2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas:

Obudziłem się rano, sięgnąłem po telefon z nadzieją, że może przede mną jeszcze kilka chwil snu, ale za minutę miał już dzwonić budzik. Wstałem szybko i zacząłem się myć i ubierać, i dorzucać ostatnie rzeczy do plecaka żeby się nie spóźnić. Na dole krzątał się już Dylan, nie wiedziałem co mam powiedzieć, czułem się skrępowany całą sytuacją.

- O, dobrze, że jesteś – powiedział na mój widok – Tutaj są twoje klucze, te od bramy te od domu. Karta kredytowa, tutaj masz pin, hasło jakbyś chciał się zalogować na stronie – powiedział i wręczył mi to, a mnie się zrobiło zwyczajnie głupio.

- Dzięki... Ale... Trochę mi niezręcznie – wydukałem.

- Nie masz powodów by ci było niezręcznie. To nic takiego. Zjedz coś może, ja idę się ogarnąć i wychodzimy za dwadzieścia minut – powiedział i poszedł na górę. 

Jak mam być szczery to z tego wszystkiego aż mi się jeść odechciało, bo nadal stresowała mnie ta cała sytuacja. Zrobiłem sobie na szybko jakąś kanapkę do szkoły i czekałem w przedpokoju. Wystawiłem rękę przez okno, ale nie było zimno, więc mogłem wyjść w samej bluzie. Po chwili przyszedł Dylan, ubrany w obcisły garnitur w którym było mu bardzo do twarzy, gdy podszedł bliżej poczułem zapach jego intensywnych perfum i poczułem się przy nim gorszy, bo ja tak nie wyglądałem, wyglądałem przy nim jak zwykły nastolatek jadący do szkoły. 

- Jedziemy – zarządził i wyszliśmy przed dom. Oczywiście otworzył mi drzwi, traktując mnie jak zwykłego uległego, ale już nic nie mówiłem. Zerkałem na niego co chwilę, i cieszyłem się w myślach że chociaż nie jest jakimś starym obleśnym dziadem z brzuchem piwnym, bo wtedy bym chyba uciekł. Chociaż tyle, że jest przystojny i dobrze ubrany.

- Czemu właściwie nie zdałeś? – zapytał gdy jechaliśmy. Dziwne, że w ogóle zaciekawiło go coś co dotyczy mojego życia.

- Eeemm... Bo... Miałem ciężką sytuację w domu i musiałem pracować i nie udało mi się tego pogodzić – wydukałem, miałem nadzieję, że mu to wystarczy bo moje sprawy rodzinne to nie jest temat na który chciałbym rozmawiać.

- Teraz zdasz, za rok napiszesz maturę. Jakby co to załatwię ci korki, będzie wszystko okej – powiedział. Brzmiało to naprawdę miło, może nie jest aż takim tyranem na jakiego wygląda? Ciekawe jak bardzo by się wkurwił gdybym jednak nie zdał, on z góry założył, że wszystko będzie tak jak on chce. 

- Możesz nie podjeżdżać pod samą szkołę? Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że mam sponsora – powiedziałem mając na myśli konkretną grupkę chłopaków.

- Spoko, tu się zatrzymam – powiedział i zatrzymał się na uliczce wcześniej niż moja szkoła.

- To w tym miejscu będzie na ciebie czekał szofer, ma twój numer telefonu jakby co i będzie o tej o której kończysz zajęcia – powiedział Dylan. Przytaknąłem i wysiadłem z auta. Trochę mi się to nie podoba, że będę przywożony i odwożony, to nie jest wcale daleko i bez problemu mógłbym się poruszać autobusem albo pieszo. Ale chyba wolę się podporządkować niż z nim na ten temat dyskutować. 

Byłem już na terenie szkoły, przed wejściem stała grupka chłopaków którą chyba najmniej chciałbym widzieć.

- Co tam Sangster, dupa boli? – zapytał Will- przywódca tej całej paczki. Nic nie odpowiedziałem, chciałem jak najszybciej wejść do szkoły, ale on mnie złapał za bluzę i przygwoździł do ściany.

- Odpowiadaj, jak się ciebie pyta – powiedział. Cały drżałem, do szkoły wchodzili uczniowie, ale oczywiście nikt mi nie pomógł, każdy się ich bał i udawał że nic nie widzi. 

- Puść mnie – powiedziałem nieśmiało, ale nie miałem tyle siły by się wyrwać i tyle odwagi by krzyknąć głośniej, bo może mój krzyk by zwabił tu jakiegoś nauczyciela. 

- Zaraz zawołam nauczyciela! – usłyszałem znajomy głos mojego przyjaciela Liama.

- Dobra, spadamy. Ale z tobą nie skończyłem – powiedział Will i mnie puścił, po czym wraz ze swoimi kolegami weszli do szkoły.

- Nic ci nie jest? – zapytał Liam podbiegając do mnie.

- Nie... Nic... Mam ich dość – powiedziałem wkurzony. 

- Kiedyś to do nich wróci. Chodźmy teraz na lekcje – powiedział.

Will i jego paczka gnębią mnie od jakiegoś roku. Wyzywają od pedałów i tym podobne. Wszystko za sprawą tego, że jeden z nich widział mnie jak wysiadam z auta mojego klienta, oczywiście że nie raz mówiłem im, że to nie mój klient tylko znajomy, ale oni to tak podłapali, że zaczęli się na mnie wyżywać i chyba im się spodobało. I trwa to do tej pory, a nikt oprócz Liama nie może wiedzieć czym naprawdę się zajmuję. Dobrze, że paczka tych kretynów nie chodzi z nami do klasy, bo inaczej czułbym się zagrożony nawet na lekcji, a nie należę do osób, które się postawią komuś silniejszemu bo najzwyczajniej się boję. 

- Jak ten nowy... Nie wiem jak go nazwać – powiedział Liam gdy staliśmy przed salą, a ja próbowałem uspokoić moje nerwy związane ze starciem z grupką tych kretynów. 

- Sam nie wiem. Jak z nim dzisiaj gadałem, to wydawał się nawet okej. Przeraża mnie tylko to BDSM, i że jestem pod ciągłym nadzorem, i że musi wszystko być tak jak on chce. On jest typem człowieka który chyba nie umie przegrywać  – wyznałem, bo to co najważniejsze streściłem chłopakowi przez telefon. 

- Trochę słabo. Ale będzie ci lepiej niż w agencji, tak myślę, a przystojny chociaż? – zapytał chłopak.

- No... No przystojny. Nie jest starym dziadem jakiego się spodziewałem. Jest może z dziesięć lat starszy tak na oko. Wysportowany, elegancko ubrany. Typowy prawnik - podsumowałem. 

- Może nie okaże się taki zły, chociaż przystojny. Może będzie z tego jakieś love story? - zapytał i poruszył porozumiewawczo brwiami.

- O nie nie. Raczej nie - powiedziałem natychmiast. Dylan nie wygląda na osobę która by szukała kogoś na stałe. I ja też nie chciałbym kogoś kto mi tak rozkazuje. 

Swoją drogą chyba lepiej już mieć jednego partnera łóżkowego niż być w agencji i dostawać ciągle kogoś innego, kogo się nie zna, jakiegoś oblecha czy coś w tym stylu. To jest pocieszające.

Chwilę później przyszła nauczycielka od biologii i wpuściła nas do sali. Jak zawsze zajęliśmy z Liamem ostatnią ławkę i pootwieraliśmy podręczniki, żeby wyglądać na mądrych i zaangażowanych, zawsze tak robiliśmy by nauczycielka o nic nie pytała ani nie brała nas do odpowiedzi. Średnio lubiliśmy się uczyć, ja z uwagi na to, że przez pracę nie miałem zbyt siły na uczenie się, a Liam zawsze miał coś lepszego do roboty. I przez to też nie zdałem, miałem dwadzieścia lat a nadal siedziałem w drugiej liceum. Było mi trochę z tego powodu wstyd, od zawsze miałem problemy z nauką i moje oceny nigdy nie były zachwycające. Jednak celem na ten rok było przejście do klasy maturalnej.

Gdy nauczycielka mierzyła wzrokiem po klasie by znaleźć ofiarę do odpowiedzi my przeglądaliśmy zawzięcie podręcznik by w ostatniej chwili jeszcze coś zapamiętać, a gdy wyczytała nazwisko, które nie należało ani do mnie ani do Liama to odetchnęliśmy z ulgą i przybyliśmy sobie żółwika. Po biologii wyszliśmy za szkołę na tak zwaną palarnię i wyjęliśmy papierosy.

- Już myślałem, że mnie weźmie do odpowiedzi, matka by mnie zabiła jakbym kolejną pałę przyniósł – powiedział Liam odpalając papierosa i podając mi zapalniczkę.

- I tak się musisz do poprawy z matmy uczyć. Ja jak na razie nie mam poprawek, ale tak czy siak mam dość szkoły – westchnąłem zaciągając się.

- Nie wiem, moi rodzice myślą że skoro są lekarzami to ja jestem jakiś ultra uzdolniony i pójdę w ich ślady, a ja siebie widzę co najwyżej jako robotnik budowlany – powiedział chłopak.

- To i tak lepiej niż ja – powiedziałem i puściłem mu oczko. Bo czy może być coś gorszego niż sprzedawanie własnego ciała? Wstydziłem się tej pracy, ale nie umiałem nic innego.

- Kiedyś z tego wyjdziesz. Może dostaniesz jakiegoś olśnienia, i pójdziesz na jakieś studia i będziesz miał jakiś zawód. Zresztą, to zależy od tego całego Dylana, bo chyba wyłożył za ciebie niemałe pieniądze, więc to chyba on będzie decydował o twojej przyszłości – powiedział chłopak.

- Jak mu się znudzę, to mnie wypierdoli i wrócę z powrotem do burdelu. Nie wiem kurwa – powiedziałem lekko podłamany, bo zdałem sobie sprawę, że nic w moim życiu nie jest pewne. Nie mam pewności czy nagle nie zostanę bez dachu nad głową, czy nie zostanę pobity czy skatowany. Nic nie jest u mnie pewne.

Po wypalonym szlugu wróciliśmy na lekcje, na nasz ulubiony przedmiot którym była matematyka. Byliśmy kompletnymi debilami z matematyki, jak zawsze zajęliśmy ostatnią ławkę i chowaliśmy się za kimś wyższym od nas.

- Otwórzcie podręczniki tam, gdzie ostatnio skończyliśmy – powiedziała oschłym głosem nauczycielka. Szybko to zrobiliśmy i modliliśmy się w duszy, żeby żaden z nas nie musiał iść do tablicy, ale ja jakoś byłem częściej brany do tablicy niż inni, co mnie niemiłosiernie wkurwiało.

- Sangster, zadanie pierwsze – powiedziała, popatrzyłem na nią, wziąłem książkę i poszedłem do tablicy. Czułem jak wgapia się we mnie dwadzieścia osób, co dodatkowo utrudniało mi skupienie się na zadaniu. Spojrzałem na zadanie, które dotyczyło funkcji po czym sobie pomyślałem „ co to są kurwa funkcje?"

- Napiszesz coś, czy się zaciąłeś? – zapytała niemiłym głosem.

- Nie wiem jak to zrobić – powiedziałem cicho.

- Nie nowość. Weźmiesz się w końcu do nauki kiedyś, czy będziesz znowu powtarzał klasę? Bo z twoich ocen to wypada ledwo dwa. Z tego powodu nie stawiam ci dzisiaj jedynki, bo twoje oceny są już wystarczająco żałosne. Siadaj – nakazała, a ja czułem jak się we mnie wszystko gotuje ze złości. To nie było miłe, do tego czułem się upokorzony przed całą klasą. Usiadłem i zasunąłem za sobą głośno krzesło.

- Dunbar, kolejny geniusz, do tablicy – powiedziała. Ja się uśmiechnąłem pod nosem, bo zachowanie tej nauczycielki już mnie momentami bawiło, pastwiła się zawsze nad najsłabszymi osobami. Liam podszedł do tablicy, ktoś z pierwszej ławki coś mu podpowiedział, ale mimo to i tak zadania zrobić nie umiał i został odesłany do ławki.

- Co za kurwa, nienawidzę jej – powiedział oburzony chłopak, gdy wyszliśmy z sali.

- Jeśli znowu nie zdam, to nie kończę liceum. Nie będę znowu powtarzał klasy, mowy nie ma – powiedział wkurzony na to wszystko. Już nie mam siły kolejny rok siedzieć w drugiej klasie i użerać się z tą suką od matmy. 

Po kilku następnych lekcjach na których w sumie nic ciekawego się nie działo nadszedł czas na powrót do mojego nowego domu. No tak, ktoś po mnie miał przyjechać, chociaż ja wolałbym wracać sam. Może pogadam o tym z Dylanem, ale to chyba jak on będzie w dobrym humorze a we mnie pojawi się więcej odwagi. Poszedłem w miejsce w którym Dylan dzisiaj mnie zostawił, stało tam czarne auto a przed nim jakiś facet ubrany w garnitur.

- Thomas? Zapraszam – powiedział na mój widok i otworzył mi drzwi. Popatrzyłem na niego trochę zdziwiony, że wiedział że ja to ja i wsiadłem.

- Jestem Jerry i to ja będę cię przywoził i zawoził jeśli pan Dylan nie będzie mógł – powiedział i ruszył.

 Nadal byłem w lekkim szoku i uważałem, że nie potrzebowałem czegoś takiego jak szofer. Na szczęście nie było daleko i chwilę później byłem już w domu. Rozejrzałem się, ale nikogo tu nie było. Dylan pewnie pracuje, nawet nie wiem do której. Przebrałem się i zrobiłem sobie coś szybkiego do jedzenia, nie czułem się tu komfortowo, to nowe miejsce i bałem się, że zrobię coś źle i Dylan na mnie nawrzeszczy. 

Postanowiłem usiąść do lekcji, starałem się zrozumieć coś z matmy ale nie umiałem, szło mi to tak opornie. I mam niby więcej czasu niż jak byłem w agencji, ale ten przedmiot sam do siebie mnie zniechęcał, do tego ta pieprznięta nauczycielka. Później przeglądałem inne książki by na jutro na lekcje coś wiedzieć, ale ciężko było mi to nadrobić, bo chyba zapomniałem jak się uczy. Czas mi zleciał szybko, na dworze się ściemniało, i usłyszałem jak ktoś wszedł do domu. Nie wiedziałem jak mam się zachować, pójść na dół i się przywitać, czy czekać aż on tu przyjdzie. Udałem więc zajętego nauką. Po chwili drzwi od mojego pokoju otworzyły się.

- Byłem w twojej szkole – powiedział Dylan – I mam hasło do dziennika i widziałem twoje oceny. Czemu mi nie powiedziałeś, że masz takie problemy z nauką? – zapytał, a w tonie jego głosu wyczułem lekkie poddenerwowanie. 

- Eee... Jakoś sobie poradzę – powiedziałem nieśmiało.

- Od jutra masz korki z matematyki, jeśli będziesz potrzebował z innych przedmiotów to mi powiedz. Masz mi wszystko mówić, jasne? Nic nie możesz przede mną ukrywać – powiedział poirytowany. Swoją drogą kiedy ja miałem mu coś powiedzieć, skoro jego wiecznie nie ma, nie wiem nawet kiedy mogę się odezwać żeby go nie wkurwić i on nie pyta. 

- Przepraszam – powiedziałem niepewnie.

- Za dziesięć minut w pokoju na końcu korytarza – powiedział i wyszedł. Patrzyłem w osłupieniu na drzwi, które przed momentem się zamknęły. 

Czy to już ten czas, że zrobimy to po co mnie kupił?





Hmm, po co Dylan kazał pójść Thomasowi do pokoju na koncu korytarza dowiecie się chyba w środę 😗💦

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro