VI || Sztuka udawania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,,Zdrada to cios, którego nie oczekujesz. Jeśli dobrze poznasz swoje serce, to nigdy ci takiego ciosu nie zada. Będziesz bowiem znał jego najtajniejsze marzenia i jego tęsknoty, i będziesz je szanował.''

~ Paulo Coelho


◷◶◵◴

Legenda powiada, że wojownicy wracali do domu po wielu tygodniach nieobecności. Jeden z nich chciał zrobić swojej narzeczonej drobny, za to miły prezent na powitanie, ponieważ wiedział, jak bardzo martwi się o niego za każdym razem, gdy ruszał do boju. Kiedy zatrzymali się na ostatni postój przed powrotem do domu, odszedł od swoich towarzyszy i zaczął zbierać małe, niebieskie kwiatki na pobliskiej łące. Niestety, kiedy przechodził obok rzeki, omsknęła mu się noga i wpadł do wody. Porwał go nurt rzeki, a topiąc się zdążył krzyknąć "Nie zapomnij o mnie". Ukochana usłyszała to wołanie. Jej najdroższy już nigdy nie powrócił, ale ona pamiętała o nim do końca swojego życia. Stąd wzięła się nazwa 'niezapominajki'. 

Przywołała w myślach tę starą historyjkę, kiedy poszła zobaczyć, czy pączki drobnych kwiatów przy symbolicznym dla niej miejscu, rozwinęły się od wczorajszego dnia. Zdziwiła się, kiedy pierwszy raz w życiu zobaczyła pojedyncze, różowe sztuki wśród niebieskiej rabatki. Przez kilka lat nie doświadczyła jeszcze podobnego zjawiska. Nie dawało jej ono spokoju do takiego stopnia, że wstąpiła do kwiaciarni w drodze na miejsce zbiórki. 

— Ino, wiesz może, co symbolizują różowe niezapominajki? — Spytała z delikatnym uśmiechem, rozglądając się po asortymencie. Blondynka oderwała się na chwilę od rozkładania nasion za ladą sklepu, odwracając się w kierunku starszej koleżanki, klęczącej przy sadzonkach hiacyntów. 

— Delikatne i niewinne zbliżenie. — Powiedziała rozmarzonym głosem oraz aluzyjnym uśmiechem, napierając łokciami na drewniany blat. — Zakwitły Ci takie?

— Tak. 

— To całkiem normalne. —  Potwierdziła ze spokojem, wiedząc, że Yumi hoduje je już od paru lat pod drzewem przy Akademii. Była nawet zdziwiona, że nie spotkała się jeszcze z tym dość częstym zjawiskiem. — Musiały się skrzyżować w którymś pokoleniu, ale Ty pewnie wolałabyś niebieskie, prawda? — Dodała wesoło, wskazując palcem na granatowy szalik wokół jej szyi, który również zaczęła nosić mniej więcej wtedy. Ubierała się w różne kolory, przez co nie zawsze pasował do stroju, a pomimo to nigdy z niego nie rezygnowała. 

— Nie. W sumie to w ogóle nie lubię niebieskiego. — Pokręciła głową, popadając w stan melancholii, przez który jej uprzejmy uśmiech wydawał się nieco przygaszony. Złapała dłonią za skrawek gładkiego materiału, podnosząc się. — Do zobaczenia. — Wyszła ze środka, machając znajomej na pożegnanie. Ino wygięła usta w poziomą linię, zastanawiając się, o czym właśnie pomyślała kobieta. 

— Hej! — Krzyknęła, aby to pożegnanie dotarło do rudowłosej, chociaż ta zdążyła zamknąć za sobą drzwi. — Co ją tak nagle ugryzło? — Zamruczała pod nosem, wracając do poprzedniego zajęcia. 

Stan głębokiej zadumy opuścił niebieskooką dopiero po pojawieniu się Iruki, który przybył na skraj wioski jako ostatni, co wcale nie oznaczało, że się spóźnił. Można było powiedzieć o tej grupce wiele niewygodnych rzeczy, ale za to każdy wykazywał się punktualnością, a nawet pojawiał się za wcześnie. To, że znikali, gdy ktoś musiał odebrać zlecenie lub trzeba było zdać raport, stanowiło zupełnie inną kwestię.

— Witamy Cię w naszych szeregach. — Pani Kapitan obdarowała kolegę promiennym uśmiechem, który odwzajemnił, patrząc po innych członkach. Już dawno nie domykał ich zespołu, od kiedy skupił się głównie na nauce dzieci. Najlepiej znał się z Yumi dzięki jej relacji z Naruto. Taro mieszkał zaledwie kilka domów od niego, jednak w dzieciństwie kiepsko się ze sobą dogadywali przez ciężki charakter zielonowłosego w tamtym okresie. Etsuko podobała mu się za czasów nauki w Akademii, jednak nigdy nawet nie rozmawiali ze sobą na osobności.

— Hej, nie musieliście długo czekać? — Spytał dla niepoznaki, chociaż doskonale wiedział, że Megutei wstąpiła do kwieciarni, docierając niedawno na miejsce. Szli z Akademii jedną drogą, ale brunet zauważył, w jakim nietypowym nastroju się znajduje i nie chciał niepotrzebnie zawracać jej głowy. W końcu zawsze podchodziła do wszystkiego z optymizmem, podejmując szybkie decyzje w kluczowych momentach i nie zamartwiając się żadnymi problemami. Jeśli tym razem chciała nad czymś podumać, to uznał, że miała do tego prawo.

— Nie. — Kobiety odpowiedziały mniej więcej równo, podczas kiedy Taro jedynie pokręcił głową, klęcząc nad swoim plecakiem. Patrzył się przed siebie z poważną miną, jakby zastanawiał się, czy aby na pewno wziął wszystko ze sobą. 

— W takim razie możemy ruszać. — Słysząc ożywiony ton rudowłosej, powstał z ziemi, przenosząc na nią wzrok, podobnie do reszty zespołu. — Trzymajcie się mnie, a szczegóły ustalimy w trakcie. — Zarządziła z uśmiechem, a następnie ruszyła biegiem w kierunku pobocznej bramy, wskakując na drzewo, gdy tylko miała do tego okazję.

Ceniła sobie podróżowanie właśnie w ten sposób. Skacząc po gałęziach, mogła poczuć wolność w świecie, w którym każdy człowiek czemuś podlegał, musząc się z czymś liczyć na każdym kroku. W takim momencie gnali z zadaniem powierzonym przez wioskę, jednak myśli o tym odkładała na bok. Nie miała wpływu na losy świata, dlatego czerpała, ile tylko mogła z chłodnego powiewu wiatru wśród koron drzew oraz promieni, jakie wkradały się do lasu mimo gęsto osadzonych liści. Szczególnie że nie pozostało jej już zbyt wiele czasu, z czego zdawała sobie sprawę, przeżywając te chwile najlepiej, jak mogła. Miała pewne marzenie, którego nikomu nie zdradziła, ale spełniała je w miarę możliwości.

— Taaak! Kilka dni bez oglądania mojego brata! — Echo rozniosło po okolicy radosny głos Taro, a Yumi zaśmiała się pod nosem, zerkając na zdziwionego Irukę.

— Co Ci nie pasuje w Twoim bracie? — Etsuko pomimo swojego dobrego humoru, zadała to pytanie z dozą złości, patrząc na niego ze zmrużonymi oczami. Dla kobiety taki wiatr był nie do zniesienia, ponieważ szybko wysychały jej oczy i musiała nosić ze sobą sól fizjologiczną w ampułkach.

— Wszystko. — Odpowiedział najpoważniej, jak tylko umiał, na co przyłożyła dłoń do czoła, wzdychając z zażenowaniem.

— Jeżeli jesteś dziwny pod jakimś względem, to nie musisz się przy nas hamować. — Niebieskooka zapewniła ciepło bruneta, który uniósł kąciki ust do góry, przez sielankową atmosferę panującą pomiędzy nimi. 

— Dobrze wiedzieć.

◷◶◵◴

Zbieranie potrzebnych informacji oraz finalna podróż do Wioski Dźwięku, zajęła grupie parę dni. Do tej pory nie musieli się z nikim mierzyć. Siedzieli obecnie na leśnej ściółce pomiędzy drzewami, chcąc przedyskutować ze sobą dalsze kroki. Yumi wolała prowadzić misje w demokratyczny sposób, jeśli czas na to pozwalał, niż decydować samotnie. Nie miała problemu z wydawaniem rozkazów, ale chciała, aby w jakimś stopniu każdy decydował o samym sobie, nie będąc tylko i wyłącznie narzędziem.

— Podsumujmy. Drużyna y przemieściła się do wioski s i tyle ich widzieli. Pytanie brzmi, gdzie w tym czasie przebywała Pani l, a przede wszystkim - co Orochimaru ma z tym wspólnego. — Zielonowłosy chłopak wypowiedział te zdania z przejęciem, stojąc nad dwójką towarzyszy z palcem wyciągniętym do góry.

— Co Ty właśnie stworzyłeś? — Etsuko zmieniła z tego wszystkiego pozycję, siadając po turecku z rozłożonymi rękoma. Spojrzała na dowodzącą, jakby szukała ratunku, ale przyjaciółka tylko wzruszyła ramionami ze zmieszanym uśmiechem, opierając się plecami o drzewo.

— W ogóle skąd te literki? — Brunet z blizną na nosie, również nie wydawał się zadowolony z tego, co usłyszał, łapiąc się za brodę.

— Dziękujemy Ci Taro za to dramatyczne przemówienie. — Megutei wstała energicznie, stając obok niego. — Grupa ninja oczekująca na proces wydostała się z więzienia w naszej wiosce. Musimy sprowadzić ich z powrotem żywych i w miarę możliwości zdrowych. Ostatni raz byli widziani niedaleko Wioski Dźwięku, ale musimy być ostrożni. Zgodnie z doniesieniami, przebywa tu Orochimaru, z którym nie mamy najmniejszych szans.

— Zapomniałaś o Pani l. — Ciemnooki spojrzał na nią z pretensją, a ona głośno wypuściła powietrze nosem, pomimo wszystko nie tracąc delikatnego uśmiechu ani spokojnego tonu głosu.

— Oddział siedział w więzieniu, ponieważ został zatrzymany za próbę porwania wyroczni, która obecnie wraca do kraju błyskawic. Musimy znaleźć ją przed nimi. Zapętliła swoją podróż przez chęć zobaczenia świątyń w naszym kraju, całkowicie nieświadoma zagrożenia.

— Tak się tłumaczy. — Blondynka klasnęła w dłonie, a Taro zaczął poruszać bezgłośnie ustami, parodiując wypowiedziane przez nią zdanie. Pozostała dwójka również postanowiła wstać, aby nie odstawać od towarzyszy.

— Powinniśmy zastanowić się, co zrobić. Obecność czteroosobowej drużyny w wiosce wzbudzi podejrzenie. Dodatkowo jeżeli wyrocznia tam jest, to połowa z nas musi patrolować okolice, gdyby zbiegli się pojawili. — Iruka dodał coś od siebie, zauważając dziwne podekscytowanie w ciemnych oczach sąsiada.

— Dlatego mogę pójść do wioski jako ochotnik. — Wyrwał się przed szereg, czym wywołał śmiech Etsuko.

— Chyba żartujesz.

— Nie. — Zaprzeczył z uporem, zaciskając pięści. Dla reszty ta postawa była po prostu śmieszna, z czego zdawał sobie sprawę, jednak nie zamierzał temu ulegać. — Jestem najmniej wartościowym członkiem, poza tym Yumi mi ufa. Prawda? — Zwrócił się do partnerki w tajemnicy, jaką zatajali przed całą wioską i wszystkimi poza nią. Opanowana ekspresja jej morskich oczu nie uległa zmianie, chociaż dostała od reszty natarczywe spojrzenia. W końcu wszystko tak naprawdę zależało od tego, co teraz powie. 

— Oczywiście. Życzę powodzenia. — Nie mogła zaprzeczyć, że w środku targały nią różne emocje, lecz pomimo to wypowiedziała te słowa stanowczo z uprzejmym uśmiechem. Powtórzyła w myślach słowa, jakie często słyszała w odległych już czasach "Dając ludziom wolną wolę, musimy pogodzić się z tym, że nie zawsze będą postępowali zgodnie z naszymi oczekiwaniami."

— To na pewno dobry pomysł? Mogę iść razem z nim. — Nieco starszy brunet należał do miłych osób i nie chciał negować rozkazów. W tej sytuacji poczuł wbrew temu przymus, aby zareagować, lecz niższy chłopak złapał go za ramię.

— Nie, mogę zrobić to sam. Poza tym wy też będziecie mieć zajęcie. — Zapewnił go miło, a Yumi zaczęła rozkładać mapę terytorialną, zerkając na dwójkę z podbudowującą miną.

— W razie co przyjdę Ci z pomocą.

— Miejmy nadzieję, że Orochimaru się nim naje. — Etsuko chwyciła się pod biodrami, nie mogąc uwierzyć, że ktoś taki jak Taro zgłosił się na ochotnika. Tak szczerze martwiła się o niego całym swoim sercem, bo nie wyglądał na rasowego wojownika. Mierzył zaledwie metr sześćdziesiąt dziewięć, chodził całe dnie z głową w chmurach, a przede wszystkim marnował potencjał swojego rodu. Nie chcąc myśleć o tym, co złego może mu się przytrafić, wolała rzucić niemiłą uwagą, wprawiając go w śmiech.

— Orochimaru nie je ludzi. — Iruka zwrócił jej uwagę z rozbawieniem, a ona ponownie rozłożyła ręce.

— Nie możesz mieć pewności. 

◷◶◵◴

,,Idioto. Przecież nie wiesz, co Cię tu czeka." 

Powiedział sobie w myślach, przechodząc opustoszałymi uliczkami imitacji wioski, stworzonej przez Legendarnego Sanina. Wyrwał się przed resztę, chcąc udowodnić samemu sobie, że nie jest tchórzem. Tylko niestety należał do tchórzy i to najwyższej rangi. Nauczył się kilka lat temu, jak udawać obojętność względem przyszłości, jednak teraz pozostał całkowicie sam, więc po co miałby oszukiwać samego siebie, skoro doskonale wiedział, o czym myśli. A myślał o rzeczach makabrycznych. Strach rozciągał się na wszystkie wyobrażenia, jakie rodziły się w jego głowie. Mimo posiadania bladej cery pobladł jeszcze bardziej, ssał nerwowo dolną wargę i rozglądał się dookoła, aby w razie czego namierzyć potencjalnego przeciwnika. Zawsze mógł wrócić. Nikt by go za to nie ukarał. Yumi uśmiechnęłaby się z lekkim zażenowaniem, Etsuko stwierdziłaby "Wiedziałam!", a Iruka odetchnąłby pewnie z ulgą, że nie stracił członka oddziału. Dlaczego więc chciał udowodnić coś sobie akurat w tej przeklętej wiosce?

Wszedł do jedynego w okolicy hotelu z niepewną miną oraz poważnym spojrzeniem, podszytym strachem. Jeśli wyrocznia chciałaby się gdzieś zatrzymać, to równie dobrze mogłaby tutaj. W końcu była w gruncie rzeczy neutralna, więc Orochimaru nie powinien mieć w interesie, aby wyrządzić jej krzywdę. Wnętrze budynku wyglądało na niezaniedbane. Na przymglonych oknach bez problemu dawało się dotrzeć smugi, na podłodze zbierał się kożuch z kurzu, a w rogach ścian znajdowały się kropki. Przez ich morski kolor, nie wiedział, czy to aby na pewno pleśń. W zaciemnionym holu z fontannami po bokach unosił się zapach stęchlizny, przez który dostał w pierwszym momencie zawrotu głowy.

— Mógłbym wynająć pokój? — Podszedł do starszej kobiety, siedzącej za pomalowanym na fioletowo biurkiem z zardzewiałym dzwonkiem.

— Oczywiście. Po to jest to miejsce, chłopcze. — Odpowiedziała z drwiną, doskonale wyczytując, jak bardzo przeraża go obecność w tym miejscu. 

— No tak. — Taro zaśmiał się, patrząc na jej wychudzoną twarz. Po braku reakcji ze strony recepcjonistki zwiesił ramiona, czując się ponownie jak skończony idiota. — Jedna osoba, jedna doba. — Dodał smętnie, sięgając po portfel. 

Chyba pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, użył swojej zdolności maskowania na misji. Nie bał się śmierci, bo wedle informacji, że nie powinien teraz umierać, jednak istnieją na tym świecie rzeczy o wiele gorsze. Yumi wiedziała na temat przyszłości więcej od niego, jednak teraz musiał radzić sobie sam. Ukrywając czakrę, przemieszczał się korytarzami, próbując znaleźć ślady czyjejś obecności. Bez wątpienia było tu wielu ludzi, do których wolał się nie zbliżać. Biła od nich mroczna i bezwzględna energia, jaką ominął, wychodząc do ogrodu na zewnątrz. Na środku znajdowała się kamienna altanka, obrośnięta winoroślą i to właśnie stamtąd poczuł coś kojącego. Nie miał na sobie obecnie ochraniacza, dlatego wołał nie podchodzić bezpośrednio do nich. Mogliby uznać go za wroga lub być jedynie klonami prawdziwych osób. Zakradł się do starej szopy z desek wyjedzonych przez termity, obserwując wysoką kobietę w zwiewnej, białej sukni przez dość spore szczeliny w ścianach. Słońce powoli zachodziło, a ona spędzała ten wieczór, śmiejąc się w towarzystwie dwójki swoich ochroniarzy, popijających herbatę. Byli ubrani w stroje shinobi z Błyskawicy, a na ich czołach widniały blaszki z symbolem wioski, do jakiej należeli. Taro odetchnął z ulgą, nie zdając sobie sprawy z dość istotnego faktu.

Pewna osoba, zaczęła mu się przyglądać, zdejmując po pewnym czasie ochraniacz z czoła. Mógł wyczuć niepewność Taro nawet z kilku metrów i korzystając z jego roztrzęsienia, wszedł do tej samej szopy, kucając obok swojego starszego kolegi. 

— Miłe spotkanie, prawda? — Spytał półszeptem, uśmiechając się w życzliwy z pozoru sposób. Dwudziestolatek odsunął się do boku z przerażoną miną, ledwo powstrzymując się od krzyku. 

— Na wszystkie twory boże, nie strasz mnie tak. — Przyparł dłoń do klatki piersiowej, nie mogąc w pierwszym momencie pozbierać myśli. Okularnik przybrał przepraszający wyraz twarzy, chociaż tak naprawdę to właśnie taki efekt chciał uzyskać, podchodząc tu w taki sposób — Też masz tu misję?

— Można to tak nazwać. — Gdy ciemne oczy Maramatsu wróciły do obserwacji wyroczni, rok młodszy shinobi patrzył wprost na niego, przymykając delikatnie oczy. — Czyżbyś był sam?

Po usłyszeniu tego pytania Maramatsu poczuł przeszywający strach, zastępujący chwilową ulgę. Uświadomił sobie, że znalazł się w całkowicie niekorzystnej sytuacji, bo w tym momencie nie powinien patrzyć na niego jak na kompana z Konohy. Wiedział, dla kogo on tak naprawdę pracuje i nieraz ledwo powstrzymywał się od rzucenia jakiegoś głupiego, sugestywnego komentarza. To, że nigdy tego nie zrobił, wyszło mu teraz na korzyść.

— A widzisz kogoś innego? Poszedłem na ochotnika, spodziewałbyś się? — Wypowiedział podekscytowanym głosem. Mógł jedynie udawać, zachowując się tak samo jak zawsze. Musiał w miarę możliwości wyjść na nieszkodliwego kretyna, na którego nie opłaca się nawet brudzić rąk.

— Raczej nie. To jakie masz zadanie? — Jednak szpieg Orochimaru również odgrywał swoją rolę, patrząc na niego natarczywie. Podejrzewał, że Taro boi się obecności w tym miejscu, nie dopuszczając do siebie innej możliwości. Taki niewinny płatek śniegu rzucony na szarą rzeczywistość shinobi, doszczętnie go rozbawił. 

13 21 19 9 1 12  19 9 5

Różowe niezapominajki i dziwnie niekonfliktowy humor Etsuko w ostatnim czasie, nie dawały Yumi spokoju. Za pierwszą rzecz mogła obarczyć odpowiedzialnością swoją relację ze srebrnowłosym joninem, jednak w drugiej kwestii, nie wiedziała, o co chodziło. To nie tak, że była to rzecz niezwykle ujmująca. Po prostu zgodnie z jej oczekiwaniami brązowooka nie powinna się teraz tak zachowywać, więc dziewiętnastolatka wróciła do stanu zadumy, podczas kolejnego przegrupowania w celu krążenia dookoła wrogiej Wioski. Dociekliwy wzrok kobiety spoczął na jabłku, jakie blondynka wyjęła z plecaka, rozmawiając z Iruką. 

— Mogę zobaczyć? — Złapała ją znienacka za rękę, zanim ta zdążyła się wgryźć.

— O co Ci chodzi? — Etsuko wzdrygnęła się, oddając odruchowo owoc. Ze zdziwieniem obserwowała, jak przyjaciółka oglądała je z niepozornym uśmiechem, czując w kościach zalążek niepokoju. 

— Patrz. — Megutei wskazała na czerwony, podłużny pasek, który odznaczał się na całkowicie zielonej skórce. — Rzadko się takie zdarza. 

— Ta... — Dwudziestolatka złapała odrzucone z nonszalancką miną jabłko, nie mogąc zrozumieć, o co jej chodziło. Rudowłosa często zwracała uwagę na drobne, nic nieznaczące rzeczy, po czym zachowywała się, jak gdyby nigdy nic.

— Zostańcie tu i miejcie oczy szeroko otwarte. — Kapitan oddziału skierowała kroki w kierunku wioski, zostawiając zdumioną dwójkę, patrzącą się po sobie.

— Mówiłam, że czasami jest dziwna. — Etsuko ugryzła jabłko, wzruszając ramionami, a Iruka zaśmiał się cicho, nie chcąc drążyć tego tematu.

◷◶◵◴

Atmosfera pomiędzy znajomymi zagęściła się jeszcze bardziej, kiedy wspólnie podążyli za wyrocznią do środka budynku. Od kiedy Taro mniej więcej wyspowiadał się, co tu robi, aby tylko nie ucierpieć, jego podejrzany znajomy przestał się odzywać. Dostał gęsiej skórki, czując, jak ciemne oczy dziewiętnastolatka, idącego o krok za nim, co jakiś czas przeszywają go na wskroś. Gdy tylko zerkał do tyłu, spotykał się z groteskowym, wyuzdanym uśmieszkiem, który już w ogóle nie wydawał mu się ani trochę przyjazny. Miał wrażenie, że Kabuto najzwyczajniej się nad nim znęca, czerpiąc przyjemność z lęku i niepewności, jaką w tym momencie odczuwał. W końcu nie wytrzymał. Przystanął, czując czakrę wyroczni w jednym z pokoi, po czym odwrócił się z rozbawioną, zmieszaną miną.

— Chcesz mnie zabić, czy zaprosić na randkę? W sensie jedno nie wyklucza drugiego, bo druga opcja nie jest dla mnie kusząca podobnie jak pierwsza i mógłbyś się wkurzyć.

— Mówisz dużo bzdur, gdy się denerwujesz, Taro. Zdecydowanie za dużo. — Zaśmiał się krótko w pusty sposób, kręcąc głową z satysfakcją. Ta reakcja jeszcze bardziej przeraziła Maramatsu, szczególnie, że medyk sięgnął po coś do torby z tyłu pasach, ponownie skazując ich na chwilę ciszy. 

— Kabuto. — Właściciel imienia otworzył oczy ze zdumieniem, słysząc za sobą znajomy głos. Poczuł się skarcony i odruchowo wycofał rękę, patrząc pośpiesznie do tyłu. —  Szpiegujesz dla wioski liścia? Co za przypadek. — Wypowiedziała z wymuszoną uprzejmością, którą poczuł nawet Taro. Tym razem mógł naprawdę odetchnąć z ulgą, podchodząc do niej wesołym krokiem.

— Masz świetne wyczucie czasu, akurat zrobiło się niezręcznie. — Machnął ręką, jakby chciał odgonić złe myśli i spojrzał na rudowłosą z wdzięcznością.

— Znalazłeś wyrocznię? — Mogła wyczuć czakrę kobiety nawet z tego miejsca, ale dla podtrzymania pozorów wolała spytać, podczas kiedy Yakushi również odgrywał pozory, przyglądając się parze z Konohy jakby naprawdę spotkali się podczas swoich misji jako sprzymierzeńcy. 

— Tak, jest bezpieczna.

— Dołącz do reszty. Są w... — Przybliżyła się do niego, wypowiadając lokalizację półszeptem, niesłyszalnym dla szpiega. Gdy Taro kiwnął głową i ledwo powstrzymywał się, aby nie zacząć biec w kierunku wskazanego miejsca, Yumi zaśmiała się pod nosem. — Etsuko się o Ciebie martwiła.

— Jestem za duży na takie bajki. — Odpowiedział z rozbawieniem, machając na pożegnanie. —  Hej Kabuto.

— Hej. — Zareagował dość drętwo, zdając sobie sprawę, że stracił pozycję, z jakiej przed chwilą czerpał przyjemność. Teraz to on był kimś, nad kim można się psychicznie poznęcać. 

Spojrzał poważnie na uśmiechniętą twarz dziewczyny, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę, która zmieniła sposób, w jaki ją postrzegał.

— Co się stało z Twoimi oczami podczas misji? To kekkei genkai? — Drugie pytanie dodał po chwili, kiedy nie udzieliła mu odpowiedzi na pierwsze. Był pewny tego, czego doświadczył na ostatniej misji. Morskie tęczówki stały się na krótką chwilę żółte, a na ich krawędziach pojawiły się cztery symetryczne, czarne kreski. Nigdy jeszcze nie widział takich oczu i planował zapisać to na karcie z informacjami o Yumi, jednak coś go powstrzymało. Było to coś, czego bardzo nie lubił, ale nie mógł nic z tym nic zrobić. 

— Nie. —  Spoważniała, chociaż w dalszym ciągu się uśmiechała. Teraz wydawała się o wiele smutniejsza. Usiadła naprzeciwko niego, podpierając głowę dłońmi. — Szczerze mówiąc, nie wiadomo co to jest. Nawet nie należy do mnie.

— To do kogo? 

— Nie mogę Ci powiedzieć, ale nie martw się. — Nawiązała z nim kontakt wzrokowy, jakby chciała przekonać go o prawdziwości swoich zamiarów. — Nie zamierzam działać na Twoją niekorzyść.

W jego głowie na krótką chwilę zapanował chaos. Przecież z rzetelnych informacji, jakie posiadał, wynikało, że się przyjaźnili. Nie. To nie on przyjaźnił się z nią, lecz ona lubiła osobę, którą wykreował na potrzebę zadania powierzonego przez swojego mistrza. Była nawet inteligentna, chociaż nie wykazywała zainteresowania konkretnymi rzeczami. Pomagała komu tylko mogła, niczym się nigdy nie przejmując. Dlaczego więc zasugerowała teraz, że mogłaby działać na jego niekorzyść? Przecież nie powinna mieć pomysłów, że mają zupełnie odmienne cele.

— Dlaczego byś miała? — Spytał całkowicie zdezorientowany, a ona uderzyła rękoma w stół, przez co zmarszczył brwi ze zdziwieniem.

— Kabuto. Spytasz mnie kiedyś, kim uważam, że jesteś. Znam pośrednią odpowiedź na to pytanie. — Pierwszy raz słyszał, żeby powiedziała cokolwiek w taki bezuczuciowy sposób, chociaż znali się już cztery lata, przez które mógł ją bacznie obserwować. — Zadaj mi je, kiedy nadejdzie pora. — Dopiero to zdanie wypowiedziała milej, przymykając oczy z zagadkowym wyrazem twarzy. 

— Skąd niby możesz cokolwiek o mnie wiedzieć? — Wypowiedział sztywno, obdarowując ją spojrzeniem pełnym gniewu. Od zawsze mierzył się z problemem na temat swojej tożsamości, ale z nikim o tym nie rozmawiał i nigdzie tego nie zapisał. Jedynie Orochimaru zdawał sobie z tego sprawę. Poczuł się dotknięty, słysząc, że również Yumi mogłaby mieć na ten wrażliwy temat jakiekolwiek informacje.

— Często to powtarzam, prawda? Znam Cię lepiej niż ktokolwiek inny i spójrz. Wcale mi to nie przeszkadza. — Miała ochotę złapać go przyjacielsko za ramię, ale poderwał się do góry z grymasem niezadowolenia. On sam nic o sobie nie wiedział, więc nikt nie powinien niczego o nim wiedzieć. Od początku nic nie miał. Od początku był nikim. Takie słowa wprowadziły go w furię, przez którą powędrował do wyjścia z zaciśniętymi pięściami. Kobieta spuściła głowę z rozżaleniem, uśmiechając się, gdy miał już wychodzić.

 — Tylko nie wiem, czy powinieneś mówić o tym Orochimaru. Mi to w sumie obojętne, ale Ty możesz tego żałować. — Dopowiedziała czarująco, a on przystanął, spoglądając na nią po raz ostatni.

— Dzięki za radę. — Odmruknął z niechęcią, musząc to wszystko dogłębnie przemyśleć. Zamknął drzwi, zastanawiając się, kim niepozorna kobieta może być i jakie miejsce zajmuje w tych wszystkich konfliktach, dziejących się na świecie, poza wzrokiem zwykłych zjadaczy chleba. 

Teraz uważał ją za kogoś bardziej intrygującego oraz uzdolnionego, jeśli chodzi o sztukę udawania. Nie wierzył dłużej w to, co mówiła. Czuł się oszukany, chociaż sam oszukiwał. Nie przejmował się takimi rzeczami jak przyjaźń, a jednak polubił osobę, na jaką się kreowała. Często wyrażała zmartwienie jego osobą, pomagali sobie i spędzali czas w utopijny sposób, przez co mógł pierwszy raz od dawna odczuwać coś na kształt szczęścia, zapominając o swoim prawdziwym celu. Te ulotne chwile życia były przywileje, na które nie powinien zasługiwać ktoś bez tożsamości, dlatego teraz uważał się za naiwniaka, że w nie wierzył. Od kiedy Yumi okazała się całkowicie świadoma, traktował te chwile jak szpilki, wbijane w jego dusze. Nieważne po czyjej stronie stała, czy z jakim środowiskiem była związana. Miała nad nim przewagę, przez jaką czuł się bezbronny, a każda decyzja mogła go sporo kosztować. 

Gdy stali na korytarzu w całkowitej ciszy, zastanawiał się, co tak właściwie chciała teraz osiągnąć. Co mogła ukrywać pod tym niewinnym i naiwnym spojrzeniem?

— Twoje oczy są bardzo ładne, kiedy się nad kimś pastwisz. Sprawia Ci to przyjemność? — Wyszedł z inicjatywą, robiąc kilka kroków w przód, aby pokazać, że wcale się jej nie boi i nie czuje się uciśniony. Jednak ona wcale nie zmieniła swojego podejścia.

— A Tobie? — Splotła dłonie za plecami, przymykając oczy. Również odczuwała niezręczność tej chwili. Wiedziała, że Kabuto jej nie ufa, ale nie mogła na niego naciskać. Jeśli chciała coś osiągnąć, musiała postępować delikatnie, jakby nic się pomiędzy nimi nie zmieniło. Pomimo założeń kompana, naprawdę starała się nie kłamać.

— Może. Mam w sobie coś z sadysty. — Spojrzał na nią bezwzględnie, gestykulując prawą ręką. Spodziewał się dosłownie wszystkiego. Znajdował się na swoim terenie, jednak wolałby uniknąć walki. Nie wiedział, czego można spodziewać się po tych oczach ani czy koniecznie chciałby wyrządzić kobiecie krzywdę. — W każdym razie powinnaś zastanowić się, co zrobisz. — Dodał o wiele chłodniej, na co spoważniała.

— Ty też. Mówiłam, że nie będę robić niczego przeciwko Tobie, więc przestań podchodzić do mnie z takim dystansem. Nie chcesz jej zabijać lub porwać? Tak szczerze. — Ostatnie zdanie podkreśliła, przez co musiał przemyśleć odpowiedź. Zastanawiało go, jakby zareagowała na każdą opcję. Pozwoliłaby mu na to, czy doszłoby pomiędzy nimi do walki? Wziął głęboki wdech, przymykając oczy, żeby finalnie odpowiedzieć zgodnie z prawdą.

— Nie. 

— Słowo? — Yumi uśmiechnęła się delikatnie, wyciągając w jego kierunku mały palec. 

— Poważnie? — Zawahał się, marszcząc czoło ze zdziwienia. Uważał to za naiwne, lecz kiedy nie opuściła ręki, złożył obietnicę na palec, skoro tak jej na tym zależało. — Słowo. — Odwrócił wzrok, ponieważ ta dziecinność lekko go zawstydziła.

— W takim razie dogonię Taro i nigdy się tu nie spotkaliśmy. Co Ty na to? — Zabrała rękę, jak gdyby nigdy nic i wycofała się do tyłu.

— Mi to na rękę. — Wzruszył ramionami, w dalszym ciągu będąc wytrąconym z równowagi. 

— I tak właśnie zawaliłeś swoją misję, prawda? — Spytała nieco zgorzkniale, oddalając się szarym korytarzem, na który wpadało ciepłe światło zachodzącego słońca. 

W tym momencie pomyślał, że mogłaby pracować dla Orochimaru, ale w jakim celu? Wyczułby charakterystyczną czakrę, kiedy leczył obrażenia, jakich doznawała lub pomagał jej z bólem w dłoniach. Skoro nie miała przeklętej pieczęci, to jaki mogli mieć związek? Kabuto dostał zadanie zlikwidowania grupy z Konohy, która wkroczy na teren wioski Dźwięku. Wiedział, że niewykonanie tego rozkazu, nie wiązało się z niczym poważnym. Istniało mnóstwo logicznych wymówek, jakimi mógł się zasłonić. "Do wioski wkroczyła tylko jedna osoba i nie opłacało się rozpoczynać starcia." "Grupa zmierzyła się z porywaczami w pobliżu wioski, więc finalnie nie dotarli na miejsce" czy cokolwiek innego. Poza tym skoro wiedziała, co tu robi, to dlaczego zrobiła z niego idiotę, chcąc wymusić na nim tak niedojrzałą obietnicę? Sprawdzała, czy będzie szczery? Siwowłosy medyk zasępił się, wracając do laboratorium z głową pełną hipotez bez potwierdzenia. To, że w ogóle się tu znalazł, było przypadkiem i naprawdę nie powinna tego wiedzieć.

◷◶◵◴

Rozdział pisany z rozciętym palcem wskazującym przez testowanie, czy ostrzałka do noży działa prawidłowo, więc będzie mi naprawdę bardzo miło, jeśli zostawisz coś po sobie, drogi czytelniku! :')

Kakashi i drużyna siódma jest obecnie w Kraju Fal, zgodnie z fabuła no jutsu, ale stwierdziłam, że zamiast robić nienaturalny time skip, rozbuduję relacje innych postaci i grzecznie poczekam, aż wróci. W następnym rozdziale pojawi się bardzo dużo postaci jak Guy, Lee, Hinata czy drużyna Asumy, więc serdecznie zapraszam!

Przywołana przeze mnie legenda jest nawiązaniem do jednej z niemieckich bajek na temat pochodzenia nazwy niezapominajki. Istnieje bardzo dużo podobnych historii, jednak tę wersję uważam za najtrafniejszą do mojej opowieści.

Za wszystkie błędy przepraszam, bo chociaż poprawiałam ten rozdział z kilkanaście razy, to mam wrażenie, że się jakieś znajdą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro