Choroba

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W naszym umyśle siedzą najgorsze rzeczy. Umysł można bardzo łatwo skrzywdzić. Są psycholodzy ale i tak on już nie wróci do poprzedniej formy. I w sumie nikomu to nie przeszkadza bo to właśnie on nas kształtuje. Wszystkie wspomnienia wszystkie bóle, żale. To wszystko tworzy naszą osobę. A co gdyby usunąć to wszystko? Zacząć od nowa. Co by się stało? To jest możliwe? Rząd zaczął się nad tym zastanawiać. Czy jest możliwe usunąć wszystkie spaczone umysły z ludzkiego środowiska? Byłoby wspaniale czyż nie? Opracowano specjalny sposób naprawiania umysłów który zaczęto testowa na więźniach. Przestępca ma wystarczająco spaczony umysł by móc go naprawić. Owy sposób zadziałał. Umysły zostały naprawione. Zaczęto je wprowadzać do obiegu. Niestety po roku od użycia metody na więźniach zaczęło dziać się coś dziwnego... Skutki uboczne działania rządu były obrzydliwe. Ciało zaczynało się topić oczy zaczynały wypływać wszystko się rozpadało... Ale ci ludzie byli szczęśliwi. Zbyt szczęśliwi... To zdecydowanie nie powinno tak wyglądać. Ludzie zaczęli powoli zamieniać się w szczęśliwe zombie. Wszystkich ,, szczęśliwych " zamykano w izolatkach i próbowano zapomnieć rozpadowi ciała. Niestety za późno odkryto że ,,choroba" się przenosi... Ludzie starsi o wiele szybciej się rozpadali... Dzieci nie przechodziły tej choroby w tak drastyczny sposób i okazało się że choroba mija. Odzielonno dzieci w obozie za miastem. I tu właśnie jesteśmy. Od paru lat siedzimy w obozie. Mam 16 lat. Nie pamiętam momentu kiedy to wszystko wybuchło. Nie pamiętam też swoich rodziców. Ale nie przeszkadza mi to. Moją rodziną jest Arin i Ronwe. To z nimi tu siedzę. Arin też ma 16 a Ronwe jest od nas o rok starszy. Od jakiegoś czasu po obozie rozchodzi się plotka że zaczyna brakować jedzenia. Posiłki są coraz mniejsze. W mieście musiało się coś stać. Opiekują się nami Allen i Oliwia. Mają po 27 lat. To one zapewniają nam jedzenie uczą nas różnych rzeczy i wychodzą do miasta. Wyjechały tydzień temu do miasta ale jeszcze nie wróciły. Mam wrażenie że stało się coś złego. Ale nie możemy wyjść bo panuje choroba więc siedzę teraz na dachu jednego z naszych ceglanych budynków i patrzę na wierzowce miasta które po woli zarastają zielenią.

-Moonrock! Złaź z tamtąd!-ktos do mnie krzyczał. Zdecydowanie znałam ten głos. To Arin wolała mnie na posiłek

Po woli zsunęłam się po ścianie budynku i poszłam w stronę krzyczącej dziewczyny

-Już idę!

Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się ale po chwili nabrała złego wyrazu twarzy żeby mnie przestraszyć

-Gdzie ty się szwędasz całymi dniami he!?-zaczeła mnie karcić jak małe dziecko-martwiłam się o ciebie. Zaraz będzie obiad. Chodź.

Nie odzywałam się bo wiedziałam że i tak wygra tą sprzeczkę. Grzecznie poszłam za dziewczyną w stronę jadalni gdzie już siedziały inne dzieci czekające na posiłek. Kocham tych ludzi. Są tu osoby w przedziale wiekowym od lat 10 do 18. Mimo tej różnicy wieku dobrze się dogadujemy. Kiedy wszyscy już siedzieli oddział kuchenny rozdał każdemu posiłek. Był skromny. Ronwe który znajdował się w owym oddziale zawołał nas na słówko.

-Brakuje jedzenia-powiedział szeptem po czym otworzył drzwi do spiżarni. Była pusta... To nie wróżyło dla nas nic dobrego...

______________________________________
Oto mamy pierwszy rozdział. 507 słów myślę że starczy. Chętnie usłyszę wasze opinie na temat tego co na razie napisałam. Rozdziały raczej nie będą się pojawiać regularnie ale mam nadzieję że będziecie czekać
~Mooni~😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro