38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

7 tysięcy słów
Miłego czytania ❤️

Perspektywa Thomasa:

Objechaliśmy już pół miasta, chyba ze trzy razy, a Theo jak nie ma tak nie ma. Z początku myślałem, że zajmie nam to mniej czasu, jednak z każdym kolejnym kilometrem i odwiedzonym miejscem, traciłem nadzieję, a moje obawy rosły.

- Zaczynam się bać. A co jeśli ktoś go porwał?- odezwał się głos Liama w słuchawce.

Przelotnie spojrzałem na telefon, który spoczywał w uchwycie, po czym spojrzałem na Dylana obok mnie. Chłopak wyczuł, że na niego patrzę, więc od razu odwrócił wzrok i posłał mi spojrzenie pełne obawy. Był przejęty tą całą sytuacją tak samo jak ja i wcale mnie to nie dziwi, bo może nigdy nie powiedział tego na głos, ale Theo nie był tylko częścią drużyny. Był też jego kolegą, z którym w jakimś stopniu zacieśnił więzi.

Oderwałem od niego spojrzenie i zerknąłem na drogę przed nami. Milczałem przez chwilę nie wiedząc co odpowiedzieć, bo nie ukrywam i taka myśl przeleciała przez moją głowę. No ale nie mogę powiedzieć tego na głos. Nie Liamowi, który prawdopodobnie jest na skraju płaczu.

- Spokojnie Liam.- uspokajał go Brett.- Zobaczysz, na pewno okaże się, że to tylko głupie nieporozumienie. Może wyszedł na spacer i rozładował mu się telefon.

- Nie było go w domu po szkole Brett.- zauważył zdesperowany Liam.

- Miejmy nadzieję, że to naprawdę tylko głupie nieporozumienie.- wtrącił Stiles, który jechał z nimi w aucie.

Pomiędzy nami znów zapanowała cisza, a ja skręciłem w następną uliczkę. Moje auto toczyło się po nierównej nawierzchni, a ja z tych nerwów zacząłem stukać paznokciem po skrzyni zmiany biegów. Razem z Dylanem rozglądaliśmy się dookoła szukając żywej duszy, jednak i to było trudne. Nikogo nie widzieliśmy, nikt nie chodził po ulicach miasta, a jak już to ludzie z psami, albo osiedlowi menele.

Mój oddech stał się cięższy, a palec zaczął jeszcze szybciej uderzać w gumową nakładkę. Czułem jak moje serce przyspiesza, za każdym razem, gdy w głowie pojawi się nowy czarny scenariusz dotyczący Theo. Ale to nie mogła być prawda. To tylko moją głupia wyobraźnia.

Dylan, który siedział obok mnie wyczuł moje zdenerwowanie, dlatego szybko postanowił mnie uspokoić, unosząc dłoń i splatając nasze palce ze sobą.

Nie spojrzałem na niego.
Nie odezwałem się.
Nie wykonałem żadnego ruchu.
Gestu.
Nawet nie mrugnąłem.

Po prostu pozwoliłem mu to zrobić, bo jakimś dziwnym trafem, jego dotyk uspokoił moje szalejące emocje.

Chłopak zacisnął swoją rękę, dalej obserwując otoczenia, a ja powoli zacząłem się uspokajać.

- Olivia do mnie napisała.- wtrącił nagle Brett, a ja podświadomie wyczułem, że nastąpił przełom w sprawie.

- Co takiego?- zapytałem, a moja dłoń niekontrolowanie zacisnęła się na dłoni Dylana.

- Wysłała mi jakąś lokalizacje i kazała przyjechać opanować sytuację. Czekaj moment, pisze coś jeszcze.- rzucił na co ja zmarszczyłem brwi.- Stiles, wbij tą lokalizacje w nawigacje.

- Co ci jeszcze napisała?- zapytał zaciekawiony Dylan.

- Że mam zabrać ze sobą Liama, aby opanował swojego przyjaciela, bo kłóci się z Luke'iem na pół osiedla.

Zatrzymałem się na światłach, a moje powieki przymknęły się. Przez mój nos wydostało się powietrze, a po ciele rozeszła się na przemian zimna i ciepła fala.

- Stiles.- zacząłem wrzucając pierwszy bieg.- Wyślij nam też adres.

*******

Nie musiałem. Tak naprawdę nie musiałem tam jechać, bo przecież skoro Theo się odnalazł to równie dobrze mogliśmy wrócić do domu i wypocząć przed jutrzejszym meczem. No ale cóż. Ja to ja, a jak wiadomo nie umiał bym zasnąć z myślą, że coś, mogło by się stać mojemu kumplowi. Znam Theo oraz Luke'a i wątpię, aby doszło między nimi do rękoczynu, jednak fakt, iż obaj się kłócą nie wróży niczego dobrego. Nigdy bym nie podejrzewał, że taka sytuacja mogła by mieć miejsce, a tu prosze, stało się.

Zaparkowałem auto pod jednym z barów, po czym wraz z Dylanem ruszyliśmy w stronę niewielkiej grupki ludzi. Już z daleka słychać było ich wrzaski, przez co po moim ciele rozeszły się dreszcze. Może i na dworze było zimno, jednak przez adrenalinę, która we mnie buzowała nie odczuwałem tego.

Podbiegliśmy do grupki, po czym stanęliśmy obok Stiles'a i Olivi, którzy przyglądali się scence jaka rozgrywała się przed ich oczami. Theo i Luke stali do siebie przodem, a pomiędzy nimi znajdowali się Liam i Brett. Blondyn zwrócony był w stronę swojego przyjaciela, natomiast wyższy w stronę Luke. Obaj awanturnicy nie byli przejęci obecnością żywych ścian i po prostu toczyli pomiędzy sobą walke na słowa.

- Po prostu zdecyduj się czego chcesz!- warknął blondyn.- Najpierw robisz jedno, a później coś zupełnie odwrotnego! Udaj się z tym do lekarza, bo odnoszę wrażenie, że cierpisz na dwubiegunowość!

- Ja? Ja cierpię? Oh!- krzyknął Theo wyrzucając dłonie w górę.- Oczywiście, że cierpię, ale na naiwność, bo uwierzyłem w te jego brednie. Po co w ogóle się w to wtrącasz skoro to nie twoja sprawa?!

- Jak nie moja? Tu chodzi o mojego przyjaciela!- krzyknął wkurzony Luke.

Chłopak chciał ruszyć na Theo, jednak Brett zdrową ręką złapał go w porę. Nie wiem co by się stało, gdyby ta trójka nie przyjechała tu na czas. I nie wiem co by się stało, gdyby nagle nie odezwał się Dylana.

- Zamknijcie w końcu te mordy!- warknął, a dudnienie jego głosu rozeszło się po całym osiedlu.

Parę ptaków odleciało z drzewa, a w jednym z okien dostrzegłem jak światło się zapala. Miałem teraz nadzieję, że to nie ze względu na krzyki i że nie wezwą policji. Nie mam zamiaru znów odwiedzać ojca w pracy.

Jako pierwsi zareagowali Brett i Liam, którzy spojrzeli w naszą stronę. Chyba dopiero teraz zorientowali się, że tu stoimy. Następny zareagował Theo, który również spojrzał na Dylana, z tym samym wkurzonym wyrazem twarzy co wcześniej. Luke nie obrócił głowy, bo dalej z tą samą furią wpatrywał się w Theo.

- Możecie mi wyjaśnić czemu dwójka moich zawodników kłóci się na środku ulicy!? Bo chyba czegoś nie rozumiem!

- Nie twoja sprawa.- warknął Theo.

- No oczywiście.- odparł wkurzony unosząc dłonie, które po chwili opadły i uderzyły w jego nogi.- Oczywiście, że to, co dzieje się między wami nie jest moja sprawa. Moją sprawą jest to, aby utrzymać drużynę. Dobrze wiecie jak do niedawna wyglądała nasza gra, gdy darliśmy ze sobą koty. Jutro mamy mecz więc jeśli macie sobie coś do powiedzenia, to zróbcie to teraz i rozwiążmy ten konflikt wspólnie.

Czy Dylan zachował się egoistycznie broniąc się drużyną i zrzucając na nich winę przegania następnego meczu? Mogłoby się wydawać, że tak, jednak jest coś co dopiero po chwili zrozumiałem. Dylan tak naprawdę chciał dowiedzieć się o co chodzi, aby na spokojnie rozwiązać problem. Bo prawda jest taka, że osoby trzecie, z trzeźwym obrazem na sprawę najlepiej radzą sobie z rozwiązywaniem problemów.

- O co chodzi?- zapytał Luke z uśmiechem, który ani trochę nie był wesoły.- Już ci powiem o co chodzi. Ten palant napisał dwu stronnicową wiadomość do Mike'a jak bardzo go nienawidzi i jak żałuję dnia, w którym go poznał!- warknął nie spuszczając wzroku z Theo.

Chłopak spojrzał gniewnie na blondyna, jednak nie odezwał się. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała podczas każdego głębokiego wdechu, a na twarzy zagościła chęć mordu.

- Spędzałem u niego noce pocieszając go i tłumacząc, że kiedyś mu przejdzie z tą chorą obsesją na twoim punkcie!- kontynuował wkurzony Luke.- Płakał mi w ramię, zapijał smutki niczym czterdziestoletni mężczyzna po przejściach tylko dlatego, że jego uczucia do ciebie były prawdziwe. Przeszliśmy razem wiele kilometrów, czasami nawet nie odzywając się do siebie, a teraz, gdy w końcu dostał szansę ty robisz mu wojnę, bo próbuje się dla ciebie zmienić?

Blondyn zaśmiał się gorzko, a jego oczy błysnęły.

- Wiesz jaki szczęśliwy był, gdy w końcu dałeś mu zielone światło? Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim nastroju. Od razu zadzwonił do mnie i powiedział co się stało. Cieszył się jak małe dziecko i mógłbym przysiąc, że słyszałem przez telefon, jak skacze po sofie. Miał w sobie tyle energii! Po tym wszystkim co go spotkało, w końcu znalazł miejsce, które w przyszłości chciał nazwać domem, ale nie. Ty, ten kruchy fundamenty postanowiłeś rozwalić, zrównać z ziemią i pokryć błotem.

Mój żołądek skręcił się, a oczy rozszerzyły. Chyba nie do końca jestem w temacie, jednak coś czuję, że za chwilę wszystko się wyjaśni. Luke uśmiechnął się smutno, a po jego policzku spłynęła pojedyńcza łza.

- I wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Nie te nieprzespane noce. Nie te godziny rozmów. Nie te pieprzone kilometry, które razem przeszliśmy. Najgorsze w tym wszystkim była jego realcja po dzisiejszej wiadomości od ciebie! Udawał przy nas, że wszystko jest okey, aby nie wzbudzać naszych podejrzeń. Powiedział, że słabo się czuje i poprosił, nas abyśmy wrócili do domu. Uszanowaliśmy jego prośbę.- przerwał na moment, aby po mrugać oczami i odgonić łzy.- Wiesz jaki widok zastaliśmy, gdy po pięciu minutach wróciliśmy z powrotem, aby zabrać rzeczy, o których zapomniała Olivia? Mike'a płaczącego w kuchni na zimnych płytkach. Trząsł się! Przez pół godziny nie mieliśmy z nim kontaktu! Nie chciał nas słuchać i płakał, aż nie stracił przytomności. Wiesz jak się bałem? Nie wiedziałem co się z nim dzieje, bo nie chciał nam nic powiedzieć.

Jego twarz zrobiła się czerwona, a oddech ugrzęzł mi w gardle, gdy zobaczyłem kolejne łzy, na twarzy Luke'a.

- Byłem przerażony i miałem już czarne myśli. Przez cały czas ściskał telefon. Myślałem, że jego rodzice mieli wypadek, że stało się coś strasznego. Byłem gotowy na wszystko, jednak nie na to, co ujrzałem w jego telefonie. Jak mogłeś napisać mu te wszystkie rzeczy?! Mike może i jest wulgarny, ale nie ma na świecie drugiego tak wspaniałego człowieka o tak wielkim sercu co on.

Luke wyprostował się, a gdy pociągnął nosem, zjechał Theo wzrokiem i wyszeptał słowa, które zadudniły w naszych uszach.

- Nie zasługujesz na niego. Zawsze mu to powtarzałem.

Między nami zapanowała grobowa cisza. Każdy był wstrząśnięty tym, co powiedział Luke, a z każdą kolejną sekundą stawało się to coraz cięższe do zniesienia. Brett i Liam nadal stali pomiędzy nimi na wypadek, gdyby chcieli się na siebie rzucić. Olivia wydawała się być najbardziej opanowana i najzwyczajniej w świecie stała zapewne analizując sytuację. Stiles z wybałuszonymi oczami wpatrywał się z niedowierzaniem w Theo, a ja z Dylanem zastanawialiśmy się, czy będziemy musieli użyć do porozumienia siły.

Nie wiem jak długo tak staliśmy, ale nagle nastąpił przełom. Theo zareagował, jednak nie w taki sposób, w jaki się spodziewaliśmy. Chłopak parsknął pod nosem, a na jego twarzy zagościł wredny uśmiech, który wywołał u mnie dezorientację. Wsadził dłonie do kieszeni spodni, po czym z pewnością siebie uniósł głowę i zrobił krok w przód. Liam szybko podszedł do niego blokując drogę, aby ten nie mógł ruszyć się dalej.

- Zabawne.- rzucił kpiącym tonem.

Luke zaniemówił tak samo jak my wszyscy, a najbardziej zaskoczony był Liam, który zapewne nie spodziewał się takiego zachowania ze strony swojego przyjaciela. Luke ruszył w jego stronę, jednak i tym razem Brett zatrzymał go zdrową ręką. Może to tylko moja głupia wyobraźnia, ale miałem wrażenie, że w pewnym momencie wyższy chciał go puścić, tym samym zezwalając na konfrontacje.

- Co jest w tym kurwa takiego zabawnego?! To że osoba, która cię kocha cierpi?!- krzyknął wkurzony blondyn.- On się dla ciebie stara!

- Kocha?- zapytał parskając śmiechem.- Stara się? Jak? Chodząc z Chris'em na randki i dotykając się z nim w miejscach publicznych?!

I znów cisza. Luke zastygł w miejscu, a na jego twarzy zagościło zaskoczenie. Przez chwilę zastanawiałem się czy czasem nie przemienił się w kamień, jednak szybko wyrzuciłem z głowy tą myśl, gdy zobaczyłem, jak jego brwi marszczą się. Nie miałem pojęcia o co chodzi, więc szybko spojrzałem na resztę oczekując z nadzieją, że ktoś mi to wytłumaczy. Dylan spojrzał na mnie w tym samym momencie, co ja spojrzałem na niego, a gdy posłałem mu pytające spojrzenie ten tylko wzruszył ramionami. Obróciłem głowę w drugą stronę na Stiles'a i Olivie, jednak oni nie wyczuli mojego spojrzenia. Stiles z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy wpatrywał się w tą całą scenę, natomiast Olivia odwróciła wzrok jakby nad czymś się zastanawiała. Odnoszę wrażenie, że jej umysł pracuje teraz na wyższych obrotach, jakby chciała połączyć wszystkie kropki.

- Jakie randki?- zapytał zaskoczony Luke?- Jakie dotykanie? Skąd ci się nagle pojawił Chris?- pytał coraz bardziej zdezorientowany.

- Och, nie udawaj, że nie wiesz! Widziałem ich ostatnio na randce w restauracji. Dotykali się po rękach i uśmiechali, jakby mieli się tam zaraz rozebrać i odstawić darmowe porno.

- Co?- wyszeptał zdezorientowany Luke, co dodatkowo mnie zaciekawiło.

- No oczywiście. Udawaj, że nic nie wiesz i oboje zróbcie ze mnie głupka!- warknął wkurzony, wyrzucając dłonie w górę. Tym razem to jego oczy błysnęły.- Jak narazie dobrze wam idzie! Najpierw mnie całuje, dotyka, a później, gdy nie widzę idzie się zabawić na miasto, bo wie, że od cnotki nic nie dostanie! Naprawdę? Tego chce? Taki był jego plan? Czy może po prostu już mu się znudziłem? Mógł mi to powiedzieć parę miesięcy temu zanim zacząłem coś do niego czuć!

Luke nawet nie ukrywał tego, że zaczął gubić się w tej całej sprawie. A skoro on się gubi to my będziemy gdzieś na początku tego labiryntu pełnego bólu, rozczarowań i łez. Na szczęście, w naszym gronie jest osoba, która już dawno powinna dostać puchar dużego mózga roku.

- Rozumiem.

Wszyscy spojrzeliśmy na Olivie, która teraz ze swoim obojętnym wyrazem twarzy wpatrywała się w Theo i z której to ust wypłynęło to jedno słowo. Jedno słowo, którego teraz tak bardzo potrzebowaliśmy.

- Rozumiesz?- zapytał Stiles. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, po czym delikatnie kiwnęła głową.

- Chcesz mi powiedzieć, że widziałeś Mike'a i Chris'a razem w restauracji. Tak?- zapytała przenosząc wzrok na Theo, który w odpowiedzi kiwnął jej głową.- Skoro po tym jednym zdarzeniu wysunąłeś wnioski o rzekomej zdradzie, to wcześniej musiało się coś stać, przez co masz złe skojarzenia z Chris'em.

Theo milczał, a jego wzrok spoczął gdzieś na ziemi, jakby próbował uciec przed jej niewzruszonym spojrzeniem.

- Dotykali się po rękach, to było bardzo jednoznaczne.- powiedział po chwili.

- Czy wcześniej coś się wydarzyło?- dopytała spokojnie.

- Tak.- mruknął spokojnie, jednak w jego głosie dalej było można wyczuć wkurzenie.- Widziałem jak raz na imprezie u was Chris przystawia się do niego. Później była sytuacja, gdzie przyjechał na boisko, gdy mieliśmy trening. Mówił coś o propozycji, ale Mike go odrzucił.

- A później.- dopytała gdy ten sie zaciął.

- Później dałem mu zielone światło. Mike'owi.- zacisnął szczękę unosząc wzrok i spoglądając w niebo.- A niedawno zobaczyłem tą scenę w jednej z restauracji. To chyba mówi samo za siebie.

Olivia kiwnęła mu głową, po czym zaplatając dłonie na piersi zrobiła krok w przód.

- Chce abyś wiedział, że jeśli powstanie konkurs na najbardziej zazdrosnego partnera, to uwierz mi, sama cię tam zgłoszę i osobiście nałożę tą jebaną koronę.

- Olivia.- upomniał ją Brett.

Jednak ją to nie ruszyło. Dalej wpatrywała się w Theo, który teraz był bardziej zaskoczony niż wkurzony.

- Jedz do Mike'a.- nakazała.- To wszystko to jakiś chory cyrk i czuję jak powoli przez was spada mi IQ. Następnym razem zamiast wysuwać wnioski po prostu do niego podejdź i porozmawiaj. Naprawdę tak trudno było to zrobić? Oszczędził byś sobie i nam nerwów.

- Chyba nie do końca rozumiem.- odezwał się Luke.- O co chodzi z Chris'em? Co on ma z tym wspólnego? Przecież on...

- Ciiii.... już dobrze- zaczęła go czule uspokajać, po czym znów spojrzała na Theo.- Jedź i porozmawiaj z nim. Ale ma być szczerze.

Theo wpatrywał się w dziewczynę, a z jego twarzy zniknęła złość, na której miejscu pojawiła się prawie niezauważalna ulga. Czy naprawdę tyle wystarczyło, aby poczuć jak obawy odlatują? Olivia nie zapewniła, że wszystko będzie dobrze, jednak coś każe nam wierzyć, że to tylko głupie nieporozumienie.

- Zawiozę cię.- szepnął Liam do przyjaciela.

Chłopak nie czekając chwycił swojego przyjaciela za przedramię, po czym zaczął prowadzić do auta. Z początku Theo miał lekkie opory i nie chciał iść, jednak jego chęć dowiedzenia się prawdy wygrała.

Wszyscy odprowadzaliśmy ich wzrokiem, aż do auta i patrzyliśmy jak Liam odjeżdża z parkingu i znika za rogiem budynku. Dopiero po chwili szoku spojrzeliśmy po sobie posyłając pytające jak i zaskoczone spojrzenia, by w ostateczności umieścić swój wzrok na Olivi, która zdawała się wiedzieć najwięcej.

- Olivia.- zaczął Luke, który z nas wszystkich był najbardziej roztrzęsiony.- Możesz nam wyjaśnić o co chodzi? Ty coś wiesz, prawda?

Dziewczyna obróciła się, po czym powoli ruszyła w stronę swojego chłopaka. Ułożyła mu dłonie na czerwonych policzkach, po czym delikatnie wytarła je z łez. Jej usta zacisnęły się w wąską, po czym ku naszemu zaskoczeniu pokiwała głową na nie.

- Niestety nic nie wiem, ale podejrzewam, że to tylko głupie nieporozumienie. Powiedziałam to wszystko tylko po to, aby do niego pojechał i z nim porozmawiał.- odparła dalej wycierając jego łzy.- Przecież znasz Mike'a i Chris'a.

Luke kiwnął głową, po czym objął dziewczynę ramionami. Olivia wtuliła się w niego i dla pokrzepienia zaczęła głaskać go po plecach.

Natomiast ja stałem tam będąc jeszcze bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek wcześniej. Czy ta sytuacja naprawdę musiała mieć miejsce? I czy Theo naprawdę dostrzegł to co ma dopiero wtedy, gdy istniało ryzyko utraty Mike'a? Jestem już wystarczająco zmęczony tym wszystkim i chyba nawet nie chce się dowiadywać kim jest ten Chris. Wystarczy, że widziałem go wtedy na boisku, gdy podjechał swoim sportowym wozem ubrany w ten swój elegancki płaszcz.

- To już koniec przedstawia?!

Wszyscy zsynchronizowani jak w zegarku spojrzeliśmy w górę na sąsiedni blok. Z okna w którym paliło się światło wyglądała starsza kobieta, która opierając się o stary parapet paliła fajkę. Nie wyglądała na zakłopotaną tym iż każdy z nas patrzy w jej kierunku. Wyglądała bardziej na rozbawioną tą całą sytuację.

- Wracajmy.- zarządził Dylan.- Jutro mecz i szkoła. Każdy ma być wyspany.

Nikt się z nim nie sprzeczał. Każdy miał już za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jako pierwsi ruszyli Stiles i Dylan, a w ślad za nimi poszli Luke i Olivia. Ja ruszyłem się z miejsca dopiero wtedy, gdy Brett poklepał mnie po ramieniu.

- Chodź, bo korzenie zapuścisz.- rzucił żartobliwie, aby złagodzić atmosferę.

Spojrzałem na niego, a mój wzrok spoczął na jego twarzy, która na pierwszy rzut oka wydawała się być poważna. Tak, tylko na pierwszy rzut oka, bo gdyby tylko bardziej się mu przyjrzeć widać, że gdzieś pod tą maską zmęczonego chłopaka znajduję się rozbawiona żyrafa. Normalnie nie zwrócił bym na to uwagi, jednak teraz coś zaczęło mnie niepokoić. Cóż, tym zajmę się jutro. Teraz jestem za bardzo zmęczony.

- Idę idę.- odparłem.

Ruszyliśmy w stronę aut, a mój wzrok spoczął na czwórce pozostałych uczestników, którzy stali pomiędzy dwoma samochodami. Olivia i Luke przy aucie, które zapewne należy do blondyna, a Stiles i Dylan przy moim aucie. Podeszliśmy do reszty, a do moich uszu trafiły słowa wypowiedziane, przez Stiles'a.

- Dobrze, że zapomniałaś tych rzeczy.

Wraz z Brettem stanąłem obok nich, po czym jak wszyscy umieściliśmy wzrok na Olivi. Stiles miał rację, bo kto wie, jakby to się skończyło, gdyby tam nie wrócili. Głupie rozkojarzenie zadecydowało o losach całej sprawy...no, przynajmniej tak myślałem jeszcze sekundę temu.

- Nie zostawiłam tam żadnych rzeczy.- odparła zakładając ręce na piersi i opierając się tyłem o auto. Olivia widząc nasze zdziwione miny westchnęła ciężko, po czym postanowiła kontynuować.- Widziałam moment, w którym odczytywał wiadomość i nie spodobała mi się jego reakcja. Wiedziałam, że gdybym dopytała, to nic by nie powiedział. Zapewne zaśmiał by się, rzucił jakimś żartem i najzwyczajniej w świecie zacząłby dusić to w sobie. Najrozsądniejszym wyjściem było zostawienie go samego, aby pękł.

Zaskoczeni wpatrywaliśmy się w dziewczynę, której miną nie wyrażała żadnych emocji. Była twarda oraz bardzo opanowana i może powtórzę to w swojej głowie już któryś raz, ale na samym początku myślałem, że jest głupią i płytką lalą.

- Z każdym dniem mój zachwyt tobą rośnie.- odezwał się Luke.

Chłopak odbił się od auta, po czym stanął przed dziewczyną i objął ją szczelnie ramionami. Olivia od razu oddała uścisk i delikatnie pomasowała go po plecach. Blondyn potrzebował teraz takiej bliskości i ona to wiedziała. Rzuciła tylko gniewne spojrzenie do Bretta, który intensywnie wpatrywał się w blondyna, a na naszych ustach pojawił się delikatny uśmiech, gdy zobaczyliśmy jak zakompleksiony brat przewraca oczami.

- Jestem głupi.- dodał nagle Luke.- Przecież też tam byłem, a nie widziałem żadnej reakcji. Powinienem był to zauważyć....nie jestem dobrym przyjacielem.

- Przestań gadać takie bzdury.- przerwała mu. Dziewczyna oderwała się od blondyna, po czym dalej trzymając dłonie na jego plecach spojrzała w górę na chłopaka.- Nie mogłeś tego widzieć, bo tłumaczyłeś mi zasady nowej gry którą kupiłeś. Poza tym uważam, że każdy dobry człowiek zasługuje na tak wspaniałego przyjaciela jakim jesteś ty. Dziś to udowodniłeś, także przestań się biczować.

Słowa Olivi uderzyły nie tylko w Luke'a, ale też i w nas. Odczuliśmy to przyjemne ciepło jakie dziewczyna potrafiła wywołać tymi paroma słowami. Cóż, tak właściwie poczułem nawet lekkie ciarki, bo było można wyczuć w jej głosie szczerość.

- Chodź tu do mnie.- wyszeptał blondyn i na powrót wtulił w siebie dziewczynę.

To jaką parą są Olivia i Luke jest dla mnie naprawdę interesujące. On wydaje się być chaotycznym nastolatkiem, natomiast ona płytką paniusią. W rzeczywistości oboje twardo stąpają po ziemi dzięki czemu mają bardzo zdrową relację.

Zaczynam im zazdrościć.

Atmosfera powoli stawała się przyjemniejsza, a cała sytuacja sprzed parunastu minut nie wydawała się już tak przytłaczająca.

- Dobra, pakować się do aut i do domów.- zarządził Brett.- Jutro niektórzy mają ważny mecz, prawda Luke?

Blondyn, prawie niezauważalnie, uśmiechnął się pod nosem i ostatkiem sił oderwał się od dziewczyny. Spojrzał na Bretta, po czym bez najmniejszego oporu kiwnął w kierunku swojego auta.

- Racja, pakuj się do środka. Podwozie was.

Brett kiwnął mu głową, po czym pożegnał się z nami uściskiem. Luke był drugą osobą, natomiast Olivia nie zamierzała dołączyć do tego wąskiego grona. Czemu? Ponieważ w momencie, gdy Luke podawał nam dłoń, ona zaczęła walczyć z Brettem o miejsce z przodu.

Ostatecznie to Olivia wygrała, no ale czemu się dziwić. Wysunęła asa z rękawa o nazwie "stare zdjęcie z dzieciństwa" a z tym nic nie wygra. Auto odjechało, a ja już w lepszym humorze przeniosłem wzrok na bliźniaków, którzy opierali się o moje auto.

- Do środka panienki.- powiedziałem i bez chwili namysłu ruszyłem w stronę drzwi kierowcy.

Stanąłem obok swoich drzwi, a gdy wyczułem na sobie wzrok Dylana przystanąłem i spojrzałem ponad dachem auta. Stiles był już w środku, natomiast jego brat wyraźnie oburzony moją wcześniejszą wypowiedzią stał po drugiej stronie i posyłała mi wrogie spojrzenie. Miał gniewnie zmarszczone brwi, jednak już na pierwszy rzut oka widać, że udaje.

- Prosisz się o kłopoty.- rzucił, a jego kącik ust drgnął lekko w górę, czym się zdradził. Pochyliłem się w przód, po czym opierając przedramię o dach auta posłałem mu cwany uśmiech.

-Czy proszę się o kłopoty? Och, kochanie! To moje hobby.- odparłem, po czym puściłem mu oczko.

Odbiłem się od dachu, po czym otworzyłem drzwi i przy akompaniamencie jego parsknięcia wsiadłem do środka. Czy to dziwne, że poczułem nagły przypływ satysfakcji, gdy na jego lekko zarumienionej twarzy zobaczyłem zakłopotanie?

Perspektywa Theo:

Jak się teraz czuje? A czy to ważne? Czy moje samopoczucie w takiej sytuacji ma jakiekolwiek znaczenie? W końcu istnieje duże prawdopodobieństwo, że zjebałem na całej linii, przez swój nadpobudliwy charakter, nad którym trudno jest mi zapanować, wiec jedyną osobą, do której powinienem mieć problem jestem ja sam. To co wykrzyczał mi Luke w twarz dotknęło mnie do tego stopnia, że i jak pęknąłem.

Czy żałuje swoich słów? To zależy od tego, co się teraz wydarzy.

Ze zdenerwowania przegryzłem dolną wargę, a mój żołądek zacisnął się, gdy auto Liama zatrzymało się pod domem Mike'a. Cała posesja oświetlona była reflektorami, które zamontowane były na ścianach budynku, a jasne kule ułożone na trawie rozświetlały kamienną ścieżkę prowadzącą do budynku.

Nie czuje się na siłach aby tam iść.

- Idź już.- odezwał się Liam, który prawdopodobnie zaczął czytać mi w myślach.

Z beznamiętnym wyrazem twarzy spojrzałem na chłopaka, a w mojej głowie pojawił się plan ucieczki. Może to nie taki zły pomysł? Poczekam...trochę ochłonę...pomyślę. prześpię się z tym...poczekam aż sprawa ucichnie.

-Theo.- warknął wkurzony.- Nie patrz tak na mnie i nie myśl nawet o ucieczce, bo ci na to nie pozwolę.- Przewróciłem na to oczami, po czym na powrót spojrzałem przed siebie.

Chyba nie mam wyjścia, a poza tym jakąś część mnie ma nikłą nadzieję na to, że to naprawdę tylko głupie nieporozumienie.

- Nie czekaj na mnie.- powiedziałem otwierając drzwi. Opuściłem auto, po czym opierając rękę o dach nachyliłem się i zajrzałem do środka.

-Jesteś pewny? Wiesz, że to żaden problem i

- Liam.- przerwałem mu.- to nie jest rozmowa na pięć minut. Po prostu jedz do domu. Ja sobie transport ogarnę.

Liam patrzył na mnie z powątpieniem, jednak w tej sprawie nie miał nic do gadania. Zamknąłem szybko drzwi, po czym ruszyłem w stronę furtki. Była otwarta co trochę mnie zdziwiło. To bogata posesja, więc chyba powinna być lepiej zabezpieczona, przed nieproszonymi gośćmi. Przecież ktoś mógłby się tu wkraść i nie daj boże, zrobić Mike'owi krzywdę.

Zignorowałem swoje obawy i szybkim krokiem ruszyłem w stronę marmurowych schodów. Wbiegłem po nich, a gdy znalazłem się przed drzwiami nacisnąłem dzwonek. Przystąpiłem parę razy z nogi na nogę, a gdy po dłuższym czasie nikt mi nie otworzył ponowiłem próbę. Nacisnąłem klamkę, aby wedrzeć się do środka, jednak mu mojemu zaskoczeniu drzwi były zamknięte. Chociaż tyle zrobił by nikt się nie włamał.

- Mike!- krzyknąłem waląc pięścią w drzwi.- Mike, otwieraj! Słyszysz!

Nacisnąłem dzwonek jeszcze parę razy, a w tym samym momencie zamek w drzwiach przekręcił się. Odsunąłem się w tył i nie wiedzieć czemu poczułem ulgę. Może jest to spowodowane moją wybujałą wyobraźnią, która na ułamek sekundy potrafiła mi nasunąć czarne myśli.

Drzwi otworzyły się do końca, a moim oczom ukazał się Mike. Dokładnie przyjrzałem się jego twarzy, a mój żołądek zacisnął się nieprzyjemnie, gdy zobaczyłem w jakim jest stanie. Jego twarzy była mokra, a jasne oczy napuchnięte i czerwone. Wyglądał jak duży smutny pies, który nie został wpuszczony przez właścicieli do domu podczas mocnej ulewy.

Staliśmy tak przez chwilę wpatrując się na siebie z niedowierzaniem, aż do momentu, w którym to Mike postanowił się odezwać. Niestety, nie zrobił tego do mnie, a do siebie.

- Dobra Mike.- zaczął przecierając jedną ręką twarz. Chłopak przymkną oczy i odchylił głowę w tył by spojrzeć w górę- Idź weź te tabletki, bo zaczynasz mieć omamy słuchowe i wzrokowe.

Mike obrócił się w tył, po czym powoli zaczął zamykać drzwi, jakby naprawdę uważał, że moja obecność tutaj, to jakieś chore halucynację. Ale ja jestem prawdziwy i nie dam sobie zamknąć drzwi przed nosem. Szybko uniosłem swoją dłoń i ułożyłem ją na drewnianej płycie idealnie w momencie, w którym drzwi miały się zamknąć. Siłą odepchnąłem je w tył, po czym naładowany złością wparowałem do środka. Mike z zaskoczeniem na twarzy obserwował jak wchodzę do środka i staje przed jego sparaliżowanym ciałem.

- Musimy porozmawiać.- odezwałem się jako pierwszy

Drzwi za chłopakiem zamknęły się, jednak ten ani drgnął. Wpatrywał się w moją osobę i jedyną oznaką tego, że żył była jego klatka piersiowa, która unosiła się i opadała przy każdym głębszym wdechu. Nie wiem co dzieje się teraz w jego głowie, jednak mam nadzieje, że ta wielka układanka w końcu zostanie rozwiązana.

- Jesteś tu.- wyszeptał w końcu. Nadal nie dowierzał, że tu jestem.

-Tak.- powiedziałem spokojnie, po czym kiwając głowa włożyłem dłonie do kieszeni skórzanej kurtki.- I chcę porozmawiać.

-O?- odparł marszcząc brwi.- Wydaje mi się, że wszystko co miało został już przekazane.- jego głos wydawał się szorstki.- No chyba, że postanowiłeś mnie jeszcze dobić. Śmiało, zrób to.- Mike mówiąc to rozłożył dłonie, jakby był gotowy na kolejny atak. Wyglądał jak złamany człowiek, który stracił wszystko i czeka tylko na moment, aż życie udowodni mu, że może być jeszcze gorzej.

- Rozmawiałem z Luke'iem, a raczej kłóciłem się. Było dużo krzyków i łez. Nie będę tego opisywać, wiec przejdę do sedna sprawy.- urwałem na moment, aby zwilżyć zeschnięte usta i nabrać powietrza.- Co łączy cię z Chrisem.

Reakcja Mike'a była zaskakująca. Chłopak zmarszczył brwi, a z jego twarz zniknęło rozdrażnienie. Nie spodziewałem się takiej reakcji, bo po tym co zobaczyłem spodziewałem się czegoś w rodzaju zakłopotania. Wyglądał jakby nie rozumiał o co chodzi.

- Czemu w ogóle o to pytasz?- odparł zdziwiony.

- Słuchaj, wiem, że nic oficjalnego nas nie łączy i że każdy ma swoje życie, ale skoro już zacząłeś mnie podrywać, to przynajmniej mógłbyś mi powiedzieć, że jednak zacząłeś interesować się kimś innym.

-Co?- rzucił jeszcze bardziej zdziwiony.

-Widziałem ciebie i Chris'a na randce. Widziałem, jak pozwalałeś mu dotykać się po rękach. Widziałem, jak na siebie patrzycie. Mike. Nie jestem ślepy. Ostatnio nawet zacząłeś mnie ignorować, więc to chyba oczywiste, że mogłem mieć jakieś podejrzenia.

Mike z lekko rozchylonymi wargami słuchał i czekał, aż skończę. Z każdym kolejnym zdaniem mój głos łamał się coraz bardziej, a oczy zaczynały się szklić. Czułem, że jestem na skraju, jednak nie mogłem sobie pozwolić na wybuch. Jeszcze nie teraz.

A szczególnie nie po takiej reakcji Mike'a.

Chłopak przez dłuższy czas milczał wpatrując się w moją osobę. Jego usta rozszerzyły się jeszcze bardziej, jednak po zaskoczeniu nie było ani śladu. W jego miejsce szybko zjawiło się rozbawienie, które zwieńczone zostało delikatnym parsknięciem. Zaskoczony zrobiłem krok w tył, a moje brwi samoistnie zmarszczyły się, gdy Mike ułożył obie dłonie na twarzy i zaczął chodzić po całym korytarzu. Odnoszę wrażenie, że ten Chris nie jest groźny.

- Theo.- zaczał zatrzymując się w miejscu i spoglądając na moja osobę.- Powiedz mi proszę. Czy traktujesz poważnie, to co mogłoby między nami być.

Od razu kiwnąłem głową, jednak jemu taka odpowiedź nie wystarczyła. Chłopak obniżył głowę, po czym spojrzał na mnie w taki sposób, jakby nadal oczekiwał odpowiedzi.

-Tak.- odparłem wyciągając dłonie z kurtki i kiwając delikatnie głową.

Mike uśmiechnął się prawie niezauważalnie, po czym ruszył przed siebie. Myślałem, że mnie minie, a ja będę musiał doszukiwać się odpowiedzi tam gdzie jej nie ma, jednak ten w ostatnim momencie złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu.

Nawet nie wiem czemu pozwoliłem mu na to, aby mnie prowadził, a już na pewno nie wiem kiedy zamieniłem rękę w jego dłoni, aby było nam wygodniej.

Mike zaprowadził mnie do salonu, po czym siłą posadził na kanapie. Byłem zaskoczony jego nagłą zmianą zachowania, jednak nie zamierzałem się odzywać dopóki on sam tego nie zrobi. Mike chodził w te i we wte, rozmyślając nad czymś, a ja z zaciekawieniem obserwowałem jego oraz to jak jego mimika twarzy zmienia się.

- Powiem tak.- zaczął zatrzymując się w miejscu i wyciągając dłoń w moją stroną.- Już rozumiem o co chodzi i nie wiem czy mam się z tego powodu śmiać, czy też wściekać się na ciebie.

Odchyliłem głowę lekko w tył, jednak nie odezwałem się. Jak mam być szczery, to nie wiem, co o tym myśleć. Mike nie odrywając ode mnie wzroku okrążył stolik kawowy, po czym usiadł obok mnie. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym pierwszy raz go pocałowałem. Chryste! Czemu ja nagle wracam do tego wspomnienia.

- Pamiętasz naszą rozmowę na tej kanapie?- zapytał obracając się przodem w moją stronę.

-Tak.- odparłem szybciej niż to było konieczne. Jak mógłbym zapomnieć? to był przełomowy moment w naszej relacji.

- A pamiętasz, co powiedziałem ci pod koniec? Powiedziałem, że jestem chujowym rycerzem i że teraz zacznę wszystko robić jak należy.

- Do czego dążysz?- przerwałem mu, bo naprawdę chciałem przyjść już do sedna sprawy.- Może po prostu powiesz mi co cię łączy z Chrisem. Chce wiedzieć na czym stoję.

Po moich słowach Mike uśmiechnął się czule, po czym wyciągnął ręce i delikatnie chwycił moje dłonie. Pozwoliłem mu na to, bo po pierwsze, bylem już za bardzo zmęczony i po drugie, jeśli on chce tego, to ja nie mam nic przeciwko. Szczególnie teraz.

- Więc?- kontynuowałem.- Co cie łączy z Chris'em i czemu byłeś z nim na randce.

Mike odchrzaknąłem, po czym z tym samym wyrazem twarzy spojrzał głęboko w moje oczy. Nadal wyglądał na zmęczonego, jednak nie był już tak przybity jak wcześniej.

- Nie będę już niczego ukrywać i powiem ci całą prawdę. To co widziałeś to rzeczywiście była randka i tak, pozwoliłem mu, aby dotykał mnie po rękach.- urwał, a ja poczułem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.

Mógł mi tego jednak nie mówić.

- Ale.- kontynuował.- Chris to mój kumpel, a ja byłem tak zdeterminowany, aby się dla ciebie zmienić, że nawet nie wziąłem tego pod uwagę, że możesz nas nakryć i odebrać tą scenę w taki sposób. To co widziałeś to w rzeczywistości randka na niby i nie było w niej nic romantycznego.

- Jak na niby?- przerwałem mu mając jeszcze większy mętlik w głowie,

- Chris pomagał mi się dla ciebie zmienić.- wyjaśnił.

Niestety, zamiast być pod wrażeniem tego, jak ten facet się dla mnie stara, ja zacząłem wytykać mu przeszłość, na którą de facto nie miał wpływu.

- To dlatego przystawiał się do ciebie na imprezie, a później przyjechał na boisko, by dać ci jakąś dwuznaczną propozycję?- zapytalem, a moja dłoń niekontrolowanie zacisnęła się na jego palcach.- Poza tym, co to za pomysł, aby się zmieniać!?

Moje oczy rozszerzyły się na moment, a obraz pociemniał. Czy ja naprawdę to powiedziałem? Cóż, może gdybym powiedział to wcześniej, nie było by tej całej szopki.

- Wtedy na imprezie.- kontynuował spokojnym tonem, a jego ciepłe palce zaczęły delikatnie muskać moją dłoń.- Rozmawiałem z nim. On wiedział jaka była między nami sytuacja i gdy tylko zobaczył, że nas obserwujesz postanowił działać. On nie chciał zrobić niczego złego. No, przynajmniej on tak to sobie tłumaczył.

- Chciał wywołać u mnie zazdrość.- zauważyłem, na co od razu kiwnął głową.- A ta sytuacja na boisku?

-To tylko inscenizacja. Gra aktorska. Wiem, że byłeś na mnie zły o tą sytuację na imprezie, dlatego kazałem mu to jakoś odkręcić. Chciałem, aby po prostu do ciebie poszedł i z tobą porozmawiał. Ja chciałem to zrobić. Niestety ten wpadł na kolejny pomysł i stwierdził, że upozorujemy nasze rozstanie. Chyba tak to można nazwać.

Jakim trzeba być kretynem, by wpaść na pomysł robienia scen zamiast, jak człowiek przyjść i porozmawiać.

Moment...wróć...

- Ale przecież coś mu oddawałeś.- zauważyłem, na co ten uniósł kącik ust.

- Nic ci nie umknie.- zaśmiał się delikatnie.- To tylko zapalniczka, która nic nie symbolizowała. Chris stwierdził, że taka scena doda dramaturgii.- wywrócił oczami.

Założyłem dłonie na piersi tym samym wyrywając je z uścisku Mike'a, po czym opadłem na oparcie kanapy. Byłem już zmęczony dzisiejszym dniem i nie za bardzo wiem co o tym wszystkim myśleć. Jestem na niego zły, że wszystko przede mną ukrywał, jednak z drugiej strony, to naprawdę niesamowite, że tak się dla mnie poświęcił.

- Więc ta randka to...

- To nic na poważnie.- dokończył za mnie.

- Yhym...- mruknąłem kiwając głową.

Spojrzałem przed siebie, a między nami zapanowała cisza. Czuję się jak wariatka, która wszystko wyolbrzymia. Cóż...właściwie to tak jest. Dopiero teraz do mnie dotarło jakim idiotą byłem. Czuję się zażenowany swoim zachowaniem i prawdopodobnie powinienem teraz przepraszać Mike'a za te wiadomości, jednak nagle coś sobie przypomniałem.

- Gdy otworzyłeś mi drzwi wspomniałeś coś o tabletkach.- zaczął, spoglądając na szatyna.

Mike cały czas wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem na twarzy, jednak gdy tylko sens moich słów dotarł do niego, jego uśmiech zniknął, a twarz pobladła. Chłopak oderwał ode mnie wzrok, po czym nabierając powietrza w płuca poprawił się na kanapie. Jego ciało nie było już skierowane w moją stronę, przez co odnosiłem wrażenie, że chłopak chcę uciec od tej sprawy.

- To tylko taki żart.- odparł wywracając oczami.

Tylko kretyn uwierzył by w te słowa.

- Mike. To nie jest zabawne.- drążyłem.

Chłopak spojrzał na mnie i uniósł jedną brew, jakby usłyszał najgłupszą rzecz pod słońcem. Chciał z tego wybrnąć, jednak ja jestem nieustępliwy i nie spocznę półki nie dowiem się prawdy.

- Mike.- ponowiłem próbę.- Miało już nie być tajemnic. Jeśli chcesz ze mną rozpocząć zdrową relację to może zacznijmy od tego.

- Nie poddasz się?- zapytał wzdychając, na co od razu pokręciłem głową.

- Nie.

- Musiałbym powiedzieć ci całą historię.

- Mam czas.- wzruszyłem ramionami

Mike, przełknął ślinę, po czym odchylił się w tył i opadł na oparcie kanapy. Jego dłonie wylądowały na twarzy, którą zaczął pocierać, a ja od razu załapałem, że chłopak się poddał. On wiedział, że ze mną nie wygra.

- Moi rodzice często wyjeżdżają.- zaczął ściągając dłonie z twarzy i spoglądając gdzieś w przestrzeń.- Tak właściwie to praktycznie ich nie ma, bo mają wiele siedzib, którymi zarządzają. Mają firmę logistyczną i zajmują się głównie transportem zagranicznym, przez co ich grafik jest bardzo napięty. Nie mają dla mnie czasu, ale to nie znaczy, że są złymi rodzicami, bo nie są. To naprawdę wspaniali ludzie, którzy bardzo mnie kochają i którzy wpoili mi szacunek do drugiego człowieka. Nadal pamiętam słowa ojca w dniu moich trzynastych urodzin. Powiedział "człowiek może być bogaty tylko rozum. Ubóstwem, jest mieć tylko pieniądze" a później podarował mi ręcznie wykonaną ramkę na zdjęcie.- chłopak zaśmiał się cicho na to wspomnienie, po czym spojrzał w dół na swoje dłonie.

A ja słuchałem, bo chciałem poznać go z tej drugiej strony. Z tej strony, o której nie wie za wiele ludzi.

- Była okropna.- kontynuował.- Przy górnej krawędzi wystawał gwóźdź, szybka ruszała się, a stojak był ustawiony pod takim kontem, że ramka co chwilę się osuwała. Mój ojciec ma wspaniały umysł, jednak z pracami ręcznymi nie radzi sobie za dobrze.- wyznał parskając śmiechem.- Ale mimo to, żaden drogi sprzęt i luksusowe auto nie mogło się równać z tą fatalnie wykonaną ramką.

Niekontrolowanie uniosłem kącik ust, a w klatce piersiowej poczułem przyjemne ciepło. Cieszę się, że Mike pomimo takiego bogactwa potrafi być chłopakiem, który twardo stąpa po ziemi i zna prawdziwą wartość przedmiotów.

- Rodzice wpoili mi szacunek do drugiego człowieka. Wytłumaczyli, że wyrządzanie krzywdy drugiemu człowiekowi, aby osiągnąć sukces, jest głupie i że tak postępują tchórze. Nauczyli mnie cierpliwości i wiary we własną siłę.- urwał na moment by oblizać dolną wargę i zabrać większy wdech.

Nie jestem wróżbita i nie umiem czytać w myślach, jednak odnoszę wrażenie, że zaraz przejdziemy do sedna sprawy. I nie myliłem się.

- Ale mimo tego całego wsparcia i wspaniałych lekcji, jest coś czego nie zmienisz. Ich tu nie ma. Są daleko, a ja jestem sam w tym wielkim domu i nie mam do kogo się odezwać.

Mike spojrzał na mnie, po czym wykrzywił usta w uśmiechy, który nie był ani trochę wesoły. A później wypowiedział słowa, które już na zawsze pozostaną w mojej pamięci.

- Wiesz....czasami miewam stany lękowe i halucynacje. Bo nikogo tu nie ma. Jestem tylko ja i tabletki nasenne.

Moje wargi rozszerzyły się lekko, a oddech ugrzęzł w gardle. Czułem jak po moich plecach rozchodzą się na przemian zimne i ciepłe poty, a w głowie powstaje mętlik. Od zawsze otaczali mnie ludzie, których kocham...byli blisko więc nawet nie zwracałem uwagi na to, że mogło by mi czegoś brakować. Nie potrafię sobie wyobrazić jaką pustkę czuję Mike, bo prawdopodobnie nigdy nie będę w takiej sytuacji co on, więc trudno jest mi postawić się w jego sytuacji. Mogę tylko spekulować jaki ból czuję chodząc po tym całym domu, ze świadomością, że nie ma za rogiem osoby, która obdarzy cię fizycznym i psychicznym ciepłem.

Ale teraz rozumiem te wszystkie jego wiadomości. To jak mi pisał, że chciałby abym tu po prostu był. Abym usiadł z nim na kanapie, w ogrodzie, na schodach, gdziekolwiek. Pisał, że nie muszę na niego patrzeć, bo moja sama obecność by mu wystarczyła. Zawsze brałem to za głupi podryw, jednak teraz rozumiem, że jego wiadomości mogły być cichym krzykiem.

A ja byłem dupkiem, bo za każdym razem odpisywałem mu, że ma wszystko, więc moja obecność nie jest mu do niczego potrzebna.

Wstyd mi za siebie.

Dokładnie przyjrzałem się jego twarzy, a mój żołądek skręcił się, gdy zobaczyłem jego wyprany z uczuć wyraz twarzy. Nie chcę być już ślepy na jego wołanie, a tym bardziej, po tym co dziś usłyszałem. Przyjechałem tu gotowy by walczyć, jednak nie spodziewałem się, że moim jedynym wrogiem, będzie moja własna głupota.

I wtedy postanowiłem zrobić to co podpowiadało mi serce i rozum, bo o dziwo w tej sprawie, jak nigdy, zgadzały się ze sobą. Pochyliłem się w przód i bez najmniejszego skrępowania objąłem go ramionami. Ułożyłem jedną dłoń na tyle jego głowy, natomiast drugą na szerokich plecach, które okazały się być bardziej spięte niż przypuszczałem. Mike wzdrygnąłem się na ten gest i przez chwilę nie reagował. Był zaskoczony, a ja doskonale go rozumiałem. Cóż, może nie tyle co rozumiałem, a zdawałem sobie sprawę z tego, że takie wyznanie musi być dla niego ciężkim przeżyciem.

- Nie miałem pojęcia.- zacząłem, a moja głowa praktycznie ułożyła się na jego barku.- Nie jestem najlepszy w pocieszaniu i prawdopodobnie nigdy nie będę. Nie wiem też jaka będzie nasza przyszłość i co przyniesie nam los, jednak jeśli jesteś na to gotowy, to możemy postawić ten fundament na nowo.

Wplątałem palce w jego ciemne włosy i wtedy nastąpił przełom. Mike ułożył dłonie na moich plecach, by przylgnąć do mojego ciała jeszcze bardziej, a z jego ust wydobył się pierwszy szloch.

Niech płacze. Niech sobie na to pozwoli. Ma prawo.

- Już nie jesteś sam.- zapewniłem.

I wtedy Mike nie dał rady opanować swoich emocji. Jego szloch stał się głośniejszy, a mięśnie na plecach zaczęły regularnie poruszać się w górę i w dół. Mike nie był już tak spięty jak wcześniej, co nie ukrywam, lekko mnie uspokoiło.

Pogładziłem policzkiem jego bark, obejmując go szczelniej ramionami, a moje oczy zaszczypały. Nie byłem już wstanie opanować tego co tliło się we mnie, dlatego i ja postanowiłem oddać się chwili. Pierwsze łzy spłynęły po moim policzku, a w sercu poczułem zaskakującą ulgę. Potrzebowałem tego. My tego potrzebowaliśmy.

Ale jest coś, co jeszcze musimy sobie wyjaśnić i postawić sprawę jasno.

- Mike.- zacząłem próbując opanować łzy.- Jest coś co muszę ci powiedzieć.

Niechętnie odsunąłem się od chłopaka, po czym spojrzałem na jego twarz. Od razu tego pożałowałem, bo nie sądziłem, że ten widok może mnie tak zaboleć. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie i nigdy bym nie przypuszczał, że będzie mi dane to zobaczyć.

Mike spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, a ja szybko ułożyłem dłoń na jego policzku by wytrzeć mu łzy.

- Od teraz żadnych tajemnic.- zacząłem, znów spoglądając w jego oczy.- Ja mówię wszystko tobie, a ty mi. Nie chcę znów nieporozumień, bo jest to niepotrzebne. Sam widzisz jak to wszystko się skończyło. Gdyby nie Luke prawdopodobnie byłoby jeszcze gorzej.- przerwałem na moment, a Mike w odpowiedzi kiwnął mi głową. To wystarczyło.- Ale zanim sobie to obiecamy, chce abyś odpowiedział mi na jedno pytanie.

Po tych słowach uśmiechnąłem się lekko i na powrót przetarłem kciukiem jego mokry policzek. To chyba czas, aby zadać to pytanie.

- Zostaniesz moim chłopakiem?- powiedziałem patrząc głęboko w jego błękitne oczy.

Jego usta drgnęły lekko, a oczy na powrót zaszkliły się. Kolejna łza wypłynęła z jego oczu, jednak nie było to nic złego. Mike uśmiechnął się delikatnie, po czym na powrót przyciągnął mnie do siebie, by objąć szczelnie ramionami.

- Tak.- wyszeptał łkając.- Tak. Zostanę twoim chłopakiem.

Jego ramiona zacisnęły się jeszcze bardziej, a ja poczułem przyjemne ciepło, które rozeszło się po całym moim ciele.

I jak mam być szczery, to ten uścisk jest cieplejszy niż ten wcześniejszy gorący pocałunek.

- Obiecuje, że już nie poczujesz się samotny.- dodałem

I chociaż nie byłem pewny jaka przyszłość nas czeka, to byłem gotowy zmierzyć się z wyzwaniem.

Odsunąłem się delikatnie od Mike'a, po czym złożyłem pocałunek na jego skroni. Nie chciałem się od niego odsuwać, jednak Mike miał inne plany. Chłopak odchylił się w tył, po czym niepewnie spojrzał w moje oczy.

- Theo.- zaczął pociągając nosem.- Wiem, że to za wcześnie, ale mam do ciebie pytanie. Zostaniesz u mnie na noc?

Jego pytanie było odważne. Miałem wiele zastrzeżeń, jednak o dziwo żadne mnie nie przerażało. Uniosłem kącik ust, po czym pewnie spojrzałem w jego oczy.

- Tak.- kiwnąłem głową.- przecież obiecałem ci, że nie zostaniesz sam.

I później złożyłem na jego ustach pocałunek. A on go ochoczo oddał.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

W następnym rozdziale dam wam Dylana na jakiego za głosowaliście.

Sorry za błędy i do następnego ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro