Rozdział 9. Przeprosiny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- ...ale chyba nic jej nie będzie, pani profesor?

- Nie, panie Potter. Jednak musimy się dowiedzieć, czy panna Granger czegoś nie słyszała, czy widziała, gdy odpłynęła, bo jak sam pan widział, trzęsła się i pociła, a to nie jest normalne przy zwykłym omdleniu. Musimy więc koniecznie to sprawdzić.

Słyszała jakieś głosy dookoła siebie, więc powoli otworzyła oczy. Od razu wszyscy zamilkli i spojrzeli na nią. Poczuła się trochę skrępowana tym nagłym zainteresowaniem jej osobą. Rozejrzała się i zobaczyła, że przy jej łóżku stoi Pani Pomfrey, Harry, Ginny i profesor McGonagall. Leżała na jednym z łóżek w Skrzydle Szpitalnym, oprócz niej nie było tu żadnych innych poszkodowanych uczniów, bo w sumie dopiero był pierwszy dzień szkoły i nikt sobie jeszcze niczego nie zrobił. Ginny i Harry stali trochę dalej i nic się nie odzywali, bo pewnie nie wiedzieli, jak na nich zareaguje po tym, że przez cały dzień do niej nie przyszli i nie pocieszyli jej, po tym, co powiedział jej Ron. Do tego jeszcze jej samopoczucie po zajęciach z transmutacji, które nie wiadomo gdzie miało swoje źródło.

- Jak się pani czuje, panno Granger? - zapytała spokojnym tonem McGonagall. W środku była trochę przestraszona tym nagłym zajściem i tym, jakie będą tego skutki, ale wolała tego nie mówić przy swoich uczniach.

- Pani profesor, bo ja coś widziałam - powiedziała Gryfonka, niegrzecznie ignorując pytanie opiekunki swojego domu. Do tego powiedziała to trochę przestraszonym głosem, przez co inni mogli sobie pomyśleć, że to po prostu był jakiś koszmar.

- Porozmawiamy o tym, jak Pani Pomfrey da pani leki i sprawdzi pani samopoczucie. Dopiero po tym pójdziemy do mojego gabinetu i tam mi pani wszystko opowie, panno Granger.

Hermiona kiwnęła głową na znak, że rozumie, ale nadal była trochę przestraszona po tym, co się stało. Nie wiedziała w ogóle, co to oznacza. Zerknęła na zegarek wiszący na ścianie i wskazywał on godzinę szesnastą. No pięknie, pierwszy dzień szkoły, a jej już nie było na lekcjach. Westchnęła, a Pani Pomfrey przyniosła jej jakiś eliksir. Wypiła go i poczuła, jakby się na nowo urodziła. Zaznała nagle dużego przypływu energii. Był to pewnie Eliksir dodający wigoru. Gdy wypiła już całą fiolkę eliksiru, powoli wstała z łóżka, na którym do tej pory leżała i skierowała się do wyjścia za dyrektorką. Kiedy przechodziła obok Ginny i Harry'ego, mruknęła im ciche „osiemnasta, Wieża Gryffindoru". Rudowłosa kiwnęła głową, a Harry się uśmiechnął. Kasztanowłosa poszła dalej za profesor McGonagall i gdy weszły do jej gabinetu, usiadła na jednym z krzeseł.

- Więc, co pani widziała, panno Granger? - zapytała zatroskanym głosem.

- To było bardzo dziwne - zaczęła, marszcząc brwi i próbując się skupić na przeszłych wydarzeniach - Byłam w jakimś pomieszczeniu czy coś, gdzie była wszędzie jakby biała, gęsta mgła. Nie było żadnych mebli czy innych osób, po prostu sama biel. Ja miałam na sobie jakąś białą szatę, która przypominała prześcieradło i miałam związane włosy w warkocza ze złotymi pasemkami, chodź, nie przypominam sobie, bym go zaplatała. W pewnym momencie zauważyłam idącą w moją stronę jakąś kobietę.

- Mówiła coś? - zapytała lekko zmartwionym głosem dyrektorka. Ta część wypowiedzi kasztanowłosej ją najbardziej interesowała i była kluczowa, do stwierdzenia, co to było i co oznaczało.

- Tak, mówiła do mnie o jakiejś mocy, że dostanę ją w drugą sobotę jedenastego miesiąca, czyli w połowie listopada. Mówiła też, że będzie ona potrzebna do walki ze złem, że mam się uczyć nad nią panować i, że dzisiaj zostałam przez nich wybrana, ale nie wiem, kim oni są. Podobno czekali na mnie setki lat. Potem zaczęłam zadawać pytania - tu profesorka uśmiechnęła się dobrodusznie, bo co innego mogła w takiej sytuacji Hermiona, niż zadawanie pytań - ale ta pani nic mi nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się i odeszła. Potem słyszałam jakieś głosy, które coś śpiewały, a później poczułam, jakby duch przeze mnie przeszedł i usłyszałam męski głos, tym razem w głowie. Mówił, że te śpiewane słowa, które słyszałam, to fragmenty przyszłości i mam sama zdecydować, co z tym zrobię. Potem nastała znowu ciemność i obudziłam się w Skrzydle Szpitalnym. Ale pani profesor, ja wątpię, czy to, co opowiadam, rzeczywiście się stało. Pewnie to był jakiś sen czy coś, a ja robię tylko niepotrzebnie wokół siebie zamieszanie i jakieś problemy już w pierwszym dniu szkoły.

- Dobrze, a czy mogłabyś mi opisać wygląd tej kobiety? - zapytała McGonagall. Puściła tę ostatnią uwagę mimo uszu, by była już niemal pewna, co przytrafiło jej się podopiecznej, ale chciała się upewnić, by je niepotrzebnie nie stresować.

- Miała ciemne, można nawet powiedzieć, że czarne, długie włosy a na nich była jakaś ozdoba i była ubrana w niebieską szatę. Tyle tylko pamiętam - opowiedziała, i zaraz po tym wpadła jej do głowy pewna myśl - Była podobna do Roweny Ravenclaw.

Po tych słowach nastała cisza. Dyrektorka intensywnie przypatrywała się swojej podopiecznej, która była coraz bardziej pewna swoich słów.

- Dobrze, Hermiono. Mówisz więc, że to była Rowena Ravenclaw. Na pewno rozpatrzę to w pierwszej kolejności, gdy będę szukała informacji na ten temat - powiedziała bez wahania. Wiedziała, że siedząca przed nią Gryfonka jest uznawana przez wszystkich za najmądrzejszą czarownicę od czasów właśnie wspomnianej Roweny Ravenclaw, więc nie podważyła jej spostrzeżeń, ale miala na uwadze to, aby samej porównać opisaną przez nią postać do jednej z założycielek Hogwartu- W takim razie możesz już iść, przyjdź do mnie jutro po kolacji.

- Ale co to znaczyło, pani profesor? O co w tym wszystkim chodzi?

- Teraz jeszcze nie mogę ci powiedzieć, bo nie jestem co do tego pewna. Ale do jutra postaram się dowiedzieć i wtedy ci powiem.

- Dobrze, do widzenia.

Brązowooka pożegnała się z dyrektorką i wyszła z jej gabinetu. Była jeszcze lekko skołowana po tej całej sytuacji, zarówno przez nawał informacji, jak i dziwne uczucie po omdleniu. Stwierdziła więc, że musi trochę odpocząć i się zregenerować i zaufa McGonagall. Resztą się będzie przejmowała jutro, jak tylko dowie się od niej, co to wszystko oznaczało.

Skierowała się do dormitorium Prefektów Naczelnych. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że do końca roku szkolnego będzie musiała mieszkać z Malfoy'em w jednym dormitorium. Na razie nie było aż tak źle, jak się spodziewała. Myślała, że będzie ją cały czas wyzywać i uprzykrzać jej życie, a on po prostu ją ignorował, traktował jak powietrze, co jej w sumie odpowiadało. Doszła do ich wspólnego dormitorium i wypowiedziała hasło. Gdy obraz się odsunął, weszła, a pierwsze, co jej się rzuciło w oczy to trójka Ślizgonów siedzących w salonie na kanapie, z czego Malfoy wyglądał jakby był na coś zły. Chciała przejść szybko i niepostrzeżenie, ale i tak została zauważona. Parkinson wstała z kanapy i do niej podeszła, a Draco spojrzał na swoją przyjaciółkę jak na wariatkę.

- Miałyśmy dzisiaj porozmawiać po lekcjach, a to, że cię nie było na dwóch ostatnich, to postanowiłam przyjść tu z Zabinim, żeby na ciebie poczekać.

- Dobrze, to może chodźmy do mojego pokoju - zaproponowała niechętnie Hermiona, ale głupio jej było odmówić Pansy, bo nigdy nie łamała danego słowa, a z drugiej strony interesowało ją to, o czym Ślizgonka chce z nią rozmawiać.

Pansy kiwnęła głową i obie weszły do pokoju kasztanowłosej. Miała tam porządek, więc nie wstydziła się zaprosić jej do swojego pokoju. Nie było porozrzucanych ubrań czy książek, łóżko było ładnie zaścielane. Hermiona usiadła na łóżku, a Pansy usiadła niepewnie na miękkim fotelu.

- Chciałabym się najpierw zapytać, jak się czujesz? No wiesz, po tej transmutacji - zapytała nieśmiało czarnowłosa.

- Nie jest źle - odparła ogólnikowo Gryfonka, próbując nie zabrzmieć nie miło, ale jednocześnie się nie wygdać o niczym. Jak na razie, nie było takiej opcji, żeby cokolwiek więcej jej opowiedziała, ale doceniała jej troskę.

Pansy tylko kiwnęła głową i przeczesała swoje długie włosy. Założyła nogę na nogę, ale po sekundzie ją zdjęła i w końcu wyprostowała się i położyła obie dłonie na udach. Gołym okiem było widać, że czuje się niekomfortowo.

- No to o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - zaczęła Hermiona po chwili ciszy.

- Przede wszystkim chciałabym cię bardzo przeprosić za moje zachowanie we wcześniejszych latach. Nie powinnam tak robić, sama nie wiem, czy tego chciałam, po prostu miałam to narzucone. Strasznie teraz tego żałuję, bo wiem, że nie zasługiwałaś na takie traktowanie - powiedziała na jednym wydechu lekko zestresowana Pansy. Obawiała się trochę, jak Gryfonka na to zareaguje.

- Dobrze, przyjmuję przeprosiny. Ale powiedz mi jedną rzecz, dlaczego akurat teraz? Chodzi o wojnę?

- W moim życiu ostatnio wydarzyło się coś, przez to już całkowicie zdecydowałam, że muszę to zrobić. Może kiedyś, gdy bardziej się poznamy i może sobie zaufamy, to ci to opowiem, ale nie teraz. Muszę już iść, do zobaczenia - powiedziała szybko, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Wiedziała, że nie da rady jej tego powiedzieć, a nie chciała siedzieć tutaj dalej i narzucać się Hermionie, która i tak sporo dzisiaj przeszła.

- Cześć - odpowiedziała lekko zaskoczona tak szybkim obrotem wydarzeń.

Parkinson szybko wstała i wyszła. Hermiona domyślała się, że być może zostało to spowodowane tym, że wspomniała o czymś, co skłoniło Pansy do przeproszenia jej. Gdy została już sama, zerknęła na zegarek i okazało się, że jest już prawie osiemnasta. Wyszła więc ze swojego pokoju. Zobaczyła, że Zabini nadal siedzi z Malfoy'em w salonie i o czymś gadają, ale Pansy już z nimi nie było. Miała już powiedzieć coś na temat, że czemu Zabini tu jest i czemu nie siedzą w pokoju Malfoy'a tylko w salonie, ale przypomniała jej się kartka, którą dała im profesor McGonagall, na której wpisywali imię osoby, która będzie miała takie samo prawo, by tu przebywać. Więc nie robił niczego złego i Gryfonka nie miała się do czego doczepić. Wyszła więc i udała się na ustalone miejsce, gdzie miała się spotkać z przyjaciółmi.

Szczerze, jak o tym teraz dłużej pomyślała, to było jej miło, że Pansy ją przeprosiła, ale z drugiej strony to nie wiedziała, czy może jej zaufać. Nie chciała, by ktoś ją znowu zranił, tak jak to zrobił Ron. Rozmyślając tak, nawet nie zauważyła, że doszła już do Wieży Gryffindoru. Z daleka zobaczyła rzucające się w oczy rude włosy Ginny. Obok niej stał Harry z rękami w kieszeniach, opierając się o ścianę.

- Miona, przepraszamy cię, że dzisiaj nie poszliśmy za tobą po tym, co powiedział ci Ron i w ogóle. Na początku, od razu jak wyszłaś, próbowaliśmy mu przemówić do rozumu, a potem, jak już się uspokoił, nie wiedzieliśmy, gdzie cię szukać, do tego później zawołała nas McGonagall i powiedziała, że ja i Harry jesteśmy Prefektami Gryffindoru i potem było spotkanie z innymi Prefektami i...

- Dobrze, nic się nie stało, jakoś sobie poradziłam - przerwała jej brązowoka - A i gratuluję zostania Prefektami. Ja też wam nie powiedziałam, ale zostałam Prefektem Naczelnym, drugim niestety jest Malfoy i musimy razem mieszkać. To dlatego nie wróciłam wczoraj na noc do dormitorium w wieży - powiedziała Hermiona z lekkim uśmiechem.

Nie miała zamiaru na razie wspominać o Parkinson i ich rozmowie, bo nie chciała kolejnej kłótni. Zaraz by zaczęli mówić, że „w jednej chwili została obrażona przez przyjaciela, a chwilę po tym zaczęła się przyjaźnić z wrogiem". Stwierdziła, że powie im o tym później, kiedy tą jej relacje z Pansy będzie można określić. Jeśli jakakolwiek w ogóle będzie.

- Hermiono, słyszysz nas? - zapytał Harry. Widocznie za bardzo się zamyśliła i zapomniała, że nie jest sama.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Mógłbyś powtórzyć?

- Mówiłem, że gratuluję zostania Panią Prefekt Naczelną i że ci współczuję, że musisz mieszkać z Malfoy'em. A tak ogólnie, to jak się czujesz? No wiesz, po tym twoim omdleniu na transmutacji.

- Nie jest źle. Ale chodźmy w bardziej ustronne miejsce, to wam coś jeszcze opowiem.

Wyszli we trójkę z Pokoju Wspólnego i skierowali się do najbliższej pustej sali, a Hermiona rzuciła zaklęcia przeciw podsłuchiwaniu. Nie wiedziała, czy to, co chciała im powiedzieć, jest aż tak ważne, ale wolała dmuchać na zimne. Gdy usiedli na krzesłach, kasztanowłosa opowiedziała im rozmowę z McGonagall i jak czuła się po tym omdleniu. Harry i Ginny byli zafascynowani jej opowieścią i słuchali jej z ogromnym zapałem, ale gdy Hermiona powiedziała im, że nie jest pewna, czy to się rzeczywiście stało, ich uśmiechy nieco zbladły. Widać było, że przejmują się stanem swojej przyjaciółki.

- ...no i wtedy profesor McGonagall powiedziała mi, że mam przyjść do niej jutro po kolacji - zakończyła swoją opowieść Hermiona. W swojej opowieści nie wspomniała jednak nic o jej przypuszczeniach i o osobie Roweny Ravenclaw, bo to były jak na razie tylko domysły.

- Ja nie wiem, co to znaczy, ale wydaje mi się, że to się mogło zdarzyć naprawdę. Sama przecież pamiętasz, jak opowiadałem, że spotkałem D-Dumbledore'a po tym, jak Voldemort próbował mnie zabić w Zakazanym Lesie. Jak się zapytałem go, czy to jest naprawdę, czy tylko w mojej głowie, to odpowiedział, że w mojej głowie, ale to też mogło zdarzyć się naprawdę. Z tego, co opisujesz, to miałaś podobnie. Wszędzie jakby mgła i osoba, która coś do ciebie mówi. Tylko że ja wtedy niby umarłem, a ty po prostu zemdlałaś - powiedział Harry, zastanawiając się nad tą całą sytuacją.

- No niby tak, ale dowiem się dopiero jutro, co to było. A tak z innej beczki. Jak tam było na zajęciach?

- Nie byłam na ostatnich dwóch godzinach i Harry też nie, bo byliśmy przy tobie w Skrzydle Szpitalnym - tu Hermiona uśmiechnęła się ciepło, miło jej było, że jej przyjaciele się o nią martwili - Ale ja na pierwszej godzinie miałam Obronę przed Czarną Magią z tym nowym nauczycielem. Powiem ci tak, on jest zajebisty. I nawet nie chodzi o wygląd czy coś, ale samo to, jak opowiada. Dzisiaj mieliśmy lekcję organizacyjną i on tak ciekawie opowiadał nawet te głupoty. Każdy go z chęcią słuchał, więc ciekawa jestem, jak będzie na kolejnych lekcjach. Jest wyluzowany, więc da się z nim pożartować, ale jest też stanowczy, przez co każdy go jak na razie szanuje. Bo mieliśmy dzisiaj taką sytuację, że ten Harper ze Slytherinu coś tam bawił się kartką, robił z niej samolocik, i gadał z kimś, w trakcie, gdy ktoś inny coś opowiadał i ten nauczyciel zaczął mu coś gadać, że przydałoby mu się trochę kultury, żeby nie przeszkadzał, tylko powiedział to bardziej stanowczo i podszedł do niego i powiedział mu coś na ucho. Po tym Harperowi aż zabrakło języka w gębie, wymamrotał tylko ciche „przepraszam" i do końca lekcji nawet się chyba nie poruszył - opowiedziała ze śmiechem Ginny.

Rozmawiali jeszcze o innych, błahych rzeczach. Dowiedziała się od Ginny, że siedzi ona a eliksirach z Colinem Creeveyem*, więc widocznie profesor Slughorn wymyślił to usadzanie nie tylko u nich na lekcjach.

- O to widzę, że nie tylko u nas zostaliśmy usadzeni - powiedział Harry.

- A z kim wy siedzicie? - zapytała Ginny.

- Ja z Malfoy'em - powiedziała Hermiona z grymasem - Nie dość, że musimy razem mieszkać w jednym dormitorium i chodzić na patrole, to jeszcze muszę z nim na lekcji siedzieć.

- Macie patrole? Kiedy?

- W poniedziałki i w środy od godziny dwudziestej do dwudziestej trzeciej. Mamy patrolować błonie, ale to dopiero od następnego tygodnia.

- No szczerze to ci powiem, że Malfoy, jaki jest to jest, jeśli chodzi o charakter, ale z wyglądu to jest całkiem niezły - powiedziała Ginny z zadziornym uśmieszkiem.

- Ej! - oburzył się Harry - Ja wciąż tu jestem.

- Oj kochanie, tylko żartuję - powiedziała Ginny, po czym pocałowała Harry'ego.

Hermiona nie wiedziała, gdzie ma skierować swój wzrok. Kochała Harry'ego i Ginny jak rodzeństwo, którego nigdy nie miała, ale nienawidziła takich sytuacji. Nie chodziło o to, że się kochają czy, że nie cieszy się ich szczęściem, ale po prostu w takich momentach nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, gdzie ma się patrzyć. Czuła też jakiś ból w sercu, że ona nie ma kogoś takiego. W tej chwili zakochani oderwali się od siebie. Spojrzeli na Hermionę przepraszającym wzrokiem.

- A ty Harry, z kim siedzisz na eliksirach? - Ginny przerwała chwilowo niezręczną ciszę.

- Z Parkinson.

- Z tą suką? - zapytała zdziwionym głosem rudowłosa.

Hermiona skrzywiła się na to określenie płynące z ust jej przyjaciółki. Nie lubiła nikogo wyzywać, chyba że została jako pierwsza zaatakowana, to wtedy się odwdzięczała. Jeszcze do tego kilkanaście minut temu rozmawiała z Pansy, a teraz Ginny o niej tak mówi.

- No z Parkinson. Szczerze, to myślałem, że będzie gorzej. Na początku coś tam się kłóciliśmy, zresztą nie tylko my - tu spojrzał wymownie na Hermionę - Ale później to już nic się nie odzywaliśmy do siebie oprócz o eliksirze, ale to i tak niewiele - dokończył lekko zestresowany Harry, bo Weasley'ówna patrzyła na niego piorunującym wzrokiem. Widać było, że trochę się zdenerwowała, że normalnie rozmawiał „z tą suką'', jak to powiedziała i była po prostu zazdrosna.

- Wiesz co Herm, miło się gadało, ale ja muszę już iść - powiedziała lekko obrażonym tonem Ginny, po czym szybko wyszła z sali.

- Przepraszam cię, ale muszę za nią iść, bo potem będzie zła - wymamrotał Harry, przytulił ją szybko i wybiegł z sali.

Kasztanowłosa kiwnęła głową. Znowu została sama. Zerknęła na zegarek i postanowiła, że wróci już do swojego dormitorium, bo była już godzina dwudziesta. Wyszła z sali i zeszła na piąte piętro. Mimo później godziny, niebo dopiero się ściemniało.

Gdy dochodziła już do dormitorium Prefektów Naczelnych, zauważyła, że akurat wtedy wychodził stamtąd Blaise. Zwolniła trochę krok, by nie minąć się z nim. Myślała, że pójdzie w przeciwną stronę, albo skręci w boczny korytarz, ale on właśnie szedł w jej kierunku. Nie bała się go, ale musiała przyznać, że jej sytuacja teraz nie jest najlepsza. Idzie właśnie sama ciemnym korytarzem, w jej stronę idzie dobrze zbudowany Ślizgon, z którym nie mają dobrych relacji, a oprócz nich jest drugi Ślizgon, były śmierciożerca. Świetnie. Obaj byli dobrzy i mogliby ją teraz spokojnie zaatakować i mimo że ma różdżkę, to czuła się niezbyt bezpiecznie. Ale z drugiej strony pomyślała sobie, że chyba nikt by jej nie zaatakował w Hogwarcie. Zabini był coraz bliżej jej i gdy przechodził obok, szepnął.

- Boisz się Granger? - zapytał poważnie, pochylając się nad nią, a widząc jej minę, roześmiał się - Spokojnie, tylko żartowałem - powiedział ze śmiechem.

Po tym poszedł dalej z uśmiechem na twarzy jak gdyby nigdy nic. Hermiona nie miała pojęcia, co tu się właśnie wydarzyło. Jej nie było wcale do śmiechu. Nadal mocno zdezorientowana weszła do dormitorium. Zauważyła Malfoy'a, który właśnie otwierał drzwi, ale widząc ją, zatrzymał się.

- Co tam Granger, zobaczyłaś swoje odbicie w lustrze, że masz taką minę?

- Zamknij się Malfoy.

- O widzę, że przez to omdlenie straciłaś wszystkie szare komórki, bo nie umiesz mi nic innego odpowiedzieć.

Powiedział to, po czym nie czekając na jej reakcję, wszedł do swojego pokoju. Stała tam na środku salonu cała czerwona ze zdenerwowania. Dzisiejszy dzień był koszmarny. Najpierw ten Ron w Wielkiej Sali, potem Parkinson, omdlenie na transmutacji, rozmowa z Harrym i Ginny, potem dziwne zachowanie Zabiniego i teraz jeszcze ten głupi arystokrata. Miała dość dzisiejszego dnia. Jeszcze nie miała od kogo wziąć notatek z Zaklęć i Obrony przed Czarną Magią. Zdenerwowana na cały świat poszła do pokoju, dała Krzywołapowi jeść, a później skierowała się do garderoby po piżame, wykąpała się i poszła spać.

~~~

Siedział właśnie na kanapie w salonie w dormitorium Prefektów Naczelnych i nagle usłyszał otwierające się drzwi. Już miał wstawać, bo myślał, że to Granger, a nie miał ochoty z nią siedzieć. Jednak byli to Blaise i Pansy.

- Cześć Smoku! Przyszliśmy obejrzeć twoje komnaty.

I nie czekając na jego reakcje, Zabini otworzył drzwi do jego pokoju i wszedł tam, a za nim Pansy. Blondyn wstał z kanapy i podszedł do drzwi, żeby zobaczyć, czy nic mu czasem nie ruszają. Blaise właśnie otworzył drzwi do łazienki i stanął jak wryty.

- Co jest kurwa...

- Ta, też nie jestem z tego powodu zadowolony. McGonagall pomyliły się po prostu łazienki i ja mam czerwoną, a ta szl... Granger ma zieloną - powiedział Draco, w porę się hamując, by nie użyć tego słowa przy Parkinson.

Po oględzinach jego pokoju wyszli do salonu i usiedli na kanapie, a Draco usiadł na jednym z foteli. Rozmawiali o nowym nauczycielu Obrony przed Czarną Magią. Pansy mówiła, że jak słyszała rozmowę swoich koleżanek, które rozmawiały o tym, która pierwsza go uwiedzie. Blondyn tak był zajęty rozmową, że gdy wstał, zapomniał o ograniczeniu barku i poszedł do niego. Gdy chwycił za uchwyt, jakaś niewidzialna siła go odepchnęła i się przewrócił. Zaklął, wstając, a jego przyjacielezaczęli się z niego śmiać. Zerknął na barek i zobaczył czerwone światełko. No to widocznie McGonagal nie żartowała. Usiadł naburmuszony na kanapie. Blaise i Pansy o czymś dyskutowali, a w tym momencie drzwi się otworzyły. Tym razem był pewny, że to Granger. Nie pomylił się. Parkinson, gdy tylko ją zauważyła, wstała z kanapy i podeszła do niej. Malfoy zmarszczył brwi, patrząc na nią, ale nic się nie odezwał na ten temat. Potem zauważył, jak obie wchodzą do pokoju Gryfonki i o mało co nie zszedł na zawał.

- Wiesz co stary? Wbij kiedyś do mnie, to się czegoś napijemy czy coś, bo widzę, że u ciebie to nie ma za bardzo jak.

Draco tylko kiwnął głową i zaczął temat Quidditcha. Lubił o tym rozmawiać, a jeszcze bardziej grać w to. Latając na miotle, czuł się wolny od tego wszystkiego. Mógł się oderwać od tej szarej rzeczywistości. Nie czuł wtedy żadnych ograniczeń. Uwielbiał czuć ten wiatr we włosach i jakby pulsujący drążek jego miotły. Kiedyś, jak był niezbyt trzeźwy, myślał, że to serce jego miotły. Na wspomnienie jednego z letnich wieczorów, gdy siedzieli z Blaisem i pili Ognistą, uśmiechnął się. Był na tyle trzeźwy, że to trochę pamiętał. Opowiadał mu wtedy, że czuje więź między nim a miotłą, że czuje bicie jej serca. Mówił, że się z nią ożeni. W sumie to oprócz Greengrass i innych napalonych dziewczyn nie znał żadnej, która nadawałaby się na żonę. Po chwili zdał sobie sprawę, o czym myśli i się roześmiał cicho. Wrócił do rzeczywistości, a raczej ktoś go wyrwał z zamyślenia. Był to Zabini, który potrząsnął nim i wskazał na zamykające się drzwi. Powiedział mu, że Pansy szybko wyszła z pokoju Gryfonki i, że wyglądała, jakby się jej chciało płakać. Chwilę po tym także Granger wyszła ze swojej sypialni i wyszła z dormitorium.

- A tak ogólnie, to ciekawe co się dzisiaj stało Granger. Nie wyglądało to na normalne omdlenie.

- Taa, ciekawe... - odpowiedział Draco.

Sam zastanawiał się nad tym, ale nie umiał na razie nic sensownego wymyślić. W sumie to nie wiedział czemu, ale zainteresowało go to. Nie powinien interesować się szlamą, ale to jej omdlenie było co najmniej dziwne. Żyli w świecie magii, tu wszystko było możliwe. Poza tym, wyglądało to na bardziej zaawansowaną magię, a Granger do tego pochodziła z rodziny mugoli. Coś się tutaj nie zgadzało, ale jeszcze nie wiedział co.

Rozmawiał jeszcze chwilę na ten temat z Blaise'em, a potem on oświadczył, że robi się już późno i wraca do siebie. Odprowadził go więc do drzwi i zobaczył, że Granger wraca. Gdy Zabini koło niej przechodził, powiedział jej coś cicho, a potem się roześmiał i poszedł. Nie zwracając na to uwagi, skierował się do swojej sypialni i w tym momencie Gryfonka weszła do środka, więc zatrzymał się.

- Co tam Granger, zobaczyłaś swoje odbicie w lustrze, że masz taką minę? - powiedział z wrednym uśmiechem.

- Zamknij się Malfoy.

- O widzę, że przez to omdlenie straciłaś wszystkie szare komórki, bo nie umiesz mi nic innego odpowiedzieć - odpowiedział kpiącym głosem i nie czekając na jej reakcję, wszedł do swojego pokoju.

Poszedł od razu do garderoby i wyciągnął szare dresy, które służyły mu za piżamę. Co prawda najlepiej spało mu się w samych bokserkach, ale jednak pomyślał, że może nie byłby to najmądrzejszy wybór w jego obecnym położeniu. Wyszedł z pomieszczenia i skierował się do znienawidzonej łazienki. Gdyby miał więcej czasu, to poszedłby do Łazienki Prefektów, bo była niedaleko, ale za długo by mu tam zeszło. Wziął szybki prysznic i wrócił do sypialni, gdzie od razu rzucił się na łóżko i zasnął.

- - - - -

*-wiem, że Colin zmarł podczas Bitwy o Hogwart, ale „ożywiłam" go na potrzeby tego opowiadania, tak jak to zrobiłam z Lavender, ale zapomniałam wcześniej o niej wspomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro