4. To jest obrzydliwe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ariel obudziło się z widokiem swojego ruskiego dywanu na podłodze. Nie żeby na nim spało, po prostu było ułożone na prawym rogu tak, że mogło zobaczyć cały swój pokój. Głowa i warga jągo bolały. Ręka na szczęście nie została skręcona. Wtedy to by się nie obyło bez szpitala. Nagle drzwi otworzyły się na oścież i do pomieszczenia wkroczyła stara już ubrana w swoje zwyczajowe znoszone podomowe dresy. Stanęła nad niąnim w pozycji bojowej. Patrzyła na swoje dziecko conajmniej, jakby było kupą złomu. Cisza się pogłębiała, aż nie zaczęła mówić z niebiezpiecznym spokojem:

- Ty wiesz, że teraz na dokładkę to ode mnie powinienoś dostać opierdol?

- Wiem - zmieniło pozycję na półleżącą.

- Ale z racji dzisiejszej taryfy ulgowej, zaproszę pańa do łazienki. Trzeba cię trochę nadreperować. - w tej samej chwili wyszła z pomieszczenia.

Syrenka wstało. Za oknem już ciemno, jednak Ofelia podczas wejścia jakże profesjonalnie włączyła też światło. Było w tych samych ubraniach co w kinie, przez co koszula bardzo się pomięła. Plamy krwi na spodniach najpewniej już zeschły. Zaczęło się zastanawiać, na co je przerobi. Właśnie miało wziąć z szafki telefon i zapytać się Ksawerego o to, ale jakby poczuło, że właściwie po co. Jeszcze zacząłby się dopytywać, dlaczego musi zakryć tę krew i gdzie ją nabyło, a nastoletnie coś nie było dobrym kłamcą. Zapyta się o to Hiacynta. W sumie to i tak przynajmniej dwukrotnie przewyższał kreatywnością pewnego chłopaka mającego mopa na głowie.

- Ariel no ile można na ciebie czekać!

- Już idę! - odkrzyknęło pospiesznie i zaczęło szukać ciuchów do chodzenia po domu (czyt. Rzeczy, które się powinno już dawno wywalić z szafy ale no halo są wygodne więc w czym problem).

Później przechodząc przez korytarz usłyszało głos tamtego chłopaka. Zaczęło nabierać podejrzeń, jednak z racji niepozostawiania mamy na jeszcze dłuższy samopas skierowało się do łazienki. Zastało rodzicielkę siedzącą na wannie z apteczką na kolanach. Kazała jejmu usiąść obok siebie. Najpierw zajęła się wargą, na którą nałożyła wodę utlenioną. Ariel syknęło.

- Nie ruszaj się. Ciesz się, że ci plastra nie daję - to jedynie powiedziała do swojego dziecka, które nie odpowiedziało jej, próbując walczyć z bólem.

Później nałożyła na to krem na rany i następne w kolejce było nasmarowanie posiniaczonego policzka altacetem. Po tym puściła jągo wolno.

Zjechało wręcz ze schodów i udało się do ich drugiego salonu, gdzie stał nieużywany o tej porze roku kominek. Na dwóch fotelach siedzieli Padre i piegowaty szatyn, natomiast na przeciwko ich tata na przyniesionym z jadalni krześle. Na jejgo widok starsi ewidentnie się rozweselili. Przykucło obok Jana.

- No cześć słońce, masz jakiś pomysł, jak wydobyć cokolwiek z tego chłopaka? Nawet imienia nie chce podać i milczy jak grób! Próbujemy już pół godziny go rozruszać, czyli od kiedy on się obudził. Jedyne, na co sobie pozwolił to opatrzenie ran przez Ofelię. Ty spróbuj, może tobie się uda - tymi słowami on wraz z szatynem uciekli z miejsca akcji, zostawiając Syrenkę na pastwę losu.

Przysunęło krzesło na przeciwko miejsca, gdzie siedział chłopak tak bardzo, że stykali się nogami. Patrząc mu prosto w oczy powiedziało:

- Gadaj. - Ten jednak uciekał jejmu wzrokiem.

Chwyciło go więc za policzki i powtórzyło, wymawiając każdą literę oddzielnie:

- G A D A J.

-... Ale co? - odezwał się nieśmiało, najpewniej mając jejmu za złe przekroczenie jego przestrzeni osobistej.

- Imię. Nazwisko. Wiek. Rozmiar chu... to ostatnie to żart oczywiście! - usprawiedliło się, kiedy ten zaczął drgać. Aż wzięło palce i odstawiło za oparcie siedzenia.

- Igor. Samotnik. Za dwa miesiące osiemnaście.

- Gdzie mieszkasz? - aż ciary go przeszły na to pytanie.

-... Nigdzie - wyszeptał.

- I mam rozumieć, że - podniosło teraz torbę leżącą obok - to jest twój cały życiowy dorobek? Powiedz mi, w jaki sposób się niby utrzymujesz?

Nie odpowiadał. Nie chciał pewnie w ogóle tam być. Z tej racji jego torba zaczęła być przeszukiwana... i znaleziono w niej naprawdę perełki.

- Prezerwatywy, lubrykant, seksowna bielizna... Wtyczka analna... To już chyba wiem, co ty robisz. Ten jebaniec jednak miał rację. Jesteś jebanym pojemnikiem na spermę. Wybacz, ale mnie to obrzydza. I nie to, że jesteś gejem. Tu chodzi o seks. Seks jest obrzydliwy. Sama ta czynność jest tak niehigieniczna, a niektórzy potrafią to robić w jakiś kiblach czy innych śmietnikach bakterii... dochodzi teraz do mnie, że na pewno TO wtedy robiłeś. I że od tamtego czasu się nie myłeś. I że dotknołom teraz twoją twarz, która na pewno miała styczność z... NIE. KURWA NIE. SPIERDALAJ ODE I IDŹ SIĘ UMYĆ! CO JA KURWA POWIEDZIAŁOM?! - po tym wywodzie pobiegło do łazienki na górę natychmiastowo się umyć.

Po niecałej godzinie wreszcie z niej wyszło. Było wpół do północy. Zeszło jeszcze na dół by uzupełnić jedzenie kotce. Nagle ktoś dotknął jejgo ramienia. Był to padre.

- Co ty zrobiłoś temu chłopakowi? - zaczął łagodnie.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - odsunęło się tak, że aż wpadło na ścianę. Blondyn wyraźnie się zaniepokoił, jednak nie dotknął jągo ponownie.
- Ponawiam pytanie: co takiego mu powiedziałoś, że po wyjściu z łazienki nawet nie chciał na mnie popatrzeć i jedyne, co mogłem, to wskazać mu pokój po mojej mamie i oznajmić, że tam będzie spał?

Ariel zsunęło się po ścianie i wylądowało na podłodze. Otoczyło nogi ramionami i skryło głowę w dół, jakby chciało zajmować sobą jak najmniej miejsca. Łapczywie łapało powietrze, głos jejmu się załamywał. Zaczęło bezdźwięcznie płakać i się trząść. Zamknęło oczy.

Padre kucnął przed niąnim i próbował jągo uspokajać. Ariel zdarzały się już takie ataki. Było już z tym u lekarza, który uznał to za niegroźne, spowodowane zbytnim stresem i za dużą ilością sprzecznych emocji. Zazwyczaj wystarczyło po prostu poczekać z dwadzieścia minut, a to samo przechodziło. No może oprócz tego, że czuło się przez następne godziny tak, jakby zasnęło w ciągu dnia i się później obudziło o jakiejś osiemnastej z uczuciem, jakby wydarzenia sprzed drzemki to było wczoraj, mimo że to nadal jest dzisiaj.

Uspokoiło się o równej północy. Zielonooki wciąż przy niejnim był. Ono, jakby na autopilocie, wstało i ruszyło w kierunku swojego pokoju. On za niąnim, gdyby miało się wywalić na tych schodach. Na korytarzu rozeszli się w swoje strony. Syrenka rzuciło się na łóżko i natychmiastowo zasnęło. Miało dość tego dnia. Wiedziało natomiast, że jutro trzeba będzie się pozbyć tego pieprzonego Igora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro