CZEŚĆ DRUGA. Rozdział 18. Hope

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Ej, Jordan — zagadałam ją któregoś dnia podczas wychowania fizycznego. Słońce wisiało wysoko na niebie, ogrzewając nas. Było na tyle ciepło, że chłopcy zdejmowali koszulki podczas grania w piłkę, a dziewczyny podciągały materiał, chwaląc się swoimi płaskimi brzuchami i ćwiczyły w krótkich spodenkach. Ja nie zrobiłam ani tego, ani tego. Wstydziłam się swojego ciała, swoich dodatkowych kilogramów i jeszcze krótkich nóg. Przy szczupłej, wysportowanej przyjaciółce musiałam wyglądać okropnie. Gruba, niska i jeszcze blada. Mimo moich kompleksów, często mówiła mi komplementy i dopiero po latach zauważyłam, że podwyższyła mi samoocenę.

— Co się stało, Hope? — zapytała, odbijając palcami piłkę nad głową. Mimo że patrzyła na swoje dłonie, wiedziałam, że całą uwagę skupiła na mnie.

— Jest ktoś kogo lubisz?

Musiałam zrobić z dłoni daszek, by móc spojrzeć na Jordan. Miała szczupłą twarz, trochę podłużną, ale bardzo ładną. Oliwkowa karnacja tylko podkreślała oczy koloru karmelu. Jasnobrązowe włosy związała w koński ogon, co robiła prawie codziennie. Przegryzała wargę białymi, równymi zębami. Mimo że nie miała typowo kobiecej sylwetki, coś w niej przyciągało spojrzenia innych dziewczyn i chłopców. Nieraz widziałam ją w krótkich spodenkach i z podciągniętą koszulką i wiedziałam, że miała się czym chwalić. Mięśnie i zero tkanki tłuszczowej. Wyglądała po prostu bardzo dobrze, ale nie lubiła się tym chwalić, dlatego nawet nie odsłoniła brzucha. Sama miałam ochotę jej to zrobić, bo było strasznie ciepło.

— Jasne, że jest — odpowiedziała po chwili.

— Kto to taki? — dopytywałam szczerze zainteresowana. Wyciągnięcie od niej jakichkolwiek informacji na temat chłopca, to ciężka praca, prawie do niewykonania. Prawie cały czas rozmawiałyśmy, ale rzadko mówiła o swoich emocjach. Nie za często pokazywała mi te negatywne jak złość czy smutek. Starała się być pogodna, silna. Jednak chciałam wiedzieć, kiedy czuła się po prostu źle, by ją pocieszyć.

— Ty.

Naburmuszyłam się.

— Ale nie chodzi mi o taki rodzaj "lubienia", Jord! — żachnęłam się.

— To o jaki?

— Taki... Że... Chciałabyś się z kimś umówić. O, inaczej. Jaki chłopak ci się podoba?

— Chłopak...?

— Nom.

Zamyśliła się. Zaczęła odbijać piłkę, idąc powoli do przodu. Krok. Odbicie. Krok. Odbicie. Mamrotała coś pod nosem, może cicho liczyła, ile razy jej się udało to zrobić bez błędu. Obserwowałam to z zazdrością, że robiła to z taką łatwością, jakby nie sprawiało jej problemu. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że to nie talent, a wyćwiczenie. Trenowała w każdej wolnej chwili, a wychowanie fizyczne, gdy trener bardziej interesował się grającymi chłopcami niż dziewczynami, to idealna sytuacja. Rzucił nam kilka piłek ze składzika i kazał się sobą zająć, a sam pilnował grających. Prawdziwy talent miała do kosza. Robiła wszystko z niesamowitą gracją, jakby uczyła się tego od lat, a może i całe życie. Najwyższa zawodniczka w drużynie. Wybijała piłkę, lekko podskakując. Nie wiadomo, kiedy umiała ją przejąć i trafić do kosza bez chwili zawahania.

— Chyba nie. Nie przepadam za chłopakami, bo, jak wiesz, oni dojrzewają wolniej niż my i wydają mi się oni po prostu niedojrzali. Wolałabym pogadać na jakieś ciekawsze tematy...

— Prawda — zgodziłam się z nią.

Spojrzałam na boisko do piłki nożnej, tuż za nami. Pluli na trawę, przeklinając i śmiejąc się, gdy ktoś zepsuł akcję. Trener nie był lepszy, mimo że miał prawie czterdzieści lat. Śmiał się i ich podjudzał, zachęcał do dalszej rywalizacji.

— A ty lubisz kogoś w ten sposób, Hope? — zmieniła temat.

— Hm... — zastanowiłam się.

Mimo że miałyśmy wtedy po te, może, dwanaście lat, już rysowałam. Przyglądałam się ludziom, by dostrzec w nich to "coś". Sporo chłopców to miało. Wtedy zatrzymywałam się i przyglądałam im się bez ukrywania tego. To dziwne, ale po prostu przyciągały uwagę te najmniejsze szczegóły jak spojrzenie, ułożenie włosów, usta, postura, brzmienie głosu, kształt nosa czy inne małe rzeczy, które spowodowały, że nie mogłam nie odwrócić głowy. Za każdym razem czułam to w każdym nerwie jakby krzyczały: "Hope, ty sieroto! Patrz tam!". Rzadziej zdarzało mi się to przy kobietach. Jednak, kiedy pierwszy raz stanęłam przed Jordan, czułam to jeszcze mocniej niż kiedykolwiek w swoich życiu. Bez chwili wahania mogłam powiedzieć TE rzeczy. Wzrok jakby wyzywający, żeby powiedzieć, to co miało się na myśli. Widziałam to szczególnie, gdy jeden z chłopaków odezwał się drwiąco. Odwróciła spojrzenie w jego stronę i zobaczyłam czystą groźbę. Nie musiała otwierać ust, odzywać się, by wiedział, że przesadził. Sekunda, nawet mniej, a ten zaczął unosić dłonie w geście poddania. Chciałam mieć taką umiejętność! Dodatkowo stanęła w pewnej siebie pozie. Czułam w pewien sposób jej dominację nade mną i nie mogłam się zmusić, by odejść. By zrobić krok w tył. Przepraszałam w kółko, bo coś we mnie krzyczało, że powinnam to zrobić, bo ona tego ode mnie oczekiwała. Kochałam te ciarki, gdy kogoś takiego widziałam, ale to już nie było takie wspaniałe, jak przy pierwszym spotkaniu z Jordan. Nawet po tylu latach znajomości, czasem ciarki przebiegały mi po plecach, gdy kogoś uciszała spojrzeniem.

Czy kogoś lubiłam w "ten" sposób? To trudne pytanie, bo nie znałam jeszcze dokładnie swojego ciała, swoich uczuć, dodatkowo stawałyśmy się nastolatkami. Hormony szalały, tak samo jak emocje. Miesiączka się zaczynała, więc to dopiero zaczynała się zabawa... Umiałam stwierdzić, że ktoś mi się podobał, na przykład Keller, który pozbył się tego ciągłego kataru oraz zmienili mu aparat na mniejszy. Już nie pluł przy mówieniu i nie pociągał ciągle nosem. Ładny chłopak, ale nie kochałam go i zapewne miało się to nie zmienić przez długo czas.

— Nie — odpowiedziałam po długim milczeniu. — Masz rację. Chłopcy są niedojrzali. Wolę poczekać te kilka lat, by móc z nimi porozmawiać na poważniejsze tematy.

— To chyba dobry pomysł — stwierdziła.

Trener zagwizdał na koniec zajęć. Jordan przestraszyła się, podskoczyła i opuściła piłkę. Szybko odsunęła się, by nie uderzyła jej w głowę. Odbiła się od ziemi. Kopnęła ją i chwyciła pewnie, uśmiechając się lekko, nie pokazując zębów.

— Koniec! — krzyknął nauczyciel. Zaczął machać do opalających się dziewczyn, by zaczęły wracać do szkoły. Zasłoniły brzuchy i kręcąc biodrami, szły w kierunku szkoły. Chłopcy przepychali się, szturchali łokciami, śmiali się i ścigali do szatni. Z Jordan wylądowałyśmy na szarym końcu. Nikt za nami się nie oglądał, więc dla zabawy zaczęła iść kręcąc kółka pupą. Wyglądała jak kaczka. Śmiałam się, zasłaniając usta ręką, by nikt nie zwrócił na nas uwagi.

Ej, Jordan. Czy już wtedy lubiłaś mnie w "ten" sposób?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro