Kocha, nie kocha... Kocha!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ich historia zaczęła się pewnej nocy w portlandzkim barze. Można rzec, że to zwykła opowieść o zwyczajnej parze ludzi, aczkolwiek sformułowanie ,,zwyczajna para" jest tutaj bardzo błędne. Nie byli zwyczajni i nie byli parą...

Gdyby Eren Jaeger nie zwymiotował na buty nijakiego Levia Ackermana, życie nigdy nie napisałoby ich pierwszego rozdziału. Historia uwydatniająca wady. Zaakceptowanie siebie... pokochanie i mimo nieudolności parcie do celu. Pomimo swojej ślepoty parcie do celu... Bo miłość to rzecz uzdrawiająca. Stan pięknego otępienia, ulepszania siebie. Cichej, wielkiej fascynacji... prostoty, a zarazem zawiłości miłości...

Jak to się stało? - pada pytanie. Odpowiedź jest prosta - a co może zrobić wyśmiany desperat? Ah, no pokazać jaki to jest... poważny i dorosły.

Głupiutki Eren Jaeger odrzucił ulubione książki, okulary, sweterek od mamy i ruszył do klubu nocnego, niczym niewinna owca w stado wilków... aczkolwiek w każdej watasze znajduje się taki wilk, który nie rzuca się na wszystko co się rusza i zatapia w tym swoich kłów. Dzisiaj to Levi Ackerman był tym łaskawym wilkiem.

Eren upił się. Przecież każdy poważny człowiek pije, halo! I gdyby nie wziął tego jednego papierosa, od pana Ackermana, który był równie dorosły, bo liczył całe dwadzieścia siedem lat, do niczego by nie doszło. No cóż... nasz uczniak zaczął dławić się dymem, popił kolorowym szotem i... jakoś tak wypadło na buty Levia ... z jego gardła... na czarne jak smoła glany. Ah! Jakże ten brunet o nie nieziemskich, bo podniebnych oczach był zły! Wściekły, wręcz! I był gotowy do wystawienia kłów, walki! Tylko, że... jakieś drobne szesnastoletnie ciałko wpadło w jego ramiona, a no... honor nie pozwala bić leżącego, nawet jeżeli nie leży na ziemi, a na boskiej klacie, którą można sobie tylko wymarzyć... To nie tak, że zrobiło mu się go szkoda, w żadnym przypadku mu się nie spodobał, a o dobrym sercu to już w ogóle można zapomnieć. To honor kazał mu zanieść bezbronnego młodziaka do swojego domu, umyć, przebrać i położyć do łóżka tego zarzygańca, a potem leczyć kaca i jeszcze karmić domowym obiadem, mimo że sam zawsze jadał na mieście... Ale to honor! Honor! Nie tam żadna miłość od pierwszego wejrzenia... NO GDZIEŻ TAM! Co za kretyn o tym mógł pomyśleć... To nic, że Levi wpisał mu potajemnie swój numer do jego telefonu, przy okazji podkradając ten jego... przecież kac to ciężka choroba, wymagająca długotrwałego leczenia. Ackerman był specjalistą i pobierał wysokie opłaty za każdą wizytę! Bilety do kina, kolacje w drogich restauracjach... To nie są tanie rzeczy! I co z tego, że Eren płacił jego funduszem... Ważne, że w ogóle! I tak to się zaczęło... leczenie kaca długotrwalca, oczywiście. Jaka tam miłość.. pff... któż mógł o tym w ogóle pomyśleć.

Powyższy tekst nie zawiera: ironii, sarkazmów, ukrytych przekazów, miłości ani innych temu podobnych.

$$$

Zielonooki chłopak wbiegł do domu, czemu towarzyszył niemały raban. Szybko zdjął z nóg swoje czerwone Vansy, rzucając je niedabale w kąt. Z ramion zsunął szary płaszczyk i pognał w stronę schodów.

— Hej, mamo! — krzyknął, przebiegając obok kuchni.

Kobieta wychyliła się zza pół ścianki, trzymając w rękach tacę z gorącymi ciasteczkami. Jak zwykle jej brąz włosy, związane w warkocz, opadały swobodnie na jej ramię, a błękitny fartuszek w białe kwiatuszki wisiał na na jej karku. Widząc zabieganego syna, uśmiechnęła się szeroko. Ostatnio chodził z głową w chmurach i prosił ją o dziwne rzeczy... Na przykład o upieczenie ciasteczek, na które ciasto przygotował dzień wcześniej. Musiał się w kimś zakochać! Carla znała go na wylot i doskonale widziała jego przepiękną zmianę. No cóż... Jej jedyny synek zamieniał się w mężczyznę. Rozkwitał w piękny sposób...

— Hej, skarbie! — odkrzyknęła. — Zrobiłam te ciasteczka, o które prosiłeś! — Spojrzała za nim, ale nie otrzymała odpowiedzi.

Rozumiała go. Pamiętała jak sama zakochała się w Grishy... Jaka była nieznośna i buntownicza. Ah! To były piękne czasy! Eren, jednak nie sprawiał takich problemów jak ona i w pewien sposób mówił jej o wszystkim.

Młody Jaeger w tym czasie zrzucił z siebie wszystko, prócz swoich okularów z czarnymi oprawkami. Założył nowe bokserki, odświeżył się... Dzisiaj zapowiadał się wyjątkowy dzień, jak każdy spędzony z Leviem! Oczywiście, Ackerman jeszcze nie wiedział, że spędzą go razem, bo szatyn chciał zrobić mu niespodziankę i odebrać go z pracy. Była czternasta pięćdziesiąt, a jego obiekt westchnień zamykał swoje studio tatuażu o szesnastej, więc nie miał za dużo czasu. Chciał jeszcze skoczyć do sklepu po coś do picia dla ukochanego, bo jedzenie było już gotowe. W końcu po coś robił te ciasteczka... Sam ich nie upiekł, bo chciał żeby były świeże i może cieplutkie. Tak, szaleńczo zakochał się w tym mężczyźnie, ale co miał zrobić? Była to jego pierwsza miłość. Więcej, Levi odwzajemniał jego uczucia, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo nigdy nie powiedział tego w prost. Może... Może powinien zapytać?

Szybko wyciągnął z szuflady niebieski, dopasowany i miły w dotyku sweterek z dużym dekoltem, oraz rękawami do połowy ręki. Z kolejnej wyciągnął białe i dość ciasne spodnie z delikatnego materiału. Chciał się podobać, a Levi lubił jego styl... Często mu mówił, że ładnie wygląda i nawet nie przeszkadzały mu jego okulary. Ten mężczyzna po prostu był z jego marzeń!

Eren szybko złapał za swoją torbę i zbiegł do kuchni. Jego mama w rękach trzymała papierową torebkę z foliowym okienkiem, przez które było widać kilka maślanych ciasteczek.

— Mamo, są zjadliwe? — zapytał, barzo poddenerwowany.

Chciał, żeby wszystko było idealnie... chciał zrobić przyjemność Leviowi i bardzo go uszczęśliwić. Był dzisiaj piątek, a on miał plan... Odważny plan.

— Tak, są pyszne, słonko. — zaśmiała się, doskonale zauważając stan swojego synka.

— Dziękuję, mamuś! — mocno ją przytulił, uśmiechając się wdzięcznie.

— Mogę wiedzieć, która jest taką szczęściarą? — poklepała go po plecach i odsunęła się z deczka, by spojrzeć w jego oczy.

Eren widocznie zawstydził się, no bo... Jak miał powiedzieć swojej rodzinie, że na zabój zakochał się w mężczyźnie, w dodatku o dziesięć lat starszym? To było takie żenujące!

— D-dla... Dla żadnej! — odpowiedział zgodnie z prawdą. — A... A dzisiaj wrócę jutro! — odwrócił wzrok, delikatnie się zawstydzając, czego konsekwencją były słodkie rumieńce na jego policzkach.

— Pewnie. — zaśmiała się głośno. — No leć już do niej. — kiwnęła głową w stronę wyjścia.

— Dziękuję... — powiedział jeszcze raz i pognał do drzwi wyjściowych.

Założył odzież wierzchnią i wyszedł z domu, idąc w tylko sobie znanym kierunku...

∆∆∆

Brunet zatrzasnął kratę, znajdująca się przed, już zamkniętymi drzwiami, i uczynił z nią podobnie. Westchnął i wsunął pęk kluczy do kieszeni. Był strasznie zmęczony... I głodny! Marzył tylko o czymś do jedznia...

Eren zagryzł wargę, widząc swojego ukochanego. Miał na sobie ciemne glany, podobnie jak dopasowane, czarne dżinsy i tego samego koloru  podkoszulek na ramiączka z dużym dekoltem, który odsłaniał masę tatuaży na jego ciele. Na ramiona miał zarzuconą skórzaną kurtkę, która jak zawsze była rozpięta. W uszach połyskiwały drobne kolczyki zrobione z białego złota, a włosy były z lekka zmierzone.

Nastolatek szybko poprawił włosy, a na jego ustach zawitał słodki uśmiech. Levi wyglądał jak bóg seksu... O tak...
Tysiące komórek szczęścia wybuchło w jego sercu, a motylki zaczęły odbijać się o każdą z ścianek jego brzucha. Jakie to było cudowne uczucie! Widzieć swojego ukochanego po całych trzech dniach rozłąki.
Mężczyzna odwrócił się i dopiero po chwili zauważył chłopaka. Od razu rozpromieniał, a jego wiecznie zimna twarz, nabrała łagodniejszego wyrazu. Podszedł do chłopaka i mimo że stali na środku chodnika, pocałował go delikatnie w policzek.

— Cześć. — przywitał się, będąc widocznie zadowolonym z obecności nastolatka.

— Hej, Levi. — jego uśmiech się powiększył i mimo powitania mężczyzny, splótł dłonie na jego karku, po czym delikatnie musnął w usta. — Mam dla ciebie ciasteczka... Sam robiłem. — odsunął się nieznacznie i wyciągnął z torby papierowy pakunek.

— Dzięki. — wziął je od niego. — Akurat jestem głodny.

— To na zdrówko. — młodszy jeszcze raz cmoknął go w policzek, nie zwracając uwagi na przechodniów, po czym odsunął się.

Brunet od razu odwinął zawiniątko i wyciągnął pierwsze ciasteczko. Ugryzł je i zaczął delektować się smakiem. Takie jak robiła mama...

Eren patrzył na niego wyczekująco. Tak bardzo się starał. Starał o niego, rzecz jasna. Mimo, że tak długo się spotykali, nigdy nie powiedzieli sobie, że są w związku... A zachowywali się, jakby w takowym byli. Jaeger... Miał zamiar dzisiaj do tego doprowadzić. Do oficjalnego ogłoszenia ich związku. Potem musiałby powiedzieć tylko rodzicom i to wszystko. Był pewien, że go zrozumieją, a jednak się bał. Levi chciał... Wiedział, że jest zamknięty, ale musiał do tego doprowadzić. Z jednej strony było to dla niego bardzo krzywdzące... Ale z drugiej wolał tak, niż wcale.

— Smakuje? — zapytał z uśmiechem młodszy.

— Tak. — odpowiedział bez wahania, wyciągając z torebki kolejne ciasteczko. — Akurat trafiłeś w mój gust.

— Mogę robić je dla ciebie częściej! Kiedy zechcesz! — powiedział rozradowany.

Ideał... Jego ideał...

∆∆∆

Po jakimś czasie ruszyli. Na motorze. Eren bardzo bał się jeździć motorem, ale... Czego nie robi się dla ukochanego, którego jest to hobbym? No właśnie, wszystko.
Jechali w swoje miejsce, a właściwie byli już na obrzeżach Portland. Zatrzymali się w jednym z opuszczonych domków, na... Można rzec, odludziu. Wokół rósł rzadki lasek, a niedaleko można było usłyszeć płynięcie strumyka. Było tam bardzo przyjemne... No, Eren sam nigdy by nie pojechał do tak obskurnego miejsca, ale że Levi je lubił... To inna historia.

Usiedli na najwyższym pietrze, gdzie w dachu była dziura. Położyli się na kocyku, i wtuleni w siebie zaczęli liczyć gwiazdy. Ah... Jakie to było beztroskie. Napawali się swoją obecnością... zapachem ciał... ich własną bliskością. Nic więcej nie było potrzebne im do szczęścia... Prawie.
Erena ciągle gryzła myśl, że jednak nie są razem. Że nie powiedzieli sobie tego. Patrząc w swoje oczy... Dla siebie...

Panowała romantyczna atmosfera. Eren trzymał głowę na ramieniu mężczyzny i delikatnie głaskał go po brzuchu. Levi objemował go, a drugą ręke trzymał pod głową. Mogliby tak leżeć wieczność, jednak... Jaeger musiał trochę ponaciskać, żeby go zdobyć.
Zaciągnął się zapachem bruneta, uśmiechając się przy tym delikatnie. Musiał zwrócić na siebie jego uwagę. Wbił nosek w jego pierś i trącił ją delikatnie. Spojrzał na spokojną twarz Ackermana, która ciągle była zwrócona w stronę nieba. Zdecydował się na odważniejszy ruch, bo powoli wsunął dłoń pod jego koszulkę. Czując wyraźnie zarysy mięśni, zagryzł wargę i zachwycił się nimi. Levi był z jego marzeń...

Kobaltowooki dopiero teraz na niego spojrzał. Ten ruch był najodważniejszym Erena, jak do tej pory. Pogłaskał go po głowie i wlepił swój męski wzrok prosto w szmaragdowe tęczówki.

— Levi... W ilu byłeś związkach... — zapytał, szepcząc.

— W żadnym. — odpowiedział.

— A my? — spuścił wzrok na jego bluzkę, a opuszkiem palca błądził po jego mięśniach na brzuchu.

Levi jednak nie odpowiedział. Uśmiechnął się delikatnie, a na czole chłopaka złożył drobny pocałunek. Z powrotem położył się i zaczął patrzeć w gwiazdy.

Eren nie wiedział jak się zachować. Zabolało go to zachowanie, jednak grzecznie ułożył głowę na jego brzuchu, wcześniej go całując. Nie chciał go tracić... Ani nie chciał go wystraszyć. Musiał rozegrać to w idealny sposób.

— Możemy zjeść coś na mieście. — mruknął nagle. — Muszę skoczyć tylko po torbę do studia....

Jaeger uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową. I pomimo, że się nie umówli szli na randkę, byli na niej. Może Eren tego nie zauważał, ale Levi starał się uszczęśliwiać go na każdym kroku...

∆∆∆

Weszli tylnim wejściem. Eren jak zawsze zaczął oglądać studio. Starał się zrozumieć Levia, dlaczego lubił robić tatuaże. To przez talent, czy może miał do tego jakiś sentyment?
Oglądał wszystkie tusze... Igły... Sięgnął nawet do albumu ze wzorami.
Zawsze tak było. Jaeger bardzo interesował się Ackermanem, jednak... Nie działało to w drugą stronę. Była to kolejna rzecz, która nie dawała mu spokoju... Może było mu nawet przykro... Napewno było mu przykro, bo był niesamowicie delikatną osobą! Levi doskonale o tym wiedział... Żeby tylko Eren zdawał sobie z tego sprawę...

Jednak szatyn się nie poddawał. Może... Musiał go zachęcić do siebie. To było pewne i naszedł go pewien pomysł, kiedy zobaczył wzory czcionek w albumie.

Szybko usiadł w czarnym fotelu dla klientów. Poprawił włosy i oparł się wygodnie o oparcie. Założył nogę na nogę, ale zaraz ją zdjął, krzyżując ze sobą tylko swoje stopy. Zagryzł wargę, jego serce dudniło. Zdawało się mu, że wszystko dzieje się tak szybko. Może wyglądał niewinnie, ale w jego głowie nie raz rozgrywały się niegrzeczne scenariusze z Leviem w roli głównej. Oszalał na jego punkcie... Był gotowy posunąć się do wszystkiego, aby tylko go przy sobie zatrzymać.

— Mam ją. Możemy jechać. — usłyszał męski głos, przez co zacisnął palce na podłokietnikach.

Chwilę później za nim rozbrzmiały się kroki, a przed nim pojawił się Levi. Faktycznie torbę miał przerzucona przez ramię. Oparł się dłońmi o podłokietnik, pochylając tym do szatyna. Jego kobaltowy wzrok był wbity prosto w Erena, a w jego tęczówkach odbijało się światło z lampy. Zauważył, że chłopak bije się sam ze sobą, jednak w ostateczności wyciągnął w jego stronę album i wskazał na czcionkę zdobioną serduszkami.

–— Zrób mi tatuaż... — cichy szept wydobył się z jego ust.

— Gdzie? — odpowiedział natychmiast.

Jaeger zagryzł wargę i dziko spojrzał w jego oczy. Niepewnie sięgnął do zamka od swoich spodni. Nie był pewien dlaczego to robi... Czuł się szalenie! I to jak! Chciał Levia dla siebie... Musiał się poświęcić... Choć troszkę.
Powoli rozpiął je i unosząc biodra, zsunął je do połowy ud. Złapał za gumkę od swoich bokserek i odchylił je z prawej strony. Jego ruchy były wolne... zmysłowe. Wzrok dziko wbijał w tęczówki Levia, a usta rozchylił kusząco. Seksownie zakręcił palcem kółko na swojej skórze, tuż pod biodrem.

— Tutaj... — szepnął, nie odrywając wzroku od mężczyzny.

Z twarzy Ackermana nie można było odczytać nic. Patrzył na niego tym samym wzrokiem, który nawet na chwilę nie oderwał się od Erena.
Szatyn przejechał dłonią po torsie mężczyzny, aż do karku. Delikatnie za niego pociągnął, przyciągając do siebie. Levi zbliżył się do niego bardziej. Z ciała młodszego biło niesamowite gorąco, które powoli wstępowało także na jego ciało. Nie miał pojęcia... Do czego dąży ten piękny młodzieniec...

— Czy to boli, Levi? — szepnął, zjeżdżając dłonią w dół jego torsu.

— Co takiego? — zapytał zwyczajnym tonem.

— No wiesz... — niepewnie ułożył palce na guziku od jego spodni. — Te... Całe wbijanie... — zagryzł wargę i niepewnym ruchem rozpiął jego zamek.

Oczy Levia zabłysnęły niebezpiecznie, co nie umknęło uwadze Erena. Nie odpowiedział. Po prostu zbliżył się do chłopaka i namiętnie wpił w jego słodkie usta. Ich smak... Smakowały domem. Jego przyszłym domem... Rodziną. Ale też niezywkle silnym podnieceniem i pożądaniem.
Ackerman nie spodziewał się tego... Nie spodziewał, że tak czysty chłopak może chcieć tak brudnej rzeczy. Brunet na niego nie naciskał. Był pewien, że ten nie jest gotowy, jednak było wręcz odwrotnie. On na to czekał.

Eren zarumienił się mocno. Złapał za kark swojego kochanka, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Rozchylił usta i natychmiast poczuł w sobie jego język, który zwinnie wsunął się do jego wnętrza. Ich tempo było dość szybkie... Jak na nich. Nigdy nie poruszali wargami w ten sposób, aby ich pocałunek przeinaczył się z romantycznego w przepełnionego erotyką i namiętnością. Jednak teraz udało im się połączyć te wszystkie rzeczy... Jaeger miał wrażenie, że Levi włożył swój język, aż do jego gardła! To było nieziemskie!
Brunet został wciągnięty na czarny fotel. Zawisnął na chłopakiem w miarę możliwości i wsunął rękę pod jego koszulkę.

— Levi... — jęknął cichutko młodszy, czując na brzuchu jego zimną dłoń.

Ackerman spojrzał na jego twarz, martwiąc się, że gdzieś go zabolało... Że zrobił coś nie tak, że skrzywdził go przypadkiem. Jednak nie oto chodziło. To był jęk spowodowany słodką przyjemnością.

— Rozbierz nas... — wyszeptał zaraz po tym, patrząc prosto w kobaltowe oczy.

Levi tak też zrobił. Rozbierał ich powoli, pocałunkami zabierając jego zdenerwowanie. Pieścił jego szyję namiętnie, co chwila ją gryząc i liżąc, podobnie jak obojczyki, które były niesamowicie apetyczne i mocno zarysowane. Eren co chwila zaciskał dłonie na podłokietnikach, czując jak rozkosz opanowuje jego ciało. Przejechał nosem za jego uchem i zaciągnął się jego słodkim zapachem. Odsunął się i spojrzał na niego.
Na twarzy Jaegera widniał malutki rumieniec. Jego włosy były zmierzwione tworząc czekoladową falę kosmyków. Jego oczy, ozdobione w tamtym momencie niesamowicie dzikim szmaragdem, patrzyły na niego z pożądaniem, błagając wręcz o jego ciało... Jego biodra były drobne, a w samych bokserkach wyglądały jeszcze bardziej seksownie, niż w obcisłych spodniach.
Ackerman złapał za ich gumkę i zaczął powoli ciągnąć w dół.

— Czekaj! — chłopak szybko złapał za jego rękę, oddychając szybko.

Brunet spojrzał na niego pytająco. — Eren...

— Wstydzę się, Levi... — przyznał, jeszcze mocniej się rumieniąc. — Ja n-nigdy tego nie...

— Wiem, Eren. Nie masz się czego bać. — złączył ich nosy i musnął delikatnie jego usta. — Nie będę patrzeć...

— Obiecujesz? — złapał go za policzek, gorączkowo patrząc w jego oczy.

— Obiecuję... — obiecał.

Eren uśmiechnął się i kiwnął głową. Brunet przejechał nosem po jego policzku, kierując się do sutków. Wsunął jednego z nich do ust, na co chłopak zadrżał. Podgryzł go delikatnie, zdejmując w tym samym momencie z niego bokserki.

— Levi! — zasłonił usta dłonią, cały drżąc.

Kobaltowooki spojrzał na niego. Wsunął do ust dwa palce i krzyżując ich spojrzenia, zaczął je dokładnie nawilżać. Szatyn nie rozumiał, dlaczego zawstydza go ten widok, ale też nie potrafił przestać na niego patrzeć. Mężczyzna złapał za jego nogę i zgiął ją, stawiając na fotelu, aby mieć lepszy dostęp do jego wejścia. Ciągle patrząc w jego oczy pokierował ją w dolne partie ciała chłopaka, który powodził za nią wzrokiem

— Eren. — brunet złapał go za podbródek i nakierował na siebie jego wzrok. — Patrz na mnie...

Młodzieniec zadrżał, ale kiwnął delikatnie głową. Przy Leviu czuł się bezpiecznie. Ufał mu. Wiedział, że go nigdy nie skrzywdzi... Nigdy.
Brunet dotknął palcem jego wejścia, na co młodszy szybko zakrył usta dłonią. Starszy uśmiechnął się delikatnie, po czym zaczął je powolutku masować. Naciskał na nie i robił małe kółeczka, a Eren...

— L-levi... — szepnął cały zawstydzony, czując że słodkie uczucie opanowuje jego drobne ciało.

Brunet złączył ich usta, w tym samym momencie, wsuwając w niego palca. Chłopak zapiszczał z przerażenia, szybko wtulając się w partnera. Uczucie, które zaczęło mu towarzyszyć było nieprzyjemne... Aczkolwiek myśl, że to akurat Ackerman dotyka go w ten intymny sposób niesamowicie go nakręcała... Podniecała. Jego oddech zadrżał, a brunet mocniej go przytulił.

— To przyjemne, Eren. — powiedział do jego ucha, powoli nim poruszając.

— Cz-czuje się dziwnie... — stwierdził młodszy, zamykając oczy.

— Tak? — zamruczał, czując wzrastające w nim pożądanie. — Za chwilę...

Brunet dołożył kolejnego palca, wsadzając oba bardzo głęboko w chłopaka. Jaeger natychmiast zapiszczał, wyginając się w mocny łuk. Niesamowita rozkosz przeszła przez jego ciało. Miał wrażenie, że wszystko wokół wiruje, pozostawiając w centrum jego uwagi tylko Ackermana.

— Levi! — wysapał. — T-to... To niesamowite! — spojrzał w jego oczy.

— Niesamowicie to będzie zaraz. — uśmiechnął się delikatnie.

Popieścił go jeszcze trochę, aż szatyn rozluźnił się całkowicie. Był strasznie zadowolony. Wyginał się, co chwila wzdychając z rozkoszy. Ciągle wtulony w Levia, czuł się najbezpieczniej na ziemii. Wiedział, że dobrze wybrał... Że nie będzie tego żałować.
Mężczyzna wyciągnął z niego palce, a młodszy skrzywił się. Levi zsunął z siebie spodnie, opierając czoło o te chłopaka. Oboje zamknęli oczy. Ich oddechy przyspieszyły. Ackerman powoli rozłożył jego nogi usadawiając się między nimi.

— To może trochę boleć... Ale nie bój się. — powiedział w jego policzek.

— Dobrze... Ufam ci, Levi.

Brunet zsunął z siebie bieliznę, uwalniając swoje kostki że zbędnego materiału. Złapał za jego drobne biodra i zacisnął na nich palce. Przysunął się do niego.

— Cichutko... — powiedział, wsuwając się w niego.

— A-ah! — krzyknął, ale Levi natychmiast zatkał jego usta pocałunkiem.

Poczuł ból, ale nie bał się. Był przy nim mężczyzna jego życia. Wiedział, że zaraz wszystko przejdzie. Zniknie. I zostaną tylko oni.
Levi zamruczał i zaczął go całować. Delikatnie, ale zachłannie. Usta tego chłopaka były cudowne. Słodkie. Pragnął ich. Pragnął go całym sobą. Nie zwrócił uwagi na to, kiedy wsunął się w niego do końca. Eren też nie. Był zajęty cudowną pieszczotą, która zawróciła mu w głowie. Przestał zwracać uwagę na cokolewiek. Liczyli się tylko oni...

Ackerman złapał go za biodra i pchnął w niego, rozłączając ich wargi. Z Erena wydarło się westchnięcie. Zamknął oczy i odchylił głowę w tył. Mężczyzna przytulił go, chowając twarz w jego szyi.

— Levi... — wyszeptał, czując poruszającego się w nim kochanka.

— Tak? — zapytał, jakby w obawie, że robi coś nie tak.

— N-nie... Nie przestawaj... — wyszeptał młodszy całkowicie mu się oddając.

Zamknął swoje oczy, a brodę ułożył.na jego ramieniu. Zacisnął palce na plecach swojego mężczyzny, czując nagłą przyjemność. Levi coraz mocniej poruszał biodrami, a Eren co chwila jęczał do jego ucha. Mimo namiętności Ackerman był delikatny. Mimo pożądania nie zapomniał się. Ciągle myślał o szatynie, chcąc dać mu jak najwięcej dobrego... Jak najwięcej siebie.

Kochali się długo... Jak na pierwszy raz. Jednak robili to przez całą noc, co wynagrodziło im szybki finisz Erena. Zatraceni w sobie. W swojej miłości. Po prostu dla siebie.
Jaeger za pierwszym razem pokochał moment, kiedy dochodził. Najlepsze odczucia kojarzył z Ackermanem. Krzyczał jego imię tak głośno, że czuł jak jego gardło powoli się zdziera. Levi zaś... On nigdy tego nie czuł. Po raz pierwszy nie myślał o tej słodkiej, wilgotnej ciasnocie, która go otaczała, a o jej właścicielu. Były to dla niego obce... Nowe. Nie rozumiał tego, jednak był pewien jednego...

∆∆∆

Leżeli wtuleni w siebie. Levi rozłożył im kocyk na podłodze i nakrył ich swoją kurtką. Spali. Eren był wykończony. Ackerman dał mu popalić. Jego męskość była naprawdę... Okazała. Miał się czym chwalić. Było mu cudownie. Nie potrzebował świec, płatków róż, kolacji i miękkiej, czerwonej pościeli. Wystarczyło tylko to, że Levi był obok. Że to właśnie z nim przeżył tę chwilę.
Po pobudce na jego ustach od razu zawitał uśmiech. Ta przyjemność, którą czuł... To było coś niesamowitego.
Eren wtulił się mocniej w kochanka i złożył delikatny pocałunek na jego torsie. Był szczęśliwy. Był pewien, że Levi już jest jego. Po tym co przeżyli..  po tych cudownych chwilach w nocy... Jaeger nigdy wcześniej nie przeżył nic bardziej erotycznego i romantycznego w życiu. Ale czuł się wspaniale. Tak lekko i słodko!

— Dzień dobry. — I Levi się obudził.

Pocałował chłopaka w ucho i przekręcił się przy tym na bok, obejmując go lepiej. Czuł się zrelaksowany, bo ta noc naprawdę była najpiękniejszą w jego życiu. To drobne ciało... Oszalał na jego punkcie. Nadal słyszał jęki Erena. Ten słodki chłopak kompletnie zawrócił mu w głowie. Nie widział świata poza nim. Ale nie wiedział, jak to pokazać...

— Dzień dobry. — odpowiedział z ładnym uśmiechem.

— Jak się spało? — wplątał dłoń w jego czekoladowe włosy.

— Z tobą cudownie. — ucieszył się jak dziecko i zarzucił ręce na jego kark.

— A pierwszy raz? — brunet zawisnął nad nim.

Eren na samą myśl o tym, co robili w nocy, robił się cały czerwony. Tam gdzie Levi go dotykał, wstydził się dotykać nawet sam. To co mu robił... To jak go tam całował, pieścił. Jaki był delikatny. Jak robił to wszystko z uczuciem, bo było je czuć. Było niesamowicie romantycznie. Było jak z jego marzeń.

— Kocham cię, Levi. — wyznał, patrząc w jego oczy.

A po chwili zatracili się w długim pocałunku. Levi znów badał go w środku. Jego język sprawnie pieścił jego podniebienie, doprowadzając szatyna do obłędu. Zrobiło im się gorąco. Ruchy ich warg były namiętne. Szybkie. Chcieli siebie chłonąć. Cieszyć się sobą. Szybko. Mocno. Ale długo. Brać jak najwięcej. Tylko dla siebie. Ciągle pogłębiali pieszczotę. Jakby to miał być ich ostatni pocałunek. Tak mocno się sobą cieszyli. Byli w końcu tylko dla siebie. I chcieli powtórki z nocy. Ale...

— Levi... — chłopak odsunął się od niego. — A ty mnie? — padło pytanie.

Spojrzeli sobie w oczy, a Levi... Levi był zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. A szatyn naciskał. Jego wzrok był przenikliwy. Patrzył na niego głęboko. Jakby chciał dowiedzieć się wszystkiego. Jakby chciał usłyszeć wszystkie jego uczucia. Ale on nie potrafił. Nie wiedział jak to zrobić. Był słaby w uczuciach. Niepewny. Nigdy nie był pewien, jak się je wyznaje. Ale w książkach zazwyczaj nie kłamali...

— Eren... — westchnął bezsilnie i odwrócił wzrok. — Ja... Ja fascynuję się tobą.

I czar prysł.
Szatyn spojrzał na niego. Co to miało znaczyć. Poświęcił się, tak się starał, a teraz... Jego małe serduszko pękło. Jak po takim czymś, po tylu rzeczach, które dla niego zrobił, mógł go nie kochać. Odepchnął go od siebie w jednej chwili, a Ackerman upadł na kocyk obok. Szybko wstał i pozbierał swoje rzeczy. Nie zważając na ból zaczął biec w stronę wyjścia, ubierając się po drodze.

— Hej! Eren! — wrzasnął Levi, naprawdę głośno.

Ale Jaeger nie miał zamiaru go słuchać.
Wykorzystał go.
Słyszał tylko tyle.
Wszystko dobiegło końca.

×××

Eren nie potrafił się pozbierać. Płakał przez cały weekend. A Ackerman nawet nie zadzwonił. Było to dla niego jasne. Wykorzystał go tylko. Zabawił się i rzucił, kiedy Eren mu się oddał. Upokarzające i bardzo krzywdzące.
Zamknął się w pokoju i nie odzywał do nikogo. Nic nie jadł. Jedynie wypił trochę wody. A Carla wraz z Grishą strasznie się o niego martwili. I tylko Carla domyślała się, co było przyczyną tak złego samopoczucia synka.

Miłość.

Ku zaskoczeniu wszystkich w progu pojawił się mężczyzna. Brunet o kobaltowych oczach. Ale Eren o niczym nie wiedział.
Nieznajomy przyniósł książkę i malutką stokrotkę, która służyła jako zakładka i była wciśnięta pomiędzy storny. A Carla nie mogła zrozumieć... Nie. Zrozumiała. Nie mogła zrozumieć tylko jednego - Co Eren widział w tym mężczyźnie?
Kiedy tylko go zobaczyła, zrozumiała, że jego syn był delikatniejszy od innych chłopców. Dlatego nigdy nie potrafił się z nimi dogadać. Lubił inne rzeczy, kochał mówić o uczuciach i był radosny. Cieszył się z błahych spraw. Był subtelny.
Nie rozumiała, co zobaczył w takim mężczyźnie. Jego kompletnym przeciwieństwie.

— Eren zostawił, kiedyś u mnie książkę. — podał ją Carli, a ta nadal nic nie mówiła. — Jeśli to możliwe proszę, aby przekazała mu ją pani natychmiast. — powiedział tylko tyle, a potem odszedł.

Ale on też cierpiał i ona doskonale to dostrzegła.

— Zapraszam na obiad! — starała się go zatrzymać.

Zatrzymała.

&&&

Eren. Był wściekły. Levi przyszedł, ale tylko po to, aby oddać mu książkę. W dodatku przekazał mu ją przez mamę!
B

ył zły. Cholernie zły. Rzucił nią o ścianę, a ta upadając, otworzyła się na jednej ze stron. Była tam przyklejona mała stokrotka i koperta. Nie rozumiał, ale nie wnikał. Dobrał się do niej szybko i otworzył ją sprawnie. Jak się okazało był to list. Już samo pismo pięknie zdobiło kartkę papieru, ale te drobne rysunki nadawały słodki urok. Malutkie kwiatuszki i ta róża... A wszystko narysowane własnoręcznie.

— List... — powiedział cichutko pod nosem i otarł z oczu resztkę łez.

Wstał i podbiegł do szafki nocnej, na której leżały jego czerwone okulary. Założył je na swój drobny nosek i usiadł na łóżku z tym świstkiem. Nim zaczął czytać, obrócił go w dłoni kilka razy. Wahał się. Bał. Ale chciał walczyć.

Eren
Nie wiem co mnie podkusiło, aby przeczytać twoją książkę. Ale ty zawsze mną bardzo się interesowałeś, więc ja Tobą też chciałem. Zostawiłeś ją raz u mnie, a ja przeczytałem ją w jedną noc. Mimo że była cholernie nudna, a oczy same mi się zamykały, nie przestałem, bo strasznie mi zależało, aby zbliżyć się do Ciebie.
Nigdy nie miałem kogoś tak blisko. Bałem się Ciebie kochać, bo nie chciałem Cię krzywdzić.
W twojej książce, na stronie 116, zaznaczonej stokrotką, zaznaczyłem cytat: ,,Miłość, jak płatek róży, a fascynacja jak od tej róży łodyga.". Nie wiem jak to powiedzieć. Nie wiem, jak mam się tłumaczyć. Powiedziałem to dlatego, bo bałem się Ciebie kochać. Moja miłość była krzywdząca, dlatego wolałem się Tobą fascynować. Teraz zrozumiałem, że to był błąd. Bo brak jej jest bardziej bolesny, niż jej obecność. Ale to wszystko przez tą pieprzoną książkę!
Posłuchaj Eren. Nigdy w życiu nie powiedziałem tyle, ile tutaj napisałem. Piszę, bo boje się powiedzieć Ci to w twarz. Jakby... Tu mogę coś skreślić i zmienić, a gdybym mówił, na dane słowo nie byłoby odwrotu.
Jesteś jeszcze gówniarzem, a ja nigdy nie traktowałem nikogo, tak poważnie jak Ciebie. Może ci się odwidzi. Może zakochasz się w kimś innym, ale jestem gotowy, aby oddać ci swoją przyszłość. Bo zrozumiałem, że Cię kocham, Eren. Jestem cholernie gotowy.

Przepraszam. To chciałem powiedzieć przez ten list.

Jeżeli postanowiłeś mi wybaczyć, to właśnie czekam na Ciebie na dole.

A na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Serce znów przyspieszyło. Wszystko stało się kolorowe. Bo to było najpiękniejsze wyznanie miłości, o jakim nigdy mu się nie śniło.

— Ackerman! Ty idioto! Ja ciebie też mocno kocham!

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro