Rozdział 10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa: Jeff.

Na czele ten bandy przygłupów stał jakiś średniego wzrostu, około trzydziestu pięciu lat chłopaczek, o niezwykle jasnych blond włosach, prawie że tlenionych. Ubrany był w czarne motocyklowe buty za kostkę z błyszczącymi dżetami, dżinsy koloru jasnoniebieskiego, skórzaną kurtkę oraz czarną koszulę kapłańską z białym elementem pod szyją. Miał jasnoniebieskie oczy i dość dziwny uśmiech, niemal szyderczy, niczym obłąkaniec z zakładu zamkniętego lub rasowy psychol. Swoim wyglądem przypominał bardziej esesmana za czasów II wojny światowej, niż księdza, ale jak kto woli. On, podobnie jak jego zgraja, wyglądali na zdrowo szurniętych, jak by urwali się nie z tego świata.

- Kyrie Eleison, ale tu czuć złowrogą, demoniczną aurę. Trzeba się wziąć ostro do roboty, bo tutaj aż zionie czarną magią, ale spokojnie my jesteśmy tu po to, aby ogarnąć ten cały pierdolnik, to znaczy poważny problem.  - powiedział, po czym bezpardonowo wszedł, a właściwie, to władował się na chama do środka bez żadnego pozwolenia. Koleś miał na szyi przewieszony kołek, który dopiero teraz dostrzegłem, a w ręku trzymał coś, co wyglądało jak wygrzebana ze śmietnika deska klozetowa, ale na środku widniał napis ,,Tarcza obronna do odbijania złych mocy".

Ja pierdole, to jest chyba jakiś pierdolony żart.

Autentycznie przybiłem sobie facepalma, bo z tej całej złości zdążyła mnie już zalać od środka buzująca krew. Wkurwiony, czując, że gotuje się we mnie na tę całą sytuację, westchnąłem ciężko, po czym potarłem czoło i stwierdziłem, że czas powiedzieć dość tej całej dziecinadzie, bo wszystkich tu obecnych całkowicie zamurowało. Nie będę kurwa tolerował takiego pierdolnika. Wystarczają mi już bachory do pilnowania, a banda szajbusów niech lepiej spierdala, gdzie pieprz rośnie, o ile jest im życie miłe. Zauważyłem, że gówniarze na kanapie dodatkowo zaczęli się podśmiewać i dam sobie chuja obciąć, że któryś z nich maczał paluchy w tym szajsie i nawet wiem który. 

Tylko jeden z nich miał telefon. 

 - Dość tego. - huknąłem dość głośno, bo typek w dżinskach zatrzymał się z wrażenia. - Wypierdalaj pojebie z tego domu i zabieraj swoją szurniętą załogę G i żebym Cię więcej tutaj nie zobaczył. - powiedziałem stanowczo, ale chamsko łapiąc tego pojeba za kurtkę i bezpardonowo wyrzuciłem za drzwi. Jego ekipa chciała władować się do domu, ale ja na to stanowczo nie pozwalam. Nawet nie chcę wiedzieć, ile ich tam jest, bo nie jest to zdecydowanie na moje nerwy. Z doznanego szoku nie mogłem się przez chwilę otrząsnąć, bo w życiu widziałem wiele, ale takich oszołomów, to jeszcze nigdy nie spotkałem. Zwykli przebierańcy i krętacze.

I po kłopocie.

Zadowolony z siebie i swojej asertywności potarłem swoje dłonie o siebie i z uśmiechem odsunąłem się od drzwi, których z tego wszystkiego zapomniałem zamknąć. Wróciłem na swoje miejsce, aby ponownie móc opierdalać bachory, ale znów usłyszeliśmy jakieś walenie i napierdalanie w dzwonek, więc całkowicie zirytowany ponownie je otworzyłem, aby móc ich opierdolić za nękanie.

- CZEGO KURWA?! - wrzasnąłem czując, że zaraz wypierdoli mi płuca z żeber. Facet, który stał na czele tej dziwnej i szurniętej całkowicie bandy pojebów tylko się uśmiechnął i nie wziął sobie mych słów na poważnie. 

- Panie, w Pana, to już sto złych duchów nieczystych zdążyło wejść, ale spokojnie, poradzimy sobie z tym, bo jesteśmy profesjonalistami. - powiedział ten zryty blondas o tlenionych włosach, uczesanych, wręcz ulizanych na żel.  Koleś zaczął machać trzymaną w ręku deską do srania, a ja tylko groźnie warknąłem, na co przestał i popatrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. Wyglądał co najmniej debilnie i za milion dolarów nieprofesjonalnie.    

Co to kurwa ma być?

Chciałem mu coś odpowiedzieć, zwyzywać, ewentualnie pierdolnąć w ryj, ale nie zdążyłem, ponieważ odezwał się pierwszy.

- Farfoclu, podaj proszę nasz eliksir wybawienia, bo tutaj mamy no naprawdę ciężki przypadek i bez naszego eliksiru zdecydowanie się nie obejdzie. - powiedział stanowczo, kiwając przecząco głową, a jakiś chłopaczek, na oko może piętnastoletni wyłonił się z tej całej bandy, której nawet dokładnie nie zdążyłem się przyjrzeć i podał mu jakiś plastikowy dozownik. Przypominał płyn do mycia szyb. Sam nie wyglądał lepiej, bo ubrany był w jakiś dziwny, kolorowy dres o jaskrawych kolorach, zdecydowanie do siebie nie pasujących i obwieszony biżuterią jak choinka bożonarodzeniowa. - GIŃ SZMARO PRZEBRZYDŁA! - krzyknął blondwłosy typ, biorąc do ręki spryskiwacz, jak by to właśnie jego coś opętało, a następnie zaczął we mnie psikać jakimś jebaństwem, które dostało mi się to prosto w oczy.

Kurwa mać!!!

- Moje oczy, ja pierdole, pojebało was?! - krzyknąłem z wyraźną nutą bólu w swym głosie, po czym upadłem na kolana, tracąc równowagę. Zacząłem się trochę dusić oraz kaszleć, ponieważ część tego dostało się do mojego organizmu. Nie mam pojęcia, co oni tam wlali, ale oczy piekły mnie potwornie i zaczęły mi lecieć ciurkiem łzy. Przez chwilę miałem wrażenie, że wypali mi zarówno gałki oczne, jak i nozdrza, bo i tam dostał się ten skurwysyński płyn. 

- Jeff! - krzyknął  przestraszony Miguel, który natychmiast do mnie podbiegł, pomagając mi wstać, ale nie mogłem złapać równowagę i jeszcze chwilę znajdowałem się na podłodze, usilnie trąc oczy, które wciąż mnie bardzo bolały. Nie wiedziałem, co się dzieje, co robię i miałem wrażenie, że umieram, a za chwilę stracę najcenniejszy zmysł, jaki można mieć, czyli wzrok. - Co Ty mu zrobiłeś pojebie?! - wrzasnął wkurwiony. 

- Popsikałem go wodą święconą z dodatkiem mocarnego spirytusu. Jak widać działa, bo skoro padł na kolana, to znaczy, że jest opętany przez bardzo złego ducha, ale my jesteśmy tu po to, aby Wam pomóc. Nasz mocarny eliksir wybawienia jest najlepszy na takie przypadki. Jeszcze tylko drobny egzorcyzm za niewielką opłatą i Wasz kumpel będzie zdrów jak ryba. - powiedział pewny siebie, z pierdoloną dumą w głosie, a ja nie byłem w stanie nic odpyskować, ani cokolwiek zrobić, bo oczy potwornie mnie piekły, przez co wyłem, jak jakiś słabeusz. To jest chyba najgorszy ból, jaki w życiu mnie spotkał. 

- Miguel, pomóż... - wyjęczałem, czując się upokorzony, ale nie mogłem nic zrobić, bo naprawdę pierwszy raz w życiu potrzebowałem kogoś. Co chwila przecierałem piąstkami oczy, ale było coraz gorzej, jednak gdy przestawałem, to piekło mnie podwójnie, więc z dwojga złego lepiej w tę stronę. Potrzebowałem pierwszy raz w życiu pomocy, z czym czułem się fatalnie, ale chociaż wiedziałem, że mam na kogo liczyć w trudnej sytuacji.

- Widzę, że tu jest czterech mokrych Panów, a to oznacza, że nie obejdzie się bez pomocy całej naszej ekipy. Z radością informuję, że odwiedził Państwa rzadki okaz paranormalnej zjawy, który zwie się Duchus-Orgazmus. Powoduje on wysokie podniecenie i silny wytrysk, naprawdę silny wytrysk, co można zauważyć po waszych mokrych ubraniach. Ogólnie to widzę, że tutaj grubo się dzieje. - dodał, a ja w połowie nie zarejestrowałem, o czym ten pojeb mówi, bo w tym momencie kurwa umierałem śmiercią tragiczną i miałem w to całkowicie wyjebane.

- Zabierzmy go do łazienki. - usłyszałem głos Stilesa i poczułem, jak przyjaciele pomagają mi się podnieść, a następnie zaprowadzają gdzieś w głąb domu. Byłem ślepy i zdany całkowicie na nich, bo nie mogłem uchylić powiek i nic nie widziałem. Zbyt piekły mnie oczy. Weszliśmy chyba do łazienki, bo po chwili usłyszałem dźwięk odkręcanego kranu, a oni pomogli mi przemyć moje potraktowane kurwa alkoholem oczy, bo woda świecona, to to na stówę nie była. 

Skręcę im wszystkim karki, jak tylko ich dorwę. 

- Derek, idź tam ogarnąć temat, a ja zostanę z Dylanem. - powiedziałem pełen bólu, próbując doprowadzić się do porządku, ale pomimo przemywania oczu wodą, ból i pieczenie wciąż pozostawały. Musiałem poprosić Miguela o zaprowadzenie porządku, bo Stiles nie ma jaj i nie bywa stanowczy, ale został gangsterem, bo jest czasem kumaty w życiowe sprawy i wpierw myśli, a potem robi, nie to co ja, więc jest użyteczny. Poza tym, lubię go. Nie jest z nim nudno.

- Ok. - odpowiedział przyjaciel, po czym wyszedł z łazienki, a my zostaliśmy tu próbując naprawić moje gałki oczne. Stiles wziął coś w rodzaju wacików kosmetycznych, czy jakiś ręcznik, odchylając moją głowę do tyłu. Oparłem się o ścianę, a on przemywał moje oczy. Czułem się mega niezręcznie, jak kurwa debil, jak w tanim romansidle, bo umówmy się, powinna tu być jakaś ładna niunia, a nie Stiles, ale od biedy może być i on. Niezbyt podoba mi się fakt, że dotyka mnie po twarzy, bo to dość intymne doznanie w tym momencie, ale udaję, że mnie to nie rusza, bo ratuje mi wzrok, także ma wybaczone. 

Perspektywa: Derek.

Czym prędzej opuściłem pomieszczenie i energicznym krokiem wszedłem do salonu, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, ile pojebów tam zastałem. Muszę zaprowadzić tutaj porządek, bo sytuacja zrobiła się dramatyczna. Jakich cwel potraktował Fabio spryskiwaczem z alkoholem, przez co mój przyjaciel teraz cierpi. 

Jestem w domu, teatrze, u psychiatry, czy w cyrku?

- Co jest kurwa? - spytałem dość głośno oraz dosadnie, otwierając ryj ze zdziwienia, a szarowłosy gówniarz tylko posłał mi zadowolone spojrzenie, gdy ta banda popaprańców zaczęła rozglądać się po salonie. Blondas ekscytował się na kanapie, a związany dzieciak, no siedział i nic nie robił, bo był unieruchomiony, więc chociaż tyle, że o jednego popaprańca mniej. Coś czuję, że Sebastian jest autorem tego wszystkiego, bo jego najdłużej nie było wśród nas, więc wcale bym się nie zdziwił, jak by tak było.

- A ten ziomeczek, to czemu jest związany? - spytał się jeden z nich, wskazując palcem na Scotta. Zrobiłem groźną minę. 

- Diabeł go kurwa związał. - prychnąłem pogardliwie.

- No to tutaj widzę, że grubo się odpierdala w takim razie i bez poważnego egzorcyzmu się nie obejdzie. - rzekł ten przygłupi blondas, który potraktował Jeffa alkoholem. W ręku wciąż trzymał ten spryskiwacz, a ja bez przemyślenia, podszedłem do niego, wyrywając mu przedmiot z dłoni, chcąc wyrzucić do śmietnika. - Oddawaj to! To nie jest do użytku przez zwykłych śmiertelników. - powiedział stanowczo, niezwykle zirytowanym tonem, a ja zakpiłem z niego. Obejrzałem sobie to dokładnie i nie wyglądał jak jakiś super magiczny wybawiający przedmiot, bo był to najpewniej zwykły płyn do mycia szyb na bazie alkoholu, bo tak też capił. Jedyne, co oni zrobili, to przykleili taśmą klejącą karteczkę z napisem ,,woda święcona". - Proszę to oddać! - nakazał stanowczo, wyciągając przed siebie łapę i tupiąc energiczne nogą, a ja zaśmiałem mu się prosto w twarz.

- Bo co mi zrobisz? - powiedziałem z pogardą. Chłopaczek tylko na mnie spojrzał. - Potraktujesz mnie swoją super, ekstra, mocarną wodą świeconą na bazie spirytu, przebierańcu? A może będziesz odprawiał nade mną jakieś swoje łubudubu precz demonie nieczysty? - zakpiłem z niego, śmiejąc się, gdy chłopaczek coraz bardziej się wkurwiał. - Może zamiast psikać tym ludzi, to byś wziął szmatę i wyszorował wszystkie okna w domu, bo tylko do tego się nadaje. - dodałem, a on denerwował się moimi docinkami coraz bardziej.

- Dość tych skandali! - rzekł stanowczo, tupiąc nogą. - Rondel! Pokaż Panu, gdzie jego miejsce, raz raz. - dodał, klaszcząc w dłonie, a zza winkla wyłonił się jakiś koleś, którego ruchy były tak powolne, że żółw wygrałby z nim zawody w bieganiu na setkę. Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale żeby inspirować się jakimiś chorymi filmami, to tego nie pojmę w życiu. Mężczyzna zbliżał się do mnie, za sobą targając niezwykle wielki nóż, albo maczetę, albo chuj wie co to było, choć wątpię, by jakkolwiek było to prawdziwe. Wielkość tego przedmiotu odpowiadała dwóm trzecim wysokości człowieka. Nie wyglądał na zbyt ciężki, ale ten koleś usilnie próbował to zaakcentować. Szedł w moim kierunku, przez co mogłem mu się dokładnie przyjrzeć.

- Szybciej się nie da? - burknąłem, bo nie wiem, co on ma zamiar zrobić, ale to jest wszystko żałosne. Zacząłem się śmiać i nie dowierzać w to, jaka akcja się tutaj odpierdala. Koleś od pasa w górę był nagi, ale miał jakieś dziwne tatuaże wykonane markerem permanentnym oraz czerwone plamy zrobione jakimś keczupem, farbą, czy czymkolwiek tam to wykonał. Od pasa w dół przyodziany był w skórzany fartuch koloru ciemnobrązowego, prawie czarnego, przypominający ten, który nosi rzeźnik, pochlapany czymś czerwonym, prawdopodobnie farbą oraz ciężkie, stukające buty. Co ciekawe, na głowie nosił coś w rodzaju hełmu, przypominającego trójkątną piramidę, niezwykle długą, wysoką oraz szpiczastą w czarnym kolorze. Ewidentnie widać, że koleś urwał się z jakiejś filmowej fantastyki. (Opis postaci zaczerpnięty został z filmu ,,Silent Hill").

- Dobranoc kochaniutki. - powiedział blondas, a ja nim zdążyłem się wypowiedzieć, poczułem jak dostaję czymś ciężkim w tył głowy. Nie wiem, kto śmiał mnie zaatakować, ale dowiem się i osobiście ukatrupię. Upadłem, a z rąk wypadł mi ten żałosny spryskiwacz. Chciałem się podnieść, lecz byłem trochę otępiany, ponieważ świat zaczął mi wirować, a ja widziałem wszystko jak przez mgłę.

Dostrzegłem, że ten żałosny typ z dzbanem na głowie podszedł do mnie i zamachnął się swoim nożem, czy co to tam był, a ja dostałem znowu w łeb, tym razem w przód. Nie miałem szans się obronić, bo kręciło mi się w głowie, przez co miałem spowolnioną reakcję. Upadłem całkowicie na podłogę czując, że odpływam i tracę przytomność.

No cóż, jednak to nie była żadna atrapa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro