Coraz mniej nadzieji..

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Justin pov

Moja księżniczka nie może się dowiedzieć gdzie byłem. Wtedy może mnie znienawidzić. Byłem po tabletki poronne. Dałem jej to gówno. Oczywiście chce mieć z nią dzieci. Ale ja. Nie on. Ona jest moja. Jak śpi wygląda jak aniołek. Tylko brakuje jej skrzydełek. Na zewnątrz oczywiście. Bo w serduszku ma ukryte małe skrzydełka. Całą noc patrzyłem się na moją królewnę. Jej włosy są lekko poczochrane a jej oczka zamknięte. Możliwe że to nie koniec naszego koszmaru. Pewnie to początek. Wtedy nikt jej nie skrzywdzi. Nikt. Wywioze ją gdzieś. Daleko. Żeby była bezpieczna. Oddam za nią życie. Nad rankiem wstałem tak żeby nie obudzić mojego maluszka. Szybkim krokiem stanąłem przed szafą i wybrałem zwykłe dresy. Wyszłem z pokoju i udałem się do łazienki na dole. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się. Postanowiłem przygotować śniadanie dla mnie i Lany. Wyjąłem z lodówki jajka i szczypiorek. Po paru minutach było gotowe. Nalałem jeszcze soku w dwa kubki i wziąłem tace z jedzeniem. Zacząłem kierować się do naszego pokoju. Kiedy wszedłem Lana nie spała.

-Tatusiu!-krzyknęła i uśmiechnęła się. Bardzo piękny uśmiech.

-Kochanie mam śniadanko. Usiądź -podszedłem powoli do łóżka i postawiłem tace na szafeczce obok. Przytuliłem Lanę i dałem jej buzi w czoło.

-Tatusiu nie jestem głodna-powiedziała

-Wyglądasz jak trup. Jesteś bardzo chuda. Same kości księżniczko. Więc nie marudź i jedz -podałem jej talerz z jajecznicą i oboje zaczęliśmy jeść. Powiem że wyszło mi nawet dobrze.

Lana pov

Justin jest taki kochany. Wiem. Obiecywałam sobie że nigdy nie wrócę do niego. Ale on jest jak magnes. Ciągnie mnie do niego coraz bardziej z każdym dniem. Uratował mnie. Ale i tak nadal nie czuję się bezpieczna. Nagle zaczął mnie bardzo boleć brzuch. Złapałam się za moje miejsce intymne.Zobaczyłam krew.

-Tatusiu boli-powiedziałam łkając

-Kochanie. Połóż się. To normalne przy tych tabletkach. Chyba-złapał mnie za rękę.

-Jakich tabletkach?!-zapytałam lekko wkurzona

-Eh tabletki.. no.. poronne-powiedział cicho

-Co kurwa?! -zawrzeszczałam na niego-zabiłeś to?-wskazałam na mój brzuch-o ile coś tam było-zaczęłam płakać bardziej i wyrwałam moją rękę z jego uścisku

-Lana..-zaczął

-Nie. Jeżeli tam było dziecko to zabiłeś kawałek mnie.-wysyczałam

-Kurwa-wstał i wyszedł. Znowu mnie kurwa zostawił samą. Coraz więcej krwi leci. Coraz bardziej boli. Coraz mniej sił mam. Coraz mniej nadzieji..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro