45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

James


Trafiliśmy do szpitala dwa dni przed terminem porodu. Nieprzygotowani, że syn zrobi nam psikusa i urodzi się tego samego dnia. Byłem przerażony, ale szczęśliwy, że w końcu go zobaczymy.

Akurat wracałem z koncertu. Mało brakowało, a nie byłoby mnie w chwili, gdy mój syn przyszedł na świat. Camille by mi tego nie wybaczyła. Nie zdążyłem nawet poinformować rodziców, co się dzieje, bo zostałem zaciągnięty na porodówkę. Nie chciałem tam być, ale gdy zobaczyłem przestraszoną Camille, nie zamierzałem zostawić jej samej. Nie mogłem wyjść, gdy miała łzy w oczach. Potrzebowała mojego wsparcia i je dostała. Nie żałuję, chociaż przez cały poród stałem przy narzeczonej przerażony. Jako pierwszy usłyszałem krzyk synka i mogłem go zobaczyć chwilę przed Camille.

Maluch jest cudowny. Nie sądziłem, że będę aż tak zachwycony pomarszczonym niemowlakiem we krwi, ale byłem. Mój syn. Camille była wymęczona, gdy położyłem jej malucha na piersi. Jednak uśmiechała się na jego widok. Podziwiam ją. Jest najsilniejszą i najdzielniejszą kobietą, jaką znam. Odwaliła kawała dobrej roboty. Jestem z niej dumny. Urodziła moje dziecko i ani razu się nie skarżyła na ból. Nie narzekała na niedogodności związane z ciążą, mimo że widziałem, że było jej mało komfortowo. Szczególnie pod koniec ciąży.

Musiałem biegać po każdą zachciankę Camille, bo tego nie była w stanie mi odpuścić. Nawet jeździłem po nocy w poszukiwaniu idealnego hamburgera dla ciężarnej. Oczywiście w McDonalds takich nie oferowali. Było warto w zamian za tego małego człowieczka.

Moja narzeczona leży na sali poporodowej z synkiem w ramionach. Nie zamierza odłożyć go do łóżeczka nawet na chwilę. Na pewno będzie mu tam wygodnie. Na prośbę Camille położyłem synkowi jego kocyk, bo uznała, że lepiej, gdy będzie miał swoje rzeczy. Jakby mu robiło jakąś różnice czy zaśnie pod szpitalną kołderką, czy swoim kocykiem. Nie skomentowałem tego.

Prosiłem narzeczoną kilka razy, żeby się zdrzemnęła. Lekarz powiedział, że musi odpoczywać, ale ta uparta baba nie zamierza się nikogo słuchać, a już na pewno nie mnie.

– Nie chcę. - Głaszcze maluszka po policzku.

Już kilka razy sprawdzała jego paluszki, nóżki i buźkę. Jakby nie wierzyła, że jest z nami. Jest nim zachwycona. Też chciałbym się nacieszyć swoim dzieckiem, ale jeszcze nie miałem okazji wziąć nawet malucha na ręce po tym, jak przewieźli go do sali. Nie zamierzam się upominać. Może powinienem wspomnieć narzeczonej, że nosiła go dziewięć miesięcy pod sercem, więc teraz musi się podzielić? Podejrzewam, że za tę uwagę mógłbym się jej nie pokazywać na oczy przez kilka dni. Także cierpliwie czekam, aż nacieszy się maluchem i mi go poda. Oby szybko.

– James – spogląda na mnie – chcesz go potrzymać?

W końcu. Cierpliwość popłaca.

– Myślałem, że mi nie pozwolisz. - Uśmiecham się i przysiadam bliżej nich. – Pokaż mi jak.

Nie wiem jak trzymać niemowlę, jak się nim zajmować, żeby nie zrobić mu krzywdy. Szkoda, że nie uczęszczaliśmy do jakiejś szkoły rodzenia. Chociaż nie chciałem siedzieć między ciężarnymi kobietami, które zapewne spiorunowałyby mnie wzrokiem za jakąś głupią uwagę. Według nich facet powinien siedzieć cicho i być na każde zawołanie swojej baby, która nosiła jego dziecko. I jeszcze czego? Zamierzam jednak wszystkiego się nauczyć teraz. Oboje musimy się sporo nauczyć.

Maluszek otwiera oczka, gdy Camille kładzie mi go w ramionach i wyciąga przed siebie rączkę. Niby nic nadzwyczajnego, a zachwycamy się jak idioci. Czy tak już będzie zawsze? Maluch zrobi coś pierwszy raz, a my nie będziemy umieli odwrócić od niego wzroku? Nie wyobrażam sobie tego. Będziemy dumni, nawet gdy pierdnie?

Zapatrzeni w synka nie zauważamy nawet, że ktoś wszedł do sali.

– Widzę, że wszystko dobrze. - Pielęgniarka spogląda na nas. – Za chwilę spróbujemy przystawić małego do piersi.

– Dobrze. - Camille kiwa głową.

Mimo że jest przestraszona, nie rezygnuje z pomocy. Musiała się sporo naczytać o karmieniu piersią. Też coś wiedziałem na ten temat. Jeśli będzie to dla niej zbyt bolesne, nie musi się zmuszać. To nie sprawi, że będzie złą matką. A w sklepach jest masa mleka dla niemowlaków do wyboru. Jestem pewny, że naszemu synkowi nie zrobi różnicy czy wypije mleko od mamusi, czy kupne. Ważne, że będzie nakarmiony.

– Wiesz, że nie musisz, jeśli będzie to dla ciebie zbyt bolesne? - Głaszczę ją po policzku.

– Wydawało mi się, że unikałeś babskich rozmów. - Marszczy brwi.

– Nie zamykałaś wszystkich stron i kilka komentarzy na forach rzuciło mi się w oczy.

Nie chcę się przyznać, że czytałem babskie fora w tajemnicy przed narzeczoną. Nie musi o tym wiedzieć. Wypominałabym mi to do końca życia. Po prostu byłem ciekawy i chciałem wiedzieć czego spodziewać się w pierwszych miesiącach życia syna. Zdaję sobie sprawę, że teraz Camille będzie potrzebować mnie bardziej niż przez ostatnie dziewięć miesięcy. Nie chcę, tylko żeby moja narzeczona robiła coś wbrew sobie, bo obcy ludzie uważają, że nie będzie dobrą matką, jeśli nie zastosuje się do ich rad. Jestem pewny, że będzie lepszą, gdy nie będzie żyła pod presją otoczenia, a zajmie się dzieckiem tak, jak uważa za słuszne. Jedyne rady, które powinny docierać do Camille to te od naszych rodziców. Oni naprawdę będą chcieli jej pomóc, a nie wytykać błędy.

Przy karmieniu poszło dobrze. W tym czasie zadzwoniłem w końcu do rodziców i dostałem opierdol. Konkretny. Muszę się ukryć, zanim tu wpadną i się na mnie rzucą. Rozglądam się po sali w poszukiwaniu szafy, do której mogę się schować. Niestety, jest tylko okno. Nie no, nie skoczę z trzeciego piętra, więc jestem zmuszony zmierzyć się z rodzicami. Powinni zrozumieć, że byłem zajęty uczestniczeniem w pierwszych chwilach życia swojego dziecka i nie myślałem o niczym innym.

– Wpadną wkurzeni. - Śmieję się, zerkając na narzeczoną. – Do swoich zadzwonisz sama.

Jeszcze brakuje, żebym naraził się teściom. Nie ma mowy. Już raz to zrobiłem, gdy doszło do wypadku. Naraziłem na niebezpieczeństwo ich córkę. Przeze mnie leżała w śpiączce i nie mieliśmy pewności, że się wybudzi... Kręcę głową, próbując wyrzucić z pamięci to wspomnienie. Jesteśmy tutaj razem. Wszystko jest dobrze. Powinienem cieszyć się dniem narodzin syna, a nie zadręczać myślami.

– Nie mogło być tak źle.

Mówi tak, jakby nie znała moich rodziców. Czasami potrafią zrobić aferę z niczego. Wtedy cieszę się, że już z nimi nie mieszkam. Na co dzień są naprawdę miłymi ludźmi i wcale na nich nie narzekam, ale w rodzinnym gronie zdarzają się sprzeczki.

Na szczęście rodzice Camille okazali się wyrozumiali. To normalne, że byliśmy zestresowani, a później skupiliśmy się na dziecku i nie mieliśmy czasu, żeby ich poinformować.

– Jak go nazwiesz? - Camille patrzy na mnie wyczekująco. – Fajnie byłoby, gdyby miał jakieś imię, zanim wpadną tu rodzice.

Już nie mogę ukrywać swojego wyboru. Rodzice, gdyby dowiedzieli się, że maluch nie ma jeszcze imienia, pewnie zaczęliby wymyślać swoje, które powinniśmy nadać synkowi, skoro sami nie możemy się zdecydować. Nie ma mowy, żebym im na to pozwolił. Mieli swoją szansę, gdy rodziły się ich dzieci. Camille pozwoliła mi wybrać imię dla synka, więc to zrobię. Pokażę, że jestem odpowiedzialny i nadam imię swojemu potomkowi.

– Zdecydowanie Angus.- Śmieję się.

Zamierzam się chwilę podroczyć z narzeczoną i potrzymać ją jeszcze w niepewności. Pamiętam, jak protestowała na to imię. Byłem wtedy cholernie poważny. Chciałem, żeby myślała, że to mój wybór. Innym razem podrzucałem te najgłupsze imiona, aż dała spokój. Musiała zrozumieć, że nic jej nie zdradzę aż do dnia porodu. Teraz koniec żartów. Czas na zachowanie powagi, chociaż na chwilę.

– Wyjdź stąd – mówi poważnie.

Właśnie się naraziłem. Nie sądziłem, że się wkurzy. Naprawdę myślała, że wybiorę głupie imię dla swojego pierworodnego? Chyba ja powinienem się obrazić.

– Ale Callan ci się spodoba, prawda? - Obejmuję ją ramieniem.

Synek zasnął z cycem w buzi. Wygląda zabawnie. Chyba mam konkurencję i to sporą.

– Tylko jeśli nie żartujesz.

– Pasuje do niego. - Całuję narzeczoną w policzek. – A później chyba czas pomyśleć o ślubie. Co o tym sądzisz? Odkładaliśmy to wystarczająco długo.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek sam to zaproponuje i Camille raczej też, bo patrzy na mnie zaskoczona. Czas najwyższy się ustatkować. Mam syna i muszę o niego zadbać. Chcę dać mu wszystko, co najlepsze. Przede wszystkim pragnę, żeby miał szczęśliwą rodzinę.

– Żartujesz. - Wzdycha.

Liczyłem na więcej entuzjazmu. Co z nią? Przecież właśnie oświadczyłem, że nie będziemy odkładać ślubu w nieskończoność. Czy nie czekała na to? Niech nie udaje, że nie czeka na założenie białej sukni, w której pójdzie do ołtarza.

– Wcale nie...

Nie zdążę dokończyć zdania, bo do sali wpadają rodzice. Moi i Camille. Robią zamieszanie i muszę ich uciszyć. Zaraz wszystkich wyrzucą nas z sali. Do tego obudzą mi syna, a nie chcę, żeby płakał. Nie wiem jeszcze, jak miałbym go wtedy uspokoić.

– Sam się ucisz. - Szturcha mnie matka.

– Na matczyną miłość zawsze można liczyć. - Śmieję się, masując ramię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro