Rozdział V - Odwaga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drzwi do pokoju Kurosakiego otworzyły się powoli w akompaniamencie cichego skrzypnięcia. Na podłogę padł wąski snop światła z korytarza, wraz z zapaloną przy łóżku lampką nocną łagodnie rozświetlając mroki zimowego poranka. O blat biurka stuknęły dwa kubki z ciepłą, jeszcze parującą herbatą.

- Hej, Rukia. Wstawaj.

Kuchiki poruszyła się niespokojnie, słysząc znajomy głos i czując dotyk dużej, ciepłej dłoni na swoim ramieniu. Przeciągając się niespiesznie poczuła, jak po odkrytej skórze jej przedramion przesuwa się kołdra. Nie do końca pamiętała moment zaśnięcia, tak bardzo była zmęczona tamtym dniem. Kiedy jednak skończyła się przeciągać, odniosła nieodparte wrażenie, że to nie jej kołdra. Pachniała zupełnie inaczej. Zupełnie jak koszulka, którą jakiś czas temu podprowadziła Kurosakiemu.

- Herbata ci wystygnie.

Wreszcie otworzyła oczy. Pierwszym, co zobaczyła, była skąpana w półmroku twarz Ichigo, który uśmiechał się do niej w ten swój charakterystyczny, zawadiacki sposób. Światło płynące z lampki nocnej odbijało się w jego brązowych tęczówkach, przez co miały teraz ciepłą barwę i przywodziły na myśl ogień trzaskający w kominku.

- I-Ichigo! – dziewczyna poderwała się do siadu, zaskoczona dość dobrym samopoczuciem rudzielca.

- No, przynajmniej dowiedziałem się, dlaczego nie mogłem jej znaleźć – przyjrzawszy się znajomemu napisowi na koszulce, którą miała na sobie Rukia, westchnął cicho, po czym obrócił się w stronę biurka.

Kuchiki poczerwieniała gwałtownie, odruchowo zasłaniając się kołdrą po samą szyję. Miała nadzieję, że obudzi się przed Ichigo i nim ten ją zobaczy, zdoła się przebrać. Tymczasem rudzielec pokrzyżował jej plany.

- Wiem, wiem. W wolnej chwili wypoziomuję tę przeklętą pralkę. Trzymaj i pij, póki ciepła – Kurosaki, sięgnąwszy po jeden z kubków, obrócił się na powrót do brunetki, podsuwając jej go niemal pod sam nos.

- Dziękuję – mruknęła zawstydzona, po czym pospiesznie upiła łyk herbaty, usiłując opanować zdradliwy gorąc na policzkach.

Podniosła wzrok na Ichigo, przyglądając się mu badawczo. Poza tym, że wyglądał znacznie lepiej niż wczoraj, zauważyła, że również na jego twarzy maluje się rumieniec.

Postanowiła nie wyprowadzać przyjaciela z błędu, że ta podprowadzona mu koszulka to nie dlatego, że szwankująca pralka średnio dawała sobie radę z praniem pięciu osób.

Rudzielec chwycił drugi kubek, po czym podszedł do szafy, w której zazwyczaj spała Rukia. Drzwi były odsunięte, zaś pod kołdrą, w bliżej nieokreślonej pozycji, leżała Jujitori.

- Te, niziołku, pobudka. – w przypadku blondynki taktyczne szturchanie po ramieniu było nieco mocniejsze niż wtedy, gdy budził Kuchiki – Herbata ci stygnie.

Dziewczyna, darując sobie ceregiele związane z przeciąganiem się, podniosła się powoli i przetarłszy oczy, spod przymkniętych powiek spojrzała na Ichigo. Mrugnęła parę razy, starając się odzyskać ostrość widzenia, biorąc w ręce kubek podetknięty jej przez Ichigo. Wymamrotała „dzięki", po czym rozejrzała się niepewnie po pokoju. Nie pamiętała, kiedy zasnęła ani jak wgramoliła się na prowizoryczne łóżko urządzone w szafie.

- Herbatka z arszenikiem z rana jak śmietana – upiła kilka łyków, podążając wzrokiem za Ichigo. – Widzę, że lepiej się czujesz. Czołem, Kuchiki-san! – dostrzegłszy brunetkę, posłała jej niemrawy jeszcze, zaspany uśmiech – Przepraszam, musiałam zagadać cię wczoraj na śmierć.

- Jujitori-san! – Rukia, zza rosłej sylwetki Kurosakiego, dostrzegłszy blond zaspaną kulkę okutaną w koc, wychyliła się nieco w bok, aby widzieć więcej Concordii niż rudzielca. – Jeśli tak ma wyglądać „zagadywanie na śmierć", to nie mam nic przeciwko. Dzięki jeszcze raz za ten nieszczęsny komunikator.

- Drobiazg. Mam nadzieję, że wytrzyma co najmniej do kolejnej większej aktualizacji.


Odnalezienie się w nowej szkole było dla Jujitori pewnym wyzwaniem. Póki co kojarzyła tylko panie z sekretariatu oraz Rukię i Ichigo. I to właśnie tych dwoje trzymała się nieomal kurczowo. Kiedy zbliżali się do drzwi wiodących do ich klasy, blondynka już z daleka widziała radośnie machającą do nich rudowłosą dziewczynę. Przełknęła głośno ślinę, dostrzegając resztę towarzystwa.

- Kurosaki-kun! Kuchiki-san! – Orihime, dostrzegłszy przyjaciół, uśmiechnęła się pogodnie na ich widok. Gdy spostrzegła, że za nimi idzie jakaś nieznajoma osoba, usiłowała jej się przyjrzeć, choć ta próbowała schować się za plecami rudzielca.

- Yo. – Ichigo, z entuzjazmem równym radości podatnika na widok nowego formularza rozliczeniowego, odmachał towarzyszom szkolnej i bitewnej niedoli. Widząc, że Inoue wychyla się to w lewo, to w prawo, jakby chciała dostrzec coś za nim, westchnął ciężko, łapiąc za kaptur ukrywającą się dziewuchę, która właśnie próbowała zdezerterować za plecy brunetki. – Tego liliputa szukałaś?

Concordia, straciwszy możliwość dalszego kitrania się za plecami Kurosakiego, spojrzała na niego z wyrzutem ku rozbawieniu Inoue i Rukii. Oswobodziwszy swój kaptur z uścisku Ichigo, zdobyła się wreszcie na przedstawienie się:

- Najmocniej proszę o wybaczenie mego braku manier! – odchrząknąwszy znacząco, Jujitori stanęła niemal na baczność, po czym ukłoniła się głęboko – Concordia Jujitori. Jest mi niezmiernie miło być razem z wami w klasie!

Cały dramatyzm sytuacji zepsuł kaptur, który podczas tej płomiennej przemowy osunął się na potylicę Concordii. A powagę całkowicie zburzył Ichigo, naciągając blondynce kaptur na głowę tak, by całkowicie zasłaniał jej widok, po czym ściągnął jego troczki.

- Miło mi cię poznać! Jestem Inoue Orihime!

- Ishida Uryū.

- Sado Yasutora.

- O BOZIUUUU, JAKA TY JESTEŚ SŁODZIUTKA!

- Spieprzaj stąd, zboczona babo!

Podczas gdy Orihime, Uryū i Sado przedstawiali się nowopoznanej dziewczynie, zmierzająca w stronę klasy Chizuru spostrzegła – poza swą biuściastą ulubienicą – niziutką, nową uczennicę. Ruszyła dziarsko w jej stronie i już zamierzała się do niej dorwać, gdy została solidnie trzepnięta przez Tatsuki, która była wyjątkowo wyczulona na odpały okularnicy.


Jak najlepiej obudzić zaspanych uczniaków? Oczywiście, że matematyką! Nauczycielka tego przedmiotu nie słynęła z łagodności, była wręcz koszmarem słabiej radzących sobie w całym tym zamieszaniu z udziałem liter i cyfr.

- Przepadła nam wczorajsza lekcja – matematyczka oznajmiła sucho, krążąc po klasie niczym drapieżca wyszukujący swej ofiary. – Myślę, że dacie radę nadrobić to w domu, a dziś zaczniemy kolejny temat. Są jacyś chętni?

W klasie panowała cisza. Słychać było jedynie szum wiatru za oknami, skrobanie długopisów po kartkach kajetów oraz postukiwanie obcasów nauczycielki.

- Ty jesteś chętna! – przystanęła nagle obok jedynej uczennicy niemającej na sobie regulaminowego mundurka. – Jak się nazywasz?

- Jujitori. – odparła zielonooka, podnosząc się ospale z krzesła.

- Zadanie numer sto czterdzieści dwa. Do tablicy.

Dało się słyszeć ciche westchnienie ulgi kilku osób w klasie.

- O shit, ale przypał – Tatsuki, zasłaniając usta dłonią, posłała Kurosakiemu porozumiewawcze spojrzenie. Przez tyle czasu, ile spędzili w tej szkole, aż za dobrze znali niechęć matematyczki do osób, które choć trochę odstawały od reszty.

- Arisawa! Kurosaki! Będziecie następni!

- Co ona dzisiaj taka cięta? – Orihime, gdy tylko nauczycielka wróciła do biurka i zaczęła pisać coś w dzienniku, wychyliła się w stronę Ishidy, patrząc na niego pytająco.

- Nowa chyba podpadła brakiem mundurka – odmruknął jej okularnik.

Kurosaki rzucił jedynie okiem na Rukię; brunetka była skupiona na tym, by wynieść z tej lekcji cokolwiek poza kolejnymi kartkami zapisanymi w zeszycie. Rudzielec badawczo śledził każdy ruch blondynki. Coś nie dawało mu spokoju.

- Jujitori, jesteś w stanie wytłumaczyć, dlaczego nie masz mundurka? – matematyczka spojrzała spode łba na dziewczynę, która flegmatycznie, acz z widocznym postępem rozwiązywała zadanie.

- Wczoraj nie miałam jak go odebrać – odparła Concordia.

- Ach, więc ty jesteś tą nową, tak? Niech ci będzie – westchnęła nauczycielka, przewracając kolejne strony w dzienniku. – Jak skończysz, to marsz po uniform i ubierz się jak na uczennicę tej szkoły przystało. Rozumiemy się?

- Tak, sensei. Dziękuję.

Concordia, skończywszy rozwiązywać zadanie i uzyskawszy aprobatę nauczycielki, opuściła klasę. Nauczycielka spojrzała po pozostałych, zamykając dziennik.

- No to co, Arisawa? Zadanie numer sto czterdzieści trzy. Następne Kurosaki, a potem Asano.

- Ja?! – nastolatek aż podskoczył; nie spodziewał się, że akurat tego jednego dnia, gdy nie gadał zbytnio z kolegami, zostanie wywołany do tablicy. – Dlaczego?

- Za twarzowe.

Zadanie Tatsuki było nieco krótsze i prostsze. Skończywszy swe dzieło dnia na tablicy i usłyszawszy kilka kąśliwych uwag od nauczycielki na temat dysproporcji pomiędzy jej osiągnięciami w klubie karate i na matematyce, ruszyła w stronę ławki. Przechodząc obok rudzielca, mruknęła pod nosem „co za wrzód na dupie" i wróciła na swoje miejsce. Kurosaki i Kuchiki, usłyszawszy niewybredny komentarz zirytowanej Arisawy, starali się nie parsknąć śmiechem.

Lekcja, choć zapowiadało się gorąco, mijała dość spokojnie. Najwyraźniej nie tylko uczniakom udzielały się niskie ciśnienie i całkowite zachmurzenie. Matematyczka jedynie co jakiś czas zerkała, czy rozpisujący zadanie nie robią błędów i ewentualnie naprowadzała ich na trop poprawnego rozwiązania.


Ku głośnej uciesze gawiedzi, rozległ się dzwonek sygnalizujący przerwę. Uczniowie zaczęli pakować się w pośpiechu i wychodzić na korytarz, nauczycielka kończyła coś pisać w dzienniku, zaś akurat wtedy, gdy skończyła się lekcja, do klasy wróciła Concordia. Udało jej się przedrzeć do swoich rzeczy i pospiesznie je upchnąć w plecak i już myślała, że wyjdzie ostatnia, lecz kątem oka dostrzegła pakującą się Rukię.

- Dokąd wszyscy tak pędzą? – zielonooka, która nie prześledziła dokładnie planu zajęć, była zbita z tropu, ale cieszyła się, że nie będzie skazana na błąkanie się w poszukiwaniu swej klasy.

- Wychowanie fizyczne – odparła brunetka, zapinając torbę i patrząc na Jujitori. – Im później wejdziesz do szatni, tym gorzej dla ciebie.

- Tobie jakoś się nie spieszy.

- Wolę się przebrać w spokoju niż oglądać Chizuru śliniącą się na widok cycków czy wysłuchiwać łóżkowych rewelacji koleżanek.

- No to jesteśmy dwie.

Kuchiki przyjrzała się blondynce. Coś jej ewidentnie nie pasowało w jej mundurku.

- Jujitori-san... dlaczego masz na sobie spodnie?

- Nie znoszę spódnic – odparła jakby nigdy nic.

Dziewczyny dostrzegły, jak Kurosaki, wychodząc z sali, ogląda się za nimi. Dopiero gdy zobaczył, że są gotowe do wyjścia, przekroczył próg klasy, zmierzając w stronę męskiej szatni.

- On zawsze tak? – Concordia, idąc w pół kroku za Rukią szkolnym korytarzem, bezceremonialnie wepchnęła dłonie w kieszenie.

- To znaczy?

- Ooo, a cóż to?

- Czyżby nasza Rukia-chan przygruchała sobie nowego adoratora?

Jujitori zrozumiała, że zbliżające się do nich męskie głosy w akompaniamencie dość szybkich kroków ich właścicieli raczej nie wróżą niczego dobrego. Zauważyła, że Kuchiki nieznacznie przyspieszyła kroku.

- Och, no skąd taki pośpiech? – jeden z natrętów, będący już niemal na wysokości blondynki, najwidoczniej postanowił zakłócić spokojny dotąd marsz dziewcząt w stronę żeńskiej szatni.

- Może po takim czasie dasz się wreszcie namówić na... - koleżka tego pierwszego już sięgał ręką ku brunetce i to był jego poważny błąd.

Po opustoszałym korytarzu rozległ się głuchy huk. Rukia zatrzymała się gwałtownie i odwróciła się, by zobaczyć, co się stało. Może tych dwóch uporczywych łebków wreszcie pozabijało się o własne nogi i żadna dziewczyna nie będzie więcej fantazjowała o tym, by do brzegów spódnicy dokleić sobie ołowiane ciężarki.

Nad jednym z natrętów stała Concordia, rozmasowująca sobie dłoń po – jak widać było na załączonym obrazku – dość solidnym i celnym ciosie. Nad drugim zaś, leżącym plackiem na swym koleżce, stał Kurosaki, otrzepując ręce. Dopiero po chwili blondynka i rudzielec zauważyli swoją obecność.

- A ty przypadkiem nie pomyliłeś kierunków? – Kuchiki, spojrzawszy na przyjaciela, uśmiechnęła się mimowolnie. Choć od ich pierwszego spotkania minęły jakieś dwa lata, wciąż nie potrafiła zrozumieć, jak to jest, że gdy jedno z nich jest w opałach, drugie potrafiło w mgnieniu oka znaleźć się tuż obok, by pomóc.

- Oni pomylili. Tylko przyszedłem im zwrócić uwagę – Kurosaki wzruszył ramionami, po czym spojrzał w stronę Jujitori – Te, niziołek. Uważaj na nich. W razie czego wal po pyskach.

Nim odwrócił się, by pójść w swoją stronę, spojrzał raz jeszcze w stronę Rukii i odwzajemnił jej uśmiech, po czym ruszył korytarzem w stronę przeciwną do dziewcząt. Concordia też miała zamiar ruszyć w dalszą, choć nieznaną sobie jeszcze drogę, jednakże jej przewodniczka wciąż stała jeszcze przez chwilę, wpatrując się w oddalającego się od nich rudzielca.


- Hej, Jujitori-san...

- No?

- Jesteś pewna, że niczego nie pomyliłaś? - Tatsuki, starając się powstrzymać głupkowaty uśmieszek, patrzyła na Concordię.

Dziewczęta stały przed wejściem do sali gimnastycznej. Co prawda chłopcy już dawno byli wewnątrz i rozbijali się co najmniej tak, jakby wpuścił słonia do składu porcelany, ale znajome, głośne dźwięki obijania co i raz się piłki o ściany nie zachęcały płci podobnoż kruchszej, aby dołączyć do kolegów z klasy. Mało która chciałaby zarobić na dzień dobry piłką w głowę. Dlatego też, póki na horyzoncie nie pojawił się nauczyciel i nie huknął na ociekającą testosteronem gawiedź, dziewczyny wolały nie wchodzić do wewnątrz.

- W sensie że jak? – Concordia, zerkając ciekawsko do wnętrza sali gimnastycznej, zauważyła, że trzech przedstawicieli płci męskiej bojkotowało całe to rozbijanie się po pomieszczeniu.

- No wiesz... tak jakby... wyróżniasz się.

- Cholera jasna, nie lubię czerwonego! – Jujitori jako jedyna miała na sobie strój gimnastyczny w kolorach przypisanych dla chłopaków. – Co to w ogóle za pomysł, żeby płeć determinowała, czy możesz nosić spodnie, czy jesteś skazana na bandę zboczeńców lubujących się w podwijaniu kiecek?

- Ona chyba nie jest stąd... - Orihime, trzymając się na uboczu i podpierając ścianę, przysłuchiwała się dość żywiołowej wymianie zdań pomiędzy nową uczennicą a Tatsuki.

- Co masz na myśli? – Rukia również przyglądała się namiętnie dyskutującym dziewczynom, które wspólnie doszły do wniosku, że całe to przypisywanie określonych ubrań czy kolorów do płci to bezsens.

- Nie widzisz tego?! To nie jest w ogóle japoński kolor włosów!

- A twój to niby jest? – brunetka posłała przyjaciółce jeden z tych słodko-złośliwych uśmieszków, który dla niej był po prostu wrednym uśmieszkiem, ale Ichigo doprowadziłby do szewskiej pasji i wyklinania pod nosem o wiedźmach.

- Hej, Kurosaki-kun też jest rudy! – Orihime zaprotestowała ochoczo.

- Ano jest – przytaknęła Rukia. – Kretynem też jest – dodała w myślach.

- No sama zobacz! Inny kolor włosów, inne rysy twarzy... Może to międzynarodowy superszpieg w służbie Społeczności Dusz?

- Niezależnie od tego, co ją tu sprowadza, nie czepiam się, póki jest dobrym człowiekiem.

- W zasadzie... Dzisiaj przyszła z tobą i Kurosakim-kunem. Jak właściwie się poznaliście?

- Byłaś wczoraj w szkole?

- Nie... Kiedy wstałam z łóżka i szłam do łazienki, nagle wszędzie zgasło światło, potknęłam się i uderzyłam małym palcem o szafkę... Zresztą było ciągle ciemno, więc uznałam, że zegarek mi się zepsuł i poszłam spać dalej.

- Okej, to wszystko tłumaczy – westchnęła Kuchiki, przyglądając się Jujitori. – My byliśmy. Była też ona. No i byli też Puści...


Podczas gdy Concordia i Tatsuki kontynuowały swoją feministyczną dysputę, zaś Rukia opowiadała Orihime o poprzednim dniu i okolicznościach, w których poznali nieco kulawą blondynkę, w sali gimnastycznej chłopaki przekrzykiwali się, biegając po całym pomieszczeniu za jedną czarno-białą piłką, która ta co i raz uderzała o ścianę nad głowami trzech osobników bojkotujących całą tę bieganinę. W pewnym momencie, kiedy piłka po raz kolejny odbiła się tuż nad czupryną rudzielca, ten poderwał się z ławki i huknął w kierunku kolegów:

- JESZCZE RAZ KTÓRYŚ Z WAS KOPNIE MI TĘ PIEPRZONĄ PIŁKĘ KOŁO GŁOWY, A PRZYSIĘGAM, ŻE WSADZĘ JĄ WAM W...

Umilkł, czerwieniąc się, kiedy usłyszał z korytarza salwę dziewczęcego chichotu. Mógłby przysiąc, że w tym babskim chórku słyszał tę małą, czarnowłosą wiedźmę! Opadł z powrotem na ławkę, wzdychając ciężko.

Niezbyt przejęci niespodziewanym wybuchem kolegi, chłopacy wrócili do gry, zaś Ishida i Sado zaczęli badawczo przyglądać się przyjacielowi.

- Kurosaki, co ty dzisiaj taki nerwowy? - Uryū poprawił okulary, które wciąż spadały mu z nosa.

- Ichigo, wszystko w porządku? – Yasutora już wcześniej spostrzegł zabandażowane przedramię i dłoń rudzielca.

- Taa – odmruknął zrezygnowany. Od wczorajszej walki z Pustymi nie czuł się najlepiej. Od kiedy wziął na swe barki misję Zastępczego Shinigami, przywykł co prawda do faktu, że rany odniesione podczas walki w duchowej formie potrafią być dokuczliwe po powrocie do ciała, ale tylko kilka razy było to tak bardzo dokuczliwe. Choć praktycznie cały poprzedni dzień i całą noc przespał i rano czuł się nieco lepiej, znów czuł dokuczliwe pieczenie w zranionych miejscach. Miał wrażenie, że przez miejsca, w których doszło do przerwania ciągłości tkanek, do jego organizmu próbują wślizgnąć się jakieś macki, powodując kłujący ból i duszności.

Gdy wstał przed dziewczynami, by zrobić im herbatę, w całym tym urwaniu gwizdka po walce z jedenastoma Adjuchasami cieszył się z jednego: że zdołał ukryć przez Rukią krwioplucie.

- To ta mała cię tak urządziła? – drążył Ishida.

- No, rąbnęła mi koszulkę, którą chciałem dzisiaj założyć. Albo zrobię wreszcie porządek z tą pieprzoną pralką, albo ta wiedźma skroi wszystkie moje ulubione koszulki!

- Co?

- Co?

- No, toście się dogadali. – Mizurio dosiadł się do kolegów już wcześniej, lecz pozostając niezauważonym, zdołał usłyszeć ich rozmowę oraz zrozumieć źródło nieporozumienia Kurosakiego i Ishidy. Zaśmiał się cicho, patrząc na skołowane miny kumpli.

Rudzielec i okularnik patrzyli to na siebie, to na Kojimę, który dodał pospiesznie:

- Wydawało mi się, że Uryū miał na myśli tę nową uczennicę...

- Właśnie, Ichigo. Dlaczego z góry założyłeś, że chodzi o...

- Chwila, chwila! – Ishida triumfalnie poprawił okulary, patrząc ze złośliwym uśmieszkiem na przyjaciela. – Czy ty właśnie powiedziałeś, że Rukia podprowadziła ci koszul-

- Cholera jasna, zejdźcie ze mnie! – warknął Kurosaki, czując, że zaczyna się niezdrowo czerwienić.

- Spokój! – niespodziewanie z opresji wybawił go Kagine; wuefista zadął w gwizdek, którego przeraźliwy wizg odbił się echem od ścian sali gimnastycznej, na którą zaczęły wchodzić dziewczęta. – W dwuszeregu zbiórka! Co to za przesiadywanie na ławce?! Dom starców nie w tę stronę!


Sensei Kagine przeszedł kilka razy wzdłuż czerwono-niebieskiego dwuszeregu, próbując ogarnąć rozumem, co mu nie pasowało. Dlaczego niebiesko było zarówno w jednej skrajni pierwszego szeregu, jak i w drugiej?

- Życie ci niemiłe, co? – Tatsuki, stojąc za Concordią, nachyliła się do niej nieznacznie i szepnęła jej na ucho, widząc, że wuefista zaczyna dostrzegać pewną niezgodność w kolorystyce dwuszeregu.

- Ty! Nie pomyliło ci się coś? – podszedłszy do Jujitori, dźgnął ją palcem w obojczyk i patrząc jej prosto w oczy. – Kompleksy masz?!

- Przyznaję, że wzrost nie jest cechą, którą jakoś szczególnie w sobie lubię – odparła blondynka, nie uciekając spojrzeniem od świdrującego wzroku nauczyciela.

Ichigo spojrzał w stronę Rukii, Rukia spojrzała w stronę Ichigo. On uśmiechnął się do niej szelmowsko, ona pokazała mu środkowy palec. Ishida odchrząknął znacząco, widząc kolejną kłótnię tych dwoje toczoną bez słów, Mizurio parsknął śmiechem, zaś Orihime patrzyła na przekomarzających się niemo przyjaciół, próbując zrozumieć, jak oni to robią, że nie zamieniają ani słowa, a i tak wiedzą, co chcą sobie przekazać.

- Widzę, że nie rozumiesz, gdzie jest twoje miejsce – wuefista wyprostował się, patrząc mocno z góry na niepokorną uczennicę.

- Biorąc pod uwagę mój wzrost, to obstawiam pierwszy szereg.

- W porządku. Jeśli chcesz mi się tu bawić w równouprawnienie, to cały pierwszy szereg przesuwa się o jedno miejsce w prawo, a ty przechodzisz na stronę, z którą się identyfikujesz. Żadnej taryfy ulgowej. Zobaczymy, kiedy się poddasz.

Po sali przeszedł cichy szmer; uczniowie z pierwszego szeregu wykonali krok w prawo, zaś Concordia, która w ten sposób „wypadła" poza dwuszereg, z podniesioną głową przemaszerowała na stronę chłopaków.

- No to się wpieprzyłaś – Kurosaki, nachyliwszy się do stojącej obok Jujitori, rzucił okiem na pozostałych. Aż za dobrze znał podejście wuefisty do tego typu spraw. Jeśli jesteś kobietą, masz się nie wychylać i broń Boże nie wychodzić poza stereotyp delikatnej, słodkiej panienki. Dlatego właśnie nie przepadał za Tatsuki i dlatego drażniła go postawa Concordii.


Wuefista, którego delikatne, męskie ego najwyraźniej zostało ciężko ranione przez dziewczynę noszącą strój w kolorach nieprzypisanych do jej płci w tej szkole, był konsekwentny w próbach rozprawienia się z niepokorną Jujitori na oczach klasy. Chciał najwyraźniej sprawić, by drobna, uparta dziewucha przyznała wreszcie, że jest zbyt słaba w porównaniu do chłopaków, lecz póki co bezskutecznie. Nawet wtedy, gdy w ramach dość intensywnej rozgrzewki dziewczyny miały zrobić po pięćdziesiąt pompek, zaś chłopaki i Concordia po sto, i to na pięściach.

Po rozgrzewce Kagine zastanawiał się najwidoczniej, jaką dyscyplinę wybrać, by uparte dziewuszysko wreszcie spasowało. No i wybrał. I podzielił klasę na cztery drużyny: dwie męskie i dwie żeńskie, wprowadzając pewną modyfikację, by było w nich po równo osób pomimo tego, że przedstawicielek i przedstawicieli obu płci było tego dnia nieparzyście.

- Popierdoliło go chyba! – Arisawa, patrząc to na Concordię, to na wuefistę, miała ochotę ostentacyjnie wytrzasnąć skądś męski strój gimnastyczny, przebrać się i do spółki z nową uczennicą powkurzać nauczyciela.

- On zawsze tak czy sobie dziś przyciął coś niecoś rozporkiem? – Jujitori, mając krótką chwilkę na ochłonięcie po rozgrzewce a maratonem meczy raz w żeńskiej, raz w męskiej drużynie, oparła się o ścianę i otarła pot z czoła. Ból stawów zaczynał dawać się jej we znaki.

- No ciekawe co – Kuchiki, stojąca obok Tatsuki i Concordii, rzuciła okiem w stronę trybun. Uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc, że dziewczyny parsknęły śmiechem. Wypatrywała rudej czupryny, zastanawiając się, czy z jej właścicielem wszystko w porządku.

- Co to za obijanie się? Już do magazynku! Wszystkie okres macie czy co?! Arisawa, Jujitori – rozstawić bramki! Ruchy, ruchy, bo jak na was patrzę, to mi się żyć odechciewa! – Kagine, rozsiadłszy się na krześle sędziowskim, ustawionym w połowie długości sali przy kantorku, najwyraźniej niecierpliwił się w oczekiwaniu na pierwszy mecz.

Tymczasem na trybunach, które aktualnie okupowała męska część klasy, niektórzy rozsiedli się wygodnie na pogaduchy, inni pałętali się przy barierce, oczekując na początek rozgrywki. Obok tych dwóch grupek utworzyła się trzecia, zdecydowanie mniejsza, stojąca spokojnie w rogu, opierając się o betonowy, zakurzony murek, który na wysokości schodów na kondygnację przeznaczoną na trybuny zastępował metalową balustradę.

- Jak będziemy grać, to weźmy mu parę razy przypadkiem strzelmy piłką w pysk. No co za buc! – Ishida, choć zazwyczaj powstrzymywał się od niekulturalnych komentarzy, patrzył na nauczyciela i sam miał ochotę rzucić w niego czymś ciężkim.

- A tylko ktoś we mnie trafi, to dziesięć pompek! – po sali ponownie rozległ się głos wuefisty.

- Chyba nas usłyszał – westchnął Sado.

- No to będę celował dwa razy częściej – mruknął Kurosaki.

Dziewczyny były gotowe do rozpoczęcia meczu. Jedna drużyna dzierżyła kije w kolorze białym, druga miała czarne. Pomiędzy wybijającymi znajdowała się niewielka, biała piłka.

- Nie wiem, czy sensei zrobił to celowo, ale umieszczenie Inoue i Chizuru w jednej drużynie... - Uryū, jakkolwiek darzył Orihime sympatią, musiał przyznać, że na lekcjach wychowania fizycznego była ona wyjątkowo niezdarna. – Ja nie wiem, czy ta nowa będzie w stanie uratować tę drużynę.

- Na pewno ma przed sobą trudne zadanie – Sado, analizując skład drugiej drużyny, siłą rzeczy musiał zgodzić się z przyjacielem.

- Trudne, ale do wykonania – rudzielec, widząc po jednej stronie Concordię, Inoue i Chizuru oraz Tatsuki i Rukię po drugiej, wolał nie przesądzać o wyniku meczu.

- Hej, Ichigo, czyżbyś wątpił w Rukię? – Yasutora spojrzał na Kurosakiego.

- No, Kurosaki! Kobieta śpi w twojej koszulce, a ty z takimi tekstami? – okularnik, wciąż pamiętając zawstydzenie rudzielca podczas poprzedniej rozmowy, spodziewał się, że wylezie z niego choleryk. Uśmiechnął się kąśliwie, gdy zobaczył, że na twarzy Kurosakiego ponownie pojawia się niezdrowy rumieniec.

- Mów za siebie, Ishida. Twoje słowa o Inoue też nie były za specjalnie pełne wiary w jej umiejętności – Ichigo z triumfem w oczach obserwował, jak Uryū czerwieni się i odwraca wzrok.

- Wal się, Kurosaki!

- No daj spokój, Ishida. Mógłbyś czasem dla mnie trochę milszy. Nie mówię, że jak wtedy, kiedy pożyczyłeś Inoue swój szalik, kiedy zapomniała swojego, ale...

Ich kłótnię przerwał ostry dźwięk gwizdka i huk dwóch kijów uderzających o siebie.


Concordia i Tatsuki rozpoczęły mecz, walcząc o piłkę. Żadna nie zamierzała ustąpić. Czarny kij w rękach Jujitori co i raz uderzał mocno o posadzkę, zaś biały, dzierżony przez Arisawę, próbował cichymi ślizgami zdobyć dominację nad przeciwniczką.

Concordia rzuciła okiem na swoją drużynę. Nie wyglądało na to, żeby miała w nich zbyt wielkie oparcie. Co prawda Orihime starała się jak mogła, jednakże jej niezdarność powodowała, że co i raz traciła zdobytą chwilę wcześniej piłkę. Chizuru bywała pożyteczna w momencie, gdy ktoś pędził na Inoue. Reszta dziewcząt najwyraźniej była zdemotywowana dysproporcją sił.

Nastroje po drugiej stronie były dość wyrównane. Co prawda obecność Tatsuki i Rukii w drużynie były motywujące, lecz nikt nie lekceważył drobnej blondynki z groźnym błyskiem w ciemnozielonych oczach.

- Ja to nie wiem, czemu Inoue-chan tak boi się tej piłki – Asano, śledząc Orihime starającą się zyskać przewagę dla swej drużyny, skupiał się najwidoczniej na jej najwydatniejszych walorach. – Przecież z takimi zderzaka-

- No przestań się z nią cackać, Inoue-san! – Ishida, przyłożywszy pięścią w brzuch Keigo, zaczął głośno dopingować rudowłosą przyjaciółkę, która starła się właśnie z Kuchiki.

Jujitori, zauważywszy, że Orihime powoli gubi się w szybszych ruchach niziutkiej brunetki, ruszyła z odsieczą. Z kolei Tatsuki, widząc, że zaczyna się robić dwie na jedną, ruszyła Rukii z pomocą. Stawką była pierwsza bramka, która zaraz mogła paść dla posiadaczek białych kijków.

- Nie daj się im, Rukia! – ryknął Kurosaki, widząc, jak niewiele brakuje białym do pierwszego punktu.

No i stało się; Orihime, osaczona przez dwie bojowe dziewczyny, przepuściła piłkę mknącą w stronę jej bramki. Biegnąc w jej stronę, musiała zatrzymać się gwałtownie, by nie wpaść na Tatsuki. Z kolei Concordia widząc, że ma marne szanse na odbicie piłki, zwłaszcza że żwawo nacierającą nań Rukią, rzuciła wszystko na jedną kartę; padła ślizgiem na podłogę, w ostatniej chwili wybijając piłkę z zasięgu bramki, lecz przy okazji sama w nią trafiając, natomiast Rukia, nie chcąc trafić kijem w dziewczynę, hamując gwałtownie, poślizgnęła się i runęła wprost na plecy Concordii.

Piłka trafiła prosto w głowę wuefisty, który przeglądał coś na telefonie.

Kurosaki i Ishida ryknęli triumfalnie, widząc, że nauczyciel oberwał, Tatsuki nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem, zaś Kuchiki, zszedłszy z Jujitori, pomogła jej podnieść się z podłogi i poklepała ją po plecach.

- Miał być punkt dla nas, a jest remis – uśmiechnęła się, patrząc na rozwścieczonego Kagine.

- JUJITORI, ARISAWA, KUROSAKI, ISHIDA! PO DWADZIEŚCIA POMPEK! – huknął mężczyzna, niezwłocznie odgwizdując dalszy ciąg meczu. – WY TAM NA TRYBUNACH, WYŁAZIĆ ZZA TEGO MURKA! CHCĘ WIDZIEĆ, JAK POMPUJECIE!

Dziewczęta kontynuowały rozgrywkę; tymczasowo uszczuplone o jedne z silniejszych zawodniczek, starały się prowadzić grę dość spokojnie, by przypadkiem nie trafić Tatsuki czy Concordii, które pod ścianą robiły pompki i najwyraźniej nie żałowały.


Gdy tylko skończyły odbywać karę, wróciły do gry, ale do końca meczu żadna ze stron nie była w stanie zdobyć przewagi. Gdy Kagine odgwizdał koniec pierwszej połowy, chłopaki zgramolili się z trybun, by zastąpić koleżanki. Jedna jedyna Concordia pozostała z czarnym kijem w ręku, starając się złapać oddech i obserwując, jak dziewczęta przekazują kijki kolegom.

- Oferma – mruknął Kurosaki, biorąc kijek od brunetki.

- Palant – odburknęła Kuchiki, nie zaszczycając rudzielca nawet spojrzeniem.

- To za tę koszulkę? – Uryū, zmierzając w stronę środka boiska, podszedł do Ichigo.

- Za całokształt – odparł, obejrzawszy się za Rukią idącą w stronę trybun.

Jujitori wyprostowała się, patrząc, jak męska część klasy ustawia się na boisku. Westchnęła cicho i ruszyła w stronę swojej drużyny. Poprzednio dzierżąc kapitańską opaskę, z ulgą stanęła bliżej bramki, niedaleko Mizurio, który posłał jej uśmiech.

- Byłaś naprawdę świetna, Jujitori-san!

- Bywało lepiej, ale dzięki.

Blondynka analizowała skład obu drużyn. Przede wszystkim więcej tu było znacznie wyższych, silnych osobników, którzy nie cackali się i gotowi byli zatłuc się tymi kijkami. Po swojej stronie miała Kojimę i Ishidę. W drużynie przeciwnej widziała Asano, którego nie musiała raczej traktować zbyt poważnie oraz Sado i Ichigo, który zdecydowanie byli przeciwnikami wymagającymi. Wiedziała, że musi zmienić swoją strategię i dostosować ją do tych dryblasów.

Pozostałe dziewczyny odpoczywały na trybunach po dość intensywnej rozgrywce. Pozbijane w kilka grupek siedziały albo stały przy barierce. Tylko Rukia stała na uboczu, wpatrując się w rudzielca. Martwiła się o niego. Mogła go sobie wyzywać od idiotów, ale nie zmieniało to faktu, że martwiła się stanem zdrowia tego idioty, który dwa lata temu kompletnie zmienił jej życie.

- Co tym razem zrobił sobie ten dureń? – Tatsuki, podszedłszy do Rukii, oparła się o barierkę i wraz z nią wpatrywała się w Kurosakiego, który podszedł niespiesznie do środka boiska, mierząc wzrokiem idącego w tym samym kierunku Ishidę.

- Puści – odparła Kuchiki – Ostatnio jest ich tu naprawdę zbyt wielu.

- Chciałabym umieć tak dobrze wyczuwać energię duchową Pustych jak Kurosaki-kun – Orihime, stanąwszy po drugiej stronie brunetki, również oparła się o barierkę – Ostatnio w nocy, kiedy kładłam się spać, wyczułam jednego. Wybiegłam z domu, aby z nim walczyć, ale zobaczyłam tylko, jak Kurosaki-kun pojawił się naprzeciw niego, przeciął jego maskę, rozejrzał się, czy nie ma ich więcej i znów zniknął.

Od jak dawna ten imbecyl podprowadzał mój komunikator i biegał sobie po mieście za Pustymi? – wiedząc, że zauroczona w Ichigo Orihime mogłaby przeżyć dość ciężki szok przez drobne dementi, Rukia powstrzymała się od wyjawienia przyjaciółkom, jakim cudem ten rudy kretyn miał ostatnio tak wysoką skuteczność.

- Kurosaki-kun! Ishida-kun! Powodzenia! – nagle, jak gdyby nigdy nic, Inoue zaczęła machać do kapitanów drużyn, którzy lada moment mieli rozpocząć mecz.

- Trzymaj się, Jujitori-san! – Arisawa miała ochotę dodać „i walnij jeszcze raz temu seksiście", ale poprzestała na pomachaniu do blondynki, która spojrzała na nią i odmachała w podzięce.

Kurosaki obejrzał się w stronę trybun. To nie tak, że spodziewał się jakiegoś „połamania nóg, idioto" czy czegoś w tym stylu. Odmachał Orihime, która życzyła mu powodzenia, po czym przeniósł wzrok na tę małą francę, która od dwóch lat okupowała jego szafę. Gdy spostrzegł uśmiech na twarzy drobnej brunetki, poczuł się zmotywowany bardziej niż okrzykami Inoue.


Rozległ się gwizdek; Kurosaki i Ishida od początku narzucili sobie i swoim drużynom dość brutalne tempo. Wyglądało na to, że będzie to zdecydowanie bardziej dzika rozgrywka niż w przypadku meczu dziewcząt. Tłuczenie kijków o siebie, o piłkę czy o podłogę było znacznie częstsze i głośniejsze. Faceci byli dla siebie bezlitośni; co i raz ktoś upadał, wpadłszy na czyjeś plecy czy będąc przypadkowo popchniętym, co i raz ktoś oberwał kijkiem, próbując blokować przeciwnika, prowadząc piłkę czy usiłując pomóc swoim.

Concordia szybko odnalazła swoje miejsce w całym tym zamieszaniu. Postanowiła wykorzystać fakt, że jest niższa i drobniejsza, plącząc się przeciwnikom pod nogami; oni nie tyle nie chcieli wpaść na jedyną dziewczynę na boisku, żeby jej czegoś nie zrobić, co zwyczajnie nie chcieli się wyrżnąć przez jakiegoś kurdupla. Ta strategia miała jeszcze jeden plus – wbieganie przeciwnikom przed nos i okazjonalne próby wybicia im piłki były dość energooszczędne i Jujitori miała szansę, by odzyskać choć trochę sił przed drugą połową niełatwej walki z rywalkami takimi jak Rukia i Tatsuki. Potrafiły dać do wiwatu równie mocno co taki Yasutora.

Pojawiła się pierwsza okazja dla drużyny Kurosakiego. Ishida nie odstępował od rudzielca ani na krok, Jujitori kręciła się koło swojej bramki, nie zamierzając przepuścić żadnej szmaty. Widząc, że kapitan przeciwnej drużyny okiwał Uryū, ruszyła w stronę Ichigo. Może i była niższa, może i była zmęczona, ale nie zamierzała się poddawać.

W całej tej bieganinie nie spostrzegła, że rozwiązała się jej sznurówka i kiedy usiłowała przeszkodzić Kurosakiemu we wbiciu im bramki, ten przypadkiem nadepnął jej na rozwiązaną sznurówkę. Dziewczyna straciła równowagę i zaczęła lecieć ku ziemi. Wiedziała, że nie da rady odzyskać równowagi, więc zamknęła oczy i szykowała się na procedurę awaryjnego lądowania na boku.

Usłyszała jęk zawodu i kilka wyzwisk rzuconych w stronę Ichigo, po czym zorientowała się, że nie upadła na ziemię.

- Wszystko w porządku, niziołku?

Zawisła zgięta w pół na przedramieniu Kurosakiego. Złapał ją, nim zdążyła się przewrócić i trzymał, dopóki nie odzyskała równowagi i nie stanęła pewnie na nogi. Jujitori podniosła wzrok na rudzielca, który posłał jej niemrawy uśmiech.

- Cholera... dzięki, Kurosaki-san.

- Nie dziękuj, tylko ogarnij tego buta i wracajmy do gry.

- Ichigo, do cholery!

Tym rycerskim manewrem rudzielec raczej nie zyskał sobie sympatii swojej drużyny. Podczas gdy stał plecami do wszystkich, osłaniając Concordię przez trafieniem piłką i nie zamierzając wracać do gry, kiedy w drużynie przeciwnej było jednego czynnego zawodnika mniej, Asano wydzierał się na niego w akompaniamencie utyskiwań na straconą szansę na punkt dla nich. Po chwili Jujitori i Kurosaki ruszyli z powrotem na boisko, wracając do gry i rzucając się w wir walki o bramkę dla swojej drużyny.

- Kurosaki-kun... - Orihime, słysząc te wszystkie obelgi rzucane w jej przyjaciela, zacisnęła pięści. Czy naprawdę zasłużył sobie na to tylko dlatego, że wolał pomóc przewracającej się dziewczynie niż wykorzystać sytuację i zdobyć punkt dla swoich?

- Daj spokój, Orihime! – Tatsuki, widząc nietęgą minę rudowłosej, poklepała ją po plecach. – Wiesz, że pewnie przejmujesz się tym bardziej od niego?

- Ale jaki ładny chwyt... Bez podtekstu, po prostu...

- Wiem, do czego zmierzasz. Ani się waż, bo mu rękę połamiesz tymi wielkimi cyckami!

Kuchiki parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie tę scenę. Widząc, jak Ichigo złapał Concordię, przypomniał jej się dzień, w którym miała zostać stracona. Pamiętała, jak rudzielec trzymał ją, stojąc na zniszczonym szafocie i mówiąc, że najpierw skopie wszystkim tyłki, a potem uciekną.


Pierwsza połowa meczu pomiędzy męskimi drużynami skończyła się, zaś w szkole rozległ się dzwonek na przerwę. Większość uczniów szybko opuściła salę gimnastyczną, by ochłonąć przed drugą godziną zajęć, zaś wuefista zszedł z sędziowskiego krzesła i zmierzając do kantorka, rzucił w stronę Concordii, opuszczającej boisko jako przedostatnia:

- Masz już dość, Jujitori?

- Mam – odparła blondynka, zakładając ręce na piersi i patrząc na nauczyciela, który uśmiechnął się zadowolony z siebie. – Mam dość ludzi, których boli fakt, że ktoś może nie lubić stereotypizacji na podstawie płci.

Kagine burknął coś pod nosem i trzasnął drzwiami, zaś Concordia usłyszała za sobą parsknięcie śmiechem. Obróciła się, widząc Kurosakiego, który człapał za nią od niechcenia, uśmiechając się do niej z satysfakcją wypisaną na twarzy.

- To ci się udało, niziołku.

- A dzięki, Marchewo.

- Widziałaś może Rukię?

- Wiesz co... Wydawało mi się, że wychodziła razem z Inoue-san.

- Wydawało ci się – z komórki prowadzącej do schodów na trybuny wyszła brunetka.

- Cóż, starość nie radość – westchnęła Concordia, wychodząc z sali – Do zobaczenia po przerwie!

Kurosaki i Kuchiki zostali sami. Patrzyli jeszcze chwilę w milczeniu za poznaną niedawno dziewczyną kierującą się w stronę żeńskiej szatni.

- Dobrze się czujesz? - Rukia wciąż wpatrywała się w bliżej nieokreśloną przestrzeń.

- Bywało lepiej.


- Kurosaki-kun!

- Czekaj, Inoue-san!

- Cholera jasna, co jest?! – Concordia, oddalając się od sali gimnastycznej i zostawiając za sobą przekomarzających się przyjaciół, zatrzymała się raptownie, gdy zobaczyła nadbiegającą w jej stronę Orihime i biegnącego za nią Ishidę.

Zielonooka spojrzała za siebie. Nie, to nie jest dobry moment, żeby zakochana na zabój w Kurosakim Inoue tam teraz wchodziła!

- Nie! Inoue-san, zwolnij! – z racji tego, że rudowłosa była zbyt przejęta swoimi myślami, by zwracać uwagę na otoczenie, i Jujitori musiała zacząć wiać w stronę sali, nie chcąc zostać stratowana przez kilkadziesiąt kilo kurosakikunowania i podskakującego radośnie biustu.


- A żebyś widział minę Inoue, kiedy złapałeś Jujitori.

- Zazdrosna? – Kurosaki uśmiechnął się szelmowsko.

- Idiota! – chcąc ukryć przed przyjacielem niezdrowy rumieniec, brunetka ruszyła pospiesznie w stronę wyjścia, po czym... potknęła się.


Choć stawy dawały o sobie znać, Concordia puściła się pędem ku wejściu do sali gimnastycznej. Widziała, do czego to wszystko zmierza i uznała, że ostatnią rzeczą, jaką powinna teraz zobaczyć Orihime, to właśnie ta rozgrywająca się na boisku.

- Ishida-san, o cholerę tu właściwie chodzi?! – rzuciła za siebie, widząc, że okularnik wyprzedza Inoue i także usiłuje ją zatrzymać.

- Zobaczyła, że Kurosakiego nie ma z Chadem i uznała, że na pewno zemdlał gdzieś po drodze!

- Tam chuja, a nie zemdlał! Zagadał się z Kuchiki-san i...

- Dlatego właśnie pomóż mi ją zatrzymać, Jujitori!

Będąc tuż przy drzwiach, widzieli z jednej strony cycatą nastolatkę mknącą ku nim niczym pocisk armatni, a z drugiej strony coś, przez co sami czuli się, jakby z jakiegoś shounena wprosili się w kadr romansidła.


Rudzielec szybko cofnął nogę, którą podstawił brunetce, po czym bohatersko rzucił się jej na ratunek przed upadkiem, do którego sam nieomal i wcale niecelowo doprowadził. Złapał przyjaciółkę w locie, ona zaś odruchowo uczepiła się jego koszulki. Zupełnie jak wtedy, gdy uciekali z walącego się pałacu Aizena.

- Cofam to. Skończony idiota.

- Mała zazdrośnica.

- CZEKAJ, INOUE-SAN!

- Kurosaki-ku-

Do sali wpadła Concordia, która, potknąwszy się o próg, runęła na podłogę. Tuż za nią Uryū nie zdążył wyhamować i potknąwszy się o nogi blondynki, z impetem rypnął plecami o niezbyt czyste i dość twarde linoleum. I do tego wszystkiego Orihime, która widziała tylko to, czego wolała nie widzieć, przez co nie zauważyła tego, co powinna widzieć, przez co zahaczyła nogą o buty Jujitori i Ishidy, po czym wyłożyła się wprost na tego drugiego.

Jujitori podniosła się powoli, otrzepując się z kurzu. Ishida też chciał wstać, uprzednio wyzwalając twarz spod ciężkiego biustu rudowłosej, która z zakłopotaniem wypisanym na twarzy patrzyła, jak mężczyzna, którego kochała, trzyma w ramionach jej przyjaciółkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro