14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poniedziałek:

Widzieliśmy się pierwszy raz z Liamem od naszego nachlania się. Tylko go zobaczyłem z daleka i zaczęliśmy się śmiać.

- Nigdy więcej – powiedziałem wymownie i usiadłem obok na ławce na palarni.

- Też się uchlałem w chuj. Nie wiem nawet jak trafiłem do domu, ale za to widziałem jak ty szedłeś, włączyłem snapa a tam ponad dwadzieścia pijanych snapów jak wracasz do domu, nie wiesz jak mi to zrobiło dzień. Oglądałem i rzygałem jednocześnie – powiedział chłopak.

- Głupio mi było, za te snapy ale chyba czułem się bezpieczniej mówiąc do kamery, nie wiem kurwa. Wiem, że lazłem kilka ładnych kilometrów do domu. Dylan mnie musiał zbierać z podłogi. Uprzedzając twoje pytanie – nie, nie miał pretensji, nie miałem awantury. Nawet mi zrobił coś na kaca i zadbał bym w sobotę godnie kacował. Tylko powiedział, że następnym razem mam tak nie wracać – powiedziałem.

- O chuj, on się serio zmienił. Właśnie się zastanawiałem czy się bardzo wkurzy na ciebie czy co.

- Nie, także możemy pić. Ale ja to już na razie raczej podziękuję – powiedziałem, na samo wspomnienie alkoholu było mi niedobrze.

Cieszyłem się, że mam kogoś takiego jak Liam, mimo że nie lubiłem szkoły to jednak chodzenie tam było o wiele przyjemniejsze dzięki niemu. 

Wróciłem do domu. Zobaczyłem na podjeździe, że Dylan już jest i automatycznie odechciało mi się wracać do domu, ale nie chciałem już tak nagle zawracać. Nadal czułem do niego niechęć. Mimo, że się starał to nie było łatwo zapomnieć o tym co się wydarzyło.

- Jestem – powiedziałem, Dylan się kręcił po kuchni i coś gotował.

- Hej – powiedział, ale jak dla mnie się dziwnie zachowywał, był jakieś strasznie pobudzony, miska wypadła mu z rąk i zamiast się wydrzeć jak to on lubił to się zaczął śmiać. Popatrzyłem na to dziwne widowisko i poszedłem na górę odłożyć plecak i się ogarnąć po powrocie.

Przebrałem się w jakieś cichy i wyjąłem książki by zacząć odrabiać pracę domową. 

- Obiad już jest! – usłyszałem z dołu. Westchnąłem i niechętnie poszedłem do kuchni. Dylan był w świetnym nastroju, podrzucał na patelni naleśniki jak jakiś zawodowy kucharz, a na takiego nie wyglądał. Usiadłem przy blacie obserwując jego zachowanie. Nałożył mi naleśniki i dalej urzędował przy kuchence.

- Wszystko okej? – zapytałem, bo zachowywał się dziwnie.

- Tak, wszystko w jak najlepszym porządku. Nigdy nie było lepiej – powiedział i usiadł naprzeciw mnie i zaczął jeść. Albo mu coś odjebało, albo nie wiem. Mało kiedy chodzi w takim dobrym nastroju. 

Zjadłem i usiadłem w salonie bacznie obserwując Dylana. Zachowywał się jak pod wpływem czegoś. Ja nadal mam w pamięci co znalazłem u niego pod siedzeniem w aucie i wypierał się, że to nie jego. Jednak wątpię, żeby się zaćpał w środku dnia, może bez kitu miał dobry humor, coś poszło po jego myśli w pracy lub coś w tym stylu.

Później miałem korepetycje, na szczęście Dylan był zajęty pracą więc obyło się bez jakichś dziwnych tekstów skierowanych do mojej korepetytorki. Tak, Dylan lubił czasami powiedzieć coś do młodej dziewczyny, nie było to chamskie czy coś, ale przez to ona miała go za podrywacza a mi było zwyczajnie głupio. Byłem trochę zmęczony po korepetycjach, jedyne o czym marzyłem to pójść się umyć i leżeć w łóżku.

- Pojedziemy dzisiaj na jakieś zakupy? – zapytał Dylan gdy zszedłem do kuchni by się napić. Pomyślałem chwilę, ale chyba nie miałem zbytnio odwagi by mu się sprzeciwić. Mimo tego, że trochę się zmieniło to nadal bałem się mu sprzeciwiać. 

- Nie mam planów – powiedziałem, niby taka była prawda. Nie, że miałem ochotę z nim gdziekolwiek jechać, ale nawet nie miałem jakiejś wymówki. Wymówką chyba by nie było leżenie w łóżku.

- Okej, ja idę wykonać ważny telefon i się ogarnąć – powiedział i poszedł na górę. Patrzyłem chwilę przed siebie, myślałem sobie o tym co właśnie zrobiłem, zgodziłem się na zakupy na które za chuja ochoty nie miałem.

- A co będziemy kupować? – zapytałem w drodze.

- A co będziesz chciał – powiedział co chwila zerkając na telefon, co mi się nie podobało bo powinien się skupić na drodze. Bałem się z nim jechać.

- Chciałbym żebyś się skupił na drodze – powiedziałam. Ten popatrzył na mnie i posłał cwaniacki uśmiech po czym spełnił moją prośbę. Gdy popatrzyłem w telefon, bo akurat Liam do mnie napisał usłyszałem tylko huk, pisk opon i poczułem ostry ból w głowie.

Uchyliłem oczy. Przede mną była jakaś obca kobieta, która wołała moje imię i kazała otworzyć oczy. Jasność tego czegoś czym mi świeciła do oczu była wręcz oślepiająca, zmrużyłem oczy i wykrzywiłem się.

- Wiesz co się stało? – zapytała.

- Nie – powiedziałem ochrypniętym głosem, moja ręka powędrowała na czoło, które było zaklejone jakimś opatrunkiem.

- Mieliście wypadek – wyjaśniła spokojnie. Chwilę potrwało nim przyswoiłem te dwa słowa i odnalazłem ich znaczenie w głowie.

- A Dylan? – zapytałem natychmiast, gdy tylko do mnie dotarło co ona powiedziała.

- Jemu nic nie jest. Tylko ty ucierpiałeś i przód auta. Zjechaliście na pobocze i w drzewo, ale siła uderzenia nie była jakaś bardzo duża – wytłumaczyła mi ta kobieta.

- Co? Jak to... Gdzie Dylan? – zapytałem oburzony, i wstałem z noszy na których leżałem, albo raczej próbowałem wstać bo ratowniczka medyczna mi to uniemożliwiła.

- Nie możesz wstać, jedziemy zaraz do szpitala by zrobić ci prześwietlenie głowy. Boli cię oprócz tego coś jeszcze? – zapytała.

- Nie, nie boli. Chcę rozmawiać z Dylanem – zażądałem, niewiele z tego rozumiałem i niewiele pamiętałem. Przecież jeszcze chwilę temu mówiłem Dylanowi by się skupił na drodze a teraz leżę z jakimś plastrem na głowie, na jakichś cholernych noszach.

- Okej, zawołam go – powiedziała kobieta i poszła. Leżałem cierpliwie na noszach i czekałem na Dylana, zerknąłem co się dzieje, policja przeglądała jego samochód, byli chyba jacyś świadkowie, a Dylan właśnie szedł w moją stronę.

- Tommy – powiedział i kucnął obok mnie.

- Co się stało? Dlaczego? – zapytałem oszołomiony.

- Straciłem panowanie nad kierownicą. Przepraszam cię strasznie – powiedział, widziałem, że jest mu przykro ale coś mi tu nie pasowało. Był dobrym kierowcą i nigdy mu się to nie zdarzało. Gdy zerknąłem na rozjebany przód auta dotarło do mnie, że to nie był jakiś tam wypadek, to że nic nam się nie stało to jedno. Rozumiem, wprowadzić auto do rowu, czy lekko zarysować. Ale cały przód był rozjebany, a on powiedział że po prostu stracił panowanie nad kierownicą.

Akurat w tym momencie ratownik z karetki oznajmił mi, że muszę jechać na te badania do szpitala. Dylan oczywiście zabrał się ze mną do karetki. Był roztrzęsiony całą sytuacją, dostał jakieś prochy na uspokojenie. Przepraszał mnie niezliczoną ilość razy, a podczas badań nie chciał mnie odstąpić. Badania nic nie wykazały, jedyne co zostało mi po tym całym wypadku to kilka zadrapań, siniaków.

Siedziałem u siebie w pokoju i odpoczywałem po tym wszystkim bo jednak jeżdżenie po całym szpitalu i robienie badań bywa męczące. Była już późna noc, jednak ja nadal nie mogłem się wyciszyć po tym wszystkim. 

- Mogę? – usłyszałem głos Dylana, który wszedł do mnie do pokoju, nawet nie zauważyłem bo się mocno zamyśliłem.

- Tak - przytaknąłem.

- Jak? Boli cię coś? – zapytał

- Nie jest źle. Nie będziesz miał problemów przez ten wypadek? – zapytałem.

- Nie, znają mnie na policji więc problemów prawnych nie będzie. Przepraszam cię raz jeszcze... Nie wiem jak mogłem to czegoś takiego doprowadzić.

- No ja własnie też nie wiem jak mogłeś do czegoś takiego doprowadzić. Przecież dobrze jeździsz - powiedziałem z lekkim wyrzutem.

- Wiesz Tommy... Czasami niektóre rzeczy wymykają się spod kontroli - powiedział i popatrzył na mnie. Wiedziałem, że chodzi o coś konkretnego.

- Jakie rzeczy? - zapytałem patrząc mu w oczy. Uciekł wzrokiem, nie chciał na mnie patrzeć i widziałem, że ciężko mu o tym rozmawiać. 

- Będę szczery. Byłem w chuj nieodpowiedzialny. I to tak mega w chuj. Byłem pod wpływem - wyjaśnił. Z jednej strony byłem wkurzony, bo jak do jasnej cholery można być tak nieodpowiedzialnym. Z drugiej strony podejrzewałem to, że Dylan coś bierze, już wtedy gdy znalazłem przez przypadek u niego w aucie saszetkę z czymś co przypominało kokainę, z drugiej strony łudziłem się, że może jednak to nie jego.

- Często bierzesz? - zapytałem.

- Czasami. Jak mnie coś wkurwi albo mam ochotę. Ale ten wypadek... Wiesz, wstrząsnęło mną to na tyle, że ja już nie chcę brać. Mogłem nas zabić. Do tego mi się nic nie stało, to mi się coś powinno stać a nie tobie. Jestem wkurwiony na siebie - powiedział Dylan, widziałem, że serio jest załamany i może nawet przez moment zrobiło mi się go szkoda. 

- Rozumiem. Mam nadzieję, że masz nauczkę - powiedziałem.

 - Mam Tommy, mam - powiedział, pogładził mnie po głowie i poszedł. Serio był przytłoczony. 

Dylan: 

Nie mogłem się pozbierać. Ten wypadek dość mocno we mnie uderzył, ale nie miałem nawet siły okłamywać Thomasa i wymyślać wymówki. Dlatego powiedziałem mu prawdę, że biorę. Albo raczej brałem. Nie chcę tego gówna już brać. Wziąłem saszetki z tym gównem, nawet z ziołem mimo że to nic takiego i wyjebałem to do kibla. Nie zostawiłem nic. Nie chcę mieć już z tym do czynienia. Spuściłem wodę i poczułem ulgę. Gorzej będzie, jak będę miał serio potrzebę by coś wziąć a nic nie będę miał. Może trzeba było się tego pozbywać stopniowo. Może mnie poniosły zbyt emocje, że wyjebałem wszystko naraz. Ale miałem taki sajgon we łbie przez to wszystko. Tak dużo zrobiłem krzywdy temu chłopakowi, jestem najgorszą świnią. 

Nazajutrz byłem ledwo przytomny. To wszystko nie dawało mi spokoju. Pojechałem do pracy moim starym autem, Tommy powiedział, że chce iść sam więc nawet nie miałem zamiaru z nim dyskutować, może teraz będzie się bał ze mną jeździć. 

Wszedłem do kancelarii. Pod moim gabinetem kręcił się Derek.

- W końcu. Spóźniłeś się szefie - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.

- No spóźniłem. Ciężki poranek - wyjaśniłem i otworzyłem gabinet, Derek bez żadnego pytania wjebał mi się do pomieszczenia, westchnąłem tylko i zamknąłem drzwi. Ten natomiast się rozsiadł i patrzył na mnie wyczekująco.

- Co? - zapytałem.

- Co ty wczoraj odjebałeś? - zapytał. Popatrzyłem na niego przez chwilę by zebrać myśli, po czym przypomniało mi się, że brat Dereka pracuje w policji.

- Aha. No tak. Wypadek, straciłem panowanie i wjebałem nas na drzewo. Sorry, ledwo ogarniam, nadal jestem w szoku - wyjaśniłem.

- Po prostu straciłeś panowanie nad kierownicą? - zapytał. Pierdolony Derek, przed nim nic się nie da ukryć.

- Powinieneś pracować w policji jak twój brat - powiedziałem.

- Może. Co odjebałeś tak na serio? 

- Byłem pod wpływem... Musiałem się wyluzować i wszystko było spoko dopóki nie wpadłem na pomysł by jechać na zakupy. Siedziałbym już za kratkami - powiedziałem przytłoczony.

- Ty nie możesz normalnie żyć tylko non stop odpierdalasz coś? Dylan, do chuja, pora się ogarnąć - powiedział Derek, miał rację, niestety miał rację. 

- Właśnie się ogarniam. Wyjebałem to gówno, już nie będę - powiedziałem przytłoczony. 

Dzisiaj łatwo mi się nie pracowało. Nie mogłem się skupić, nie mogłem się ogarnąć i jedne papiery musiałem czytać kilka razy by ogarnąć o co chodzi. Przyjebany dzień. 

Wróciłem do domu. Tommy leżał w salonie i oglądał telewizję.

- Hej, wszystko okej? Jak się czujesz? - zapytałem, może nadal go bolało coś po wypadku.

- Może być. Zmęczony trochę jestem - powiedział.

- Rozumiem, jadłeś coś? 

- Na mieście jadłem - powiedział.

- Okej... Jakbyś miał na coś ochotę... Albo cokolwiek, możesz mi powiedzieć. Naprawdę wszystko, wystarczy że powiesz...

- Nie uszczęśliwiaj mnie na siłę. Po prostu nie rób tego na siłę - burknął. Popatrzyłem na niego z lekkim szokiem, nic się nie odezwałem. Pewnie miał mi za złe ten wypadek i całokształt, nie wiem co sobie wyobrażałem, że nagle nasze relacje się ocieplą i będzie normalnie? Jestem pojebany. 

Poszedłem do mojego pokoju, zrzuciłem z siebie koszulę, marynarkę i ubrałem dresy. Usiadłem na łóżku i złapałem doła, nie wiedziałem, że może mnie dopaść coś takiego bo przecież żyłem w przekonaniu, że mogę wszystko i jestem jakimś pierdolonym Bogiem. Jak widać uderzyła we mnie rzeczywistość, uderzyła we mnie dokładnie w tym momencie, gdy uświadomiłem sobie, że zależy mi na Thomasie. Nie wiem czy to prawdziwe uczucie, nie wiem czy to to, zresztą nawet jak - nie ma to znaczenia, bo dla niego jestem śmiecie i tyranem, i wcale mu się nie dziwię. 



Jest rozdział kochani. Myślę, że next w tym tygodniu będzie, ale nie mówię kiedy bo nie chcę pisać pod presją :) miłego wieczorku! x  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro