Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Człowiek to jednak czasem bywa głupi.

Ale czy to nie na tym polega życie? Żeby w pełni z niego korzystać i cieszyć się każdą chwilą? Zdecydowanie tak. Co by się opowiadało swoim wnukom, gdyby jedynym szaleństwem byłoby siedzenie na kanapie i przeskakiwanie między programami telewizyjnymi?

To każdy z nas tworzy własną historię. rozdział po rozdziale, z wątkiem głównym i wątkamipobocznymi. A największyżyciowy sukces można osiągnąć wtedy, gdy znajdzie się chętny, który chciałbyprzeczytać tę opowieść.

Pewna mądra osoba powiedziała kiedyś, że w ostatni dzień swojego życia woli żałować, że coś zrobiła niż, że czegoś nawet nie spróbowała.

Te słowa od razu utkwiły mi w pamięci, ponieważ w pełni się z nimi zgadzałam. Starałam się wyciągnąć z każdego dnia jak najwięcej, choć nie zawsze, rzeczy które robiłam, należały do najrozsądniejszych.

– Jesteś pewna, że to jest dobry pomysł?

– Oczywiście, że nie – odpowiedziałam z rozbawieniem, spoglądając przez ramię na przyjaciółkę.

Z naszej dwójki, to właśnie Alyssa była tą bardziej odpowiedzialną, a już na pewno zdecydowanie rozsądniejszą osobą. Zawsze wszystko analizowała pięć razy, sprawdzając na każdą stronę, a nawet spisując wszystkie za i przeciw. Co prawda, takie podejście też było bardzo ważne, biorąc pod uwagę to, że ja nigdy niczego nie „badałam" dłużej niż pięć minut. Zdecydowanie w większości przypadków stawiałam na spontaniczność, do której niestety nie zawsze udawało mi się namówić przyjaciółkę.

Tak też było i tym razem.

– To po co chcesz to zrobić? – drążyła, nie odstępując mnie ani na krok.

Dla kogoś z boku musiało to zabawnie wyglądać, ja idąca zdecydowanym krokiem przed siebie, a za mną ona, wymijając po drodze coraz to nowe osoby, które wchodziły jej w drogę.

Mogłoby być zabawne albo ja już byłam na tyle wstawiona, że tak to dla mnie wyglądało.

Jedna z tych dwóch opcji.

– Tylko nie mów, że zrobisz to tylko po to, żeby udowodnić coś Carsonowi. – Spojrzała na mnie, z wyrazem twarzy, który mówił, że już doskonale znała odpowiedź.

I ja nie zamierzałam się z nią o to kłócić. Miała rację.

– Nie będzie mi tu jakiś małolat rzucać wyzwań, a potem podpuszczać, że czegoś nie zrobię, bo jestem dziewczyną – prychnęłam, odrzucając włosy przez ramię. – Wyzwanie przyjęte.

– Jest od nas młodszy tylko o rok – przypomniała, choć bardzo dobrze o tym pamiętałam. Szkolna gwiazdeczka biegów przełajowych, jak mogłabym zapomnieć, ile ma lat?

– No to przecież mówię, że małolat – zaśmiałam się, puszczając do niej oczko, czym jeszcze mocniej ją rozzłościłam. Doskonale wiedziała, że jak już sobie coś zaplanuję, to nie odpuszczę.

Cóż na to poradzę, że należę do upartych osób.

– Hopee... – westchnęła, przeciągając moje imię.

– Alyssaaa... – odpowiedziałam tym samym i zatrzymałam się przy jednym z worków udających kosz na śmieci i wrzuciłam do niego pusty już kubeczek po piwie.

– No dobra, mówisz, że nie będzie ci rzucał wyzwań, a jakoś teraz sama je podejmujesz, co to za nonsens? – Rozłożyła bezradnie ręce.

Jej lista argumentów przeciw najwyraźniej była bardzo długa, bo jeszcze ostatkiem nadziei próbowała mnie odwieść od mojego planu.

A ja w duchu już nie mogłam się doczekać tego, co zamierzałam zrobić.

– Właśnie walczę o to, żeby nie brali nas za słabą płeć, bo prawda jest taka, że jesteśmy w stanie znieść dużo więcej bólu niż oni. – Odwróciłam się przodem do niej, aby nie zlekceważyła powagi moich słów.

Byłam przekonana, że jeśli chłopaki – bo facetami ich jeszcze nie mogłam nazwać – mieliby bóle menstruacyjne, darliby się w niebogłosy, żeby tylko ich uratować. A przynajmniej większość z nich by tak zrobiła.

– Czy ty zawsze musisz być Hope – Zbawczyni Kobiecego Świata? – po raz już chyba setny westchnęła, przywołując to głupie przezwisko, którym nazwał mnie pewnego razu wspomniany wcześniej Carson.

Nie do końca uznawałam się za taką osobę. To, że czasem mówiłam, że robię coś w imieniu kobiet, nie oznaczało, że jestem jakąś pełnowymiarową feministką. Ale czasem fajnie było sobie pożartować, wprowadzając przy tym płeć przeciwną w ogromne zakłopotanie.

– Gdybym miała jeszcze piwo, powiedziałabym ci: „potrzymaj mi piwo", ale w tej chwili mogę jedynie powiedzieć: potrzymaj mi buty, za dużo na nie wydałam – oznajmiłam, podnosząc z ziemi trampki, które chwilę wcześniej zsunęłam ze stóp.

– Jesteś pierdolnięta...

– Och, taki komplement z twoich ust? – Udałam mile zaskoczoną, przykładając dłoń nad sercem, ale gdy zauważyłam, że Alyssa w dalszym ciągu pozostaje niewzruszona, ucałowałam ją szybko w policzek i zawiesiłam na jej ramieniu związane sznurowadłami buty. – Tylko zrób ładne ujęcie! – zawołałam na odchodne, kierując się w górę ścieżki.

Teraz już nie było odwrotu, jak zrobiłam pierwszy krok w tym kierunku, tak też musiałam zrobić ostatni.

Nie bałam się, bo nie było w tym nic strasznego, wiele osób już to robiło, więc dlaczego ja miałabym stchórzyć? Lubiłam ryzykowną zabawę, a to do niej należało i nakręcało mnie jeszcze bardziej, żeby spróbować.

Przynajmniej za kilkadziesiąt lat moje wnuki nie nazwą mnie nudną babcią.

Zatrzymałam się na miejscu i spojrzałam w dół na sporą grupę nastolatków, która przyszła nad jezioro, żeby poimprezować w te ostatnie dni wakacji. Dla niektórych były to również ostatnie chwile przed opuszczeniem Waynesville. Ja również należałam do tych szczęśliwców albo i nieszczęśliwców. W dalszym ciągu nie byłam zdecydowana, jak to określić. Od dawna jednak wiedziałam, że nie zostanę tutaj na zawsze i kiedyś w końcu nadejdzie ten dzień, gdy stąd wyjadę. W pewnym sensie bardzo się z tego cieszyłam, ale pozostawała też ta druga strona medalu. Trochę się bałam, że będę tęsknić za swoimi rodzicami i mimo wszystko także za tym miejscem.

Na całe szczęście moi staruszkowie należeli to tych w miarę ogarniętych technologicznie i wiedzieli, co to FaceTime, a nawet umieli z niego korzystać, więc mieliśmy mieć tam swoje tymczasowe miejsce spotkań. Przynajmniej do czasu aż nie zostałabym pochłonięta przez egzaminy lub... inne studenckie życie.

Gdyby nie drzewa, miałabym idealny widok na całą imprezę. Wyglądało na to, że wszyscy się bardzo dobrze bawili, tak jak przystało na bandę dzieciaków, która dorwała się do procentów. Ale... mimo wszystko, zachowywali kulturę.

Czułam na sobie spojrzenia wielu osób, bo wiedzieli co się szykowało, ale dla mnie liczyło się zainteresowanie tylko dwóch osób.

Alyssy, która patrzyła na mnie z rozzłoszczoną miną. Byłam przekonana, że właśnie wyklinała mnie w myślach za moją głupotę. Aż zaśmiałam się na samą myśl o tym. Wiedziałam, że po wszystkim tak czy siak nie ominie mnie ciąg dalszy jej narzekania, na moje głupie pomysły. Ale mimo to i tak stała z instaxem w ręce, gotowa na dokonanie dokumentacji. Ciekawa tylko byłam, czy z takiej odległości cokolwiek będzie widać. Polaroid jednak miał ograniczone możliwości, a tym bardziej, że na zewnątrz było już ciemno.

Drugą osobą była... a raczej był Aiden Carson.

Stał w towarzystwie swoich kumpli i podobnie jak Alyssa, nie spuszczał ze mnie spojrzenia. Wyróżniał go jednak jeden drobny aspekt, bo w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki, on posyłał mi zarozumiały uśmieszek. Ten dzieciak czasem bywał naprawdę bardzo irytujący.

Co prawda na co dzień nie mieliśmy ze sobą zbyt dużo do czynienia. Można było powiedzieć, że nawet nie zwracaliśmy na siebie uwagi, jednak od czasu do czasu nadchodziły takie momenty jak właśnie ten. Najczęściej miało to miejsce na imprezach, gdy każde z nas troszkę wypiło. Wtedy bardzo, ale to bardzo lubiliśmy się podpuszczać.

Jedno prowokowało, a drugie nie dawało za wygraną.

Dlatego też stałam właśnie – boso, żeby nie zniszczyć butów – na skraju szkarpy. Nie byłam pierwszym takim śmiałkiem, bo przede mną miejsce to widziało masę innych nastolatków, czy też nawet dorosłych. No i co najważniejsze, do tej pory nigdy nikomu się nic nie stało.

Więc miałam nadzieję, że i podtrzymam tę passę.

Spojrzałam w dół, żeby zobaczyć znajdujące się kilka metrów pode mną małe jeziorko. Poczułam, że moje tętno zaczęło stopniowo wzrastać, co jedynie powiększało mój uśmiech na twarzy, bo od bardzo dawna chciałam to zrobić. Oczywiście, nie mogłam powiedzieć, że się nie bałam, ale był to ten pozytywny, nakręcający do działania strach, który tylko dodawał mi frajdy. Jak to nieraz słyszałam: „bez ryzyka nie ma zabawy", tak więc teraz miałam dużo zarówno jednego jak i drugiego.

Cofnęłam się o kilka kroków i aż mnie rozbawiło, gdy rozpoznałam pierwsze melodie piosenki, która zaczęła dobiegać z głośników.

Bring Me Back to Life.

Gdyby się tak mocniej nad tym zastanowić, było to jakieś powiązanie muzyczne do tego co miało się wydarzyć.

Nie traciłam więcej czasu i z mocno bijącym sercem rozpędziłam się, aby na samym końcu skoczyć.

Upadam, bo moje serce przestało bić, jeśli to wszystko ma się skończyć tej nocy...

Zderzenie z wodą było mocno odczuwalne, wręcz bolesne. Ale myśl o tym odsunęłam na bok, bo skupiłam się tylko na tym, aby wypłynąć na powierzchnie. Byłam kawałek od brzegu, więc dno było tutaj dużo niżej, lecz obawiałam się, że przez siłę z jaką wpadłam do wody, zaraz i tak go dotknę.

Umiałam pływać, ale tym razem straciłam władzę nad swoim położeniem. Faktycznie poczułam się jakbym upadła i nie umiała wstać. W uszach słyszałam dudnienie mojego serca, a przed oczami dostrzegałam tylko ciemność i uciekające mi z ust bąbelki powietrza.

Mimo wszystko zachowałam spokój, bo to przecież tylko kwestia chwili, żebym miała się ponownie unosić do góry. Przymknęłam powieki i zebrałam w sobie wszystkie siły, aby odepchnąć się i popłynąć tam gdzie chciałam.

Cała ta sytuacja trwała dosłownie kilkanaście sekund, mimo że można by było powiedzieć, że całe wieki.

Wybuchłam śmiechem, gdy w końcu mogłam zaczerpnąć powietrze. Nie mogłam powstrzymać swojej reakcji, bo czułam rozpierającą mnie dumę z samej siebie. Dokonałam tego, nie stchórzyłam, a w dodatku utarłam nosa Aidenowi, który teraz patrzył na mnie z podziwem na twarzy.

Po raz kolejny pokazałam mu, że ze mną się nie zadziera i mimo że przez chwilę w mojej głowie pojawił się strach, to zrobiłabym to jeszcze raz. To tak jak ze skokiem z bungee i towarzyszącą mu adrenaliną.

Otrzepało mnie zimno, gdy podpłynęłam do brzegu i wyszłam z wody. Tym razem patrzyło na mnie o wiele więcej osób niż przed skokiem. Ale nie było co im się dziwić, niewiele tu takich idiotów jak ja. Ciekawiło mnie tylko, czy ich spojrzenia przyciągał mój wyczyn sprzed chwili, czy raczej mokry, biały top, przez który prześwitywał teraz koronkowy stanik.

Nie zaprzątałam sobie jednak zbyt długo tym głowy, bo nie miałam się czego wstydzić. Kierowałam się od razu w stronę mojej przyjaciółki, która tym razem miała jeszcze bardziej rozzłoszczoną minę, więc, żeby ją złagodzić odwzajemniłam się najszerszym uśmiechem, na jaki było mnie stać.

– Jesteś ze mnie dumna? – zapytałam.

– Zastanawiam się właśnie, jak ktoś z takim pojebanym mózgiem jak ty, dostał się na Cornell – wyznała, cały czas wachlując wywołanym zdjęciem.

– Bo jestem jedyna w swoim rodzaju. – Zadowolona z siebie wzruszyłam ramionami i wyjęłam jej z ręki kliszę.

– Nie oczekuj za wiele, byłam za daleko, a poza tym jest za ciemno. – Przybliżyła się do mnie, abyśmy mogły zobaczyć rezultat jej fotograficznych umiejętności.

Miała rację, nie było widać zbyt wiele, raczej takie niewyraźne smugi, ale gdy wiedziało się czego szukać, można było dostrzec, że uchwyciła mnie dokładnie w momencie, gdy wybiłam się ze szkarpy.

– Zwracam koleżance honor.

Tuż obok mnie rozbrzmiał męski głos, ściągając moją uwagę na jego właściciela. Stał ubrany w ciemnoszare poprzecierane dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Włosy miał lekko rozwiane przez wiatr, pozwalając, żeby pojedyncze kosmyki opadały mu na czoło. A ciemne oczy skierowane prosto na mnie, pozostawiały nutkę tajemnicy.

Tak jak mówiłam – małolat.

Ale przystojny małolat.

– A czy kiedyś go zabrałeś? – Zaśmiałam się, ale nie w taki sposób, żeby zabrzmieć złośliwie. – Po raz kolejny udowodniłam, że nie ma sensu żyć w przekonaniu, że czegoś nie zrobię.

– Tak, masz rację – odpowiedział, unosząc kącik ust do góry, a po chwili dodał: – Po raz kolejny.

– A czy ktoś kiedyś pomyślał o moim sercu? – wtrąciła się Alyssa.

– Ja – odpowiedział od razu Aiden. – Na przykład teraz, a tak dokładniej, to o tym, co jest tuż nad nim – dodał patrząc na jej biust, który przez sposób w jakiś zaplotła przed sobą ramiona, znacznie się uniósł.

Musiałam się mocno powstrzymywać, żeby nie parsknąć śmiechem, widząc reakcję mojej przyjaciółki na jego słowa. Wyglądała zarówno na zaskoczoną, rozzłoszczoną, onieśmieloną i rozbawioną. Chociaż tych dwóch ostatnich nie chciała pokazywać. Chłopak natomiast był niewzruszony.

– Nie czas teraz na takie głupie teksty – oburzyła się, opuszczając ręce. – Przecież ja bym tu prawie zawału dostała.

– Oj, Alyssa, przepraszam – odpowiedziałam całkowicie szczerze, przybliżając się do niej, żeby ją przytulić, ale ta zrobiła skuteczny unik.

– Spadaj ode mnie, jesteś cała mokra – rzuciła i tym razem już nie udało jej się ukryć lekkiego uśmiechu.

Pokazałam jej język, po czym potarłam wciąż ociekające wodą ramiona, bo zaczęłam odczuwać wieczorny chłód. Mimo że był jeszcze sierpień, to zdarzały się dni, gdy wiatr mocniej zawiewał. A w dodatku, alkohol, który do tej pory mnie rozgrzewał, zaczynał się ulatniać.

– Jako, że ten skok, to mój pomysł... – zaczął Carson, podciągając swoją bluzę, żeby już po chwili ściągnąć ją przez głowę i wyciągnąć w moją stronę. – Proszę, załóż to.

Popatrzyłam na niego mocno zaskoczona, bo co prawda nie znałam go zbyt dobrze, ale nie spodziewałam się po nim tak szlachetnego czynu. Teraz to on miał zostać ubrany tylko w czarną podkoszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu.

– No bierz – popędzał mnie, gdy przez dłuższą chwilę nie brałam jego bluzy. – Tylko zbytnio się do niej nie przywiązuj, mam zamiar wkrótce ją odzyskać.

– A skąd taka pewność, że ci ją oddam? – Uniosłam brew ku górze, po czym faktycznie założyłam na siebie jego ubranie i mimo że mój top w dalszym ciągu był mokry, zrobiło mi się o wiele cieplej.

– Bo wiem gdzie mieszkasz – odpowiedział zadowolony, po czym uśmiechnął się, ukazując swoje równe białe zęby. – I jestem przekonany, że twoja mama będzie mną oczarowana, a co za tym idzie, pomoże mi ją odzyskać, jeśli ty nie będziesz współpracować.

Tak, to właśnie były uroki mieszkania w małym miasteczku. Nawet nie znając dobrze osoby, wiedziało się gdzie ona mieszka. A w tym przypadku, jego dom akurat nie był tak daleko od mojego.

– Kiedyś cię zgubi ta twoja pewność siebie – zaśmiałam się, widząc jak porusza brwiami.

– A ciebie ta twoja kobieca zawziętość – prychnął, przeczesując palcami swoje włosy. – Teraz mi wybaczcie, ale będę wracać do swoich kumpli. Bawcie się dobrze, a ty uważaj na serce – dodał, puszczając oczko do mojej przyjaciółki.

– Gdyby jego ego nie było tak wyrąbane w kosmos, byłby całkiem niezły – stwierdziła z powagą ciemnowłosa, odprowadzając chłopaka wzrokiem, czym ponownie doprowadziła mnie do śmiechu.

Ten wieczór już należał do bardzo ciekawych, a wierzyłam, że to jeszcze nie koniec, więc wzięłam dziewczynę pod pachę i ruszyłam w stronę beczki z piwem, żeby uzupełnić alkohol w swoim organizmie.

***

Ubrania, książki, kosmetyki, pościel. Wszystko było już spakowane i gotowe do wyjazdu. Jutro z samego rana miałam pożegnać się z moim łóżkiem i wyruszyć w kilkunastogodzinną trasę. Na szczęście nie musiałam robić tego sama, bo rodzice na tyle mocno mnie kochają, że specjalnie załatwili sobie wolne w pracy, żeby moim samochodem pojechać aż za Nowy Jork i później wrócić do domu samolotem. Inaczej nie wiem, jak bym wytrzymała prawie dwanaście godzin za kierownicą.

Początkowo planowałyśmy jechać we dwie z Alyssą, która zaczynała studia w Nowym Jorku, ale niestety musiała stawić się na uczelni kilka dni wcześniej, a mój akademik mieli otworzyć dopiero jutro. Przez to nasze plany całkowicie się zmieniły.

– Czyli jesteś już pewna, że nie polubisz się ze swoim studenckim opiekunem roku? – Położyłam się na materacu i zaśmiałam się do telefonu, prowadząc z przyjaciółką wideo rozmowę. – No to ciekawie się zapowiada.

– A weź mnie nawet nie denerwuj, koleś jest na trzecim roku i mówi w tak oficjalny sposób, jakby był trzy razy starszy – narzekała, rozpakowując swoje rzeczy. – Na dodatek ma pokój zaraz obok mnie.

– Nie przyszło ci do głowy, że może usłyszeć jak na niego narzekasz?

Alyssa na chwile zaprzestała swoim czynnością i poważnie zastanowiła się nad moimi słowami, po czym spojrzała na mnie marszcząc przy tym brwi.

– No bez jaj, ściany tutaj są cienkie, ale raczej nie aż tak – zaśmiała się, choć brzmiała, jakby nie do końca była pewna, czy dobrze myśli.

– A co jeśli siedzi teraz w swoim pokoju i podsłuchuje cię ze szklanką przy ścianie? – nie mogłam się powstrzymać, żeby jeszcze trochę ją podpuścić.

Uwielbiałam ją tak wrabiać i często mi się to udawało, mimo że dziewczyna nie należała do głupich osób. Była jedną z mądrzejszych jakie poznałam, ale i tak czasem znalazłam sposoby, żeby ją przechytrzyć. Albo po prostu sobie z niej zażartować.

Rozmawiałyśmy ze sobą aż musiała wyjść na zebranie jakiegoś koła naukowego, na które udało jej się dostać. Bardzo się ucieszyła, gdy dostała informację, że przeszła dwuetapową rekrutację, która była niezbędna, aby zdobyć miejsce. A jeśli ona była szczęśliwa, to ja również.

Z zamiarem wykorzystania ostatnich spokojnych chwil usiadłam na moim uszaku i wzięłam do ręki książkę, którą obecnie czytałam. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko kocyka i kubka gorącej czekolady, ale biorąc pod uwagę, że wciąż było lato i temperatura utrzymywała się w przedziale od dwudziestu pięciu do trzydziestu stopni, pewnie bym się ugotowała. Na takie luksusy będę musiała poczekać do zimy.

Byłam właśnie w trakcie jednego z bardzo ekscytujących momentów – bohaterowie po tym jak mocno się pokłócili, ze złości aż się pierwszy raz pocałowali – zabrzęczał mój telefon, sygnalizując nową wiadomość. Z bólem, bo z bólem, ale oderwałam się od książki, aby zobaczyć, kto napisał.

Malcolm: Ostatni raz? Tam gdzie zawsze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro