Rozdzał XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Connor pov

-ŻE CO?! - chyba Tails sobie żartuje. Rozłączyłem się. Spojrzałem na Shada. - Nie wiem jak ci łagodnie powiedzieć ale twój brat zniknęła z Tajfuna.
-Co. Proszę. Ja go kiedyś ukatrupie. Leć z Mariia ja znajdę tego kretyna.
-Uważaj...
-Ta, wiem. To równie dobrze może być już Dark - odparł. Można było usłyszeć lekki smutek w jego głosie.
-No właśnie - również trochę posmutniałem. - To powiedzenie - nic nie odpowiedział na moje słowa tylko lekko się w moją stronę uśmiechnął i ruszył.  Natomiast ja szybko odpaliłem silniki rakietowe mojego myśliwca i poderwałem się do lotu. Kierując się do mojego celu. Przypomniałem sobie o jeszcze jednym. Musze przekazać nowe instrukcje mojej jednostce.

Connor:Ustawić formacje V46!
Wszyscy:Rozkaz Sir!

Po ustawionego szyku skierowałem swoje słowa bezpośrednio do dwóch osob

Connor:Ghana! Resit!
Ghana:Zgłaszam się!
Resit :Również się zgłasza!
Connor:Zróbcie spore zamieszanie tak aby mnie nie dostrzegli. Mam ranną na pokładzie i nie zamierzam ryzykować zastrzelenia
Ghana:Przyjęłam
Connor:Na twoich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność Ghana. Przejmujesz dowodzenie podczas mojej nieobecności. Masz spore zadatki na dobrego dowódcę ale ty Resit będziesz jej pomagać. Przyjęliście.
Ghana i Resit:Tak
Connor:No to ruszać!

Rozłączyłem się z formacji. A Ghana zabrała się za robotę. Będę z niej ludzie. Wracając do Tajfuna cały czas miałem obraz strachu Shadow'a i ran Marii jakie posiadała i nadal jakie ma...
Kurwa, niech no tylko dorwe tą przeklętą Nemeziz. Zabije ją za to co zrobiła. Musze szybką Mariie odstawić aby się nią zajęli w skrzydle szpitalnym.

Dolatując do Tajfuna dostrzegłem nowe myśliwce, samoloty transportujące żołnierzy oraz z pięć nowych powietrznych statków Rebelii.

~Posiłki nareszcie przybyły - pomyślałem

Zacząłem się zbliżać do pasa na Tajfunie. Przygotowałem myśliwiec do lądowania i po 5 minutach moja maszyna stała twardo na pasie. Zacząłem wyłączyłem cały system. Otworzyłem kapsułe pilota. Szybko się odpiołem i odwróciłem się do mojej pasażerki. Już zaczynała lekko kontaktować ze światem.

-Connor'sama! - usłyszałem znajomy głos
-Cream? - odwróciłem się w kierunku króliczka. - Weź Marrie i opatrz dokładnie.
-Dobrze - zabierając Mariie ode mnie widać było, że nad czymś się jeszcze zastanawia. - A! Jeszcze jedno. Silver chciał z tobą pogadać. Jak to powiedział...na cito? Czy jakość tak. Jest u siebie
-Dobra. Dziękiza info - bez pożegnania skierowałem się do pokoju białego
(srebrnego)jeża. Byłem już pod jego drzwiami z zamiarem wejścia do środka  ale usłyszałem kobiecy płacz. To mnie powstrzymało

-S-Silver...ja...naprawdę...n...nie chciałam...PRZEPRASZAM!
-Spokojnie Blaze. Wszystko się jakoś ułoży-dobra zapukam. Dałem trzy razy sygnał w drzwi. - Proszę - delikatnie się wychyliłem. - To ty Connor! Właź.
-C-Connor? Proszę! Wybacz! Ja na prawdę nie chciałam! Nemeziz mnie zmusiła - wręcz rzuciła się na mnie, cały czas mnie przepraszająca
-Spokojnie Blaze. Wybaczam - jakoś starałem się ją uspokoić. - Przyszedłem tu bo Silver chciał ze mną pogadać.
-Tak. Jak tylko Blaze sie bardziej wcześniej się uspokoiła, powiedziała mi o jakiś tajemniczym symbolach na drzwiach Nemeziz gdzie przetrzymywała Mariie. Znajdowały się na nich dziwne ryciny i runy. Ale było tam coś jeszcze. Twój herb.
-Co? Herb rodowy Bleck'ów - zatkało mnie i to totalnie
-Hej? Connor! Co jest?!

Sonic pov

-Zabije Cię! Rozumiesz!
-Błagam Salli. Zrozum. Da się to jeszcze odkręcić ale proszę Cię. Poddaj się.
-Nigdy! Prędzej zginę
-Dobrze...Nie pozostawiasz mi wyboru Sally - skorzystałem ze zdolności Dark'a. Nie miałem przy sobie szmaragdu ale użyłem ala teleportacji, za jej plecy. W moje lewej dłoni pojawiła się ciemna wiązka mrocznej energii. - Wybacz mi oraz ŻEGNAJ - po prostu wyssałem z niej życie. Padła przede mną martwa.

~Ale z ciebie idjita Sonic. Zabij Connor'a...
-Zamknij się Dark. Nie zabije swojego przyjaciela, a jeśli chodzi o Sally...dla niej nie było już ratunku. Od kiedy przystąpiła do Nemeziz. Dzięki tobie, że cały do mnie wróciłeś otrzymałem twojej wspomnienia. Wiem, że od dłuszego czasu pracowała dla niej z własnej woli.
~Zamknij się
-W końcu cię zagiąłem - i zniknęł. Nagle usłyszałem znajomy mi głos

-No proszę. Kogo tu znalazłem.
-O Infinit. Co tu też chcesz mnie zaprowadzić do Nemeziz aby dokończyła to co zaczęła?
-Tak na prawdę to nie. Sam to dokończę - przede mną staną sam Mephiles. O nie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro