[fregulus] sweet demon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

jestem w nich zakochana za bardzo

au: regulus jest aniołem, który nigdy nie zgrzeszył, a frank... jego absolutnym przeciwieństwem


notka: witam po prawie że roku ;/ mam nadzieje  że tęskniliście

Regulus powolnie kroczył po ziemi, nie pozostawiając za sobą żadnych śladów, ponieważ nie nosił ze sobą sekretów. Cieszył się każdą minioną sekundą jego tak zwanego życia, które spędzał tam, gdzie ludzie wskazują palcem podczas nocy, wpatrując się w gwiazdy. Mieszkał niedaleko nich, gdzieś w niebie, niedokładnie określonym miejscu, u góry, w powietrzu, nad chmurami, a może kosmosie?

Mały uśmiech tkwił na jego twarzy, kiedy wdychał świeże powietrze, delektował się chwilą wolnego czasu, bez obowiązków, bez kazań czy narzekań. Mógł być w końcu sam. Nie musiał się obawiać krzywego wzroku, kiedy siedział, a jego postura zmieniała się w pozycje C, nie musiał przejmować się opinią kogoś, kto zauważyłby go leżącego na trawie, wdychającego zapachy latające wokół niego.

Był wolny, choć na chwilę i wyciągał z tego najwięcej co mógł. Zszedł na Ziemię i krył się przed wszystkimi, a szczególnie samym sobą, odcinając się od jedynej rzeczy, którą w głębi duszy pragnął. Czegoś co sprawia, że jego serce nadal bije, tętno przyśpiesza, a jego wnętrze wypełnia szczęściem, ukojeniem oraz... miłością.

Uciekał od jednej rzeczy, lecz i tak zszedł na Ziemię z tylu głowy wiedząc, że ma większą szansę na spotkanie. Ułożył się na trawie, promienie słońca wbijały się w jego oczy, więc przymknął powieki, wyciszając całe swoje myśli.

— Regulus.

Jego spotkanie.

Jedynej osoby, do której miał słabość, lecz krył to za maską niechęci oraz odrzucenia, pomimo prób ucieczki od niego, cały czas wracał, a chłopak, którego odrzucał, był zawsze. Był do niego przywiązany, jakby ktoś rzucił na niego czar więzi. Nie wiedział, dlaczego ten zawsze go odszukiwał wśród chmur, dlaczego kopał wśród gór, przepływał przez jeziora, morza i oceany. Latał między różnymi kontynentami, nie mając siły, lecz mając cel. Jego celem zawsze był Regulus z niewiadomych mu powodów. Nie pamiętał ich pierwszego spotkania, po prostu pewnego dnia pojawił się, znając go idealnie.

Był piękny. Najpiękniejsze zjawisko, które kiedykolwiek ujrzał. Dzieło samego Boga od którego się odwrócił i wstąpił dumnie do piekła, pozwalając się zamienić w groźne stworzenie pod maską delikatnej twarzy. Ciemne czekoladowe oczy, w które mógłby spoglądać wieczność, chciałby się przy nich budzić i zasypiać. Chciałby mieć je w zasięgu wzroku, gdy dzieje się coś szczęśliwego, ponieważ widok ich oznacza samą radość. Uśmiech powalający wszystkich z nóg, rozświetlający całą ciemność, która panuje pod ludzkimi stopami. Jaśniejszy od samej aureoli.

— Frank — wyszeptał, nie musząc otwierać oczu.

Ten głos rozpoznałby wszędzie, gdyż to on skręca przyjemnie jego brzuch, powoduje bicie serca i miliony myśli.

— Wyglądasz pięknie — usłyszał blisko, Frank ułożył się obok niego, leżąc na boku, zwrócony do anioła. — Serce masz cieplejsze od słońca, twoje oczy pomimo szarości mnie nie gubią, lecz wskazują drogę. Twoja twarz urzekłaby więcej ludzi niż sama Afrodyta, nie potrzebujesz czaru, by uwieść wszystkich wokół. Choć nie wiem czy czasem nie rzuciłeś czegoś na mnie, ponieważ przy tobie głupieje, jestem głupi z miłości do ciebie, do każdej małej rzeczy, którą robisz dla wszystkich czy siebie. Jestem zaczarowany twoim wdziękiem, osobowością, gdyż nie znam drugiej tak wrażliwej dla przyrody, szczęśliwego, uradowanego, cieszącego się tym co ma osoby. Bóg jest głupcem, jeśli nie zatrzymuje ciebie blisko siebie, gdyż ze swoją inteligencją przerastasz wszystkich siedzących idiotów.

— Nie wymawiaj się tak o Serafinach, to osoby stojące najbliżej Boga, one znają jego pierwsze myśli, plany, są doskonałe. Wyzywając ich, wyzywasz samego Boga co jest-

— Grzechem — zaśmiał się Frank. — Skoro nie mogę wyzywać Serafinów, to myślę, że mogę wyrażać się w taki sposób o pieskach Boga.

— Nie wypowiadaj się tak o Tronach.

— Nie wypowiadałem żadnego słowa o Tronach, to ty sam zasugerowałeś, że to oni są pieskami na zawołanie.

Regulus stronił od grzechów, lecz jeden największy właśnie był na wyciągnięciu ręki.

— Ja żywię do ciebie miłość Seraficzną — wyszeptał nagle brunet, czym zszokował Regulusa, ponieważ pierwszy raz usłyszał, w jaki sposób ten określa swą miłość.

Miłość Serafinów to miłość ognista, bo nigdy nie gaśnie, nie zmniejsza się, nie słabnie, jest zawsze wieczna. To miłość przenikająca, pokonująca wszystkie przeszkody i niepowodzenia. To miłość oczyszczająca, wiodąca wprost do doskonałości. Miłość ponad wszystko.

— Kłamstwo to straszny czyn do wykonania — mruknął Regulus. — Rzadko kiedy do wybaczenia i trudny do zapomnienia, prześladujący cię przez całe życie. Jesteś pewien, że chcesz na to siebie zrzucić?

— Możesz mi wiele zarzucić Regulusie. Rozumiem, że moja kreacja jest przywiązana do grzechów, złych i niewybaczalnych czynów, dodatkowo strącono mnie z nieba jak i odebrano całe dobre słowo o mojej osobie, jednakże jedyną rzeczą, która ciągnie się za mną odkąd pamiętam jest miłość. Do świata, powietrza, wschodów i zachodów słońca, księżyca, konstelacji oraz jednej osoby, ciebie.

Regulus otworzył swe oczy, odwrócił głowę w bok i nic nie potrafiło przemknąć przez jego usta. Frank był najpiękniejszym co widział, słowa, które wymawiał wydawały się być świętsze od tak wszystkiego, że aż czuł jakby obrażał Boga pod którego skrzydłem leży.

— Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? — spytał szarooki. — Nie rozumiem, odnajdujesz mnie, komplementujesz, mówisz o miłości, nie widzę w tobie zła, za którego strącono cię z niebios. Jak to się stało?

— Pewnego dnia powiem ci za co mnie zrzucono — uśmiechnął się lekko Frank, powodując ciepły deszcz przechodzący przez ciało anioła.

— Dlaczego jesteś w piekle, skoro nigdy nie widziałem, że zrobiłeś coś złego? Błyskasz kulturą, szacunkiem, towarzyską energią, lecz jedyne co robisz to wyklinasz słowa i Boga.

— Nie uważasz, że wyklinanie Boga i nieżałowanie tego nie jest wystarczającym powodem? — wyszeptał. — Wiem, że wystarczy jedno prawdziwe przepraszam, aby te grzechy zostały ze mnie zrzucone, jednakże nie mogę przeprosić kogoś, kto odebrał mi wszystko z moich rąk.

— Bóg nie zabiera nikomu nic z dłoni — zadziwił się Regulus.

— A jednak odebrał mi mój cały świat — nie spuszczał wzroku z Regulusa. — Wszystko odeszło w zapomnienie, a ja dumnie walczę o to co należy do mojej duszy, ponieważ czuję się bezpołowicznie.

Regulus był pod czarem tym brązowych oczu, oszałamiającego uśmiechu, który rozświetlał wszystko na co trafił. Obok demona czuł się swobodnie, bezpiecznie, jakby nic złego nie mogło się wydarzyć, gdyż jest pod magiczną ochroną. Czuł się dziwnie, a zarazem tak znajomo, tęsknił za czymś, co jeszcze nie nadeszło mu do głowy. Mała więź nawiązująca się między nimi szturchała go, klepała po policzku, pchała go w otchłań nieznanego. Bał się, był wręcz przerażony. Zbyt wiele emocji opanowało go za jedną sekundą, zbyt wiele myśli, a jednak tylko demon tkwił mi w głowie. Harfy pomimo pięknego dźwięku, nie uspokajały go tak samo jak głos grzesznika. Nigdy nie chciał zgrzeszyć, lecz owoc leżący tuż przed nim tak iście się podświetlał, mienił aurą i był otoczony barierą prawdy.

Regulus był wierny Bogu, jednak zakazany owoc zdawał się być ciekawszy.

— W jaki sposób odebrał ci twój cały świat? Przecież leżysz na nim — zerknął na trawę. — Masz wszystko, Frank. Możesz latać — czarne potężne skrzydła tkwiły w spokoju i ciszy. — Możesz czuć — nawiązał do jego nienawiści do Boga. — Możesz myśleć, chodzić, dotykać, wąchać, widzieć, przeczytać, nauczyć, możesz wszystko na co tylko sobie pozwolisz. Co takiego odebrały ci niebiosa, że żywisz do nich taką niechęć?

Regulus najzwyczajniej w świecie nie rozumiał podejścia demona.

— Ciebie.

Słowo to zdawało się być jak nabój trafiający za pierwszym razem w rosyjskiej ruletce. Szokujące, niedorzeczne, lecz z małym uznaniem.

— Niebiosa odebrały mi ciebie.

— Ale...

Ciche masz mnie nie zostało wypowiedziane, ponieważ było zbyt szybkie. Lub zbyt prawdziwe?

— Odebrały ci mnie z twojego życia, myśli, wspomnień, dotyku, węchu, uczucia i widzenia.

— Nie pamietam tego, dlaczego miałbym tobie uwierzyć? Czyżby to kolejne wasza podstępna sztuczka? — Regulus starał się nie wpaść w czarnią otchłań przez swą naiwność jak i słabość do demona.

— Dlatego daj mi przypomnieć — słowa te choć wypowiedziane jak słodycz, zadawały się kryć za sobą ogromną tajemnice.

Regulus spoglądał wprost ciemne oczy Franka, oddychając i mrugając od czasu do czasu, zatracił siebie w jednym spojrzeniu. Było to tak mocno przerażajace oraz ekscytujące, ponieważ czuł własne emocje. Frank przybliżył się do niego, kładąc dłoń na jego policzku, co spowodowało wybuch jego myśli, oddechu, serca jak i delikatnego drżenia ciała. Był bezbronny tuż pod jego dotykiem, ślepo zrobiłby wszystko co by mu tylko w tym momencie kazano, jednakże Frank nigdy się zrobił mu krzywdy i nie ma zamiaru, pomimo że jego natura jest do tego stworzona.

— W twojej krwi płynie przeznaczenie, Regulusie, które ja urwałem. Miałeś spotkać piękną kobietę w niebie, zakochać się do szaleństwa, spłodzić ją, a z jej brzucha wyszedłby silny anioł, który miałby zniszczyć połowę piekła ze swą armią. Jednakże to Bóg pomylił się przy moich narodzinach, zamiast kobiety zrobił ze mnie mężczyznę. Strącając mnie, liczył że znajdziesz kogoś innego, jednakże już w dzieciństwie podarowaliśmy sobie własne serca — ciężko było uwierzyć w to aniołowi. — Jesteśmy przeznaczeniem.

— Dlatego czuję, że znam cię od zawsze?

— Znasz mnie od zawsze, Regulusie. I tylko ty jesteś jedyną osobą, która znać mnie będzie doskonale.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? — wyszeptał Regulus, czując się niezrozumianie.

— Nigdy wcześniej nie pozwalałeś mi tak blisko być.

Regulus mruknął cicho. Nie potrafił się skupić na słowach, pomimo że naprawdę chciał, starał się. Jednakże miękkie włosy Franka zdecydowanie go dezorientowały, ciemne oczy, małe piegi, lekki uśmiech i było po nim. Zatracił się ponownie i tak jak kochał wschody i zachody słońca, to kochał jeszcze mocniej spoglądać w te ciemne oczy, które zdawały się być jaśniejsze niż słońce. W jednym momencie demon był wszystkim co święte, niedotykalne i wszystkim co grzeszne, wołające, pragnące oraz zwodzące.

— Co między to z nami zmienia? — spytał zagubiony anioł, bojąc się nadchodzącej przyszłości ze swoim przeznaczeniem.

— Wszystko co tylko zechcesz — uśmiechnął się Frank. — Jeśli potrzebujesz czasu, dam ci go ile potrzeba, jeśli potrzebujesz przestrzeni, odsunę się, jeśli potrzebujesz słów, wypowiem je, jeśli potrzebujesz abym poczekał, poczekam, czekam już miesiące i poczekam dłużej, moje uczucia do ciebie nie zmieniają się z czasem. Chociaż z każdym dniem jesteś piękniejszy i tracę przez to zmysły.

— Zwodzisz mnie pięknymi słowami, które nijak mają się z prawdą. Bóg nigdy się nie myli.

— Każdy popełnia błędy, nieprawdaż?

~*~

Oczy Regulusa nigdy nie mogły być znudzone od spoglądania na Franka, ponieważ ten był piękny. Anioł przeżył wiele wieków, widział wielu ludzi, tych określonych jako najpiękniejszych czy najbrzydszych, nikt nie zdołał jednak przebić demona. Ludzie żyją w swojej małej dziwnej bańce, uważając, że poza nimi nie ma nikogo lepszego, silniejszego czy mądrzejszego. Gdyby czasami rozejrzeli się w górę i w dół może dostrzegliby, że są otoczeni przez takie stworzenia.

Jednakże diabeł jest najprawdziwszy i nie ma małego czerwonego ciała z rogami oraz ogonem. Jest piękny, ponieważ jest upadłym aniołem i był ulubieńcem Boga.

Ciemne tęczówki Franka uważnie skanowały mimikę Regulusa, leżeli tak jak zawsze, blisko siebie, bojąc styknięcia się nawet ich opuszków palców, aczkolwiek dziś było inaczej. Pogoda była inna, trawa zdawała się zblaknąć, myśli były bałaganem, oczy zagubione mimo że spoglądały w jednym kierunku.

— Jesteś piękny — wyszeptał anioł, nie potrafiąc wytrzymać dłużej. — Nie rozumiem, dlaczego pomimo tych przeżytych setek lat, nie mogę odnaleźć kogoś bardziej oszałamiającego od ciebie. Twoje oczy są jedną wielką burzą, jednakże odnajduje w nich spokój, twoje roztrzepane włosy wyglądają jak dzieło sztuki, a twe rysy twarzy utworzył najbardziej utalentowany malarz. Dłonie, które pewnie pokryte są krwią, dają mi ukojenie. Jesteś zakazanym owocem, od którego się uzależniłem. Jesteś moim jabłkiem pokrytym truziną i lekarstwem. Jesteś przeciwnościami i jedyną słuszną drogą.

Frank uśmiechnął się delikatnie, dłoń złączył z tą od Regulusa.

— Nieważne jak mogę nienawidzić tych myśli, jestem twój — oczy Regulusa zaszkliły się.

— I ja jestem cały twój — rzekł w końcu demon. — Od początku, do końca. W każdy wschód i zachód, przez wszystkie burze, ulewne dni, pioruny i tornada. Trzęsienia Ziemii nie ustraszą mnie przed podążaniem za twoim krokiem. Jesteś moim Słońcem i Księżycem. Jesteś moją jedyną wiarą i powodem do miłości. Powodem upadku i powstania. Pomocną dłonią i bolesnymi słowami. Jesteś moim dobrem i złem.

Frank przybliżył się do niego powolnie.

— Jesteś moją drugą połówką duszy.

Połączył ich usta w słodkim pocałunku, przyjemne uczucie ogarnęło ich ciała, jakby odetchnęło od całego ciężaru i cieszyło się z połączenia.

Jeśli ludzie kochają Franka, wtedy Regulus jest jednym z nich. Jeśli ludzie nienawidzą Franka, Regulus jest przeciwko światu.

Wszystko było złe, lecz smakowało perfekcyjnie.

Gorący płomień ust uderzał niczym fale, zapach gumy balonowej odwracał uwagę od silnego powiewu wiatru, który starał się ich rozdzielić, krople deszczu spadały na ich włosy, niebo stało się ciemniejsze. Zadurzeni w pocałunku, zadurzeni w sobie.

Pogoda drastycznie zmieniała się za każdym ruchem ich ust, lecz skrzydła Franka zdawały się chronić przed wszystkim, ocieplały go oraz chroniły przed deszczem, wiatrem i gradem. Mówi się, że przymykamy oczy w najpiękniejszych chwilach naszego życia, tak też właśnie działo się to u Regulusa, który pierwszy raz od długiego czasu poczuł coś co pchało go do życia, rozbudzało go, ożywiało. I nieważne jak poważne będą konsekwencje tego czynu, zrobi to samo. Gdyby miał drugą szansę, powtórzyłby to.

Frank nie potrafił powstrzymać lekkiego uśmiechu cisnącego się na jego usta, każda sekunda ich złączonych warg dawała mu siłę. Uniósł się nad aniołem, rozkładając szeroko swe skrzydła, nie odrywając się od pocałunku, jedną dłonią podtrzymywał się, a drugą ułożył na policzku najpiękniejszego stworzenia jakie kiedykolwiek ujrzał.

Usta pragnęły siebie coraz mocniej, dłonie zaczęły wędrować po ciele drugiego, ucząc się go od nowa, mimo że zdawało się znać je na wylot. Szata, którą nosił na sobie Regulus zaczęła delikatnie zsuwać się z jego ramion, odsłaniając jego blade, umięśnione nagie ciało. Palce Franka z wypisanym na twarzy uznaniem jak i zauroczeniem, suwał opuszki palców po szyi oraz obojczykach anioła, oblizując skrycie wargi z głodu, który w nim narastał.

— Frank — wyszeptał cicho. — Nie sądzę, że to co teraz robimy jest dobre.

— Regulusie, ja natomiast nie sądzę, że cokolwiek związane ze mną może być dobre.

Anioł spojrzał na niego z delikatną niepewnością, ponieważ bał się wiążących konsekwencji z tym co teraz wyprawia. Serce przyśpieszało swoje tempo, wargi zaschnęły wraz z momentem, kiedy usta Franka zszedły na jego szyję. Z nieśmiałością wypisaną na jego czerwonych policzkach, Regulus dłonią dotknął klatki piersiowej Franka, poczuł mocno bijące jego serce, co dało mu ukojenie, bo teraz wiedział, iż nie tylko on jest w tym stanie.

Obydwoje chcieli powiedzieć na głos mnóstwo rzeczy, lecz to słowa były czymś co im brakło a nie odwaga.

Frank muskał wargami jego szyję, mocno zagryzając ją, po czym przejeżdżał delikatnie językiem następnie zsuwając się niżej. Uniósł głowę, aby móc dostrzec szare tęczówki wpatrujące się w niego z wieloma emocjami, które wydawały się być uwięzione. Z małym uśmiechem na twarzy zbliżył się do anioła, lewą dłoń splątał z jego prawą, obniżył się, żeby złożyć słodki pocałunek na jego soczystych czerwonych ustach.

— Pozwól mi — wyszeptał diabeł. — Jesteś ze mną bezpieczny — nie powinien ufać żadnej kreaturze pochodzącej spod ziemi, lecz jemu mógł.

— Frank...

— Jest dobrze, jeśli nie chcesz robić nic więcej, nie musimy — posłał mu wspierający uśmiech.

— Przestań gadać i coś w końcu zrób.

Diabeł uśmiechnął się chytrze.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Usta Franka zjeżdżały powolnie z twarzy Regulusa, całował jego szyję, obojczyki, mostek, zatrzymał się na dłużej przy jego sutkach, ssąc je delikatnie i wirując po nich swoim językiem, zszedł potem na jego brzuch, rozłączył ich splecione dłonie i zaczął jeździć nimi po jego udach, uciskając je. Pocałunki na brzuchu Regulusa sprawiały, że ten delikatnie zaczął się śmiać przez łaskotki jakie dostawał, ten uroczy dźwięk jaki z siebie wydawał, wyrwał mały uśmiech na twarzy Franka. Cały jego śmiech jednakże urwał się, kiedy poczuł dłoń diabła na jego najwrażliwszy miejscu, które było odkryte jeszcze przez materiał.

— Proszę — słowo wyrwało się z ust Regulusa szybciej, nim on sam zdołał sobie je przetworzyć.

Materiał zszedł od razu po jego słowie, twarde ociekające przyrodzenie wyrwało się do góry, odbijając się od jego brzucha. Dłoń Franka od razu znalazła się na nim, stymulując go, nieodrywając od niego swojej ręki, uniósł się aby móc złączyć ich usta w kolejnym pocałunku, lecz bardziej niechlujnym przez to, że anioł nie był w stanie przytrzymać swoich dźwięków.

— Jesteś piękny, całe twoje ciało jest piękne.

Regulus zacisnął swoje powieki, jęcząc cicho, miał ochotę dłonią zatłumić swoje dźwięki.

— Bądź głośny. I proszę, nie przestawaj.

Frank powrócił do pozostawnia krwistych oznaczeń na ciele leżącego, ciesząc się każdą sekundą, jaką z nim posiada. Czuł się wewnętrznie spełniony.

Oczy Anioła zaczęły ciemnąć, wszystko powolnie z daleka aż do bliska zamazywało się, przyjemne uczucie rozpływało się po nim całym, zdawało się płynąć w jego krwi, a każde bicie serca rozgrzewało go od środka. Jednak nieustannie słyszał głos Franka i tak jak nic nie mógł dostrzec, tak jego ciemne czekoladowe oczy były wszystkim co widział. Może to była jego wyobraźnia, durne złudzenie, a może i nawet ukryta miłość od ich pierwszego spotkania, które było tak dawno, lecz jednak tak blisko, jakby było tuż wczoraj. Wiele pokrywających się ze sobą kłócących silnych emocji, rozdzierających się od siebie, ale i też pomagającym sobie powstać i iść dalej.

Każde spojrzenie, każdy dotyk, każde odbicie serca miało większe znaczenie, kiedy ich dwójka była obok siebie.

Słyszał kiedyś o legendzie, że ludzie rodzili się z dwoma głowami, lecz wkurzyli tak Bogów, że któryś z nich postanowił podzielić ich na dwa oddzielne ciała i ich jedynym celem w życiu było odnalezienie siebie. Nawet jeśli miało to trwać parę godzin, lat, całe życie, inny wszechświat czy też życie po śmierci.

Natomiast Frank nie odrywał od niego wzroku, instynkt jego głowy szeptał mu, by przestał, jednakże nie zwracał na niego uwagi, nie miał on znaczenia. Regulus miał znaczenie, tylko on. Za to co robi mógłby siedzieć na samym dnie piekła i błagać o litość, by jego cierpienie zostało przerwane, jednak nie będzie żałował tej chwili, ponieważ ona jest wszystkim.

Regulus jest wszystkim. Może być dla niego mrocznym aniołem, lecz on będzie słodkim demonem.

— Frank.

Jego słowo będzie dla niego rozkazem.

Oddech Regulusa przyśpieszył się, dłoń ułożył na prawym ramieniu Franka, zaciskając ją mocno, wbijając paznokcie w jego skórę, prawdopodobnie raniąc ją do krwi, jednakże demon nie zwrócił na to większej uwagi, a może wręcz przeciwnie, przekonało go do szybszego działania. Frank ułożył się komfortowo, aby mieć większy dostęp.

— Frank, Frank...

Demon nienawidził swojego imienia, lecz z każdym momentem, kiedy Regulus je wymawiał zdawało się być piękniejsze.

Nim anioł zdołał je wypowiedzieć ponownie, Frank poczuł drugą dłoń wbijającą się w jego tył szyi, przyciągając go mocno do dołu, poczuł agresywne usta na tych jego i sekundę później lepką ciecz na jego dłoni. Głośny i szybki oddech przez nos Regulusa powolnie spowalniał z każdym muśnięciem ust, ich pocałunek przyhamował. Mokrą dłoń otarł o trawę, następnie położył ją koło głowy anioła, by lepiej utrzymać się nad nim. Skrzydłami otoczył ich w ciemną kulkę, przepuszczając tylko promień słońca na twarz Regulusa.

Uśmiechnęli się głupio do siebie, spoglądając w oczy. Byli w swojej małej chwili, która dla innych nic nie znaczyła, lecz dla nich to było wszystko co mieli.

Świat mógłby teraz płonąć a oni wraz z nim, nie odwróciło by to ich uwagi, ponieważ byli tuż obok siebie i to się liczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro