III | Przyjaciele i wrogowie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,,Ludzie używają słów tylko po to, by ukryć swe myśli. ''

~Wolter

Zielonowłosy genin przez swoją nieuwagę i planowanie złych rzeczy w myślach wpadł prosto w pułapkę. Uznał to nawet za swoją karę. Przeciwnicy utworzyli w ziemi dziesięciometrowy dół o równych, śliskich ścianach, które dodatkowo zapieczętowali, aby nie można było zdeformować ich za pomocą ninjutsu. Miał tam na tyle mało miejsca, że nie mógł wykorzystać siły fizycznej w celu wybicia się do góry. Przed połamaniem nóg ochroniła go jedynie koncentracja czakry i szybka reakcja. Został zmuszony do zdania się na łaskę kapitana oddziału, z jakim wyruszył na zwiad w wysokie góry. Bywał tu już, a pomimo to dał się zaskoczyć. Yumi nie komentowała jego niezdarności, patrząc w dół dziury z zatroskaną miną. Po przeanalizowaniu sytuacji wskoczyła za nim, wymyślając szybko sposób, w jaki mogą to rozwiązać. 

— Powiesz mi w końcu, za co się na mnie gniewasz? — Spytała pogodnie, kiedy złączyli się ze sobą plecami i zaczęli iść po ścianie na ugiętych nogach, pod przymusem otrzymania jednego tempa. Ślizka powierzchnia zsuwała ich na dół, kiedy tylko źle przenieśli środek ciężkości lub Taro opóźniał krok, zastanawiając się nad odpowiedzią, jak w tym momencie. 

— Spytaj lepiej, czemu w ogóle jeszcze z Tobą rozmawiam. — Wypowiedział przesłodzonym, poirytowanym głosem, splatając od niechcenia swoje ramiona z ramionami dziewczyny, aby zachować stabilność. Nie miał za dobrze wytrenowanych nóg, przez co jego mięśnie zadrżały, szybko dając znać o zmęczeniu.

— Wiesz, że nie możemy o nim rozmawiać. Gdyby było inaczej, to wszystko bym Ci wyjaśniła. — Yumi robiła dobrą minę do złej gry, pomimo niewygodnej pozycji i niemiłego zachowania przyjaciela. Trzymała swoją pozę, jakby nie odczuwała żadnych negatywnych skutków.

—  Nie możemy, bo Ty tak mówisz? — Oburzył się i obrócił głowę do boku, aby kątem oka ujrzeć prawy profil jej twarzy. Przez tę nerwową reakcję ponownie spadli kilka centymetrów w dół.

—  Dobrze wiesz, jak się to kończy. Gotowy? — Głośno westchnęła, ponownie rozpoczynając próbę wspięcia się na samą górę. Taro jedynie przewrócił oczami, postanawiając współpracować w stu procentach, żeby wyjść z opresji jak najszybciej.

◷◶◵◴

W tym samym czasie pozostała dwójka czaiła się przy stromych górach, zabezpieczając tyły. Przynajmniej to mieli w teorii robić. Kabuto siedział na trawie z kolanami przytulonymi do piersi, a Etsuko kręciła się w kółko, na co nawet nie zwracał uwagi, woląc wpatrywać się w źdźbła trawy kołysane przez wiatr.

—  Poważnie... Co przywódcy mają do tych czteroosobowych zespołów. Moglibyśmy w tym czasie robić naprawdę wiele rzeczy, a nie biegać za jakąś figurką czy czymś tam. — Narzekała praktycznie od samego początku, wywołując u kolegi jedynie negatywne myśli, którymi nie mógł się podzielić.

— To dlatego, że Yumi nie jest joninem. Wtedy moglibyście chodzić w trójkę. Przynajmniej dostajemy wypłaty, prawda? — Odezwał się z uprzejmością, a ona przystanęła w miejscu.

— Tu nie chodzi o pieniądze, po prostu mi się nudzi! — Podniosła głos, patrząc na niego z urażoną miną.

—  Mi też o nie nie chodzi. Chciałem być po prostu miły, bo słucham Twoje zrzędzenia już od jakiegoś czasu. — W końcu nie wytrzymał i posłał jej niemiły uśmieszek, przez który zmarszczyła brwi, denerwując się jeszcze bardziej.

— Mogłeś iść z Yumi, skoro tak bardzo się lubicie. — Złapała się pod biodra, wyszczerzając zęby we wrednym wyrazie. — A może jesteś zazdrosny?

—  Niecelna diagnoza. — Stwierdził z całkowicie poważną miną, nie wkładając w swoją wypowiedź żadnych emocji. Nie rozumiał rozpuszczonych dziewcząt jej pokroju i nie zamierzał mieszać się w dyskusję. Etsuko głośno prychnęła, po czym odwróciła się w kierunku gór, zaciskając pięści.

—  Możecie szybciej?! Zaraz mu coś zrobię! — Wydarła się, na co przewrócił oczami. Bycie szpiegiem naprawdę wymagało poświęcenia. Ku uciesze blondynki dwójka przyjaciół zbliżała się do nich, sprawnie i zmyślnie ześlizgując się ze zbocza góry.

— Nie po to stoi się na czatach, żeby zdradzać wrogowi swoją pozycję. — Zasugerował dość trafnie, ponownie przyciągając spojrzenie brązowookiej.

— To może mnie nie denerwuj? — Wzruszyła ramionami, kręcąc przy tym głową, jakby niedenerwowanie jej należało do rzeczy najprostszych i najoczywistszych na świecie.

— Kabuto ma rację. Musisz się z tym pogodzić Etsuko. — Taro położył dłoń na ramieniu przyjaciółki, gdy tylko koło nich stanęli, co nie należało do najlepszych pomysłów genina.

— Męska solidarność. — Odepchnęła go, patrząc z zaciekawieniem na Yumi, która stanęła pomiędzy nią, a powoli wstającym Kabuto.

— W pobliżu jest obozowisko. Mają takie same stroje, co złodzieje z opisu barona. — Zdała im tę uproszczoną relację ze zwiadu, wyglądając na spokojną, przez co nikt inny też się nie denerwował. Chciała wprowadzić ich w ten stan, ponieważ wiedziała, że nie ucieszą się z tego, co za chwilę usłyszą. Stwierdziła to po reakcji zielonowłosego, który narzekał po drodze na dół na wysiłek, jaki będzie musiał włożyć w misje. — Widziałam maksymalnie sześciu przeciwników, więc damy radę.

— Serio? — Tylko Etsuko prychnęła śmiechem, czym dość widocznie chciała ukryć swoje zdenerwowanie. Wszyscy spojrzeli na nią pytająco, na co zagryzła dolną wargę, zanim wymyśliła, co powiedzieć. — Znaczy my może i tak, ale mamy ze sobą dwóch geninów. Oboje są, pożal-się-boże, medykami, którzy kilkukrotnie oblali egzamin. Taro w sumie nawet nie ma żadnej funkcji, po prostu słabo leczy, a walczy jeszcze gorzej. — Wypowiadając to, przymknęła oczy, żeby nie musieć mierzyć się z niezadowolonymi spojrzeniami ludzi, jakich z premedytacją zaczęła obrażać. Pani Kapitan mogła jedynie westchnąć, patrząc na zrozpaczonego dziewiętnastolatka, potrząsającego blondynką za jej ramiona. Zagrała obojętną, nawet na niego nie zerkając.

— Jak mogłaś...

— Nie narzekałaś przypadkiem na brak rozrywki? Ciągle chcesz też walczyć, więc w czym problem? — Kabuto skrzyżował ręce na piersi, spuszczając głowę z niezbyt przyjemnym, sadystycznym uśmiechem na twarzy, jakby chciał ukryć swoje poirytowanie, nie mogąc go jednocześnie już dłużej ukrywać.

— W razie czego nie będę was zbierać. — W odpowiedzi otrzymał tylko chamskie odpysknięcie ni jak mające się do przedstawionych argumentów. Yumi postanowiła interweniować, chociaż do tej pory tylko słuchała, przyglądając się tej sytuacji z pogodną miną. 

— Spokojnie, damy radę. Odzyskamy artefakt i wrócimy do wioski, dobrze? — Złapała przyjaciółkę za dłonie, próbując wymusić tym kontakt wzrokowy. Wiedziała, że Etsuko najzwyczajniej się boi i nie wierzyła, że szczucie się nawzajem przyniesie zespołowi cokolwiek dobrego. Blondynka widząc ponownie morskie oczy wyrażające spokój, postanowiła wziąć się w garść, biorąc głęboki wdech. 

— Dobrze. — Przytaknęła, bo w końcu jeszcze nigdy nie została ofiarą złego dowodzenia rudowłosej. Podziwiała ją za pewność, która miała za każdym razem i chciała móc kiedyś patrzeć na życie w ten sam sposób.

Czwórka shinobi Ukrytej Wioski Liścia obmyśliła swój dalszy plan działania już w całkowicie dyplomatycznych warunkach bez wyzywania się nawzajem. Czekali z atakiem do równej czternastej. Yumi była najsprawniejszym shinobi w zespole o największych możliwościach bojowych, dlatego poruszała się w dwójce z mniej doświadczonym medykiem. Taro dopiero niedawno zaczął szkolić się na wsparcie i nie należał do najskuteczniejszych w walce. Jego rola leżała w wykonywaniu podstawowe techniki, w celu osłonięcia partnerki, która miała za zadanie zająć jak największą ilość przeciwników. Wtedy Etsuko wraz z Kabuto mieli możliwość przeczesać świeżo rozstawione obozowisko w poszukiwaniu cennego, skradzionego artefaktu bez większych przeszkód. Przeciwnicy nosili ochraniacze wioski piasku, chociaż prawdopodobnie byli najemnikami działającymi na czarno. Zachowywali się głośno, przez co zespół z Konochy pozwolił sobie na podejście niemalże pod same szałasy stworzone za pomocą stylu ziemi. Blondynka widzą je, po raz drugi poczuła niepokój. Osoba, na której tak bardzo polegała, specjalizowała się w wodnych technikach, dlatego mogliby okazać się na nią naprawdę skuteczni. Przed wkroczeniem do akcji rozdzielili się i chciała nawet podzielić się tymi przemyśleniami z partnerem, jednak on miał jej stanowczo dość. Uważała go za przegranego, słabego chłopaczka, więc nigdy nie pomyślała o nim w sposób, w jaki powinna, regularnie pozwalając sobie na zbyt wiele.

Akcję rozpoczęła dwójka szturmowa. Nie posiadali żadnego sygnału na kontakt z pozostałymi, bo był on zbędny. Gdy tylko zegar Taro wskazał odpowiednią godzinę, wysłali swoje klony na pole bitwy, osobiście przemieszczając się po drzewach, aby znaleźć się nad wrogimi shinobi, którzy podjęli pierwsze kroki odparcia ataku. Troje z nich nabrało się na wabik, zaczynając wymianę ciosów z jedynie imitacjami, podczas kiedy pozostała trójka ruszyła do namiotu, gdzie prawdopodobnie trzymali zrabowany artefakt. Na tę chwilę właśnie czekali Kabuto i Etsuko. Ruszyli w tym samym kierunku, podczas kiedy Yumi zeskoczyła z drzewa, formując wodną technikę, jaką urzeczywistniła, przykładając dłoń do ziemi zaraz po wylądowaniu. Ciecz w pobliżu uniosła się do góry, wystrzeliwując z butelek oraz innych naczyń, przez co powstał hałas, sprzyjający zamieszaniu. Zanim szok przeciwników opadł, wykonała jeszcze jedną technikę, formującą podniesioną wodę w shurikeny, co wzmocniła drobną pomocą naturą wiatru. Zaczęła atakować nimi złodziejów, stawiających pierwsze, ziemiste osłony, pochłaniające ataki. W ten sposób opóźniła kolejnego z nich, przez co w drodze do artefaktu pozostała już tylko dwójka.

Okularnik zapatrzył się na techniki niebieskookiej, która zagwarantowała jego parze równą walkę dwa na dwa. Jednak nie zamierzał się zbytnio wysilać. Mężczyźni, z jakimi zaczęła walczyć blondynka, nie wydawali się nadzwyczajnie silnie. Był pewny, że dałby radę pokonać ich samodzielnie, dlatego widząc, jak bardzo pochłonęła wszystkich walka, wyjął z torby przy pasie kunai'a i z delikatnym uśmiechem na ustach, uniósł ostrze do góry. W ferworze walki nie zwraca się uwagi na wiele rzeczy. Nawet Taro zajął się jednym z przeciwników, używając taijutsu, a ciążyła na nim tendencja do unikania starć. Rzadko stawał w takiej sytuacji, że każdy stuprocentowo poddawał się bitwie. Ponownie spojrzał na Yumi, która walczyła z aż trójką. Celnie omijała ciosy i wzmacniała dłonie czakrą, przez co oddawała wrogim wojownikom o wiele mocniej. Nie było szansy, aby cokolwiek zauważyła. W jednej chwili podjął ostateczną decyzję, biorąc mocny zamach. Chciał trafić idealnie w plecy kogoś, kogo nie mógł już dłużej słuchać. Nie zależało mu na ludziach, więc co miał do stracenia?

Wyrzucił ostrze przed siebie, które jednak nie dotarło do celu. Kabuto nie wiedział, jak do tego doszło, ale na drodze do Wady stanęła Megumi, blokująca ten niesubordynowany cios ciałem przeciwnika, którego natychmiastowo rzuciła na ziemię, przez co mógł spojrzeć prosto w jej oczy. Uchylił powieki szeroko, czując to samo, nieprzyjemne uczucie w sercu, bo był całkowicie pewny, że nie miała prawa tego zauważyć. Trwało to tylko chwilę, ale ten fakt całkowicie przeraził siwowłosego mężczyznę. Dziewiętnastolatka nie zamierzała za to spowalniać tempa i nie bacząc na to wydarzenie, rzuciła kunai'em w klatkę piersiową mężczyzny, skupionego na odpieraniu ataków Etsuko.

— Ten był mój! — Niczego nieświadoma blondynka, obdarowała ją urażonym spojrzeniem, na co ona jedynie uśmiechnęła się pokojowo, chociaż byli w środku starcia.

Musiała wracać na swoje miejsce u boku Taro, a pozostała dwójka ruszyła do namiotu, kiedy Wada pokonała drugiego z ich przeciwników. Kabuto pod wpływem szoku, nie do końca wiedział, co robić, dlatego postępował odruchowo, nawet jej w tym pomagając. Nie mógł przestać myśleć o tym, czego doświadczył i pośpiesznie chwycił złote berło w dłoń przed niezadowoloną z tego powodu partnerką, po czym głośno gwizdnął w celu zasygnalizowania odwrotu. 

Yumi przez swoją interwencję dała przeciwnikom trochę za dużo czasu, więc musiała sięgnąć po technikę, jakiej nie chciała stosować przy obecnie zebranych. Wyciągnęła zza swojej za dużej kamizelki chunina zwój i pospiesznie go rozwinęła, gryząc się w palec, aby umieścić krew białym papierze. Po wykonaniu ręcznych pieczęci zaczęła wylewać się z niego woda, tworząca za nimi wysoką ścianę na czterysta metrów długości, jakiej nie dało się tak łatwo obejść, ponieważ po bokach kryły się pułapki, lecz nie marnowała czasu na dojrzenie, czy się uformowały. W pełni zaufała swoim zdolnościom, wycofując się z oddziałem, a gdy oddalili się na odległość około kilometra, wykonała na dłoniach pieczęć barana, powodującą, że konstrukcja runęła, prawdopodobnie uderzając w ludzi z piasku. Była niezadowolona tym, co pokazała, pomimo zachwytu Wady, która pierwszy raz widziała, aby stosowała ninjutsu na tak wysokim poziomie. Taro posłał rudowłosej jedynie poważne spojrzenie, na które wzruszyła ramionami z pogodnym wyrazem twarzy.

Skakali z drzewa na drzewo, poruszając się w szybkim tempie, aby wrodzy shinobi nie dali rady ich dogonić. Po pewnym czasie słońce zaczynało zachodzić, a chcieli wrócić do wioski przed zmrokiem. Yumi podążała jako pierwsza, czując na plecach natarczywy wzrok Kabuto, który czekał kilka lat, aż będzie mógł spisać jej techniki. Poza tym odkrył coś jeszcze i intuicja kazała mu brnąć w kłamstwo, nie przejmując się nakryciem na sabotażu. 

— To bardzo niespotykane techniki. Czemu używasz ich tak rzadko? — Przyspieszył tempo, aby wyrównać z nią krok i zagadał wesoło, próbując odgrywać podziw. Szczerze mówiąc, naprawdę go poczuł, bo jeszcze nie widział, aby ktokolwiek zapieczętował taką ilość rzeczy, tym bardziej cieczy.

Rzadko skądś uciekamy, nie zgodzisz się~? — Odwróciła rozbawioną twarz w jego kierunku, zniekształcając głos, jakby chciała zasugerować, że zazwyczaj nie zostawia półżywych wrogów.

— Jesteś naprawdę straszna, gdy mówisz w ten sposób. — Zaśmiał się, chociaż wizja, jaka powstała w głowie siwowłosego po tym pytaniu, nie należała do najprzyjemniejszych. Nie wiedział, czy właśnie coś zasugerowała i czy nie powinien martwić się o swoje życie. Nawet jeżeli to, co chciał zrobić bez wątpienia zasługiwało na karę.

— A dziękuję, staram się. — Zachichotała, chcąc zabrzmieć jeszcze bardziej sadystycznie, co Etsuko uznała za świetny żart i do nich dołączyła. Yumi przeniosła na nią spokojny wzrok, który następnie przekierowała na Kabuto. Widząc to, nie miał już żadnych wątpliwości, że nie potraktowała tego jako zwykły wypadek lub jednorazowy wybryk. Musiała go naprawdę dobrze znać, czego zaczynał żałować.

 ◷◶◵◴

Jeden z najbardziej wpływowych baronów w kraju Ognia czekał na swoją zgubę w ogromnej posiadłości w sąsiedztwie Konohy. Ninja nie wiedzieli dokładnie, czym owo berło jest, a on najwidoczniej nie zamierzał im o tym mówić, więc nie wnikali w szczegóły. Zakończyli swoją pracę, a po wkroczeniu na terytorium wioski każdy rozszedł się w swoim kierunku. Pościg za przestępcami trwał dwa dni i wszyscy byli zmęczeni misją lub swoim towarzystwem. Yumi zadecydowała się na złożenie raportu dopiero następnego dnia, bo sprawa nie należała ani trochę do pilnych. Mogłoby się wydawać, że ten wybór w żadnym wypadku na nią nie wpłynie, jednak los potrafi zadziwiać. Wszyscy mieszkali mniej więcej w tym samym kierunku, lecz tego dnia każdy miał coś do zrobienia, przez co jako jedyna przechodziła akurat koło zarośniętego przez drzewa terenu niedaleko pomnika pamięci o poległych w walce. Usłyszała stamtąd dziwne okrzyki, na jakie mimowolnie zareagowała, postanawiając sprawdzić, co się dzieje.

W blasku pełnego księżyca dwóch młodych geninów rzucało w dwa drzewa kunai'ami, a jeden z nich co chwila się wydzierał, jakby miało mu to w jakiś cudowny sposób pomóc. Widząc to, nie potrafiła powstrzymać się od szczerego uśmiechu. 

— Hej Sasuke, hej Naruto. Czemu trenujecie o tej porze? — Splotła palce za plecami, podchodząc nieco bliżej z zaciekawioną miną. Z początku zdziwili się na widok starszej koleżanki, ale szybko wrócili do poprzedniego zajęcia, chociaż wyglądali na wyczerpanych.

— To wyzwanie, Megumi! Patrz, jak wygrywam! Blondyn roześmiał się dumnie, na co brunet prychnął z pogardą.

— Chyba w Twoich snach. — Przymknął oczy, wywołując złość w rywalu. 

Rudowłosa w dalszym ciągu nie wiedziała, dlaczego tu są, a nie lubiła być trzymana w niewiedzy. Ich drewniani 'przeciwnicy' byli naprawdę dorodnymi roślinami. Gruba kora została solidnie obłupana przez ciągłe uderzenia kunai'ów, po jakie chłopcy wracali, aby zaatakować znowu. Ostrze coraz mocniej rozłupywały drzewa, a pytanie brzmiało: Po co oni to robią?

— Założyli się, kto szybciej zetnie drzewo. — Usłyszała ciepły męski głos za plecami, czego całkowicie się nie spodziewała i poczuła ciepło w środku klatki piersiowej, lecz na zewnątrz dalej wyglądała tak samo.

— Jest Pan sędzią? — Odwróciła się do Kakashiego Hatake z promiennym uśmiechem, który przyglądał się jej z zaciekawieniem, od kiedy tylko zjawiła się w pobliżu. Przez ostatni czas było już za ciemno na czytanie książki, więc coraz bardziej się nudził. Nastolatkowie mieli dziwne pomysły, a że byli jego pierwszymi wychowankami, to nie wiedział, czy jest to normalne, więc siedział i oglądał tę rywalizację od ponad trzech godzin.

— Powiedzmy. Trochę się obawiam, że mogliby zacząć rzucać w samych siebie. — Zaśmiał się lekkodusznie, przymykając oczy.

— Całkowicie rozumiem pańskie obawy. — Przytaknęła, ponownie kierując wzrok na chłopców. 

Wydawała mu się niesamowicie dziwna. Sakura nazywała ją altruistką chętną do rozmowy i wspierania każdej osoby z wioski, a nie opuszczało go wrażenie, że tak naprawdę unika z nim kontaktu. To naprawdę dziwne mieszkać z kimś w jednej, niewielkiej wiosce, a znać się jedynie powierzchownie, pomimo wykonywania tego samego zawodu. Nie wiedział, czy to jego wina, czy za zachowaniem kunoichi kryje się coś więcej, więc z braku laku postanowił poprowadzić dialog, stając obok niej.

— Pewnie wracasz z misji?

— Tak. W sumie trwała pełne dwa dni i u mnie też powoli mieli siebie dość, ale na szczęście nie pozabijali się nawzajem. — Odpowiedziała z rozbawieniem, posyłając mężczyźnie przelotne spojrzenie. Zaśmiał się jedynie pod nosem, mimowolnie zerkając na zbyt dużą kamizelkę, która widocznie odstawała od jej ciała. Zaczął zastanawiać się, dlaczego nie zamówi mniejszego rozmiaru, jednak z boku jego intencje wyglądały całkowicie inaczej. 

— Megumi, a jak wygram, to nauczysz mnie jakiejś techniki?! — Naruto wydarł się, aby przyciągnąć ich uwagę, kiedy kątem oka dostrzegł, że wzrok mistrza spoczywa w nieodpowiednim miejscu.

— Jest cisza nocna i niestety nie. Najpierw musisz nauczyć się podstaw. — Wytłumaczyła spokojnie, dokładnie wypowiadając każde słowo, żeby skłonić chłopaka do nieco cichszej rozmowy.

— To ich też mnie naucz, dattebayo! — Odparł z niezadowoleniem, wyrzucając ostrze z całej swojej siły. Kakashi ponownie spojrzał na rudowłosą z zamyślonym spojrzeniem. Po chwili pośpiesznie zamrugał, unosząc brew, co sugerowało, że na zakrytej twarzy mężczyzny najpewniej pojawił się uśmiech.

— A właśnie. Może popsuję Ci tym niespodziankę, ale słyszałem na ostatnim zebrania, że masz zostać joninem. Jeżeli chciałabyś potrenować jakieś dzieciaki na próbę, to nie ma sprawy. — Zaproponował z uprzejmością, dostrzegając w tym korzyści również dla siebie. Mógłby obserwować ich z odpowiedniej odległości, czytając przy tym książkę i wysłużyć się koleżanką o mniejszym stażu. Był w końcu wygadanym, zmęczonym życiem weteranem. Zdawał sobie sprawę ze swojej charyzmy, nie zakładając odmowy. 

— Nie przyjmę tego tytułu. — Te słowa wypowiedziane w lekki, pogodny sposób całkowicie zrujnowały jego zamiary. Otworzył szerzej oczy, a ona odwróciła się w jego kierunku, posyłając mu nieskazitelny uśmiech. — Chociaż z chęcią zobaczę, jak trenują. — Dopowiedziała, ale to nie miało już dla Kakashiego żadnego znaczenia.

— Dlaczego? — Spytał śmiertelnie poważnie, czując się jeszcze bardziej zaintrygowany personą stojącą tuż obok. Rudowłosa uniosła wzrok na gwiaździste niebo, zastanawiając się nad odpowiedzią, lecz zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczuła silną dłoń na swoim ramieniu.

— Właśnie, dlaczego? — Brodaty mężczyzna z papierosem w ustach zaszedł ją od tyłu, unosząc kąciki ust do góry, kiedy tylko była podopieczna na niego spojrzała. Kopiujący ninja wiedział o obecności mężczyzny, dzięki dobremu wyczuciu czakry, a i Yumi nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną.

— Miło mistrza widzieć. Panią również. — Zwróciła się do Kurenai, przechodzącej w pobliżu. Kobieta kiwnęła do niej głową, po czym odeszła, aby ukryć fakt, że przyszła tu z Asumą. Lecz co innego mogłaby tu robić po dwudziestej drugiej? Dwójka joninów tuszowała swój związek, chociaż dla każdego był on oczywisty. — A ogólnie to nie temat na rozmowę tego typu. — Dodała miło, rozkładając ręce, co też stanowiło dość oczywistą ucieczkę od tematu.

— Zawsze powtarzasz to samo. Mam rozumieć, że zastanowisz się nad tym, jak już spełnisz swoje marzenie? — Poklepał ją po plecach, na co spuściła głowę, śmiejąc się cicho pod nosem.

— W sumie wtedy mogłabym nad tym pomyśleć. — Wypowiedziała znacznie ciszej, jeszcze raz patrząc w jedyne widoczne oko Kakashiego, po czym energicznie zrobiła krok w bok, unosząc otwartą dłoń z tym samym, niezmiennym uśmiechem, będącym jej standardową miną. —Jestem już zmęczona, a i wyglądam nie za korzystnie, więc życzę mistrzom miłego wieczoru.

— Nawzajem. — Odpowiedzieli mniej więcej równo, ponieważ Hatake zagapił się, czuć narastającą ciekawość, o co może chodzić.

— Powodzenia chłopaki! — Yumi krzyknęła jeszcze do geninów atakujących drzewo i o dziwo pomachał jej sam Sasuke Uchicha, podczas kiedy na czole Naruto wyszły żyłki złości.

— Powinnaś kibicować tylko mi! — Przekrzyczał ją, na co głośno się roześmiała, odchodząc w kierunku swojego domu. Dowódcy początkujących drużyn popatrzyli po sobie, a zamaskowany mężczyzna przymknął oczy, drapiąc się z tyłu głowy.

— Marzenie? Aż mnie zaciekawiliście.

— Yumi przez pierwszy rok swojej kariery była w tej sławnej, pechowej drużynie pod dowództwem Gai'a. Pewnie słyszałeś o tamtym incydencie. — Asuma przeniósł wzrok na rywalizujących chłopców, podczas kiedy Kakashi dalej na niego zerkał. 

— Tak, żalił mi się na to kilka lat temu. Dużo o tym mówiono. — Odparł poważnie, bo ta sprawa nie należała do najprzyjemniejszych początków młodocianych geninów. Jego rywal nie mógł nic na to poradzić, bo nie jest cudotwórcą, a jednak gdzieś nosił w sobie ukrytą gorycz, że mógł poprowadzić tę misję lepiej. 

— Z mojego oddziału wyłamała się jedna osoba, więc zajęła jej miejsce i przeprowadziłem z nią standardową rozmowę zapoznawczą. Powiedziała, że nie marzy o niczym innym, jak dożyć do dwudziestki. — Wyjaśnił melancholijnym głosem, wracając w myślach do chwil, kiedy Taro, Etsuko i Yumi byli jeszcze niewinnymi brzdącami, a przynajmniej tak chciał o nich myśleć.

— Chyba dobrze mieć przyziemne marzenia. — Kakashi zaśmiał się cicho na te słowa, spoglądając na Naruto, który ciągle wrzeszczał, że zostanie kolejnym Hokage.

— Może czuć się za młodo na taką funkcję. Akurat Ty nie jesteś osobą, która zrozumiałaby ją pod tym względem. Zostałeś w końcu joninem mając trzynaście lat.

— Wręcz przeciwnie. Skoro to z rozważności, to w pełni ją rozumiem. — Argument kolegi nie przypadł mu do gustu i chciał się w jakiś sposób odebrać, dźgając go łokciem w ramię. — A Ty powinieneś dołączyć do Kurenai. Kobiety łatwo urazić. — Na twarzy Asumy momentalnie pojawiły się rumieńce, a on sam faktycznie zaczął się wycofywać, spoglądając w tył po raz ostatni.

— Wcale do niej nie idę... — Zarzekł się bez jakiejkolwiek pewności, co tylko dodatkowo rozbawiło srebrnowłosego.

Kiedy ponownie został sam z uczniami, wrócił na gałąź drzewa, na której siedział przed przybyciem niebieskookiej i wyciągnął książkę z kieszeni. Myślami powędrował do nietypowego zachowania kunoichi. Pomszczenie rodziny, zyskanie szacunku, odwzajemnienie uczuć. Są to cele, do jakich można dążyć. Dzięki temu ludzie stawiają sobie poprzeczkę, jaką mogą przekroczyć tylko wtedy, kiedy się postarają. Czas płynie sam. Dożywanie do swoich urodzin jest czymś, co dzieje się wbrew woli. Trzeba wieść naprawdę smutny żywot pełen goryczy, aby ukrywać emocje za uśmiechem oraz marzyć o takich oczywistościach. W końcu znał to z autopsji, nawet jeżeli śnił o mniej przyziemnych rzeczach. 

A może po prostu Yumi doszła do momentu, gdzie takie rzeczy nie mają już żadnego znaczenia? Tego nie wiedział, lecz zdecydowanie zaintrygowała postawa kobiety.

26  25 21 13 9

Sprawnie wykręciła się z dłuższej rozmowy, chcąc dotrzeć do domu najszybciej, jak to tylko możliwe. Była na siebie zła, że coraz częściej nie potrafi spełniać obietnic, które sobie złożyła. Unikała Kakashiego przez kilka lat, a teraz wszystko zaprzepaszczała, ulegając swoim nagłym uczuciom. Dobrze wiedziała, po co tu jest, lecz powoli zaczynała pękać. Po kilkudniowych misjach zawsze bolała ją twarz od ciągłego uśmiechania się, dlatego tym bardziej chciała zamknąć się w czterech ścianach, aby chociaż na chwilę zachowywać się swobodnie. Czuła się bezpiecznie tylko w swoim pokoju. Nawet po drodze w środku nocy uśmiechała się pogodnie, idąc przez uliczki, gdyby ktoś zechciał ją śledzić. Miała dość swojej maski, ale doszła za daleko, by się poddać.

Nie umiała opisać przygnębienia, jakie poczuła, widząc pod swoimi drzwiami znajomą sylwetkę. Często spędzali razem czas i naprawdę go lubiła, nieważne kim by był, ale teraz chciała zostać sama. Szczególnie po tym, do czego się dziś posunął.

— Kabuto, co tu robisz? — Pomimo to zwróciła się do rówieśnika z przyjaznym wyrazem twarzy, sięgając do kieszeni po klucz. Okularnik wbił w nią natarczywy wzrok, również się uśmiechając, jednak w swój specyficzny, nieodgadniony sposób. Teraz byli sami. Mogła mu wygarnąć, co chciała, a pomimo to nic nie zrobiła.

— Chciałem z Tobą porozmawiać. — Miał miły głos i nie brzmiał, jak ktoś ze złymi zamiarami, co było zwykłą iluzją.

— Tego się akurat domyśliłam. — Zaśmiała się lekko, otwierając przed nim drzwi. — Wchodź. 

Chyba pierwszy raz targały nim wtedy wątpliwości, czy aby na pewno chce to zrobić. Przekroczył próg starego budynku, wyglądającego z zewnątrz jakby był nawiedzony. Jednak dziś się na tym nie skupiał. Wszedł do sieni, z pamięci kierując dłoń w kierunku lewej ściany, gdzie znajdował się włącznik. Światło, które otuliło pomieszczenie, miało ciepłą, żółtą barwę i przyciemniało jeszcze bardziej ciemne, zastawione szafami pomieszczenie. Dwójka przyjaciół zdjęła buty, po czym Yumi energicznie wskoczyła na podwyższenie, odwracając się do niego z promiennym uśmiechem.

— Napijesz się herbaty?

— Tak. — Przytaknął, wyglądając na nieco zmieszanego. 

Ta postawa go dobijała. Ona musiała to widzieć. Chciał zamordować jej przyjaciółkę, a ona potrafiła zachowywać się, jakby była najszczęśliwszą osobą na ziemi. Znosił wiele prób mistrza Orochimaru, jednak zderzenie się z takim zachowaniem, powoli zaczynało go przerastać. Rudowłosa ruszyła w podskokach do kuchni, nie zapalając po drodze żadnych świateł. Zrobił to za nią, kierując się do przełącznika. Prawie wariował w myślach, sądząc, że 'przyjaciółka' zaraz podejmie próbę odebrania mu życia. Poszedł za nią, siadając przy stole obitym ceratą w kraciastą, zielono-żółtą kratkę. 

— Twoja mama znowu jest w szpitalu? — Zagadał wesoło, kiedy odpaliła podłużne lampki nad szafami, z których dla odmiany wydobyło się jaskrawe, białe światło nieprzyjemne dla oczu. Kayako Tanaka nie należała do miłych osób. Wydawała się całkowicie szorstka, niczym nie przypominając swojej córki. Miały ten sam kolor włosów, podobną twarz i to wszystko.

— Wiesz, jak z nią bywa. — Odpowiedziała lekkodusznie, wstawiając wodę w dużym, czarnym czajniku, którego gwizdy zazwyczaj brzmiały, jak gryzące się koty. Wszyscy znajomi wiedzieli, o chorobie Pageta w jej rodzinie, dlatego nie dziwiła ich tak informacja. Kabuto chyba pierwszy raz zakwestionował, czy aby na pewno kobieta jest chora. Kiedy Yumi odwróciła się do niego, opierając plecy o kuchenną szafkę, spuścił wzrok. Zaczął się denerwować i doskonale wiedział, że to widać.

— Yumi. Powiesz mi coś szczerze? — Resztkami sił uśmiechnął się nerwowo, przypominając sobie w głowie obraz, jaki zobaczył na misji. 

— Szczerze zawsze, bo nigdy nie okłamuję przyjaciół. Czy Ci odpowiem to całkowicie inna kwestia. — Usiadła naprzeciwko, opierając się o stół łokciami. Chłopak prychnął pod nosem, patrząc finalnie w morskie tęczówki niesplamione złem. 

— Co się stało z Twoimi oczami podczas misji?

..........

Dziękuję wszystkim za komentarze i głosy. Złapałam dzięki nim dużo weny, która pozwoliła mi napisać kolejny rozdział bardzo szybko. Wiem, że na razie w historii jest mało Kakashiego, ale bądźcie cierpliwi. 

Mam nadzieję, że się wam spodobało i do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro