*01*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Niall

- Panie Malik, może pan to podpisać? - zapytała niska kobieta idąc za mną w wysokich szpilkach.

Spojrzałem na nią i myślałem, że zaraz zabije się o własne nogi. W ręku trzymała jakiś plik dokumentów. Była moją sekretarką. Miała na imię  Chloe.  Sumiennie wykonywała swoje obowiązki, ale nieraz potrafiła być wkurzająca. Ostatnio nie miałem cierpliwości do ludzi. To wszystko wina Zayna.

- Horan, ile razy mam jeszcze powtarzać. - mruknąłem zirytowany. - Niall Horan.

- Przepraszam pana, nie mogę się przyzwyczaić. - powiedziała nieco zmieszana.

Wziąłem od niej dokumenty i na szybko na nie zerknąłem. Były to jakieś mało istotne rzeczy. Nie wiem dlaczego ja się musiałem tym zajmować. Niech zawraca głowę Malik'owi. A jeśli o nim mowa to znów się spóźnia. Drugi dzień z rzędu. Podała mi długopis, a ja zostawiłem na kartkach swój podpis.

- Coś jeszcze? - zapytałem oschle na co kobieta przestała się uśmiechać i pokręciła głową. - Fajnie...

- Co ty taki nie w humorze Nini? - usłyszałem za sobą znienawidzony głos.

Sekretarka wraz z dokumentami szybko się ulotniła. Nagle wszystkie zapracowane osoby w firmie zniknęły z korytarza. Ciekawe... Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na czarnowłosego. Stał przy windzie i posyłał mi typowy dla niego szeroki uśmiech. Ręce trzymał w kieszeniach spodni i kołysał się przenosząc swój ciężar to na palce to na pięty.

- Ty nadrabiasz za nas dwóch. - mruknąłem przechodząc obok niego.

Malik jednak zagrodził mi przejście opierając rękę o ścianę przed sobą. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego  znudzonym spojrzeniem. Zaczynałem tracić cierpliwość. Zawsze wyprowadzał mnie z równowagi.

- Przestań grać w te swoje gierki i rusz swój szanowny tyłek do roboty. Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na zabawy. - próbowałem przejść, lecz starannie mi to uniemożliwił.

- Porozmawiajmy... - powiedział nachylając się nade mną i  przyszpilając do ściany.

- Nie mamy o czym. - warknąłem czując jego ciepły oddech na swojej szyi. - Zachowuj się, ludzie patrzą.

Wbiłem mu łokieć w żebra i odpuścił. Nic więcej nie dodał. Nawet  na niego się nie obejrzałem. Przeszedłem korytarzem w stronę swojego biura. Dopiero tam odetchnąłem z ulgą. Zasiadłem do biurka opadając na wygodny skórzany fotel. Zerknąłem na blat przed sobą. Praktycznie całe biurko było zawalone masą papierów, różnych dokumentów, formularzy. Jęknąłem niepocieszony i przesunąłem stos teczek na bok robiąc miejsce na komputer. Wyciągnąłem ze swojej teczki laptop i uruchomiłem go. Coś mi się zdawało, że spędzę tu cały dzień i nawet połowy tego nie przejrzę.

Jak ja nienawidziłem swojej roboty! Przez pierwsze minuty przeglądałem maile. Gdy na poczcie zrobiłem porządek i już miałem wychodzić, doszło kolejnych pięćdziesiąt wiadomości. Wziąłem głęboki wdech by nie zakląć. Zaczęło mnie to przytłaczać.

Przejrzę to później - pomyślałem i zabrałem się za robotę papierkową. Głównie moje zadanie polegało na tym, by podpisywać te wszystkie dokumenty, ale aby je podpisać musiałem zapoznać się z ich treścią i to nie było fajne.

Po czterech godzinach, gdy zrobiłem porządek z pierwszą kupką tych najważniejszych dokumentów, przyszła sekretarka informując mnie o jakiejś konferencji. Nie miałem bladego pojęcia o żadnym spotkaniu. Zapewne to sprawka Zayn'a. Często załatwiał sprawy za  moimi plecami. Nie miałem siły ani energii by siedzieć kolejne godziny w fotelu i słuchać przynudzania jakiegoś starego, łysego biznesmena po sześćdziesiątce.

- Co mam przekazać panu Malik'owi? - zapytała wyczekująco.

- Żeby się wypch... Ech... Zaraz przyjdę. Możesz mu to przekazać. - powiedziałem przecierając zmęczoną twarz dłońmi.

Skinęła głową i zabierając stos uzupełnionych teczek wyszła z gabinetu. Skończyłem pisać dokument tekstowy na laptopie, po czym go zamknąłem. Marzyłem o kawie. Królestwo za kawę!

Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem korytarzem w stronę sali konferencyjnej. Zatrzymałem się jeszcze przy automacie z kawą. Nie była ona zbyt dobra, ale mało mnie teraz to obchodziło. Potrzebowałem kofeiny. Dużo kofeiny. Gdy odebrałem kubeczek z czarnym płynem, zadzwonił mi telefon. Wydobyłem go z kieszeni i odebrałem.

- Tak? - odezwałem się jako pierwszy, nawet nie patrząc kto dzwonił.

Byłem już pod konferencyjną przy drzwiach. Upiłem łyk kawy czekając na drugą osobę ,aż się w końcu odezwie. Zacząłem się po woli denerwować. Nie miałem nastroju na jakieś głupie żarty.

- Gdzie jesteś? Spotkanie  zaraz się zacz... - w tym momencie drzwi się otworzyły uderzając mnie w ramię, a ja wylałem na siebie kawę.

- Cholera! - wrzasnąłem patrząc na ogromną plamę na białej koszuli. W dodatku się jeszcze  oparzyłem. Czy ten dzień nie mógłby być jeszcze bardziej wspaniały?!

- ... cznie. - dokończył mulat, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem. - Nie wiedziałem, że tu stałeś.

- A ja nie wiedziałem jakim debilem jesteś. - westchnąłem chowając telefon do kieszeni.

- Chyba jednak sam pójdę na to spotkanie. - powiedział podając mi chusteczkę.

- Tak, też uważam, że to doskonały pomysł. - mruknąłem.

Ruszyłem w stronę swojego biura. Koszula była zabrudzona, więc do końca dnia nie wychodziłem z gabinetu. Nie chciało mi się tłuc przez całe miasto do swojego mieszkania tylko po to, aby zmienić ubranie.

Zostałem w firmie o dwie godziny dłużej. Nie skończyłem nawet jednej trzeciej dokumentów, które zaplanowałem dzisiaj wypełnić. Zabrałem z oparcia fotela swoją marynarkę i ruszyłem do wyjścia. W windzie dostałem esemesa, jak się okazało to Zayn przesłał mi zdjęcie.

Stał obok opuszczonych magazynów z grupką osób z jego gangu. Garnitur zamienił na zwykłe poprzecierane spodnie i czarną, skórzaną kurtkę. Spomiędzy jego ust wystawał papieros.  Uśmiechał się na tym zdjęciu. Pod spodem zobaczyłem napis ,,Dziś cię dopadnę".

Zaśmiałem się na ten napis i naskrobałem mu na szybko odpowiedź. ,,Najpierw mnie złap Zayney  :) To ja dorwę cię pierwszy". Nigdy nie potrafiłem  długo się na niego gniewać. Nieważne jak skończonym dupkiem był, zawsze potrafił poprawić mi humor. Schowałem teraz telefon do kieszeni i uśmiechnąłem się sam do siebie. Czas działać. - pomyślałem czując rosnącą adrenalinę, która rozpalała całe moje ciało. Tak to jest jak prowadzi się podwójne życie.

Za dnia jesteśmy na pozór zwykłymi biznesmenami,  właścicielami najlepiej zarabiającej firmy w mieście czy nawet w  kraju. W nocy stajemy się zupełnie kimś innym. Nocne wypady, nielegalne wyścigi, broń, walki gangów i odwieczny pościg za sobą. Nikt nigdy by nie powiązał nas z takimi rzeczami. Zawsze zastanawiam się który z nas będzie ten lepszy, szybszy. Kto kogo dorwie pierwszy... i zabije?


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Wszyscy mieliście rację. Opis pasował zarówno do Zayna jak i do Nialla.

Specjalnie nie rozpisywałam się oraz nie podałam żadnych szczegółów jak np. kolor włosów. ^.^

Jak widać opowiadanie jest bardzo stare, zawiera sporo błędów.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro