I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ze snu wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka, łomotanie do drzwi i okrzyk:

— Gizela, wstawaj! Pobudka!

Po chwili moja matka oddaliła się, aby obudzić Delfinę, a ja przewróciłam się na drugi bok i zjechałam z łóżka na drewnianą podłogę. Wstałam i poszłam do łazienki, aby przepłukać twarz zimną wodą. Zerknęłam na swoją twarz w lustrze. Nie tak źle.

Otwarłam szafę i przejrzałam pobieżnie jej zawartość. Zdecydowałam się na białą suknię ze złotymi wzorami — sięga mi do stóp, więc mama nie zauważy, jeśli nie założę szpilek — zawsze byłam bardziej wrażliwa na dotyk i ból, więc szpilki były dla mnie prawdziwym koszmarem. Otworzyłam szufladę z bandażami i przekopałam się przez nią, aby znaleźć ten pasujący do tej sukienki. Ściągnęłam koszulę nocną i wciągnęłam luźną suknię przez głowę. Uderzyłam w dzwonek na biurku, aby wezwać Elsie do pomocy z bandażami.

Czekałam zaledwie dwie minuty, kiedy Elsie zapukała delikatnie do drzwi.

— Możesz wejść! — krzyknęłam.

Elsie otwarła drzwi i weszła do pokoju. Jej półdługie mysie włosy były spięte w ciasny kok, a bladozielone oczy skromnie spuszczone w dół.

— Jestem, panienko.

— Możesz mi pomóc z bandażami? — podałam jej długi kawałek materiału i oparłam się rękami o ścianę.

Elsie z wprawą owinęła moje biodra, talię i klatkę piersiową bandażem, a następnie przypięła końcówki ozdobną broszką przy moim lewym ramieniu.

— Potrzebujesz pomocy jeszcze z czymś innym, panienko?

— Możesz mi ułożyć włosy.

Usiadłam przed toaletką w łazience, a Elsie zaczęła czesać moje długie włosy, a następnie spięła je w misterny warkocz. Dziewczyna służy mi już od piętnastu lat, ale nadal zachwycają mnie jej umiejętności układania włosów.

— Dziękuję ci, Elsie. Możesz odejść.

Elsie dygnęła i wyszła z pokoju.

Odchyliłam się do tyłu i spojrzałam przez drzwi łazienki na zegar — siódma trzydzieści. Wstałam, ubrałam buty i wyszłam z pokoju.

Szybkim krokiem pokonałam korytarz i zeszłam po schodach. Skręciłam w lewo i otworzyłam duże, ciężkie drzwi prowadzące do biblioteki.

— Gizela, witaj, woda jest już nastawiona, zaraz zrobimy herbatę. — To była Ursula, niska starsza pani, nasza bibliotekarka. Bardzo lubiłam z nią rozmawiać, a ona uwielbiała wyszukiwać dla mnie białe kruki, które pochłaniałam hurtowo.

— Witaj Ursulo. Dzisiaj mam tylko piętnaście minut, więc zrób herbatę tylko dla siebie, ja wypiję przy śniadaniu.

Ursula zrobiła urażoną minę.

— Nie, nie, kochana, odpowiednie nawodnienie jest bardzo ważne. O, chyba czajnik gwiżdże.

Swoim typowym, kaczym krokiem Ursula podreptała na zaplecze. Poranna herbata była naszym swoistym rytuałem, nie było żadnych szans, że Ursula mi ją odpuści. Poszłam za nią.

Zaplecze było bardzo przytulnym miejscem. Było tu jedno okno, aneks kuchenny i dwa bardzo wygodne krzesła. Ursula zalała ekspresówki w naszych kubkach i usiadła na krześle. Wzięłam do rąk swój i usiadłam obok niej.

Ursula pochyliła się, po czym wyjęła spod krzesła dwie książki. Jej oczy rozbłysły znanym mi podekscytowaniem.

— Ta tutaj — Zdmuchnęła z twarzy siwy kosmyk i podała mi książkę owiniętą papierem. — to Syrena Kiery Cass, z 2016. Pierwsze wydanie.

— Czyli ma ponad... siedemdziesiąt lat. Dość stara.

— Dość stara? Kochana, jest to jeden z cenniejszych białych kruków. Istnieją tylko cztery egzemplarze, reszta uległa zniszczeniu w wojnie albo gdzieś zniknęła. Niektórzy wyłożyliby sporo pieniędzy, żeby zdobyć tę książkę. — Jej policzki poróżowiały, a wąskie usta uśmiechały się lekko, gdy robiła przerwy na oddech. Jak zawsze, gdy opowiadała mi o książkach. Wzięłam łyk herbaty. — A tutaj masz coś nowszego — dodała, podając mi drugie, dość obszerne tomiszcze. — Zniewolona Jonathana Isaaca. Napisana w 2040, pod koniec wojny. Co ciekawe, jest oparta na prawdziwej historii. Autor wymieszał historię swojej matki i dziewczyny, którą poznał, kiedy jeździł po kraju i opisywał wojnę. Był dziennikarzem. Ciekawe jest to, że imienia dziewczyny nie wspomniał ani razu w swoich artykułach i reportażach, po prostu nigdzie.

— Tożsamość zgubiona w mroku dziejów... — wyszeptałam.

— A jakże, kochana. — Ursula podniosła głowę i spojrzała na zegar. Podążyłam za jej wzrokiem. Siódma pięćdziesiąt pięć. Poczułam przerażenie.

— Muszę iść Ursulo! Dzięki za herbatę! — W progu stanęłam jeszcze na chwilę, dotknęłam ust małym palcem lewej dłoni i pomachałam nią Ursuli. Gest pożegnania. Kobieta odwzajemniła go z lekkim uśmiechem, a ja prawie biegiem wyszłam z biblioteki i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Wpadłam do środka, ostrożnie położyłam książki na szafkę nocną i wybiegłam. Schody, korytarz, zakręt. Zatrzymałam się na chwilę, by wyrównać oddech i, spóźniona tylko o dwie minuty, weszłam do jadalni.

Moja matka zmierzyła mnie wzrokiem. Jej suknia była bladozielona, a włosy spięte w ciasny kok.

Moja siostra Delfina pomachała do mnie i uśmiechnęła się głupio. Miała na sobie beżową suknię, a jej bandaż sięgał od połowy ud do klatki piersiowej. Odmachałam jej.

Obie były bardzo szczupłe, ale Delfina miała więcej po tacie — proste czarne włosy i ciemne oczy. Była idealna — szczupła, wysoka, piękna. Nie to co ja — niska, przeciętna. Włosy miałam po mamie, ale nie kręciły się tak mocno jak jej. Moje były najwyżej lekko falowane.

Zajęłam swoje miejsce przy stole, nadal mierzona spojrzeniem matki.

— Gizelo... spóźniłaś się.

— Wiem..., ale to tylko dwie minuty.

Zimne spojrzenie matki nie pozostawiało wątpliwości, co sądzi o tych „dwóch minutach".

— Cześć, ufoludku. — Delfina nazywała mnie tak odkąd byłyśmy małe. Moje przyduże oczy i dziwny kształt głowy rzeczywiście sprawiał, że wyglądałam jak kosmita.

— Cześć, Delfina — uśmiechnęłam się do niej. Piękna czy nie piękna, kochałam swoją siostrę.

Posiłek upłynął w milczeniu — matka wymagała ciszy podczas jedzenia. Delfina, jak zwykle zresztą, nałożyła sobie najwięcej z nas trzech. Nie wiem, jak ona to robi, ale jest strasznym głodomorem, a mimo to figury pozazdrościłoby jej naprawdę wiele osób. Matka zawsze nakładała sobie bardzo mało — aż dziw, że nie mdleje przed obiadem. Mnie całe to  odchudzanie nie obchodziło — i tak nie powalałam wyglądem — więc zjadałam tyle, ile potrzebowałam, nie za dużo, nie za mało.

Matka odłożyła sztućce i odezwała się:

— Pamiętacie dzisiejszy plan?

— Zaraz jest wykład z historii i geografii, potem obiad... — zaczęła Delfina. Widziałam, jak cieszy się mentalnie na myśl o obiedzie.

— Zamiast kolacji jest bankiet z twoimi partnerami biznesowymi. — Mama była ważną osobistością w naszym kraju. Nasz ojciec, zanim zginął, prowadził dość sporą wytwórnię broni białej, a po jego śmierci, przejęła ją matka. — To chyba tyle — dokończyłam za nią.

Matka zmierzyła mnie spojrzeniem.

— To tyle? Nie zapomniałaś o czymś?

— Raczej nie.

Pokiwała głową w wyrazie dezaprobaty.

— Gizela, po południu idziesz do Przepowiadaczki. Jak mogłaś o tym zapomnieć?

Pokiwałam tylko powoli głową i nic nie odpowiedziałam.

— Możecie iść, macie pięć minut przed wykładem.

Razem z Delfiną wstałyśmy i wyszłyśmy z pomieszczenia.

— Jak myślisz, ufoludku, ile masz żyć? — Ona sama miała swoją wizytę dawno za sobą i mogła się pochwalić aż siedmioma życiami.

— Cóż, na pewno więcej niż ty! — zaśmiałam się. Delfina szturchnęła mnie w bok. Lekko się skrzywiłam, ale nie dałam po sobie poznać, że mnie zabolało.

— No jasne, na pewno — odparła sarkastycznie. — A jak tam z twoją Monetą, nadal nic?

— Nie-e. Ale mówię ci, już niedługo ją znajdę. — Delfina swoją Monetę znalazła cztery lata temu, kiedy miała czternaście lat. Jest Syreną i ma piękny, beżowy, nakrapiany ciemniejszymi plamkami ogon.

Moneta pozwala stać się jedną z czterech Postaci — Syreną, Przepowiadaczką, Uzdrowicielką lub Wojownikiem. Każdy z nas znajduje swoją Monetę między dwunastym, a siedemnastym rokiem życia. Ja miałam szesnaście lat, więc mój zegar tykał.

— Powodzenia, ufoludku.

Doszłyśmy do salonu, gdzie odbywały się wszystkie nasze lekcje. Delfina otwarła drzwi, a ja chciałam wejść, ale zatrzymała mnie ręką.

— Nie, nie, ufoludku. Kto otwiera drzwi, ten wchodzi pierwszy. — Weszła do salonu z głupim uśmiechem na ustach, a ja wślizgnęłam się za nią, zanim drzwi się zamknęły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro