Rozdział VI《T.II》

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sonic pov

-No proszę, proszę. A kogo my tu mamy. Czy to nie sam Darck we własnej osobie?

Moim oczom ukazała się jakaś maziowata...jaszczurka? Nie jest to zbyt przyjemny widok. Spojrzałem na Connora. Zaczęł powoli się wzbudzać. Następnie swój wzrok delikatnie nakierowałem na luminary mojego brata i wywołałem kontrole chaosu. Już ich nie było. W ten sam czas jakże urocza jaszczurka zaczęła przybierać postać ...NEMEZIZ! CO TO JEST DO CHOKERY! CO TO MA ZACZĄĆ!

-Oj nie bój się. Jestem Nightmer, a nie mają panią Nemeziz. Przyszedłem tu po coś i już to mam. Mam tego mało ale powinno mi wystarczyć-uśmiechnęła się do mnie i ten uśmiech wcale mi się nie podobał
-Ale czego mało? I do czego Ci to jest potrzebne?-stałem w pogotowiu.

-"Błagam Connor obudzi się" powiedzałem do siebie odwracając się do w pół przytomnego przyjaciela

-To nie twój interes-odparła. Rzuciła się na mnie w postaci Nemeziz ale szybko z tej formy zrezygnowała(najwidoczniej nie podpasowało jej ciało swoje pani) i przeszła do swoje 'normalnej' formy.
Rozpoczęliśmy walkę pomiędzy sobą. Powoli zacząłem odczuwać czas użytkowania mocy chaosu i straconej podczas walk siły.

-"Musze szybko coś wymyślić, bo inaczej będzie nie ciekawie"-pomyślałem. Na leczenie nie ma czasu. A co raz bardziej czuje, że nie utrzymam swojej SF. Musze odesłać szmaragdy i zostaje mi tylko walka wręcz.-"No trudno. Raz się żyje"
Odesłałem klejnoty ode mnie. Teraz pozostaje mi tylko moja niezwykła  zwinność i szybkość. To musi mi na jaki czas wystarczy. No dopuki nie opadne z sił wcześniej.

Znów rozpoczęliśmy walkę pomiędzy sobą. Dość nierówna jak dla mnie ale to wojna...a dokładniej jej końcówka.  Moje zdolności osłabiły się podczas moich potyczek. To jaszczurzo-podobne coś jest jak na razie ode mnie szybsze i zwinniejsze. Byłem zmuszony do ucieczki w głąb lasu. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić pojawiła się nagle przede mną i swoim obrzydliwym pyskiem brutalnie wgryzła się w mój lewy bok.

-AAAAAA!-podniósł mnie i wgryzł się we mnie jeszcze głębiej. Zacząłem bardzo obficie krwawić. Rzucił mną o pobliskie skały. Traciłem coraz to więcej krwi. A co za tym szło? Powoli traciłem kontakt ze światem. Przez zamglone oczy dostrzegłem jak zaczęła ta bestia do mnie się zbliżać




-Nie wiesz jak wielki błąd popełniłeś walcząc ze mną-po ty słowach usłyszałem czyjeś doniosłe krzyki ale potem widziałem tylko i wyłącznie... ciemność

>ten sam czas co potyczka Sonica<

Shadow pov

Czułem, że coś złego dzieje mojemu bratu i bez wachania rozwaliłem jakieś szkło które mnie blokowało abym mógł się wydostać. Spojrzałem na podłogę leżały tam luminary. Bez namysłu je podniosłem i nałorzyłem na swoje nadgarstki. Poczułem tak jakby stabilizację i natychmiast teleportowałem się w miejsce gdzie powinien znajdować się Sonic. Zacząłem rozglądać się dokładnie za bratem. Dostrzegłem znaną mi sylwetkę jeża, która się powoli podnosił

-CONNOR!
-Shadow? Jak dobrze, że jesteś. Nie ma czasu na szczegółowe wyjaśnienia. Teraz liczy się tylko tyle, że Sonic jest w śmiertelnym zagrożeniu.
-Wiesz gdzie...
-AAAAA!
-BRACIE!

Nie czekając na przyjaciela ruszyłem w stronę krzyków. Zastałem tam nie przytomnego Sonica i coś jakby jaszczurke. Ale nie miało to dla mnie znaczenia czym to jest. Liczyło się tylko to, że chciało zabić mi brata. Z automatu wystrzeliłem pare set włuczni chaosu. To coś obejrzało się na mnie i zawarczało groźnie w kierunku moim oraz Connora. Nawet nie zwróciłem szczególnej uwagi, że mnie dogonił.

-Spróbuj tego jeszcze raz poczfaro, a obiecuje, że następnym razem trafię cie prosto w serce
-GHHHH! -po tym dziwnym warkocie rozpłyneła się.

Spojrzałem zdziwionym wzrokiem na przyjaciela, który trzymał w pogotowiu miecz. Nie musiał mi niczego wyjaśniać. Zrozumiał go bez słów

-Zabierz go z tąd jak najszybciej. On na pewno zaraz tu wróci.
-Ja....AAAAA!
-SHADOW!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro