Rozdział 10. Rowena Ravenclaw

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagle obudził ją głośne przekleństwo wydobywające się z pokoju jej współlokatora. Myślała, że coś się złego stało, więc szybko zerwała się z łóżka i nie narzucając sobie żadnego szlafroka, wpadła do jego pokoju jak torpeda.

- Granger! Możesz mi do jasnej cholery powiedzieć, co robi w moim pokoju ten twój sierściuch?! - powiedział Malfoy, próbując nie wyjść z siebie. Gdy tylko zobaczył ją w drzwiach, odwrócił się do niej prawym bokiem.

Hermiona stanęła w drzwiach, ale nic mu nie odpowiedziała. Poświęciła dosłonie pięć sekund na oglądanie jego sylwetki. Miał na sobie tylko jasne, szare dresy, do tego włosy w nieładzie. Przejechała wzrokiem po jego mocno widocznych mięśniach na ramionach, lekko zauważalnum sześciopaku na brzuchu i dostrzegła także widoczne V na biodrach, które pod tym kątem było jeszcze bardziej zarysowane. Nie mogła zaprzeczyć, że był przystojny i miał ładnie zbudowane ciało. Jednak w porę się opamiętała. To Malfoy. Ten Malfoy, który ją wyzywa i jej nienawidzi, zresztą ze wzajemnością. To ten Malfoy, który był śmierciożercą i wyzywa ją od szlam. To Malfoy, który uważa się za lepszego od wszystkich i myśli, że wszystko mu wolno.

Ruszyła więc szybkim krokiem do stojącego kota przy łóżku. Obok niego stał zdenerwowany Draco. Hermiona, przez to, że niedawno wstała i się jeszcze nie rozbudziła, a obok niej był znienawidzony, ale przystojny facet i chyba przez ogólne roztargnienie, potknęła się o dywan i przewróciła się tuż przed Draco, a w tym samym momencie zapukała w okno czarna sówka. Malfoy, nie zważając na klęczącą przed nim Granger, podszedł do okna, otworzył je i wpuścił sowę. Hermiona w tym czasie niezgrabnie podniosła się z podłogi i zauważyła, że Krzywołap gdzieś uciekł. Już miała zamiar wychodzić z pokoju Ślizgona, gdy zobaczyła rudy ogon wystający spod łóżka.

Malfoy stał nadal przy oknie i czytał list. Gdy go skończył czytać, spojrzał się na schylającą się Gryfonkę. I to był okropny błąd. Jeszcze jakby tego było mało, kot Hermiony nie chciał wyjść spod łóżka i musiała się ona dużo nagimnastykować, by go stamtąd wyciągnąć. Draco więc miał dobry widok, ale stwierdził, że mimo jego wcześniej słów skierowanych do Zabiniego, nie będzie się patrzył w taki sposób na szlamę.

- Długo jeszcze tu będziesz, szlamo? - Nawet wtedy nie mógł się powstrzymać od użycia tego słowa. Był wkurwiony, a dzień dopiero co się zaczął.

Zdenerwowany przez tego sierściucha, Granger i list od matki, podszedł do drzwi, które prowadziły do salonu i zaprosił gestem, by Gryfonka wyszła, bo udało jej się już złapać kota. Cały czas starał się jednak trzymać lewe ramię za sobą lub w taki sposób, aby nie było widać Mrocznego Znaku, przez co mógł wyglądać trochę jak kamerdyner. Skrzywił się na samą myśl.

Hermiona podeszła do drzwi, myśląc, że Malfoy dał jej już spokój. Jednak, gdy przechodziła przez drzwi, podłożył jej nogę, przez co, znowu się przewróciła.

- Nienawidzę cię Malfoy! - krzyknęła ze łzami w oczach, których on na szczęście nie zauważył. Nie chciała, by widział, że w jakiś sposób ruszyło ją jego zachowanie.

Podniosła się do pozycji siedzącej i odwróciła się w jego stronę, by mu coś jeszcze nagadać, ale w tym momencie on trzepnął drzwiami. Wstała, otrzepała niewidzialny kurz z piżamy i weszła do garderoby po mundurek. Była już godzina ósma, więc poszła się ogarnąć. Z lekko trzęsącymi się rękami wrzuciła książki do torby i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadła obok Ginny, a Harry i Ron siedzieli trochę dalej z Neville'em i Deanem i rozmawiali o Quidditchu.

- Cześć Mionka, coś się stało?

- Nie, czemu miałoby się coś stać? - zapytała trochę piskliwym głosem Hermiona. Położyła głośno torbę na ławce i nałożyła sobie trochę sałatki.

- Nie wyglądasz najlepiej.

- Dzięki. - Kasztanowłosa zaczęła wyżywać się na biednym kawałku kurczaka. - Malfoy - powiedziała zrezygnowanym tonem, widząc pytający wzrok rudowłosej.

- Co on ci znowu zrobił? - zapytała Weasley'ówna.

- To, co zawsze.

Rudowłosa miała już coś odpowiedzieć, gdy pewien młody, czarnowłosy chłopczyk podszedł do niej i wręczył jej liścik. Przeczytała go szybko i odłożyła na stół, po czym napiła się soku dyniowego.

- To od McGonagall. Poinformowała nas o spotkaniu Prefektów, które będzie o piętnastej.

- O a tak w ogóle, to do tej pory nie dowiedziałam się, kim są reszta Prefektów.

- No, bo Ty to chcesz zawsze wszystko wiedzieć? - zapytała z uśmiechem Ginny, ale widząc wzrok Hermiony, postanowiła, że nie będzie jej drażnić - No to tak, z Gryffindoru to, jak już wiesz, jestem ja i Harry. Z Ravenclawu jest Luna i Terry Bott. Z Hufflepuffu jest Susan Bones i Justin Finch-Flethey. A ze Slytherinu jest Blaise Zabini i Pansy Parkinson.

- To będzie ciekawie. Tak w ogóle, to ciekawe czemu akurat jest Zabini prefektem, a nie na przykład Nott. Lepiej sobie radzi z nauką i widać, że jest bardziej ogarnięty, niż Zabini. Jaką masz teraz lekcję? - zapytała Hermiona, zmieniając jednak temat.

- Eliksiry, a ty?

- Zielarstwo. Kolejny cały dzień ze Ślizgonami - powiedziała zrezygnowanym tonem kasztanowłosa.

Dokończyły śniadanie i wstały od stołu. Ginny udała się do sali eliksirów w lochach, a Hermiona wyszła na błonia i poszła w kierunku szklarni. Stanęła przy murku, czekając na profesor Sprout. Zerknęła na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą pięćdziesiąt. Za dziesięć minut miały zacząć się lekcje i inni uczniowie zaczęli się schodzić.

- Cześć Hermiono. Stresujesz się przed rozmową z McGonagall? - zapytał ściszonym głosem Harry, który przed chwilą się do niej dołączył.

- Odrobinkę - powiedziała z delikatnym uśmiechem kasztanowłosa, ale zaraz się skrzywiła, widząc Rona i Lavender przyklejonych do siebie.

W tym momencie przyszła profesor Sprout i zaprosiła ich gestem dłoni do szklarni numer sześć, która była na samym końcu. Byli tutaj pierwszy raz i wyglądała ona inaczej niż inne. W pozostałych na środku był duży, prostokątny stół, na nim rośliny i doniczki, a na szafkach przy ścianach były różne eliksiry i narzędzia. W tej było odmiennie. Były tam dwa rzędy prostokątnych stolików, a obok każdego stolika była mała szafka z narzędziami. Wszyscy uczniowie stanęli na środku, nie wiedząc, co zrobić.

- Dzień dobry uczniowie! - zawołała energicznie profesor Sprout.

- Dzień dobry pani profesor - odpowiedzieli chórem.

- Dzisiaj mam dla was super zadanie - powiedziała entuzjastycznie nauczycielka i klasnęła w dłonie, a po tym większość osób mruknęła i niektórzy mieli skrzywione miny. Każdy bowiem domyślał się, że to „super zadanie" będzie wymagało od nich dużo zaangażowania i czasu - Oj nie krzywcie się tak, jakbyście byli tu z przymusu rodziców.

- Właśnie tak jest - powiedział głośno Ron, po czym spojrzał z uśmiechem na przytulającą się do niego Lavender. Pewnie chciał jej zaimponować, poczuć się lepszy i dlatego tak powiedział.

Gdy jednak nikt się nadal nie odezwał ani nie zaśmiał, spojrzał się na resztę uczniów. Większość patrzyła na niego z pogardą. Hermiona jednak nie spojrzała na Rona tak jak większość, tylko na profesor Sprout. Po wcześniejszym entuzjazmie nie było już żadnego śladu. Próbowała zachować uśmiech na twarzy, ale nie wychodziło jej to, bo jej kąciki ust lekko drgały od wymuszonego uśmiechu. Widać było, że przejęła się słowami jednego ze swoich uczniów i zrobiło jej się przykro. Chciała wykonywać swoją pracę jak najlepiej, ciekawie jak tylko się dało, żeby uczniowie z chęcią przychodzili na jej zajęcia, a nie przez rozkazy czy zachcianki swoich rodziców. W zamian za swoje starania, na jej zajęcia przychodziło bardzo mało uczniów i do tego jeszcze, jak usłyszała, niektórzy z przymusu. Zdawała sobie częściowo sprawę, że Zielarstwo nie jest może ulubionym przedmiotem każdego ucznia i niektórzy być może uważali go za niepotrzebny, jednak miała nadzieję, że nikt tego dosadnie nie będzie mówił.

Kasztanowłosej zrobiło jej się szkoda. Szanowała wszystkich nauczycieli, bo tak wypadało, ale tylko niektórych bardzo lubiła. To tej grupy zaliczała się profesor Sprout. Była zawsze entuzjastyczną kobietą, pełną życia, a tego czasami brakowało osobom w jej wieku. Jeszcze do tego jako pierwsza z nauczycieli straciła swojego ucznia, Cedrika. Była wrażliwą osobą i bardzo to przeżywała. Do tego pewnie, po wojnie także niektórzy nie wrócili. Zawsze była dobroduszna dla wszystkich.

Profesor Sprout odwróciła się na chwilę, a zaraz potem opowiedziała im o zadaniu.

- Dzisiaj wylosujecie sobie osobę do pary, z którą przez najbliższy dwa tygodnie będziecie zajmowali się wyhodowaniem Raptuśnika. Ktoś wie, co to jest?

- Raptuśnik inaczej zwany drzewem Hyena, jest magicznym drzewem. Nigdy nie powinno się jeść liści tego drzewa, ponieważ mogło to wywołać niekontrolowany śmiech. Antidotum na to schorzenie była melancholia, produkowana przez trzminorka. Produkowano cukierki o smaku raptuśnika.

- Tak, panie Longbottom. Dziesięć punktów dla Gryffindoru - powiedziała nauczycielka - Jednak z tego powodu, że jest to drzewo, nie będziecie go hodować od początku do końca, bo to by wam za długo zajęło, a przecież musimy zrobić też inne rzeczy. Dostaniecie małe sadzonki i wsadzicie je najpierw do doniczki. To drzewo bardzo potrzebuje opiekowania się nim, więc zajmie wam około dwa tygodnie. Na każdej lekcji będziecie robili króciutką notatkę, będziecie przycinali gałązki, oraz będziecie je podlewali. Musicie też obserwować i to też należy zapisywać, czy na danej lekcji drzewko nie rośnie widocznie za szybko, czy kolor się zmienia. We wzroście tej roślinki będziecie zauważali zmiany co kilka dni. Jeśli jednak w ciągu jednego dnia widocznie urośnie, należy je przesadzić. Dobrze, to w takim razie, niech podejdą do mnie osoby ze Slytherinu. Będą pary mieszane, czyli Gryfoni ze Ślizgonami.

Tutaj też było widać niechęć u niektórych uczniów, ale ze względu na to, co wcześniej powiedział Weasley, nikt już się nic nie odzywał. Osoby z Gryffindoru poszli i stanęli osobno przy wolnych stolikach. Uczniowie domu węża podchodzili po kolei do kapelusza trzymanego przez nauczycielkę, a gdy wylosowali, podchodzili do swojego partnera bądź partnerki. Pierwsza była Pansy, która wylosowała Harry'ego, na co on miał przerażoną minę, bo nie dość, że musi z nią siedzieć na eliksirach, o co Ginny była zazdrosna, to teraz jeszcze przez kilkanaście dni będą musieli robić razem zadanie. Kasztanowłosa zaśmiała się z jego miny, a w tym momencie usłyszała czyjś głos.

- Hermiona Granger - przeczytał Blaise Zabini, po czym z dziwnym uśmiechem podszedł do niej.

Gryfonka skrzywiła się, ale mogła trafić o wiele gorzej. Na przykład na Malfoy'a. Znowu. Mimo że i tak była sceptycznie nastawiona, zdecydowanie wolała Zabiniego, Pansy czy Notta od tego tlenionego arystokraty.

Zignorowała go i patrzyła dalej, kto kogo wylosował. Lavender była z Tracey, Neville z Nottem, a Dean z Bulstrode. Teraz Draco podszedł do kapelusza i wsadził tam rękę. Wyciągnął karteczkę i przeczytał to, po czym otworzył usta ze zdziwienia.

- No chyba to jest jakiś żart! - oburzył się Draco.

- Kogo tam masz... - powiedziała profesor Sprout i zerknęła na karteczkę - Ronald Weasley.

- Nie można tego zmienić, pani profesor? - jęknął Ron.

- Jeśli w jakiejś parze są dwie osoby, które też nie chcą ze sobą pracować, to możecie się zamienić - ale widząc wstającego Harry'ego, dodała - Ale oczywiście muszą być to pary mieszane, Gryfoni ze Ślizgonami.

Hermiona, mimo wszystko, wolała Blaise'a niż Malfoy'a. Widocznie on tak samo wolał być z nią w parze niż z Weasleyem, więc nie zgłosili się. Pansy tak samo skłaniała się, by być z Potterem, a nie z Weasleyem. Nikt więcej się nie zgłosił. Zdenerwowany Draco podszedł do stolika, przy którym stał rudy.

- Nawet sobie nie myśl, że odwalę wszystko za ciebie - warknął cicho blondyn - Chodź, patrząc na Twój mózg, a raczej jego brak, powinienem to sam zrobić, bo Ty mi tylko obniżysz ocenę. I reputację.

- Ty masz jakąś reputację? Po tym, co robiłeś? - zapytał głośno Ron, a Draco, żeby go nie zabić gołymi rękami, uderzył pięścią w stół.

- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru i Slytherinu! Proszę się uspokoić, bo dam wam szlaban - powiedziała nauczycielka.

Ale widząc, że jednak oni nie będą ze sobą dobrze współpracować, zmieniła ich pary. Tracey była z Ronem, a Lavender była z Draco. Ron nie był z tego zadowolony, że jego dziewczyna jest w parze z jednym z najprzystojniejszych chłopaków w Hogwarcie, jak nie najprzystojniejszym, który do tego jest bardzo bogaty. Nie to, co on. Patrzył na nich z piorunami w oczach.

W tym czasie Blaise siedzący obok Hermiony zginał się wpół ze śmiechu. Brązowooka patrzyła na niego pytającym wzrokiem, ale gdy jej nie odpowiedział, chciała się wziąć za sadzenie roślinki. Zauważyła jednak, że nie ma przy sobie żadnej doniczki, a jedyne, jakie były w tej szklarni, stały na końcu. Stoliki te były przy ścianach, więc jeśli chciałaby wyjść, pierwszy musiałby odejść Zabini.

- Zabini, mógłbyś się przesunąć? Chciałabym pójść po doniczkę.

- Dobra, poczekaj, ja pójdę.

Zmarszczyła brwi. Zdziwiła się tym, że chciał w jakiś sposób pomóc. Gdy dowiedziała się, że będzie z nim w parze, myślała, że ona sama będzie musiała odwalić całą robotę. Jednak spotkała ją nawet miła niespodzianka. Po chwili wrócił Ślizgon i położył na stole przyniesioną doniczkę.

- Może zrobimy tak, że ja się głównie zajmę tym drzewem, a ty będziesz robiła notatki? W te wakacje trochę zajmowałem się ogrodem z matką, więc chyba coś tam umiem - powiedział Blaise, biorąc do ręki łopatkę.

- Jasne, może być - odpowiedziała Gryfonka, lekko zdziwiona tym, ile słów na raz do niej wypowiedział i że podzielił się jakąś informacją o sobie.

Nic się już więcej do siebie nie odzywali, tylko pracowali cały czas w ciszy. Blaise wziął się za sadzenie drzewka, a Hermiona pisała notatkę. Nie było zbytnio co opisywać, bo to był dopiero pierwszy dzień, więc napisała ogólnie kilka zdań o tej roślinie. Pod koniec lekcji wyczyścili swój stolik i wyszli ze szklarni za resztą uczniów.

Dzisiejszego dnia miała jeszcze Historię Magii, Starożytne Runy i Numerologię. W czasie przerwy między Starożytnymi Runami a Numerologię wróciła do dormitorium. Malfoy'a tam nie było, z czego była zadowolona. Położyła swoją szkolną torbę na jednym z foteli i podeszła do biblioteczki. Jeszcze tu nie zaglądała, a z powodu, że ma teraz trochę czasu, stwierdziła, że trochę poogląda. Była to duża szafa, zamykana szklaną szybą. Pomyślała, że było to praktyczne rozwiązanie, bo książki nie będą się kurzyć, tak jak to było na przykład w ogólnodostępnej bibliotece Hogwartu. Przy uchwycie świecił się kolor zielony. Otworzyła więc i przeleciała wzrokiem po grzbietach książek. Zauważyła wiele znanych tytułów, na przykład „Baśnie Barda Beedle'a", „Quidditch przez wieki",Historia Hogwartu", „Eliksiry dla zaawansowanych", „Dzieje współczesnej magii", „Wielcy czarodzieje dwudziestego wieku", ale znalazła też parę mugolskich, takich jak „Romeo i Julia", „Duma i uprzedzenie" i wiele innych. Tak się wciągnęła, że straciła poczucie czasu. Gdyby nie głośne walnięcie drzwiami, to pewnie spóźniłaby się na ostatnią lekcję. Zamknęła biblioteczkę, zarzuciła torbę na ramię i wychodząc, minęła się z Malfoy'em. Pobiegła szybko do sali numerologii. Profesor Vector przeprowadziła dzisiaj tylko zajęcia organizacyjne i przypomniała kilka podstawowych informacji z lat poprzednich, więc lekcja minęła jej zadziwiająco szybko. Po skończonej lekcji Hermiona udała się na kolację do Wielkiej Sali. Usiadła naprzeciwko Ginny, która jadła akurat jajecznicę.

- Jak tam spotkanie Prefektów? - zapytała kasztanowłosa, robiąc sobie kanapkę.

- Było niezbyt fajnie tak szczerze mówiąc. I wiesz, co wymyśliła McGonagall? Mamy pomóc Tobie i tej fretce w organizacji Balu. Do tego jeszcze ten Zabini rzucał cały czas jakimiś nieśmiesznymi i niesmacznymi żartami, a Parkinson mówiła coś na Harry'ego tak, że się zaczęli się w końcu wyzywać. Miałam tego dość. A potem jeszcze Krukoni z Puchonami zaczęli coś „głośno rozmawiać" ze sobą. - Gdy mówiła o głośnym rozmawianiu, zrobiła palcami w powietrzu znak jakby cudzysłowiu.

- A to nie było tam profesor McGonagall? - zapytała zdziwiona brązowooka.

- Na początku była, przedstawiła nam, że mamy pomóc wam z organizacją i opowiadała o jakichś innych, mniej ważnych obowiązkach. Ale potem stwierdziła, że aby wam dobrze pomóc i nauczyć się ze sobą współpracy, musimy się lepiej poznać. Wyszła więc, zostawiając nas samych, nie myśląc o konsekwencjach. No ale zajebiście wyszła nam ta współpraca, nie ma co - odparła z przekąsem.

- A właśnie, gdzie jest Harry? - zapytała kasztanowłosa, rozglądając się. Dopiero teraz zauważyła, że nie ma go obok siedzących chłopaków.

- No i do tego zmierzam. Ja tego nie słyszałam, bo byłam zajęta czymś innym, ale podobno Harry i Parkinson coś się mocno pokłócili i Harry coś jej powiedział, po czym ona wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać i wyleciała z sali. Później Zabini coś mówił do Harry'ego i zaczęli się bić, a ponieważ, że McGonagall zabrała nam różdżki, żebyśmy się nie pozabijali, nie było jak wezwać pomocy. Więc wybiegłam szybko z tamtej sali i poleciałam do profesor McGonagall i z tego, co słyszałam, to Slytherin i Gryffindor stracili po pięćdziesiąt punktów i do tego Zabini i Harry dostali dwudniowy szlaban, a z tego powodu, że Parkinson wyszła, także będzie musiała go odrobić - powiedziała Ginny, kończąc swoją wypowiedź.

- No to nieźle. A Harry'emu nic nie jest? - zapytała zatroskana Hermiona.

- Poszedł do Skrzydła Szpitalnego, bo Zabini go trochę poobijał, ale Pomfrey dała mu jakieś eliksiry i naprawiła nos, a teraz razem z dyrektorką i resztą ustalają szlaban.

Gdy Ginny skończyła mówić, do stołu dosiadł się akurat Harry, więc Hermiona przeprosiła ich i powiedziała, że idzie do McGonagall. Kiedy wstała, odwróciła się i zobaczyła Weasley'ównę trzymająca kciuki i uśmiechniętego Harry'ego. Podniesiona na duchu przez przyjaciół, ruszyła do gabinetu profesorki. Kiedy była już przy drzwiach, przypomniała sobie, że nie zna hasła. Stała tam chwilę przy wejściu, a chwilę potem wyszła McGonagall, zaprosiła ją do gabinetu. Dyrektorką usiadła za biurkiem, a kasztanowłosa na krześle przed nim.

- Witam panno Granger, przepraszam, że zapomniałam podać pani hasło - powiedziała profesorka.

- Nic się nie stało - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Hermiona.

- Powracając do naszego powodu spotkania. Dowiedziałam się, o co chodziło z pani omdleniem. Czytałam o tym w książkach i rozmawiałam z Albusem...

- Ale przecież profesor Dumbledore... - przerwała niegrzecznie Hermiona.

- Tak, nie żyje, ale w pewnym miejscu w zamku jest jego portret, z którym można porozmawiać. A więc wracając. Rozmawiałam z profesorem Dumbledorem i razem doszliśmy do wniosku, co ci się stało. Może zacznę od kobiety, którą spotkałaś. Ostatnio powiedziałaś, że ta kobieta przypominała ci trochę Rowenę Ravenclaw. I tak. To była Rowena Ravenclaw. - Hermiona poczuła się dziwnie, bo mimo że ta myśl pojawiła jej się od razu wczoraj w trakcie rozmowy z dyrektorką, nie spodziewała się, że może być ona trafna. - A głos, który słyszałaś, był prawdopodobnie albo Godryka Gryffindora, albo Salazara Slytherinu. Nie mogę tego dokładnie określić, bo nie mam więcej danych na ten temat, po samym głosie raczej nie da się rozpoznać, bo żyli oni wieku temu i nikt, kto teraz żyje, nie słyszał ich głosów. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego, co się stało. Lecz gdy poszperałam trochę w książkach, natrafiłam na legendę i ją przeczytałam. A legenda ta głosi, że raz na długi czas Założyciele Hogwartu wybierają jedną osobę. Każdy z założycieli da tej osobie cząstkę swej mocy bądź umiejętności. Jakiś czas temu o tym słyszałam, że niemal kilkaset lat temu było podobne wydarzenie, jednak moje osobiste jak i Hogwardzkie książki niewiele maiały informacji na ten temat. Na początku myślałam, że to tylko taka bajka opowiadana dzieciom. Jednak teraz mam niemal namacalny dowód tego, że to jest prawda. Dostaniesz moc, równą mocy, którą posiadał Dumbledore, albo jeszcze większą. - Tu Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia i dreszcz przebiegł jej po plecach. - Musisz w takim razie nauczyć się jej obsługiwać, by nikomu nie stała się krzywda. Myślałam nad tym, byś miała dodatkowe dwie godziny zajęć w tygodniu. Jedną ze mną, a drugą z profesorem Whitem. Jest on zaufaną osobą, więc myślę, że nie będzie z tym problemu. Miałaby pani tylko zajęcia ze mną, aby mniej osób o tym wiedziało, ale niestety ja, jako dyrektorką, mam więcej zajęć i do tego jeszcze skupiłabym się najbardziej na transmutacji, za to Pan White będzie szkolił z panią wyższy poziom Obrony przed Czarną Magią. W najbliższym czasie wyślę pani sowę z datami tych dodatkowych zajęć. Myślę, że to na dziś tyle.

- Dobrze. Do widzenia - powiedziała słabym głosem, po czym wyszła.

Głowa bolała ją od nadmiaru informacji. Nawet nie miała siły zadawać żadnych pytań, tylko słuchała. Musiała sobie to wszystko poukładać w głowie. Ruszyła więc do dormitorium Prefektów Naczelnych. Weszła do środka i zobaczyła Malfoy'a siedzącego na kanapie trzymającego jedną z książek z biblioteczki. Było już ciemno, ale ogień z kominka pozwalał jej rozpoznać, że to był „Quidditch przez wieki".

- Co ty robisz? - zapytała niezbyt inteligentnym tonem Hermiona.

- A co, nie widać? - odpowiedział Draco, nie spuszczając wzroku z książki.

- Dlaczego to czytasz?

- Bo mnie interesuje. W ogóle, po co rozmawiam ze szlamą - powiedział blondyn jakby do siebie z westchnięciem.

Miała już się go zapytać coś o tą książkę, dlaczego ją ruszył w ogóle. Ale przypomniała sobie, że McGonagall nie mówiła nic na temat, że barek jest tylko dla Draco, a biblioteczka jest tylko dla Hermiony. To były ich wspólne rzeczy, więc oboje mieli do tego dostęp. Zarówno on do biblioteczki, jak i Hermiona do barku. Gryfonka nie wiedziała, czemu wcześniej myślała inaczej.

Wzruszyła lekko ramionami i weszła do swojego pokoju. Od razu położyła się na łóżku i zaczęła znowu myśleć o tym, co powiedziała jej McGonagal. Bała się tej mocy, ale z drugiej strony była bardzo podekscytowana i dumna, że to ona została wybrana. To było przecież absurdalne, do tego pochodzi ona z rodziny mugoli. Stwierdziła, że napisze krótki list do Ginny, bo teraz nie miała siły, by tam do niej iść i wszystko opowiadać. Usiadła przy biurku, wzięła pergamin i pióro i zaczęła pisać.

Ginny,

Wróciłam właśnie od McGonagall. Powiedziała mi, że to prawda, co się stało. A nie uwierzysz, kim była ta kobieta. To Rowena Ravenclaw. To Założyciele mnie wybrali. Mam mieć dodatkowe dwie godziny zajęć w tygodniu, jedne z McGonagall, a drugie z tym nowym profesorem Whitem. Mają mnie uczyć wyższych poziomów magii, żebym nikomu nie zrobiła krzywdy. Prosiłabym cię, żebyś dzisiaj już do mnie nie przychodziła, bo jestem teraz bardzo zmęczona. Porozmawiamy jutro.

Hermiona

Kiedy skończyła pisać list, zwinęła go i przypięła do nóżki Gwiazdki. Ta, szczęśliwa z powierzonego zadania, wyleciała szybko przez otwarte okno. Hermiona w tym czasie wykąpała się i poszła spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro