Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Clarke~

Ja i Bellamy spotykaliśmy się już trzeci miesiąc. Bałam się, że po incydencie z dzieckiem, które razem znaleźliśmy, coś może się zepsuć, że Bellamy'ego odstraszy mój nagły, niekontrolowany atak instynktu macierzyńskiego. Na całe szczęście trafił mi się najbardziej wyrozumiały człowiek na całej Ziemi.

Jasper trzymał gębę na kłódkę, więc nikt więcej nie miał prawa dowiedzieć się o moim związku z Bellem, który tak swoją drogą, wyszedł z mojego pokoju jakieś dziesięć minut temu. Leżałam w samej bieliźnie, którą ubrałam przed chwilą, na łóżku, przykryta jasnoniebieskim kocem i rozmyślałam. Zastanawiałam się, kiedy nadejdzie właściwy moment, żeby podzielić się naszą tajemnicą z resztą świata. Twierdziłam, że trzy miesiące to zdecydowanie zbyt krótko. Bellamy nie protestował jakoś, więc zapewne rozumiał, o co mi chodzi i nie przeszkadzało mu to. Chociaż moje zdanie odnośnie ,,przeszkadzania" prezentowało się nieco inaczej. Chowanie się, wychodzenie ukradkiem z pokoi, brak jakichkolwiek pieszczot w miejscach publicznych, poza tym jedynym incydentem, nad którym Bell nie zapanował. Uśmiech sam z siebie wpełznął na moją twarz, na wspomnienie tego zdarzenia, przerażonego bruneta i zszokowanych twarzy moich przyjaciółek. Te wszystkie rzeczy, które zmuszeni byliśmy ukrywać... To zaczynało nam ciążyć coraz bardziej, liczyłam, że z czasem się do tego przyzwyczaimy, ale nie. Nadal nie byłam w stanie się skupić na swojej robocie, kiedy Bellamy wyjeżdżał poza Arkadię, dostawałam szału, kiedy inne dziewczyny go podrywały... Ale w sumie, nie powinnam ich o to winić, myślały, że jest wolny.

Kiedy ostatnimi czasy, Murphy przyłapał mnie na ich korytarzu, musiałam wziąć na siebie tę odpowiedzialność za nasz sekret i udawać, że kogoś mam. Półtora miesiąca temu tylko się ze mnie wyśmiewali i dopytywali o szczegóły, ja jednak postanowiłam mieć całą tę sprawę w głębokim poważaniu. I właśnie z tego wynikły kolejne kłopoty. Mogłam im powiedzieć, że z nim zerwałam, ale wstyd było mi się przyznać przed samą sobą, zapomniałam o tym. Poprzedniego dnia Octavia, Raven i Harper wypytywały mnie, co tam z moim wybrankiem. Przez moment przestraszyłam się, że może im chodzić o Bellamy'ego, dopóki nie padło pytanie ,,Kiedy go poznamy?". Nie powiem, zaczerwieniłam się w tamtym momencie i to dość wyraźnie. Raven z jakiegoś dziwnego powodu to zaniepokoiło i zaczęła mnie dopytywać, czy ten chłopak czasem nie zrobił mi krzywdy. Poczułam się jeszcze gorzej, a nie podejrzewałam, że to w ogóle możliwe. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji poinformuje wszystkich, że z nim zerwałam, tak dla świętego spokoju.

Wpatrywałam się w ciemnoszare zacieki na suficie, kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Zerknęłam leniwie w ich stronę i ujrzałam mechanik.

-Czekasz na niego? -Zapytała, wychylając głowę.

-Nie. -Burknęłam obojętnie i wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia.

-Czyli... Mogę wejść?

Nie byłam pewna, dlaczego zadała te pytanie, najwyraźniej odpowiedź była dla niej oczywista i nie oczekiwała mojej zgody, po prostu weszła i położyła się obok mnie.

-Jak tylko pozbędę się tego obciążenia... -Poklepała się po brzuchu, który powoli zaczynał być coraz bardziej widoczny. -...To wezmę się porządnie za naprawę kanalizacji. Te plamy są tak irytujące! -Uniosła głos i wskazała palcem sufit.

-Po co przyszłaś? -Zapytałam, nie odrywając wzroku od zacieków.

-Martwię się o ciebie. -Westchnęła smutno. -Nie wygląda mi to wszystko na normalny związek.

-Już nie jesteśmy razem -Przyznałam obojętnie.

-Serio? -Brunetka uniosła się na łokciach i spojrzała w moją stronę.

-Tak naprawdę to już od dawna. Nie miałam ochoty o tym gadać.

-Czemu?

-A ty, mówisz mi o wszystkim? -Nareszcie zebrałam się, żeby na nią spojrzeć. Już kiedyś się o to kłóciłyśmy, a ja prawdopodobnie doprowadzę do tego po raz kolejny. -O tobie i Murphy'm, na przykład. -Odwróciłam wzrok.

-To jest tak skomplikowane, że sama nic z tego nie rozumiem. -Westchnęła. -To niby była tylko jedna, nic nie znacząca noc, ale zbliżyliśmy się do siebie. Octavia stwierdziła, że on jest moim homarem... Nie do końca rozumiem, o co jej chodzi, ale to podobno bardzo romantyczne.

Zaśmiałam się pod nosem.

-To nie jest zabawne, Clarke... No może, poza porównaniem do homara. -Kąciki jej ust lekko uniosły się do góry. -Nie mam pojęcia, co zrobić.

-Porozmawiaj z nim... O tym, czego chcesz.

-W tym ostatnim problem. Ja nie wiem, czego chcę.

***

Na sali nie było żadnych chorych, więc jedynym zajęciem, jakie mi zostało, było zamiatanie. Moje myśli oczywiście błądziły gdzie indziej, przecież wszystko było ciekawsze od małych okruszków chleba, czy innego dziadostwa i starej, pożółkłej miotły.

-Bawisz się w Kopciuszka?

-Co tam, Murphy? -Wyprostowałam się i odstawiłam miotłę do kąta.

-Musimy porozmawiać.

Jego ton głosu mnie zdziwił, brzmiał cholernie poważnie. Spojrzałam na niego i starałam się wyłapać jakikolwiek sygnał, że sobie żartuje, ale nie. John Murphy był poważny i... Smutny.

-Może... Usiądźmy. -Wskazałam pobliskie łóżko.

Chłopak powoli usiadł na samym brzegu i spojrzał na swoje buty.

-Więc... -Zagaiłam.

-Więc... Chodzi o Raven.

-Co z nią? -Zapytałam zaniepokojona, przez myśl mi przeszło, że coś mogło jej się stać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wtedy by tak tego nie wydłużał.

-Nic. -Poruszył ramionami. -Wiesz co... To chyba był zły pomysł. -Błyskawicznie wstał.

Ruszyłam za nim, ale brunet szybko znalazł się już w przejściu, poza zasięgiem mojego wzroku. Może i poza zasięgiem wzroku, ale nie słuchu. Do moich uszy doszły jego krzyki i wyzwiska, rzucane w stronę kogoś, kto najwyraźniej właśnie się z nim zderzył.

-Nie masz oczu, Blake?!

-Mógłbym cię zapytać o to samo. -Przyznał spokojnie. -Gdzie ci tak śpieszno, przyjacielu?

-Nie twój pieprzony interes. -Warknął w jego stronę.

Podeszłam bliżej, żeby przyjrzeć się całemu zajściu, ale Murphy już zniknął. Zostaliśmy sami.

-Co mu zrobiłaś? -Wskazał kciukiem stronę, w którą udał się nasz kolega.

-Dobre pytanie. -Zaśmiałam się. -Co tutaj robisz?

-Jak bardzo jesteś zajęta? -Uśmiechnął się i puścił mi oczko.

-Wcale. -Podeszłam bliżej i zagryzłam wargę.

Wiedziałam, że to go prowokuje, właśnie dlatego tak bardzo lubiłam to robić.

-Jesteś zmęczona?

-Oczywiście! -Przyznałam ironicznie. -Zamiatanie kurzu mnie wykończyło.

Chłopak nakazał mi ruchem ręki, żebym ruszyła za nim. Nie wahałam się ani przez moment, ruszyliśmy w stronę jego pokoju.

~Bellamy~

Masaż wydawał mi się być dobrym sposobem na odprężenie dla nas obojga. Z początku było całkiem sympatycznie, Clarke wyglądała na zadowoloną. Sytuacja zmieniła się totalnie, kiedy teoretycznie, powinna się polepszyć. Zamieniliśmy się rolami, położyłem się na brzuchu, a Clarke wzięła się do roboty.

-Muszę cię ostrzec... Jestem w tym najlepsza. -Przyznała dumnie.

,,Co złego może się stać?"

-No dobrze, księżniczko. Można powiedzieć, że wierzę ci na słowo.

Clarke zaczęła... Nawet nie do końca wiem, jak to sprecyzować. Poczułem, jakby coś ogromnego spadło mi na plecy, a potem po nich przejechało... Kilka razy. Doskonale zdaje sobie sprawę, że masaż trochę boli, ale nie aż tak!

-Pożegnaj się z bólem mięśni! -Zawołała entuzjastycznie.

-Żegnajcie mięśnie... -Jęknąłem cicho.

Nie jestem pewien, czy słyszała. Obstawiałbym raczej, że nie, bo kontynuowała moje tortury dalej. Na dodatek była z siebie bardzo zadowolona.

,,Może to jest kara za coś, o czym nie mam bladego pojęcia?"

***

Nie spodziewałem się, że to wszystko będzie mnie bolało, aż tak bardzo. Ledwo dałem radę unieść widelec i wbić go w kawałek mięsa z mojego talerza. Octavia szybko to dostrzegła.

-Ja naprawdę nie chce wiedzieć, co ty żeś robił w nocy, że teraz ledwo się ruszasz. -Pomachała rękami.

-Skoro nie chcesz wiedzieć... To po co zaczynasz temat?

Burknęła tylko coś w odpowiedzi i zabrała się za swój posiłek. Siedzieliśmy tam tylko we dwójkę, więc zapadła cisza. Oczywiście, dopóki nie pojawił się Jasper...

-Dzień dobry! -Złapał za włosy mojej siostry i przerzucił je na twarz, akurat, jak jadła, co sprawiło, że trochę się ubrudziły. -Co wy wszyscy dzisiaj tacy smętni?! Cieszymy się życiem! -Postawił swój talerz obok mojego i usiadł.

-Miałem zapytać ,,a co ty takie wesoły", ale to w sumie żadna nowość, więc...

-Mamy piękny dzień, wy siedzicie tacy naburmuszeni... Widziałem Raven, nawet ona wygląda lepiej niż wy.

-Założę się, że od tamtego momentu, jej nastawienie do życia zmieniło się już mniej więcej pięć razy.

-Z tobą jest jeszcze nie najgorzej, bo coś tam biadolisz pod nosem... Ale ty? -Wytrącił Octavii widelec z ręki.

-Jasper, ile ty masz lat? Dziesięć? Oddawaj mi to! -Rzuciła się w naszą stronę, omal nie przewracając stołu.

-Ten widelec jest ci naprawdę, aż tak potrzebny? -Wytrzeszczył oczy w jej stronę.

-Jasper... -Syknęła. -Nie chcę cię bić...

-Czemu? Nareszcie coś by się tu zadziało. -Murphy, razem z Raven, Clarke i Monty dosiedli się do nas.

-Zachowujecie się jak banda niedorobów... Oddaj jej to. -Nakazał Azjata.

Jasper, ku zdziwieniu nas wszystkich, posłusznie oddał Octavii widelec. Ona natomiast, postanowiła nie odzywać się przez resztę posiłku. Po chwili wywiązał się temat, jaką to cudowną Clarke jest masażystką. Postanowiłem milczeć, co oczywiście nie umknęło jej uwadze.

-Naprawdę, nieźle mi idzie, prawda Bellamy?

-Oczywiście. -Nie potrafiłem kłamać i patrzeć komuś prosto w oczy, więc zacząłem bawić się sztućcami.

-Masowała cię? -Mechanik sugestywnie poruszyła brwią.

-Akurat się napatoczyłem.

-Jasne, jasne... Mi się wydaje...

-Zamknij się, Murphy! -Powiedziałem przez zaciśnięte zęby. -Źle ci się wydaje...

-Twoja reakcja coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że nie. Gdyby nie to, że ona ma chłopaka, to naprawdę zacząłbym w to wierzyć.

-Tyle, że ona już nie ma chłopaka. -Raven spojrzała najpierw na mnie, potem na blondynkę i szeroko się uśmiechnęła.

-To nie ma nic do rzeczy Raven. -Clarke przyznała to ze stoickim spokojem. -W życiu bym go nie tknęła w ten sposób. Fuj! -Spojrzała na mnie z obrzydzeniem.

Poczułem, jakby coś mnie zakuło w serce. Nie wyglądała, jakby żartowała... A ten tekst z chłopakiem, którego już nie ma? Na początku był mi obojętny, ale powoli zacząłem odczytywać to jako znak. Czy właśnie w taki sposób nastąpił nasz koniec?

Jasper spojrzał w moją stronę i prawdopodobnie próbował coś powiedzieć, na całe szczęście w odpowiednim momencie zerwałem się z krzesła.

-No dobra. Plotkujcie sobie dalej o różnych pierdołach, ja mam patrol.

Chciałem jak najszybciej stamtąd zniknąć, żeby czasem nie powiedzieć czegoś, czego mógłbym żałować. Próbowałem sobie wmówić, że Clarke żartowała, ale jej wyraz twarzy na to nie wskazywał. Wyglądała, jakby mówiła poważnie...

,,Boi się konfrontacji? Dlatego postanowiła mi to oświadczyć w tak nieoczywisty sposób, na dodatek przy wszystkich? Co jej takiego zrobiłem?"

--------------------------------------------

No witam!

Jak widać, Clarke znowu coś odwaliła, jak to ona... Ale nie bójcie się! To wstęp do czegoś bardzo potrzebnego ;)

Kolejny rozdział nie wiem kiedy...

Mam nadzieję, że się podobało <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro