Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nico

   Po odejściu Erosa chłopak nie wiedział co ze sobą począć. Poszedł do szpitalnego automatu po kawę, wypił ją (parząc sobie przy okazji język), a następnie pożałował swoich decyzji - Wciąż był zmęczony, tyle że kawa przyprawiła go o drgającą powiekę, trzęsące się dłonie i dwa razy większe rozdrażnienie.

   Chodził w kółko po korytarzu, przejrzał wszystkie magazyny, leżące na niewielkiej półce w poczekalni i ułożył przynajmniej dziesięć różnych wersji przemów, którymi przywita Willa, gdy ten się obudzi.

"Jeśli się obudzi" powiedział jego mózg.

"Zamknij się" warknął na niego Nico.

   Mózg zdecydowanie się nie zamknął. Myśli chłopaka galopowały w zawrotnym tempie, krążąc wyłącznie wokół jednego tematu: Słonecznego lekarza z burzą złotych loków i mnóstwem piegów na opalonej twarzy. Brunet usiłował się opędzić od nieznośnych czarnych myśli, jednak te powracały do niego jak bumerang. Czy Will przeżyje? W jakim będzie stanie? Czy będzie mógł wrócić do dawnej sprawności? Czy i jak bardzo zmienią go przeżyte doświadczenia?

   Chejron stwierdził, że Nico powinien wrócić do obozu herosów na noc, jednak wystarczyło jedno mordercze spojrzenie chłopaka, żeby centaur zorientował się, że jest bez szans. Westchnął tylko zrezygnowany i podjechał bliżej bruneta na swoim wózku inwalidzkim. 

   Mijały godziny. Chejron zapadł w sen i Nico próbował zrobić to samo, jednak nie był w stanie. Modlił się. Nie był religijny, właściwie poza boską rodziną nigdy nie miał większego kontaktu z jakąkolwiek religią, ale czuł się po prostu bezsilny. Jego modlitwa była bezosobową prośbą zwróconą do siły, która pcha ten świat do przodu. Nie ważne kto to jest, jeżeli istnieje ktoś lub coś, co może zatrzymać przy nim Willa, to Nico nie wstydził się błagać o pomoc.

   Nagle napadła go mroczna myśl: a co jeśli tak miało być? Co jeśli Will musiał umrzeć, aby zaznać szczęścia w zaświatach? Może tam mu będzie lepiej samemu, lub z innymi, którzy już odeszli? Co jeśli mimo całej swojej promiennej energii, był po prostu nieszczęśliwy, a co gorsza - co jeśli to właśnie Nico był przyczyną tego nieszczęścia?'

   Spoliczkował się i potrząsnął głową. Syn Apollina był dla niego jedną z najważniejszych osób w całym jego życiu i brunet nigdy by go nie skrzywdził. Przynajmniej... nie świadomie.

   Wplótł palce we włosy i mocno przycisnął dłonie do czoła. Miał ochotę krzyczeć z całych sił, tak długo, aż płuca nie odmówią mu posłuszeństwa, a gardło nie zacznie krwawić. Trzęsły mu się dłonie, choć nie miało to już nic wspólnego z kofeiną krążącą w jego żyłach.

- Witaj, Nico - usłyszał spod przeciwległej ściany.

   Bogowie, czy ludzie mogliby mu dać chociaż chwilę świętego spokoju?

   Podniósł głowę i nagle opuściły go wszystkie siły. Jeszcze przed chwilą jego ciało pulsowało gniewem i żalem, ale teraz czuł tylko czarną, pustą rozpacz.

   Niektórzy ludzie mają dobre relacje z ojcami, inni gorsze, a brunet zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. Hades był dziwny, nieco niepokojący oraz zdecydowanie nie nadawał się do tytułu ojca roku. A teraz stał opierając się o przeciwległą ścianę i lustrował syna przenikliwym spojrzeniem ciemnych oczu. Nikła nadzieja, którą chłopak chował w sercu jak kruchy skarb, właśnie rozsypała się jak domek z kart. No bo co niby może oznaczać obecność pana zaświatów przed drzwiami, za którymi człowiek walczy o życie?

- Nie... on nie... - głos Nica się załamał, gdy przenosił wzrok z wejścia do sali operacyjnej na rodzica i z powrotem. Hades podążył oczami za jego spojrzeniem i nagle zorientował się skąd przerażenie w głosie syna. Uspokajającym gestem wyciągnął dłoń.

- Chłopak żyje - zapewnił - Przyszedłem tylko porozmawiać.

Nico ukrył twarz w dłoniach w poczuciu absolutnej bezsilności.

- Wy nigdy nie chcecie tylko porozmawiać - wymamrotał. - Zawsze chcecie czegoś jeszcze.

   Nie zobaczył tego, ale poczuł, jakby Hades lekko... posmutniał? Bóg usiadł koło syna, zostawiając między nimi jedno krzesło przerwy. Heros był mu za to wdzięczny. To był dystans, którego żaden z nich nie był jeszcze w stanie złamać. Brunet nie był nawet pewien, czy którykolwiek w ogóle chce.

- Herosi rzadko są szczęśliwi - powiedział Hades. - Zwłaszcza moje dzieci. Macie zazwyczaj naprawdę ciężkie życia. Ale ja chciałbym, żeby było inaczej. Nie zawsze jestem w stanie to zmienić. Bianca... - zawiesił głos, a Nico poczuł, że jeśli usłyszy jeszcze choć jedno słowo z ust ojca, to jego serce i dusz rozpadną się na drobniutkie kawałeczki i dołączą do milionów cierpień, które wypełniały to miejsce.

- Przestań - poprosił słabo, ale wiedział, że Hades jeszcze nie skończył.

- Ale to nie jest niemożliwe - kontynuował bóg. Hazel jest szczęśliwa. Ma brata, rodzinę w rzymskim obozie, wielu oddanych przyjaciół, chłopaka... To co chcę przez to powiedzieć, to, że ty wcale nie musisz cierpieć przez całe życie. Otaczają cię dobrzy ludzie, tacy, jak Will. - kiwnął głową w stronę drzwi sali operacyjnej.

- Może nawet przez chwilę czułem się naprawdę szczęśliwy - zaczął Nico - Ale dzięki wam, bogom, życie nie tylko moje, ale i większości niewinnych herosów jest nieustanną walką i życiem w ciągłym strachu - zgrzytnął zębami ze złości. - Gdzie byli bogowie, gdy formowała się armia Gai? Wysyłali herosów na samobójcze misje ku własnej chwale. Gdzie byli kiedy Rose sabotowała Obóz Herosów? Siedzieli na Olimpie, zadowoleni ze swojej wielkości. Jeżeli zgodnie z tym co twierdzicie, życie waszych dzieci ma dla was znaczenie - w tym momencie wskazał na dwuskrzydłowe drzwi sali - to uratujcie chociaż jedno!

   Właśnie nawymyślał bogu, w dodatku własnemu ojcu. Czy czuł się z tego powodu źle? Absolutnie nie. Wiedział, że ma rację. Hades zapewne również zdawał sobie z tego sprawę, bo zamiast unieść się boską dumą i zrównać stojącego przed sobą śmiertelnika z ziemią, ten milczał.

- Jestem bogiem umarłych - odezwał się w końcu wstając. - Nikomu nie mogę obiecać życia. Ale nie poślę po duszę tego chłopca, jeśli nie będę musiał.

   Po tych słowach zniknął, pozostawiając po sobie jedynie cienką smużkę cienia i przejmujący chłód.

Will

   Miał wrażenie, że tonie. Raz po raz wynurzał się i zanurzał, chociaż nie do końca wiedział w czym. Raz było ciemno, raz jasno. Ale przynajmniej nie bolało. O ile dobrze pamiętał, jeszcze jakiś czas temu ledwie żył z bólu. Ale co go spowodowało? Jak przez mgłę widział jakąś dziwną, nieludzką postać monstrum. A później drobnego chłopaka panującego nad śmiercią i cieniem. Czy ich znał, czy też byli jedynie wytworami jego wyobraźni? Może istnieli jedynie w jego snach.

   Ponownie pozwolił sobie utonąć, tylko po to, by chwilę później na powrót pojawić się na powierzchni. Przygotował się na kolejną pogrążającą falę, jednak ta nie nadeszła. Zamiast tego zaczęło się robić coraz jaśniej, a wokół dało się słyszeć głosy.

Czyżby miał się obudzić ze swojego przedziwnego snu? Szkoda. Jeszcze nie chciał tracić z oczu drobnego, czarnowłosego władcy cieni.

Nico

   Nico ogólnie mało rozmawiał z Chejronem. Centaur był dobrym opiekunem, bez problemu ogarniał Obóz Herosów i zawsze dla każdego miał dobre słowo, ale ich ścieżki zwyczajnie się rozmijały. Jednak przez te kilka godzin spędzonych w szpitalnym korytarzu chłopak odrobił wszystkie rozmowy z Centaurem na następne stulecie. Podziwiał mądrość mężczyzny i jego wspaniałą postawę słuchacza. Rozmowa z nim była szczerze pokrzepiająca.

- A jeśli nie będzie mnie pamiętał? Co jeśli w skutek obrażeń albo komplikacji będzie miał amnezję? - Nico przerobił w głowie już chyba każdy możliwy scenariusz, jednak Chejron słuchał każdego z anielską cierpliwością.

- To może się zdarzyć - odparł centaur. - Jednak zazwyczaj jest ona nietrwała. Z pewnością sobie przypomni, jeśli zobaczy coś lub kogoś, z kim wiąże go wiele wspomnień. A jeśli w pierwszej kolejności zobaczy ciebie - uśmiechnął się lekko - To myślę, że nie będziemy musieli się tym przejmować. Nie warto dodawać sobie negatywnych myśli.

   W tej chwili drzwi do sali otworzyły się, a zza nich wyszedł zespół lekarzy i pielęgniarek.

- Operacja przebiegła pomyślnie - poinformował jeden z nich zmęczonym głosem. - Przewieziemy teraz pacjenta na oddział, gdzie będzie odzyskiwał siły.

   Gdy odeszli, Nico zakrył twarz dłońmi i zadrżał w przypływie nagłego szlochu ulgi, połączonego z niekontrolowanym śmiechem. Przebiegła pomyślnie. Te słowa były dla chłopaka jak lek na wszystkie bóle. Znów się modlił, jednak tym razem było to dziękczynienie. Dziękował tej niezrozumiałej metafizycznej sile, że pozwoliła zostać mu przy boku słonecznego lekarza.

   Kiedy podniósł się z krzesła, zachwiał się. Dopiero teraz poczuł, jaki jest zmęczony. Chejron siłą wcisnął mu w rękę pieniądze i kazał wracać do obozu taksówką.

- Ani mi się waż używać cienia - zastrzegł. - Już i tak jesteś wycieńczony. Ja tylko dopełnię kilku formalności i zobaczymy się w obozie.

   Brzmiał trochę jak Will, kiedy surowo zakazywał mu podróż cieniem. Tym razem zamiast strachu, wspomnienie blondyna wywołało u Nica uśmiech. Żywy. Bezpieczny.

   Brunetowi nic więcej nie było trzeba.

***

   Minął tydzień. Nico co jakiś czas odwiedzał szpital, jednak tylko raz odważył się wejść do sali, w dodatku zastał blondyna śpiącego. Stał więc przez chwilę w ciszy, przyglądając się spokojnej twarzy chłopaka, po czym zostawił rzeczy, które dla niego przyniósł i wyszedł.

   W dzień wypisu Willa ze szpitala, atmosfera w całym obozie była napięta, jednak w pozytywny sposób. Wszyscy oczekiwali szczęśliwego powrotu swojego przyjaciela. Jak nigdy dało się zauważyć, jak lubiany i powszechnie darzony sympatią był blondyn. Do szpitala wysłano Chejrona, Percy'ego i Kaylę. Nico nie protestował, chociaż chętnie zamieniłby się z synem Posejdona.

Odprowadził ich do granic obozu i w milczeniu usiadł koło sosny Thalii, czekając aż wrócą.

Will

   Siedział w poczekalni trzymając w rękach niewielką torbę z rzeczami, którą ktoś musiał mu przynieść w czasie jego pobytu w szpitalu. Po jakimś czasie przez szpitalne drzwi weszła trójka ludzi. Chłopak i dziewczyna, mieli na sobie pomarańczowe koszulki z napisem OBÓZ HEROSÓW, identyczne do tego, który sam miał na sobie. A więc to po niego.

   Pierwszy dostrzegł go chłopak. Podbiegł do niego i radośnie się przywitał. Zanim jednak blondyn zdążył odpowiedzieć, przyjaciel odezwał się:

- Mamy ci z Kaylą tyle do opowiedzenia! Wpadliśmy na pewien pomysł, posłuchaj tylko...

Nico

   Brunet obracał w palcach pierścień z czaszką, który zawsze nosił na palcu. Siedział tu już od godziny, ale nie był znudzony, bardziej... zniecierpliwiony? podekscytowany? Nagle w oddali dostrzegł podjeżdżający samochód, a ze środka wyszły tak wyczekiwane przez niego postaci. Nico już wcześniej postanowił sobie, ze poczeka na nich na szczycie wzgórza, jednak widząc w grupce znajomą burzę jasnych loków zapomniał o wszystkich przyrzeczeniach. Puścił się biegiem w dół zbocza, by chwilę później zjawić się tuż obok herosów. Na jego widok Percy i Kayla po raz ostatni wymienili z Willem uściski, po czym szybko się z myli, natomiast Chejron - już w swojej naturalnej formie centaura - poszedł za nimi oceniać zniszczenia, jakich dokonali obozowicze pod jego nieobecność.

   Gdy tylko zniknęli z pola widzenia, Nico nagle poczuł się niezręcznie. Wcześniej miał w głowie milion przemów jakimi planował powitać przyjaciela, jednak teraz w ich miejscu była tylko pustka.

- Cieszę się, że jesteś z powrotem. Że żyjesz i nic ci nie jest. Brakowało cię tutaj... mi cię brakowało. - odezwał się w końcu, uparcie zmuszając się do spojrzenia blondynowi w oczy. Chciał, aby te słowa trafiły do Willa z całą wagą, jaką miały dla bruneta. Żeby syn Apollina poczuł choćby namiastkę tych uczuć, które Nico do niego żywił, choć nigdy nie okazywał.

Nie był gotowy na następne słowa Willa.

- Przepraszam, ale... czy my się znamy?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Prawie wyrobiłxm się w terminie. Przebaczcie, ale Wattpad usunął cały rozdział i musiałxm pisać go od nowa ;-;

Mam teraz w szkole niezły maraton, więc z góry przepraszam za moją nikłą aktywność, mimo wszystko postaram się wstawić kolejny rozdział tak szybko, jak się da.

Mam nadzieję, że ten wam się podobał, jak zwykle zachęcam do aktywności w komentarzach, jeżeli macie jakieś uwagi/refleksje ^^

Trzymajcie się ciepło i pijcie dużo wody <3

~Ave Roma

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro