60.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camille


Przyjęcie było cudowne, ale noc poślubna bardziej zapadła mi w pamięci. James o to zadbał. Jestem szczęśliwa, dzięki niemu. Miło obudzić się jako żona w ramionach mężczyzny, z którym spędzę resztę życia. Mężczyzny, który akurat mnie wybrał na swoją żonę. Patrzę jak leży na brzuchu, z dłońmi pod głową. Nieważne jak bardzo byśmy się kłócili, kocham go i nie chcę żadnego innego faceta. Nigdy. Mam nadzieję, że James to wie, a obrączka mu o tym przypomni.

– Czemu nie śpisz? - Patrzy na mnie.

Bo nie mogę. Za dużo wrażeń. Wydaje mi się, jakby wczorajszy dzień był snem, z którego nie chcę się budzić.

Zerkam na swoją dłoń, na której jest obrączka. Od momentu, kiedy James mi ją założył, spoglądałam na nią już chyba z tysiąc razy. Chyba jeszcze nie mogę w uwierzyć to, że jestem żoną Walkera. Muszę przyzwyczaić się do swojego nowego nazwiska, o którym James nie dał mi zapomnieć przez całe wesele. Powtarzał je za każdym razem, gdy coś do mnie mówił.

– Nie wiem. - Wzruszam ramionami.

Moi rodzice zabrali po imprezie wnuczka do siebie. Chcą się nim nacieszyć. Nie widzą się na co dzień, więc korzystają z każdej okazji, żeby spędzić z maluchem więcej czasu. Callan bardzo chętnie zostaje u dziadków. Jednych i drugich, a oni nie widzą problemu, żeby nam zabrać synka nawet na kilka dni. Jestem pewna, że byliby w stanie się wykłócać, u kogo Callan ma zostać dłużej.

– Jest spokojnie. - Odwraca się na plecy.

Jak nigdy. Odkąd pojawił się Callan, w domu spokój bywa tylko w nocy, gdy śpi. W dzień cisza małego dziecka zwiastuje kłopoty. Nie wyobrażam sobie jednak już życia bez naszego synka. Może i wywrócił nasze życie do góry nogami, pozmieniał plany, ale wcale nam to nie przeszkadza. Szukamy rozwiązań dobrych dla naszej trójki. Najczęściej ze sobą współpracujemy. Liczę, że Callan, gdy podrośnie, nadal będzie grzecznym dzieckiem.

– Przeszkadza ci to?

– Ani trochę.

– Co zamierzasz dziś robić? - Patrzy na mnie.

Spędzić w łóżku pół dnia uprawiając seks, a drugie pół na jedzeniu pizzy i oglądaniu filmów. Dzisiaj chyba mogę? Mam nadzieję, że James ma podobne plany, ale dla pewności powinnam zapytać. Chyba że zaproponuje coś ciekawego.

– Nie miałam jakiś szczególnych planów. - Wtulam się w niego. - A ty?

Wystarczy, że spędzę ten czas z mężem.

– Może mała wycieczka? Moglibyśmy na moment wrócić w góry.

Nie pamiętam, kiedy byliśmy ostatnio na pieszej wycieczce po górach. Chyba przed wypadkiem. Minęło sporo czasu. Od tamtej pory nie mieliśmy kiedy, bo pojawił się Callan i skupiliśmy się na nim. Zapomniałam już jaką radość sprawiały mi wyprawy z Jamesem. Pogodziłam się z tym, że nie będę mogła się wspinać. Cieszę się, że nadal mam szansę to robić. Może kiedyś zabierzemy ze sobą synka.

Zaskoczył mnie. Spodobał mi się pomysł Jamesa. Nie mam nic przeciwko małej wycieczce za miasto. Jestem gotowa, żeby wyszykować się do wyjścia w godzinę. Nie potrzebuję wielu rzeczy. Mogę spakować się już teraz, w malutki plecak synka. I spać pod namiotem, jeśli zajdzie taka potrzeba. Powstrzymuję się, żeby nie wybiec z łóżka i zacząć się szykować.

– Naprawdę? - Unoszę głowę, żeby na niego spojrzeć.

Oby nie okazało się, że żartuje, bo odbędziemy pierwszą poważną małżeńską kłótnię raptem kilka godzin po złożeniu przysięgi. I James spędzi samotną noc na kanapie. Na pewno nie chce przekonać się, że byłabym gotowa nie wpuścić go do sypialni.

– Czemu nie.

– Gdzie mnie zabierzesz? - Wstaję.

Muszę wiedzieć, co ze sobą zabrać i jak daleko się oddalimy. Trzeba jeszcze zadzwonić do rodziców i uprzedzić, że zostaną z wnuczkiem nieco dłużej, niż zaplanowaliśmy wcześniej. Takich wycieczek nie planuje się w moment. Nie, gdy ma się małe dziecko, niezależnie od tego, czy jest u dziadków, czy z nami. Poza tym musimy być ciągle pod telefonem, gdyby coś się działo.

– Nie śpiesz się tak. - Śmieje się ze mnie. – Myślałem tylko o małym spacerze po Powell Butte.

Czyli żadna wycieczka. Niepotrzebnie narobiłam sobie ochoty na wycieczkę. Znam ten park prawie na pamięć. Tata często nas do niego zabierał przed wypadami w góry, żebyśmy mogli się przygotować przed prawdziwymi wspinaczkami. Śmiał się nawet z mojej kondycji, a jego wcale nie była lepsza. Robiliśmy o wiele więcej przerw niż potrzeba, ale dla mnie widoki były ważniejsze niż przebyta droga.

– Czyli nawet nie wyjedziemy z miasta? - Wzdycham, zrezygnowana, opadając plecami na łóżko.

– Nie tym razem, kochanie. - Całuje mnie w policzek.

Mimo że trochę marudziłam i tak wybraliśmy się w zaplanowane miejsce. Lepsze to niż nic. Poza tym James nie zamierza zostać w domu i wyciągnąłby mnie stąd siłą, jeśli trzeba byłoby. Spakowaliśmy kilka najpotrzebniejszych rzeczy, przekąsek na drogę, gdybyśmy zgłodnieli i napoi. Zaopatrzyłam się w kawę oraz energetyka, co mój mąż oczywiście musiał skomentować. Czasami miał fioła na punkcie niezdrowego jedzenia i picia, chociaż w większości mu to nie przeszkadzało. Poza tym sam zapakował sobie dwa energetyczne napoje.

Widoki sprawiają, że tęsknię za górami. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak bardzo chcę wrócić do swojego hobby. Nie miałam okazji wspinać się na wysokie góry ani zamiaru zdobyć Mont Everest. Wiem doskonale, że ten szczyt jest poza moim zasięgiem. Pragnę tylko chodzić po niewielkich górkach i zachwycać się krajobrazami. Tyle mi wystarczy.

James, gdyby miał lepszą towarzyszkę wypraw, mógłby, chociaż wejść na Kilimandżaro. Kiedyś myślałam, że może to będzie mój najwyższy szczyt, jaki w życiu zdobędę, przy ogromie wysiłku z mojej strony. Po wypadku się do tego nie nadaje. Nie liczę nawet, że kiedykolwiek jeszcze wybierzemy się razem z Jamesem na jakąś wyprawę. Gdy synek podrośnie, na pewno pokażemy mu wiele miejsc, które udało nam się do tej pory odwiedzić. Może polubi góry jak my i tatuś zyska nowego towarzysza. Bardzo by mnie to ucieszyło. Chcę, żeby moi chłopcy mieli wspólne pasje.

– I jak? - James przygląda mi się dokładnie.

Zatrzymaliśmy się chwilowo na szlaku, żeby odpocząć. Nigdzie nam się nie śpieszy, w porównaniu do innych ludzi, którzy nas mijają. Przed nami jeszcze kawałek drogi do miejsca, gdzie urządzimy sobie mały odpoczynek, ale już możemy obserwować cudowny krajobraz. Widok gór w oddali sprawia, że nie chce mi się iść dalej. Cykam szybko kilka zdjęć, żeby mieć pamiątkę z tego dnia. Nasz album zapełnia się ciągle nowymi fotkami. Przeważnie Callana, dlatego dobrze, że znajdą się w nim też inne fotografie.

– Jak dawniej. - Podchodzę do niego i obejmuję w pasie, wtulając twarz w jego tors. – Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.

Gdyby nie to, że mija nas kilku niezadowolonych ludzi, stalibyśmy, pewnie tak pół dnia. Jakby nie mogli po prostu przejść obok, gdzie jest przecież wiele miejsca, bez głupich komentarzy pod nosem. Pewnie nawet nie przeszkadza im, że i tak słyszę, co mówią. Nie rozumiem, po co się śpieszą? Nawet nie czerpią radości z widoków dookoła, a przecież to najlepsza część wycieczki.

– Chyba musimy iść dalej. - James całuje mnie w policzek i splata nasze palce.

– Chyba tak.

Nie śpieszymy się, dlatego docieramy na polanę w momencie, gdy inni ludzie zbierają się już do dalszej drogi albo do powrotu. Przynajmniej mamy spokój. Przyda się, zanim wrócimy do domu. Nie to, żebym narzekała na hałas, który robi synek. Każdy z nas czasami potrzebuje odpocząć od wszystkiego. Mija chwila, jak zostajemy z Jamesem na polanie sami, co wcale mi nie przeszkadza. Zanim zrobi się ciemno, minie jeszcze kilka godzin. Zamierzam wykorzystać ten czas na wylegiwaniu się u boku męża, obserwując krajobraz dookoła nas.

Rozsiadłam się na trawie z idealnym widokiem leżącego męża z głową opartą na ręku i mnie obserwującego. Jest z siebie zadowolony. Ostatnio często mi się przygląda. Nie krępuje mnie to, ale zastanawiam się, o czym wtedy myśli. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy, chociaż w podobnym stopniu jak ja. Chcę, żeby tak było. Dzięki Jamesowi moje życie jest idealne. Dał mi wspaniałego synka i każdego dnia oboje sprawiają, że się uśmiecham.

– Pamiętasz nasz pierwszy seks pod namiotem? - Uśmiecha się do mnie łobuzersko. – Myślisz, że moglibyśmy to powtórzyć?

To jest coś, czego akurat nie da się zapomnieć. Pamiętam, jak protestowałam, gdy Walker tylko wspomniał o nocowaniu pod namiotem. Po długich namowach jednak się zgodziłam, ale cały czas byłam niespokojna. Nie było mowy, żeby zmrużyła wtedy oczy nawet na chwilę. Cholernie bałam się spędzić noc w lesie, ale James postanowił sprawić, że przestanę o tym myśleć. Skutecznie odciągnął moją uwagę od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Zasnęłam nad ranem, ale już się nie bałam. W ogóle nie powinnam, mając Walkera obok. Nie wystawiłby mnie na niebezpieczeństwo.

Rozglądam się dookoła, żeby sprawdzić, czy ktoś nas obserwuje. Jest jeszcze kilka ludzi na polanie, którzy za chwilę pewnie zaczną się zbierać do powrotu. Nikt nie zamierza spędzić tutaj całego dni. Oczywiście, że nie możemy powtórzyć swojej pierwszej ani żadnej kolejnej nocy pod namiotem. James mnie podpuszcza i nie dam się sprowokować. Teraz skupmy się na czymś innym.

– Nie mamy namiotu – odpowiedziałam, jak gdyby to był największy problem.

– Coś wymyślę. - Nachyla się nade mną i po chwili całuje w usta.

– James – śmieję się, chwytając jego twarz w dłonie – kocham cię.

– Czyli się zgadzasz? - Uśmiecha się, na co kręcę głową. – Szkoda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro