14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TERAZ

James


Zaczynam opuszczać szpital na dłużej. Głównie po to, żeby pojechać do domu, odświeżyć się, wyspać i wrócić, z nadzieją, że zadzwonią do mnie, że moja narzeczona się wybudziła. Mam blisko, więc zjawiłbym się przy niej w kilka minut. Nawet nie poczułaby mojej nieobecności. Ciężko jest mi zostawiać Camille samą na kilka godzin, ale muszę. Głównie po to, żeby przygotować się na jej powrót. Mieszkanie sprzątnąłem już chyba z tysiąc razy. Poukładałem jej wszystkie rzeczy w szafie, chociaż wiem, że nie lubi, gdy panuje tam idealny porządek. Zdarzają się nawet dni, kiedy przyjeżdżam do szpitala tylko wieczorem na dwie, trzy godziny. Jest to czas, który spędzam u rodziców, próbując udawać, że ze mną jest dobrze. Nie muszą się o mnie martwić.

Wczoraj przyjechała moja siostra z córką. Nie mogę odmówić spędzenia czasu z siostrzenicą, którą i tak rzadko widzę. Mała mnie uwielbia i żałuję, że nie może przyjeżdżać do mnie częściej. Staram się nadrabiać rozmowami na Skypie, ale to za mało. Wiem, że moja siostra nie przyjechała na urlop, tylko dlatego, że po rozmowie z rodzicami zaczęła się o mnie martwić, a przecież nic mi nie jest. Mimo wszystko cieszę się, że dzięki swojej córce oderwała mnie na chwilę od tego wszystkiego. Przy małej muszę udawać, że jest dobrze. Pytała kilka razy o Camille i nie umiałem jej wytłumaczyć, co się stało. Na szczęście siostra mnie uratowała i wymyśliła na poczekaniu jakąś historyjkę, którą zadowoliła córkę. Miley odciągnęła mnie na trochę od ponurych myśli. Nawet nie przejmowała się, że nie zawsze byłem entuzjastycznie nastawiony do jej zabaw, dlatego raz skończyłem z pomalowanymi mazakami rękoma. Siostrzenica uznała, że kolorowymi tatuażami poprawi mi humor. Jasne, byłem zadowolony, dopóki nie musiałem ich zmywać.

Nie wiem, co ze sobą zrobić. Przez jakiś czas popijałem, żeby spróbować uśmierzyć ból, ale to nie pomagało. Miałem wrażenie, że było jeszcze gorzej, ale nie próbowałem upić się do nieprzytomności. Cały czas musiałem być gotowy na telefon ze szpitala z jakąkolwiek wiadomością o stanie Camille. Rozważałem nawet opcje narkotyków, ale Ryan z Kylem skutecznie wybili mi to z głowy. Przez swoją głupotę zwaliłem sobie ich na głowę i wydzwaniają codziennie, jeśli nie mogą mnie skontrolować osobiście.

Kiedy traciłem nadzieję, gdy lekarze poinformowali mnie, że jeśli próba wybudzenia nie powiedzie się... Nie chciałem myśleć, że będę musiał pożegnać się z Camille. Najwidoczniej ona też tego nie chciała. Obudziła się przed przyjściem lekarzy. Rozpłakałem się jak dziecko, gdy zdałem sobie sprawę, że do mnie wróciła, że w końcu z nią porozmawiam.

Chwilę zajmuje mi ogarnięcie się, zanim wszedłem do sali swojej narzeczonej. Boję się, co tam zastanę. Przerażony patrzę, jak Camille otwiera oczy, a maszyny zaczynają pikać. Myślę, że to zwiastuje coś złego. Już wyobrażam sobie, jak ta chwila prześladuje mnie w snach, ale słyszę cichy głos dziewczyny. Wtedy wpadają lekarze i się nią zajmują. Od razu zabierają ją na wszystkie badania, żeby potwierdzić, że jest dobrze. Skoro się wybudziła, to najgorsze już chyba za nami. Taką mam nadzieję. Ostatnie cztery miesiące spędzone przy łóżku narzeczonej mnie wykończyły.

Siedzę przed salą, zastanawiając się, co to oznacza. Czy już będzie dobrze? Obudziła się, ale ile pracy jeszcze przed nami? Camille będzie potrzebować rehabilitacji, o czym już wcześniej mnie uświadomiono oraz poświęcania jej więcej czasu niż dotychczas. Czy jestem na to gotowy? Oczywiście! Zamierzam przy niej zostać na zawsze. Jest moją narzeczoną, a to oznacza, że podjąłem decyzję. Zostanę z nią na dobre i na złe.

– Camille – szepczę, gdy przewieźli ją z powrotem na salę.

W końcu mogę patrzeć jej w oczy, porozmawiać z nią. Myślałem, że ta chwila nigdy nie nastąpi, ale się doczekałem. Camille płacze. Pragnę ją przytulić mocno do siebie i pocieszyć, ale boję się, że zrobię jej krzywdę. Nadal jest przypięta do jakichś aparatur. Wolałbym leżeć w tym szpitalu zamiast niej, przejąć cały ból na siebie, bo nie mogę patrzeć na jej cierpienie. Nie zasłużyła na to.

– Tak się cieszę. - Mimo swoich obaw, przytulam ją delikatnie, chociaż chciałbym być najbliżej niej, jak się da i nie wypuszczać z objęć. – Tęskniłem każdego dnia.

Bałem się, że już nigdy jej nie zobaczę. Przecież to mogło skończyć się tragicznie. W tej chwili pociesza mnie fakt, że facet, który strzelał tamtego dnia przed hotelem, stracił życie. Policjanci byli zmuszeni do niego strzelić, gdy zaczął uciekać. Zginął na miejscu. Nie powinienem tak myśleć, ale cieszę się, że poniósł odpowiednią karę. Zasłużył na śmierć za krzywdę, jaką wyrządził Camille i wielu innym ludziom. Sam bym go zabił, gdybym dostał taką możliwość.

– Przykro mi. - Czuję jej łzy na ramieniu.

Jej jest przykro? To nie jej wina. Nic nie zrobiła. Teraz wystarczy mi, że się wybudziła. Zresztą jakoś sobie poradzimy. Przetrwamy to. Musi być silna. Dla mnie. Skoro ja byłem w stanie przez ten czas wierzyć, że się wybudzi, ona musi wierzyć, że będzie dobrze. Niczego więcej nie potrzebujemy. Jestem szczęśliwy, że nadal możemy być razem, że wytrzymałem dla niej.

– Nic nie zrobiłaś. - Patrzę na nią i odgarniam jej włosy z czoła. – Cieszę się, że do mnie wróciłaś, Camille.

– Mogłam cię stracić.

Musi myśleć o sobie. Jej dobro jest dla mnie najważniejsze. Na tę chwilę nic innego się nie liczy. Minie wiele tygodni, zanim opuści szpital. Zdaję sobie sprawę z tego, że przez ten czas kilka razy się wkurzy i będzie chciała zrezygnować z każdej pomocy, ale nie zniechęci mnie do siebie. Będę przy niej czy tego chce, czy nie. Chociaż pewnie wiele razy zwątpię, bo uznam, że nie damy rady, ale nie poddam się. Udowodnię sobie i wszystkim innym, że zrobię wszystko dla Camille, bo ją kocham.

– Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - Uśmiecham się lekko, zerkając na jej dłoń, na której ma pierścionek zaręczynowy.

Zgodziła się ze mną być, mimo że wie, ile trudu kosztuje ją związek ze mną. Nie będzie łatwo, ale oboje wiemy, że nie ma par idealnych. Gdy się kłócimy, nie zwracamy uwagi na słowa, jakie padają. Potrafimy być wtedy dla siebie okropni, nie przejmując się swoimi uczuciami, ale na szczęście mamy mało powodów do kłótni. I mam nadzieję, że teraz będzie ich jeszcze mniej.

– Wcale nie chcę.

Cieszy mnie to. Gdy tylko wyjdzie ze szpitala i rozpocznie rehabilitacje, zaczniemy przygotowania do ślubu. Długo nad tym myślałem. Chcę, żeby Camille została moją żoną w ciągu najbliższego roku. Nie zamierzam czekać dłużej. Chcę dać jej swoje nazwisko i kupić dla nas jakiś domek na przedmieściach. Później możemy pomyśleć o dzieciach albo na początek o psie, o którym gadała wiele razy, a ja byłem przeciwny, bo nie wyobrażałem sobie zostawiać tego stworzenia samego w domu pod naszą nieobecność. Camille pewnie byłaby w stanie zrezygnować z naszych wspólnych wyjazdów, żeby siedzieć ze szczeniakiem w domu, a nie mogłem pozwolić, żeby poświęcała mu więcej czasu niż mnie. Zamierzam ukrywać wiadomość o stracie dziecka najdłużej, jak się da. Nie chcę jej teraz tego mówić. Mnie ciężko było pogodzić się z tą wieścią. Camille będzie o wiele trudniej.

– Zadzwonię do twoich rodziców. - Całuję ją w czoło. – Martwili się.

Państwo Wright byli w szpitalu każdego dnia. Nawet na chwilę, jeśli nie mogli zostać dłużej. W porównaniu do mnie nie mogli zostawić pracy. Córka jest dla nich bardzo ważna. Oprócz niej nie mają nikogo. Moja mama też pojawiła się w szpitalu kilka razy. Głównie po to, żeby sprawdzić co ze mną, ale siedziała przy Camille. Polubiła ją, odkąd pierwszy raz przywiozłem dziewczynę do rodzinnego domu. Nie sądziłem, że Camille zrobi na niej dobre wrażenie, ponieważ rodzicielka bardzo lubiła moją byłą narzeczoną i długo nie mogła pogodzić się z naszym rozstaniem.

Zabrałem Camille do swoich rodziców po koncercie Kyla, na który pojechała z Alex. Wkurzyłem się, że nie mogłem być wtedy z nią. Organizowaliśmy Event w Seattle, a ona została w mieście. Kręciła, że jednak nie pojadą na koncert, co mnie ucieszyło. Jednak później zadzwoniła już z Portland, że Kyle, pieprzona gwiazda się spóźnia. Nie mogłem się wtedy skupić na swojej robocie, bo martwiłem się o jej bezpieczeństwo, co było do mnie niepodobne. Do tej pory nie przejmowałem się żadną swoją dziewczyną, gdy wychodziła ze znajomymi na miasto. Co niby mogło być złego w tym, że dobrze się bawiła? Powinienem się cieszyć, że nie siedziała sama pod moją nieobecność i nie wypisywała, zawracając mi głowę.

Wychodzę na korytarz zadzwonić do Państwa Wright. Słyszę w głosie mamy Camille ulgę i radość. Mówi, że przyjadą do szpitala najszybciej, jak się da. Jestem pewny, że wyrwą się z pracy byle tylko się zjawić przy córce.

– Nie śpisz? - Znowu siadam przy łóżku narzeczonej.

– Wyspałam się już chyba wystarczająco. - Patrzy na mnie. – Chyba nie siedziałeś tutaj codziennie?

Nie mogłem być nigdzie indziej. Co, gdyby mnie potrzebowała? Oczywiście, wiem, że jest pod opieką najlepszych lekarzy, ale to mnie potrzebuje najbardziej. Nie chcę, żeby myślała, że cokolwiek jest ważniejsze od niej.

– Tylko przez kilka dni byłem na kilka godzin. - Całuję ją w nosek. – Nie chciałem cię zostawiać samej.

– Potrzebujesz odpocząć. - Łapie mnie za dłoń. – James, nic mi nie będzie.

Pewność będę miał, dopiero gdy przewiozą ją do prywatnej kliniki, o którą już zadbałem. Pytałem lekarzy. Zajmą się tym niedługo. Będzie pod lepszą opieką niż w tym cholernym szpitalu. I dobrze. Moja narzeczona zasługuje na najlepsze traktowanie. Nie jest jedną z wielu pacjentek na oddziale. Potrzebuje więcej uwagi. Będę mógł być spokojny, że zadbają o nią w każdej chwili.

– Kocham cię, Camille – szepczę.

– Bardzo? - Spogląda mi w oczy.

– Bardzo.

– A możesz mnie pocałować? Proszę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro