37.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas:

Nic nie zapowiadało tego, by mój spokój został zaburzony. Na nic nie mogłem narzekać, z Dylanem mi się układało, w szkole było w miarę. Mijał tydzień za tygodniem aż minęły święta, sylwester, i nastąpiła połowa stycznia. W domu oczywiście było mocno średnio, ale raczej skupiałem się na Dylanie i czekałem tylko na moment, gdy będę pełnoletni i będę mógł się wyprowadzić z domu. 

Nie myślałem jednak, że ten moment nastąpi tak szybko, i to nie z mojej inicjatywy...

Było styczniowe sobotnie popołudnie. Od rana miałem wolną chatę, bo ojciec pojechał coś załatwić za miasto, a Oliwia była u swojej rodziny. Wobec z tego gdy tylko zwolniła mi się chata zaprosiłem Dylana, tęskniłem za nim, i dzień wcześniej wstępnie ustalaliśmy że dziś w godzinach południowych mnie odwiedzi. 

- Dobrze, że jej nie ma. Nie wkurwia mnie chociaż - powiedziałem, gdy siedzieliśmy na moim łóżku. Dylan objął mnie i przysunął do siebie.

- Też jej nie lubię. Jej obecność mnie krępuje.

- Bo ona ciebie podrywa, mówiłem to od dawna. W sumie to się jej nie dziwię, ale skoro uczepiła się mojego ojca to niech nie czepia się mojego chłopaka - lekko się zbulwersowałem, Dylan zaczął się śmiać i mnie pocałował. Zawsze go bawiło gdy byłem o niego zazdrosny, ale wiedziałem że on to lubił. Zresztą widać było że Oliwia na niego leci, ale odkąd zacząłem na to bardziej zwracać uwagę to się nieco uspokoiła.

- Nie masz o co być zazdrosnym, bo jesteś jedyną osobą którą kocham - powiedział brunet. 

Wiedział jak sprawić by zrobiło mi się miło, na te słowa po moim ciele rozeszło się ciepło i mimowolnie się uśmiechnąłem. Podniosłem się i wszedłem mu na kolana siadając na nich okrakiem. Położyłem dłonie po bokach jego twarzy zwracając jego spojrzenie na swoje, patrzyliśmy przez moment na siebie po czym przywarłem do jego ust. Brunet położył dłonie na mojej talii i mnie do siebie przyciągnął. I naprawdę, chwila była cudownie romantyczna, no nic nie mogło jej przerwać... Prawie nic...

Nagle z impetem drzwi od mojego pokoju się otworzyły, obydwaj zamarliśmy. Tego nie dało się wyjaśnić. Obydwaj w namiętnym uścisku, odrywający szybko swoje usta od siebie... Ojciec patrzący na nas... On wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Pokręcił głową po czym szybkim tempem zszedł na dół.

Popatrzyliśmy po sobie z Dylanem spanikowani.

- Lepiej... Lepiej będzie jak pójdziesz już... Muszę z nim pogadać - wyjaśniłem i wstałem. 

Dylan blady jak ściana i spanikowany powiedział żebym zadzwonił, gdy tylko skończę rozmawiać z ojcem i poszedł do siebie, chociaż proponował że zostanie i pomoże mi w tej rozmowie. Ale ja znałem ojca i wiedziałem, że będzie lepiej gdy tę rozmowę poprowadzę sam. 

Gdy Dylan tylko poszedł od razu zszedłem na dół by porozmawiać z ojcem. Ale nie udało mi się nawet dojść pierwszemu do słowa. Siedział w salonie, i gdy tylko mnie zobaczył od razu poderwał się z miejsca.

- Co ty wyprawiasz? - spytał z pretensją.

- Jesteśmy razem już od pewnego czasu - przyznałem. Zastanawiałem się czy może jakoś z tego nie wybrnąć, ale raczej ciężko by było wybrnąć z sytuacji w jakiej nas zastał i obrócić to w coś innego.

- Thomas... To nie jest chłopak dla ciebie.

- Bo? Dylan jest poukładany,  jako jedyny się mną interesuje, ma dla mnie czas i...

- Ma dla ciebie czas, bo dostaje za to pieniądze. To nie jest osoba dla ciebie, on nie jest z bogatego domu, on ma długi i pewnie mydli ci oczy aby wyciągnąć od ciebie pieniądze - powiedział.

Wezbrało się w tym momencie we mnie tyle złości, jak on śmiał mówić tak okropne rzeczy o Dylanie.

- Jak możesz. Nie znasz go, to najporządniejsza osoba jaką znam. To on po mnie leciał na Dominikanę, gdy każdy inny miał to w dupie, to on mnie szukał i narażał się na to wraz ze swoimi przyjaciółmi. Ty się nawet tym nie przejąłeś, pewnie byś wolał żeby wstąpił do sekty, miałbyś spokój! - krzyknąłem.

- Nieprawda. Nie wolałbym. Dylan leci na pieniądze, ma długi, i wiadomo że cię omotał. Jemu nie zależy na twojej osobie, a ty jesteś jak zwykle naiwny. Na miłość boską, kiedy ty się czegoś nauczysz - westchnął ojciec i usiadł zmęczony konwersacją ze mną na fotelu. 

- Nie znasz go. Tylko jego interesował mój los, on był dla mnie wsparciem i mnie wysłuchiwał. Nikogo innego przy mnie nie było, a to że ma długi nie ma nic do rzeczy. On taki nie jest - broniłem mojego chłopaka, o jego cudownej osobie mogłem mówić w nieskończoność i argumenty nigdy mi się nie kończyły.

- Nie możesz z nim być.

- Co kurwa? Będziesz mi wybierał chłopaka? Nie masz takiego prawa - powiedziałem drwiąco, no tego jeszcze nie było.

- Jeżeli chcesz być z Dylanem, to bardzo proszę. Ale nie pod tym dachem. Nie pozwolę na to, jesteś zakochany i głupi, jeszcze nas okradnie ze wszystkiego. Nie jest taki głupi na jakiego wygląda, a ty jesteś naiwny i łatwowierny.

- Wyrzucasz mnie z domu? - spytałem.

- Jeśli chcesz z nim być, to proszę bardzo. Ale nie pod tym dachem. Jeśli tak go kochasz to proszę bardzo, wyprowadź się do niego i jego kolegów, do ciasnej kawalerki. Nadal jesteś taki zdolny do poświęceń? - zaśmiał się bezczelnie. 

- Tak, jestem. Wyprowadzam się, nie będę mieszkał z tak bezduszną osobą jak ty.

- Droga wolna, wrócisz szybciej niż stąd wyjdziesz. Będę ci przelewał jedną piątą tego co zawsze, abyś miał chociaż co jeść i za co opłacać to śmieszne mieszkanie, żebyś szkołę chociaż skończył. Bo twojego chłopaka nie będzie już stać na utrzymanie ciebie. Bo właśnie został zwolniony, przekaż mu. A, no i auto ma wrócić jutro do mnie. Powodzenia synu. A jeśli wróci ci rozum do głowy, drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. 

Odwróciłem się energicznie i poszedłem do pokoju, zacząłem rzucać do torby moje rzeczy. Do oczu cisnęły mi się łzy, czułem się jak śmieć. Ojciec wyrzucił mnie z domu, bo jestem w związku z chłopakiem, który nie jest z tak bogatej rodziny jak moja i się obsesyjnie boi, że straci swój majątek. Jakaś paranoja. Do tego Dylan stracił pracę, nie wiem jak mu o tym powiem, całkiem się załamie bo wiem jak mu ciężko znaleźć jakąś dobrze płatną pracę. 

Byłem załamany, dławiąc się własnymi łzami pakowałem rzeczy. Ojciec przylazł jeszcze na chwilę do pokoju i śledził wzrokiem jak energicznie się pakuję.

- I po co ten cały cyrk? Poszukałbyś sobie kogoś innego, normalnie został w domu...

- Ale ty kurwa nie rozumiesz, że ja nie chcę nikogo innego? Że już miałem w swoim życiu ludzi którzy udławili się forsą, i to oni chcieli mnie oskubać? Nie rozumiesz, że nie liczą się w życiu pieniądze, tylko ludzie i uczucia?

- A co się liczy? Bez pieniędzy nic nie kupisz, nie przeżyjesz. To jest fundament i nie rozumiem jak możesz być znów tak naiwny. Co ci Dylan zapewni? Pół pokoju w kawalerce? Przejazd komunikacją miejską do szkoły? - zaczął wymieniać. 

- Wiesz co mi zapewni? Wsparcie, którego w tym domu nie miałem. Zainteresowanie moimi problemami, uczucia. Czyli to, czego ty mi nie potrafiłeś dać. A teraz wyjdź, daj mi się spakować i mnie nie denerwuj - burknąłem i wstałem do szafy by wziąć więcej ubrań. Ojciec przez moment wyglądał jakby jeszcze coś chciał powiedzieć, ale już chyba sam się pogubił i mnie w spokoju zostawił.

Zadzwoniłem do Dylana i mu wszystko opowiedziałem, łącznie z tym że ojciec go zwolnił. Wyczułem, że się załamał ale powiedział że zaraz po mnie przyjedzie, bo miałem przecież od cholery bagaży. No a jutro będzie trzeba oddać ojcu samochód. I niech ma ten samochód, niech się udławi tymi pieniędzmi. Pierdolony materialista. Najbardziej martwiłem się o Dylana, stracił dobrze płatną pracę i to z mojej winy. 

Gdy Dylan po mnie przyjechał nie wchodził do domu, bo nie chciał nawet. Więc samodzielnie sam wszystko zniosłem do samochodu, a ojciec tylko obserwował z salonu moje poczynania z walizkami.

- Zobaczysz, wrócisz szybciej niż myślisz gdy zaznasz życia, które prowadzi większość szarej ludzkości - skomentował.

- Myślisz, że masz pieniądze i jesteś jakiś kurwa lepszy? Myślisz, że te cyferki na koncie robią z ciebie jakiegoś kurwa lepszego człowieka? Nie robią. I wiesz co? Życzę ci abyś przeżył taką lekcję, która cię tego nauczy. Jutro oddamy ci auto, żebyś przypadkiem nie zbiedniał - rzuciłem na wychodne i opuściłem dom. 

Gdy tylko wsiadłem do auta zobaczyłem, że Dylan jest w dziwnym humorze. 

- Strasznie mi przykro... - powiedziałem.

- Przynajmniej się do nas wprowadzisz i będziemy razem mieszkać - powiedział entuzjastycznie.

- A chłopaki?

- Zgodzili się. Polubili cię ostatnio, widzą że się zmieniłeś - wspomniał brunet.

- To dobrze... Ale wiesz nie dociera do mnie, że ojciec przez coś takiego mnie wywalił z domu, albo raczej nawet lekko zaszantażował. Co za człowiek... Jestem taki zły, co to jest za ojciec... Jak tak można...

- Mi też skarbie przykro, że cię tak potraktował. Musisz się okropnie czuć.

- Ja to tam... Bardziej jestem zły, że wyrzucił cię z pracy i to z jakiego powodu. I że ma o tobie takie zdanie, że jest przeciwko naszemu związkowi... Nie wierzę w to... 

Dylan zapewniał, że jest wszystko w porządku i nie załamał się utratą pracy. Jednak wydawało mi się, że tylko przede mną udaje. Starałem się nie skupiać na sobie i swoim rozgoryczeniu zaistniałą sytuacją, bardziej martwiłem się o Dylana.

Pojechaliśmy do mieszkania chłopaków i zacząłem się rozpakowywać. Przez całą sytuację gdzieś uleciała moja pewność siebie i zaczynałem się krępować, tak po prostu zjebałem się im na głowę, a pewnie nadal mają mnie za idiotę. 

Zanim do końca się rozpakowałem zacząłem się na głos zastanawiać czy może nie wrócić do domu, było mi głupio zwalać się im na głowę. Mówiłem Dylanowi, że mogę ojca okłamać że zerwaliśmy i nie będę z nimi mieszkał, ale Dylan uczepił się że mam zostać i nie wracać do tego idioty. 

Późnym wieczorem siedzieliśmy i zastanawialiśmy się jak teraz uporządkować nasze życie. Dylan powiedział, że będzie pilnował żebym się uczył i niczego nie zawalał, i że oprócz tego musi mnie teraz nauczyć normalnego życia jakim żyje on, czyli bez luksusów. Ale to nie był dla mnie największy problem, choć wiadomo że gdy przyjdzie mi pojechać do szkoły autobusem to będę średnio zadowolony. 

Czułem się poniekąd wszystkiemu winny, mogliśmy się na to jakoś przygotować, bardziej ukrywać związek, ojciec by się sam z siebie nie domyślił. A tak Dylan stracił dobrze płatną pracę i do tego ma na głowie mnie. Postanowiłem wziąć się w garść, być jakoś samodzielnym i nie przysparzać mu problemów. Chciałem być dla niego wsparciem, a nie problemem i dodatkowym balastem.

~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro