18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Thomasa:

Poniedziałek, najbardziej znienawidzony dzień tygodnia. Mam dziś kartkówkę; prawdopodobnie babka od historii będzie brała do odpowiedzi; nie zrobiłem zadania z matmy i na dodatek wszystko mnie boli. Mogłoby się wydawać, że ten dzień będzie jednym z najgorszych w mojej historii, jednak o dziwo czuję się inaczej. Nie wiem jak to nazwać, ale czuję pewnego rodzaju ekscytację. Naprawdę nie wiem czym, jest to spowodowane.

- Zwariował.- do moich uszu dotarł zmartwiony głos Liama.

Zmarszczyłem brwi, dalej wpatrując się w szafkę, do której wcześniej wkładałem niepotrzebne książki.

- Zgodzę się z tobą. Jak nic zwariował.- dodał Stiles.

Momentalnie obróciłem głowę w ich stronę, a widząc ich wyraz twarzy zdziwiłem się lekko. Obaj patrzyli na mnie z lekkim zmartwieniem, jakbym właśnie przeżył straszny wypadek.

- Może zadzwonimy do lekarza?- zapytał szatyn spoglądając na Liama. Blondyn milczał, a po chwilowym zawieszeniu pokręcił przecząco głową.

- Nie. Tutaj jest potrzebny psychiatra.- stwierdził śmiertelnie poważnie.

No nie, tego już za wiele!

- Mogę się dowiedzieć o co wam chodzi?- zapytałem obracając się w ich stronę, a moje ręce skrzyżowały się na piersi.

- No, bo uśmiechasz się jak głupi, a mamy poniedziałek. To nie jest normalne.- wyjaśnił szybko Liam.

Z niedowierzaniem uniosłem brwi i spojrzałem na nich jak na ostatnich debili. Przez chwilę staliśmy w kompletnej ciszy, jednak Liam stwierdził, że to dobry pomysł na żarty.

- Czekaj już wiem o co chodzi.- zaczął, a na jego twarzy zagościł cwany uśmiech.- Czyżby sobotnia randka skończyła się lepiej niż to zapowiadano?- dodał unosząc teatralnie brwi.

Po jego słowach moje policzki nieprzyjemnie zaszczypały, a oddech stał w płucach. Z lekkim zakłopotaniem patrzyłem w oczy Liama, a ta cisza, która między nami powstała, tylko pogorszyła moją sytuację. Liam zarechotał głośno, po czym zaplatając dłonie na piersi oparł się o szafkę.

- Teraz to chce znać szczegóły.- powiedział zaciekawiony.

- Fuj, ja nie chcę.- dodał Stiles

Przewróciłem na to oczami, po czym wróciłem wzrokiem do szafki, aby choć trochę opanować swoje emocje.

- Nic nie było. Poszliśmy tylko na spagetti i to tyle.- wyjaśniłem w dużym skrócie.

- Tak tak, znając ciebie, to zapewne coś wykombinowałeś. Już nie bądź taki samolub i powiedz przynajmniej w jakie miejsce go zabrałeś. Z tego co pamiętam wysłał ci nawet listę czego oczekuje.- powiedział, nawet nie ukrywając zaciekawienia.

Westchnąłem, po czym zacząłem układać książki na półce. Odnoszę wrażenie, że ten blondyn nie odpuści tak szybko. Ciekawe jak tam jego miłosne rozterki. Właśnie! Miałem się pytać o to już dawno, jednak cały czas byłem zajęty swoimi sprawami.

- Liam.- zaczął, a na moich ustach uformował się cwany uśmiech. Zamknąłem szafkę, po czym oparłem się o nią bokiem. Mój wzrok spoczął na chłopaku przede mną, który ani trochę nie ogarniał co chodzi mi po głowie. Moja mina zdziwiła go, więc uniósł lekko brew i zmrużył oko.

- Co ty kombinujesz?- zapytał prosto z mostu.

- Odpowiem ci na twoje wcześniejsze pytanie jeśli ty pomożesz mi się włamać do szkolnej kuchni w czasie lunchu.- odparłem, po czym wyciągnąłem dłoń w jego stronę.- chce zrobić popcorn.

Cóż, tak właśnie, to chce pobyć z nim sam na sam, aby wypytać go o Theo i Bretta.

Tak swoją drogą. Gdzie jest Theo?

Liam po moich słowach zmrużył lekko oczy, po czym zerknął na moją dłoń i znów na mnie. Nie siedzę w jego głowie, jednak wydaje mi się, że powoli zaczyna dostrzegać podstęp. Jak tak dalej pójdzie, zostanę odznaczony orderem lisa.

Po niespełna paru sekundach blondyn westchnął, po czym z niechęcią ścisnął moją dłoń.

- Niech stracę.- powiedział zrezygnowany.

- Co to był za dziwna wymiana spojrzeń?- dodał Stiles w momencie gdy chowałem swoją dłoń do kieszeni spodni- Czuję się wykluczony.

- Spokojnie, to tylko mała transakcja, nic poważnego.- zapewniłem kładąc dłoń na klatce piersiowej, po czym wróciłem wzrokiem do Liama

Chłopak zerkał na coś za mną, jakby nie za bardzo był zainteresowany tematem, jednak po chwili znów wrócił do mnie wzrokiem. Chłopak uśmiechnął się cwanie co ani trochę mi się nie podobało.

- A więc. Powiedz nam jak przebiegła twoja cudowna randka.- zapytał unosząc lekko brodę

I teraz rodzi się pytanie. Czy mam odpowiadać zgodnie z prawdą, czy też skłamać mówiąc, że zabrałem go w bardzo luksusowe miejsce. Cóż, nie mogę być kłamcą, więc powiem po prostu jak było.

- A więc zacznijmy od tego, iż przyjechałem ekologicznym pojazdem napędzanym energią odnawialną. Pojechaliśmy w bardzo urokliwe miejsce z wielkimi łukami i zdobionymi sufitami. Okolica była naprawdę cicha, a dźwięk wody obijającej się o kamienie cieszył nasze uszy. Danie było przygotowywane przez profesjonalistę i podane na ekologicznym tworzywie. Sam stół i krzesła były specjalnie uszykowane i musicie mi uwierzyć, ale naprawdę zmęczyłem się zdobywając te meble.- zaznaczyłem, aby dodać dramaturgii- Oczywiście nie można zapomnieć o świecach na specjalną okazję. Całą tą randkę zakończyłem pokazem dzikich zwierząt i wielkim bum.- wyjaśniłem

Cóż...nie skłamałem. Po prostu ubrałem prawdę w ładne słowa.

Liam przez pierwsze parę sekund nie odpowiadał i po prostu patrzył się na mnie tajemniczym wzrokiem, jakby wszystko po kolei analizował. Czułem się teraz jak podczas przesłuchania, jednak nie dałem tego po sobie poznać.

Blondyn odchrzaknął, po czym uśmiechnął się lekko i uniósł swój wzrok w górę.

- Ciekawie brzmi ta wasza randka.- powiedział, kierując te słowa gdzieś za mnie.

Zmarszczyłem brwi będąc kompletnie zdezorientowany, po czym z tą samą miną spojrzałem za siebie na schody. Pierwsze co tam ujrzałem to dwie sylwetki. Dopiero po chwili zorientowałem się, kto przez ten cały czas stał za moimi plecami i przysłuchiwał się mojemu małemu kłamstwu. Brett, który stał na dole schodów i Dylan, który stał nieco wyżej.

Momentalnie moja dezorientacja przerodziła się w zakłopotanie, bo takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. On nie miał tego słyszeć. Z lekkim zażenowaniem złączyłem usta w wąską linię, po czym zjechałem wzrokiem szatyna. Chłopak opierał się przedramionami o barierka, a ubrany był w czerwoną bluzę i czarne spodnie. Spojrzałem w górę na jego twarz, a widząc jego rozbawienie poczułem jeszcze większe zażenowanie. No po prostu świetnie..

- Ale ty ładnie manipulujesz prawdą. Nadajesz się na polityka.- stwierdził patrząc prosto w moje oczy

Człowieku, nie patrz się tak, bo ci te gałki oczne wydłubie!

- To może ty nam powiesz, jak to wyglądało z drugiej strony.- zaproponował Liam

Nie miałem odwagi, aby spojrzeć na blondyna. Zamiast tego cały czas wpatrywałem się w oczy Dylana i niemo błagałem, aby mnie nie kompromitował. Cóż...Dylan to Dylan. Chłopak uśmiechnął się cwanie, po czym przerwał ze mnie kontakt wzrokowy i spojrzał na Liama za mną.

- Może zacznijmy od tego, iż przyjechał po mnie rowerem.- zaczął i już po pierwszym zdaniu usłyszałem parsknięcia Liama.- Urokliwe miejsce z łukami i zdobionymi sufitami? Thomas zabrał mnie pod most. Dosłownie pod most.- dodał naciskając na ostatnie zdanie.- Co do obiadu. Tak danie było przygotowane przez profesjonalistę. Przez jego tatę, który jest profesjonalnym policjantem. No ale trzeba mu przyznać, że robi dobre spagetti. Co do podania obiadu i mebli. Jedliśmy na drewnianych skrzyniach, a talerze i widelce były papierowe. Już nie wspomnę o wkładzie do zniczy, który robił nam za świecie.- powiedział gestykulując jedną ręką- W sumie nie było by tak źle, gdyby nie fakt, iż nagle zjawił się pies Berthy i nas stamtąd przegonił. Uciekaliśmy przed nim rowerem, a gdy go zgubiliśmy spadliśmy ze stromego wzgórza, bo rower Thomasa nie ma hamulców.- wyjaśnił, po czym spojrzał w moje oczy.

Przez pierwszą chwilę nikt się nie odezwał. Czułem na sobie wzrok Liama, Stiles'a i Bretta, jednak w tamtym momencie to wzrok Dylana, najbardziej mnie elektryzował. Zwęziłem wrogo brwi, po czym posłałem mu najbardziej zabójcze spojrzenie jakie potrafiłem. Chłopak nic sobie z tego nie zrobił. Cóż, właściwie to moje zachowanie go rozbawiło. Po niespełna paru sekundach ciszy, w której to planowałem zabójstwo Dylana, pod schodami rozległ się głośny śmiech Liama i Stiles'a. Chłopacy nie przejmowali się tym, że zwrócili uwagę wszystkich dookoła. Moje policzki zaszczypały nieprzyjemnie, jednak ani na moment nie oderwałem wzroku od Dylana.

- Ale wiecie co.- zaczął po chwili Dylan, spoglądając na chłopaków za mną.

Liam i Stiles dopiero po chwili opanowali swój śmiech, za co szczerze im dziękowałem. Dylan znów spojrzał w moją stronę, po czym patrząc głęboko w moje oczy uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Tak szczerze, to podobała mi się ta randka.- dodał i ani na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku.- Była, orginalna.

Zdziwiłem się lekko na ton jego głosu. Był, delikatny. Było to dziwne, bo nawet teraz pamiętam nasze pierwsze spotkanie i to jak na mnie krzyczał.

Pomrugałem parę razy, aby odgadnąć od siebie niepotrzebne myśli, po czym z zadowolonym uśmiechem obróciłem się w stronę Liama. Postanowiłem teraz, że muszę jakoś wybrnąć z tej sytuacji.

- I widzisz.- powiedziałem dumnie, po czym ułożyłem dłonie na biodrach.- Najlepsze randki tylko z Thomasem. Zadzwoń aby nie przegapić.- dodałem niczym sprzedawca w telewizji, który chce ci wcisnąć starego mopa.

Liam pokręcił rozbawiony głową, po czym spojrzał w moje oczy.

- Wy to jesteście niedotlenieni umysłowo.- stwierdził.

Wydaje mi się, że to jest bardzo trafna diagnoza.

Parsknąłem na jego słowa śmiechem, a w tym samym momencie zobaczyłem jak ktoś staje obok mnie. Z tym samym uśmiechem, spojrzałem w prawo, a gdy mój wzrok spoczął na tych piwnych tęczówek, poczułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Pomiędzy Brettem, Liamem i Stilesem wywiązała się dyskusja na temat sobotniego filmu, jednak ja nie potrafiłem nic z tej dyskusji wyłapać. Dylan zjechał mnie wzrokiem, a już po chwili na jego ustach zagościł lekki uśmiech, który ani trochę nie się nie podobał. Czemu? Ponieważ ten uśmiech zwiastuje kłopoty. No i cóż, nie myliłem się.

- Dziś trening, nie zapomnij zjawić się na boisku.- przypomniał.

Uniosłem brwi w górę, po czym ułożyłem dłoń na swoim biodrze.

- Ha! Zapomnij! Szybciej wrócę do swojego byłego niż przyjdę na trening.- odparłem pewnie

Dylan przez chwilę milczał i z nieodgadnionym wzrokiem wpatrywał się w moją twarz. Nie lubię tego spojrzenia, bo czuję jakby wbijał w moje ciało małe igiełki. Szatyn otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie ktoś dołączył do naszego małego grona.

Spojrzałem przed siebie, a widząc Theo i jego wyraz twarzy, zdziwiłem się lekko. Chłopak był czymś ewidentnie wkurzony, a jego płytki oddech zdradził, iż właśnie musiał wykonywać jakąś bardzo męczącą czynność.

- A ty czemu się spóźniłeś?- zapytał zaciekawiony Liam. Theo zabrał większy wdech, po czym spojrzał na blondyn.

- Zaspałem i na dodatek auto mi nie odpaliło.- wyjaśnił z płytkim oddechem.

- Przybiegłeś tu?- dopytał Dylan. Szatyn wyprostował się, po czym szybko spojrzał na wyższego od siebie chłopaka.- Przecież normalnie nawet po siedmiu kilometrach nie masz zadyszki.- zauważył

Ile?! Tyle to ja przez tydzień nie zrobię!

- Nie zmęczyłem się biegiem. Właściwie to udało mi się złapać stopa.- wyjaśnił

Zmarszczyłem brwi, bo teraz za cholerę nie rozumiałem o co mu chodzi. Skoro nie biegł, to czym do cholery się zmęczył?

- To czym ty się zmęczyłeś?- nie wytrzymałem.

Theo, otworzył usta, aby wszystko wyjaśnił, jednak w tym samym momencie odpowiedź zjawiła się sama. Mike przerzucił rękę przez ramię Theo, po czym schylił się do jego ucha.

- Zostawiłeś to skarbie.- wyszeptał, po czym uniósł w górę telefon chłopaka

Theo wzdrygnął się lekko co nie umknęło uwadze szatyna, więc po niespełna sekundzie na twarzy Mike'a zagościł cwany uśmiech. Theo postanowił zabrać swoją własność w bardziej hamaki sposób, dlatego też szybko wyrwał go z rąk szatyna. Drugą ręką ściągnął rękę Mike'a ze swojego ramienia, po czym zrobił krok w bok.

- Zmęczyłem się, bo szarpałem się z klamką. Ten debil jechał przez miasto dwadzieścia kilometrów na godzinę i zamknął drzwi od środka!- wyjaśnił szybko Theo, po czym posłał chłopakowi wrogie spojrzenie.

- Och przepraszam, ale nie mogłem ryzykować. W końcu mieć w aucie taki skarb, to wielka odpowiedzialność.- odparł, po czym nie pytając się o zgodę złapał Theo za biodro i przyciągnął w swoją stronę

O Chryste...Theo, weź się w końcu za Mike'a! Liam do ciebie nie pasuje!

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem widząc jak Theo bezskutecznie próbuje wyrwać się z uścisku szatyna. Pod schodami rozległ się głośny krzyk Theo, oraz śmiechy Liama i Stiles'a, którzy tylko podpuszczali Mike'a.

Pokręciłem rozbawiony głową i nie wiedzieć czemu mój wzrok spoczął na szatynie obok mnie. Nie wiem czemu spojrzałem akurat na niego, ale szybko tego pożałowałem. Mogłem śmiać się z Theo i Mike'a, a teraz mój uśmiech spełzł z twarzy, gdy zobaczyłem z jaką wrogością Dylan patrzy na Mike'a. Wiem, że mieli ze sobą sprzeczkę i zapewne to jest spowodowane jego wrogiego nastawienia, no ale bez przesady. Będzie tak reagować za każdym razem gdy tylko Mike zjawi się na odległość trzech metrów?

- Chodź stary.- rzucił Brett klepiąc przyjaciela po ramieniu.

Dylan szybko kiwnął mu głową, po czym bez chwili namysłu ruszył w stronę tłumu. Poczułem się dziwnie, gdy przechodząc obok mnie, nie uraczył mnie ani jednym spojrzeniem. No ale czym ja się właśnie przejmuje. On nie ma obowiązku na mnie patrzeć. Jesteśmy wolni i mamy prawo robić co chcemy.

- Ej, żyjesz?- zapytał Liam, a już po chwili zauważyłem jak coś parę razy minęło mi przed oczami.

Wzdrygnąłem się lekko, po czym oderwałem wzrok od tłumu, w którym przed chwilą znikł Dylan. Spojrzałem przed siebie, a mój wzrok spoczął na Theo, który wyzywał rozbawionego Liama. Ta dwójka zwracała na siebie za dużą uwagę, jednak im to chyba nie przeszkadzało. Cóż, z tego co widzę to Stiles też bawi się w najlepsze i co chwilę rechocze na coraz to odważniejsze teksty Mike'a.

Oderwałem od nich wzrok, po czym spojrzałem w lewo na przedmówcę. Liam patrzył na mnie swoimi błękitnymi tęczówkami, a po moim ciele rozeszły się dziwne dreszcze. Ten wzrok był dziwnie tajemniczy i przerażający.

- Co ty znów kombinujesz?- dopytał.

- Aktualnie? Nic, a czemu pytasz?- odparłem szczerze.

Liam uniósł jedną brew, jakby ani trochę nie wierzył w moje słowa. Chłopak westchnął ciężko, po czym chwycił mnie za ramię. Nim się zorientowałem blondyn pociągnął mnie w bok, na taką odległość, aby reszta przypadkiem czegoś nie usłyszała. Cóż, przez krzyki Theo i tak, nikt nic nie usłyszy.

- Ała.- powiedziałem w momencie, gdy puścił moje ramię. Od razu chwyciłem się za bolące miejsce, po czym zacząłem je masować.- Skąd tyle siły w tak małym człowieku.- dodałem i dopiero po chwili zrozumiałem swój błąd.

Liam niemal automatycznie spojrzał na mnie spod byka, marszcząc nos.

- Oj już nie denerwuj się.- rzuciłem szczerząc się od ucha do ucha

Przez parę następnych sekund Liam nie zmienił swojego wyrazu twarzy. Myślałem, że powoli zbliża się koniec mojej egzystencji, jednak Bóg zlitował się nade mną. Liam westchnął ciężko, po czym pokręcił zrezygnowany głową.

- Tym razem ci daruję.- odparł, po czym zakładając dłonie na piersi oparł się o szafkę. Chłopak spojrzał głęboko w moje oczy, po czym uniósł lekko kącik ust.- czemu chcesz znów dostać się do kuchni? Znów kombinujesz coś z patelnią?

Po jego słowach, nie mogłem się powstrzymać i ten mały uśmiech automatycznie zagościł na mojej twarzy. Czy naprawdę Liam tylko z tym mnie kojarzy? Z kombinowaniem na każdym kroku? Cóż, schlebia mi to.

Odchrzaknąłem, po czym z tym samym uśmiechem i ja oparłem się o szafkę. Skoro mamy jeszcze czas, a tamci się kłócą, to może warto zapytać się go teraz.

- Nie podoba mi się twój uśmiech.- zauważył.

- Bo nie wróży on nic dobrego.- odparłem, przez co oczy blondyna rozszerzyły się lekko.- Ale spokojnie, nic nie kombinuje. Właściwie to chciałem pobyć z tobą sam na sam, aby o coś cię wypytać.

Liam momentalnie zmarszczył brwi, po czym odchylił głowę w tył.

- O co?

Nie odpowiedziałem, a zamiast tego kiwnąłem w stronę Theo, aby dać mu małą poszlakę. Liam spojrzał w tamtą stronę, jednak na jego twarzy zagościło jeszcze większe zdziwienie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym nie chcąc przedłużać przybliżyłem swoją twarz do jego ucha.

- To którego w końcu wybrałeś?- zapytałem

Odsunąłem się od chłopaka, po czym przyjrzałem się jego reakcji. Z początku był lekko zdezorientowany, jednak nie trwało to długo. Trybiki w jego mózgu zaczęły szybciej pracować, a już po chwili na jego twarzy zagościło zrozumienie. Jego policzki stały się lekko czerwone, co tylko wywołało u mnie delikatny śmiech. Liam szybo spojrzał na mnie po czym posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

- No już, nie gorączkuj się pomidorku.- powiedziałem rozbawiony

- I tylko o to chciałeś mnie wypytać?- odparł na co kiwnąłem głową.

Liam złączył usta w wąską linię, po czym znów spojrzał na kłócących się Theo i Mike'a. Chłopak milczał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, jednak po chwili znów spojrzał w moją stronę. Jego wyraz twarzy był spokojny, jednak coś mi podpowiadało, że w środku jest kłębkiem nerwów.

- Robisz coś po zajęciach?- dopytał

- Nie, a czemu pytasz.

- To przyjdź do mnie pod wieczór. Chce o tym porozmawiać.- wyjaśnił szybko.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym bez chwili namysłu kiwnąłem głową. Cieszę się, że blondyn nie ma oporów, przed otworzeniem się przede mną.

- Nie ma sprawy.- odparłem

*******

Czasem mam wrażenie, że moim życiem steruje jakaś wariatka po przejściach i z wachaniami nastroju. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, iż mój humor z godziny na godzinę stawał się coraz to gorszy.

Cóż, może być to spowodowane SMSem od pewnego szatyna o piwnych oczach. Ta wiadomość była jedną z najgorszych, jakie w życiu dostałem i naprawdę nie spodziewałem się, że po tak wspaniałej randce będzie w stanie wyrządzić mi taką krzywdę. Tak, krzywdę. Ta wiadomość jest naprawdę straszna, a mój żołądek skręca się za każdym razem, gdy na nią patrzę.

Zagryzłem szczękę podnosząc telefon, po czym poraz setny tego dnia spojrzałem na wiadomość od tego wkurzającego szatyna.

Dylan: Pamiętaj, że dziś mamy trening

Zaraz się rozpłaczę!

Jak on mógł napisać mi tak straszną wiadomość.

Zrezygnowany oparłem policzek o dłoń, po czym jeszcze raz zerknąłem na telefon aby sprawdzić godzinę. Mamy właśnie ostatnią lekcje, a ja jak na złość nie wymyśliłem planu ucieczki. Czyżby mój, już i tak mały móżdżek, zaczął się wypalać?

- Możecie się już pakować, ale nie wychodźcie jeszcze z klasy.- oznajmiła nauczycielka.

Wszyscy momentalnie zabrali się za ładowanie książek do plecaka, a to tylko wywołało u mnie dziwny niepokój. Chryste! Ja nie chcę iść na ten trening.

- Thomas. Dobrze się czujesz?- powiedział znajomy damski głos

Lekko zdziwiony uniosłem głowę w górę, po czym spojrzałem na dziewczynę, która pochylała się nad moją ławką. Tą dziewczyną okazała się być Olivia, która teraz patrzyła na mnie lekko zmartwionym wzrokiem. Otworzyłem lekko usta, po czym resztkami sił wypowiedziałem słowo, które najlepiej obrazowało mój aktualny stan.

- Umieram.- wyszeptałem

Dziewczyna po moich słowach wyprostowała się, po czym zakładając dłonie na piersi posłała mi pełne politowania spojrzenie.

- Masz dziś trening?- zapytała unosząc brew

- Tak. Skąd wiesz?

- Luke mi powiedział, że mają nowego zawodnika do zawodów sportowych.- wyjaśniła.

- On bardziej nadaje się na naszą maskotkę.- dogryzł mi Liam, który wraz z Theo i Stilesem stanęli obok dziewczyny

Posłałem mu wrogie spojrzenie, po czym bez najmniejszego skrępowania uniosłem dłoń w górę i pokazałem mu środkowy palec.

- Nie.- rzucił nagle Stiles.- bycie maskotką też wymaga wysiłku wiec to też odpada.

- Wy kutasy. Tak we mnie wierzycie?- zapytałem kładąc dłoń na klatce piersiowej

Liam i Stiles nie hamowali się. Od razu spojrzeli po sobie, po czym zsynchronizowani jak w zegarku kiwnęli mi głową.

A to zdradzieckie... moment. W sumie mają rację.

Westchnąłem zrezygnowany, po czym zaplatając dłonie na piersi oparłem się o krzesło. Spojrzałem w górę na resztę, a widząc jak Stiles i Liam się uśmiechając zdziwiłem się lekko.

- Co?- zapytałem

- Przyjdziemy ci pokibicować.- wyjaśnił szybko Liam.

- O nie. Nie ma mowy. Dziś macie teoretyczne zajęcia z kółka malarskiego, także przykro mi, ale popatrzycie sobie innym razem.- stwierdziłem pewnie

- Ohohoho Thomas.- zaczął rozbawiony Liam- Ktoś tu się nam w Dylana zmienia.

Słucham?

Po słowach blondyna spojrzałem na niego z lekkim szokiem, ponieważ wypowiadając te słowa nie sądziłem, że zabrzmie jak on.

- Nie brzmię jak on. Po prostu nie chce abyście widzieli moją porażkę i to jak będę umierać w męczarniach.- odparłem, po czym przy akompaniamencie śmiechu reszty, zacząłem zbierać wszystkie książki z ławki.

Jeśli serio dojdzie do tego, iż będę musiał latać za jakąś durną piłką po boisku, to prędzej czy później wypluję płuca. Przez mój mały nałóg z paleniem mam trudności z bieganiem, bo łapie zadyszki po paru metrach.

Zrezygnowany wstałem z krzesła, po czym wszyscy ruszyliśmy na przód klasy, aby zaczekać na dzwonek. Stanąłem przed pierwszą ławką i zaplatając dłonie na piersi spojrzałem na Liama. Chłopak klikał coś w telefonie, a na jego ustach uformował się delikatny uśmiech. Czyżby pisał ze swoim przyszłym chłopakiem?

Odwróciłem głowę w drugą stronę, po czym zrezygnowany spojrzałem w stronę okna. Mamy taki ładny dzień, a ja zamiast czerpać inspirację z pięknych widoków, będę zmuszony latać za piłką pośród spoconych goryli. No po prostu pięknie.

Czas chyba powtórzyć ostatni plan z czwartku, a najlepiej trochę go podrasować.

- Ej.- zaczął obracając głowę w stronę chłopaków.

Cała trójka prowadząca dyskusje spojrzała w moją stronę, po czym posłali mi pytające spojrzenie. Uśmiechnąłem się w ten swój złowieszczy sposób, po czym założyłem dłonie na piersi.

- Tylko nie mów, że znów chcesz uciekać przed Dylanem.- jako pierwszy odezwał się Theo.

- Tak, tylko tym razem chce zostać w szkole.- odparłem, dumnie unosząc głowę.

- A więc jaki masz wspaniały plan?- dopytał zrezygnowany Liam

- Genialny. Po prostu, gdy wyjdziemy z klasy udam się na piętro. Tam poczekam paręnaście minut i później zejdę do waszej klasy. Wy tylko musicie mi napisać czy Dylan krąży gdzieś w okolicy.- wyjaśniłem szybko

- A jak spotkasz go po drodzę?- dopytał Stiles

- Na to też jest sposób.- odparłem, po czym bez chwili namysłu spojrzałem w stronę nauczycielki.- Proszę pani!- krzyknąłem, aby przebić się przez tłum

Kobieta oderwała wzrok od książki, którą aktualnie czytała, po czym spojrzała w moją stronę.

- Tak?

- Mogę wyjść szybciej? Naprawdę bardzo się spieszę.- powiedziałem miłym tonem, uśmiechając się lekko.

Nauczycielka patrzyła na mnie pustym wzrokiem, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. Kobieta w końcu westchnęła, po czym powoli wróciła wzrokiem do książki.

- Idź.- odpowiedziała.

Momentalnie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Spojrzałem na chłopaków i zadowolony do granic możliwości poprawiłem swój plecak na ramieniu.

- No to widzimy się za paręnaście minut.- oznajmiłem i nie czekając ani sekundy dłużej ruszyłem w stronę wyjścia.

Zacząłem przeciskać się przez tłum uczniów, a gdy byłem już przed drzwiami chwyciłem za klamkę. Otworzyłem drzwi, a do moich uszu dotarł odgłos zamykanych szafek i dźwięk rozmów. Zapewne inni nauczyciele pozwolili swoim uczniom opuścić już wcześniej klasę.

Uniosłem głowę w górę mając nadzieję, że dzięki temu uda mi się wmieszać w tłum, jednak w tym momencie zapomniałem o jednej ważnej kwestii. Skoro inni mogli wyjść, to zapewne klasa Dylana też została puszczona wcześniej. Cóż, zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy mój wzrok spoczął na tych piwnych tęczówkach. Wysoki szatyn stał przede mną z dłońmi skrzyżowanymi na piersi, a na jego twarzy formował się lekko cwany uśmiech.

Co za psychopata!

Zacisnąłem dłoń na klamce, a widząc zadowolenie na twarzy Dylana poczułem nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Mój uśmiech automatycznie spełzł z twarzy, a na jego miejsce zagościło lekkie przerażenie. Czy ten człowiek jest poważny?!

- Och, to dlatego Brett pisał w jakiej klasie mamy zajęcia.- powiedział Liam

Poważnie Brett!? A ja ci kibicowałem. I na dodatek Liam mnie zdradził! Miałem ochotę wrzucić tą dwójkę do wiadra z kwasem, jednak w tym momencie musiałem skupić się na czymś innym.

- Wiesz, że teraz będę uciekać.- oznajmiłem patrząc prosto w oczy Dylana.

- Wiesz, że będę cię gonił?- odparł

I dosłownie po paru sekundach stania w kompletnej ciszy, w której to czułem na sobie spojrzenia innych uczniów z klasy, na korytarzu rozległ się dzwonek informujący o zakończonych zajęciach. Niczym sportowcy na wyścigach ruszyłem z miejsca i zgrabnie omijając Dylana ruszyłem w tłum uczniów.

Niestety zapomniałem, że Dylan jest zdecydowanie szybszy i już po paru krokach poczułem, jak chwyta mnie za bluzę. Moje ciało momentalnie zatrzymało się w miejscu i nawet użycie maksymalnej siły nie pomogło w uwolnieniu się.

Z perspektywy osób trzecich, wyglądaliśmy zapewnie jak para idiotów, jednak w tak ekstremalnych warunkach nie liczy się, to jak wyglądasz. Teraz trwa walka o moje przetrwanie i ci wszyscy ludzie, którzy przechodząc, patrzą się na nas, wcale mi nie przeszkadzają. Z wrogim spojrzeniem zerknąłem przez ramię, po czym utkwiłem swój wzrok w rozbawionych oczach szatyna.

- Puść mnie ty pomiocie zrodzony z szatana.- wysyczałem przez zęby. Dylan uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym przekręcił głowę w bok

- Nie obrażaj mi matki.- odparł

I potem wszystko działo się szybko. Dylan obrócił mnie w swoją stronę i niczym szmacianą lalkę przełożył przez ramię. Chłopak zrobił to tak szybko, że po niespełna sekundzie poczułem smak żółci w gardle. Szybko opanowałem chęć zwymiotowania, choć z drugiej strony mógłbym, to zrobić. I to na złość.

- Puszczaj mnie ty spocony gorylu!- krzyknąłem szarpiąc się jak głupi.

Dylan nic sobie z tego nie zrobił i po prostu ruszył z miejsca. Chłopak podrzucił mnie na ramieniu, gdy za mocno się szarpałem, a moje wkurzenie rosło z każdą chwilą. Wyglądaliśmy teraz jak idioci i mogę się założyć, że ktoś właśnie w tej chwili robi nam zdjęcia.

- Uśmiechnij się ładnie.- powiedział rozbawiony Stiles.

Zdezorientowany uniosłem głowę w górę, po czym podpierając się o plecy Dylana spojrzałem przed siebie. Mój wzrok niemalże automatycznie spoczął na urządzeniu w dłoni szatyna. Stiles z ogromnym uśmiechem na ustach kierował w moją stronę telefon zapewne nagrywając tą całą akcję, a Liam i Theo bacznie się nam przyglądali.

- Oh świetnie. Jeszcze tego mi brakowało.- powiedziałem, po czym zerknąłem w tył na Dylana.- Puszczaj mnie! Ja się wam do niczego nie przydam!

- Po paru minutach gry zobaczysz, że to fajne.- stwierdził podrzucając mnie na ramieniu. Momentalnie uniosłem swoją dłoń po czym z całej siły uderzyłem do w plecy.

- Uwierz, ze mną będą same problemy. Ja nawet do kibla idę dopiero wtedy, gdy na serio już muszę.

- W takim razie, rozruszamy trochę te zastane kości.- odparł wychodząc ze szkoły.

Zeszliśmy schodami, a ja z niemocy założyłem dłonie na piersi. Moja mina nie wyrażała w tym momencie niczego. Po prostu gapiłem się przed siebie i co jakiś czas łapałem zdziwione spojrzenia uczniów, których mijaliśmy.

- Cześć Thomas!- krzyknął jeden z rozbawionych uczniów. Spojrzałem w jego stronę i z lekko naburmuszoną miną uniosłem dłoń w górę, aby się przywitać.

Znów wróciłem do poprzedniej pozycji, a Dylan obrócił się w drugą stronę, aby udać się na tył szkoły, gdzie de facto znajdowała się hala sportowa. I właśnie w tym momencie poczułem się jak małpa w zoo. Czemu? Ponieważ praktycznie cała szkoła widzi jak Dylan niesie mnie na swoim ramieniu niczym jakąś zdobycz na polowaniu.

- Dyl.- zacząłem lekko zakłopotany.

- Mówiłem, abyś tak do mnie nie mówił.- odparł niewzruszony. Czy on ma coś takiego jak wstyd?

- Dyl kurwa, odłóż mnie na ziemię. Ludzie się patrzą.- wysyczałem przez zęby.

- Ta. Ja cię odłożę, a ty mi spierdolisz.- stwierdził, po czym poraz kolejny podrzucił mnie na ramieniu.

- Zwymiotuje, jak jeszcze raz tak zrobisz.- poinformowałem i poraz kolejny uderzyłem go z pięści w plecy.

Na chłopaku nie zrobiło to większego wrażenia. Cóż, jego to rozbawiło.

- I z czego się śmiejesz penisie!- warknąłem

- Z twojej siły. Będziesz ty w stanie podnieść piłkę?

- Nie, dlatego z łaski swojej wypisz mnie z drużyn.- powiedziałem śmiertelnie poważnie.

Dylan poraz kolejny zaśmiał się głośno, po czym wszedł po trzech stopniach w górę. Chłopak otworzył drzwi po czym ostrożnie wniósł mnie do środka. Już na wejściu usłyszałem rozmowy jakiś dziewczyn, a ich nagłe wyciszenie świadczyło o tym iż zdziwił ich ten widok. Cóż, mogło być to spowodowane czymś innym, jednak już po chwili zobaczyłem jak patrzą na moją osobę. Świetnie! Czuję się jak na wystawie.

Dylan szedł spokojnie długim korytarzem, a ja z nudów zacząłem oglądać puchary na ścianach. Chciałem wyłapać jakiś, który zdobyli w tym albo w wcześniejszym roku, jednak nigdzie takiego nie znalazłem. Cóż, może jest w kantorku trenera.

Po niespełna paru długich chwilach, Dylan w końcu wszedł do jednej z szatni ulokowanych po prawej stronie. Przeszliśmy przez wąski korytarz, a szatyn wzdychając głośno odstawił mnie na ziemię. Od razu poprawiłem swoje ciuchy, po czym spojrzałem na szatyna przede mną.

- Za to jak mnie potraktowałeś wiedz, że osobiście wyrwę ci jaja i rzucę nimi do kosza.- zagroziłem wyciągając palec w jego stronę.

Dylan uniósł tylko brew, po czyn pokręcił zrezygnowany głową. Nie miałem pojęcia czemu jego reakcja była tak szorstka, jednak po chwili wszystko zrozumiałem, gdy za sobą usłyszałem donośny śmiech innych. Delikatnie podskoczyłem w miejscu, będąc lekko zaskoczony. Naprawdę nie spodziewałem się tego, że ktoś jest w tej szatni.

Ty debilu! Jak mogłeś pomyśleć, że będziecie sami?

Zamknij się!

Moje policzki zaszczypały nieprzyjemnie, a ja resztkami sił obróciłem się w tył. Po obu stronach szatni znajdowały się ławki na których siedzieli prawie wszyscy zawodnicy. Wśród nich od razu rozpoznałem Luke i Bretta, jednak resztę znałem tylko z widzenia.

- Przedstawiam wam Thomasa.- zaczął Dylan.- Thomas zapisał się do drużyny koszykarskiej na przyszłe zawody sportowe, które odbędą się w naszej szkole.- dodał, po czym z mocą ułożył dłoń na moim ramieniu.- Także trochę go podszolimy. Dajmy mu mały wycisk.

Automatycznie spojrzałem na chłopaka, po czym posłałem mu wrogie spojrzenie. Dylan również zerknął w moją stronę, po czym posłał mi ten swój cwany uśmiech. Ja go zabiję, przysięgam.

Chciałem już otworzyć usta i coś powiedzieć, jednak dźwięk otwierających się drzwi skutecznie mi w tym przeszkodził. Cóż, tak właśnie to te drzwi praktycznie wyleciały z zawiasów.

- Odpierdol się ode mnie ty nie wykastrowana spierdolino!

Z lekkim szokiem spojrzałem na osobę, która wypowiedziała te słowa. Naprawdę nie spodziewałem się, że Theo ma takie zasoby brzydkiego słownictwa.

- Och rybko ty moja, nie denerwuj się tak.- powiedział wyluzowany Mike, wchodząc do środka za chłopakiem.- Co ci szkodzi spróbować

Theo rzucił plecak na ławkę, po czym z mordem w oczach spojrzał na szatyna, który zdążył do niego podejść.

- Nie będę się bawić z tobą, w to pierdolone gówno!

- Ale czemu, zabawa w dom jest fajna. Ty będziesz drzwiami, a ja będę..

Niestety Mike nie był w stanie dokończyć, ponieważ Theo postanowił go szybko zagłuszyć. Gdy Mike wypowiadał swoją kwestę, szatyn chwycił za ręcznik wiszący na wieszaku i szybko zakneblował usta Mike'a.

O Chryste!

Pokręciłem rozbawiony głową, po czym rozejrzałem się za wolnym miejscem. No cóż, jak już tu jestem, to może spróbuję zagrać. Przecież nie może być tak źle.

Ściągnąłem plecak, po czym usiadłem na pierwszym lepszym miejscem. Odłożyłem plecak pod ławkę, a w tym samym momencie coś sobie uświadomiłem.

- Yyyy, dyl.- zacząłem spoglądając przed siebie na szatyna.

I to był błąd. To był ogromny błąd, że na niego spojrzałem. Chłopak stał własne jedynie w samych bokserkach, przez co miałem idealny widok na jego lekko wyrzeźbione ciało. Momentalnie zrobiło mi się ciepło, a w gardle poczułem dziwną gulę. Nie mam pojęcia czemu tak zareagowałem. To że jestem gejem nie znaczy, że będę się rzucać na każdego jednego półnagiego faceta.

Dylan po moich słowach spojrzał na mnie, po czym posłał pytające spojrzenie.

- No?- zapytał

- Co.- Odparłem będąc lekko zdezorientowany.

- Noooo mówiłeś coś.

Pomrugałem parę razy powiekami, po czym sprzedałem sobie mentalnego liścia. Co ja...A! No tak, już wiem.

- Bo ja nie mam bokserek...

W pomieszczeniu momentalnie nastała cisza, a ja poczułem na sobie zdziwione spojrzenia innych.

- Chcesz mi powiedzieć, że przyszedłeś do szkoły bez bielizny?- zapytał, a jego kącik ust uniósł się w górę.

Co?

- Nie!- krzyknąłem ogarniając o co chodzi.- Chodzi mi o strój. Nie mam stroju.- wyjaśniłem szybko, a po moich słowach w szatni rozległ się głośny śmiech innych chłopaków.

Dylan pokręcił rozbawiony głową, po czym sięgnął do swojego plecaka. Chłopak machnął czymś w moją stronę, a już po chwili przed oczami zrobiło mi się ciemno. Zabrałem z twarzy czarny materiał, po czym wysunąłem przed siebie.

- Ohohoho, czyżby kolejne cichy do kolekcji?- zapytałem widząc bluzkę z wielkim napisem O'Brien

- A spróbuj tylko. W czwartek masz przynieść swoje.- odparł, po czym założył na siebie podobną z tym samym nadrukiem.

Przewróciłem na to oczami, po czym spojrzałem na bluzkę i spodenki. Mam nadzieję, że podczas biegania mi nie spadną.

Dobra Thomas skup się i jakoś ich zaskocz. Przecież grałeś już w kosza.

Ja na tym boisku jak nic umrę.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Ponad 5000 słów. Mniej niż ostatnio.

Jakoś nie lubię tego rozdziału, bo jest nudny.

Sorry za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro