Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga, zaczęłam pisać to opowiadanie w wieku piętnastu lat i zdaję sobie sprawę z tego, że prolog sam w sobie może nie jest jakoś bardzo zachęcający, ale uwierzcie mi, jest on dość ważny a dalsze rozdziały są warte przeczytania.
Miłego czytania!

Mimo tego, że był to dzień w środku lata, to pogoda w żaden sposób tego nie oddawała. Ulewny deszcz dudnił w szyby, obijał się o rynny i dach, tworząc w pewien sposób spokojną melodię. Silny wiatr poruszał gałęziami drzew, przez co delikatnie stukały w okna. Widok za oknem był również przygnębiający, ciemne, deszczowe chmury jakby zapowiadały przyszłość.

Blondyn przebudził się, jednak nie było to spowodowane odgłosami z zewnątrz. Zauważył, że w pokoju było chłodno, jednak nie wiedział, co było tego przyczyną. Poczuł, że ktoś go szturcha i coś do niego mówi. Był jednak tak rozespany, że nie mógł zidentyfikować, od kogo pochodzi ten głos. Odwrócił się więc w stronę wydobywającego się odgłosu, uchylił powoli powieki i otworzył usta, żeby wydrzeć się na jakiegoś skrzata, którego pewnie wysłała jego matka, żeby go obudził.

- O cześć księżniczko. Nareszcie wstałaś.

- Zamknij się Zabini - mruknął Malfoy, rozpoznając głos ślizgona, po czym przejechał dłonią po twarzy.

- No no, zajebiste przywitanie przyjaciela. Ja tu mówię ci komplementy, a ty się jeszcze obrażasz. Złość piękności szkodzi, a ty, w porównaniu do mnie, nie masz za bardzo czym szastać - powiedział Blaise z ogromnym uśmiechem na twarzy i rozwalił się na jednym z czarnych foteli stojących w rogu pokoju.

- Komplementy? I że niby nie mam czym szastać? - powiedział Draco lekko urażonym, ale i rozbawionym głosem, podnosząc się do pozycji siedzącej i zsuwając z siebie biało-szarą kołdrę. Jak zwykle spał tylko w bokserkach, jednak nie miał zamiaru przejmować się tym, czy Zabiniemu to przeszkadza. Znając jego bezpośredniość i bezwstydność, pewnie nie miał nic przeciwko. Zresztą to on wszedł mu do pokoju bez pytania.

- Ty się teraz tym nie przejmuj, masz inne rzeczy na głowie - powiedział Zabini, dziwnie się uśmiechając.

- O co ci do cholerny chodzi? Dopiero co wstałem i... - zaczął blondyn, jednak spostrzegł, gdzie skierował się wzrok jego przyjaciela - Cholera!

Malfoy, gdy tylko zauważył sporą kałużę wody przy otwartym oknie balkonowym, zawołał jednego ze swoich skrzatów i rozkazał mu, by to posprzątał. Sam jednak stał w miejscu i z niezrozumieniem patrzył się na wcześniej otwarte okno. To prawda, otwierał je wczoraj na wieczór, żeby się przewietrzyć, ale wydawało mu się, że je później zamykał. Najwyraźniej jednak tego nie zrobił.

- Stary, jesteś czarodziejem. Sam mogłeś to zrobić i to w krótszym czasie - odparł leniwie Zabini, podpierając głowę na dłoni. Na jego słowa Draco tylko przewrócił oczami.

- Przyszedłeś do mnie po coś konkretnego, czy tylko po to, żeby mnie wkurzać?

- A czy muszę mieć jakiś powód, żeby przyjść do mojego najlepszego przyjaciela? - zapytał Blaise, przekręcając w bok głowę, mrugając oczami z uśmiechem - Nie stęskniłeś się za mną?

- Tak, oczywiście, bardzo się stęskniłem za Twoim wkurwiającym głosem i jeszcze gorszymi tekstami - powiedział ironicznie Draco - O aparycji nie wspominając.

- Oj, księżniczka chyba wstała lewą nogą - powiedział, jednak gdy dostrzegł pulsującą żyłkę na skroni blondyna, uniósł ręce w obronnym geście - Dobra dobra. Twoja matka zaprosiła mnie i moją matkę na obiad a ja, że nie miałem co robić, to jestem tu wcześniej. Moja matka będzie za jakieś pół godziny.

- Dobra, idź na dół do mojej matki i powiedz jej, że zaraz tam do was zejdę - powiedział blondyn, wziął ubrania z szafy i wszedł do łazienki, żeby się ogarnąć.

Blaise w tym czasie wyszedł z pokoju Draco i skierował się do salonu na parterze. Dwór Malfoy'ów był ogromny. Żeby przejść z pokoju Draco do salonu, musiał przejść najpierw przez długi korytarz, potem po schodach i znowu korytarzem. Od zawsze dziwił się Malfoy'om, jak oni poruszają się po całym dworze i nie gubią. Może uczyli się kiedyś na pamięć całej mapy tego budynku? Albo mieli możliwość zawołania w każdej chwili skrzata, żeby ich poprowadził? Przecież to było niemożliwe żeby się tutaj nie zgubić chociaż raz w życiu.

Zabini, mimo że bywał tutaj naprawdę często, nie miał takich przywilejów i musiał radzić sobie sam, co nie zawsze mu się udawało. Mniej więcej wiedział jedynie, gdzie jest pokój Draco, łazienka, jadalnia i salon, a i tak musiał uważać, żeby wejść w dobry korytarz. Nawet nie chciał sobie wyobrażać sytuacji, w której znalazłby się sam w ciemnym korytarzu i nie wiedział, gdzie ma iść. Lubił mieć zawsze wszystko pod kontrolą, a właśnie takie poruszanie się po dworze nie zawsze mogło iść po jego myśli.

Z obrazów wiszących na ścianach zerkały na niego różne, przeważnie naburmuszone bądź zaspane twarze. Gdyby nie te niemile nastawione twarze na portretach i ten ciemny wystrój, to dwór byłby o wiele ładniejszy. Choć i tak po wojnie sporo rzeczy się zmieniło, zło było już prawie niewyczuwalne, główne pomieszczenia, takie jak salon czy jadalnia, przeszły porządny remont i stały się jasniejszymi i bardziej przyjaznymi pomieszczeniami.

Po długiej drodze doszedł do salonu, gdzie siedziała Narcyza.

- Pani Malfoy, obudziłem Draco, ale nie było łatwo. Ale z niego śpioch! Powiedział, że zaraz zejdzie, ale pierw musi się ogarnąć.

- Dobrze Blaise, ale mówiłam ci już tyle razy, żebyś nie mówił do mnie „pani", tylko Narcyzo. I tak już czuję się staro. - Narcyza mówiąc to, uśmiechnęła się serdecznie i gestem zaprosiła Blaise'a, żeby usiadł na kanapie.

Gdy tylko Zabini usiadł, usłyszeli głośne pukanie do drzwi.Pani Malfoy wstała i, poprawiając sobie granatową sukienkę, podeszła do drzwi. W wejściu stała uśmiechnięta, czarnowłosa kobieta ubrana w fioletową suknię i narzucony na nią ciemny płaszcz.

- Witaj Narcyzo - powiedziała czarnowłosa i delikatnie ją przytuliła. Mimo wcześniejszych złych czasów, kiedy Lord Voldemort żył i znajdowały się w jego dalszym kręgu, trzymały się ze sobą. Były swoim jedynym wsparciem wśród śmierciożerców. Obie też w tym samym czasie były w ciąży i ich synowie wychowywali się razem.

- Dzień dobry Eleonoro. Co tak późno? Jakieś problemu z teleportacją? - zapytała Narcyza i roześmiała się perliście.

Żadna z nich nie była wcześniej w głównym kręgu śmierciożerców ani nie miały Mrocznego Znaku, jednak umiejętność teleportacji była ważna nawet w normalnym życiu. Narcyza śmiała się z niej, bowiem Eleonora Zabini nigdy nie była wzorową uczennicą w szkole i ledwo co zdała egzamin na teleportację. Przez to często musiała podróżować innymi sposobami, aby nie mieć żadnych komplikacji czy się nie rozszczepić.

- Och przestań Narcyzo. Ja ci nie wypominam twoich niepowodzeń - Eleonora próbowała przez chwilę udawać obrażoną, ale i tak potem obie się głośno śmiały.

- Dobrze, wchodź już. Skrzaty zaraz podadzą obiad - powiedziała Pani Malfoy, otwierając bardziej drzwi i zapraszając ją gestem dłoni do środka.

Kiedy weszły, Narcyza zauważyła, że Draco już się ogarnął i siedzi razem z Blaise'em, więc zawołała ich i razem przeszli do jadalni. Usiedli przy pięknie nakrytym, okrągłym stole. Zastawa była w jaśminowym kolorze, a w wazonie stały fioletowe tulipany. Skrzaty zaczęły podawać jedzenie. Po chwili na stole znalazły się takie potrawy jak pieczona kaczka, smażona ryba, potrawka z jagnięciny, owoce morza, szarlotka i wiele innych wyśmienitych potraw. Stół zaczął się uginać pod wpływem dań. Gdy skrzaty skończyły donosić nowe posiłki, Blaise od razu się na nie rzucił, a po nim Narcyza i Eleonora, ale z większą kulturą. Draco nie ruszył nic.

- Synu, zjedz coś trochę - powiedziała z troską pani Malfoy, patrząc na syna.

Malfoy niechętnie nałożył sobie kawałek kaczki na talerz i zaczął ją powoli przeżuwać. Niedawno wstał i jeszcze nie dotarł do niego głód, jednak nie chciał być niekulturalny. Dodatkowo nie miał ochoty na przyjacielskie spotkania i rozmowy. Gdy wszyscy skończyli jeść, matka Zabiniego odezwała się.

- Draco, Blaise, razem z Narcyzą chciałybyśmy wam powiedzieć.

- Nie gadaj, że któraś jest w ciąży! Przecież mogłyby już zostać babciami - powiedział entuzjastycznym ale i lekko przerażonym tonem Blaise do Draco.

- Synu, tak właśnie się składa, że jedyną przeszkodą do pozostania babcią jest twój brak porządnej partnerki. U Draco tak samo - odpowiedziała z przekąsem Eleonora, patrząc na obu po kolei.

Jednak blondyn nie słuchał konwersacji między przyjacielem a przybraną ciotką, a patrzył na swoją matkę i próbował coś wyczytać z jej twarzy. Jednak ona, tak jak jej syn, bardzo dobrze ukrywała swoje emocje, zwłaszcza przy innych świadkach. Jako pani Malfoy musiała cały czas zachowywać się nienagannie, z kulturą i z maską obojętności. Zrzucała ją jedynie wtedy, gdy była sama z synem albo tylko sama, bo wiedziała, że wtedy może sobie pozwolić na wszystko, mogła z siebie wyrzucić cały ból. Narcyza wiedziała, że być może Draco to niezbyt obchodzi, a do tego twierdziła, że był jeszcze za młody, by dźwigać na barkach jeszcze jej ból, jej uczucia, więc czasami nawet przy synu nie okazywała słabości.

- Chodzi o to - zaczęła powoli Narcyza - że obie stwierdziłyśmy z Eleonorą, że abyście mieli dobrą pracę, przydałoby się skończyć szkołę.

Draco skrzywił się na te słowa, a Blaise zachowywał się tak, jakby ktoś mu przed chwilą powiedział, że będzie musiał wytrzymać jeszcze rok z Potterem i jego bandą, nauczycielami i nawałami prac domowych. A nie, rzeczywiście tak miało być. Patrzył z niedowierzaniem na swoją matkę i Narcyzę, jednak nic się nie odezwał i dał im dokończyć.

- Może nawet nie chodzi tylko o pracę, ale samo to, żebyście mieli szansę odpokutować swoje winy i poprawić swoją sytuację w społeczeństwie - poprawiła Narcyzę Eleonora.

- Jakby to miało wyglądać!? Mielibyśmy normalnie iść do Hogwartu, tam mielibyśmy masę znajomych? Może jeszcze mielibyśmy przeprosić to cholerne Golden Trio? Jesteśmy dziećmi śmierciożerców! JA sam nim byłem! - wkurzony Draco nie mógł już tego wytrzymać i wybuchnął.

- Draco, proszę, uspokój się i daj nam resztę wytłumaczyć - powiedziała spokojnie Eleonora, a Narcyza położyła dłoń na ramieniu syna, przez co się trochę uspokoił.

- Tak, poszlibyście normalnie do Hogwartu. Już rozmawiałyśmy razem z Eleonorą z dyrektor McGonagall i to już zależy tylko i wyłącznie od was, co zdecydujecie. Profesor McGonagall mówiła, że obserwowała was podczas napraw zamku i stwierdziła, że to by wam mogło pomóc, nie tylko poprawilibyście tym swoją reputację, ale może i zmienilibyście samych siebie. Ja i Eleonora także wolałybyśmy, gdybyście się zgodzili i dokończyli swoją edukację. Na początku nie mielibyście mnóstwa znajomych, ale jest coś, co by wam pomogło, ale do tego wrócimy później. Przeprosilibyście Pottera, Weasleya i Granger, jeślibyście uważali, że tak powinniście to zrobić. Nikt wam tego nie każe, ale nie tylko byście mogli mieć z nimi lepszy kontakt, a też to o wiele lepiej będzie o was świadczyć. Każdy wie, jak wygląda wasza sytuacja, ale wystarczy trochę popracować, by to zmienić - po tym Narcyza przestała mówić, czekając na wybuch. Jednak tym razem nie nastąpił.

- A i jeszcze o jednej sprawie zapomniałaś, Narcyzo. Dyrektor McGonagal powiedziała nam, że da wam drugą szansę, ale są pewne warunki. Będziecie mogli grać w Quidditha, ale żaden z was nie będzie mógł być kapitanem, bo po pierwsze byłoby to trochę naciągane i nawet byście może nie poczuli, że jakoś jesteście ukarani, a po drugie to ostatni rok, egzaminy, a stanowisko kapitana wymaga dużo czasu. Draco też podobno dostanie jakaś wiadomość od dyrektorki, ale nie powiedziano nam, kiedy.

- Draco, nie przerywaj i nie pytaj o to. My nie wiemy, o co chodzi - powiedziała Narcyza, gdy zobaczyła, że Draco już otwiera usta, by coś powiedzieć.

- No, a co to niby jest, dzięki czemu moglibyśmy mieć znajomych i odkupić swoje winy? - zapytał nagle ożywiony Blaise. Z całego tego wywodu to akurat zapamiętał najbardziej. No bo skoro jest jakiś łatwy sposób, by naprawić większość rzeczy, to czemu by z tego nie skorzystać?

- Może nie odkupić, ale jak już mówiłam, poprawić sytuację i w jakiś sposób pomóc samemu sobie. W Hogwarcie od tego roku, ze względu na ostatnie wydarzenia, czyli wojnę, w szkole będzie pracował magopsycholog, do którego, gdy ktoś ma jakiś problem, może się udać. Będzie on tam głównie dla takich osób, które podczas wojny straciły kogoś bliskiego i nie mogą sobie z tym poradzić, ale także dla osób, którzy chcą się poprawić. Ogólnie dla wszystkich, którzy będą potrzebowali pomocy. Myślałyśmy z Eleonorą - tu spojrzała na czarnowłosą - że wam także mogłoby się to przydać - oznajmiła spokojnie Narcyza.

- Nie będę opowiadał jakiemuś popierdolonemu gościowi o moich problemach.

- Draco, wyrażaj się. Ten magopsycholog jest po to, aby ci pomóc.

- Ale ja nie chcę niczyjej pomocy - zdenerwowany Draco wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju, nie zważając na wołanie matki. Wyszedł na balkon i oparł się o barierkę. Myślał, że teraz po wojnie, znajdzie sobie jakąś pracę, najlepiej niezbyt popularną, gdzie nikt go nie będzie znał i będzie tam po prostu pracował do usranej śmierci. Albo nawet nie, ma ogromną fortunę i nawet bez pracy mógłby dostatecznie żyć. Więc w sumie mógłby się zaszyć w dworze na resztę swojego życia. A jednak teraz ma się wszystko zmienić, znowu ma wrócić do Hogwartu, do miejsca, z którego miał przeważnie niezbyt miłe wspomnienia. Nagle usłyszał otwierające się drzwi do pokoju i odgłosy kroków. Od razu poznał, kto idzie i trochę się uspokoił.

- Stary, trochę przesadziłeś tam w salonie. Twoja matka chciałaby nam pomóc - powiedział Blaise.

- Mówiłem, że nie chcę niczyjej pomocy. Nigdy nikomu nie zaufam tak, żeby mu się zwierzać z takich rzeczy. Nawet po Ognistej - ostatnie dwa zdania wypowiedział trochę ciszej, jednak Zabini i tak zdołał usłyszeć każde słowo.

- Tak wiem, słyszałem to już wiele razy. Daj spokój, może nie będzie aż tak źle - odparł czarnowłosy, jednak sam w to do końca nie wierzył.

- Nie będzie źle? Czy ty siebie słyszysz? Ty sobie pewnie dasz radę, bo twoi rodzice nie byli śmierciożercami, nie mieli Mrocznego Znaku, a jedynie mówili, że są po jego stronie. Do tego wszyscy cię pewnie będą chociaż tolerować za twoje poczucie humoru i twój charakter. Mój ojciec był śmierciożercą, zabijał niewinne osoby i sprawiało mu to radość! Ja też byłem śmierciożercą! Ja też torturowałem i zabijałem! To nie ciebie straszono, że jak czegoś nie zrobisz, zabiją twoją rodzinę! - wykrzyczał mu to w twarz, po czym usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie.

- Draco, uwierz mi, znajdzie się w tym zamku przynajmniej jedna osoba, która ci wybaczy. Niektórzy mają po prostu dobre serce. Możliwe, że aż za dobre. Jednak takie osoby są potrzebne. Musisz tylko nad sobą popracować. Każdemu należy się druga szansa. Zmień swoje zachowanie, to inni będą cię postrzegać inaczej. Zastanów się nad tym. Ja już podjąłem decyzję i nie mam zamiaru jej zmienić.

I nie czekając na jego odpowiedzieć, wyszedł z pokoju. Draco został sam ze swoimi myślami i chyba pierwszy raz, odkąd się przyjaźni z Zabinim, usłyszał z jego ust konkretne i być może pomocne słowa.

~~~

Hermiona obudziła się bardzo wcześnie, nawet jak na nią. Było kilkanaście minut po czwartej, a ona już nie spała i nie liczyła nawet na to, że znowu uśnie. To znowu przez te koszmary. Zawsze starała się pokazywać wszystkim, że jest silna, zawsze daje sobie ze wszystkim radę, jednak w środku była wrażliwą osobą i przez ostatnie wydarzenia związane z wojną, ciągłym strachem, stresem i żałobą po zmarłych osobach, każdej nocy nie mogła przespać do końca.

Dzisiaj nie było inaczej. We śnie zobaczyła dzisiaj Remusa i Tonks. Było jej bardzo przykro, że Ted wychowuje się nie z rodzicami, a z dziadkami. Jednak, gdy dorośnie, pewnie będzie dumny ze swoich rodziców za ich odwagę, za poświęcenie, że oddali życie za lepsze czasy. Ostatnio nawet rozmawiali razem z Harrym o tym, że gdy będzie okazja, to muszą go odwiedzić i jego dziadków. Do tej pory nie mieli jeszcze okazji na zobaczenie Tedda Lupina. Była ciekawa, czy jest bardziej podobny do Remusa, czy do Tonks. Leżała jeszcze długo na łóżku, myśląc o wojnie i o tym, co się zmieniło. Była nadal z Ronem, który aktualnie obejmował ją ręką w pasie, Ginny była z Harrym, a Neville z Luną. Obecnie zamieszkiwała Norę i Harry tak samo. Niby ona spała w pokoju z Ginny, a Harry z Ronem, ale często się zmieniali tak, by pani Weasley nie zauważyła.

Hermiona była bardzo ciekawa, jak Hogwart wygląda po odbudowie. Podobno przy odbudowie pomagali uczniowie, którzy byli po stronie Voldemorta. Ona tak samo chciała się zgłosić na ochotnika, ale McGonagal powiedziała jej, że to nie jest wcale takie proste. Nie dość, że może się coś stać przy naprawianiu, coś może na nią spaść czy ją uderzyć, to do tego wrócą niemiłe wspomnienia. Więc odpuściła.

Ona, Ron i Harry mają wrócić tam, żeby powtórzyć rok. Cieszyła się z tego powodu, ale jej przyjaciele niezbyt. Myślała, że będzie tak, że będą razem z Ginny teraz na tym samym roku, jednak przez to, że bardzo duża liczba uczniów wraca, dyrektor McGonagall wysłała im list, że w tym roku jest wyjątkowa sytuacja i będą się uczyć na ósmym roku. Trochę dziwnie było to przyjąć do wiadomości, ponieważ od bardzo dawna było siedem lat w Hogwarcie, a teraz będzie osiem. W liście było też zawarte to, że prawdopodobnie taki układ zostanie na dłużej. Ron i Harry postanowili, że razem z nią wrócą tam, żeby dokończyć naukę i mieć później dobrą pracę. Jak na razie, Ginny chciała zacząć grać w Quidditcha zawodowo, a Harry i Ron chcieli być Aurorami. Ona nie miała jak na razie konkretnych planów na przyszłość. Myślała nad byciem uzdrowicielem, ale do tego trzeba umieć świetnie Zielarstwo. Mimo że miała na szóstym roku dobre oceny z tego przedmiotu, to niezbyt przepadała za tym przedmiotem. Jeśli chodzi o Ministerstwo Magii, to mogłaby jedynie pracować w działach typu „Przestrzegania Prawa Czarodziejów", czy „Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami". Wiedziała jednak, że praca w Ministerstwie, oprócz bycia Aurorem, wiąże się w dużej części z robotą papierkową. Hermiona po pewnym czasie doszła do wniosku, że takie coś mogłoby ją zacząć nudzić po kilku latach pracy. Nadal nie zdecydowała się, co dalej. Ale zanim pójdzie do pracy, musi dokończyć edukację w Hogwarcie i to jest teraz jej priorytetem. Bała się trochę tego powrotu, bo pewnie nie spotka już pewnych osób, spojrzy na niektóre osoby inaczej.

Westchnęła i zerknęła na zegarek. Była prawie szósta, więc postanowiła, że pójdzie się spokojnie wykąpać. Delikatnie wyswobodziła się z objęć swojego chłopaka, podeszła do szafy i wyciągnęła czyste ubranie. Skierowała się potem do łazienki i wykąpała się. Gdy już wróciła do pokoju, była godzina siódma. Zeszła na dół do kuchni i zobaczyła panią Molly. Traktowała ją jak matkę i widziała, że ona traktuje ją i Harry'ego jak resztę swoich dzieci.

- Dzień dobry pani Weasley - przywitała się grzecznie Hermiona, siadając na krześle.

- O dzień dobry Hermiono. Nie śpisz już? - zapytała Molly, machając różdżką nad krojącą się marchewką.

- Nie, od jakiegoś czasu gorzej sypiam. - Gdy to powiedziała, pani Weasley spojrzała na nią ze współczuciem. Była taka młoda, a już tyle przeżyła, tyle ludzkiej śmierci zobaczyła. Na pewno jest jej trudno, chodź nikomu tego nie mówiła, bo nie lubiła opowiadać o swoich problemach. Wolała komuś pomóc. Molly postanowiła, że zmieni temat, żeby nie poruszać przykrych wspomnień.

- A może zjesz coś? Zaraz reszta pewnie się obudzi, więc będę przygotowywała śniadanie.

- Na razie dziękuję, pani Weasley. Zjem razem ze wszystkimi. Może pomóc w czymś?

- Nie trzeba Hermiono, dziękuję. I tak większość rzeczy robię za pomocą magii.

Gdy pani Weasley już wszystko ugotowała i naszykowała, Hermiona poszła zawołać przyjaciół na śniadanie. Zeszli potem wszyscy na dół i zasiedli do stołu. Jedno krzesło na końcu stołu było zawsze puste. Miejsce Freda. Niby każdy mówił, że jest już dobrze, że już pogodzili się ze stratami podczas wojny, ale właśnie w takich momentach Hermiona widziała, że tak rzeczywiście nie jest. Nikt się jeszcze do końca nie pogodził ze śmiercią jednego z bliźniaków. Każdy wpatrywał się w swój talerz i powoli jadł śniadanie. Słychać było jedynie szczęk widelcy i odstawiane szklanki. W innych momentach nikt aż tak bardzo nie odczuwał jego śmierci, bo każdy zajęty był czymś innym. Ale przy posiłkach, gdy zawsze słychać było jakieś żarty Freda i George'a i śmiechy innych domowników, to teraz, gdy było tak cicho, każdy o tym w głębi duszy myślał.

Po śniadaniu wszyscy zajęli się swoją pracą. Hermiona, Harry, Ginny i Ron poszli razem do jednego pokoju zaczęli rozmawiać na temat powrotu do Hogwartu.

- Jak myślicie, jak to będzie, gdy wrócimy? - zapytała Ginny, siadając po turecku na jednym z łóżek.

- Nie wiem, zobaczymy. Ciekawe czy osoby pokroju Malfoy'a też wrócą.

- Och Ron, weź już przestań. Każdemu się należy druga szansa - powiedziała Hermiona, patrząc z wyrzutem na swojego chłopaka.

- Zgadzam się z Hermioną, Ron, każdy się zmienia po wojnie. Skoro my się w jakimś stopniu zmieniliśmy, to on może też - odparł Harry.

- Dobra, skończmy o tym gadać - powiedziała Ginny widząc, jak jej poddenerwowany brat ma zamiar coś jeszcze powiedzieć.

- Ale dzisiaj brzydka pogoda - zauważyła Hermiona.

- No, jakby było ładnie to może poszlibyśmy zagrać w mini Quidditcha czy porobilibyśmy coś na zewnątrz, a tak to możemy co najwyżej pograć w szachy.

Jak Harry powiedział, tak zrobili. Ron przyniósł szachy czarodziejów i usiadł na podłodze naprzeciwko Harry'ego, którego obejmowała Ginny. Mimo że Harry to jego przyjaciel, nie mógł się do tego przyzwyczaić, że są razem i nadal dziwnie na nich patrzył. Jeszcze do tego Hermiona usiadła sobie gdzieś z boku i przeglądała jakąś książkę. Nigdy nie interesowała się tą grą i wolała po prostu spędzić ten czas inaczej, lecz ciągle w otoczeniu przyjaciół. Po jakimś czasie, gdy skończyli grać, rozeszli się do swoich pokoi. Tym razem Hermiona spała w pokoju z Ginny.

- Stało się coś? - zapytała rudowłosa, która leżała już na swoim łóżku i okrywała się niebieską kołdrą.

- Nie, czemu miałoby się coś stać?

- Po prostu dzisiaj przez cały dzień nie widziałam, żebyś się przytulała z Ronem i przy szachach wolałaś siedzieć przy książce, a nie z nim. Co jest między wami?

- A, o to chodzi. Ogólnie to no wiesz, wczoraj spaliśmy i ze sobą no i ja i Ron nie jesteśmy zbytnio wylewni więc no, ja też tam nie przepadam za szachami i po prostu stwierdziłam, że w tym czasie zrobię coś innego - powiedziała Hermiona trochę chaotycznie, ponieważ pytanie Ginny lekko ją zaskoczyła i nie wiedziała, co powiedzieć. Specjalnie nie wypowiedziała się na jej pytanie. Co było między nią a Ronem? Na pewno to nie była zwykła przyjaźń, spali w jednym łóżku, przutulali się, całowali. Byli parą. Niby.

- Spaliście!? I jak było? - zapytała podekscytowana Ginny nagle podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Nie ma o czym gadać. My tylko spaliśmy - powiedziała Hermiona podkreślając ostatnie słowo, po czym położyła się na łóżku tyłem do rudowłosej dziewczyny.


~~~

Witam was po kilkuletniej przerwie! Aż dziwnie mi to tak pisać. W 2020 roku w kwietniu rozpoczęłam pisanie tego opowiadania i regularnie pisałam je przez jakieś 5 miesięcy, ale po rozpoczęciu nauki w liceum naprawdę stało się to lekko uciążliwe z powodu braku czasu. Ostatnio jednak zmotywowałam się, by jednak to skończyć.

Mam aktualnie gotowe 5 następnych rozdziałów, kolejnych piętnastu mam zarys, a resztę będę musiała napisać od samego początku. Mam nadzieję, że nawet jeśli osoby, które czytały to opowiadanie te 4 lata temu nie będą już tego czytały z różnych powodów, to mam nadzieję, że pojawią się nowi czytelnicy!

Co do regularności, nie chcę nic ustalać. Później to tylko wywiera na mnie presję a samo opowiadanie pisze mi się gorzej. Będę jednak na bieżąco informowała.

Do zobaczenia w następnym rozdziale! 🤍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro