nie jesteś zdrajcą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnych kilka dni po akcji w Wiedniu spędziliśmy na przygotowaniach do kolejnej misji. Naszym celem był zamek Vlada Palownika, powszechnie znanego jako Dracula, oraz odzyskanie jego tytanów, w tym Nieumarłego, tytana który przypominał trochę wampira.
Lok był podekscytowany co jednocześnie cieszyło mnie i martwiło. Bałam sie trochę, że mój brat przez swoją nieroztropność wdepnie w większe bagno niż to ustawa przewidywała.
-Ale super, Transylwanio nadchodzimy!
-Właściwie Vlad był władcą sąsiedniej krainy, Wołoszczyzny.- poprawiła go Sophie.
Dante wyjechał spotkać się z Metzem i wrócił dość roztargniony. Tuż przed wyjazdem pamiętał o prawie wszystkim lecz zapomniał o tak podstawowej rzeczy jak buty. Postanowiłam porozmawiać z nim przy najbliższej okazji. Nie mogłam pozwolić, by jego roztargnienie wpłynęło na powodzenie misji.
Postanowiliśmy część trasy pokonać samolotem a dalej pojechać pociągiem, była to najszybsza droga. Nawet wtedy detektyw wyglądał na zamyślonego. Wraz z pozostałymi postanowiliśmy omówić ponownie plan, na szczęście Dante trochę się ocknął i wyjaśnił wszystko jak trzeba. Duże zainteresowanie dzieciaków wywołali tytani Palownika, zwłaszcza wspomniany wcześniej przeze mnie Nieumarły. No, prawie, ponieważ Lok po chwili poruszył temat raczej filmowy.
-Myślałem, że to wampir, tak jak Dracula.
-Tak go nazywano- zgodziłam się.- Ale nie był on wampirem.
-Tak na prawdę był łowcą, jednym z najokrutniejszych w historii.- dodała Castervill.
-Krążyły o nim takie plotki, że ludzie pomyśleli iż musiał być potworem.- Dokończyła Zhalia.
-Serio?
-Nabijał ludzi na pale, stąd jego przydomek.- uśmiechnęłam się lekko.- Choć trudno się nie zgodzić, że jego historia jest ciekawa. Niestety, przez to jego tytani mogą przyciągać złych łowców.  Prawda?
-Tak. Jeżeli Profesor zdobędzie jego tytanów, to będzie katastrofa dla Fundacji.
Westchnęłam, źli tytani, przyciągający złych łowców. Tytan, wiązał się chętnie z łowcą podobnym do jego poprzedniego właściciela. 
Wymacałam w kieszeni amulet strzygi, jego energia zawsze była zimna, tajemnicza, ale było w nim coś czego nie umiałam określić, coś dziwnego.
Zorientowałam sie, że ponownie się zamyśliłam i w tym samym momencie przypomniałam sobie, że miałam pogadać z Dantem.
-Vale, mogę Cię prosić na słówko?
-Coś się stało?
-Mam do Ciebie sprawę, nie chcę gadać przy pozostałych.
Brunet skinął głową, odeszliśmy od stolika i ruszyliśmy na koniec pociągu.
-Co się dzieje?- spytałam.
-Co masz na myśli?
-Jesteś roztargniony. Zachowujesz się jak nie Ty.
-To nic takiego.
-Chodzi o Metza.- domyśliłam się.- Źle z nim?
-Gorzej niż przy ostatniej mojej wizycie.
Westchnęłam.
-A przeciez to było nie tak dawno. Nie wiesz ile czasu zostało do...
-Nie. I wolę o tym nie myśleć.
Kiwnęłam głową.
-Spróbuj skupić się na misji.- poradziłam.- Nie pozwól by to co się z nim dzieje, zawarzyło na twoich decyzjach. W innym przypadku odsunę Cię od zadania.
-Nie Ty o tym decydujesz.
-Ale mogę zgłosić to do rady. Nie chcę, by przez to, że się zapomnisz, komuś coś się stało.
-Myślisz że ja chcę?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Raczej nie. Ale w takim razie ogarnij się łaskawie Vale. Nie jesteś małym dzieckiem.
-A Ciebie nie rusza to, że Twojemu wujkowi zostało nie wiadomo ile czasu?- burknął detektyw.- Nie masz serca?
Zaśmiałam się pod nosem.
-Ludzie umierają, Vale. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Jeżeli takie jest jego przeznaczenie, to nic na to nie poradzimy, nie ważne jak bardzo byśmy się starali.
Dan zacisnął dłonie na barierce, był zły ale nic nie odpowiedział. Westchnęłam cicho. 
Martwiła mnie sytuacja Metza ale wiedziałam, że nic na to nie poradzimy. Jedyną nadzieją jaką miałam, było odnalezienie amuletu woli i złamanie klątwy, nie mówiłam jednak o tym Dantemu. Nie chciałam dawać mu złudnej nadziei.
Wyczułam coś, czy raczej kogoś, zbliżającego się do nas i nie było to przyjemne uczucie. Nagle Dante wystrzelił burzą błysków i trafił agenta Organizacji stojącego na dachu pociągu. 
-Ty dół ja góra.- zadecydowałam i wskoczyłam na wyższy poziom.
Walka na dachu pędzącego pełną prędkością pociągu nie jest najłatwiejsza ale jakoś szło. W pewnym momencie, kawałek dalej zobaczyłam walczącą Zhalię. Nie zastanawiałam się nawet skąd się tam wzięła. Ważne, że udało nam się pozbyć części garniturów.
-Szłam po Was kiedy zaatakowali.- mruknęła.
-Nie pytałam. Pewnie są jeszcze na dole.
Nagle zobaczyłyśmy Dantego wspinaącego się po ścianie wagonu.
-A ten tu skąd? Bawi się w Spider-mana?- zażartowałam.
-Bardzo zabawne.- sarknął- Przydalaby się pomocna dłoń.
Kiedy całą nasza trójka stała już na dachu powstało pytanie co dalej.
-Cóż, ja proponuję teraz najszybszą drogę niżej.- Mruknęłam.
-To znaczy?
-Wystarczy skoczyć na głęboką wodę.- zaśmiałam się i zeskoczyłam z pociągu.- Pajęcza nić!- lepka substancja przyczepiła się do ściany pojazdu i z jej pomocą wpadłam przez okno do przedziału. W samą porę bo dzieciaki miały kłopoty. Po chwili zjawił się detektyw i Moon. Rozprawienie się z agentami nie zajęło nam już dużo czasu. Można było na chwilę odetchnąć z ulgą.
-Przegapilibyśmy stację.- uśmiechnęła się lekko Sophie.
-Fakt. Zbierajmy się.
Wysiedliśmy na stacji docelowej i ruszyliśmy w stronę zamku który było widać na zboczu wzgórza. Trasa była trochę kręta i mocno pod górkę ale nie zajęła nam jednak wiele czasu.
Wrota zamku były zamknięte.
-Jak tam wejdziemy?
-Włócznia może i nie ma mocy, ale nadal służy jako klucz.- wyjaśnił Dante i wyjąwszy włócznię w bił ją w bok posągu stojącego obok bramy.
-Fuj, jakie to przyjemne.
Weszliśmy na teren dziedzińca. Wszędzie dookoła czuć było złą magię. Sophie to zauważyła.
-Makabryczne miejsce.- westchnęłam.
-Ten zamek na pewno przciągnie Klausa. Wręcz jestem przekonany, że on juz tutaj jest.
Zerknęłam na niebiesko-włosą, wyglądała na zamyśloną i poddenerwowaną. Domyślałam się o co chodzi.
Wyświetliliśmy plan zamku na holotomie. Kompleks miał trzy części, główną, wieże i podziemia. Sophie dodała, że Vlad zaklął miejsce tak, by jego tytani mogli pozostać poza amuletami. To stanowiło problem, ponieważ trudno było z nimi walczyć. By zbadać każdy zakamarek zamku postanowiliśmy się rozdzielić. Sophie i Lok mieli zobaczyć podziemia, Dante wieże a ja z Zhalią część główną. Sophie się to nie podobało. Wolała mieć kobietę na oku i zarzuciła jej, że zachowuje się dziwniej niż zazwyczaj. Choć to drugie było prawdą, postanowiłam wstawić się za partnerką.
-Sophie, spokojnie. Dante wie co robi, poza tym, Zhalia wielokrotnie udowodniła, że można jej ufać i taki mam plan.
-Ignis, bez obrazy, ale co jeżeli ja mam racje?
Westchnęłam.
-Wtedy będę walczyć, to chyba oczywiste. Czy to Cię uspokoiło?- spytałam.
Dziewczyna tylko prychnęła ale nie powiedziała nic więcej.
-Świetnie. Czas się rozdzielić.
Już chciałam iść ale Dante mnie zatrzymał.
-Postaraj sie nie zginąć robiąc coś głupiego.- Mruknął.
-Jasne.- zaśmiałam się cicho.- Spider-man, Spider-man, does whatever a spider can...- zanuciłam
Wraz z Zhalią ruszyłyśmy w swoją stronę.
-Chcesz jeszcze sie jakoś podzielić?- zaproponowałam.- Czy wolisz iść w parze.
-Obojętnie.
-To idziemy w parze.
-Chcesz miec mnie na oku?
Zaśmiałam się.
-Nie. Po prostu chcę mieć z kim pogadać. Klaus tu jest?
-Nie wiem. Obstawiam, że tak. Ci ludzie w pociągu pewnie mieli nas... was opóźnić. Albo w ogóle unieszkodliwić.
Uniosłam brew.
-Nas... bez Ciebie?
-W końcu jestem agentką.
Pokręciłam głową.
-Nie rozumiesz, co?
-Niby czego?
Uśmiechnęłam sie tajemniczo ale nie odpowiedziałam na jej pytanie.
Zaczęłyśmy szukać. Po sprawdzeniu połowy stwierdziłam, że prawdopodobnie tytani są ukryci w lochach ale postanowiłam jeszcze na chwilę zatrzymać towarzyszkę.
-Tak właściwie, skąd pochodzisz?- spytałam.
-Z Rotterdamu.- mruknęła.
-Holandia. Piękny kraj, i piękne miasto.
-I okrutne.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Niech zgadnę. Bez rodziców czy innych krewnych i wychowana na ulicy?
-Można tak powiedzieć.
-Rozumiem. To wiele wyjaśnia.
-Czemu Ty tyle wiesz o mnie a ja tak mało o tobie?- spytała.
-Nie wiem.- zaśmiałam się.- Ale na razie więcej się nie dowiesz... Chyba nic tu nie znajdziemy. Pójdę odszukać Dantego, Ty idź do dzieciaków.
-Jesteś tego pewna?
-Jasne.
To mówiąc zostawiłam kobietę i ruszyłam w górę, w stronę wieży by po chwili zawrócić i skierować się w stronę lochów. Tam odnalazłam tajne przejście ukryte za obrazem i skryłam się w cieniu obserwując poczynania agentki oraz dzieciaków.
Zobaczyłam jak niebieskowłosa ratuje oboje od pułapki w czaszce i we troje skryli się w jednej z cel za kratą. Tam obmyślili plan i przystąpili do działania. Kiedy dzieciaki wybiegły i czaszki nie było kobieta zaatakowała mojego brata który padł zamroczony. Sophie była zła ale nie zaskoczona, cóż, jakby nie patrzeć nie ufała jej od początku. Rozpoczęła się walka i choć mogłam im przerwać postanowiłam nie interweniować tylko spokojnie patrzeć. Ale na wszelki wypadek byłam gotowa.
Lok który się ocknął próbował je powstrzymać ale był zbyt słaby i ranny. 
Walka dziewczyn była poważna lecz wyrównana. Żadna się nie hamowała a ponieważ obie miały zdolności na bardzo wysokim poziomie było to dość niebezpieczne. W końcu jednak Zhalia przechytrzyła Soph i ją pokonała. Gdy już chciała skończyć z dziewczyną mój brat zrobił najgłupszą i jednocześnie najodważniejszą rzecz jaką kiedykolwiek widziałam. Wskoczył przed kobietę osłaniając Casterwill. Ten jeden gest, sprawił, że Zhalia się zatrzymała. Nie była w stanie ich zaatakować. Wściekła trochę ostatecznie związała ich. 
W tym momencie opuściłam lochy. Widziałam już dość, nadszedł czas by znaleźć Dantego. Nie było to trudne, wystarczyło iść za odgłosami walki.
Znalazłam go na dachu. Walczył z Kalusem i jego agentami choć, garnitury wyglądały inaczej. Brzydziej.
-Pewnie kolejny eksperyment doktora Klausen-steina.- zażartowałam pod nosem.
Postanowiłam pomóc mężczyźnie. Powaliłam jednego z przeciwników i zrzuciłam go z dachu. Nie obchodziło mnie czy przeżył, choć miałam przeczucie że tak.
-Dzięki Ignis.
-Nie ma sprawy. Nie znalazłam tytanów. Zhalia też nie. Poszła do Loka i Sophie.
-Dobrze wiedzieć.
Walka przeciwko zmodyfikowanym agentom była trudna. Prócz mocy mieli bowiem jeszcze nadludzką siłę, mimo to jakoś nam szło. W pewnym momencie jednak Dante został trafiony zaklęciem w plecy. Chciałam mu pomóc ale byłam otoczona przeciwnikami. Poza tym Dante powstrzymał mnie, i Kalibana.
-Widzę, że nie jesteś głupi Vale. Jesteś idealnym okazem, znaczy sie, do labolatorium.
-Też jestem inteligentna.- zauważyłam.
-Co teraz zamierzasz zrobić?- spytał brunet.- Wykończysz mnie?
-Nie.- uśmechnął się drwiąco Klaus- Ona to zrobi.
Z cienia za staruszkiem wyszła Zhalia. Nie byłam zaskoczona i choć mina Dantego mówiła co innego, byłam pewna, że i on nie do końca.
-Zajęłaś się dzieciakami?
Kiwnęła głową i dała Klausowi sakiewkę z amuletami.
-Świetnie, teraz pokarz Dantemu i Ignis na co Cię stać.
Widziałam, że nie chciała krzywidzić żadnego z nas, mimo, że była na to gotowa.
-Zhalio, coś ty zrobiła?- spytał detektyw.
Nie trzeba było być świetnym obserwatorem, by widzieć, że kobieta toczyła wewnętrzną walkę.
-Zhalio...
Westchnęłam sicho.
-Zhal.- uśmiechnęłam się.
Złamała się.
-Puls światła, ostry mróz.- Dwa zaklęcia uderzyły w agentów stojących obok mnie.
-W końcu. Pustka- wystrzeliłam w kierunku Klausa. Zaklęcie odrzuciło go na ścianę. Podbiegłam do Dantego i mu pomogłam.
-Wiedziałam, że dobrze wybierzesz.- uśmiechnęłam sie następnie do przyjaciółki.- Nie jesteś zdrajcą Zhalio.
Dante wezwał Metagolema.
-Podjęłam Decyzję.- Moon zwróciła się do detektywa- Ale Klaus był dla mnie jak ojciec, nie będę z nim walczyć.
-Rozumiem.
-Pewnie. Zajmij się innymi agentami.
Ostatecznie ja i niebieskowłosa toczyłyśmy walę z odmieńcami- jak postanowiłam nazwać ludzi Klausa, a Dante wziął na siebie naukowca. Mimo to w pewnym momencie znalazł się w sytuacji bez wyjścia a konkretnie kiedy zawisł na krawędzi dachu z Klausem nad głową. JA byłam zbyt daleko by mu pomóc ale na szczęście nasza towarzyszka zareagowała szybko.
-Zdaje się że nie będę w stanie uniknąć walki z Tobą.
-Zhalio, proszę, przecież traktuję cię jak córę.- Klaus się przestraszył. Trochę było mi go szkoda.
-Jeżeli dalej będę żyć w kłamstwie, będę nikim. Nieważne jaką władzę będę posiadać... Przykro mi. Królu bazyliszku!
Twarz jaszczura była ostatnią rzeczą jaką zobaczył jej ojciec, nim został zamieniony w kamień.
W końcu mogliśmy odetchnąć. Dante wrócił na dach.
-Ja... przepraszam.- powiedziała cicho Zhalia.
-Nikt nic nie mówi.- zauważyłam i uśmiechnęłam się łagodnie.- Wierzyłam, że dokonasz słusznego wyboru. Choć zajęło Ci to trochę czasu.- dodałam dając jej pstryczka w nos.
-Dzięki.
-Wracajmy na dół po dzieciaki. Zgaduję, że zamknęłaś je w celi.
-Tak.
Zerknęłam na kamienną figurę Klausa.
-Wezwijmy kogoś z fundacji by posprzątać ten bałagan. Transport figury w naszym przypadku może być zbyt trudny a nie możemy go tu tak zostawić.- spojrzałam na kobietę.- Prawda?
-Masz rację.
-Mam nadzieję, że potem ktoś dokładniej wyjaśni co tak właściwie się działo.- Mruknął Dante.
-Po powrocie do domu.- zasugerowałam.- O ile Zhalia nie będzie miała nic przeciwko.
-Nie. Jestem winna im wyjaśnienia.- zgodziła sie.
Zeszliśmy do lochów i uwolniliśmy dzieciaki. Sophie nie pałała entuzjazmem na widok naszej towarzyszki ale też nie była już tak wrogo nastawiona jak wcześniej. Chyba zaczęła rozumieć co tak na prawdę się działo, poza tym, Zhalia ocaliła ją ostatecznie, wraz z Lokiem.

Wróciliśmy do Wenecji. Siedząc w domu Dantego słuchałam opowieści Zhalii. O tym jak dorastała, jak poznała Klausa i została przez niego przygarnięta. O pracy dla Organizacji. Mimo, ze wiele z tego się sama domyśliłam, słuchanie tego wszystkiego było dość przygnębiające. Miała trudne, nie do końca szczęśliwe dzieciństwo. Nowy ojciec był wymagający i mimo że go kochała, a i on ją na swój dziwny sposób, dorastanie w Organizacji pod jego okiem, było trudne.
Kiedy w końcu opowiedziała nam wszystko postanowiła zostawić nas samych.
-Cieszę sie, że Zhalia nic Wam nie zrobiła.
-Powiedziała, że kiedy zobaczyła moją głupią akcję, nie mogła nas skrzywdzić.
-Twoje zachowanie, przemówiło jej do rozsądku.
-Wskoczenie między nas było odważne a nie głupie.- zaśmiała się Sophie.
-Jak dla mnie to i jedno i drugie.- odparłam.- Ale przyznaję, że widok był imponujący.
-Właśnie, co do tego. Wiedziałaś że jest szpiegiem?
-Od pewnego czasu- przyznałam.- Dokładniej od akcji w Newgrange. Choć domyślałam się już dużo wcześniej.
-Czemu nam nie powiedziałaś.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Bo mi się nie chciało... Poza tym, wierzyłam, że Zhalia dokona odpowiedniego wyboru kiedy przyjdzie pora, ale potrzea było do tego trochę czasu i waszej niewiedzy.
-A co gdyby tego nie zrobiła?- spytał Dante.
-Wątpisz w nią?
-Chcę wiedzieć czy w ogóle myślisz.
-Jak powiedziałam wczesniej, byłam gotowa walczyć przeciw niej. Jakby nie patrzeć, to szpieg. Ale też nasza przyjaciółka.- uśmiechnęłam się.- Mam wprawę jeżeli chodzi o zdrady.
Detektyw tylko pokręcił głową.
-Wiecie, kiedy wiem przez co przeszła, mam ochotę jej wybaczyć.- powiedziała Sophie.
-Ja już jej wybaczyłam. Myślę że inni też.- zerknęłam na chłopaków.
-Masz rację.- zgodziła się nastolatka.
-Zwłaszcza, że nie miała łatwego życia.
-A na koniec przyszła nam z pomocą.
-Dziękuję, to dla mnie ważne.- zjawiła się ponownie niebieskowłosa, choć mogłam się domyślić, że była to kolejna z jej iluzji.- Przyszłam się pożegnać.
-Ale dlaczego? PRzecież słyszałaś, wybaczamy Ci.
-Ale ja sobie nie mogę.
-W porządku, rozumiemy.
-Na razie.- Iluzja zniknęła.
-Idę się przejść.- zadecydowałam i opuściłam dom. 
Znalezienie Zhalii nie było trudne, siedziała na dachu kilka domów dalej. Przysiadłam się do niej.
-Co teraz zrobisz?- spytałam.
-Nie wiem... muszę poukładać kilka spraw.
-Rozumiem. Spokojnie, masz czas.- uśmiechnełam się łagodnie.- Gdzie się udasz?
-Pewnie do domu.
-Uważaj, Organizacja będzie miała Cię na celowniku jak tylko się zorientują co zrobiłaś. A wiedzą gdzie mieszkasz.- sięgnęłam do kieszeni i wyciągnełam zapasowe klucze.
-Co to?
-Gdybyś potrzebowała się ukryć.- odparłam.- Mieszkanie w Lyon. Małe ale dobre na kryjówkę.
-Dzięki. Może się przydać... Kto Cię zdradził?
-Co masz na myśli?- udałam, że nie wiem o co chodzi.
-Powiedziałaś, cytuję, Jak powiedziałam wczesniej, byłam gotowa walczyć przeciw niej. Jakby nie patrzeć, to szpieg. Ale też nasza przyjaciółka. Mam wprawę jeżeli chodzi o zdrady... Tu nie chodzi o to co Ty zrobiłaś, prawda? Ktoś Cię kiedyś zdradził.
Zaśmiałam się.
-A jednak, nieźle.- po chwili posmutniałam- Tak, ktoś mnie zdradził. Ale to nie Twoja sprawa.
-Mimo tego, nadal ufasz ludziom?
-Cóż, każdy jest inny, prawda? Gdybym miała stracić zaufanie do wszystkich z powodu jednego incydentu, najlepiej by było gdybym nie opuszczała domu.
-a z powodu dwóch incydentów?
-Jak już powiedziałam wcześniej, nie jesteś zdrajcą Moon. Po prostu musiałaś wybrać stronę.
Westchnęła.
-Jesteś najbardziej irytującą, niemożliwą i tajemniczą osobą jaką znam Ignis.
-Możliwe.
-Ale to nie potrwa za długo.
Ponownie parsknęłam śmiechem.
-Chętnie to zobaczę. Daj znać jak coś wymyślisz, znasz mój numer.- Wstałam i rusyzłam w drogę powrotną.- Do zobaczenia Zhal!!!

Tak, byłam irytująca i tajemnicza. Niemożliwa pewnie też. Ale miałam ku temu powód, wiedziałam, że nawet jeżeli będzie się starać, nie dowie się co się stało tamtej nocy. Bo to wiedziałam tylko ja i Idunn, a ona zabrała to ze sobą do grobu. Miałam nadzieję, że tak to zostanie.
-Zaczynasz stąpać po cienkim lodzie Panno Moon, lepiej uważaj, i tak masz już sporo problemów.- mruknęłam kierując się powoli w stronę domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro