Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Długie palce w skupieniu dotykały bladego policzka, zapamiętując nawet najmniejsze nierówności. Każdy ruch był pełen zmysłowości i uczucia, które roztopiło by nawet serce królowej z lodu. Pojedynczy palec dotarł do pełnych i kształtnych ust, prześlizgując się po nich jak gdyby były z porcelany. Mężczyzna odrobinę spłoszony, zatrzymał swoje dłonie w bezruchu. Jego umysł by zamroczony silnymi emocjami, które niczym potężny żywioł rozrywały jego duszę na strzępy. Nie był w stanie myśleć racjonalnie.  

Sine wargi zbliżyły się do zastygłej twarzy i złożyły niemą obietnicę pocałunkiem. W tym momencie Mitsuya uświadomił sobie, że dotknął marmurowej rzeźby, nie skóry Hakkaia.

Z lawendowych oczu spłynęły grochowe łzy.

Odsunął się z bólem w klatce piersiowej i silnymi zawrotami głowy. Jedna myśl goniła drugą. Lawendowy chłopiec padł na kolana targany rozpaczą. Czuł się jakby w jednej chwili tysiąc róż wyrosło w jego ciele, wbijając przy tym kolce w nieosłonięte organy. Walczył o najmniejszy oddech, lecz zaciśnięte płuca na to nie pozwalały. W tej walce był przegrany.

Jego oczy zwróciły się ku marmurowej rzeźbie, co nie przyniosło pożądanych efektów ukojenia rozżalonego serca.

Pragnął zatrzymać chociaż wspomnienia, lecz wiedział, że są zbyt delikatne, zbyt płoche, by nie zostały pokryte mgłą zapomnienia. Już teraz łapał się na tym, że pojedyncze szczegóły zacierały się w jego pamięci. Jednak wciąż gdy zamykał powieki, czuł ten ciepły, lazurowy wzrok na sobie, zapach późnego lata oraz słyszał jego śmiech. Nie ten wyuczony, którym odpowiadał z grzeczności podczas uroczystych kolacji nachalnym gościom, ale ten beztroski, przeznaczony tylko dla niego.

Ach, ile by oddał, by móc cofnąć czas! Cofnąć do tych wspólnie spędzonych dni i już nigdy nie wypuszczać go z ramion, już nigdy nie pozwolić by odszedł tamtego poranka. Chciałby móc powiedzieć niewypowiedziane słowa, chciałby rzucić się przed jego kolana i w szlochu, targany konwulsjami, błagać o przebaczenie. Chciałby ostatni choć raz dotknąć jego rozpalonej skóry, chciałby po raz kolejny wysłuchać jego niepokoi, przyciągnąć do siebie i szeptać do jego ucha, że jest jego natchnieniem, miłością. Tak wiele by chciał, lecz był tylko obrzydliwym karaluchem, który śmieszył swoją wielkością w porównaniu do stworzyciela.

Zamknął oczy, przytulając policzek do zimnej podłogi. Wielkie łzy spływały kaskadami po nieprzytomnej twarzy.

✦✦✦

- Mitsuya! - zawołał go pewnego dnia Hakkai Shiba, gdy był już zmęczony pozowaniem. Słońce od rana grzało niemiłosiernie, jakby chciało udowodnić, że to ono faktycznie pokonało Ikara. - Zróbmy przerwę, błagam ja ciebie! Dłużej nie dam rady ustać w ten sposób!

Mężczyzna westchnął: 

- No dobrze, możemy zrobić chwilę przerwy. Poproszę lokaja, by przyniósł nam mrożonego napoju. 

Zadowolony Shiba podbiegł do lawendowego chłopca i łapiąc go za rękę, pociągnął w stronę ogrodu stylizowanego na te angielskie.

- Przejdziemy się? - zaproponował z uśmiechem. Chciał zrobić najdłuższą przerwę, jaką tylko mógł. Zdecydowanie pozowanie nie było jego ulubionym zajęciem, jednak skupiona twarz Mitsuyi rekompensowała mu to w pewien sposób. 

- Jeśli tylko chcesz. W końcu to ja ciebie namówiłem, byś zgodził się pozować dla mnie. - Spojrzał z czułością na młodszego mężczyznę. Miał około dwudziestu pięciu lat, lecz jego uroda wciąż miała coś z lat wcześniej młodości. Może to ten figlarny błysk w oku albo ciekawość z jaką patrzył na świat? Mitsuya sam nie był pewien.

W porównaniu do lawendowego chłopca, którego dłonie były pełne odcisków, a twarz zdobiło wieloletnie przemęczenie własną ambicją, Hakkai był niemalże bogiem, o których czytano w mitach.

Znali się długo. Długo też ich uczucie dorastało. Pełne samotności dni i wiele łez towarzyszyły im nieustannie, gdy musieli się rozstać. Hakkai uczył się, bardzo dużo się uczył. Nawet sam nie był pewien czego. Robił to, by brat był z niego dumny, by cały ród był z niego dumny, by mógł zasłużyć na miano swojego nazwiska. Mitsuya wyjechał. Musiał wyjechać, by móc tworzyć sztukę, o której tyle mu mówiono. Sztukę która była absolutem, bo odbijała absolut - duszę.

To jednak nie zniekształciło ich wieloletniej przyjaźni, a jedynie pozostawiło zasiane ziarno tęsknoty, które rosło i przeistaczało się w dojrzałe uczucie.

- Właśnie miałem o to zapytać. Głowiłem się, dlaczego uparłeś się, bym to właśnie ja pozował? 

-  To proste. - pomachał z niedowierzaniem głową lawendowy chłopiec, przy czym jego lekko przydługie, fioletowe włosy zamieniły się w kupkę siana. - Piękno jest niczym chmury, ulotne. Dlatego tak desperacko pragnę je uwiecznić.

Wymawiając te słowa, wpatrywał się w niebo i obserwował zmieniające się na nim kształty. Na twarzy chłopaka, o włosach koloru głębi oceanu, rozlał się rumieniec. Zakrył go długimi i zgrabnymi palcami zmieszany. Takashi spojrzał na niego z zakłopotanym uśmiechem.

- Zbyt nachalnie? - podrapał się po głowie speszony reakcją Hakkaia. 

Z ust młodszego wydobyło się gwałtowne zaprzeczenie. Złapał go za rękę i nieśmiało splótł ich dłonie razem.  Oparł głowę o jego ramię i wyszeptał tylko im znane słowa.  

✦✦✦

Zmęczone dłonie kończyły utrwalać piękno, które już na zawsze miało pozostać manifestacją wielkiego uczucia. Pracowały niczym tysiące pszczół, by dzieło mogło być niczym miód na serce. Tak też się stało. Po długim czasie oddania się sprawie, rzeźba została ukończona. 

Zachwytów nie było końca, lecz Mitsuyi niezmiernie zależało na słowach tylko jeden osoby.

Od dawna chciał przekazać światu swoje uczucie do Hakkaia. Gdyby mógł, napisałby dla niego poematy szczytniejsze niż te Do Laury, zrobiłby więcej niz Orfeusz dla Eurydyki czy Tristan dla Izoldy, lecz jedyne co mógł, to utrwalić swoje uczucie względem niego w kamieniu.

Hakkai był głęboko wzruszony. Widział ile pracy włożył w to Mitsuya, jednak zaczęły dręczyć go pewne nieprzyjemne myśli. Zazdrość wkradła się w jego serce. Co jeśli jego piękno minie? Co jeśli jego twarz pokryją zmarszczki, a włosy siwizna? Czy lawendowy chłopiec dalej będzie w stanie go kochać?

Podczas jednej z tych intymnych nocy między kochankami, doszło do kłótni z powodu hakkaiowych wątpliwości. Mężczyzna, zaślepiony obawami, nie był w stanie uwierzyć słowom Mitsuyi. Nad ranem wyszedł już na zawsze.

Mitsuya czekał na niego każdego dnia, jednak liście pozwoli opadały z drzew, a jego wciąż nie było. Podczas chwil, gdy nie mógł wytrzymać z tęsknoty, patrzył na rzeźbę, lecz to tylko wzmacniało frustrację i bezsliność wobec sytuacji.

Obwiniał się, że dał Hakkaiowi powody do tego, by miał wątpliwości, że za mało mówił ile dla niego znaczy. Pragnął to naprawić wytłumaczyć, że to nie tak, jednak wkrótce odnaleziono dziecko, które składało z łzami w oczach kwiat nad brzegiem rzeki oraz kilka mil dalej pustą skorupę bez duszy.

Od tej pory rozpacz stała się ciałem. A precyzując, przywłaszczyła sobie ciało. Targała nim od ściany do ściany, zrzucała przedmioty z półek nieświadomymi dłońmi oraz wyrywała nimi fioletowe włosy. Żadne słowo nie mogło wyjść z zaciśniętego przez ową rozpacz gardła, jedynie nieludzkie jęki i nieokreślone krzyki, przez które okoliczni mieszkańcy zaczęli omijać posiadłość mężczyzny.

Względny spokój przynosił sen, gdzie Hakkai wciąż żył, jednakże długo to nie trwało, bo wraz z pierwszym blaskiem słońca, rzeczywistość boleśnie przygniatała.

Nienawidził tego niekończącego się kręgu, potrzebował znać powód tragicznego końca i już chyba znał odpowiedź.

Zawiniła sztuka w całej swej obrzydliwości. Niby była wartością samą w sobie, niby była absolutem, niby była wieczna, niby artyści byli nią obdarzeni przez Boga, lecz cóż z tego zostawało?

Nic, bo sztuka zabierała z życia wszystko co najpiękniejsze.

Mitsuyi zabrała Hakkaia.









długo ten pomysł kiełkował w mojej głowie, zmieniał się też niejednokrotnie, w końcu ujrzał światło dzienne.

nie jestem do końca pewna, czy wyszło to idealnie, dalej pewnie gdzieś wkradły się błędy, ale jestem dumna!

dziękuję z całego serca mojej bestie, która od kilku miesięcy słuchała co ja wymyślam.

podobieństwo do portretu doriana greya nie bylo planowane, bo niespodziewanie okazało się, że to książka, którą szukałam.

przytulam cieplutko każdego:))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro