🖕Rozdział 2🖕

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niebo. Gwiazdy. Trawa.

Nic więcej.

Jednego w sumie brakuje.

Jego.

Mojego chłopaka.

I teraz wszystko trzyma się kupy.

Jest odemnie starszy. Na imię mu Kamil. On jako jedyny mnie rozumiał. Był cząstką mnie. Jest cząstką mnie. Wiem że pewnie ktoś z was by mnie teraz zajebał tasakiem. Czemu? Bo jestem...

... gejem.

Nic do takich ludzi nie mam. Każdy ma prawo do własnych decyzji. Tak jak moją decyzją było zostanie homo. Chociaż to nie decyzja. To... Poprostu mi było pisane.

Bóg (Jeżeli wgl istnieje) powiedział:

- Ten chłopiec będzie gejem.    Niech się stanie.

I się stało.

Smutne jest to że ludzie (przynajmniej nie wszyscy) mnie nie tolerują.

Dobra... To ma być o moim pojebanym życiu, a nie o moim pojebanym homoseksualizmie.

Tak... Znacie jakiśch fałszywców.

Ja tak.

No bo jak świat dowiedział się o moim homoseksualizmie?

Tak więc dzisiejsze parę ostatnich zdań zostanie im poświęcone.

Kto nie lubi fałszywców? Ręka do góry.

Oni poprostu się boją że coś będzie na nich.

Bronią się obgadując innych.

- On ma gorszy sweter.

- Sam masz nie lepszy idioto.

#

- On jest gejem.

- Ta! Ty pewnie też.

#

STRACH!

Obgadujesz a sam jesteś obgadywany.

Każdemu zdarzyło się kogoś obgadać choć raz.

Ja sam się przyznaję.

Ale fałszywy nie jestem.

Trzymam z jednym.

A ty?

Siemanko! Więc jestem zjebem w 100%. Nie wiem czemu, ale próbuje wam to udowodnić. I pokazać że każdy ma prawo głosu, wyboru, decyzji. To ja lece. Wam też w wakacje radzę się dobrze zabawić. Papa.

P.S. Komu nie pasują coinsy na wattpadzie? Mi nie pasują.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro