Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ruszcie się! Jak zawsze będziemy spóźnieni. - Stałam przy drzwiach już dwadzieścia minut i czekałam na moją wspaniałą rodzinkę, która znowu będzie spóźniona. Chciałam być tam jak najwcześniej, żeby móc spędzić z nim dużo czasu.

- Masz klucze i idź już do auta. - Powiedział tata i dał mi klucze, to oznacza, że reszta też jest już prawie gotowa. - Weź te dwie torby. - Podał mi je, a ja wzięłam jeszcze mój plecak i wyszłam z bloku na parking. Po jakichś następnych dwudziestu minutach mogliśmy jechać.

Droga zajęła jakieś dziesięć minut i byliśmy na miejscu, a ja jak zawsze podekscytowana.

Wyszłam z auta z reklamówkami i skierowałam w stronę prowizorycznej brami z drewna, za którą widziałam już Hosego i Kalę. Podeszłam bliżej i weszłam do środka, zasuwając za sobą bramkę, a psy od razu zaczęły merdać ogonami i na mnie wskakiwać chcąc się przywitać. Były to prześliczne i złociste goldeny retrievery, mama i syn.

- Hose! Kala! - Ciocia, zauważając mnie i mój problem z przejściem zawołała psy, dzięki czemu mogłam spokojnie przedostać się do altanki.

Stop. To była ogromna altana z prądem, lodówką, telewizorem, stolikiem, trzema kanapami i ogromnym drewnianym stołem z dwoma ławami.

- Cześć ciociu! - Przywitałam się, podchodząc do kobiety średniego wzrostu o ciemnych włosach i oczach przytulając ją.

- Cześć słońce, dawno żeśmy się nie widziały. - Odpowiedziała mi miłym głosem. Za mną weszła już reszta rodzinki, czyli dwaj bracia i rodzice, ale zauważyłam też idącego wujka z domu w naszą stronę.

- A kto to tu przyszedł? Czeeeść! - Wujek zgarnął mnie w ogromny uścisk, witając się przyjaźnie. Ja również się przywitałam i zobaczyłam resztę ich rodzinki idącą tutaj. Czyli Grace, Emillie, Sophie i Noaha.

Najpierw przywitałam się z dziewczynami, a potem przeszłam do niego. Szatyn uśmiechnął się i mocno mnie przytulił, lekko podnosząc. Jak już skończyliśmy się przytulać, odstawił mnie, cmoknął w skroń i poszedł witać się z innymi. Ja usiadłam na jednej z kanap, Emily dosiadła się do mnie.

- Jak tam mała? - Spytała, rozpoczynając rozmowę. "Mała" dlatego, że ona ma dwadzieścia jeden lat, a ja ledwie piętnaście.

- W miarę dobrze, a jak tam twoje małżeństwo? - Emily ostatniego dnia grudnia wyszła za mąż za Davida, który jest wspaniałym facetem.

- W sumie to wspaniale, jestem z Davidem prze szczęśliwa. - Uśmiechnęła się.

- To cieszę się twoim szczęściem, a planujecie już może jakieś małe Morrisy*? Czas najwyższy.

- Ha ha. Bardzo zabawne. Jak na razie nie, przecież mam dopiero dwadzieścia jeden lat! Pff. - Odwróciła głowę w drugą stronę udając obrażoną, a ja się zaśmiałam. Poczułam, jak ktoś się opiera o oparcie pomiędzy mną, a Em.

- Co wam tak wesoło? - Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Noaha.

- Tak jakoś wyszło. - Uśmiechnęłam się do niego. Prawda jest taka, że zawsze, gdy go widzę, nie mogę powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. Jesteś w nim zakochana na zabój. To niestety prawda.

- Szanowna panna Olivia postanowiła powiadomić mnie, iż jestem już stara. - Oburzyła się, odpowiadając swojemu bratu. Jednak było widać, jak jej kąciki ust są podniesione. Szatyn zaśmiał się, a po chwili dołączyła do niego brunetka i ja.

- To, co odpalamy grilla? - Zapytał wujek Adam po godzinie od naszego przyjścia. Wszyscy zgodzili się, a ja poszłam za altankę na boisko, które wyglądało tak, że było pełno samej trawy, a do tego dwie bramki. Za tym wszystkim znajdował się las. Myślałam, że tam znajdę Noaha i tak właśnie było. Widziałam, jak rzucał piłkę Hosemu i stanęłam obok niego. Po chwili mnie zauważył i podał piłkę, abym to ja teraz rzuciła. Wzięłam ją i rzuciłam jak najdalej potrafiłam.

- Może zostaniesz moim bramkarzem, a ja poćwiczę, co? - Zapytał mnie, a ja wiedziałam, że chodzi mu o piłkę nożną. Jest świetnym piłkarzem, gra od dziecka, aktualnie chodzi do akademii piłkarskiej w innym mieście.

- Nie ma opcji. - Odpowiedziałam szybko.

- Czemuuu? Bądź dobrą przyszywaną kuzynką. - Przyszywaną kuzynką. Auć.

- Ugh.. nie mam ochoty, to nie dla mnie. - To prawda. Nie potrafiłam bronić, a on tylko się ze mnie śmiał.

- Nie będę się śmiał, obiecuję. - Oznajmił z proszącą minką, a ja się zaśmiałam.

- Nie. - Powiedziałam i zaczęłam uciekać w stronę altanki, bo wiedziałam, że chciał mnie złapać i łaskotać aż się zgodzę. Widziałam, że biegł za mną, ale z lekkim opóźnieniem. Na szczęście dotarłam na fotel, zanim mnie złapał i już nic nie mógł zrobić.

Zaśmiałam się z jego zawiedzionej miny, a on westchnął.

- Chodźcie wszyscy! - Zawołała ciocia Maggie, a wszyscy oprócz wujka, który stał przy grillu, usadowili się na kanapach. Ja usiadłam na końcu kanapy, a obok mnie pojawiła się Sophia. Najstarsza ze wszystkich dziewczyn, miała zielone oczy, brązowe włosy, była przepiękna i szczuplutka, nie to, co ja.

- Więc chcieliśmy wam wszystkim powiedzieć, a raczej wszystkim oprócz Grace i Emillie, bo one wiedzą, że jedziemy wszyscy razem na wakacje do Chorwacji. - Zapewne widać było na naszych twarzach zaskoczenie, oprócz rodziców, bo oczywistym było, że o tym wiedzieli. Zaraz po szoku na naszych twarzach były uśmiechy.


Będzie zajebiście.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

*Morris to nazwisko Emillie

Więc tak prezentuje się prolog do opowiadania, którym jestem niesamowicie podekscytowana. Mam nadzieję, że się spodobało jeśli tak to możliwe, że już niedługo pojawi się pierwszy rozdział ;>

Komentujcie i zostawiajcie gwiazdki <33



























































Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro