Rozdział 2. Wspomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od tamtego czasu, gdy Hermiona pogodziła się ze swoim chłopakiem Ronem, codziennie spali razem i starali się spędzać ze sobą więcej czasu. Jednak stał się on trochę ograniczony, ponieważ Ron ostatnio często wychodził z domu, sam nie mówiąc, gdzie idzie, a gdy został o to zapytany, wykręcał się z odpowiadania, albo odpowiadał ogólnikowo. Trochę zaczęło to martwić kasztanowłosą, jednak miała nadzieję, że to nic takiego i Ron jest wobec niej lojalny.

Tego dnia Hermiona obudziła się trochę później niż zwykle, bo było już parę minut po ósmej. Zauważyła, że jest sama w łóżku, co było trochę dziwne, bo Ron lubi dużo spać i to zawsze ona wcześniej wstawała. Przez sekundę w jej głowie pojawiła się myśl, że może Ron wstał po to, żeby zrobić im śniadanie, jednak od razu odrzuciła ten pomysł, bo był niemal niemożliwy. Wstała więc powoli z łóżka i skierowała się do łazienki. Wykąpała się swoim ulubionym żelem pod prysznic o zapachu lilii, a włosy umyła lawendowym szamponem.

Uwielbiała kwiaty i nie przeszkadzał jej ich zapach, który prawie cały czas mocno czuła. Jeśli chodzi o kąpiel, to właśnie najbardziej lubiła lawendę i lilię. Ale gdy chodziło o normalne kwiaty, to najbardziej lubiła róże i tulipany. Gdy się wykąpała, owinęła się ręcznikiem i przeczesała mokre włosy ręką, a następnie stanęła przed sporym lustrem i przetarła je ręką, aby wytrzeć parę z jego powierzchni. Uśmiechnęła się smutno.

Nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na swój wygląd. Dużo osób jej mówiła, że jest ładna. Może i tak, ale sama zauważyła, że ostatnio schudła i miała widoczne niektóre kości, a jej wcześniej zdrowe, pofalowane włosy zamieniły się w siano. Spojrzała na paznokcie. One też nie były w najlepszym stanie. Chciała je sobie trochę zapuścić, by wyglądały ładniej, jednak gdy się stresowała czy czymś martwiła, a to zdarzało się ostatnio często, obgryzała je. Przez to też stały się słabsze i czasami same jej się łamały. Wiedziała, że tak nieładnie i niehigienicznie, jednak gdy miała zajętą głowę czymś ważnym, zapominała o tym. Istniał taki magiczny środek do paznokci, który dobrze działał na ich porost, ale był bardzo drogi, więc kasztanowłosa stwierdziła, że nie będzie wydawała tyle pieniędzy na to. Wolała sama je zapuścić, jednak do tej pory szło jej to opornie. Przysunęła się do lustra i spojrzała w swoje oczy. Były jedną z rzeczy w jej ciele, które jej się podobały. Brązowe, z jakby złotymi plamkami, w dobrym świetle za to piękne, bursztynowe. Do tego jeszcze długie, czarne rzęsy, których nie musiała często malować, bo same w sobie były długie i ładne.

Rozmyślała jeszcze długo o swoim wyglądzie, czego w sumie nie robiła od dawna, szukała zalet i wad, zastanawiała się, jak je zmienić, gdy nagle dobiegł ją zdenerwowany głos Rona zza drzwi.

- Hermiono, wszystko okej?

- Tak, tak już zaraz wychodzę.

Gdy to powiedziała, odwróciła się w stronę szafki, by wziąć ubranie, które niby tam położyła. No właśnie. Niby. Okazało się, że nie wzięła nic na przebranie. Westchnęła i owinęła się szczelniej białym, puchatym ręcznikiem. Myślała, że Ron już wyszedł, bo nic się nie odzywał, więc wyszła wolnym krokiem z łazienki. Jednak się przeliczyła.

Jej chłopak właśnie siedział w fotelu obok łóżka i patrząc na nią, miał otwarte usta. Kasztanowłosa zarumieniła się i szybko podeszła do z szafy z zamiarem wyciągnięcia jakiegokolwiek ubrania. Odwróciła się tyłem do niego, a gdy już wzięła szybko pierwsze lepsze ubranie, chciała iść w stronę łazienki. Jednak na drodze stanął Ron. Patrzył na nią pożądliwym wzrokiem, a dziewczyna była cała czerwona, z jej włosów spływały kropelki wody, które spadały na podłogę oraz moczyły jeszcze bardziej jej ręcznik. Rudowłosy chyba źle to odebrał i myślał, że Hermiona jest czerwona z podniecenia i nie zastanawiając się dłużej, pocałował ją.

Brązowooka stała jak sparaliżowana i nic się nawet nie ruszyła, a Ron nadal pieścił jej usta. Zaczął jeździć rękami po jej lekko odkrytych plecach i gdy dotarł do pośladków, Hermiona oprzytomniała. Odsunęła się od niego, szybko go wyminęła i weszła do łazienki, zamykając drzwi na klucz. Oparła się o nie i zsunęła się.

Siedziała teraz na podłodze, oparta o drzwi. Nie powinna uciekać, ale nie mogła też dalej tak stać. W sumie to nie wiedziała dlaczego tak na to zareagowała. W pewien sposób zachowanie Rona ją obrzydziło. Była nieubrana, owinięta w sam ręcznik, do tego jego wzrok przyprawił ją o mdłości. Zrobił to bardzo pochopnie, nie była przygotowana na takie coś. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Zależało jej na Ronie, ale bała się. Tak, po prostu się bała, jakby miało wyglądać ich pierwsze zbliżenie.

Wiedziała, że jej chłopak jest często impulsywny, egoistyczny i stanowczy, zwłaszcza gdy na przykład złość przyćmiewała jego mózg. Wtedy mogłoby być podobnie, tylko zamiast złości byłoby pożądanie.

Widziała dzisiaj ten głód w jego oczach, gdy na nią patrzył i bez jakiegokolwiek zastanowienia, pocałował ją. Nie chciała, by przy ich zbliżeniu została tak samo potraktowana. Czuła się z tym źle, ale wiedziała, że kiedyś będzie musiała z nim o tym porozmawiać.

Gdy już bardziej ochłonęła, przebrała się i powoli wyszła z łazienki. Zauważyła, że Ron już wyszedł, więc podeszła do małej biblioteczki przy oknie, wybrała jedną z książek i pochłonęła się w lekturze.

~~~

Ron stał dalej oniemiały w tym samym miejscu i patrzył w miejsce, w którym przed chwilą stała Hermiona. Nie rozumiał jej zachowania. On tylko ją pocałował. Są parą, to chyba normalne, że robią takie rzeczy. Zresztą w ich związku, to chyba trochę dziwne, bo rzadko kiedy się przytulają, nie mówiąc już o całowaniu. Ale czemu ona nie odwzajemniła pocałunku i czemu uciekła? Przecież na pewno też go chciała. Może zrobił to za szybko? Nie, to na pewno nie o to chodzi. Byli już ze sobą wystarczająco długo. W takim razie o co? Może po prostu dlatego, że zrobił to niespodziewanie? Tak, chyba o to chodzi. Bo na pewno nie o to, że źle całuje. Lavender mu dużo razy o tym mówiła. O właśnie, Lavender. Przypomniało mu się, jak ona go całowała, jak zachowywała się względem jego. Nie była taka chłodna jak Hermiona, to na pewno. Była też o wiele bardziej chętna na różne rzeczy, nie to, co jego obecna dziewczyna.

Dobra, musi przestać myśleć o swojej byłej dziewczynie. Wyszedł z domu i skierował się do schowka, żeby wyciągnąć miotłę - starego Nimbusa 2000. Wsiadł na niego i poleciał do góry, a przez adrenalinę spowodowaną lataniem, złamał swoją obietnicę.

~~~

Leżał spokojnie na swoim łóżku z rękami założonymi za głowę, wpatrując się w sufit i rozmyślając o jutrzejszym wypadzie z Diabłem na Pokątną, o powrocie do Hogwartu. Nie chciał tam za bardzo wracać, zwłaszcza dlatego, że większość osób, jak nie wszyscy, wiedzą, po której był stronie i co za tym idzie, co robił. Drugi powód był taki, że w pewnym sensie obawiał się, że nie zobaczy jakichś znajomych twarzy i, że jest to spowodowane przez niego albo przez jego rodzinę.

Podniósł się do pozycji siedzącej, gdy nagle usłyszał jakieś podniesione głosy na parterze. Powoli zwlekł się z łóżka, wziął z szafki nocnej różdżkę i wyszedł ze swojego pokoju. Skierował się w stronę tych odgłosów, które, jak się domyślał, dochodziły z salonu albo korytarza. Gdy zszedł już na dół, zobaczył swoją matkę i osobę, której nie chciałby widzieć już nigdy w życiu. Astoria Greengrass. Nienawidził jej od momentu, gdy po pijaku się z nią przespał, a ona sobie ubzdurała, że chce z nią być i ciągle go nachodziła.

- O Dracusiu, kochanie, stęskniłam się - powiedziała Astoria, idąc w stronę arystokraty z zamiarem przytulenia go.

- Matko, co ona tu robi? - powiedział Draco, nie delikatnie odpychając od siebie Greengrass.

Ale Narcyza mu nie odpowiedziała, gestami dając mu do zrozumienia, że ma porozmawiać z Astorią. Niechętnie zaprosił ją do salonu i usiadł na fotelu, żeby czasem Astoria koło niego nie usiadła. Gdy zajęła już swoje miejsce na kanapie, blondyn przywołał skrzata, aby przyniósł im coś do picia. Po chwili zjawił się, przynosząc dwie szklanki i różne napoje.

- No to Astorio, co się stało, że się u mnie zjawiłaś? - zapytał Draco, siląc się na miły ton, ale chyba mu to niezbyt dobrze wychodziło. Samo to, że musiał na nią patrzeć, wprawiało go w obrzydzenie.

Nie była jakaś brzydka, bo można o niej powiedzieć, że jest ładna. W Hogwarcie była uważana za jedną z najładniejszych dziewczyn. Miała ciemnobrązowe, proste włosy, zielone oczy i ładną figurę. Jednak zniechęcało go to, że była bardzo sztuczna i głupia, myślała, że wszystko jej się należy i puszczała się na prawo i lewo. Można było wywnioskować to po samym stylu jej ubierania się. Miała na sobie krótką, czarną spódnicę i czerwoną, obcisłą bluzkę, która odsłaniała dużą część brzucha i miała duży dekolt. Od zawsze jakoś za nią nie przepadał i do tej pory pluje sobie w brodę za to, że wtedy poszedł na tę imprezę. Sam tego nie pamiętał za bardzo, ale Astoria jakiś czas po tym mu wszystko bardzo dokładnie opowiedziała ze wszystkimi szczegółami. Nie wiedział, czy jej ma wierzyć, bo mogła sobie to wszystko wymyślić. Jednak słyszał też od innych osób, że na tamtej imprezie zniknął gdzieś razem z Greengrass, więc niestety to była prawda.

- Słyszałam, że wracasz do Hogwartu - powiedziała, poprawiając swoje włosy.

- Tak. A to ma coś wspólnego z twoją wizytą?

- No, w sumie to trochę tak. Ja niestety nie wracam, bo ojciec załatwił już mi i Dafne pracę, więc nie zobaczymy się już w Hogwarcie. Ale pomyślałam sobie, że w jakieś przerwy świąteczne czy czasami w weekend, moglibyśmy się spotkać.

Astoria spojrzała na niego zalotnie i przegryzła wargę, zakładając nogę na nogę. Draco już wiedział, co się szykuje, więc musiał to jakoś przerwać i jakoś delikatnie jej powiedzieć, że absolutnie nie ma zamiaru nigdy się z nią spotkać.

- Tylko wiesz, w weekendy, to ja albo będę wypełniał swoje obowiązki jako ucznia (czyt. upijał się do nieprzytomności z przyjaciółmi, wyrywał inne paniep.), albo będę trenował, bo jestem w drużynie. Nie będę miał czasu na żadne spotkania.

- To w takim razie, może w święta? Mógłbyś wpaść do nas ze swoją matką.

- Nie wiem, czy wiesz, ale od lat spędzamy święta z Zabinimi i Parkinsonami.

- Och... - widać było na jej twarzy rozczarowanie - Dobrze. To ja już może pójdę. Jak coś, to wiedz, że zawsze będziesz u mnie mile widziany - szepnęła uwodzicielsko, pochylając się nad nim i pocałowała go delikatnie w policzek.

Malfoy siedział jak sparaliżowany, a gdy osunęła się od niego, skrzywił się. Astoria odeszła od niego powolnym krokiem, kręcąc biodrami. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia, bo wiedział, jaka jest sztuczna i pusta. Gdy wyszła z Dworu, podszedł do barku i wyciągnął stamtąd jeszcze nie otwartą butelkę Ognistej. Nie brał żadnej szklanki, po prostu usiadł na kanapie i zaczął pić z butelki. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ogień, który palił się w kominku. W takiej pozycji zobaczyła go Narcyza, która od razu szybkim krokiem podeszła do niego i wyrwała mu z ręki już prawie opróżnioną butelkę.

- Nie będziesz się upijał w środku tygodnia i to jeszcze w środku dnia. W ogóle masz się nie upijać! - powiedziała, nawiązując jednocześnie do kilku poprzednich dni - A teraz mów co ta... dziewczyna od ciebie chciała.

Jego matka widocznie zamiast słowa „dziewczyna" miała zamiar powiedzieć coś innego, ale powstrzymała się. Nie chciała dawać złego przykładu synowi. Przez samo to, jak przyszła ubrana, powinna być nawet nie wpuszczona do domu.

- No jak to co? To, co zwykle. Mówiła coś, że nie wraca do Hogwartu i powiedziała, że miło by jej było, gdybym ją odwiedził w jakiś weekend albo święta żeby ją przelecieć.

- Draco! Nie musisz być taki bezpośredni. Rozumiem w jakim jesteś wieku i co się wtedy robi, ale naprawdę nie muszę o tym wiedzieć. Ale chyba nie...? - zapytała lekko zdenerwowana Narcyza.

- Powiedziałem, że spędzamy święta z Zabinimi i Parkinsonami. Zaraz po tym wyszła - odparł, ignorując pierwszą część wypowiedzi matki.
- To dobrze.

Po tych słowach Narcyza wyszła z pomieszczenia. Nie chciała spędzać świąt z Greengrassami. Pan Greengrass miał.... dość denerwujący charakter. Jego córki w sumie tak samo. Jedyną osobą z tej rodziny, z którą Narcyza się kiedyś dogadywała, była Pani Greengrass, ale ona niestety zmarła jeszcze przed wojną. Jeszcze jakby tego było mało, Pan Greengrass był śmierciożercą i zachowywał się jak męską wersja Bellatrix. Uwielbiał torturować i nawet po wojnie, gdy cudem i dużym majątkiem uniknął Azkabanu, jego idee się nie zmieniły. Pewnie też uważał, że jedna z jego córek wyjdzie za mąż za Dracona, żeby połączyć oba czystokrwiste rody. Nie podobał się jej ten pomysł, bo nie sądziła, że któraś z jego córek nadaje się na żonę jej syna. A na pewno nie będzie nią Astoria. Dafne była rozsądniejsza i miała swoje poglądy lekko odchodzące od poglądów swojego ojca, jednak ona i tak nie byłaby dobrą synową. Wiedziała też, że Draco nie wyjdzie za byle kogo, za kogoś, kogo nienawidzi, kim gardzi.

Rozmyślając o tym, poszła do jednego z mniej używanych pokoi na strychu, w którym było mnóstwo pamiątek i zdjęć. Podeszła do jednego z nich, na którym ona razem ze swoim mężem patrzyli, jak ich syn uczy się latać na dziecięcej miotełce. Poczuła, że zaczynają jej łzawić oczy, bo w ciągu ostatnich lat dwie osoby, które kochała najbardziej, zmieniły się całkowicie. Lucjusz, z kochającego, choć niezbyt często to okazującego męża, który się o nich troszczył, stał się tyranem, zabijał i torturował niewinnych ludzi. Jej syn, Draco, z wesołego, ciągle uśmiechniętego chłopczyka, stał się mężczyzną, który nie okazywał często swoich uczuć, wszystko trzymał w sobie, stał się chłodny w stosunku do innych osób, nie miał dużego wyboru w życiu i musiał iść ścieżką wytyczoną przez ojca. Mógł żyć inaczej, tak jak inne osoby w jego wieku, ale on, przez zasady wpajane od lat w rodzinie, stał się zimnym, bezuczuciowym chłopakiem. Dopiero po wojnie, zaczął się czasami uśmiechać, częściej wychodził z Dworu, nie siedział cały czas sam zamknięty w swoim pokoju i Narcyza wiedziała, że to była w dużym stopniu sprawa Blaise'a Zabiniego. Zawsze, kiedy mógł, pomagał jej synowi. Była mu za to ogromnie wdzięczna i zawsze gdy tylko mogła, starała się mu pomagać i jego rodzinie. Chciała teraz dla nich jak najlepiej i tylko dlatego razem z Eleonorą postarały się o to, żeby mogli wrócić do Hogwartu.

Do tej pory nie mogła uwierzyć, że straciła już na zawsze swojego męża. Liczyła się z tym, bo wiedziała, że w Azkabanie dużo więźniów umiera, ale nie sądziła, że Lucjusza też to spotka. Mimo że był, jaki był, przed tym, jak dołączył do śmierciożerców, był naprawdę wspaniałym mężem. Nie poślubiła go tylko z powodu rodziców i tego, że musieli połączyć swoje rody. Poślubiła go, bo go kochała.

Narcyza oglądała dalej inne zdjęcia i pogrążała się we wspomnieniach. Po jakimś czasie, gdy wyjrzała przez okno, zauważyła, że jest już ciemno na dworze, więc zeszła do jadalni i tam razem z Draco zjedli kolację przygotowaną przez skrzaty.

- Matko, chciałbym ci przypomnieć, że jutro wybieram się z Blaisem na Pokątną po jakieś książki i inne pierdoły.

- Dobrze. Jak się czujesz z tym, że za tydzień wracasz do Hogwartu?

- W sumie, to jest mi to obojętne. Będziemy na lekcjach powtarzali to, co w tamtym roku, może będzie trochę nowości, ale to pewnie szybko ogarnę, a czas pozalekcyjny jakoś sobie zorganizuje - powiedział wymijająco, starając się ubrać te słowa tak, aby jego matka pomyślała, że on cieszy się z takiego obrotu spraw.

- Mam nadzieję, że nie będziesz się upijał co tydzień.

- Tak, mamo. Co tydzień nie będę, ale co dwa...

"Dni", pomyślał. Narcyza spojrzała na niego piorunującym wzrokiem, ale nie mówiła już więcej na ten temat. Rozmawiali jeszcze chwilę o innych, mniej istotnych rzeczach, a potem Draco poszedł do siebie do pokoju. Obawiał się trochę jutrzejszego wypadu na Pokątną, oczywiście nie aż tak bardzo, jak powrotu do Hogwartu, bo wiedział, że spotka tam pewnie dużo znanych twarzy i nie wiedział, jak będą na niego reagować. Będą się śmiać? Może będą go wyzywać? A może zaczną z nim jakieś bójki? A może będą go traktować jak powietrze? Był tego pewny, że na pewno nikt nie spojrzy na niego z żalem czy współczuciem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro