka samotna i przygnębiona ostatniego dnia września. Na domiar złego przeziębiłam się, ale nie zamierzałam wrócić do zamku. Powoli otwarłam książkę i przeczytałam kilka zdań, ale za nic nie mogłam się skupić. Zamknęłam ją szybko i nagle usłyszałam za sobą pewien głos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro