Rozdział 7. Jordan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cała się trzęsłam, mimo że nie było mi zimno.

Wbijałam paznokcie w skórę, w osobę, której nie chciałam dotykać.

Płakałam przez osobę, której nie było obok.

Dostałam czułe gesty od osoby, której nigdy nie chciałam i nie będę chcieć.

Keller nie wiedział, jak zareagować. Ja także. Nie mogłam powstrzymać szlochu, drżenia całego ciała. I tego, że pragnęłam, żeby mnie przytulił. Mimo tego, że nie rozumiał mojego bólu, chciałam usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. To kłamstwo, ale miałam wrażenie, że uśmierzyłoby to choć trochę ten cholerny ból w klatce piersiowej. Może nawet powstrzymałoby te zimne łzy, spływające po policzkach?

Gdy zakochałam się w Hope, myślałam, że po prostu to miłość, ale jak do rodziny. Jak do siostry. Coś normalnego, coś co pojawiło się po prostu po tylu latach przyjaźni. Chciałam ją chronić — to normalne względem najbliższych, prawda? Chciałam ją przytulić, gdy była smutna — każdy mógł to zrobić. Chciałam spędzać każdą wolną chwilę przy niej. Przysypiając z głową na moim ramieniu, przytrzymywałam ją, opierając swój policzek o jej włosy — to troska, prawda? Przytulając, obejmowałam ją coraz mocniej — czułość także się pokazuje w przyjaźni. Prowadząc, trzymając rękę na skrzyni biegów, splatałyśmy palce — przyjacielski gest. Całując ją na pożegnanie, pragnęłam nie trafić w policzek, tylko w lekko uchylone wargi.

Boże, to tak boli. Tak bardzo, że miałam ochotę wyć jeszcze głośniej. Zrobiłam to, gdy pomyślałam, jak musiał czuć się Keller. Całowałam się z nim i po chwili nie mogłam złapać tchu, szlochając, mocno zaciskając palce na jego podkoszulku. Pokazał mi tyle czułości... Powiedział mi coś, co pewnie niewiele osób wiedziało. A ja mu się tak odwdzięczyłam. Jego pocałunek był naprawdę miły, przyjemny, delikatny, czuły. Coś, czego nigdy nie doznałam. Całowałam się z chłopcami, by upewnić się, co do swojej orientacji, do swojej miłości. Wszyscy robili to w jednakowy, natarczywy sposób, wpychając mi język do buzi, kładąc rękę na kolanie albo talii. Odpychałam ich obrzydzona. Nie wspominałam tego miło, szczerze wcale. Jednak Keller to zupełnie coś innego. Coś... niesamowitego. Nie wyobrażałam sobie, że całowanie się z osobą, której się nie kocha, może być tak przyjemne.

Otarłam łzy, puszczając się jego koszulki. Jedna dłoń wylądowała na jego kolanie, a druga pomiędzy nas, na chłodnym, wilgotnym piasku. Bez słowa objął mnie ramieniem, o wiele silniejszym od mojego i delikatnie przyciągnął do siebie. Gładził mnie po ramieniu, nic nie mówiąc. Po prostu siedzieliśmy tak, dopóki się nie uspokoiłam, dopóki łzy nie przestały płynąć.

— Przepraszam, Keller — szepnęłam.

— Nie powinienem być tego robić, co? — zapytał poważnym tonem. — Dopiero co z kimś zerwałaś? Jakiś chłopak cię skrzywdził?

Otworzyłam usta i po chwili je zamknęłam. Co miałam mu odpowiedzieć? Czemu pomyślał, że ktoś mnie skrzywdził? Czy wyglądałam na kogoś takiego?

— Ani to, ani to — odparłam zgodnie z prawdą. — To coś... Bardziej skomplikowanego.

— Popieprzone, co? — w jego głosie zabrzmiało rozbawienie. — Popieprzone z czyjej strony? Z twojej czy twojego wybranka?

— Chyba z mojej. — Byłam nienormalna? Popieprzona? Czy można tak było powiedzieć o uczuciu? O sercu? Czy mogłam tak określić własne emocje? Czy mogłam tak powiedzieć o sobie, patrząca z miłością na Hope? Wszystkie odpowiedzi były twierdzące. — Na pewno z mojej.

Czułym gestem odgarnął mi kosmyk z twarzy. Gdyby to nie był Keller albo Hope, odtrąciłabym tę dłoń. Zapewne jeszcze zaczęłabym go, może ją, obrażać. Dlaczego z nim było inaczej? Dlaczego te gesty przychodziły mi z taką łatwością, mimo że myślami wciąż byłam przy niej.

— Sądzę, że jesteś dla siebie za surowa.

Zaśmiałam się drwiąco.

— Gdybyś tylko wiedział, co mi siedzi w głowie, stary. Gdybyś tylko mógł się tam znaleźć chociaż na pięć minut...

— To mi na to pozwól, Jordan. Powiedz, co ci siedzi w tej głowie.

Napięłam się cała. Nie, nigdy. Nigdy przenigdy. Oderwałam głowę od jego piersi i usiadłam w siadzie skrzyżnym, z dłońmi na swoich kolanach. Niesforne kosmyki zakryły mi twarz. Tym razem ich nie odgarnął. Wytarłam nos. Nie mogłam mu opowiedzieć, bo zakochanie się w kobiecie, gdy jest się kobietą, to coś nienaturalnego, coś pochrzanionego. Więc dlaczego chciałam mu wszystko powiedzieć? Chciałam zdjąć ten ciężar z ramion i serca. Czułam, że mogłabym mu zaufać, ale zacisnęłam mocniej wargi, by nie wydobyło się z nich żadne słowo. Chyba zrozumiał moje myśli, bo westchnął głośno i powiedział:

— Zbieramy się z powrotem na imprezę?

Zebrałam się w sobie i spojrzałam mu w oczy. Był naprawdę ładny jak na chłopca, szczególnie jego oczy okalane długimi, ciemnymi rzęsami. Miał także ładnie wykrojone usta i kości policzkowe. Blask księżyca tylko dodawał mu urody. Naprawdę mogłabym patrzeć na niego godzinami, żałując, że moje serce należało do kogoś innego. Związek z nim musiałby nie należeć do trudnych. Posiadał ciało sportowca, więc mógłby ze mną biegać, ćwiczyć... Spędzalibyśmy mnóstwo czasu razem, nie będąc na randkach. Nawet gdybyśmy nie rozmawiali, moglibyśmy biec ramię w ramię w zupełnym milczeniu, ale wystarczyłaby mi tylko świadomość, że znajdowałby się obok mnie. To takie proste... I takie odległe.

Dlaczego musiałam być tak popieprzona?

— Dlaczego mnie pocałowałeś? — zapytałam.

Wzruszył ramionami, odwracając wzrok na wodę.

— Podobasz mi się. Jesteś miła. Zrobisz wszystko dla swojej przyjaciółki. Czemu miałbym tego nie zrobić? To znaczy teraz wiem, ale chwilę temu, to byłaby zupełnie inna rozmowa.

Uśmiechnęłam się szczerze, wycierając ślady po łzach.

— Chciałabym, żeby to było tak proste, Keller...

Położył mi dłoń na mojej i spojrzał mi prosto w oczy. Znowu poczułam to przyjemne ciepło i jakby moje serce choć przez ułamek sekundy zrobiło się lżejsze. Boże, że podobałam się takiemu chłopcu. Cudowne uczucie, bo zapewne niejedna się za nim oglądała, marząc o takiej chwili. Z drugiej strony, bolało, bo nie mogłam mu dać tego, co chciał. Mimo niepewności zaryzykował i mnie pocałował.

— Jesteś z kimś? — zapytał nagle z miną pełną powagi.

— Nie.

— Są na to szanse?

— Nie.

— To może być łatwiejsze. Widziałem, że... Potrzebujesz bliskości, Jordan. Po prostu potrzebujesz czułych gestów, uśmiechu od drugiej osoby, dotyku... — Mocniej zacisnął palce. — Ja mogę ci to dać, naprawdę. Bez zobowiązań ani jakiś świństw. Stalibyśmy się kimś w rodzaju... Pary bez uczuć.

— Przyjaciele z dodatkiem — szepnęłam prawie tego nieświadoma.

— O, przyjaciele z przywilejami. No, coś takiego. Po prostu byśmy się spotykali, gadali, a jeśli byś czegoś chciała, moglibyśmy robić różne rzeczy, na przykład się całował.

— Keller, ja chyba bym...

— Nie będę cię do niczego zmuszać. Możemy nic nie robić, tylko gadać. Chciałbym cię lepiej poznać. Stać się twoim przyjacielem. Widać, że coś cię gryzie. Że cierpisz. Nie chcesz o tym mówić, to nie. Ale chcę, żebyś wiedziała, że jakbyś czegoś potrzebowała, to zawsze możesz do mnie przyjść. Nawet jeśli to zwykłe przytulanie, całowanie. Ja nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, rozumiesz? Podobasz mi się, odwzajemniłaś pocałunek, więc podobamy się sobie fizycznie, prawda? Całowaliśmy się, podobało się nam. Ale kochasz inną osobę. Rozumiem to i szanuję. Dlatego spotykajmy się, ale bez uczuć. Kiedy pokaże się szansa, że możesz być z tą drugą osobą, będziesz z nią. Proste?

Zatkało mnie. Nie spodziewałam się takiej propozycji. To nienormalne, ale dlaczego przemknęła mi myśl, by się zgodzić? Podobał mi się jego dotyk, jego pocałunki, jego palący wzrok na moich wargach, pragnący jeszcze i jeszcze. Nie był jednak Hope. Mimo tego to co zrobiliśmy, dało mi ukojenie. Choć na krótką chwilę. Ciężar na ramionach i sercu zmalał, nie mogłam się okłamywać, że było inaczej. Czułam się wspaniale, jakbym mogła znowu oddychać. Miłe uczucie wypełniało moje wnętrze. Stałam się lekka, przyjemnie mrowiła mnie skóra na samą myśl, że się całowaliśmy, dotykaliśmy. Dlatego że sobie wyobrażałam, że to Hope?

— Chciałabym to robić ze... swoją drugą połówką — zaczęłam myśleć na głos, patrząc na nasze złączone dłonie.

Uśmiechnął się łagodnie.

— To tylko propozycja.

— Ale twój dotyk, twój pocałunek sprawił mi radość...

— Cieszę się.

— Przez chwilę czułam się szczęśliwa...

— Bardzo się cieszę, Jordan.

Nagle mnie olśniło. Będąc z Kellerem, nikt nawet nie pomyśli, że mogłabym kochać swoją najlepszą przyjaciółkę. Bałam się tego, że ktoś mógłby się domyślić. Okropne uczucie, jakby ktoś ciągle się na ciebie patrzył, obserwował każdy twój najmniejszy ruch... Zgadzając się, przestałabym to czuć.

To niemoralne.

Nagle wstał. Podał mi rękę.

— Zastanów się. Na spokojnie. Nie wymagam odpowiedzi w tej chwili. Pomyśl tyle czasu, ile potrzebujesz. A teraz chodźmy do środka, bo trochę zmarzłem.

— Mhm. Dobrze.

Podał mi dłoń i poszliśmy do domu, trzymając się za ręce, ale nie jako para bez uczuć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro