22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan: 

Skończyłem co miałem zrobić i postanowiłem pójść do Thomasa, który czekał na mnie w aucie. Nie byłem na niego ani trochę zły, powiem więcej, nawet mnie bawiła jego ciekawość i poświęcenie. Wsiadłem do auta i zobaczyłem jak Thomas się odsuwa przerażony jak najbliżej szyby.

- Słońce, nic ci nie zrobię przecież - powiedziałem i złapałem chłopaka za rękę na co ten drgnął.

- J-Jak to - wyjąkał śmiertelnie wystraszony.

 - Tak to. Głodny jesteś? Pojedziemy na późną kolację? - zaproponowałem na co chłopak skinął nieśmiało głową.

- I ty tak po prostu nic z tym nie zrobisz, za to że cię oszukałem i śledziłem? - spytał niedowierzająco.

- Nie. A co miałbym z tym zrobić. Skoro już się dowiedziałeś trochę co w sumie było tylko kwestią czasu, to muszę ci już powiedzieć co i jak. Ale już się wyluzuj, wyglądasz jakbyś miał zemdleć - powiedziałem widząc nadal przerażonego chłopaka.

On się mnie tak bał, no ale to była moja wina tylko i wyłącznie. Dojechaliśmy do centrum i poszliśmy do knajpy urządzonej w fajnym luźnym klimacie. Zamówiłem coś dla nas bo Thomas siedział nadal zszokowany i przestraszony i wróciłem do stolika. 

- Tommy - powiedziałem i złapałem go za rękę, chłopak się lekko speszył i popatrzył nieśmiało.

- Jest w porządku, w sumie nie dziwię ci się, że byłeś taki ciekawy skoro nic ci nie mówiłem - zacząłem delikatnie rozmowę.

- Nie dawało mi to spokoju co robisz na boku - wyznał chłopak.

- Okej. No to czas żebyś poznał prawdę. Ja bronię w sądzie osób które są jakimiś ważnymi osobistościami albo bardzo dzianymi. Z pomocą kilku osób zmuszamy świadków do fałszywych zeznań na policji, do fałszywego zeznawania w sądzie. I oprócz tego wrabiamy w to kogoś innego, ale to już raczej porachunki między mafią - wyjaśniłem po krótce, chłopak patrzył jak zahipnotyzowany.

- Co? - zapytał zdziwiony.

- No tak. Tym się zajmuję - podsumowałem.

- Ale to nielegalne - powiedział blondyn na co się uśmiechnąłem lekko.

- Mam znajomości praktycznie wszędzie więc wszystko da się zrobić. I dzięki temu mamy dużo hajsu - powiedziałem.

- A kasyno? - spytał po chwili, a ja popatrzyłem na niego zdziwiony i się cwaniacko uśmiechnąłem.

- Widzę, że przed tobą nic się nie da ukryć - powiedziałem, Thomas czekał w napięciu aż coś powiem.

- W kasynie bywam często z Derekiem i gramy sobie. Czasem też organizujemy nielegalne rozgrywki u któregoś w domu, ale u mnie raczej już się to nie odbywa - wyjaśniłem. Chłopak był w szoku.

- I ty tak po prostu zastraszasz ludzi i zmuszasz do fałszywych zeznań? Jak ty tak...

- Tommy, to i tak są lekkie metody. Kiedyś obciąłem komuś dwa palce u ręki - wspomniałem i na samą myśl o tamtym zajściu chciało mi się śmiać, bo facet naprawdę nie chciał współpracować więc trzeba go było do tego jakoś przymusić.

- Co? Jak tak możesz? - pytał Thomas, w sumie mogłem nie wspominać, on jest za delikatny na takie rzeczy.

- Ah. Tommy no taki jestem. Jestem sadystą. Ale w stosunku do ciebie już nie i staram się bardzo o ciebie - powiedziałem i pogładziłem chłopaka po ręku - Z mojej strony nie masz się czego obawiać - dodałem, a chłopak złapał mnie za rękę, uśmiechnąłem się bo on nie był raczej skory do takich gestów. 

- A jak kiedyś cię zamkną w więzieniu? - spytał.

- Nie zamkną. Nie musisz się martwić - powiedziałem pewny siebie. Ten świat był tak zbudowany, że jeśli masz dużo kasy i znajomości to możesz wszystko, i możesz robić nawet największe świństwa i oszustwa - za kasę da się wszystko. 

Mimo tego co mu powiedziałem kolacja przebiegła miło i przyjemnie, później poszliśmy na spacer i miałem wrażenie, że gdy powiedziałem Thomasowi to co go tak bardzo gryzło - czyli czym się zajmuję to nasze relacje się jakby oczyściły. 

Wróciliśmy do domu. Thomas w sumie nie wyglądał na jakiegoś bardzo zmieszanego tym czym się zajmuję. Siedzieliśmy w salonie i piliśmy wino, nie myślałem że jeszcze kiedykolwiek spędzę z nim taki miły wieczór. Miałem ochotę go pocałować, ale wiedziałem że nie mogę bo zaraz się spłoszy albo pomyśli, że chodzi mi tylko o jedno, chociaż i tak ciężko mi było trzymać ręce przy sobie i co jakiś czas kładłem dłoń na jego kolano i rękę, nie umiałem się przy nim opanować, ale już mu to jakoś zbytnio nie przeszkadzało. 

Thomas:

Byłem trochę zmieszany tym co powiedział mi Dylan, zresztą kto by nie był. Byłem też zdziwiony jego zachowaniem, przecież go kłamałem co do wyjść, tak naprawdę go śledziłem, odkryłem to czego on mi powiedzieć nie chciał, a po tym wszystkim tak po prostu zabrał mnie na kolację i pogadaliśmy o tym wszystkim. 

Od kilku dni Dylan nie miał dla mnie zbyt dużo czasu, mówił że ma bardzo ciężką rozprawę i dużo spraw. Ja zająłem się szkołą i swoim życiem, a między nami panowała normalna atmosfera. 

Był wieczór przed ważną rozprawą Dylana, chłopak nie wyglądał najlepiej. Zresztą widziałem to od paru dni jak chodził zdenerwowany i zestresowany. 

Zszedłem na dół do salonu gdzie siedział brunet i patrzył się w jeden punkt.

- Martwisz się jutrem? - spytałem wchodząc do pomieszczenia. Dylan ocknął się po chwili i popatrzył na mnie.

- Trochę - powiedział z gorzkim uśmiechem. To było do niego niepodobne , zawsze był taki pewny siebie. Podszedłem bliżej i usiadłem obok niego. 

- Będzie dobrze. Będę trzymał kciuki, jak będziesz miał ochotę to gdzieś jutro pójdziemy wieczorem - zaproponowałem.

Miałem zbyt dobre serce chwilami, rzecz jasna nadal pamiętałem o tym jak Dylan mnie początkowo traktował, ale widząc jego zdenerwowanie zrobiło mi się go szkoda. 

- Dobrze Tommy - zgodził się brunet i przysunął się bliżej po czym objął mnie troskliwie - Wiem, że do wakacji jeszcze trochę, mamy marzec, ale pomyśl gdzie chcesz jechać na wakacje - powiedział chłopak . 

- A... Nie wiem... Nie wiedziałem, że gdzieś chcesz jechać - powiedziałem zdziwiony.

- Pojedziemy gdzie będziesz chciał. Nie wiem na jakieś Hawaje, Bali czy cokolwiek. Będziesz miał porządne wakacje - powiedział chłopak. 

Było to miłe, ze chciał gdzieś jechać ze mną na wakacje. Siedzieliśmy jeszcze trochę i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. 

Z samego rana wstałem, postanowiłem zrobić Dylanowi śniadanie i kawę. Wiedziałem, że będzie dzisiaj zdenerwowany, wiec pomyślałem że zrobię chociaż tyle. Po siódmej usłyszałem jak na górze dzwoni budzik. Po chwili do kuchni przyszedł chłopak i wyglądał na zdziwionego widząc mnie w kuchni. 

- Hej, nie spodziewałem się ciebie tutaj z rana - powiedział.

- Zrobiłem ci śniadanie - wyjaśniłem i wskazałem na stół. 

- O... To bardzo miłe. Pójdę się tylko ogarnąć i zaraz zjemy - powiedział i zniknął na schodach prowadzących na górę.

Za kilka minut wrócił Dylan, ubrany jak zawsze w elegancki opinający się na nim garnitur dodający mu jeszcze dodatkowego uroku. Wyglądał bardzo przystojnie, aż na moment się zapomniałem. 

- Dobrze się czujesz? - spytał po chwili. 

- Pewnie - przytaknąłem karcąc się na chwilę w myślach, przecież to ta sama osoba, która robiła mi krzywdę.

Thomas, opamiętaj się. 

Zjedliśmy i Dylan odwiózł mnie do szkoły.

- Będzie dobrze Dylan - powiedziałem na wychodne.

- Mam nadzieję. Do później Tommy - powiedział brunet i nachylił się nade mną, wyglądało to jakby chciał mnie pocałować, zastygłem w miejscu, Dylan jakby się opamiętał i uśmiechnął do siebie lekko odsuwając się - Do potem - dodał.

Szybko wysiadłem, sytuacja wyglądała trochę jednoznacznie, dobrze że Dylan się opamiętał, nie wiem co bym zrobił gdyby mnie pocałował.

Powlokłem się niechętnie do szkoły, jedynym pozytywem było spotkanie tam Liama, który swoją drogą był mi  bardzo bliską osobą, i wchodząc do budynku przyszła mi taka myśl do głowy, że każdy w swoim życiu zasługuje na takiego Liama.

Dylan: 

Wyszedłem z rozprawy. Byłem załamany. Pierwszy raz poszło coś nie po mojej myśli. Byłem tak pewny siebie, że mnie to zgubiło. Nie spodziewałem się, że w sprawie pojawią się jakieś nowe dowody i moja klientka - żona bosa mafii będzie nie do wybronienia. 

Stanąłem na korytarzu przy parapecie łapiąc oddechy, po czym ze złością walnąłem pięścią w parapet. Po chwili podszedł do mnie jej mąż.

- Myślisz, że ci to tak ujdzie? - spytał zbliżając się na niebezpiecznie bliską odległość. 

- Nie wiedziałem o żadnych nowych dowodach. Musiały się pojawić nagle, nikt mnie nie poinformował - wyjaśniłem, ale wiedziałem że moje śmieszne wyjaśnienia nie zdadzą się tu na wiele. Zadarłem z mafią.

- No to masz teraz problem, przez ciebie moja żona idzie do pierdla - warknął, był tak agresywny, że miałem wrażenie że gdyby nie fakt, że jesteśmy nadal przed salą sądową to by mi przyłożył.

- Gdyby twoja żona nie dopuściła się zabójstwa i innych przekrętów o których pojęcia nawet nie miałeś, to by nie było całej sprawy - powiedziałem poirytowany. No do cholery, nie jest to moja wina. 

- Gwarantuję ci, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie - powiedział oburzony i wyszedł z sądu trzaskając drzwiami do tego stopnia, że huk poniósł się po całym budynku. 

Rozejrzałem się dookoła, i szybko ulotniłem się stąd. Wsiadłem do auta, widziałem jak Johnson - bo tak miał na nazwisko mąż tej kobiety odjeżdża z piskiem opon z parkingu.

Złapałem kilka miarowych oddechów i również odjechałem. Byłem dosyć przybity, nie często zdarzało mi się przegrywać sprawy. Do tego w głowie ciągle brzmiały mi słowa mężczyzny, że jeszcze się kiedyś spotkamy. Nie wiem w jakiej formie on przewiduje zemstę na mnie, ale na pewno ona nastąpi. 

Wróciłem do domu. Thomasa jeszcze nie było, był w szkole. Postanowiłem nie dawać po sobie znać że jest coś nie tak. Nie chciałem żeby chłopak zamartwiał się jeszcze dodatkowo mną. I tak samo życie ze mną było wystarczająco stresujące. Jednak wiedziałem, że ciężko będzie mi udawać że wszystko jest w porządku. Z tyłu głowy ciągle brzmiała mi groźba mężczyzny, miałem tylko nadzieję, że jego zemsta nie odbije się na niewinnym niczemu blondynie.

Aby się trochę odstresować nalałem sobie do kieliszka czerwonego wina, oczywiście niedużą porcję, bo jednak do końca życia zapamiętam nauczkę gdy po alkoholu prawie skrzywdziłem Thomasa. To była dla mnie dożywotnia nauczka.

Zadzwoniłem do moich ludzi żeby mieli tego bandytę na oku, nigdy nie wiadomo co on kombinuje i czy już teraz nic mi nie zagraża, Zresztą mi jak mi, najważniejsze żeby blondyn był bezpieczny. Po chwili wykonałem telefon również do Dereka.

- Halo? - odebrał mój przyjaciel.

- Hej Derek - powiedziałem z lekko drżącym głosem.

- Słyszałem co się stało. Wieści szybko się rozchodzą - powiedział ciemnowłosy, tylko czekać aż każda jedna osoba z branży będzie o tym wiedziała.

- Jestem jednocześnie wkurzony, zawiedziony, zły na samego siebie i odczuwam ogromny niepokój. Ten bandyta powiedział mi, że nie widzimy się po raz ostatni. Podejrzewam, że planuje jakąś zemstę, Aż się boję pomyśleć o co chodzi. Derek ja się do cholery naprawdę czegoś teraz boję - powiedziałem do słuchawki siadając na kanapie w salonie. 

- Oj Dylan szczerze mówiąc masz takie znajomości, swoich ludzi że w sumie nie powinno ci nic wielkiego grozić z jego strony. Nie przejmuj się tak.

- Ciężko się nie przejmować - powiedziałem po czym usłyszałem przekręcanie klucza w drzwiach - Słuchaj muszę kończyć jesteśmy w stałym kontakcie.

Po chwili do domu wszedł Thomas. Blondyn miał uroczy artystyczny nieład na głowie, rzucił plecak w kąt i zaczął zdejmować kurtkę. Chyba nie był świadomy, że jestem już w domu. Wychyliłem się zza ściany.

- Hej Tommy - powiedziałem z lekkim uśmiechem. Chłopak na początku się chyba przestraszył, ale po chwili uśmiechnął się.

- Jak sprawa? - zapytał i od razu usiadł obok mnie. Popatrzył na kieliszek wina i chyba zastanawiał się czy jest okazja do świętowania czy do rozpaczy.

- Hmm... Niestety nie wszystko idzie zawsze po mojej myśli - powiedziałem starając się wcale nie wyglądać na spanikowanego i zmartwionego. Blondyn uniósł lekko brwi i przypatrywał się oczekując na dalsze rozwinięcie wypowiedzi. 

- Widzisz Tommy pierwszy raz od bardzo długiego czasu przegrałem sprawę. Stąd moja prośba, gdy będziesz gdzieś wychodził po prostu na siebie uważaj. Mam nadzieję, że to na mnie się zemszczą a nie na tobie. Po takich ludziach nigdy nic nie wiadomo. Wiem, że życie ze mną wiele cię kosztuje - powiedziałem obserwując lekko zmieszaną minę Thomasa. Musiałem go jakoś delikatnie ostrzec, jednak starałem się nie brzmieć na jakiegoś bardzo spanikowanego. Chłopak wyjął mi z ręki kieliszek czerwonego wina po czym popił kilka głębokich łyków. Przeczesał nerwowo ręką swoją blond czuprynę i popatrzył na mnie. 

- Co ma być to będzie. Mam nadzieję, że nic ci się nie stanie. Nie wiem co ja bym zrobił gdyby ciebie zabrakło, jesteś jedyną bliską mi osobą i trochę się martwię - powiedział blondyn, a mi zrobiło się aż w środku ciepło na samo wspomnienie o martwieniu się o mnie. Przysnąłem się bliżej blondyna i objąłem go po czym pogłaskałem go po plecach.

- Jeśli tobie się coś stanie to ich po prostu rozpierdolę - szepnąłem na ucho Thomasowi na co chłopak zaczął się cicho śmiać. Może dla niego było to zabawne, ale ja powiedziałem mu najszczerszą prawdę, byłbym zdolny zabić tego kto znowu zrobi mu krzywdę. Chociaż nie wiem czy nie jest to trochę hipokryzja, bo z mojej strony doznał już wystarczająco krzywdy i bólu Więc może sam powinienem siebie zajebać. Ale wiedziałem że nie dam nikomu zrobić mu krzywdy, a już na pewno nie za moje błędy, bo jedyną osobą której należy się wpierdol jest jestem ja. 

.

.
Wróciłam, dzień dobry ❤️🌺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro